- promocja
- W empik go
Cruel King - ebook
Cruel King - ebook
Jednotomowy prequel bestsellerowej serii „Royal Elite”!
Te wilki rządzą szkołą!
Kiedy Astrid Clifford trafia na imprezę drużyny futbolowej ze swojej szkoły, szybko się orientuje, że nie jest to miejsce dla niej. Otoczona przez tłum i rządzących nim królów powinna szybko uciekać.
Jednak tego nie robi. Ktoś prawdopodobnie dolał jej czegoś do drinka i dziewczyna zaczyna zachowywać się zupełnie jak nie ona.
W takim stanie staje oko w oko z jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole – Levim Kingiem. Jest on dokładnie taki, jak o nim mówią: zepsuty do szpiku kości i niesamowicie przystojny, i właśnie upatrzył sobie nową ofiarę.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8362-068-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Witaj, drogi czytelniku, przyjacielu.
Jeśli nie czytałeś wcześniej moich książek, to możesz o tym nie wiedzieć, ale piszę mroczne historie, które mogą być niepokojące. Moje książki i moi bohaterowie nie są dla osób o słabym sercu.
Cruel King jest romansem new adult, przeznaczonym wyłącznie dla dorosłych odbiorców. Książka zawiera wątki dotyczące nikczemnego bohatera, relacji enemies to lovers oraz lubieżnego i intensywnego seksu, które niektórzy czytelnicy mogą uznać za obraźliwe. Jeśli szukasz słodkiego romansu, ta książka NIE jest dla ciebie.
W przeciwieństwie do wcześniej opublikowanych książek z tej serii Cruel King posiada na końcu scenę bonusową.
Cruel King jest powieścią osadzoną w świecie „Royal Elite”, ale można ją czytać także bez znajomości innych książek z serii.
Seria „Royal Elite”:
#0 Cruel King
#1 Deviant King
#2 Steel Princess
#3 Twisted Kingdom
#4 Black Knight
#5 Vicious Prince
#6 Ruthless Empire
#7 Royal Elite EpiloguePLAYLISTA
Piosenka przewodnia
Time is Running Out – Muse
Playlista
The Fear – The Score
Paint It, Black – Ciara
Stronger – The Score
King of Nothing – Broadside
Pressure – Muse
CHAMPION – Bishop Briggs
Supremacy – Muse
Mercy – Muse
Undisclosed Desires – Muse
Supermassive Black Hole – Muse
White Flag – Normandie
I Really Wish I Hated You – blink-182
Devil Devil – MILCK
Takeaway – The Chainsmokers feat. Lennon Stella & ILLENIUM
I Think I’m OKAY – Machine Gun Kelley feat. YUNGBLUD & Travis Barker
Arcadia – Smash Into Pieces
Head Above Water – Avril Lavigne
Something Just Like This – The Chainsmokers feat. Coldplay
Hurricane – I Prevail
For Reasons Unknown – The Killers
boyfriend – Ariana Grande feat. Social House
Kompletną playlistę znajdziesz na SpotifyPROLOG
Nie jest królem z bajki.
Levi
Hej, mała księżniczko. Jestem twoim królem.
Mam dla ciebie trzy zasady: kłaniaj się, przegrywaj, padaj na kolana.
Walcz, ile chcesz, ale wkrótce i tak będziesz skandowała: „Niech żyje król”.
Astrid
Jednego dnia jestem szarą myszką w Royal Elite School, a następnego ktoś mnie goni i pozostawia na pewną śmierć.
On nie tylko rozrywa moje życie na strzępy, ale także poluje na moje serce.
Wydaje mu się, że mnie złamał, ale nowa księżniczka rzuci króla na kolana.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Astrid
Możesz pochodzić z arystokratycznej rodziny, lecz trzymaj się z daleka od Kinga.
To ostatnie miejsce, w którym powinnam była się znaleźć.
Alkohol, pijani nastolatkowie i dudniąca muzyka. Impreza. Nie żebym dramatyzowała – chociaż zapewne właśnie to robię – ale to mój najgorszy koszmar owinięty w superdrogi, rozwodniony alkohol.
