Cudowna kuracja - ebook
Cudowna kuracja - ebook
Szczęście jest czymś w rodzaju biochemii i neurofizjologii, czymś, co wydaje się magiczne. Magicznie dobre. Pozytywnym, często głębokim i wszechogarniającym uczuciem, którego większość z nas szuka, o którym marzy i chciałaby, żeby trwało jak najdłużej. I szczęście może trwać przez długie okresy życia niczym stale towarzyszący, emocjonalny ton. Ale najczęściej rozbłyska na krótko, w nieregularnych odstępach czasu i w zbyt małych dawkach.
Kuracja, która gwarantuje poprawę jakości życia w zaledwie cztery tygodnie.
Dla tych, którzy pragną uczynić swoje życie lepszym i odczuwać szczęście każdego dnia.
Pozytywne doświadczenia korzystnie wpływają na nasze zdrowie, umacniają przyjaźnie i wydłużają życie. Pozbywanie się niepokoju i zmartwień stanowi antidotum na stres. Tylko jak to zrobić? Jak zyskać więcej pozytywnych doświadczeń i zaznać więcej szczęścia w życiu? Psycholożka i badaczka Ragnhild Bang Nes prowadziła badania nad szczęściem przez ponad 16 lat. W swojej książce, opracowanej jako czterotygodniowa kuracja z codziennymi ćwiczeniami i konkretnymi wskazówkami, pokazuje nam, jak korzystać z doświadczeń naukowców na co dzień, aby stać się szczęśliwszym. Każdy z 31 rozdziałów – a wśród nich np. „Nawigowanie ku przyszłości”, „Równowaga”, „Baw się i twórz wspomnienia stanowią odrębną całość, zatem kolejność ich czytania jest całkowicie dowolna.
Ragnhild Bang Nes jest psycholożką, pracuje w Norweskim Instytucie Zdrowia Publicznego i jako profesor nadzwyczajny na Uniwersytecie w Oslo. W 2017 roku otrzymała przyznawaną przez Towarzystwo Psychologiczne nagrodę „Odkrycie roku” za innowacyjne badania nad szczęściem, dobrostanem i jakością życia.
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66420-74-8 |
Rozmiar pliku: | 3,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szczęście jest czymś w rodzaju biochemii i neurofizjologii, czymś, co wydaje się magiczne. Magicznie dobre. Pozytywnym, często głębokim i wszechogarniającym uczuciem, którego większość z nas szuka, o którym marzy i chciałaby, żeby trwało jak najdłużej. I szczęście MOŻE trwać przez długie okresy życia niczym stale towarzyszący, emocjonalny ton. Ale najczęściej rozbłyska na krótko, w nieregularnych odstępach czasu i w zbyt małych dawkach.
Skąd się bierze i co budzi je do życia? Szczęście jest czymś innym dla ciebie i dla mnie i zmienia się na przestrzeni lat. Niektórzy znajdują większą niż inni radość w muzyce i sztuce. Inni odnajdują radość w kontakcie z ludźmi, w rozmowie i przyjemnej atmosferze przy stole, we wspólnych doświadczeniach. Do jeszcze innych radość przychodzi, kiedy pieką pierniczki na Boże Narodzenie albo naprawiają samochód, podczas medytacji lub samotnej wędrówki po górach. W ciągu całego życia zasilamy się szczęściem z różnych źródeł. Jako dzieci odnajdujemy szczęście w zabawie, jako osoby starsze – w fotelu z dobrą książką. Nasze odczuwanie szczęścia również się zmienia. To może być poczucie, że JEST NAM DOBRZE lub że DOBRZE FUNKCJONUJEMY, głębokie poczucie przynależności, radości i zadowolenia, lecz także ekscytująca fascynacja, intensywny podziw i zaangażowanie, jak wtedy, gdy całkowicie pochłania cię jakieś zadanie lub aktywność. Dobre życie często kojarzy nam się z tym, że doświadczenia szczęścia pojawiają się stale i regularnie. Jednak nie zawsze tak jest. Życie składa się zarówno z dni lekkich jak piórko, jak i ciężkich niczym ołów. Wybuchają konflikty, dochodzi do rozstań, chorujemy, tracimy bliskich. Życie większości z nas chyba najbardziej przypomina nierówny teren: dla jednych jest on bardziej wyboisty, u innych doliny są dłuższe i głębsze, a u jeszcze innych droga wciąż pnie się w górę. Szczęście, radość i pozytywne przeżycia umożliwiają przejście przez ten trudno dostępny wyżynno-górzysty teren niezależnie od tego, jak bardzo jest niegościnny.
