- W empik go
Costello Brothers. Zemsta - ebook
Costello Brothers. Zemsta - ebook
Dla Annabell Moretti, córki jednego z bossów nowojorskiej mafii, świat oparty na przemocy i płatnym seksie nie jest niczym dziwnym – wychowała się w nim. Ale jako młoda dziewczyna marzy również o prawdziwej miłości, czułości i stworzeniu rodziny z wyjątkowym mężczyzną. Wkrótce jednak będzie musiała porzucić te naiwne plany – jej despotyczny ojciec już zdecydował za nią. Zaaranżowane małżeństwo z Matteo Costello ma przypieczętować sojusz dwóch potężnych rodzin Cosa Nostry. Tym samym Annabell staje się jednym z trybików w brutalnej machinie porachunków mafijnych. Tylko upór, odwaga i pewność siebie pomogą jej przetrwać w bezwzględnym świecie, gdzie zawsze wygrywa silniejszy. Czy zdoła uchronić najbliższych przed zemstą braci Costello? Ile będzie musiała poświęcić i jakich wyborów dokonać, by odmienić swój los?
„Zemsta” to bardzo udany debiut. Zaskakujący, trzymający w napięciu, niekiedy chwytający za serce. Niebanalna fabuła i lekki styl autorki sprawiają, że książka czyta się sama. Z ogromną niecierpliwością wyczekuję drugiego tomu.
Gorąco polecam!
Kinga Litkowiec
Gorący debiut!
Niesamowita historia, mocne charaktery, nieprzewidywalna fabuła, zaskakujące zwroty akcji i sekret, który zmieni wszystko.
Daj się wciągnąć do mrocznego świata mafii – po takiej podróży będziesz chcieć tylko więcej…
Kamila Wilk
Polska literatura kobieca, Erotyki i nie tylko
Historia, przez którą się płynie i która wciąga coraz bardziej z każdą przeczytaną stroną. Zemsta, nienawiść, miłość… a może coś jeszcze?
Polecam!
Anna Wolf
K.E. December to pseudonim literacki 33-letniej Kamili z Wrocławia. Na co dzień kochająca żona i matka. W wolnym czasie podróżuje i czyta. Marzycielka, ale również realistka, której motto brzmi: „Marzenia same się nie spełniają, o marzenia trzeba walczyć”. Pisze głównie romanse, ponieważ w temacie miłości, czuje się najlepiej.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-590-3 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W pierwszej kolejności chciałabym podziękować wydawnictwu Amare, które dostrzegło w historii Annabell i Matteo potencjał i zdecydowało się wydać moją debiutancką powieść, tym samym spełniając moje największe marzenie.
Dziękuję mojemu mężowi, który z całego serca wspierał mnie i dzielnie znosił humory, jakie towarzyszyły mi podczas pracy nad tą książką.
Podziękowania należą się również moim patronom. Wykonałyście kawał naprawdę dobrej roboty, wkładając całe serce w promocję tej powieści. Jesteście wspaniałe!
Jednak największe podziękowania należą się Wam, moi drodzy Czytelnicy, bo bez Was ta powieść nie ujrzałaby światła dziennego. Wspieraliście mnie od samego początku setkami komentarzy i wiadomościami. Dzięki Wam uwierzyłam w siebie i postanowiłam spróbować swoich sił w tym pięknym, literackim świecie.
A na koniec, bo oczywiście nie mogłabym o Was zapomnieć, dziękuję moim zaczytanym laleczkom – Kamili, Ani i Paulinie. Za wsparcie, tysiące wymienionych wiadomości. Za wirtualne picie „doku” oraz to, że nigdy we mnie nie zwątpiłyście. Takie przyjaciółki to prawdziwy skarb.PROLOG
TRZY MIESIĄCE WCZEŚNIEJ
ANNABELL
W życiu każdej dziewczynki, nastolatki bądź dorosłej kobiety przychodzi taki czas, w którym wyobraża sobie swój wymarzony ślub, piękną białą suknię, przystrojony kościół i najważniejsze – mężczyznę – kogoś, kto się nią zaopiekuje i pokocha bezgranicznie. I tak też było w moim przypadku. Już jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie przysłowiowego rycerza na białym koniu, który porywając mnie, uratuje przed życiem w tym okropnym, pełnym brutalności mafijnym świecie. Ale jak to się mówi „nadzieja matką głupich” i dzisiaj przyszedł dzień, w którym przekonałam się o tym dość brutalnie.
Wiedziałam, że coś jest nie w porządku w momencie, kiedy weszłam na teren naszej posiadłości i zobaczyłam dziesięć samochodów zaparkowanych pod domem. Wszędzie paliły się światła, a z wewnątrz dobiegały podekscytowane męskie głosy.
Ojciec nigdy nie załatwiał „interesów” w domu, więc musiało chodzić o coś naprawdę ważnego.
Zaciekawiona, szybkim krokiem popędziłam do salonu, gdzie zastałam ojca z wujem Giovannim i kilkoma nieznanymi mi osobami. Ucichli, kiedy zobaczyli, że weszłam do pomieszczenia.
– Idź na górę do pokoju! – warknął ojciec, a żyłka na jego szyi zaczęła pulsować.
– Okej – odpowiedziałam śpiewnym głosem, ale zamiast do pokoju, skręciłam w lewo i udałam się do kuchni. Byłam głodna i nie miałam zamiaru czekać, aż nasi goście opuszczą dom. Poza tym ciekawiło mnie, co takiego się wydarzyło, że ojciec zwołał do domu tyle osób.
Zrobiłam dwie kanapki z masłem orzechowym i już miałam wejść po schodach, kiedy w pół kroku zatrzymały mnie słowa Giovanniego:
– Wiem, że to jedyny dobry wybór, ale czy na pewno Jess jest odpowiednią osobą?
– Należy do rodziny jak każdy z nas i jej obowiązkiem jest poświęcić się dla dobra wszystkich. A skoro chłopaki Costello chcą przypieczętować rozejm ślubem, niech tak będzie – odpowiedział mu ojciec surowym tonem.
– Masz rację – westchnął wuj. – Każdy sposób na zakończenie tej wojny jest dobry. Poza tym to przystojni chłopcy, więc Jessica nie powinna narzekać.
Stałam i nasłuchiwałam ich rozmowy, ale teraz głosy były ściszone, więc nie rozumiałam reszty słów. Dopiero po chwili w pełni dotarło do mnie, o czym rozmawiali. Ojciec chce oddać moją siostrę w ręce Costello? Nie… nie mogłam na to pozwolić!