Cóż, zazwyczaj nie psuję zabawy, mimo że mój najlepszy przyjaciel, Dan, powiedziałby inaczej. Uwaga, spoiler, nie można wierzyć w nic, co on mówi, ponieważ interesuje się sensacyjnymi wydarzeniami i całym tym zamieszaniem. Lecz obiecałam mu, iż przed rozpoczęciem wakacji wezmę udział w jednej imprezie, a ponieważ Dan jest członkiem drużyny piłkarskiej, spodziewałam się, że zabierze mnie na jedną z ich typowych imprez. Nie wiedziałam, co to właściwie oznacza, ale myślałam, że będzie się odbywać w jakimś eleganckim domu w Londynie, jednak podstępny palant wybrał akurat tę imprezę – największą i najsławniejszą ze wszystkich szalonych imprez w Royal Elite.
Gdy weszliśmy z Danem do środka, musiałam jeszcze raz się upewnić, czy w jakiś sposób nie wtargnęliśmy do wakacyjnej rezydencji królowej i czy powinnam powiedzieć Jej Królewskiej Mości, że widziałam pijanego kapitana drużyny rugby sikającego do jej basenu.
Stwierdzić, że to miejsce jest ogromne, to jak powiedzieć, iż wikingowie są mali. Dobra, to było kiepskie, ale jakoś tak umieszczam wikingów we wszystkich porównaniach, które robię.
Złote łuki zdobią wejście i cały korytarz do olbrzymiej części wypoczynkowej. Sklepienia sufitów i rozległe schody jeszcze bardziej podkreślają, jak absurdalnie okazałe jest to miejsce, nawet jak na poziom Royal Elite. O rany! Na domiar złego lokaje serwują pijanym nastolatkom o wiele za dużo drinków.
Nie żebym sama nie pochodziła z bogatego domu. Chwila… nie tak. Tata jest bogaty, nie ja. Jednak tutaj widać przejaw innego rodzaju bogactwa, większego. Nawet jak dla mnie.
Kiedy Dan powiedział, że idziemy na imprezę, pomyślałam, iż wpadniemy do jednego z popularnych elitarnych domów. Będziemy pili ich drogie trunki i udawali, że uczęszczamy do tej samej szkoły, w której uczą się przyszły premier i parlamentarzyści, a potem spieprzymy stamtąd, żeby leczyć kaca.
Ale Dan zapomniał wspomnieć o drobnym szczególe dotyczącym lokalizacji imprezy. Jest pośrodku cholernego pustkowia.
Przestałam nadążać za wszystkimi zakrętami, które Dan pokonywał swoim samochodem, w chwili gdy wyjechaliśmy poza Londyn i nie było już widać żadnych znaków drogowych. Przez chwilę myślałam, że przyjaciel zabiera nas na cygańską imprezę.
Cóż, to na pewno nie jest cygańska impreza.
Dwór jest ukryty za wysokimi sosnami na szczycie wzgórza. Nie żartuję. Właściciel albo za bardzo ceni sobie prywatność, albo za bardzo kocha styl gotycki. Albo jedno i drugie. W zasięgu wzroku nie widać nic poza samochodami uczestników imprezy. Jak tak o tym pomyśleć, byłaby to idealna okazja do masowego mordu. Już widzę to jako przewodnią scenę w horrorze.
Musisz przestać oglądać te wszystkie krwawe filmy.
Niemal słyszę w myślach karcenie taty.
Och, racja. On nie jest tatą. On jest ojcem.
To powinno podsumować formalną naturę mojej relacji z lordem Cliffordem. Możliwe, że mnie zabije, jeśli się dowie, iż przyszłam na to przyjęcie bez jego zgody.
Kolejny powód, dla którego uczestniczę w demonicznych intrygach Dana.
