Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Cudze życie. Nowy początek - ebook

Data wydania:
11 kwietnia 2023
Ebook
39,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Cudze życie. Nowy początek - ebook

Gdy dostajesz szansę na nowe życie… potrafisz zapomnieć o cudzym?

Po oczyszczeniu sumienia Grzegorz postanawia zostawić przeszłość za sobą. Niespodziewanie jednak ta wraca do niego w chwili, kiedy w jego mieszkaniu pojawia się nieoczekiwany gość.

Dług wdzięczności nie daje spokoju sumienia także Magdzie. W plątaninie uczuć pomiędzy przyjaźnią a miłością nie potrafi rozpoznać, czego naprawdę pragną ci, których kocha…

Dorota nadal ma przed sobą do wykonania najtrudniejszą lekcję życia. Zaakceptować zmianę, na którą się otworzyła. Czy będzie potrafiła wyciągnąć wnioski, w chwili gdy życie postawi przed nią największe wyzwanie?

Czy zdołasz dogonić prawdziwego siebie, zanim będzie za późno?

„Cudze życie. Nowy początek” to opowieść o pragnieniu bycia kimś innym niż narzucona nam rola. To książka o poszukiwaniu miłości, drugiej szansy oraz trudnej ucieczki przed wspomnieniami.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8310-458-4
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Pro­log

Kim jestem? A może kim byłam? Zadaję sobie to pyta­nie od wielu dni, a może nawet wielu mie­sięcy. Tkwię w jakimś zawie­sze­niu pomię­dzy sobą z prze­szło­ści, kobietą, która zde­rzyła się z teraź­niej­szo­ścią, a wła­snymi ocze­ki­wa­niami wobec mojej przy­szło­ści.

Nic już nie będzie takie samo… bo nie może być. Czy ludzie potra­fią się zmie­nić? Czy rze­czy­wi­ście, jeśli od zawsze masz pewne prze­ko­na­nia, wie­rzysz w jakieś prawdy, jedna roz­mowa, nawet taka jak moja z Grze­go­rzem, może zmie­nić życie, i to o sto osiem­dzie­siąt stopni?

A jed­nak… jeśli śmierć dziecka nie jest w sta­nie odmie­nić czło­wieka… to co może? Zadaję sobie to pyta­nie każ­dego dnia. Chcę być innym czło­wie­kiem, ale się boję. Chcę współ­czuć, wspie­rać, ale nie wiem, czy potra­fię. Więc kim jestem?! Pro­szę, powiedz mi!

Byłam już wcze­śniej w kościele… nie w cza­sie mszy… ostat­nio rzadko przy­cho­dzę tutaj pod­czas nabo­żeń­stwa. Nie potra­fię się sku­pić, nie potra­fię wów­czas zadać tych pytań, na które cią­gle ocze­kuję odpo­wie­dzi. Mil­czysz, Boże! Nie chcesz ze mną roz­ma­wiać… a może nie masz już nic wię­cej do powie­dze­nia, a jakaś mała część mnie chcia­łaby zane­go­wać to, co, jak mi się wydaje, zro­zu­mia­łam z roz­mowy z Grze­go­rzem. Bo jego spo­wiedź zmie­niła wszystko i to jedno wiem na pewno, ni­gdy nie będę mogła być dawną sobą.

Tak bar­dzo, Boże, boję się… boję się znów zawieść. Zawsze chcia­łam być w cie­niu, uni­kać kon­fron­ta­cji, uni­kać pokusy zmiany swo­jego życia. Ale moje życie stale się zmie­nia. Zmie­niło się, kiedy wypro­wa­dził się Antek, zmie­niło, kiedy umarł… i zmie­niło, kiedy pozna­łam Grze­go­rza. Więc kim mam być teraz? Czego ode mnie, Boże, ocze­ku­jesz?

Dorota patrzyła wprost w twarz drew­nia­nej figury Chry­stusa. Tak jakby na­dal nie była w sta­nie samo­dziel­nie pod­jąć decy­zji. Tak jakby wycze­ki­wała kolej­nego bodźca do zmiany. Bała się, że zawo­dzi, że choć sta­rała się zro­zu­mieć, to na­dal jakaś jej cząstka mówiła nie. Liczyła, że w kościele wyda­rzy się coś, co będzie tym bra­ku­ją­cym ele­men­tem, który pozwoli jej pójść dalej.