Wściekła ruszyłam w stronę salonu, ale nim zrobiłam trzy kroki, czyjeś ręce złapały mnie w pasie i uniosły w górę.
– Puść mnie! – wrzasnęłam i spróbowałam się wyrwać, jednak uścisk Tony’ego był zbyt silny. Nie miałam szans, więc po kilku próbach przestałam się szarpać.
Tony wbiegł po schodach, trzymając mnie na rękach, po czym poszedł prosto do mojego pokoju. Gdy tylko postawił mnie na podłodze, odwróciłam się do niego i krzyknęłam:
– Wiedziałeś, że ojciec chce oddać Jessicę do Nowego Jorku?
– A ty jak zwykle podsłuchiwałaś?
– Odpowiedz mi! – Ponownie krzyknęłam, ale jego potwierdzenie nie było mi potrzebne. Wszystko było widać w jego oczach.
Odsunęłam się od niego i usiadłam na łóżku. Oparłam łokcie na kolanach, a twarz ukryłam w dłoniach. Jeśli ojciec postanowił oddać moją siostrę w zamian za pokój, nic nie odwiedzie go od tej decyzji.
Tony przysunął sobie krzesło i usiadł na nim okrakiem, naprzeciwko mnie.
– Kim on jest? – zapytałam zdenerwowana. – Któremu z braci ma zostać oddana? Wiedziałam, że rodzina Costello jest dosyć liczna, ale nie znałam wszystkich jej członków.
– Matteo Costello to syn Dona Fredericka, szefa nowojorskiej rodziny – wahał się przez moment, po czym kontynuował: – Trzydziestojednoletni kawaler.
– Po moim trupie! Ona nie ma nawet dziewiętnastu lat!
Zerwałam się z łóżka i zaczęłam nerwowo chodzić po pokoju. Miałam ochotę wparować do salonu i powiedzieć ojcu, co o nim myślę. Jak on mógł? Jaki ojciec chce oddać swoją córkę, prawie trzynaście lat starszemu mężczyźnie? To jakiś chory żart.
Po chwili poczułam ciepłe ciało Anthony’ego za sobą. Odwróciłam się i wtuliłam w niego, szukając pocieszenia. W mojej głowie szalała burza myśli, musiałam zrobić coś, żeby Jess była bezpieczna. Wiedziałam, jak ważny jest ten sojusz i tylko jedno rozwiązanie przychodziło mi do głowy. Prawdopodobnie najgłupsze ze wszystkich, ale dla niej zrobię wszystko. Po śmierci matki to ja wzięłam na siebie wychowanie siostry i moim obowiązkiem było zapewnienie jej bezpieczeństwa.
– Wiem! – Wyrwałam się z objęć przyjaciela i ruszyłam w stronę drzwi. – Ja to zrobię. Ja wyjdę za tego Matteo i tym sposobem Jess zostanie w domu, bezpieczna.
– Bella, zaczekaj, nie możesz tego zrobić. – Złapał mnie za rękę mocno i przyciągnął do siebie. Jego twarz przybrała mroczny wygląd, a uchwyt był na tyle silny, że byłam pewna, iż na mojej ręce pojawią się sińce. – Nic o nim nie wiesz.
– Więc mi powiedz, do cholery! – krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku.
Odwrócił się i podszedł do okna. Powoli zbliżyłam się do niego i usiadłam obok na łóżku. Moja cierpliwość zaczynała się kurczyć.
– Nie mam czasu na głupie pogawędki, jeśli zaraz nie zaczniesz mówić, idę prosto do ojca.
– To potwory, Annabell.
Patrzyłam na niego, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Nachyliłam się w jego stronę, ręką dając znać, żeby kontynuował, ale on nie patrzył na mnie. Odwrócony w stronę okna, wyglądał, jakby nad czymś rozmyślał, po chwili, która zdawała się wiecznością, odwrócił się do mnie i zaczął mówić:
– Rodzina Costello znana jest z ogromnej brutalności. A najbardziej niebezpiecznymi jej członkami są bracia: Marco, Matteo i Marcello. Uwielbiają władzę, jaką posiadają i używają jej do swoich najróżniejszych gier. Znajdują ludzką słabość, a później dla zabawy wykorzystują. Zabijają i gwałcą. Ostatnia kobieta związana z jednym z nich próbowała popełnić samobójstwo. Z pozoru normalni mężczyźni w głębi duszy są prawdziwymi diabłami. A Matteo prawdopodobnie jest tym najgorszym. Nie pozwolę, żeby to przydarzyło się tobie.
– Ale pozwolisz, żeby zrobili to Jess?
Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. Naprawdę chciał poświęcić moją siostrę, żebym była bezpieczna? Ja na to nie pozwolę. Tym bardziej po tym co powiedział, wiedziałam, że nie mogę pozwolić, żeby moja słodka siostrzyczka trafiła w ich ręce. Wstałam i ujęłam jego dłoń, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w głowę. Wiedziałam, że to dla niego trudne, ale ja już podjęłam decyzję i za nic nie zmienię zdania.
– Przykro mi – powiedziałam, po czym odwróciłam się i wyszłam.
Nie mogłam pozwolić, aby mojej siostrze przydarzyło się coś złego. Dopóki mam coś do powiedzenia w tej kwestii, zrobię wszystko, żeby Jessie była bezpieczna.
W salonie było więcej osób niż wcześniej. Każdy z mężczyzn trzymał szklankę z brązowym płynem, a w powietrzu dało się wyczuć zapach alkoholu. Znalazłam ojca i ruszyłam prosto do niego.
Stał oparty o kominek, patrzył niezadowolonym wzrokiem, ale nie skrytykował mojego wejścia. Zapewne spodziewał się, że prędzej czy później wpadnę z awanturą.
– Musimy porozmawiać – warknęłam. Wiedziałam, że później przyjdzie mi zapłacić za ton, jakim się odezwałam, ale w tamtej chwili nie obchodziło mnie to.
– U mnie w gabinecie.
Rozejrzał się na boki, po czym ujął mnie za ramię i wyprowadził z salonu. Jak tylko zamknął za nami drzwi od gabinetu, doskoczyłam do niego i zaczęłam krzyczeć:
– Jak możesz oddawać Jess takiemu tyranowi! To twoja córka!