Sączę drugiego drinka. Od razu, jak przyjechaliśmy, wypiliśmy z przyjacielem po jednym szocie, ale potem Dan gdzieś się zaszył, więc teraz chodzę z tym koktajlem. Smak alkoholu jest praktycznie niewyczuwalny, lecz ja mam wysoką tolerancję, więc to wcale nie musi znaczyć, że drink nie jest mocny.
Potrzebuję odwrócenia uwagi od otaczającej mnie scenerii. Nie mogę uwierzyć, że Dan mnie zostawił, w dodatku prawdopodobnie po to, żeby się bzykać. Najgorszy skrzydłowy w historii.
Zebrali się tu wszyscy uczniowie. Niektórzy kołyszą się w rytm głośnej, niecodziennej muzyki. Na zewnątrz parę osób z drużyny rugby skacze na bombę do basenu w kształcie nerki, gdzie inni sikali. Niektórzy wyją, biorąc udział w zawodach w piciu, w których chciałabym mieć odwagę wystartować.
Ale tak właściwie nic nie jest warte narażenia na szwank mojej obecnej pozycji w szkole. Należę do niewidzialnego ludu. Do tych, którymi nikt się nie przejmuję, jeśli opuszczą lekcję lub dwie… albo cały rok. I chciałabym, aby tak pozostało, dziękuję bardzo.
Niewidzialność to przydatna moc, która pozwala mi przetrwać bez żadnych problemów i skandali.
Jednakże jeśli zamierzałam taka pozostać, prawdopodobnie powinnam była wybrać mniej zauważalnego najlepszego przyjaciela niż Daniel. Na swoją obronę dodam, że gdy odkryłam jego popularność, już zdążył się do mnie przykleić jako mój skrzydłowy.
Mimo że mam przy swoim boku popularnego kolesia, nadal jestem na tyle niewidzialna, iż nawet jego harem mnie nie zauważa, kiedy go podrywa.
Niektórzy z obecnych tutaj uczniów Royal Elite wciąż mają na sobie nieskazitelne mundurki składające się z czerwonych krawatów i granatowych marynarek. Na kieszeniach wyhaftowane jest złote logo szkoły. Lew, tarcza i korona są znakiem zarówno władzy, jak i korupcji, która stopniowo przybiera na sile za murami szkoły.
Istnieje powód, dla którego ludzie w mundurkach siedzą sami w kręgu, prawdopodobnie dyskutując o książkach. Przyłączyłabym się, ale wątpię, żeby im się spodobało, gdybym powiedziała, że nie powinni byli przychodzić na przyjęcie w szkolnych strojach.
Nawet ja, „imprezowa terrorystka” – jak to określa mnie Dan – zdecydowałam się na dżinsowe szorty, kabaretki i prosty, czarny top. Och, i mam na sobie również moje ulubione białe tenisówki do koszykówki, na których mama wymalowała czarne gwiazdki.
Gdy o niej myślę, ściska mi się serce. Biorę głęboki wdech, zaciągając się wonią alkoholu i designerskich perfum unoszących się w powietrzu.
Zabawa. To ma być noc zabawy.
Tyle że w mojej opinii najlepszą formą rozrywki jest albo praca w moim atelier, albo maraton najnowszych krwawych filmów.
Z zamyślenia wytrąca mnie długie wycie przy wejściu.
Paplanina cichnie, a tłum rozstępuje się niczym Morze Czerwone dla Mojżesza. Kiedy uczniowie potykają się o siebie, żeby zrobić miejsce, nie jestem zaskoczona widokiem członków drużyny piłkarskiej, którzy wkraczają, jakby byli cholernymi mistrzami Anglii. Ale zaraz… Wydaje mi się, że wygrali dzisiaj mecz, który doprowadził ich do czegoś w rodzaju szkolnych mistrzostw.
Możliwe, że ta impreza jest z okazji ich zwycięstwa. Kolejny drobny szczegół, o którym Dan zapomniał wspomnieć.
Nie zabiję mojego najlepszego przyjaciela.
Nie zabiję mojego najlepszego przyjaciela.
Pieprzę to. Chwytam za telefon i piszę wiadomość.