Moje pierwsze spotkanie z badaniami nad szczęściem było dość przypadkowe. Po ukończeniu studiów psychologicznych pracowałam przez kilka lat jako neuropsycholożka w Rikshospitalet w Oslo w niepełnym wymiarze godzin. Gdy z czasem umowa o pracę wygasła, nie miałam żadnych jasno sprecyzowanych wymagań dotyczących nowej pracy. Chciałam jedynie zajmować się czymś, co pozwoliłoby mi zaspokajać wrodzoną ciekawość świata, uczyć się i nade wszystko prowadzić badania. Wtedy w Instytucie Zdrowia Publicznego ogłoszono projekt na pracę doktorską na temat szczęścia. Siedemnaście lat później nadal pracuję w Instytucie i zgłębiam ten sam temat. To fascynująca podróż, która odciągnęła mnie od genetyki zachowania i badań nad bliźniętami i doprowadziła do projektów dotyczących zdrowia publicznego i polityki – ze szczęściem jako tematem przewodnim. Jest to również podróż w czasie, ponieważ gdy zaczynałam, badania nad szczęściem i jakością życia były w powijakach, natomiast teraz stały się priorytetem polityków i osób odpowiedzialnych za ochronę zdrowia. Dobra jakość życia sprzyja zdrowiu publicznemu, pozytywnemu, zrównoważonemu rozwojowi społeczeństwa. Na szczęście w ciągu ostatnich dziesięciu lat ta prawda zyskała większe uznanie i wzrosło poparcie dla badań poświęconych temu zagadnieniu. Jakość życia nie jest bowiem sprawą wyłącznie indywidualną. Demokracja, możliwość wpływania obywateli na działalność państwa i sprawiedliwy podział dóbr generują szczęście zarówno poszczególnych jednostek, jak i społeczeństwa jako całości.
Ja sama rzadko używam pojęcia SZCZĘŚCIE, w każdym razie w kontekście zawodowym. Natomiast często stosuję terminy CODZIENNA RADOŚĆ lub CODZIENNE SZCZĘŚCIE, ponieważ przypominają nam o tym, że radość i szczęście, odnajdywane często w zwykłych, codziennych aktywnościach, są tuż na wyciągnięcie ręki, łatwo dostępne. Używam również pojęcia JAKOŚĆ ŻYCIA, ponieważ podkreśla ono fakt, że dobre życie składa się z wielu różnych rodzajów pozytywnych przeżyć, zarówno wewnętrznych reakcji emocjonalnych, jak i okoliczności zewnętrznych.
Moje zainteresowanie badaniami nad szczęściem wypływa jednak głównie z chęci przyczynienia się do lepszego zrozumienia, co wzmacnia nas W życiu i DO życia. Co sprawia, że podejmujemy wyzwania i dostrzegamy możliwości, pokonujemy przeciwności losu, znosimy obciążenia i podnosimy się po kryzysach i porażkach? Co czyni nas, zarówno jako poszczególne jednostki, jak i całe społeczeństwo, lepiej wyposażonymi do dobrej podróży przez życie i czas? Co możemy zrobić, by stworzyć jak najlepsze warunki do dobrego życia? Nasze pozytywne przeżycia – bez względu na to, czy nazwiemy je szczęściem, codzienną radością, jakością życia czy pomyślnością – są naszym upragnionym celem i wartościami, które dzielimy z większością ludzi. Poza tym przyczyniają się do lepszego zdrowia, trwalszych przyjaźni i dłuższego życia. Prowadzą nas do gromadzenia zasobów psychicznych, społecznych i fizycznych. Sprawiają, że stajemy się bardziej twórczy, wychodzimy z inicjatywą, wykazujemy się odwagą i otwieramy na innych ludzi i nowe możliwości. Pozytywne emocje zdają się również wymazywać negatywne konsekwencje zdrowotne smutku, niepokoju i zamartwiania się, a ponadto działają jak antidotum na stres. Krótko mówiąc, spełniają ważne funkcje i dostarczają znacznych korzyści każdemu z nas. Co więcej, badania pokazują, że pozytywne podejście do życia jest zaraźliwe. Nasze własne szczęście może zatem przyczynić się do szczęścia innych, do przyjaźni, bardziej wspierającego najbliższego otoczenia, wzmocnienia rodzin, lepszego funkcjonowania szkół i zakładów pracy. Możemy zaryzykować stwierdzenie, że jeśli więcej ludzi odczuje zmianę na lepsze, to najprawdopodobniej wszystkim nam będzie się żyło lepiej.
