Credo. Żyć wyznaniem wiary każdego dnia. - ebook
Credo. Żyć wyznaniem wiary każdego dnia. - ebook
Credo. Żyć wyznaniem wiary każdego dnia
PRAWDY WIARY, NA KTÓRYCH OPIERA SIĘ KOŚCIÓŁ
BISKUP STEFAN OSTER jest jednym z najciekawszych hierarchów młodego pokolenia w Kościele katolickim. Jest wyraźnym głosem broniącym prawd wiary i nauczania Kościoła. Nie boi się wypowiadać w najbardziej zapalnych kwestiach, które stały się głównymi tematami drogi synodalnej – jak podejście do związków jednopłciowych, związków niesakramentalnych, celibatu i kapłaństwa kobiet. Nie popiera jednak modernizacji katolickiego nauczania, ale pokazuje wartość i mądrość wiary i Tradycji Kościoła, dlatego często jest krytykowany przez środowiska liberalne.
Historia jego życia jest bardzo ciekawa. Świetnie wykształcony, po studiach filozoficznych i teologicznych na uniwersytetach niemieckich i w Oksfordzie. Jego powołanie do kapłaństwa zrodziło się, gdy był już dojrzałym człowiekiem i było wynikiem głębokiego nawrócenia. Wstąpił do zgromadzenia salezjanów, rozstawszy się wcześniej ze swoją wieloletnią partnerką. Bardzo wiele z poglądów, które reprezentuje, wynika z jego doświadczenia życiowego i radykalnej decyzji, żeby pójść za Chrystusem.
BISKUP STEFAN OSTER – salezjanin, od 2014 roku biskup diecezjalny Pasawy. Po przeżyciu głębokiego nawrócenia wstąpił do zakonu założonego przez św. Jana Bosko. Obecnie jest przewodniczącym Komisji ds. Młodzieży przy Konferencji Episkopatu Niemiec.
Biskup Oster, salezjanin, wyjaśnia nam prawdy wiary katolickiej. Krótko, jasno i konkretnie. To ksiazka szczególnie dla tych, którzy mają umysł analityczny – uporządkują sobie wiele kwestii teologicznych dzięki tej obowiązkowej pozycji w naszej religijnej biblioteczce. Polecam!
ks. Dominik Chmielewski SDB
„Uważam za prawdziwe treści naszego katechizmu. Podczas moich świeceń biskupich uroczyście przysięgałem bronić tych treści” – wyznał bp Oster. I słowa dotrzymał. Teraz wyjaśnia Credo głęboko, ciekawie, przekonująco, z pasją pasterza pachnącego Chrystusem. W kontekście współczesnego zamętu w Kościele daje to nadzieję.
ks. Tomasz Jaklewicz, teolog, dziennikarz
Myślałeś, że znasz Wyznanie wiary? Sięgnij po Credo i zobacz, jak się myliłeś. Ta książka niewątpliwie zmieni twoje spojrzenie. Biskup Oster w umiejętny sposób prowadzi nas przez Wyznanie wiary i odpowiada na nurtujące nas wszystkich pytania.
Karol Gac, dziennikarz
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66859-67-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka, którą masz przed sobą, nie jest książką teologiczną, chociaż znajdziesz w niej niejeden argument teologiczny.
Nie jest ona także rozprawą filozoficzną, chociaż znajdziesz w niej niejeden argument filozoficzny.
Nie jest to także książka, z którą trzeba się koniecznie zapoznać od początku do końca, choć oczywiście możesz ją w ten sposób przeczytać.
Możesz także otworzyć ją na dowolnej stronie i zacząć lekturę od przypadkowo wybranego podrozdziału albo odszukać interesujące cię słowo klucz, by w ten sposób odnaleźć treści, które pozwolą ci pogłębić refleksję na temat wiary.
Czytając, szybko się zorientujesz, że książka posiada swoisty rdzeń, wokół którego koncentruje się wszystko inne. Jest nim Jezus! Spostrzeżesz również, że w jej treści niezmiennie chodzi o miłość – miłość do Jezusa, do bliźniego, do samego siebie i do całego stworzenia. Istotę stanowi więc Jezus i miłość. Żywię bowiem głębokie przekonanie, że Jezus jest zarówno osobowym ucieleśnieniem miłości Boga do nas, jak i najbardziej fascynującym człowiekiem, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi.
Jeżeli poważnie podejdziesz do lektury tej książki, dostrzeżesz również, że proponuje ci ona konkretne wyzwania albo – ściślej mówiąc – że to Ewangelia o Jezusie stawia przed tobą wyzwania. Chodzi bowiem nie tylko o miłość, lecz także o prawdę i zaufanie, o odwagę i pokorę. Chodzi też o Kościół, ponieważ jest on wspólnotą ludzi, którzy wierzą w Chrystusa i pragną kroczyć razem z Nim, również wbrew temu, co obecnie mówi się o Kościele. Chodzi tu więc przede wszystkim o ciebie. Kiedy bowiem na poważnie wyruszamy w drogę z Jezusem, drogę wiary – decydujemy się na przygodę. Ty także rozpoczynasz w ten sposób przygodę swojego życia – przygodę poszukiwania Boga, walki z Nim, odkrywania sensu, głębi i szczęścia. Wyruszasz na poszukiwanie własnej, niepowtarzalnej drogi, którą tylko ty sam możesz pokonać.
Oczywiście na twojej drodze będą ci towarzyszyć inni ludzie wierzący w Chrystusa. Nikt bowiem nie może wierzyć w pojedynkę. Spotkasz również tych, którzy być może są daleko od wiary lub wciąż poszukują. Nie zabraknie także osób cierpiących i doświadczających wykluczenia. Wierzący w Chrystusa często zwracają szczególną uwagę na innych – pozostających w pewien sposób na marginesie.
Ta książka pomoże ci zrozumieć, że wiara nie jest staromodnym rytuałem, którego już nikt nie rozumie. Czytając, przekonasz się, że wyznawanie Jezusa jest aktualne także dla ciebie, że nie chodzi o coś zewnętrznego, ale o twoje serce, o twoje decyzje, a w ostatecznym rozrachunku o zbawienie, które Jezus Chrystus przygotował dla ciebie.
Książka to zbiór moich konferencji na temat Wyznania wiary, wygłoszonych do młodzieży i młodych dorosłych w Pasawie. Z tego względu zwracam się do czytelnika osobiście – w formie „ty”. W spotkaniach brali udział przede wszystkim katolicy, ale nie brakowało także chrześcijan innych wyznań oraz osób nieochrzczonych. Inicjatywę ogłoszono pod hasłem „Believe and Pray”¹. Każdy z siedemnastu wieczorów miał podobną strukturę. Najpierw wspólnie się modliliśmy, następnie przychodził czas na ciszę, po czym wygłaszałem konferencję, która stawała się inspiracją do dyskusji. Pojawiały się pytania, odmienne poglądy, pogłębione wyjaśnienia pewnych kwestii i wiele innych tematów.
Wprawdzie książka nie daje bezpośredniej możliwości zadawania pytań, ale jeśli zechcesz, możesz się ze mną skontaktować, dopytać o coś lub przedyskutować tę czy inną kwestię, korzystając z poniższych linków. Mam nadzieję, że będę w stanie jak najszybciej udzielić ci odpowiedzi.
www.stefan-oster.de
bischofstefanoster
bischofstefanoster
Życzę ci, aby i tobie udzieliło się trochę tej radości, jaka towarzyszyła mi podczas głoszenia konferencji i pisania książki. Życzę ci doświadczenia radości, która płynie ze świadomości, że jest się kochanym przez Boga, że można Mu zaufać i razem z Nim iść przez życie.