Astrid: Nie żyjesz, Dan. Lepiej zacznij wybierać piosenkę na swój pogrzeb.
Daniel: Resistance zespołu Muse. Przecież wiesz. Co cię tak wkurzyło?
Astrid: Impreza piłkarzy? No błagam, kurwa. Wolę udusić się własnymi wymiocinami.
Daniel: Po pierwsze fuj. Po drugie… czy wspomniałem o fuj? Po trzecie przestań być królową dramatu, robalu.
Astrid: Gdzie jesteś?
Daniel: Przekonuję Laurę Davis do ssania mojego penisa. Słyszałem, że robi to głęboko jak zawodowiec.
Astrid: Jesteś świnią. *zniesmaczona emotikonka*
Daniel: No co? To jest na mojej liście rzeczy do zrobienia przed ukończeniem szkoły.
Astrid: Zaczynam myśleć, że na twojej liście są tylko misje seksualne.
Daniel: Nie ma nic lepszego niż pieprzenie.
Astrid: Wolałabym oglądać przemoc.
Daniel: Astrid, kocham cię, ale jesteś dziwna.
Daniel: Muszę iść, Laura posyła mi to spojrzenie.
Świetnie. Zostałam naprawdę sama, podczas gdy Dan bzyka przypadkową dziewczynę na jedną noc.
Mam mętlik w głowie i nie jestem pewna, czy to z powodu drinka, czy czegoś innego. Nawet drużynę piłkarską, która przybija piątki gorliwemu tłumowi fanów i obmacuje przypadkowe tyłki, widzę jak przez mgłę.
Słyszę tylko wielokrotne okrzyki: „King!”.
W Royal Elite School, znanej również jako RES, jest takich dwóch. Według taty – przepraszam, ojca – mam trzymać się z daleka od każdego, kto nosi nazwisko King.
Po moim oficjalnym debiucie jako córka lorda Henry’ego Clifforda ojciec wyznaczył mi dwie zasady: nie zhańbić nazwiska Clifford i unikać osób o nazwisku King.
Normalnie bym nie posłuchała, lecz dwóch Kingów w tej szkole reprezentuje wszystko, czego nienawidzę. Niepohamowaną moc, lekkomyślne zachowanie, skorumpowane bogactwo.
Prawdopodobnie to właśnie oni są właścicielami tej absurdalnie bogatej rezydencji. Burżuje są najważniejsi w RES, a Kingowie są tego przykładem. Nawet fortuna taty i arystokratyczna krew nie mogą się z nimi równać.
Nie czekam na wielkie wejście drużyny. Jeśli chcesz pozostać niewidzialny, nigdy nie zadawaj się z popularnym tłumem.
Kieruję się najkrótszą drogą w stronę tylnych korytarzy rezydencji, a i tak cały czas podążają za mną okrzyki: „Do boju, Elity!”.
Obsesja na punkcie drużyny piłkarskiej w tej szkole przyprawia mnie o dreszcze. Wszak to dzieci w wieku szkolnym, a nie cholerni liderzy Premier League. Ale tak właściwie sport nigdy nie był moją pasją. Jestem za sztuką i kreatywnością. Daleko mi do bycia sportowcem, a Dan zawsze nabija się z tego, że nawet krótki bieg sprawia, iż brakuje mi tchu i dyszę.
Idąc na wpół pustym korytarzem, czuję mętlik i zdezorientowanie. Całującą się przy drzwiach parę widzę podwójnie.
Tracę równowagę i wpadam na coś.
– Uważaj – rzuca ktoś, a ja mamroczę jakąś odpowiedź.
Cholera. Nie czuję się dobrze.
Sięgam po telefon, żeby zadzwonić do Dana. Liczby zamieniają się w rozmyte, faliste linie. Mrugam i wpadam na ścianę.
Wybieram numer przyjaciela, a sygnał brzmi, jakby dochodził z piwnicy. Nie odbiera.
No dalej, Dan.