– Jeśli się nie uspokoisz, zapomnę na chwilę, że ty też nią jesteś! – Wyszarpał rękę z mojego uchwytu i usiadł za biurkiem. – Wiesz, jak ważny jest dla nas sojusz z Nowym Jorkiem. Triada przejmuje wszystkie nasze interesy, jesteśmy bankrutami, Anna, więc cokolwiek powiesz, nie zmienię zdania.
Znałam ojca aż nadto, wiedziałam, że kiedy coś postanowi, nikt ani nic nie zmusi go do zmiany decyzji. Zamknęłam więc oczy i wzięłam głęboki oddech.
– Ja to zrobię, wyjdę za tego Costello, ale pod warunkiem, że Jess zostanie w domu i będzie bezpieczna.
Spojrzał na mnie z podstępnym uśmiechem, jakby dokładnie wiedział, że tak potoczą się sprawy. Przeszedł mnie dreszcz i oblał zimny pot, ale stałam z uniesioną głową i patrzyłam ojcu prosto w oczy, tak samo zielone jak moje, ale równocześnie tak inne.
– Dobrze, skoro tego chcesz, to niech tak będzie. – Wstał, podszedł do mnie i poklepał po ramieniu. – Jednak pamiętaj o jednym, Annabell. Costello nigdy, ale to nigdy nie będą naszymi sojusznikami, a ty zawsze pozostaniesz Moretti. Będziesz moimi oczami i uszami w ich domu. A kiedy nadejdzie odpowiedni czas, wykorzystamy twoją wiedzę przeciwko nim. Dopiero wtedy Jessica będzie bezpieczna.
Roześmiał się, wychodząc z gabinetu. A ja jeszcze przez długi czas słyszałam jego śmiech, kiedy stałam i zastanawiałam się, co ja właśnie, do cholery, zrobiłam.
Z własnej woli oddałam się mężczyźnie, którego nie znam i który zapewne zmieni moje życie w koszmar. Mężczyźnie, którego mam szpiegować i który zabije mnie, kiedy się o tym dowie. Czy to było tego warte? Tak, jeśli Jessica pozostanie bezpieczna.
Żegnaj, idealny ślubie. Żegnaj, rycerzu na białym koniu, a przede wszystkim żegnaj, wolności.ROZDZIAŁ 1
ANNABELL
Siedziałam wpatrzona w lustro wiszące na szafie na wprost mnie i zastanawiałam się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nadszedł dzień, w którym poznam mojego przyszłego męża i byłam tym faktem przerażona.
Przez ostatnie trzy miesiące próbowałam żyć jak dawniej, nie myśląc o tym, co mnie czeka. Dopiero wieczorami, kiedy zostawałam sama, pogrążałam się w myślach, a moje oczy wilgotniały od łez.
W tym czasie przeszukiwałam Internet, aby dowiedzieć się czegoś więcej o rodzinie Costello, ale poza kilkoma zdjęciami w towarzystwie polityków, biznesmenów bądź ich pięknych córek, nie znalazłam nic ciekawego. Nie dziwiło mnie to, w końcu w mafijnym świecie unikanie mediów to coś naturalnego. Jednak mimo to codziennie włączałam komputer, żeby sprawdzić, czy pojawiło się coś nowego.
– Annabell, już czas – odezwał się ojciec, bez pukania pojawiając się w drzwiach mojej sypialni.
Wstałam z łóżka, zakładając sportową torbę na ramię i ruszyłam w stronę drzwi. W oddali było słychać płacz mojej siostry. W moich oczach także pojawiły się łzy. Zamrugałam kilka razy, aby pozbyć się dowodów słabości i ruszyłam w stronę ojca.
– Przestań się mazać, w końcu sama tego chciałaś. Weź się w garść, do cholery, i zejdź na dół. Costello już na ciebie czeka – warknął, idąc w stronę schodów.
Trzy miesiące temu, po wielu latach wojen pomiędzy moją rodziną a jedną z najsilniejszych mafijnych rodzin w całych Stanach Zjednoczonych, zapanował upragniony sojusz. W ramach ugody ojciec zaproponował jedną ze swoich pięknych córek jako małżonkę któregoś z braci Costello.
Nie chciałam wyjeżdżać z New Jersey, nie chciałam opuszczać mojej młodszej siostrzyczki, a przede wszystkim nie chciałam brać tego okropnego ślubu. Jednak ojciec nie pozostawił mi wyboru. Mogłam to być ja lub moja siostra Jess, a na to drugie nie mogłam pozwolić. I oto ubrana w zbyt obcisłą sukienkę, wymalowana jak wielkanocna pisanka, szłam poznać mojego przyszłego męża.
Z każdym mijanym stopniem płacz Jessiki nasilał się coraz bardziej. Ten dźwięk łamał mi serce. Moja siostra i zarazem najlepsza przyjaciółka nie potrafiła poradzić sobie z moim wyjazdem. Gdyby tylko wiedziała, że w pierwszej kolejności to ją ojciec postanowił oddać rodzinie Costello…
On tego nie wiedział, przecież nigdy nie interesował go los swoich córek, ale Jess była zbyt niewinna na ten cały mafijny syf. Dlatego mimo mojej niechęci do tych ludzi i strachu, jaki czułam, zaproponowałam im siebie. Teraz Jess ma szansę na spokojniejsze życie. Jeśli jej się poszczęści, znajdzie miłość, poślubi jakiegoś drętwego lekarza i wspólnie z nim zamieszka w ładnym domu, z białym płotem. Kolejne marzenia, no ale cóż, ludzie stworzeni są do tego, aby marzyć.
Zrobiłam kolejny krok i zachwiałam się. Piętnastocentymetrowe szpilki oraz sukienka tak ciasna, że mogłaby być moją drugą skórą, utrudniały normalne zejście po schodach. Przytrzymałam się poręczy i zaciskając zęby, pokonałam resztę stopni.
W salonie panował harmider, co chwilę ktoś wchodził i wychodził. Widać było zdenerwowanie ludzi podlegających ojcu. Przyjazd rodziny Costello to coś wielkiego, więc każdy na jakiś sposób był tym podekscytowany. Każdy, tylko nie ja. Na sofie siedziała moja macocha Melissa oraz siostra Jessica. Podeszłam do nich wolnym krokiem, uważając, żeby nie połamać nóg na tych szczudłach. Jess pociągała nosem, jej oczy były napuchnięte i zaczerwienione. Ja zapewne wyglądałabym tak samo źle, gdyby nie makijaż, jaki nałożyła mi Mel godzinę temu.