Ostat­nio źle sypiała. Co noc wra­cał do niej w snach Antek. Nic nie mówił, tylko patrzył na nią z oddali. A ona bała się do niego podejść. Chciała, ale nie była w sta­nie ruszyć się z miej­sca. Wie­działa, że cze­goś od niej ocze­kuje, że coś nie pozwala mu odejść i jest to zwią­zane z nią.

Dorota spu­ściła głowę, przy­my­ka­jąc oczy, łzy spły­wały jej po policzku. Naprawdę nie chciała nikogo zawieść, ani Magdy, ani Grze­go­rza, ani Antka… nawet samej sie­bie.

Obok niej usiadł ksiądz Artur. Po chwili ciszy chwy­cił ją za ramię, ta zlęk­niona jego nagłą obec­no­ścią odru­chowo wyrwała łokieć.

– Nie chcia­łem cię prze­stra­szyć – powie­dział, uśmie­cha­jąc się blado.

– Ksiądz Artur! – rzu­ciła zasko­czona. – Prze­pra­szam, nie zauwa­ży­łam księ­dza.

– Nic nie szko­dzi. Nie widuję cię ostat­nio zbyt czę­sto.

Dorota zaczer­wie­niła się, znała się z księ­dzem od dawna, wie­działa, że jej nie­obec­ność pod­czas nie­dziel­nej mszy zosta­nie zauwa­żona.

– To nie tak, jestem tu bar­dzo czę­sto… po pro­stu… po pro­stu potrze­buję chwili ciszy. Sku­pie­nia… muszę poroz­ma­wiać…

– Możesz ze mną – zare­ago­wał szybko. – Kie­dyś dużo roz­ma­wia­li­śmy.

– Tak, wiem… – Myślami wró­ciła na Złotą. Przy­po­mniała sobie roz­mowę z Grze­go­rzem i to, jak trudno było jej się na nią zdo­być. Dziś, patrząc w oczy księ­dza Artura, pomy­ślała, że wcale nie chce z nim roz­ma­wiać. Nie na ten temat.

– Coś cię trapi – oznaj­mił, widząc jej nie­pew­ność.

– Pro­szę księ­dza, po pro­stu… być może… czuję… wiem, że żyłam w kłam­stwie. Że wcale nie byłam dobrym czło­wie­kiem. Że okła­my­wa­łam Boga, Antka, samą sie­bie. To, że Antek był gejem, nie było niczym złym i ja jestem winna jego śmierci. Bo nie umia­łam go poko­chać takiego, jakim stwo­rzył go Bóg. Że mogłam temu zapo­biec… przy­naj­mniej pró­bo­wać.

– Pro­szę nie mie­szaj do tego Boga! – prze­rwał sta­now­czo jej wywód.

– Słu­cham?

– Nie mie­szaj Boga do wyna­tu­rzeń two­jego syna! Nie obwi­niaj Boga o jego błędy! Antek mógł wybrać wła­ściwą drogę, nie chciał jej, uległ poku­sie. Bo był słaby… nie udźwi­gnął krzyża, który…

– Zamilcz! – prze­rwała mu ostro. Zde­cy­do­wa­nie za gło­śno jak na miej­sce, w któ­rym się znaj­do­wała. W jej żyłach się goto­wało. Serce zaczęło bić znacz­nie szyb­ciej, a oddech dra­stycz­nie przy­spie­szył… Czuła, że musi zare­ago­wać, powie­dzieć „nie” tym kłam­stwom, w które nie chciała już wie­rzyć. Znów przy­po­mniała sobie słowa Grze­go­rza. Słowa, w któ­rych nie było oskar­żeń, nie było fał­szu. A za to żal, wyrzuty sumie­nia i poczu­cie winy.

– Co się z tobą dzieje? Wiesz, że zawsze chcia­łem pomóc.

– Nie­prawda! – zaprze­czyła sta­now­czo. – Nikt z nas nie pró­bo­wał mu pomoc. Nikt z nas nie pró­bo­wał go zro­zu­mieć. Każdy chciał go zmie­nić, zmie­nić jego życie. Chcie­li­śmy zmie­nić cudze życie, aby nasze stało się prost­sze!