Serdecznie pozdrawiam i błogosławię
bp Stefan Oster SDB
PS Książkę tę dedykuję jako wyraz wdzięczności młodym ludziom z grupy Believe and Pray – naszej nowo powstałej wspólnoty z Pasawy. To głównie dzięki wam powstała ta książka. Szczególne podziękowania kieruję także w stronę Anny Sophii Hofmeister za profesjonalne wsparcie przy redakcji tekstu.I
WIERZĘ W BOGA
Moi drodzy, rozpocznijmy od tego prostego zdania: „Wierzę w Boga”.
Co ono właściwie oznacza? Co tak naprawdę kryje się za słowem „wierzyć”? W pewnym sensie wszyscy je rozumiemy. Każdy używa go w codziennym języku. Każdemu z czymś się ono kojarzy. Można powiedzieć, że każdy w ogólnym znaczeniu tego słowa w coś wierzy. Nawet jeśli ktoś powie, że „wierzy, iż nie ma Boga”, już wtedy możemy mówić o pewnej „wierze”. I już tu, na początku, rodzi się wiele pytań.
PYTANIA O PYTANIA
Dlaczego w ogóle coś istnieje?
Wiara odpowiada na pytania zrodzone z ciekawości, której nie zaspokoją rezultaty badań opartych na metodach nauk ścisłych. Szukamy odpowiedzi, ponieważ nie jesteśmy w stanie ich dostrzec i pojąć za pomocą zmysłów, i ponieważ dotykają one głębi naszego życia. Pytania, takie jak choćby: „dlaczego w ogóle coś może istnieć?” lub „dlaczego istnieje coś więcej niż nicość?”, zajmowały filozofów od zarania dziejów. Wiemy, że coś istnieje. Czy jednak to, co istnieje, mogłoby równie dobrze nie istnieć?
Bóg czy dzieło przypadku?
Jesteśmy więc w stanie stwierdzić, że coś istnieje. Wprawdzie można to podać w wątpliwość, ale nie sposób całkowicie zanegować tego faktu. Już Kartezjusz twierdził bowiem, że nawet jeśli zakwestionuję istnienie wszystkiego, co zdaje się być, to bez wątpienia pozostaję na scenie ja, który wyrażam te wątpliwości. A trudno byłoby zanegować istnienie samego siebie. Możemy zatem postawić kolejne pytanie. Wiemy, że coś istnieje. Czy stoi za tym Bóg? A może jest to jedynie dzieło przypadku? Czy z kolei spowodował to Wielki Wybuch, a po nim – rządzące się prawem przypadku – procesy ewolucji? A może obie hipotezy są zgodne z prawdą? Czy czasem Bóg nie posłużył się Wielkim Wybuchem i ewolucją, by powołać świat do istnienia i zapewnić jego rozwój?
Bóg jako zegarmistrz
Czy Bóg w ogóle istnieje? Jeśli tak, kim lub czym właściwie jest? W jaki sposób można Go rozpoznać? Czy można Go spotkać? Jeżeli można Go rozpoznać, to w jaki sposób działa On w świecie? Czy w ogóle jest aktywny? A może spokojnie pozostawia dzieje świata własnemu biegowi? Taką właśnie koncepcję wyznawało wielu filozofów. Twierdzili oni, że Bóg być może faktycznie istnieje i stworzył świat, ale jedynie wprawił go w ruch, podobnie jak zegarmistrz nakręca zegar, tak że raz ustawiony mechanizm może funkcjonować bez Jego udziału. Dlatego też wielu twierdzi, że Bóg jedynie zapoczątkował świat i podporządkował go prawom natury.
Sens wszystkiego
Pojawiają się dalsze pytania. Jaki sens ma wszystko, co istnieje? Nie poprzestajemy na stwierdzeniu, że coś istnieje, że istnieje świat. Stawiamy sobie kolejne pytanie. Czy świat ma określony sens? Jaki sens ma istnienie każdego stworzenia? Czy twoje życie ma znaczenie? A może jesteś jedynie organizmem ludzkim powstałym na drodze ewolucji, którego egzystencja tak czy inaczej jest pozbawiona sensu, ponieważ wcześniej czy później umrzesz i zamienisz się w pył? Wielu ludzi myśli w ten sposób, mając ku temu konkretne powody. Skoro jednak musimy umrzeć, to niechybnie pojawia się pytanie o to, co nastąpi po śmierci. Czy nasza śmierć ma jakieś znaczenie? Czy po śmierci może się jeszcze coś wydarzyć? Czy będziemy musieli zdać sprawę ze swojego życia?
Zło i cierpienie
To nie koniec pytań. Skąd bierze się zło, kłamstwo i cierpienie? Pytanie to zadaje sobie wielu chrześcijan. Georg Büchner, dziewiętnastowieczny pisarz, sformułował słynną myśl, wedle której pytanie o zło, cierpienie i śmierć stało się tak zwaną „skałą ateizmu”. Büchner wyjaśnia, że podobnie jak Piotr Apostoł („Piotr” znaczy „skała”) stanowił skałę wiary i prawdy, tak samo cierpienie, niesprawiedliwość i śmierć stanowią skałę ateizmu. Skoro bowiem Bóg, o którym się mówi, że jest dobry, przyzwala na tak wiele okrucieństwa i cierpienia na świecie, to czy faktycznie może On być dobry? Jeśli natomiast Bóg nie jest w stanie wyeliminować zła ze świata, to powstaje pytanie o to, czy jest On faktycznie Bogiem. Trzeba przyznać, że przytoczone argumenty nie są zupełnie bezpodstawne.
Dobro i zło
Czy tak naprawdę istnieje czyste dobro? Czy możemy również mówić o czystym złu? Czy jest na świecie absolutna miłość lub absolutna nienawiść? Czy może istnieć uczynek lub zamiar, który bez względu na wszelkie okoliczności będzie dobry lub zły? Czy raczej moralna ocena tego, co robimy, jest każdorazowo uzależniona od kontekstu i sytuacji, w jakiej się znajdujemy? Czy istnieją w życiu takie zadania, które jednoznacznie mogę i powinienem wykonać? A może mam do spełnienia jakąś misję, za którą tylko ja sam jestem odpowiedzialny? Czy istnieje coś takiego jak przeznaczenie? Jako ludzie kroczący drogą poszukiwania wiary i jej prawd często stawiamy sobie podobne pytania, które poruszają nas i dają wiele do myślenia.
ARGUMENTY PRZECIWKO WIERZE
Nauka
Wymieniając fundamentalne pytania, jakie sobie stawiamy, wspomniałem o kilku zastrzeżeniach formułowanych w stosunku do wiary. Przywołam tylko najczęstsze z nich. Większość ludzi, głównie młodych, sprzeciwiających się wierze i Kościołowi, twierdzi, że wiary chrześcijańskiej, a w szczególności katolickiej, nie da się pogodzić ze współczesnym, naukowym obrazem świata. Wiele osób uważa, że nie potrzebujemy już wiary, ponieważ żyjemy w świecie, w którym nauka odpowiada na najważniejsze pytania. Inni mówią z kolei: „Wasz Bóg służy wam do wypełniania luk. Ilekroć nie da się jeszcze czegoś wyjaśnić naukowo, posługujecie się argumentem Boga. Ponieważ jednak coraz więcej zjawisk można uzasadnić naukowo, wasz Bóg staje się coraz mniej istotny”. Szczerze mówiąc, ja sam nie potrzebowałbym takiego „coraz mniej istotnego Boga”.