Moje naturalnie kręcone blond włosy były wygładzone prostownicą. Oczy podkreślone zbyt dużą ilością niebieskiego cienia, sztuczne rzęsy i tona podkładu, która rozświetlała i wygładzała moją już i tak idealną cerę. Czarna obcisła sukienka kończąca się tuż pod tyłkiem i czerwone szpilki dopełniały całość. W tym ubiorze wyglądałam jak dziwka, ale według ojca powinnam ubrać się jak na „kobietę” przystało, a nie na dziewczynkę w spranych dżinsach, jak wyglądałam na co dzień. Melissa słysząc jego słowa, wykorzystała sytuację i zabrała mnie na zakupy, aby wymienić moją garderobę, a przy okazji kupić sobie kilka niepotrzebnych rzeczy.
– Nie mogę uwierzyć, że wyjeżdżasz – wyjąkała Jess, pociągając nosem, kiedy podeszłam do nich.
Spojrzałam na nią i uśmiechając się, powiedziałam:
– Nowy Jork nie jest daleko, poza tym będziemy codziennie rozmawiać przez telefon – zapewniłam, łapiąc ją za rękę i przyciągając do siebie. Próbowałam ją jakoś pocieszyć, ale może tak naprawdę pocieszałam siebie?
Siedziałyśmy przytulone przez długi czas, dopóki do salonu nie weszło kilku mężczyzn. Na ich czele szedł ojciec z braćmi Costello. Było ich dwóch. Z tego co udało mi się znaleźć w Internecie, domyślałam się, że to Matteo i Marcello, ale nie byłam do końca pewna.
– Annabell, podejdź do nas – powiedział, nawet na mnie nie patrząc.
Puściłam rękę siostry i na drżących nogach wstałam z kanapy. Jeden krok, drugi, trzeci… Uniosłam głowę i stanęłam twarzą w twarz z samym diabłem.
Matteo Costello to naprawdę przystojny mężczyzna. Kruczoczarne włosy, krótko przystrzyżone po bokach i nieco dłuższe na czubku głowy. Tak samo ciemne oczy, w których nie odbijały się żadne uczucia. Ciemna opalenizna, którą o tej porze roku na pewno zawdzięczał solarium. Nic dziwnego, że od lat bezskutecznie próbowały go uwieść celebrytki, córki polityków czy zwykłe, przypadkowe panny. Tylko czym jest wygląd, skoro charakter pozostawia aż tak wiele do życzenia? Jeden z trzech synów szefa włoskiej rodziny mafijnej, pochodzącej z Nowego Jorku. Brutalny, bezlitosny człowiek z kamiennym wyrazem twarzy i jeszcze twardszym sercem.
– Moja córka, Annabell – odezwał się ojciec, klepiąc Matteo po ramieniu.
Mężczyzna kilkakrotnie przesunął wzrokiem po moim ciele i zatrzymał się na twarzy.
– Ujdzie – powiedział lekceważąco.
Parsknęłam pod nosem na jego niemiłą odpowiedź. Nigdy nie uważałam się za piękność, ale jego słowa były co najmniej niegrzeczne. Spojrzałam w stronę Melissy, uśmiechając się kpiąco.
Zmarnowała godziny na – według niej – zrobienie mnie na bóstwo, ale uzyskała zupełnie odwrotny efekt.
– No wiesz, ty też nie zachwycasz, ale nie można mieć wszystkiego – mruknęłam pod nosem na tyle głośno, żeby usłyszeli każde moje słowo.
– Anna – syknął ojciec.
– No co? Melissa spędziła godziny na wybieraniu sukienki, a później drugie tyle robiąc to. – Wskazałam ręką moje włosy i twarz. – Pozwolisz na to, żeby w ten sposób…
Tata chrząknął znacząco, dając mi do zrozumienia, że zachowuję się dziecinnie. Odwróciłam się więc w stronę mężczyzn z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Przepraszam – prychnęłam.
– Jestem Marcello, miło mi cię poznać.
Drugi z braci wyciągnął rękę w moim kierunku. Wyglądał jak młodsza kopia starszego. Tyle że w jego oczach nie było tej bezwzględności, którą widziałam, patrząc na Matteo.
– Mnie również.
Próbowałam uśmiechnąć się szczerze, ale przy tych mężczyznach każdy mój ruch wydawał się wymuszony. Onieśmielali mnie, sprawiali, że czułam się mała, bezbronna i bardzo nie podobało mi się to uczucie. Cholerny Tony i jego głupie historyjki!
– Idź do siostry. Zawołam cię, kiedy skończymy omawiać szczegóły – warknął ojciec wyraźnie niezadowolony moim zachowaniem.
Jego twarz przybrała odcień fioletu, a mięsień na twarzy nerwowo drgał. Wiedziałam, że zaczął żałować, że to ja, a nie Jess została przedstawiona braciom.
Odwróciłam się, żeby jak najszybciej znaleźć się z dala od ich towarzystwa. Jednak pech chciał, że przez piętnastocentymetrowe szpilki moje nogi wygięły się i runęłam jak długa. Na szczęście, zanim uderzyłam twarzą w podłogę, czyjeś silne ręce złapały mnie i mocno przytrzymując, postawiły do pionu. Mój wybawiciel wciąż mnie trzymał z troską, jakby bał się, że upadnę, gdy tylko mnie puści.
Może jednak ma coś z rycerza? Kiedy tylko te myśli pojawiły się w mojej głowie, odepchnął mnie i zrobił krok do tyłu, przez co zachwiałam się na nogach, prawie upadając ponownie. Nie, zdecydowanie żaden z niego rycerz. Spojrzałam mu w oczy, a jego mina sprawiła, że ja również się cofnęłam. Nienawiść? Czy właśnie to uczucie zobaczyłam na jego twarzy? Ale przecież to nie miałoby sensu, ten facet nawet mnie nie znał. Nie mógł więc mnie nienawidzić, zresztą czy to nie oni naciskali na ten ślub?
Odwrócił się i spojrzał na brata, a kiedy nasze spojrzenia ponowie się spotkały, na jego twarzy nie było żadnych uczuć, tylko ta maska zimnego, bezwzględnego drania, z której słynął. Czułam, że moje policzki pokrywają się rumieńcem. Spuściłam głowę i mamrocząc, przeprosiłam go, po czym pomaszerowałam w kierunku siostry, ale po drodze zmieniłam zdanie.
Obok wielkiego wykuszowego okna stał Anthony z jakimś mężczyzną. Podeszłam do nich i od razu zostałam porwana w ramiona tego pierwszego. Spojrzał znacząco na towarzysza, a ten bez słowa odszedł, zostawiając nas samych.