Próbuję ponownie, lecz im więcej czasu mija, tym bardziej parzy mnie moja skóra. Ubranie wydaje się lawą na moim ciele.
Znowu wybieram numer Dana. Nadal nie odbiera.
Pamiętam, że ustaliliśmy, iż spotkamy się na parkingu, więc decyduję się na umycie twarzy i wyjście na zewnątrz.
Trzęsą mi się ręce, gdy ściskam telefon i idę korytarzem, szukając toalety. Jest jeszcze coś, co w jakiś sposób pojawia się w mojej zamglonej głowie, a o czym Dan wspomniał wcześniej na temat dzisiejszej imprezy.
Nie wchodź do domku przy basenie. To zabronione.
Nie wiem, dlaczego teraz o tym myślę. W końcu domek przy basenie jest daleko.
Po obu stronach korytarza stoją różne pary, całując się i tak dalej. Pcham pierwsze drzwi po mojej prawej stronie i się zatrzymuję. Odgłos ciała uderzającego o ciało i charakterystyczne jęki sprawiają, że natychmiast z powrotem zatrzaskuję drzwi.
Próbuję otworzyć następne i kolejne, ale wszystkie pomieszczenia są albo zamknięte, albo zajęte. Chyba wkurzyłam kilka par.
Ubranie przykleja się do mojej rozgrzanej skóry. Czuję, że ledwo trzymam się na nogach, są tak chwiejne i słabe. Letni hit leci z głośników i brzęczy mi w uszach. Przepływa przeze mnie fala energii i czuję dziwną chęć zatańczenia. Z wysiłkiem opieram się tej pokusie i idę dalej.
Po przejściu przez podobne do siebie korytarze zauważam, że jeden z zawodników drużyny piłkarskiej wychodzi za dziewczyną z odizolowanego pokoju.
Dzięki Bogu.
Biegnę tam tak szybko, na ile pozwalają mi na to nogi. Gdy tylko znajduję się w środku, kieruję się do drzwi po prawej i z radości prawie wybucham płaczem, kiedy się okazuje, że to łazienka.
Uruchamiam automatyczny kran i raz po raz spryskuję twarz wodą, ale nie mogę ugasić ognia rozprzestrzeniającego się po całym moim ciele.
Mam pewność, że coś jest ze mną nie tak, tylko nie ma pojęcia co. Zastanawiam się, czy to przez cheeseburgera, którego zjedliśmy z Danem po drodze.
Wiem jedynie, że muszę iść do domu. Teraz.
Ostatni raz opłukuję twarz i kieruję się do wyjścia.
Powinnam była usłyszeć męskie głosy. Powinnam była schować się w łazience na trochę dłużej. Do diabła, przede wszystkim nie powinnam była w ogóle wchodzić do tego pomieszczenia.
W chwili gdy otwieram drzwi, bladoniebieskie spojrzenie przedziera się przez moją duszę.
King.
Ten sam, od którego miałam się trzymać z daleka. Obserwuje mnie z uśmieszkiem i błyskiem w oczach, jakby znalazł kolejną ofiarę.
– Wygląda na to, że mała owieczka zgubiła drogę.ROZDZIAŁ DRUGI
Astrid
Jeśli chcesz pozostać niewidzialny, nie zadawaj się z najpopularniejszym chłopakiem w szkole.
Cholera jasna, czy te oczy są prawdziwe?
To pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, kiedy patrzę na starszego Kinga. Błękit jego tęczówek jest tak blady, że prawie szary, ale nie do końca. Niczym pochmurne niebo z obietnicą lekkiego przejaśnienia. Nie da się przewidzieć, czy ściemnieją, zamieniając się w burzę, czy się rozjaśnią, przemieniając w przepiękny dzień.
I nie ma to absolutnie nic wspólnego z tym, jak bardzo kocham kolor niebieski, ani z tym, że te oczy mają jedną z najrzadszych jego odmian. Nawet gdybym godzinami mieszała różne farby, nadal nie byłabym w stanie uzyskać odpowiedniego odcienia.