– Doroto, naprawdę nie możesz się obwi­niać. Pomogę…

– NIE! Ksiądz nie jest w sta­nie mi pomóc… ani niczego zaofe­ro­wać. Zrobi to tylko ktoś, kto powie mi coś nowego…ROZDZIAŁ I

Roz­dział I

Nie mam do cie­bie siły – powie­dział zre­zy­gno­wany Tomasz, odkła­da­jąc ste­to­skop na biurko i sia­da­jąc na obro­to­wym skó­rza­nym fotelu. – Nie mia­łem gor­szego pacjenta. – Chwy­cił się za swoje dłu­gie brą­zowe włosy, zacze­su­jąc je do tyłu. Spoj­rzał wod­ni­stymi nie­bie­skimi oczami na Grze­go­rza, który wyglą­dał znów jak małe dziecko, zupeł­nie tak samo jak przy pierw­szej wizy­cie. – Dla­czego jesteś taki nie­od­po­wie­dzialny! To do cie­bie zupeł­nie nie­po­dobne, wał­ko­wa­li­śmy to setki razy, nie możesz prze­rwać tera­pii nawet na jeden dzień. Wirus momen­tal­nie się…

– …namnoży – dokoń­czył za niego Grze­gorz, zapi­na­jąc man­kiet bia­łej koszuli.

Świa­tło sło­neczne odbi­ja­jące się od zło­tych spi­nek nakie­ro­wało się wprost na czoło Tomka niczym żółta smuga lasera namie­rza­jąca go sobie na cel. Ten jed­nak nie zwra­cał zupeł­nie na to uwagi. Patrzył na Grze­go­rza z mie­szanką bez­sil­no­ści, wście­kło­ści i wiel­kiego zawodu, a jego krza­cza­ste brwi złą­czyły się rap­tem w jedną gładką linię.

– Tak, wiem – potwier­dził Grze­gorz zre­zy­gno­wa­nym tonem. – Powta­rzasz mi to od bli­sko dzie­się­ciu lat, prak­tycz­nie co trzy mie­siące. Znam twoje słowa na pamięć: „Jeśli prze­sta­niesz brać leki, poziom two­jej wire­mii momen­tal­nie wysko­czy w górę…” – prze­drzeź­niał zachryp­nięty głos leka­rza.

– Skoro wiesz to wszystko, to dla­czego się do tego nie sto­su­jesz?! Było już tak dobrze, wyda­wało mi się, że wypra­co­wa­li­śmy jakieś zasady, na które się zgo­dzi­łeś.

– Mia­łem po co – stwier­dził cicho, nie patrząc na Toma­sza. – Mia­łem dla kogo…

– Grze­siek! Masz dopiero pięć­dzie­siąt lat. Do tego pierw­szy raz w całej mojej wie­lo­let­niej prak­tyce lecze­nia HIV widzę kogoś, kto ma tak silny orga­nizm! Dla­czego tego nie sza­nu­jesz!? Czy nie rozu­miesz, że możesz przez to umrzeć?!

Grze­gorz tylko wzru­szył ramio­nami.

Na ten gest Tomasz wstał, oparł ręce na bla­cie i przy­bli­żył twarz do twa­rzy Grze­go­rza i na niego krzyk­nął:

– Rozu­miesz! Kurwa!

– A może nie chcia­łem żyć? – odpo­wie­dział zre­zy­gno­wa­nym tonem, licząc, że w ten spo­sób skoń­czą ten temat.

– Jeśli tak, to w tej chwili dzwo­nię na oddział psy­chia­tryczny i każę cię tam zamknąć!

– Prze­stań – popro­sił.

Grze­gorz zaczął cho­dzić po gabi­ne­cie. Zatrzy­mał się przy sze­ro­kich oknach wycho­dzą­cych na Wisłę. Rzeka jak zawsze pły­nęła sta­łym spo­koj­nym nur­tem, igno­ru­jąc zupeł­nie pro­blemy miesz­kań­ców mia­sta, dla któ­rych sta­no­wiła źró­dło życia. Miała swój cel, była potrzebna. Się­gnął wzro­kiem dalej i dostrzegł most Świę­to­krzy­ski… uko­chany most Antka, most, na któ­rym się poznali, o któ­rym nie­raz roz­ma­wiali, na któ­rym Antek umarł. W gło­wie ryso­wały mu się szyb­kie obrazy: zgu­biona smycz, uśmiech, tele­fon, nie­ru­choma postać, kałuża krwi, kartka z tym prze­klę­tym napi­sem… Odwró­cił wzrok i potrzą­snął głową, by jak naj­szyb­ciej wyrzu­cić je z pamięci.