Tylko jak to zrobić? Nie istnieje żaden prosty przepis na szczęście, ale przeprowadzono wiele badań, które przyniosły konkretne odpowiedzi. Wiemy już, co można zrobić, by stać się szczęśliwszym. Zarówno poszczególne badania, jak i metaanalizy wykazały, że ćwiczenia szczęścia mają równie dobry, a nawet lepszy efekt od leków antydepresyjnych. Celem „Cudownej kuracji” jest podzielenie się z tobą kilkoma takimi ćwiczeniami. Ćwiczeniami, które można traktować jako praktyczne sztuczki wywołujące więcej radości, dające więcej poczucia sprawstwa i sensu w codziennym życiu. Potraktuj tę książkę jako opartą na dostępnej wiedzy skrzynkę z narzędziami lub katalog pomysłów, do którego możesz zajrzeć, kiedy szczęście wydaje się czymś odległym albo kiedy potrzebujesz wsparcia i pociechy. Książka jest czterotygodniowym kursem z konkretnym programem na każdy dzień. Każdy program zawiera historię, materiał do przemyśleń, praktyczne wskazówki oraz przykłady ćwiczeń i aktywności, które pomogą wzbudzić pozytywne emocje. Większość źródeł szczęścia to nasze osobiste, subiektywne rezerwuary, dlatego musisz dopasować kurację do swoich cech, potrzeb, chęci, zainteresowań, talentów i okoliczności. Spójrz na to jak na wyzwanie, jak na szansę, by lepiej poznać samego siebie poprzez wypróbowanie czegoś nowego. Może dzięki temu poczujesz, co TOBIE sprawia prawdziwą radość. Tutaj słowem kluczem jest „różnorodność”. To, co stało się naszym nawykiem, w dłuższej perspektywie nie daje tak intensywnej radości jak na początku. Badacze szczęścia nazywają to „adaptacją hedonistyczną”: to, co – jak sądzimy – uczyni nas szczęśliwymi na zawsze, wbrew oczekiwaniom nie przynosi takiego efektu.
Mam nadzieję, że ta książka pozwoli ci szerzej spojrzeć na szczęście, jak na ekranie w kinie plenerowym, i dzięki niej dostrzeżesz, że szczęście jest różnorodne i obejmuje zarówno codzienne przebłyski radości, jak i złożone doświadczenia sensu i powiązań. A także to, że do dobrego życia prowadzi wiele dróg. Możesz czytać tę książkę rozdział po rozdziale, ale możesz również przyswajać ją po kawałku. Ponieważ rozdziały tworzą spójną całość, byłoby dobrze, gdybyś czytał je w kolejności, którą zaproponowałam, i traktował je jak codzienne dawki „lekarstwa”, przeznaczając na każdą z nich trochę czasu w ciągu dnia. Codzienna dawka może być też ordynowana jako dawka tygodniowa. Dzięki temu będziesz miał szansę lepiej zgłębić temat i wypracować nowe nawyki. Rozwinięcie podstawowej barwy szczęścia i wyznaczenie stałego kursu wymagają treningu i wytrwałości. Dokładnie tak samo jest z poprawą kondycji fizycznej: nie wystarczy raz w roku pójść pobiegać lub skoczyć na siłownię. Bez wysiłku i zaangażowania będziemy doświadczać szczęścia trochę przypadkowo, po omacku, na chybił trafił, ale jeśli porządnie się do tego przyłożymy, odniesiemy duże korzyści. „Jeśli chodzi o trening, czynnikiem gwarantującym sukces jest zawsze czas”, zwykła powtarzać Berit Christine, jedna z instruktorek w moim klubie fitness. Poprawę kondycji i wydolności organizmu da się zauważyć dość szybko, ale na poprawę stanu zdrowia i jakości życia trzeba niestety poczekać trochę dłużej. Dostrzeżemy to dopiero wtedy, gdy wybierzemy się na tę samą wyprawę narciarską co w zeszłym roku albo gdy odwiedzi nas wnuk i nagle uświadomimy sobie, że poruszamy się dziwnie lekko, a wnuk, kiedy weźmiemy go na ręce, nie wyda nam się aż tak ciężki, chociaż będzie o rok starszy.