Temat seksu
Wiele spraw, ze względu na które chrześcijanie, a przede wszystkim katolicy, odchodzą od wiary, dotyczy seksualności oraz relacji osób poszczególnych płci między sobą. Chodzi tu głównie o stanowisko Kościoła w takich kwestiach jak homoseksualizm, celibat, współżycie przedmałżeńskie, stosunek do osób rozwiedzionych wchodzących w nowe związki, badania dotyczące tak zwanej płci kulturowej czy też niedopuszczanie kobiet do kapłaństwa. Wielu ludzi uznaje, że stanowisko Kościoła w tych i innych sprawach nie idzie z duchem czasu.
Skandale
Co więcej, w Kościele katolickim, który szczyci się głoszeniem „prawdziwej wiary”, raz po raz wybuchają skandale. Dowiadujemy się o różnego rodzaju nadużyciach. Słyszymy o przestępstwach na tle seksualnym, o biskupach i kapłanach prowadzących wystawne życie czy też o aferach i oszustwach finansowych. Podobne wydarzenia doprowadziły wielu ludzi do odejścia z Kościoła. Rozumiem ich decyzję. Chciałbym jednak przytoczyć pewien kontrargument. Od początku historii Kościoła wszyscy wierzący w Chrystusa pozostają grzesznikami i daleko im do świętości. Wystarczy otworzyć Pismo Święte i przywołać choćby postawę niektórych apostołów – ich słabość i nieudolność. Pomyślcie o zdradzie Judasza, zaparciu się Piotra i innych podobnych wydarzeniach. Takie postawy od samego początku były obecne we wspólnocie uczniów Chrystusa. To właśnie dzięki Kościołowi i wierze w Zbawiciela grzesznicy mogą stać się lepszymi ludźmi – ludźmi, o których można powiedzieć, że idą przez życie z Bogiem, ponieważ znają Go i kochają. Każdy z nas wie jednak doskonale, że nie zawsze wszystko układa się tak dobrze. Nie jesteśmy nieskazitelni. Wszyscy potrzebujemy zbawienia. Bez wątpienia dla wielu Kościół nie jest wiarygodny. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że od początku tak było, ponieważ przedstawiciele Kościoła, którzy powinni żyć na wzór Chrystusa, żyją inaczej. Często naśladują Go jedynie powierzchownie albo zupełnie nie chcą iść Jego śladami. Prawda o tym, że jesteśmy grzesznikami, którzy potrzebują zbawienia, ponieważ tak łatwo sprzeniewierzamy się naszej wierze i Chrystusowi, była od początku wpisana w tożsamość Kościoła. Oczywiście nie sposób tymi słowami wyjaśnić, ani tym bardziej usprawiedliwić, zgorszenia i wybuchających skandali, ale stanowią one w tej kwestii pewną wskazówkę.
Inne religie
Na całym świecie współistnieje jednocześnie wiele religii. Katolicy wierzą, że to właśnie oni wyznają tę prawdziwą wiarę. Co więc z pozostałymi – muzułmanami, żydami i wyznawcami innych religii lub światopoglądów? Nie ma przecież jakiejś najwyższej instancji, do której każdy mógłby się zwrócić z pytaniem, jak blisko prawdy się znajduje. Nie istnieje żaden przewodnik stojący ponad wszystkimi religiami, który jako bezstronna wyrocznia mówiłby: „W tej kwestii katolicy mają więcej racji, w tamtej sprawie najbliżej prawdy są buddyści, a w jeszcze innej trzeba przyznać słuszność ewangelikom”. Mnogość religii sprawia, że wielu ludzi postanawia stworzyć swój własny zbiór prawd wiary. Czerpiąc po trochu z różnych źródeł, kreują oni swoisty religijny patchwork. Tego rodzaju zjawisko zdaje się szczególnie znamienne dla naszych czasów.
Religia i przemoc
Ponadto często można usłyszeć stwierdzenie, że religia jest przyczyną wojen i przemocy. Wystarczy spojrzeć w przeszłość, by potwierdzić to założenie. Nierzadko argumenty religijne stawały się orężem walki o władzę i wpływy polityczne. Czy choćby niewiarygodnie długa i okrutna wojna trzydziestoletnia, która rozgrywała się w siedemnastowiecznej Europie, nie miała podłoża religijnego? W pewnym sensie tak. W istocie jednak chodziło przede wszystkim o władzę, politykę, ziemię, majątek, układy dynastyczne i inne ziemskie sprawy. Owszem, religia stanowiła pewien element tej wojny. Jednak, jak sądzę, nietrudno zauważyć, że staje się ona często jedynie pretekstem do tego rodzaju działań.
KONTRARGUMENTY
Wiara i nauka
Na początku naszych rozważań chciałbym przywołać kilka postaci, które choć były głęboko wierzące, to znacząco przyczyniły się do postępu nauki. Patrząc na ich dokonania, można się przekonać, że Kościół i wiara nie są w żaden sposób negatywnie nastawione do nauki.
• Twórcą teorii Wielkiego Wybuchu, a co za tym idzie, modelu powstania świata, który do dziś jest uznawany przez większość naukowców, był belgijski ksiądz katolicki Georges Lemaître. Zajmował się on jednocześnie astrofizyką i rozpropagował swoją ideę jako teorię naukową.
• Gregor Mendel, twórca biologicznej teorii dziedziczenia i ojciec współczesnej genetyki, również był katolickim kapłanem i zakonnikiem.
• Francuski jezuita, Pierre Teilhard de Chardin, był jednym z pierwszych naukowców, którzy zdołali znaleźć wspólny mianownik między ewolucją a chrześcijaństwem.
• Miejscem, gdzie po raz pierwszy podjęto krytyczną analizę historii, były klasztory, również te w Niemczech. To tam rozpoczęto badania nad historią nieopierające się na pięknych opowieściach i wzniosłych legendach, ale bazujące na konkretnych źródłach, na podstawie których można wywnioskować, kto co powiedział i jaki faktyczny przebieg miały wydarzenia z przeszłości. Jednym z pierwszych tego rodzaju historyków był mieszkający w bawarskim klasztorze benedyktyński kapłan Karl Meichelbeck.
Można by jeszcze wymieniać bardzo wiele tego typu przykładów. Nie sposób więc zasadniczo zarzucić Kościołowi, że jest antagonistycznie nastawiony do nauki – wręcz przeciwnie. Kościół zawsze interesował się światem, ponieważ wierzy, że ów świat został stworzony przez Boga i kierują nim konkretne prawidła, a naszym zadaniem jest je zgłębiać. Mało tego, zdecydowanie uważam, że postęp nauk ścisłych, jaki dokonał się na terenach, gdzie dominuje lub dominowała kultura chrześcijańska, przynajmniej pośrednio zawdzięczamy obecności religii, która ją ufundowała. Jesteśmy bowiem przekonani, że Bóg oddał świat w nasze ręce, abyśmy go odkrywali i badali, ale też chronili i pielęgnowali. Tę władzę człowiek może wykorzystać dwojako. W chwili gdy porzucamy rolę ogrodnika, któremu Bóg powierzył opiekę nad przyrodą, mamy także tendencję do nadmiernego wykorzystywania i pogwałcania jej porządku dla własnych, egoistycznych celów. Dlatego też szczególnie tam, gdzie nauka osiąga największe sukcesy, pojawia się równie poważne niebezpieczeństwo, że natura zostanie w sposób rabunkowy wykorzystana, a jej zasoby wyczerpane.