– Od kiedy nie bie­rzesz leków? – zapy­tał krótko Tomek, prze­glą­da­jąc jego wyniki badań.

– Nie pamię­tam – odrzekł zgod­nie z prawdą Grze­gorz. – Trzy, może cztery tygo­dnie, ale od pię­ciu dni znów biorę je regu­lar­nie.

– Boże!

– Jest aż tak źle? – zapy­tał cicho.

– Twoje wyniki są nie­przy­zwo­icie dobre – stwier­dził lekarz z wyraź­nym zasko­cze­niem, ale i z ulgą. – Masz wyraź­nie za mało czer­wo­nych krwi­nek, ale wygląda mi to tylko na początki ane­mii. Pew­nie nie jadasz ostat­nio nor­mal­nie, zwa­żyw­szy na spa­dek two­jej wagi. Ule­czalne – dodał z uśmie­chem. – Widać kostu­cha nie za bar­dzo chce się z tobą zaprzy­jaź­nić.

– Wredna suka – odburk­nął pod nosem Grze­gorz.

– Że co? – Tomasz po raz pierw­szy uśmiech­nął się nie­śmiało.

– Wredna suka – powtó­rzył. – Pew­nie tylko czeka, aby zgar­nąć kogoś, kto mógłby stać mi się choć odro­binę bliż­szy.

– Och, Grze­go­rzu. – Lekarz wyjął receptę z dru­karki i zło­żył na niej koślawy pod­pis, po czym podał mu ją ze sło­wami: – Masz brać jedną tabletkę dzien­nie, naj­le­piej do śnia­da­nia, które też masz jeść! – Pogro­ził mu pal­cem, jakby kar­cił małego chłopca. – Możesz brać je razem z tablet­kami na two­jego wirusa. Będę tego pil­no­wać. Ostrze­gam cię! Kolejna wizyta za mie­siąc, a nie za trzy! Zro­zu­mia­łeś!?

– Nie groź mi, gów­nia­rzu – odpo­wie­dział z uśmie­chem. – Cho­ciaż to tylko trzy lata, ale na­dal jestem od cie­bie star­szy.

– Stary i głupi – pod­su­mo­wał krótko Tomasz. – A tak poważ­nie, trzy­masz się jakoś? – W jego gło­sie teraz naprawdę sły­chać było tro­skę, która nie miała nic wspól­nego z rela­cją lekarz–pacjent.

– Jest lepiej, dużo lepiej niż kilka tygo­dni temu. Naprawdę! – zapew­nił go, widząc nie­prze­ko­naną minę Toma­sza.

– Mar­twię się o cie­bie i to nie dla­tego, że jestem twoim leka­rzem. Mar­twię się o cie­bie jak o przy­ja­ciela. Nie powi­nie­neś być sam.

– Nie­po­trzeb­nie – zapew­nił go, nie patrząc mu w oczy, tylko zło­żył receptę wpół i scho­wał ją do kie­szeni gar­ni­tu­ro­wych spodni.

– Może chciał­byś z kimś poga­dać… Nie, pocze­kaj, wiem, że jesteś silny, ale nawet silni ludzie potrze­bują cza­sem wspar­cia psy­cho­loga. Mam kole­żankę, która spe­cja­li­zuje się…

– Tomek – prze­rwał mu kolejny raz – nie trzeba, mia­łem z kim poga­dać, wła­śnie to mi pomo­gło. Taka roz­mowa utwier­dziła mnie w prze­ko­na­niu, że mogę jesz­cze komuś pomóc, że z jakie­goś powodu muszę dalej wałę­sać się po tym prze­klę­tym świe­cie.

– Mam nadzieję, że mówisz prawdę, wiesz, że zawsze możesz też do mnie zadzwo­nić. – Wycią­gnął ku niemu ręce, chcąc się z nim poże­gnać uści­skiem.