– Twój ojciec popełnia cholerny błąd. Nigdy nie powinien się godzić na ten ślub – powiedział, wciąż wtulając twarz w moje włosy.
Anthony Russo, nie licząc mojej siostry, był moim jedynym przyjacielem. Najmłodszy syn Giovanniego, prawej ręki mojego ojca. Wychowywaliśmy się razem i łączyła nas dziwna więź, która musiała się natychmiast skończyć.
– Nie powinniśmy się przytulać, ojciec wpadnie w szał, jeśli ktoś zauważy, jak się zachowujemy – powiedziałam, odsuwając się od niego delikatnie.
Nie chciałam go ranić, ale ktoś mógłby opacznie zrozumieć naszą zażyłość. Czułam się niezręcznie w jego ramionach ze świadomością, że mogą patrzeć na nas Costello i ich ludzie.
– Gówno mnie obchodzi, co pomyśli twój ojciec! – warknął głośno.
Byłam pewna, że najbliżej stojące osoby słyszą całą naszą rozmowę. Spojrzałam w jego piwne oczy, uśmiechnęłam się i ściszając głos, powiedziałam:
– Wszystko będzie dobrze, Tony.
Sama nie byłam tego pewna, ale zapewnienie go o tym było teraz moim priorytetem. Jego twarz wykrzywiała się ze złości i zaczął nerwowo chodzić w kółko. Bałam się, że takie zachowanie może zerwać ten kruchy sojusz. A ponieważ coraz więcej osób zaczęło zerkać w naszą stronę, złapałam go za rękę, powstrzymując jego marsz.
– Musisz się uspokoić, nic dobrego nie przyjdzie z twoich nerwów– szepnęłam. – Proszę, zrób to dla mnie.
Zatrzymał się, patrząc mi przez ramię w kierunku mojego taty.
– Jasne, Bella, przepraszam, nie chcę narobić ci kłopotów. – Zamknęłam oczy i mimo że nienawidziłam, kiedy mówił do mnie Bella, odetchnęłam z ulgą.
– Kocham cię, Tony. – Poczułam pod powiekami łzy, które z trudem powstrzymałam przed wypłynięciem.
– Kocham cię bardziej – odparł i zabrał rękę z mojej dłoni, pozwalając mi odejść.
***
Przed domem stały trzy czarne escalade, a obok aut sześciu mężczyzn w dopasowanych czarnych garniturach. Wyglądało to jak scena _Facetów w czerni_. Chociaż co ja tam mogę wiedzieć, przecież nie oglądałam tego filmu.
Ojciec szedł przodem z braćmi, a ja razem z Dario – przydzielonym mi ochroniarzem – taszczyliśmy ciężkie torby. Dookoła było wielu mężczyzn, ale nikt nie zaproponował pomocy z kilkukilogramową walizką. Nie ma co, otaczali mnie sami dżentelmeni.
– Jedzie z tobą – odezwał się do brata Matteo, po czym wsiadł do pierwszego suva i ruszył, nawet się nie żegnając. Mój przyszły mąż jest niekulturalnym dupkiem.
Wyminęłam wszystkich i kiedy chciałam wsiąść do auta, usłyszałam otwierane drzwi i ciężkie kroki kogoś biegnącego po schodach. Pomyślałam, że to Jess mimo zakazu ojca biegnie, żeby się ze mną pożegnać, ale był to ktoś inny.
– Bella, zaczekaj! – krzyknął Anthony i podszedł do mnie szybkim krokiem, odciągając na bok, żeby nikt nas nie słyszał.
– Pamiętaj, co ci o nich mówiłem. Mogą wydawać się mili, ale to największe sukinsyny całego wschodniego wybrzeża. Nie daj się im omamić. Porozmawiam z twoim ojcem, spróbuję go od tego odwieść. – Pocałował mnie w czoło. – Uważaj na siebie.
Znowu poczułam pod powiekami łzy, a gula formująca się w gardle nie pozwoliła mi się odezwać. Pokiwałam więc tylko głową i wsiadłam do auta, zostawiając za sobą moje miasto, dom i rodzinę.
***
Podróż do Nowego Jorku, z reguły krótka, teraz wydawała się ciągnąć godzinami. Siedziałam skulona na tylnym siedzeniu cadillaca, słuchając muzyki przez słuchawki.
Po godzinie jazdy poprosiłam o postój na stacji, wykręcając się potrzebą skorzystania z toalety. Prawda była jednak taka, że oddalając się od domu, czułam coraz większy strach. Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, inaczej udusiłabym się z nadmiaru paniki.
Toaleta była obskurna, pokryta wszelkiego rodzaju brudem i śmierdząca moczem. Myjąc ręce, patrzyłam w odbicie dziewczyny, która wydawała mi się zupełnie obca. Kłamstwa, którymi od dziś będę karmić moją rodzinę oraz przyszłego męża, już teraz kłuły mnie w serce. Czy kiedykolwiek spojrzę w lustro i zobaczę dawną siebie? Uśmiechniętą, bez konieczności oszukiwania i uszczęśliwiania wszystkich, poza samą sobą?
– Annabell, pośpiesz się! Nie mamy czasu, żeby siedzieć na tym zadupiu.
Przez drzwi usłyszałam głos Dario. Przewróciłam oczami, zakręcając kran z wodą. Nigdy go nie lubiłam. Ten niespełna czterdziestoletni żołnierz ojca był jednym z najbardziej ponurych ludzi, jakich znałam. Kilkakrotnie słyszałam jego niestosowne oraz wredne odzywki skierowane do Jess. Jednak kiedy powiedziałam o tym ojcu, zwyczajnie mnie olał, mówiąc, że kobiety powinny wiedzieć, gdzie jest ich miejsce. Otworzyłam drzwi i nie patrząc na niego, ruszyłam w stronę parkingu.
– Powiedz mi, że nie byliście razem w kiblu. –Podskoczyłam, słysząc głos Marcella, który stanął przede mną, patrząc wściekle na mojego ochroniarza. – Mojemu bratu nie spodoba się informacja, że jego przyszła żona zabawia się z innym, w dodatku w obskurnym kiblu. – Pokręcił głową, a jego wzrok przeskakiwał z Daria na mnie i z powrotem. Tak bardzo przypominał Matteo, że aż zadrżałam ze strachu.