Bóg jako praprzyczyna wszystkiego
Katolicy wierzą, że świat nie jest jedynie biernym wyrazem Bożego stworzenia, ale sam niezależnie stanowi świadectwo działania Stwórcy. Wierzymy, że Bóg objawia się nam w pewien szczególny sposób – jako swego rodzaju praprzyczyna – a więc źródło i pierwsza przyczyna wszystkiego. I właśnie ten Bóg stworzył świat, który w jakiś tajemniczy sposób opowiada o Nim samym – świat, w którym Bóg głęboko się zanurza, ale w nim nie ginie. Łatwo mogą to zrozumieć koneserzy dzieł sztuki, którzy wiedzą, że artysta mówi poprzez swoje dzieło, że przekazuje jakieś przesłanie, że w tym dziele w tajemniczy sposób sam staje się obecny.
Sztuka i jej siła wyrazu
Ludzie – jak choćby pisarze – poprzez swoją twórczość w konkretny sposób oddziałują na innych, którzy na przykład czytają stworzone dzieło. Świat myśli pisarza dotyka czytelnika, wpływa na niego, a nawet może zmienić jego sposób myślenia i działania. Dzieje się tak, chociaż autor w żaden sposób nie zmusza czytelnika do zmiany. Wprawdzie to właśnie książka danego autora staje się przyczyną zmiany punktu widzenia czytelnika, ale nie mówimy tu o naturalnym ciągu przyczynowo-skutkowym, z jakim mamy do czynienia w fizyce, w której konkretna okoliczność bezwzględnie wywołuje określone działanie. W fizyce dzieje się to w sposób powtarzalny i mierzalny. Inaczej jest w przypadku relacji twórca – odbiorca. Obaj działają w pełnej wolności. Jeden przekazuje drugiemu dar, na który można się otworzyć lub zamknąć – podobnie jak prezent, który można przyjąć lub odrzucić.
To, co nowe w świecie
Z powyższego porównania płynie dla nas konkretny wniosek. Nazywamy Boga Stwórcą, który powołał świat do istnienia z niczego, ale wierzymy przy tym, że zorganizował go w taki sposób, by miał on sam z siebie pewnego rodzaju moc twórczą i mógł się rozwijać. Bóg nadał światu swoisty porządek, wpisując go w określone ramy – jak choćby podporządkowując go prawom natury. Jednak w obrębie tych ram nieustannie rodzi się coś nowego. Wciąż powstają i rozwijają się nieprzewidywalne rzeczy i sprawy.
Nie jestem specjalistą w dziedzinie ewolucji, ale mam świadomość, że badacze nauk przyrodniczych często potrafią wyjaśnić różnorakie zmiany. Są oni w stanie oszacować, kiedy nastąpiła jakaś nagła modyfikacja w obrębie danego gatunku roślin lub zwierząt. Na przykład gdy pewien ptak chętnie żywi się robakami, które znajdują się głęboko w pniu drzewa, wówczas natura może z czasem „przypadkowo” wyposażyć go w odpowiednio długi dziób. Osobniki ukształtowane w ten sposób zyskują przewagę nad innymi. Stają się one silniejsze, dzięki czemu mają większe szanse na wydanie potomstwa. W ten sposób stopniowo wykształca się nowy podgatunek, którego cechą charakterystyczną jest długi dziób. Z czasem można więc rozpoznać, dlaczego i w jaki sposób doszło do wyodrębnienia nowej odmiany. Nigdy jednak nie spotkałem biologa, który mógłby wyjaśnić, jaki będzie następny krok w ewolucji. Dzieje się tu więc podobnie jak w przypadku artystów. Jeśli całokształt artystyczny danego malarza jest nam dobrze znany, będziemy w stanie rozpoznać, że ten czy inny obraz powstał w określonym czasie jego twórczości. Będziemy przynajmniej ogólnie wiedzieć, dlaczego dane dzieło zostało namalowane w taki, a nie inny sposób, z jakich materiałów powstało czy też jakimi zasadami kompozycyjnymi kierował się artysta. Rzadko jednak możemy pochwalić się stuprocentową wiedzą na ten temat. Zasadniczo bowiem tylko sam malarz wie dokładnie (a często i on sam nie wie), dlaczego spod jego pędzla wyszedł taki, a nie inny obraz. Najpierw artysta miał ów obraz niejako w swoim wnętrzu, i dzięki temu mógł go namalować. Co więcej, nawet największy koneser sztuki nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał następny obraz twórcy, którego szczególnie ceni.
Stworzenie jest twórcze
Wierzymy więc, że Bóg ukształtował stworzenie w taki sposób, żeby ono samo było twórcze, żeby ono samo było „przyczyną”, a ściślej mówiąc, „drugą przyczyną” w stosunku do Boga. Owa właściwość stworzenia znajduje swój szczególnie głęboki wyraz w jego kreatywności w działaniu, a więc w ludzkiej wolności. Człowiek jako taki może być twórczy.
Wprawdzie podziwiamy piękno natury, jak choćby niesamowite konstrukcje budowane przez mrówki, misternie utkaną pajęczą sieć czy też piękną i skomplikowaną budowę drzewa, ale geniuszu tych wszystkich dzieł nie przypisujemy bezpośrednio roślinom ani zwierzętom, lecz samej „naturze” i jej twórczej sile – bez względu na to, kto jej tę siłę nadaje.
Jednak gdy chodzi o twórcze osiągnięcia człowieka, przypisujemy je jemu samemu. Dziewiąta Symfonia jest wyłącznie dziełem Beethovena. Pieta w bazylice św. Piotra w Rzymie, która emanuje nieopisanym pięknem, jest dziełem Michała Anioła i nikogo innego. Nikt inny nie mógł przewidzieć, co dokładnie i w jaki sposób stworzy Michał Anioł. To on jest twórcą. To on jest „drugą przyczyną” – w ścisłym sensie tego słowa – będącą częścią świata i stworzenia, które Bóg jako „pierwsza przyczyna” powołał do istnienia w taki sposób, by mogło ono nieustannie kreować coś nowego i stanowić wyraz ludzkiej wolności.
W pełnej wolności
Indywidualna wolność każdego człowieka jest tego znakomitym przykładem. Człowiek może bowiem sam zapoczątkować naturalny, przyczynowo-skutkowy łańcuch zdarzeń. Co to oznacza? Badacze nauk przyrodniczych wyjaśniają, że cały świat stanowi swego rodzaju zamknięty cykl, w którym każde wydarzenie ma swoje naturalne następstwa. Upuszczając jakąś rzecz na podłogę, uruchamiam przyczynowo-skutkowy ciąg zdarzeń. Upadłszy na ziemię, przedmiot wywiera na nią nacisk. Jeśli będzie tam leżał przez kolejny rok, znajdujący się pod nim fragment dywanu zbutwieje. Nie dojdzie do tego, jeżeli nie upuszczę przedmiotu i nie pozostawię go na podłodze.