– Wiem, Tomek. – Odwza­jem­nił gest. – Dzię­kuję… za wszystko.

Już miał wycho­dzić, kiedy usły­szał żar­to­bliwe zawo­ła­nie Toma­sza:

– Powi­nie­neś umó­wić się z kimś na seks!

Grze­gorz cof­nął dłoń znad klamki, odwra­ca­jąc się w jego stronę. Był prze­ko­nany, że ujrzy przy­ja­ciela z uśmie­chem na twa­rzy, spra­wia­ją­cego wra­że­nie, jakby wła­śnie rzu­cił tani żart dla roz­luź­nie­nia atmos­fery, a tym­cza­sem Tomek stał na bacz­ność z nie­zwy­kle poważną miną, w bia­łym kitlu, jako dok­tor prze­ka­zu­jący zale­ce­nia lekar­skie, a nie przy­ja­ciel udzie­la­jący „porad” sta­remu gejowi.

– Tomek, robisz sobie ze mnie jaja? – zapy­tał gło­sem peł­nym nie­do­wie­rza­nia.

– By­naj­mniej, daję ci przy­ja­ciel­ską radę.

– Kilka mie­sięcy temu stra­ci­łem uko­chaną osobę.

– Nie każę ci się uma­wiać na randkę czy brać ślub. Zale­cam zaspo­ko­je­nie pod­sta­wo­wej potrzeby każ­dego czło­wieka – powie­dział z tą samą lekar­ską powagą.

– Mam HIV. – Grze­gorz nie dawał za wygraną.

– I rekor­dowo niski poziom wirusa we krwi, bie­rzesz leki, a tak na mar­gi­ne­sie, pamię­taj o obo­wiąz­ko­wym uży­wa­niu kon­do­mów.

– Jestem gejem! – zare­ago­wał na to Grze­gorz zre­zy­gno­wa­nym tonem.

– No to aku­rat słaby argu­ment. – Uśmiech­nął się. – Grze­siek, mówiąc teraz poważ­nie, naprawdę uwa­żam, że musisz poczuć się znów face­tem, musisz się dowar­to­ścio­wać. Może to ego­istyczne, ale nie jestem tylko leka­rzem, ale i twoim przy­ja­cie­lem. Nie musisz być całe życie ide­alny, odku­pi­łeś już swoje winy, powi­nie­neś znów poczuć się pożą­dany, pod­nieść swoją samo­ocenę. Chcę, żebyś spo­tkał się z kimś na seks.

Grze­gorz patrzył na swo­jego leka­rza, jakby zoba­czył go pierw­szy raz w życiu. Ni­gdy przez te wszyst­kie lata nie otrzy­mał od niego tak, jak mu się wyda­wało, kurio­zal­nej rady, że nawet nie wie­dział, jak na nią zare­ago­wać.

– Prze­my­ślę to – powie­dział w końcu i nie pozwa­la­jąc już na odpo­wiedź, wyszedł z gabi­netu i zamknął za sobą drzwi.

Sta­nął przed lustrem w szpi­tal­nym kory­ta­rzu. Z odbi­cia w srebr­nej tafli patrzył na niego doj­rzały męż­czy­zna. „Doj­rzały czy stary”. Przyj­rzał się swo­jej zadba­nej bro­dzie, która spo­so­bem strzy­że­nia pod­kre­ślała wyra­zi­ste, męskie rysy jego szczęki. Spoj­rzał na na­dal gęste włosy i prze­cze­sał je dło­nią. Na opusz­kach pal­ców zatrzy­mało się kilka poje­dyn­czych wło­sów. „To tylko ane­mia, zacznę brać te tabletki”. Spró­bo­wał się uśmiech­nąć i zauwa­żył, że na­dal ma śnież­no­białe zęby. „Nie jest tak źle”, pomy­ślał, mimo tego, że jego oczy pozo­stały nad wyraz smutne i zga­szone. Przyj­rzał się swemu odbi­ciu uważ­niej i dostrzegł siwe kępki na wypie­lę­gno­wa­nym zaro­ście, któ­rych, miał wra­że­nie, jest znacz­nie wię­cej niż jesz­cze pół roku temu. Sta­nął bli­żej lustra i dostrzegł, że pomię­dzy gęstymi wło­sami wyraź­nie odzna­czają się srebrne nici. Pró­bo­wał się uśmiech­nąć, potem zro­bić zasko­czoną, smutną i prze­ra­żoną minę. Zmarszczki na czole, policz­kach i kurze łapki nie chciały się wygła­dzać, uświa­da­mia­jąc mu o nie­uchron­nym upły­wie czasu.