Szczęście to nie stacja końcowa, do której dojeżdżasz raz na zawsze, gdzie możesz rozsiąść się wygodnie i odpocząć, wiedząc, że cel został osiągnięty. Szczęście przypomina raczej nieustanną podróż, która wymaga od nas zmiany stylu życia – tego, że zaczniemy robić więcej rzeczy, które są dla nas dobre. Musimy nadać priorytet zdrowym i przynoszącym radość aktywnościom i stale weryfikować nasze priorytety. To może być ciężka praca. Wprowadzanie drobnych zmian i urozmaiceń jest łatwe i inspirujące, znacznie gorzej jest z nawykami dużego kalibru. Większość z nas genialnie radzi sobie z uzasadnianiem, dlaczego nie powinniśmy właśnie teraz podejmować niepopularnych decyzji. Łatwo ulegamy presji, jaką wywiera na nas życie, i zapominamy, jaka przyświeca nam intencja. W każdym razie tak jest ze mną. Ale jeśli kuracja szczęścia ma przynieść zamierzony skutek, musisz być otwarty i obecny, zakasać rękawy i przypatrzyć się swojemu życiu pod różnym kątem – i co najważniejsze: korzystać z tego, czego się uczysz, w konkretnych sytuacjach życiowych. „Learning by doing”, powiedziała Nina, moja znajoma, gdy z dużym sceptycyzmem podeszłam do pomysłu, by usiąść w szoferce i pokierować potężnymi maszynami budowlanymi. Wtedy opisała to fantastyczne uczucie towarzyszące sterowaniu dźwigami i koparkami i nagle zrozumiałam, że po prostu muszę tego doświadczyć: muszę usiąść wysoko za sterami dźwigu – i własnego życia. I że to doświadczenie będzie spektakularne.ROZDZIAŁ 1.
SZCZĘŚCIE JEST BLISKO
Zeszłego lata razem z synem Henrikiem podróżowałam z Pizy we Włoszech do Pisaka w Chorwacji. Poruszaliśmy się mniej więcej wzdłuż 43. równoleżnika i po drodze zatrzymaliśmy się na kilka dni w San Severino, włoskim miasteczku w regionie Marche. W hotelu wpadła nam w ręce wielka książka ze zdjęciami przedstawiającymi miasteczko i okolicę i spontanicznie postanowiliśmy wybrać się na przedpołudniową wycieczkę. Udaliśmy się do Elcito, małej wioski położonej na szczycie góry, na wysokości 864 metrów nad poziomem morza. Z daleka skąpana w słońcu wioska przypominała tybetański klasztor na środku pustkowia, ponieważ zdawała się wyrastać wprost z jałowego klifu. Według danych z Internetu obecnie mieszka tam tylko siedem osób. Jedynym człowiekiem, którego zobaczyliśmy, nie licząc grupy młodych skautów ćwiczących bieg na orientację, był mężczyzna, który obrabiał skrawek ziemi za małym sklepikiem. Sklepik był otwarty, ale nikt w nim nie obsługiwał. Poza tym było cicho, pusto i pięknie. Przespacerowaliśmy się jedyną wąską uliczką aż do kamiennego domu na skraju klifu, wysoko nad krętą drogą prowadzącą do Elcito.