Zawsze mogę dokonać innego wyboru
Wiemy już, że możemy zapoczątkować naturalny ciąg wydarzeń, który nie zaistniałby bez naszego udziału. Ktoś mógłby w tym miejscu argumentować, że przecież jesteśmy w taki, a nie inny sposób „zaprogramowani”. Gdybyśmy bowiem wiedzieli o sobie samych wszystko, znali każdą naszą falę mózgową, każdą chemiczną, fizjologiczną i biologiczną reakcję zachodzącą w naszym organizmie, wówczas wiedzielibyśmy bezsprzecznie, że za chwilę upuścimy przedmiot na ziemię. Intuicja podpowiada jednak, że ów argument nie jest przekonujący, ponieważ stoi on w sprzeczności z doświadczeniem naszej wolności. Każdy z was wie, że w tej chwili staje przed wyborem. Możecie dalej czytać tę książkę lub uznać, że nie macie ochoty, i zacząć przeglądać strony internetowe. Jesteście świadomi, że macie wybór. Gdyby ktoś chciał was przekonać, że nie posiadacie takiego wyboru, ponieważ jesteście w konkretny sposób ukształtowani i nie możecie całkowicie swobodnie zdecydować, że będziecie kontynuować lekturę, musiałby udowodnić swoją tezę. Jednak nie sposób w tej sprawie przedstawić żadnych sensownych argumentów.
A więc istnieje wolność…
Każdy z nas może w dowolnym momencie nadać rzeczywistości nowy kierunek – zapoczątkować kolejny ciąg wydarzeń. Jako chrześcijanin wierzę więc, że prawa natury nadają nam określone ramy, ale też stwarzają przestrzeń wolności, to znaczy, że owa wolność stanowi poniekąd jedno z tych praw. Co więcej, jestem przekonany, że Bóg stworzył naturę w taki sposób, abyśmy dzięki niej mogli korzystać ze swojej wolności, by tworzyć to, co nowe, nieprzewidziane i nieprzewidywalne.
Gdzie w tym jest miejsce dla Jezusa?
Wydaje mi się, że Jezus nie działa w taki sposób, że pojawia się i zmienia wszystko wokół. Bynajmniej. Wolność objawiająca się w Jezusie to wolność, którą emanuje On na zewnątrz. Jest ona o wiele większa niż to, co ja lub ty przez to pojęcie rozumiemy. Oto bowiem pojawia się Ten, który jest w stanie nie tylko zapoczątkować ciąg zewnętrznych wydarzeń, lecz może także wpływać na przykład na procesy, które dzieją się w ludzkim wnętrzu, i uzdrawiać je.
Wyobraź sobie wspaniałego, bardzo doświadczonego lekarza, który wiele potrafi i wie, jak powstają pewne choroby oraz w jaki sposób można je wyleczyć. Być może zauważyłeś, że istnieją choroby, które szybciej niż zwykły lekarz może wyleczyć u ciebie specjalista. Zna on nie tylko swój fach, lecz także potrafi cię dobrze zrozumieć jako człowieka, budzi zaufanie, możesz się przed nim z łatwością otworzyć. Stwarza on przestrzeń, w której znika twoje napięcie. W takim środowisku zdrowienie przebiega szybciej. Czujesz, że ten człowiek okazuje ci serce.
Takim właśnie człowiekiem był Jezus. W ten sposób leczył. Stosował terapię o wiele głębszą, niż jakikolwiek lekarz mógłby zaproponować. Jezus znał serce człowieka i niejako wziął na siebie jego cierpienie, aby człowiek, poprzez serce Boga-człowieka, mógł doznać uzdrowienia. Dlatego nie dziwi mnie, że tak wiele mówi się o cudach uzdrowienia, jakie czynił Jezus. Ale to jeszcze nie wszystko. To za Jego sprawą przyroda w cudowny sposób wzrasta i się rozwija, dokonuje się rozmnożenie chleba i mają miejsce zdarzenia wykraczające poza prawa natury. Dlaczego tak się dzieje? Wierzę, że Jezus był nie tylko osobą, która stworzyła prawa natury i tym samym obdarzyła stworzenie wolnością. On sam był i jest wolnością, która wszystko stwarza – dlatego też objawia się On w samej wolności, a zarazem stoi ponad nią.
JAKI JEST SENS WSZYSTKIEGO?
Jak już wspomniałem, jestem zdania, iż nauki ścisłe i wiara nie stoją ze sobą w sprzeczności, ale że te pierwsze wskazują na Stwórcę, który w sposób niezwykle kreatywny powołał do istnienia naturę. Z jednej strony pozostaje ona podporządkowana określonym prawom, ale z drugiej w naturze i ponad nią istnieje wolność, która nie inicjuje pewnych procesów bezwiednie lub automatycznie – zgodnie ze ścisłymi prawidłami nauki. Jeżeli zatem zadajemy pytanie o sens wszystkiego, to intuicja podpowiada, że nie znajdziemy pełnej odpowiedzi w naukach przyrodniczych. Odpowiedź kryje się bowiem w wolności i w twórczej sile, w której wszystko ma swoje źródło.
Prawda i wiara
Ważne jest, by dostrzec, że istnieje prawda naukowa oraz prawda wiary rozumiana z chrześcijańskiego punktu widzenia. Nie stoją one jednak ze sobą nigdy w sprzeczności. Dlaczego? Ponieważ Bóg, który udzielił nam daru wiary, jest tym samym, który stworzył świat i prawa natury. Z tego względu prawdy wiary nigdy nie sprzeciwiają się naturze. Nie są one także irracjonalne ani nielogiczne. Prawda wiary stoi raczej ponad rozumem i w tym sensie ponad naturą. Idzie ona zatem zawsze krok dalej niż sama prawda naukowa wyjaśniająca prawa rządzące naturą.
Ważne, by zrozumieć, że wiara otwiera nam oczy na prawdę, która nie sprzeciwia się rozumowi, ale pozostaje ponad nim. Jest to bardzo istotne rozróżnienie. Opisana zasada znajduje zastosowanie w codziennym ludzkim życiu. Nie sposób za pomocą wiedzy naukowej odpowiedzieć na pytanie, czy twój dobry przyjaciel naprawdę jest wobec ciebie lojalny. Można się o tym dowiedzieć, będąc z nim w bliskiej relacji – patrząc, jak serce mówi do serca, jak jego wolność konfrontuje się z twoją wolnością. Mamy tu do czynienia z czymś więcej niż z prawdą naukową. To coś, co wykracza ponad naukę. Analogicznie poznanie Boga przez wiarę jest czymś ponadnaturalnym.
O jakiej prawdzie mowa?