– Jesteś stary! – powie­dział do lustra, a w gło­wie ponow­nie zabrzmiały mu słowa Tomka: „Powi­nie­neś spo­tkać się z kimś na seks”. – Czy kto­kol­wiek chciałby upra­wiać seks z tak sta­rym face­tem jak ja?

Poczuł się nie­atrak­cyjny, wręcz brzydki. Pró­bo­wał sobie przy­po­mnieć, kiedy ostat­nio dostał erek­cji… Czy to zna­czy, że wraz ze stratą Antka prze­stał być face­tem? Wcze­śniej o tym nie myślał, nie miało to dla niego zna­cze­nia, teraz poczuł się jed­nak tak, jakby kolejny raz ktoś coś mu zabrał.

Ruszył swoim bia­łym jagu­arem w drogę, myślami był jed­nak zupeł­nie gdzie indziej. Prze­mie­rzał zatło­czone ulice sto­licy znacz­nie wol­niej, niż robił to zazwy­czaj. Gdyby ktoś obser­wo­wał go z boku, uznałby go za fatal­nego kie­rowcę lub tury­stę, który nie zna mia­sta.

Doje­chał wła­śnie do skrzy­żo­wa­nia Alei Jero­zo­lim­skich z Emi­lii Pla­ter, która pro­wa­dziła do wjazdu do Żagla przy Zło­tej 44, gdy zasko­czyło go czer­wone świa­tło. Zatrzy­mał się tak gwał­tow­nie, że pasy bez­pie­czeń­stwa szarp­nęły go do tyłu. Auto­ma­tyka zatrza­snęła się, unie­moż­li­wia­jąc ruch.

„Cho­lerna kostu­cha” – pomy­ślał – „nawet w samo­cho­dzie nie chce się do mnie dobrać”. Spoj­rzał w lusterko nad swoją głową. Cią­gnął się za nim sznur samo­cho­dów do skrętu. Jego uwagę przy­kuła jed­nak cienka linia pod okiem. Głę­boka nowa zmarszczka ryso­wała się na jego twa­rzy. Zmarszczka, któ­rej, był pewny, jesz­cze godzinę temu nie miał.

Nagle dobie­gło go gło­śne wycie klak­so­nów, ale zanim się zorien­to­wał, skąd dobiega dźwięk, wyprze­dziło go szare audi. W środku sie­dział młody chło­pak, który uchy­lił szybę i zaczął na niego wrzesz­czeć:

– Kurwa, dziadku, nie widzisz, że masz zie­lone!?

„Dziadku” – to jedyne słowo, które zare­je­stro­wał.

– Ja pier­dolę, nie dość, że ślepy, to jesz­cze głu­chy! – wrzesz­czał dalej mło­dziak. – Jak stać cię na taki samo­chód, to powinno cię być stać także na porząd­nego kie­rowcę! – I nie cze­ka­jąc na jego odpo­wiedź, pognał dalej z piskiem opon. Za nim sły­chać było już kolejne popę­dza­jące klak­sony. Grze­gorz szybko więc wrzu­cił bieg i skrę­cił w ulicę pro­wa­dzącą do jego apar­ta­mentu. W gło­wie jed­nak na­dal sły­szał niczym echo: „Dziadku”.