– Powiedz, Annabell, lubisz zabawy w takich spelunach? Może Matteo powinien pokazać ci niektóre z naszych burdeli?– Uśmiechnął się szyderczo.
– Pieprzony dupku! Myślisz, że kim ty jesteś? – Zrobiłam krok w jego stronę.
Ledwo wyjechaliśmy z Jersey, a Costello już pokazuje swoje prawdziwe oblicze, ale nie ze mną takie numery. Nie pozwolę sobą pomiatać. Nikt, a szczególnie nie jakiś dupek, który nic o mnie nie wie, nie będzie mnie traktować w taki sposób.
Zrobiłam kolejny krok, jednak moja odwaga była tylko na pokaz. W głębi duszy czułam się przerażona i on to wiedział. Świadczył o tym zarozumiały uśmiech, który pojawił się na jego twarzy.
– Daj spokój i wsiadaj do wozu, mała. Wieczorem jestem umówiony na głębokie gardło, więc muszę szybko cię odstawić do domu. – Poruszył brwiami i parsknął śmiechem, widząc moją zdegustowaną minę. – Dwie osoby mogą zagrać w tę grę.
– Niestety, ale muszę cię rozczarować – powiedziałam poważnym głosem, patrząc w jego ciemne oczy. Śmiech zamarł mu na ustach. – Słyszałam o twoich małych problemach. – Wzrokiem wskazałam jego krocze. – W tym przypadku głębokie gardło nie zadziała, no wiesz, w sensie, że nie będzie głębokie. Przykro mi.
Uśmiechnęłam się współczująco, ale w głębi duszy byłam z siebie cholernie dumna. Uniosłam wzrok i spojrzałam w jego oczy, mina Marcello nie zdradzała niczego. Pewny siebie zrobił krok w moim kierunku i stanął tak blisko, że poczułam jego oddech na twarzy.
Zaczęłam się zastanawiać, czy aby nie przegięłam. Może facet naprawdę ma małego i ogromne kompleksy z tego powodu, a może zwyczajnie nie lubi tego typu żartów. Zrobiłam krok w tył, kiedy chłopak wciąż patrzył mi prosto w oczy, doszukując się czegoś. Po czym wybuchnął gromkim śmiechem i objął mnie ramieniem.
– Już wiem, że się polubimy, mała. – Cały czas się śmiejąc, zaprowadził mnie w stronę auta.
Reszta drogi minęła w ciszy. Patrzyłam, jak Dario coraz bardziej kręci się na siedzeniu, jakby w tyłku miał owsiki czy jakieś inne dziwne robale. Co rusz zerkał na swój zegarek. Jego nerwowość zaczęła udzielać się i mnie, przez co do krwi obgryzłam wszystkie paznokcie u palców, a po czerwonym lakierze, który użyła Mell, robiąc mi manicure, nie było śladu.
Bycie szefem mafii nauczyło ojca ostrożności. Ostrożność ta zamieniła się w paranoję. Dlatego, mimo zawartego sojuszu i oddaniu mnie jak starą, znudzoną zabawkę, nie pozwolił wyjechać mi samej. Tak oto Dario przez następne pięćdziesiąt osiem dni będzie mieszkać w Nowym Jorku. Jako mój ochroniarz miał spędzać ze mną każdą chwilę, a wieczorami meldować się ojcu. W normalnych okolicznościach byłoby mi go żal, ale wszystko, co mnie spotkało, nie należało do normalności. Ja zostałam postawiona przed faktem i nikt nie pytał o moje zdanie ani mnie nie żałował.
Na podziemnym parkingu było ciemno. Ubrana w gruby, ciepły płaszcz zadrżałam z zimna, a może ze strachu. Prowadzona przez dwóch mężczyzn podążałam do prywatnej windy. Z każdym mijanym piętrem mój oddech stawał się szybszy, czułam nadchodzący atak paniki. Zamknęłam oczy, próbując doprowadzić się do porządku. Po jednej z najdłuższych minut mojego życia drzwi się otworzyły, ukazując mój nowy dom i nowe więzienie.
Apartament miał dwie kondygnacje i mieścił się na ostatnim piętrze wieżowca. Musiał kosztować fortunę, co tylko potwierdzało, jak dobrze powodziło się rodzinie Costello. Nic więc dziwnego, że ojciec planował przejąć ich interesy. Dla niego zawsze liczyły się pieniądze.
W ogromnym salonie większość pomieszczenia zajmowała czarna skórzana sofa w kształcie litery „U”. Na ścianie wisiał co najmniej sześćdziesięciocalowy telewizor, a w rogu stał piękny, nowoczesny kominek, który dodawał trochę ciepła temu zimnemu, męskiemu wnętrzu. Jednak zdecydowanie największą zaletą pomieszczenia były ogromne panoramiczne okna, zajmujące całą ścianę. Podeszłam bliżej. Widok na Central Park był spektakularny i mimo mojego strachu przed wysokością wiedziałam, że będę często spoglądać na panoramę miasta.
Kolejną rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, był brak jakichkolwiek osobistych detali. Na ścianach nie wisiały fotografie, na komodach nie stały żadne pamiątki. Mieszkanie wyglądało, jakby nie było zamieszkane, jakbym patrzyła na katalog reklamowy. Zimne i bezduszne – dokładnie takie, jak jego właściciel.
– Napijesz się czegoś? – Z rozmyślań wyrwał mnie głos Marcello.
– Tak, poproszę. – Ściągnęłam płaszcz i położyłam go na oparciu sofy. – Gdzie mogę zostawić swoje rzeczy?
Zsunęłam buty z nóg, czując ogromną ulgę po kilku godzinach noszenia zbyt wysokich szpilek i uniosłam nogę, aby rozmasować bolące palce.
– Chodź, pokażę ci twój pokój.
Kuśtykając, poszłam za nim, obiecując sobie nie zakładać nigdy więcej takich butów.
Sypialnia, w której zostałam ulokowana, niczym nie różniła się od reszty mieszkania. Ściany w odcieniach szarości, pozbawione dodatków przyprawiały o dreszcze. Białe, minimalistyczne meble oraz ogromne łóżko, które zapraszało mnie do siebie. Moje trzy walizki stały otwarte na podłodze, a zawartość sportowej torby została wysypana na łóżku.
– Dlaczego moje bagaże są otwarte? – zapytałam rozdrażnionym głosem.
Podeszłam do łóżka i zaczęłam wkładać ubrania do torby, niezadowolona z tego, że ktoś mógł dotykać mojej bielizny.