W tym kontekście pojawia się kolejne pytanie. Czy możemy mówić o prawdzie w poezji i sztuce? Kiedy czytasz powieść, masz świadomość, że opisane wydarzenia są fikcyjne i zmyślone – że są one jedynie wytworem wyobraźni autora. A jednak zdarza się, że kiedy uważnie wczytujesz się w jej treść, następnego dnia zmienia się twoje życie. Dlaczego? Ponieważ lektura umożliwiła ci głębszy wgląd w samego siebie, a perspektywa autora sprawiła, że inaczej patrzysz na świat, gdyż nigdy wcześniej nie postrzegałeś rzeczywistości wokół siebie tak jak on. Przytoczmy inny przykład. Patrzysz na dzieło sztuki. Być może niektórzy z was znają wiersz Rainera Marii Rilkego, w którym opisuje on, jak w rzymskim muzeum podziwia tors boga Apollina. Owo doświadczenie inspiruje go do napisania wiersza, który kończy słowami: „(…) każda kamienia drobina cię widzi. Musisz swe życie odmienić”². Poeta stoi więc przed dziełem sztuki i ma wrażenie, jakby to on sam był obserwowany. Mówi więc sobie: „Muszę zacząć żyć inaczej”.
Różne doświadczenia prawdy
Być może podobnie dzieje się czasem z wami, kiedy stoicie przed obrazem, którego piękno was porusza, kiedy napotykacie przyjazne spojrzenie drugiego człowieka lub gdy ktoś nastawiony do was życzliwie spojrzy wam w duszę, doda odwagi i zachęci do konkretnego działania. W takich sytuacjach ma się poczucie, że oto spotkało się prawdę i sens. W takich momentach czujemy wyraźnie, że to, co właśnie się nam przydarza, jest ważne w kontekście całego naszego życia. Żadna wiedza naukowa nie doprowadzi nas do takich wniosków ani nie dostarczy na to dowodów. Żadna. Kiedy doświadczamy takiej prawdy, nie potrzebujemy dowodów. Jestem przekonany, że tego rodzaju doświadczenia prawdy, które płyną ze spotkania z drugim człowiekiem, ze sztuką lub wiążą się z poczuciem zaufania do Boga, stanowią źródło najistotniejszej prawdy w moim i twoim życiu. Jest ona ważniejsza niż udowodnione naukowe zasady, które sprawiają, że samochód jeździ, a komputer dobrze funkcjonuje. Mówimy bowiem o prawdzie, która odpowiada na pytanie o sens życia, jego znaczenie i cel.
BÓG JEST ARTYSTĄ, A MY I ŚWIAT JESTEŚMY JEGO DZIEŁEM
Twórczy duch
Nauki przyrodnicze w równie małym stopniu są w stanie odpowiedzieć na pytania, skąd bierze się życie, gdzie ma swój początek ludzki duch, skąd pochodzi pragnienie, by czynić dobro lub zło i tak dalej. Odpowiedzi nie znajdziemy w teorii ewolucji. Jestem przekonany, że jeżeli świat faktycznie powstał na drodze ewolucji, to musi za tym stać jakiś twórczy duch. Nie może być to istota, której działanie dałoby się empirycznie udowodnić, mówiąc: „Na podstawie zgromadzonych informacji mogę stwierdzić, że Bóg działa w taki, a nie inny sposób”. Bóg przypomina raczej artystę, który stworzył dzieło. Kiedy patrzymy na obrazy Picassa lub Moneta, wpadamy w zachwyt. Wprawdzie po części rozumiemy wymowę obrazu, ale nigdy nie będziemy w stanie dokładnie stwierdzić, dlaczego malarz pociągnął pędzlem ściśle w taki, a nie inny sposób i pozostawił smugę farby w tym, a nie innym miejscu. Często sam artysta nie wie, dlaczego namalował coś w określonym stylu. Jak wspomnieliśmy, ów obraz mógł już od dawna znajdować się w jego umyśle. Człowiek, który ogląda malowidło, rozpoznaje, że kryje ono w sobie określony sens. Podobnie, choć w o wiele większym, szerszym i głębszym, a zarazem bardziej niepojętym wymiarze, Bóg stwarza świat. Jest On niczym artysta. Określenie „bardziej niepojęte” odnosi się wyłącznie do tajemnicy aktu stwarzania. Nie oznacza ono bowiem, jakobyśmy nie byli w stanie rozpoznać logiki stworzenia ani samego Stwórcy – obecnego w stworzeniu i równocześnie powołującego je do istnienia.
BÓG I MUZYKA
Muzykolog Helga Thoene przeanalizowała sonatę na skrzypce Jana Sebastiana Bacha. Wszystkie dzieła kompozytora posiadają nadzwyczaj skomplikowaną strukturę, gdy chodzi o wszelkiego rodzaju zasady i schematy muzyczne. Miał on najwyraźniej wyjątkową słabość do kabały – mistycznej nauki judaizmu. Łącząc ze sobą poszczególne cyfry i litery, kabała nadaje im konkretne, a zarazem tajemnicze znaczenie. Prowadząc swoje badania, Helga Thoene odkryła, że kabalistyczne prawidła znajdują oddźwięk w utworach Bacha, które artysta na swój sposób zakodował przy użyciu określonych cyfr. Za pomocą kabalistycznego klucza badaczka zdołała rozszyfrować wspomnianą sonatę na skrzypce. Rozwiązaniem okazało się zdanie w języku łacińskim: Ex Deo nascimur, in Christo morimur, per Spiritum Sanctum reviviscimus, które znaczy: „Z Boga zostaliśmy zrodzeni, w Chrystusie umieramy, a przez Ducha Świętego zostaniemy na nowo ożywieni”. Oto znaczenie tajemniczego kodu zapisanego w utworze muzycznym.
Magia ukrytych znaczeń
Posłużyłem się takim, a nie innym przykładem (który zaczerpnąłem od filozofa Roberta Spaemanna), ponieważ ukazuje on, w jaki sposób pojmujemy nauki ścisłe i obecność Boga w przyrodzie. Badacz zajmujący się wyłącznie muzyką mógłby stwierdzić: „Świetny utwór, fantastyczna kompozycja!”. Czy wiedza o znaczeniu kodu ukrytego w partyturze Bacha w jakiś sposób nam pomaga? Z pewnością. Mając tę świadomość, jeszcze bardziej zachwycimy się pięknem utworu – szczególnie jeśli jesteśmy osobami wierzącymi. Czy jednak muzykolog musi posiadać tego rodzaju wiedzę, aby móc ocenić wartość kompozycji? Nie, nie musi. Muzyka rządzi się własnymi, odrębnymi prawami, ale przekaz, jaki kompozytor ukrywa w swoim dziele, jest dla niego samego o wiele ważniejszy niż muzyczna poprawność skomponowanego utworu.
Stwórca świata
Podobnie ma się rzecz ze światem, w którym żyjemy. Funkcjonuje on w oparciu o prawa natury – zgodnie z określonymi zasadami, które jesteśmy w stanie zidentyfikować i zbadać. Czy jednak nie pragniemy także poznać ukrytego kodu, wpisanego przez Boga w naturę, którą stworzył i której nadał konkretny sens? Czy nie chcemy poznać kodu, który stanowi podstawę i istotę wszelkiego stworzenia, tak jak w przypadku kodu ukrytego w kompozycji Bacha? Jako osoby wierzące stawiamy sobie to pytanie, przyglądając się naturze. Helga Thoene odkryła kod, który pomaga nam głębiej zrozumieć twórczość Bacha, ponieważ zwróciła uwagę nie tylko na sam utwór muzyczny, lecz także na jego autora. Badaczka dowiedziała się, że twórca był osobą wierzącą, zafascynowaną żydowską mistyką, i zauważyła, że te zainteresowania znalazły oddźwięk w jego kompozycji. Opisana analogia jest dla nas przykładem tego, w jaki sposób możemy na nowo odczytywać i odkrywać naturę, nie próbując przy tym kwestionować zasad wynikających z nauk przyrodniczych.