Rozpierała mnie radość i zachwyt, który rósł z każdym krokiem. Miejsce i widok – i spokój, jaki wywoływał – były idealne! Natomiast zachwyt Henrika był umiarkowany i szybko opadał. Opuszczona górska wioska nie wydawała się atrakcyjna dla dwunastoletniego chłopca, w każdym razie nie dla tego dwunastolatka albo nie w tamtym momencie. Usiadł zrezygnowany na schodach kamiennego domu, wyjął z plecaka iPada i zaczął grać. I nagle poczułam, że dobry humor mnie opuszcza, a miejsce radości zajęły rozdrażnienie i rezygnacja. Usiadłam na ziemi, zamknęłam oczy, a potem położyłam się na trawie tuż za dwunastolatkiem z iPadem. Gdy znowu otworzyłam oczy i spojrzałam w niebo, zauważyłam niemal natychmiastowy efekt poprawy nastroju poprzez zmianę perspektywy i odwrócenie uwagi. Poczułam nierówne, trawiaste podłoże pod plecami i tyłem głowy, zobaczyłam ptaki fruwające wesoło nad horyzontem i zjednoczyłam się z czymś w rodzaju równoległej, alternatywnej rzeczywistości. Dobrej. Harmonijnej.
Przeżycie, które opisałam, ilustruje wiele wyników badań nad szczęściem. Po pierwsze, szczęście i radość to coś innego, coś jakościowo różnego od nieobecności dyskomfortu. Po drugie, szczęście ma zmienną moc. Bywa ulotne, ale powraca. Po trzecie, zarówno szczęście, jak i niezadowolenie są zaraźliwe, zwłaszcza malkontenctwo. Mamy skłonność do niemal automatycznego upodabniania się do siebie nawzajem i odczuwamy fizyczny dyskomfort i stres, kiedy inni są sfrustrowani, niezadowoleni lub w potrzebie. Dyskomfort i niezadowolenie kradną radość: to klasyczni złodzieje szczęścia. Ale radość często powraca, kiedy tylko skupimy się na czymś pozytywnym. Gdy odwróciłam uwagę od Henrika, iPada i narastającej irytacji i skierowałam ją na źdźbła trawy, błękitne niebo i zapach koniczyny, znowu ogarnęła mnie radość. Ta historia pokazuje również to, że radość często przychodzi, kiedy jesteśmy obecni, uważni, skoncentrowani na tu i teraz, że wywołuje ją to, co zmysłowe i piękne, zwłaszcza przyroda, że nasze źródła szczęścia różnią się i są uzależnione od naszej osobowości, wieku, preferencji i wyznawanych wartości, od naszej kultury i osobistej historii. Pochodzę z górskiego kraju, w którym pielęgnuje się bliskość z naturą, a romantyczność natury wciąż ma się nieźle. Od mojego wczesnego dzieciństwa czas wolny i wakacje spędzaliśmy w górach. Nic więc dziwnego, że czerpię radość z obcowania z górami i piękną przyrodą. Nowe przeżycia często wzmacnia ich powiązanie z wcześniejszymi, równie dobrymi doświadczeniami. Dzięki temu doświadczamy ciągłości, czujemy, że jesteśmy częścią większej całości, co także wywołuje radość. Ta historia przypomina mi przede wszystkim o tym, że świat wokół nas jest rezerwuarem radości, paterą z owocami szczęścia. I że szczęście jest blisko, choć nie zawsze to sobie uświadamiamy. Zacznijmy zwracać na to uwagę, rzućmy światło na pozytywne zdarzenia, których doświadczamy. Ćwiczenie, które nas tego nauczy, i to z dobrym skutkiem, jest następujące: zapisz na kartce trzy dobre rzeczy, które się dzisiaj zdarzyły, dlaczego się udały i jakie wzbudziły w tobie emocje. Postaraj się, żeby weszło ci to w krew jak mycie zębów, czesanie włosów lub poranna kawa. „Ćwiczenie z reflektorem”, jak je nazywam, przyczynia się do utrzymania codziennej emocjonalnej równowagi. Pomaga zwrócić uwagę na pozytywne aspekty życia i trwać przy słonecznych chwilach, które często umykają nam w natłoku codziennych aktywności, zniechęceń i irytacji. Sprawia również, że stajesz się bardziej świadomy tego, co daje ci radość. Tak łatwo zapomnieć o wszystkich małych i dużych radościach życia codziennego: miłej rozmowie w tramwaju, czymś nowym, czego się nauczyłeś, czymś, co podniosło cię na duchu. Najlepiej kup sobie notes, którego będziesz używać w trakcie całej terapii. Zawsze będziesz mógł wrócić do tego, co już napisałeś, i cieszyć się tymi chwilami radości jeszcze raz i jeszcze raz. Pisanie samo w sobie ma również efekt terapeutyczny. Wiele badań potwierdziło, że zapisywanie przeżyć emocjonalnych poprawia stan zdrowia, wywołuje radość i podnosi jakość życia.ROZDZIAŁ 2.