Przez dwa lata w RES nigdy nie zwracałam uwagi na Kingów. Oczywiście w szkole na siłę nam wmawiano, że są oni władcami, królami, genialnymi piłkarzami. Spadkobiercami King Enterprises, które ma w posiadaniu połowę kraju i kontroluje drugą połowę za pośrednictwem polityków.
W Wielkiej Brytanii nie możesz uciec od nazwiska King, chyba że mieszkasz w jaskini, a nawet wtedy ich nazwisko może za tobą podążać. Dominują w „Daily Mail” i w każdym innym czasopiśmie. Powiedziałabym, że chcą tronu królowej, gdybym oczywiście nie widziała, iż tak nie jest. Niektóre osoby już teraz twierdzą, że są od niej potężniejsi.
Jednak pierwszy raz mam okazję patrzeć na Kinga z tak bliska.
Levi King. Kapitan drużyny piłkarskiej. Koronowany król szkoły. Atrakcyjny jak cholera.
To nie tylko jego tęczówki, ale bardziej cała jego postać. Złociste blond włosy, krótkie po bokach i dłuższe u góry, zaczesane do tyłu w seksowny, potargany sposób. Szczęka zbyt zarysowana jak na siedemnastolatka. Jest za wysoki, muszę unieść wzrok, żeby na niego spojrzeć… albo po prostu wytrzeszczyć na niego oczy. Umięśnione ręce świadczą o godzinach spędzonych na siłowni. Wygląda jak młody wiking w ciemnych dżinsach, czarnym T-shircie i ciemnoniebieskiej kurtce drużyny, na której widnieje logo szkoły.
Tak, zdecydowanie odziedziczył geny wikingów, tych kolesi, którzy dawno, dawno temu najechali wybrzeże Anglii.
Cóż, cholera. Chcę przeczesać palcami jego włosy i sprawdzić, czy są tak jedwabiste, na jakie wyglądają, chociaż pamiętam o drużynie piłkarskiej i o tym, co powiedział tata. Żeby trzymać się z dala od Kingów.
Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć – pewnie coś głupiego – lecz nic z nich nie wychodzi. To dziwne, nie czuję się już tak wesoła, jak się czułam zaledwie przed chwilą. Za to czuję, jak pod moją rozgrzaną skórą buzuje jakaś energia sprawiająca, że drżą mi ręce i nogi.
Potykam się do przodu, a silna ręka chwyta mnie za nagie przedramię. Piorun elektryczności trafia prosto w sekretną część mnie.
O Boże. Cudowne uczucie.
– Wszystko w porządku, księżniczko?
Zabiera rękę po tym, jak odzyskuję równowagę. Chwytam jego dłoń i z powrotem przykładam ją do mojego ramienia.
– Zrób to jeszcze raz.
Mój głos jest zbyt zmysłowy, nawet w moich własnych uszach, ale nie obchodzi mnie to. Jego dotyk właśnie wywołał coś euforycznego i chcę to poczuć ponownie.
Zaciskam usta, żeby nie jęczeć, gdy przesuwam jego dłoń w górę i w dół po moim ramieniu w długiej, zmysłowej pieszczocie.
Na miłość wikingów, dlaczego wydaje mi się to takie przyjemne, gorące i… cholernie niesamowite?
Potrzebuję więcej. Dużo więcej.
– Co robisz?
Wpatruje się we mnie, a ja widzę, jak w jego spojrzeniu groźba miesza się z zainteresowaniem. A może to tylko zagrożenie, a ja wyobrażam sobie zainteresowanie, ponieważ moje ciało tego teraz potrzebuje.
Uwalnia swoją rękę z mojej i zanim mogę jęknąć z powodu utraty tej grzesznej przyjemności, napiera na mnie, dociskając do framugi drzwi.
Pachnie mydłem, drogą wodą kolońską i dymem. Pociągam nosem z głośnym, zawstydzającym dźwiękiem niczym narkoman, który bierze działkę.
Jedyne, co dociera do mojego zamglonego mózgu, to to, że chłopak jest gorący jak diabli i zbyt wystrojony jak na wikinga.