WIARA JAKO COŚ OSOBISTEGO. O WIERZE W COŚ I WIERZE KOMUŚ
Dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii. Wiara jest czymś osobistym. To, co nazywamy wiarą, składa się zasadniczo z dwóch podstawowych elementów. Po pierwsze, mogę posiadać konkretną wiedzę. Mogę napisać opasłą księgę o tym, w co wierzą katolicy lub ogólnie, chrześcijanie, nie pozostawiając tam jednak żadnej, nawet najmniejszej iskry prawdziwej wiary. Po drugie, element wiary stanowi wiara komuś. Wierzę tobie. Mam do ciebie zaufanie. Tobie oddaję moje serce. Łacińskie credere, które oznacza „wierzyć”, pochodzi od wyrażenia cor dare, czyli tyle co „dać swoje serce”.
Bóg jest Osobą
W naszej wierze oba te elementy przenikają się nawzajem. Wielu ludziom wydaje się to bardzo proste: wierzysz lub nie wierzysz. W taki sposób pojmują oni wiarę. Nam jednak chodzi o coś zupełnie innego. Z jednej strony opieramy się na konkretnej wiedzy. Credo podaje nam do wierzenia określone prawdy, które wypowiadamy podczas Mszy Świętej, recytując Skład apostolski. Jednocześnie jednak wierzymy konkretnej Osobie – chodzi o kogoś, nie o coś. Bóg jest Kimś. Jest Osobą, której możemy zaufać.
Zaufanie i wiara
Łatwiej mi zaufać człowiekowi, o którym co nieco wiem. Mogę czuć się przy nim bezpiecznie, poznając, kim tak naprawdę jest. Kanonizowana przez Jana Pawła II siostra Faustyna Kowalska często powtarzała, że najważniejszy akt wiary to ufność. Jednak zaufanie komuś, kogo dobrze nie znam, może przysparzać pewnych trudności. Oba elementy wiary – wiedza o tym, w co wierzę, i zaufanie temu, w kogo wierzę – są ze sobą nierozerwalnie związane i wpływają na siebie nawzajem. Znacie to dobrze z codzienności. Kiedy głęboko ufacie drugiemu człowiekowi, poznajecie go bardziej, niż gdy jedynie patrzycie na niego z dystansu. Zaufanie sprzyja poznaniu, a ściślejsze poznanie prowadzi do głębszego zaufania.
Zdecydować się na kogoś
Często się mówi, że „wierzyć” to nie to samo co „wiedzieć”. Wyobraź sobie jednak, że chcesz się czegoś dowiedzieć na temat pewnej znanej osoby. Przeglądasz Internet, korzystasz z wyszukiwarki lub sięgasz po książkę albo czasopismo zawierające informacje o niej. Po lekturze możesz już powiedzieć, że wiesz co nieco na jej temat. Być może udało ci się zgromadzić wiele wiarygodnych faktów. Jednak w chwili, gdy po raz pierwszy masz okazję porozmawiać z tą osobą, musisz podjąć wewnętrzną decyzję. Wierzę jej czy nie? W końcu może mi opowiedzieć o sprawach, o których wie tylko ona. Posłużmy się konkretnym przykładem. Wyobraźmy sobie, że właśnie odczuwamy ból. Czy można naukowo udowodnić fakt, że coś nas boli? Albo kiedy stwierdzamy, że marzy nam się leżakowanie na włoskiej plaży. Czy drugi człowiek jest w stanie dowieść, że nasza wypowiedź jest zgodna z prawdą? Raczej nie. Możemy się jednak nauczyć rozumieć innych, by w konsekwencji im zaufać. Wówczas, w ludzkim sensie tego słowa, staniemy się wierzący.
CZŁOWIEK – POSZUKIWACZ PRAWDY I ISTOTA WIERZĄCA
Papież Jan Paweł II zaproponował dwie definicje człowieka. Po pierwsze, człowiek jest tym, który poszukuje prawdy, a po drugie, tym, który żyje wiarą. Wszyscy żyjemy wiarą. Dajemy wiarę tej czy innej osobie. O pewnych ludziach myślimy: „Jemu nie wierzę. To plotkarz” i tym samym dystansujemy się od nich wewnętrznie. Innym razem z kolei mówimy: „Tak, to, co on mówi, wypływa prosto z serca. Wierzę w to i ufam mu”. Im bardziej otwierasz się na drugiego, a on na ciebie, tym głębiej możecie się wzajemnie poznać – jeśli tylko wasza otwartość jest autentyczna. Wiara przenika każdy aspekt ludzkiej codzienności. W tym sensie jest więc ona czymś na wskroś osobistym.
Człowiek jest osobą
Człowiek jest osobą. Widzimy ludzkie ciało, które się porusza. Twarz przybiera różnoraki wyraz, to otwiera, to zamyka usta. Z tych ust wydobywają się dźwięki. Być może dźwięki te łączą się nawet w logiczną całość, ale na podstawowym poziomie percepcji można by powiedzieć, że mamy do czynienia z bardzo osobliwym „ciałem”, które w pewien sposób wyraża siebie. Czy wypowiadane słowa są zgodne z prawdą? Mogłoby się przecież zdarzyć, że odgrywam tu przed wami jedynie jakiś spektakl. Równie dobrze mógłbym być bezrozumnym robotem. Każdy zna to uczucie, które się pojawia, gdy uświadamiamy sobie, że człowiek stojący przed nami wydaje się nieautentyczny. Myślimy wtedy: „udaje” albo zadajemy sobie pytanie: „Czy to, jak ten człowiek się prezentuje, jak się ubiera i w jaki sposób się wypowiada, licuje z tym, kim naprawdę jest?”.
Nasza cielesność
Jesteśmy osobami ludzkimi, co oznacza, że nasze myśli i to, co rodzi się w naszej świadomości, zawsze wyrażamy przy pomocy ciała. Każde słowo, które wypowiadasz, pochodzi z twojego ciała. Twój głos należy niezmiennie do ciebie i łączy się z twoim cielesnym aparatem mowy, uczuciami i myślami. Nikt jednak nie jest w stanie „zobaczyć” intelektualnego znaczenia twoich słów. Zobaczyć można jedynie ciebie – tego, który mówi. Można jedynie usłyszeć twój głos. Jednak poprzez sposób, w jaki się wypowiadasz, twój rozmówca ma możliwość choćby w niewielkim stopniu poznać, jakim jesteś człowiekiem, i coraz lepiej cię rozumieć, dzięki czemu podejmie decyzję, by ci uwierzyć lub nie.
Przestrzeń wypełniona obecnością
Przytoczę jeszcze inny przykład. Wchodzisz do pokoju i stwierdzasz: „Tutaj panuje nie tylko niska temperatura, ale też bardzo chłodna atmosfera. Chcę stąd wyjść!”. Będąc w innym pokoju, myślisz: „Jest tu wprawdzie bardzo ciasno, ale za to jak pięknie!”. Być może dochodzisz do takiego wniosku, ponieważ wiesz, jakie piękne serce ma człowiek, który mieszka w danym miejscu. Człowiek wyraża się również poprzez rzeczy, którymi się otacza. Przez to, w jaki sposób urządza przestrzeń wokół siebie, tworzy on jedyną w swoim rodzaju atmosferę.