SZCZĘŚCIA MOŻNA SIĘ
NAUCZYĆ
Grecki filozof Heraklit z Efezu twierdził, że jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. Opisał to obrazowo, mówiąc, że „niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki”. I miał rację. Tak jak w historii ewolucji, również w naszym codziennym życiu chodzi o nieustanną zmianę, o dopasowywanie się do wciąż zmieniających się okoliczności, z ich nowymi możliwościami i nowymi ograniczeniami. Wyrastamy z małego nasionka w pomarszczonych staruszków i większość z nas ma wspomnienia o etapach życia, które emocjonalnie pozostają ze sobą w sprzeczności. Nawet godzina codziennego życia może zawierać całą paletę uczuć.
Kiedy kilka lat temu broniłam pracy doktorskiej, moje odkrycia cytowano na pierwszych stronach gazet. Zresztą dziennikarze w dalszym ciągu dzwonią do mnie i piszą o moich badaniach. Moja praca doktorska pokazała, że wydarzenia życiowe i codzienne chwile przez cały czas wywierają na nas wpływ. Cieszymy się, kiedy kierowca autobusu pośle nam uśmiech lub kiedy dzieci śmieją się radośnie, a denerwujemy, gdy ktoś wepchnie się przed nami do kolejki. Jednak w dłuższej perspektywie nasz poziom szczęścia jest stosunkowo stabilny. Dlaczego? Badania, które przeprowadziliśmy, wykazały, że za 80 procent długotrwałego szczęścia, tego bazowego nastroju lub skłonności do widzenia szklanki do połowy pełnej lub pustej, odpowiadają geny. Odkrycie to łatwo zrozumieć opacznie i zinterpretować tak, że aż 80 procent naszego szczęścia zależy od genów. Nic dziwnego, że taki wynik wywoływał pesymizm zamiast optymizmu i odbierał motywację do szukania szczęścia. Wiele osób zwyczajnie uznało, że niedużo da się zrobić, żeby poczuć się lepiej, choć to oczywiście nieprawda. Wszystko, co robimy, czego się uczymy i co odkrywamy, zmienia nasz mózg i wpływa na nastrój. Mój kolega Bjørn Grinde, z wykształcenia biolog, często porównuje mózg do mięśnia, który można wytrenować. Mózg to mięsień szczęścia.
Każdy, kto chce zostać taksówkarzem w Londynie, musi zdać bardzo obszerny test z topografii miasta i znać na pamięć kilkaset tras. Wielu osobom przyswojenie takiej ilości wiedzy zajmuje od trzech do czterech lat. Brytyjscy naukowcy przeskanowali mózgi 79 kandydatów i 31 osób niebędących taksówkarzami i monitorowali obie grupy przez pewien czas. Z 79 kandydatów tylko 39 ostatecznie zdało test. Na początku eksperymentu mózgi osób z jednej i drugiej grupy niczym się nie różniły. Jednak cztery lata później ci, którzy zdali test, mieli dużo więcej istoty szarej w tych obszarach mózgu, które mają znaczenie dla procesu uczenia się i zapamiętywania, niż ci, którzy oblali egzamin. Innymi słowy: ich mózg uległ zmianie. We wspomnianym eksperymencie badano wiedzę z topografii, ale wiele badań wykazało, że ćwiczenia związane z odczuwaniem szczęścia przynoszą ten sam efekt. Na przykład badania mózgu osób, które regularnie medytują, już po kilku tygodniach wykazały wpływ medytacji na samopoczucie i zmiany w tkance mózgowej. Co to oznacza? Że szczęścia na pewno można się nauczyć!