Wyciągam do niego ręce w bezmyślnej próbie zdjęcia z niego ubrania. Ociera się kurtką o mój top, a moje sutki pulsują i twardnieją.
Zatrzymuję się w bezruchu, kiedy słyszę szum w uszach. To uczucie jest cudowne.
Dlaczego jest tak dobre? I – co gorsza – dlaczego, do diabła, chcę ocierać się piersiami o jego klatkę piersiową albo kurtkę? W tej chwili nie jestem zbyt wybredna.
– Nie powinno cię tu być, księżniczko.
Grzmot jego głosu rozchodzi się po mojej hiperświadomej skórze, jakby chłopak biczował mnie swoim językiem.
Kiwam bezwiednie głową. Potrzebuję tylko, by był trochę bliżej.
– Wiesz, co się dzieje z niegrzecznymi dziewczynkami, które idą tam, gdzie nie powinny?
Nadal kiwam głową, zbyt zafascynowana nieziemskim błękitem jego oczu. Czy są w nich plamki szarości? Gdybym tylko miała szkicownik, żeby uchwycić ten moment… Chociaż próba odzwierciedlenia tego koloru prawdopodobnie skończyłaby się fiaskiem.
Levi łapie mnie za ramię i tym razem z mojego gardła wyrywa się jęk, kiedy chłopak wyciąga mnie z łazienki do ogromnego pokoju, przez który wcześniej przemknęłam. Jestem zbyt skupiona na jego dłoni na mojej nagiej skórze i na tym, jak zaciskają się moje uda, by zauważyć cokolwiek wokół.
– Zobaczcie, co znalazłem.
Jego głos ostrzega mnie przed innymi osobami znajdującymi się w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Gdy tylko wracam na ziemię, słyszę cichą muzykę dochodząca zza ściany. Piosenka ma w tekście słowa: „Skończysz martwa”.
Dobra, to wcale nie jest straszne.
Połowa drużyny piłkarskiej pali, pije lub gra w karty. Wszyscy zwracają uwagę na słowa Leviego.
– Myślałem, że dziewczyny są na później – stwierdza z rozbawieniem jeden z nich. – Nie żebym miał coś przeciwko. Możesz zacząć od mojego fiuta, kochanie.
Fuj.
– No chodź! – Inny rzuca talią kart. Ma kręcone, brązowe włosy i nosi kurtkę tył na przód. – Nie chcę już resztek po tobie, Chris. C’est pas cool¹.
– Jestem od ciebie starszy, Ronan. Zamknij się.
– Myślę, że najpierw chce mnie. – Gorący oddech łaskocze moje ucho, kiedy ciepłe usta muskają płatek. – Prawda, księżniczko?
O tak! Tak! Kontynuuj, proszę.
Chcę to wykrzyczeć z całych sił, ale nie jestem w stanie. Mogę tylko zamknąć oczy i oprzeć się o jego twardą klatkę piersiową.
Cóż, cholera.
Coś z tyłu głowy mi mówi, że to jest złe, bardzo złe, lecz w tej chwili nie przejmuję się tym czymś. To coś może iść się bujać, dopóki King mnie dotyka i sprawia, że czuję się dobrze. Pokrętnie, ale wciąż tak cholernie dobrze.
– Poczekaj! – woła gładki głos po mojej prawej stronie, gdzie dwóch członków drużyny piłkarskiej gra samotnie… w szachy?
Chłopak wstaje i podchodzi do mnie z niesamowitą lekkością. Kurtka drużyny przylega do jego szerokich ramion. Albo chodzi zbyt cicho, albo jestem zbyt podekscytowana, by usłyszeć jego kroki, ponieważ następną rzeczą, którą zauważam, jest on, tak blisko mojej twarzy, patrzący na mnie złowrogimi oczami, ciemniejszymi niż oczy Leviego. Nawet jego włosy są kruczoczarne. Ma prosty nos i taką samą postawę co Levi, jednak nie jest do niego podobny. Podczas gdy Levi przypomina mężnego króla wikingów, jego kuzyn roztacza aurę spokojnego króla będącego seryjnym mordercą, który mógłby wymordować swój lud, jeśliby się znudził.