*

Sie­dział na pod­wie­szo­nym do sufitu fotelu w swoim miesz­ka­niu. W ręku miał kie­li­szek bia­łego wina, obser­wo­wał zachód słońca nad sto­licą. Robił to co wie­czór od dnia ich spo­tka­nia z Dorotą. Wyobra­żał sobie, że z każ­dym zacho­dem żegna się z Ant­kiem. Tego dnia było jed­nak ina­czej niż zwy­kle. Poza tęsk­notą, która stała się nie­od­łącz­nym ele­men­tem jego codzien­no­ści, ana­li­zo­wał rów­nież wszystko to, co wyda­rzyło się tego dnia. Czuł się stary…

Wcze­śniej nie zasta­na­wiał się nad swoim wie­kiem, ni­gdy nie miało to dla niego zna­cze­nia. Ryszard, firma, tera­pia, Magda, Antek… zawsze było coś do zro­bie­nia, nie obcho­dził go upływ czasu. Teraz, kiedy pozwo­lił wresz­cie odejść Ant­kowi i zro­zu­miał, że z jakie­goś nie­po­ję­tego powodu powi­nien dalej żyć, poczuł się dziw­nie samotny.

Obo­wiązki służ­bowe roz­dzie­lił pomię­dzy zaufane osoby, wie­dział, że zosta­wił je w dobrych rękach. Dorota, któ­rej chciał pomóc, już wyje­chała… W jego życiu nie było kolej­nego celu. Celu, który zawsze miał.

Pomy­ślał o Mag­dzie, ale czuł, że nie chce jej teraz widzieć, że to nie jest osoba, która będzie w sta­nie go zro­zu­mieć. Nie mógł znieść jej bia­do­le­nia i narzu­ca­nia się z pomocą.

Pomy­ślał o swo­ich sta­rych przy­ja­cio­łach, a raczej o tym, co po nich zostało, momen­tal­nie poża­ło­wał, że gdy był jesz­cze z Ryszar­dem, ogra­ni­czył zna­jo­mo­ści gejow­skie.

Kiedy zresztą zmarł Boguś, towa­rzy­stwo powoli się wykru­szało. Jędrzej, reali­zu­jąc zgod­nie z zamia­rem karierę drag queen, jakimś cudem poznał pew­nego mło­dzieńca, który oka­zał się synem oli­gar­chy z Rosji. Przy pierw­szej nada­rza­ją­cej się oka­zji wyemi­gro­wał z kraju, pod­kre­śla­jąc w ten spo­sób swoją tęsk­notę za PRL-em. Jacek, po odwiecz­nej nie­rów­nej walce ze swoją sek­su­al­no­ścią, osta­tecz­nie zwią­zał się z kobietą, zry­wa­jąc tym samym wszyst­kie kon­takty gejow­skie, gdyż „nie chciał wodzić się na poku­sze­nie”.

Grze­gorz z Ryszar­dem uni­kali nowych kon­tak­tów z branży, poświę­cili czas na roz­wój swo­jego związku, podró­żo­wali po świe­cie, trzy­mali się bli­sko Magdy oraz przy­ja­ciół z hete­ryc­kiego świata, któ­rzy gdy docze­kali się dzieci, prze­szli w stan „wiecz­nego braku czasu”.

Czy rze­czy­wi­ście czeka go samotna przy­szłość, w tym pięk­nym miesz­ka­niu, z każ­dym kolej­nym zacho­dem słońca. Sta­rość, któ­rej ni­gdy się nie bał, a która teraz stała się dziw­nie nama­calna.

Spoj­rzał na swój tele­fon, docho­dziła dwu­dzie­sta pierw­sza. Przy­po­mniał sobie ponow­nie słowa Tomka: „Powi­nie­neś umó­wić się z kimś na seks”. Czy naprawdę tego chciał? Czy to mogło spra­wić, że samot­ność będzie mniej bole­sna, niż zakła­dał?

Wykrę­cił pierw­szy z brzegu numer sek­ste­le­fonu, który zna­lazł w inter­ne­cie. Długi sygnał ocze­ki­wa­nia, a potem infan­tylny dźwięk przy­po­mi­na­jący lolitkę z tanich por­no­sów nagrany na auto­ma­tyczną sekre­tarkę.

– Witaj w gniazdku roz­ko­szy, co możemy dla cie­bie zro­bić? Powiedz nam, czego pra­gniesz, a speł­nimy twoje wszyst­kie ocze­ki­wa­nia.

„To żało­sne” – pomy­ślał i wstyd mu było, że nie roz­łą­cza tego połą­cze­nia.

– Jestem gejem – zwró­cił się do auto­matu.