– Rozumiem, że mieszkając tutaj, nie mogę liczyć na żadną prywatność?!
– To ze względów bezpieczeństwa. – Marcello usiadł na łóżku, wziął do ręki jakąś świecącą kieckę i oglądał z każdej strony. – Twoja rodzina przez wiele lat była naszymi wrogami, zaufanie nie pojawia się z dnia na dzień. Tak samo jak ty nie ufasz nam, my nie ufamy tobie. Nie bierz tego do siebie, skarbie. – Westchnął, przeczesując ręką włosy. – Ciesz się, że nie zostałaś przeszukana. – Zmierzył mnie wzrokiem i dodał:– Pod tą spódnicą raczej nie zmieścisz broni.
– Sukienką – poprawiłam go.
– Co? – Patrzył, jakby urosła mi druga głowa.
– Nieważne. – Podeszłam do okna. Poczułam zawroty głowy, kiedy spojrzałam w dół. Ciekawe, czy upadek z takiej wysokości byłby bolesny? – Po co to wszystko? – Wskazałam głową w kierunku walizek. – Myślałeś, że co tam znajdziesz? Broń? Przecież jest tutaj Dario, a on ma broń. Gdyby…
– Musisz się jeszcze dużo nauczyć. – Z szerokim uśmiechem na ustach przerwał mi i rzucił we mnie jedną z bluzek, które Melissa zapakowała do mojej torby. – Chodź, mam ochotę na tłustą kolację, ty na pewno też jesteś głodna.
Rzeczywiście, kiedy wspomniał o jedzeniu, mój żołądek głośno zaburczał, na co chłopak roześmiał się głośno.
Kuchnia wyglądała jak marzenie każdego miłośnika gotowania. Modna, ponadczasowa i bardzo szykowna, utrzymana w czerni z dodatkami drewna. Świecące sprzęty ze stali nierdzewnej wyglądały na nigdy nieużywane, co mogłoby mieć sens, bo bracia nie wyglądali, jakby umieli gotować.
– Zobaczymy, co my tutaj mamy. – Marcello otworzył dużą dwudrzwiową lodówkę i cicho się zaśmiał. – Niestety, musimy zadowolić się pizzą.
Wychyliłam się przez jego ramię, zaglądając do środka. Poza kilkoma butelkami wody i zgrzewką piwa lodówka świeciła pustkami.
– Mój brat rzadko bywa w domu, zapewne jutro zleci komuś zrobienie zapasów, śmierć głodowa ci nie grozi. – Wyciągnął telefon z kieszeni spodni i zamówił jedzenie.
– Więc nie mieszkacie razem? – Usiadłam przy wyspie kuchennej i zaczęłam bawić skórką przy paznokciu. Moje dłonie nie wyglądały kobieco, obgryzione i zakrwawione paznokcie, ohyda!
– Nie, mała. Kocham moich braci, ale nie dałbym rady mieszkać z nimi pod jednym dachem. Wszyscy mamy osobne mieszkania. – Chwycił dwa piwa i trzasnął drzwiami lodówki. – Idziesz? – Ruszył w stronę salonu, a ja na obolałych nogach poczłapałam za nim.
Pół godziny później, jedząc trzeci kawałek pizzy i popijając go colą, usłyszałam dźwięk windy. Zesztywniałam, niemal pewna, kto zaraz wejdzie do mieszkania, i szczerze powiedziawszy, nie miałam najmniejszej ochoty przebywać z tą osobą w jednym pomieszczeniu.
Marcello mógł mieć trudny charakter, ale był dla mnie miły i czułam, że mogę się z nim dogadać. Wiedziałam, że z jego bratem nie pójdzie mi tak łatwo.
Wszedł pewnym siebie krokiem, rozglądając się po salonie. Jednym ruchem ręki ściągnął bluzę, ukazując umięśnione ramiona pokryte licznymi tatuażami. Boże, miej mnie w opiece. Ten facet był naprawdę nieziemsko przystojny. Zawstydzona odwróciłam wzrok, bo zostałam przyłapana na obserwowaniu go.
– Gdzie twój człowiek? – Rozsiadł się wygodnie i urywając kawałek pizzy, położył nogi na szklany stoliku.
W całym tym zamieszaniu i nerwach zupełnie zapomniałam o Dario, który powinien cały czas kręcić się obok mnie, a przynajmniej takie rozkazy dał mu mój ojciec. Rozkazy, z których nie wywiązywał się już pierwszego dnia. Wzruszyłam ramionami, przeżuwając jedzenie, które na sam jego widok niebezpiecznie zaczęło rosnąć w moich ustach. Po raz kolejny obejrzał mnie od stóp do głowy i z widocznym niezadowoleniem przyjrzał się mojej sukience. Witaj w klubie, mnie też nie podoba się ta kiecka – pomyślałam.
– Za chwilę będę miał gości. Powinnaś się przebrać w coś bardziej odpowiedniego.
– Słucham? – Skrzywiłam się, jego bezczelność coraz bardziej działała mi na nerwy.
– Nie rozumiesz, co mówię? – warknął. – Chcę, żebyś się przebrała. Moi znajomi nie powinni cię oglądać w tej szmacie. – Spojrzał na mnie z pogardą. – Dziewczyny w naszych klubach są ubrane bardziej przyzwoicie niż ty. A to zdecydowanie o czymś świadczy, bo te kluby to burdele, Annabell.
Wiedziałam, jak wyglądam. Sama nigdy nie założyłabym takich ubrań, ale za namową Melissy ojciec zgodził się na małą zmianę mojej garderoby. Mówiąc „małą”, miałam na myśli to, że w moich torbach znajdowały się tylko ubrania tego typu. Wszystkie moje dżinsy i ulubione bawełniane bluzeczki zostały wyrzucone, ponieważ według mojej macochy, kobiety powinny się ubierać jak ona.
Czułam, że moja twarz przybiera odcień czerwieni, jak zawsze, kiedy się denerwowałam. Na szczęście mogłam to zatuszować kaszlem, który mnie złapał po zakrztuszeniu się kawałkiem pizzy. Wstałam, wycierając usta wierzchem dłoni.
– Pójdę do siebie – wykrztusiłam pomiędzy napadami kaszlu. – Wtedy nie będziesz musiał przejmować się moim strojem. – Odwróciłam się i wyszłam, nie czekając na jego reakcję.