W swojej pracy doktorskiej uchwyciłam życie, tak jak aparat fotograficzny z długim czasem naświetlania uwiecznia rzeczywistość: widać ogólne struktury, kontury i rysy, ale bez mimiki i dynamiki. JEST tak, że w żyłach niektórych osób krąży więcej soków radości i szczęścia dzięki ich genom. Niektórzy mają przedziwną zdolność do bycia radosnymi i pełnymi optymizmu siewcami dobrego nastroju zarówno w domu, jak i na siłowni oraz w pracy – jako dzieci, dorośli i osoby starsze. Są to zwykle ludzie pogodni, którzy w tramwaju tryskają radością i ubarwiają świat twórczymi niuansami. Inni są z natury bardziej sceptyczni lub pesymistyczni. Geny są ważne dla tego rodzaju szczęścia, dla ogólnego nastroju, ale chęć i radość życia są elementami podstawowego wyposażenia każdego z nas. A geny to zdecydowanie nie to samo, co przeznaczenie. To, z kim przebywamy, co jemy, czytamy, widzimy i słyszymy, słowem wszystko, co robimy, wywiera na nas wpływ. I choć niekoniecznie zmienia nasz bazowy nastrój, wpływa na samopoczucie.
Szczęście jest niemal nieuniknioną częścią naszego życia. Możemy przechodzić druzgocące kryzysy, a jednak nigdy nie tracimy zdolności do przeżywania szczęścia. Mimo że przez całe życie masz te same geny, założę się, że doświadczasz zmiennych nastrojów w zależności od tego, co robisz i gdzie się znajdujesz: czy jest to gorączkowy, pełen zabiegania dzień w pracy, czy wolny dzień ze słońcem ostrożnie zaglądającym przez okno. To, co czujesz tu i teraz, również się zmienia. Emocje mają własny cykl życiowy. Budzą się i zmierzają w kierunku punktu kulminacyjnego, by następnie ulec stopniowemu wyciszeniu i zniknąć, ustępując miejsca nowym emocjom.
W różnych językach i kulturach pojęcie szczęścia najczęściej definiuje się jako FORTUNĘ w znaczeniu pomyślnego losu, trafu lub SPRZYJAJĄCEGO SPLOTU OKOLICZNOŚCI. Norweskie pojęcie szczęścia ma właśnie tę etymologię (źródłosłów), która akcentuje, że szczęście zależy od okoliczności i tego, co nam się przytrafia. A jednak wcale nie musisz być Gogusiem Kwabotynem, żeby być szczęśliwy. Wszyscy mamy bowiem potencjał, żeby nauczyć się dostrzegać i wyzwalać pozytywne przeżycia. Dlatego dzisiaj zwracaj uwagę na to, jak zmienia się twój nastrój w zależności od tego, co robisz i co się wokół ciebie dzieje. Postaraj się być badaczem własnego szczęścia, odkryj, co wywołuje twoje reakcje, i szukaj między nimi związków. Czy potrafisz zarejestrować, w jak wielu różnych odcieniach emocji poruszasz się w ciągu całego dnia? Spróbuj je nazwać. A kiedy już zidentyfikujesz emocję, postaraj się znaleźć dwa dodatkowe słowa, które opisują twoje aktualne samopoczucie. Być może zaskoczy cię rozpiętość twoich uczuć. Niewykluczone, że znajdziesz głębszą emocję ukrytą pod tą bardziej oczywistą. Kiedy zaczynamy zwracać uwagę na to, jak zmieniają się nasze emocje i dlaczego, stajemy się również bardziej świadomi tego, jak możemy na nie wpływać. Jeśli szybko reagujesz na negatywne bodźce i szybko się irytujesz, postaraj się – jeśli dasz radę – stopniowo wydłużyć przerwę między impulsem a reakcją. Co jeszcze możesz zrobić, by przyciągać więcej dobrych przeżyć, a unikać tych, które wywołują złość lub rozdrażnienie? Jeśli uświadomisz sobie własne emocje, łatwiej ci będzie je regulować, a kiedy nabierzesz wprawy w regulacji emocji, zaczniesz odczuwać więcej radości, kontroli i sprawstwa. Może nawet zawrzesz znajomość z tą emocją, o którą chodziło Ninie, kiedy mówiła o tym, że chciałaby siedzieć wysoko w szoferce wielkich maszyn budowlanych. Tak czy inaczej, kiedy postarasz się lepiej zrozumieć, co wywołuje twoje emocje, doświadczysz więcej radości i pozytywnych przeżyć.