BÓG MIESZKA W STWORZENIU
W dalszej części naszych rozważań warto zadać sobie pytanie dotyczące wiary. Czy to możliwe, że całe stworzenie stanowi swego rodzaju mieszkanie Boga, w którym objawia się On jako Osoba? Wierzymy przecież, że Bóg jest Kimś, człowiekiem, osobą posiadającą ducha. Jednocześnie powołał On do istnienia świat w taki sposób, że całe stworzenie jest przestrzenią, w której możemy się poruszać i którą możemy obejmować umysłem. Jakże to piękne! To coś wspaniałego! Ostatnio spędziłem trochę czasu w bawarskich lasach. Na dużej wysokości leżał jeszcze śnieg, podczas gdy w dolinach było już zielono. „Wow, Boże, jak cudownie to wszystko urządziłeś!” Bóg wyraża się w stworzeniu, a zarazem przemawia przez nie.
Czy jednak wierzymy, że Bóg może się również objawiać poprzez ludzi? Czy człowiek może być pełen Boga? Czy poprzez jego świadectwo jesteśmy zdolni odczuć obecność Boga? Czy ty sam w to wierzysz? Każde takie przekonanie jest pewnego rodzaju aktem wiary.
Miłość czyni podobnym
Na przestrzeni dziejów żyło wielu ludzi, którzy byli do tego stopnia przepełnieni Bożą obecnością, że czcimy ich jako świętych. Ci, którzy spotkali ich na swojej drodze, mogli odczuć ich wewnętrzne bogactwo i głębię, którą emanowali – przekonali się o ich wielkiej wolności i wielkoduszności. Przeczuwali jednocześnie, że ów blask nie pochodził tylko od nich samych, i mieli słuszność, ponieważ święci, świadomi tego, jak mocno Bóg ich ukochał, tak bardzo umiłowali Boga, że tajemnica miłości wypełniła ich i zamieszkała w nich w sposób odczuwalny i rozpoznawalny dla otoczenia.
Podobnie może się dziać w przestrzeni czysto ludzkiej. Wyobraźmy sobie wybitnego artystę, dla którego muzyka jest całym życiem, który w dzień i w nocy się nią otacza. Tworzy ją, dobiera sobie przyjaciół również będących muzykami i tak dalej. Przebywając w jego obecności, odczuwamy, że jest nią na wskroś przesiąknięty. Możemy to bardzo szybko rozpoznać. Wystarczy, że wspólnie zasiądziemy do obiadu. Tak, od razu widać, że on jest muzykiem. Muzyka przenika go tak dogłębnie, że staje się obecna na wielu płaszczyznach jego egzystencji – w tym, jak żyje, jak się wypowiada i co robi. Tym samym dotykamy głębokiej tajemnicy. Miłość upodabnia kochającego do przedmiotu jego miłości!
Pytanie, od którego zależy wszystko
W historii Kościoła odnajdujemy wielu ludzi całkowicie wypełnionych Bożą obecnością. Jednak na końcu tego rozdziału chciałbym postawić absolutnie kluczowe pytanie – czy jest możliwe, by Bóg był w pełni obecny w Chrystusie?
Nie chodzi mi jednak o taką obecność Boga, jakiej Ty i ja możemy doświadczyć i coraz głębiej odczuwać, gdy Go kochamy i robimy Mu coraz więcej miejsca w swoim życiu. Mam na myśli obecność, w której wnętrze człowieka i Bóg pozostają jednym i tym samym. Oto pewien człowiek, który przyszedł na świat, nie stał się jedynie mieszkaniem Boga, ale był i jest Bogiem samym w sobie. Czy to możliwe, by bóstwo objawiło się na świecie tak wyraźnie jak nigdy wcześniej? Czy dzięki temu ludzie, którzy spotkają takiego Boga, mogą stwierdzić, że jeśli naprawdę Mu zaufają, zaczną słuchać Jego słów i patrzeć na to, co i w jaki sposób czyni, wówczas stwierdzą albo: „Jesteś największym szarlatanem i oszustem, jaki kiedykolwiek istniał. Jesteś diabłem wcielonym!”, albo: „Padam przed Tobą na kolana i pragnę Cię uwielbiać”. Obie te postawy odnajdujemy na kartach Pisma Świętego. Przeciwnicy Jezusa zarzucali Mu, że jest opętany przez diabła, i zabili Go, podczas gdy Jego zwolennicy oddawali Mu cześć.
Istnieje tylko „tak” lub „nie”
Moim zdaniem, w obliczu tego, z jak wielką mocą działał Jezus, nie pozostaje do wyboru wiele odpowiedzi na to pytanie. Im bardziej zbliżamy się do Niego, im wyraźniej czujemy, z jaką siłą, miłością, autentycznością, potęga, pokorą i zarazem konsekwencją działał Jezus, tym mocniej uświadamiamy sobie, że możemy odpowiedzieć jedynie dwojako: „Na miłość boską, zostaw mnie w spokoju” lub: „Upadam przed Tobą na kolana i pragnę Cię uwielbiać”. Wydaje mi się, że nie sposób udzielić odpowiedzi pośredniej. Jeśli pozostajesz w pewnym oddaleniu, a jednocześnie mówisz: „Teraz poczytam sobie trochę Biblię, potem dowiem się nieco o tym, co ma do powiedzenia Budda, a następnie przyjrzę się przez chwilę nauczaniu Mahometa”, to wkrótce dojdziesz do wniosku, że podoba ci się pewien aspekt nauczania Jezusa, podczas gdy u Buddy lub Mahometa bardziej przemawia do ciebie coś innego. Można oczywiście przyjąć taką postawę, ale nie mamy wówczas do czynienia z wiarą, w której naprawdę poszukujesz Jezusa i pragniesz Go spotkać. Nie jest to także wiara poważnie traktująca Ewangelię. Doświadczenie ludzi wszystkich epok podpowiada, że im bardziej zbliżamy się do Jezusa, tym głębiej uświadamiamy sobie, że istnieją tylko dwie możliwości: „tak” i „nie”. Ludzie, którzy znajdowali się przy Jezusie, chcieli Go albo zabić, albo Mu uwierzyć. Ewangelia niejednokrotnie przypomina nam, że obecność Jezusa jest przestrzenią walki duchowej (por. Łk 2, 34).
Jezus przyjmuje okazywaną Mu cześć
We fragmencie Ewangelii o „niewiernym Tomaszu” (J 20, 28)³ czytamy, że po tym, jak Tomasz dotknął Jezusowych ran, upadł przed Nim i rzekł: „Pan mój i Bóg mój”, Jezus nie odpowiedział: „Tomaszu, to nie tak. Jestem zwykłym rabinem, który po prostu wie dużo o Bogu i Piśmie Świętym, ale nie jestem przecież Bogiem”. Wydarzyło się coś odwrotnego. Jezus przyjął słowa czci i wyznanie wiary Tomasza. Jeśli więc się zdarzy, że jakiś praktykujący żyd lub muzułmanin zapyta was, gdzie w Piśmie Świętym jest napisane, że Jezus faktycznie był Bogiem, możecie mu czarno na białym przytoczyć ten przykład. Jezus odpowiedział Tomaszowi: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś. Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29).