Młodszy King, Aiden, obserwuje mnie przez kilka długich sekund, trzymając ręce nonszalancko schowane w kieszeniach, jakby oceniał jagnię na rzeź.
Cholera, jest równie piękny jak kuzyn. Nawet pomimo groźby wypisanej na jego twarzy nie mogę nie zauważyć całego zabójczego uroku, jaki w sobie ma.
– Jesteś Cliffordówną, prawda? – pyta Aiden.
– Cliffordówną? – powtarza Levi.
Poprzednia wesołość w jego głosie rozpływa się w powietrzu, a jego ton staje się surowy.
Skupiam się na dotyku jego dłoni na moim ramieniu, kiedy wyduszam:
– Jestem po prostu Astrid. Clifford to nazwisko taty. – Nagle chichoczę. Następnie szeptem dodaję: – Ups. Ciii. Nie mów mu, że nazywałam go tatą. On tego nie lubi.
Aiden unosi brew, jakby udowodnił, że ma rację, ale nie patrzy na mnie.
– Zabierz ręce, Lev.
Przez pokój przetacza się cisza. Nawet pozostali faceci przestają cokolwiek robić i skupiają się na mnie, wciśniętej pomiędzy dwóch kuzynów. Albo raczej skupiają się na wrogiej energii, która wisi między dwoma Kingami.
A ja? Ocieram się plecami o klatkę Leviego, chcąc poczuć tarcie i coś jeszcze, nie wiem co.
– Nie.
To pojedyncze słowo, lecz nawet w moim na wpół oszołomionym, szukającym euforii stanie czuję, że kryje się za nim moc.
– Ojciec powiedział…
– Nie obchodzi mnie, co powiedział – przerywa mu Levi chłodnym tonem. – Wujek nie będzie mi mówił, co mam, kurwa, robić.
Kilku chłopaków wyje, jakby wygłosił puentę stulecia.
– Kopiesz sobie grób – stwierdza Aiden.
Wzrusza ramionami i podchodzi z powrotem do szachownicy i drugiego gracza, który na niego czekał.
Levi splata nasze ramiona i przyciąga mnie do swojego twardego boku. Przepływa przeze mnie elektryczność i osiada między udami, gdy chłopak gładzi mnie palcami po nagiej skórze pod topem. Biorę urywany oddech, skupiając się na tym doznaniu całą sobą.
– Czy ktoś jeszcze ma coś przeciwko? – pyta, ale wygląda na to, że nie oczekuje odpowiedzi.
Słowo Leviego Kinga jest prawem. Każdy, kto wystąpi przeciwko niemu, tylko się rozbije i spłonie.
Wszyscy zawodnicy drużyny piłkarskiej pochodzą z prestiżowych rodzin potentatów, zarówno starych wyjadaczy, jak i niedawnych dorobkiewiczów, lecz to nic w porównaniu z potęgą Kingów. Jedynym, który może przeciwstawić się Leviemu, jest drugi King. Ale to nie nastąpi w najbliższym czasie, ponieważ wydaje się, że Aiden całkowicie stracił zainteresowanie tą sytuacją. Siedzi na krześle, opierając głowę o dłoń i kontynuując grę w szachy.
Nie dziwię się, kiedy żaden z członków drużyny nie mówi ani słowa.
Levi ciągnie mnie za sobą korytarzem. Trzymam się jego dotyku, tak jakbym miała umrzeć, jeśli mnie puści.
– Zachowaj trochę dla mnie, kapitanie! – krzyczy jeden z chłopaków.
Jestem zbyt zajęta jego ramieniem na moim brzuchu, by zarejestrować cokolwiek innego. Dopiero gdy zamykają się za nami drzwi i Levi mnie puszcza, zdaję sobie sprawę, że jesteśmy w sypialni.
Sami.