***
Po kilku godzinach kręcenia się w łóżku, postanowiłam wstać, żeby się czegoś napić. Niestety wieczorem nie pomyślałam o zabraniu do pokoju napoju, dlatego musiałam udać się do kuchni. Widziałam wcześniej w lodówce kilka butelek wody i miałam nadzieję, że wciąż się tam znajdowały.
Z głębi domu dochodził odgłos kobiecego śmiechu i stłumionej rozmowy. Idąc na palcach, starałam się nie wydawać żadnego dźwięku. Niezauważalnie minęłam wejście do salonu, w którym przebywali goście i weszłam do kuchni. Przyświecając sobie drogę telefonem, bez mniejszych przeszkód doszłam do lodówki i po cichu uchyliłam drzwi, biorąc trzy butelki wody.
Zadowolona, że udało mi się przemknąć po kryjomu, dotarłam do drzwi pokoju. Kiedy już miałam złapać za klamkę, ktoś od tyłu chwycił mnie za rękę i szarpnął, pchając w stronę przeciwnej ściany. Krzyknęłam ze strachu, dopiero po chwili dostrzegłam stojącego przede mną Matteo z bronią w ręce. Zrobił krok w moją stronę i uwięził pomiędzy sobą a ścianą.
– Co ty tu robisz, do cholery?! – warknął gniewnie, mocno ściskając pistolet w dłoni.
– Chciałam się napić – wyjąkałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Ten facet okropnie mnie przerażał, z czego musiał zdawać sobie sprawę, a mimo to nie opuścił broni. Trzymał ją wymierzoną prosto w moją głowę.
W domu często kręcili się uzbrojeni mężczyźni. Mój ojciec również posiadał sporą kolekcję różnego rodzaju noży i pistoletów, jednak przez całe moje życie nikt nigdy nie mierzył do mnie z żadnego.
– Zapytam jeszcze raz, Annabell. Co ty tutaj robisz? – Mocno zacisnął zęby, patrząc na mnie gniewnie.
– W-w-woda… – wyłkałam przez łzy, które ciurkiem zaczęły spływać po moich policzkach. Uniosłam butelki, żeby mu pokazać, a wtedy jego dłoń drgnęła. Ze strachu upuściłam wszystko, łącznie z telefonem. Butelki poturlały się na drugi koniec pomieszczenia, a popękany telefon zapewne rozsypał się po całości.
– Czy ty się mnie boisz, Annabell? – Przekrzywił głowę, przyglądając się z zaciekawieniem wypisanym na twarzy.
Co za głupie pytanie. Był wielkim i przerażającym facetem, o którym słyszałam wiele naprawdę przerażających historii. Głupim byłoby się go nie bać, tym bardziej, że mierzył do mnie z broni.
– Tak, nie, nie wiem… – Zerknęłam na pistolet, a potem ponownie spojrzałam mu w oczy. – A powinnam?
Westchnął, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć, ale całe szczęście zabezpieczył broń i opuścił rękę.
– Dlaczego twój ojciec tak ochoczo zgodził się na nasz ślub?
„Żeby zyskać trochę spokoju, uśpić waszą czujność, a na końcu przejąć interesy, w tym nielegalny handel bronią!” – chciałam wykrzyczeć. Oczywiście nie odezwałam się ani słowem, tylko z przerażeniem patrzyłam w jego czarne jak noc oczy. Oczy, które będą zapewne ostatnią rzeczą, jaką zobaczę w moim krótkim życiu.
– Masz zamiar zrobić coś głupiego, Anna? Coś, co może mnie bardzo zdenerwować? – zapytał niskim tonem, od którego jeżyły się włoski na karku.
Pokręciłam głową, bo nie byłam w stanie wydusić żadnych słów.
– Wszystko w porządku? – zapytał Dario, który zaalarmowany naszymi krzykami wyskoczył z pokoju. W ręce również miał broń i przeskakiwał wzrokiem ze mnie na Matteo.
– Wracaj do pokoju, Bolardo. – Gdyby wzrok mógł zabijać, mój ochroniarz już leżałby martwy. – Nie będę się powtarzać! – warknął mój przyszły mąż.
– Wszystko jest okej, możesz wrócić do pokoju – powiedziałam i uśmiechnęłam się uspokajająco, próbując wyglądać na jak najbardziej wyluzowaną. Nie chciałam, żeby już w pierwszy dzień mojego pobytu tutaj doszło do tragedii.
– Anna… – zaczął Dario i zrobił krok w naszą stronę, ale zatrzymał się, kiedy Matteo wymierzył pistolet w jego stronę.
– Powiedziałem: wypieprzaj do pokoju, kolejny raz nie powtórzę – krzyknął na niego.
Mój ochroniarz wahał się, ale strach przed bronią wycelowaną w jego głowę zwyciężył, dlatego wycofał się i zamknął w swoim pokoju.
– Pieprzony amator! – Matteo schował pistolet za pasek w spodniach i podniósł rozrzucone po podłodze butelki. – Od jutra będzie cię pilnować Romeo. Gdybym miał powierzyć ochronę takiej piździe – wskazał w stronę drzwi, za którymi zniknął Dario – nie doszedłbym do tego, co mam.
Wyciągnął w moją stronę butelki z wodą, a ja odruchowo wzdrygnęłam się i zamknęłam oczy.
– Nie musisz się bać – powiedział cichym, spokojniejszym głosem, a intensywność jego spojrzenia sprawiła, że nie byłam w stanie odwrócić wzroku i jak zahipnotyzowana patrzyłam na niego. Te czarne oczy przyciągały mnie, pochłaniały. Musiałam coś zrobić, nim pochłoną mnie całą, jak czarna dziura. Wyciągnęłam rękę i wzięłam od niego butelki, przerywając tym tę dziwną chwilę między nami.
– Dziękuję – szepnęłam, nie bardzo pewna za co. Za butelki, które mi podał, a może za to, że nie zastrzelił mnie już w pierwszą noc?
Przytaknął, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł. Ja też ruszyłam w stronę drzwi i kiedy już miałam złapać za klamkę, usłyszałam szept:
– Anna. – Nie odwróciłam się, tylko czekałam na to, co ma mi jeszcze do powiedzenia. – Następnym razem zwyczajnie zapal światło. To teraz twój dom, nie musisz się czaić jak pieprzony złodziej.
Tej nocy zasypiając w miękkim i wygodnym, ale obcym łóżku, nie mogłam się pozbyć z głowy ostatnich słów, jakie wypowiedział.
„To teraz twój dom, nie musisz się czaić jak jakiś złodziej”.
Mój dom… mój nowy dom.