– Nie sły­szę cię, kotku, powtórz swoje żąda­nie – ode­zwał się ten sam intymny głos auto­ma­tycz­nej sekre­tarki. Naj­wi­docz­niej jego odpo­wiedź nie była uwzględ­niona w jej nagra­niach.

– Chcę poga­dać z chło­pa­kiem! – krzyk­nął, czu­jąc wstyd i zaże­no­wa­nie.

– Pocze­kaj na mnie, zaraz połą­czę cię z wła­ściwą osobą, roz­grzej już swego ogiera.

„Boże, ratuj!!!” – krzyk­nął w duchu. Bał się spoj­rzeć w lustro, był pewien, że jego twarz spur­pu­ro­wiała.

Chwila ciszy, a potem, zamiast dźwięku połą­cze­nia roz­le­gło się _Dla Elizy_ Beetho­vena. Grze­gorz nie wie­rzył wła­snym uszom, muzyka kla­syczna w ocze­ki­wa­niu na sek­ste­le­fon. Roze­śmiał się na cały głos. Dono­śny rechot, nie­obecny tutaj od dłuż­szego czasu, wypeł­nił cały apar­ta­ment. Po chwili jed­nak muzyczka uci­chła, a po dru­giej stro­nie roz­legł się niski basowy głos sty­li­zo­wany na męż­czy­znę, ale mimo wszystko kobiecy.

– Co jest, maleńki? Widzę, że lubisz się zaba­wić…

Grze­gorz wybuch­nął jesz­cze więk­szym śmie­chem. Nie był w sta­nie się opa­no­wać. Ten pokaz eufo­rii chyba znie­chę­cił jego roz­mów­czy­nię, bo osta­tecz­nie sama prze­rwała połą­cze­nie.

Śmiał się jesz­cze długo po skoń­cze­niu tej roz­mowy. Osta­tecz­nie stwier­dził, że był to świetny pomysł, gdyż dawno nic nie spra­wiło mu tyle rado­ści, jak to quasi-sek­su­alne doświad­cze­nie. Kiedy się opa­no­wał, wes­tchnął jed­nak głę­boko, uświa­da­mia­jąc sobie, jak jego życie musi być smutne, skoro zde­cy­do­wał się na taki krok.

Chwy­cił ponow­nie swój tele­fon, prze­glą­da­jąc apli­ka­cje do pobra­nia, i wów­czas mignęła mu przed oczami złota ikonka z pod­pi­sem Grindr_._

Ni­gdy wcze­śniej jej nie uży­wał. Wie­dział jed­nak dosko­nale, do czego służy. „Powi­nie­neś umó­wić się z kimś na seks”. Czy wła­śnie nie tego potrze­bo­wał teraz? Czy los sam mu nie pod­po­wia­dał, co powi­nien teraz zro­bić?

Nie zasta­na­wiał się dłu­żej, zain­sta­lo­wał apli­ka­cję. _Witamy w apli­ka­cji Grindr, naj­lep­szej apli­ka­cji rand­ko­wej dla gejów w twoim mie­ście. Podaj swoje hasło._ Wpi­sał ciąg naj­czę­ściej zapa­mię­ty­wa­nych cyfr. _Podaj swój login:_ Daddy189. „Żenu­jące” – pomy­ślał. _Podaj swoje mia­sto._ War­szawa. _Podaj swój wiek._ Tutaj chwilę się zasta­no­wił, osta­tecz­nie wpi­su­jąc 39. _Twoje konto zostało zak­tu­ali­zo­wane, dodaj swoje zdję­cie i ciesz się rand­kami z innymi gejami w two­jej oko­licy._

Spoj­rzał na ekran, który zaświe­cił się licz­nymi pro­fi­lami prze­róż­nych face­tów. Chłop­ców, zapewne w czę­ści nie­peł­no­let­nich, ale też umię­śnio­nych bycz­ków, fety­szy­stów, gru­bych misiów, chu­der­la­wych skej­tów, a nawet face­tów, któ­rzy na pewno bar­dziej przy­po­mi­nali dziad­ków niż on sam.

Z jakie­goś powodu bał się dodać zdję­cie. Czuł, że obec­ność tutaj jest formą zdrady. Kolejne pół godziny spę­dził zatem, prze­glą­da­jąc zdję­cia, czy­ta­jąc szcząt­kowe opisy. Ni­gdy wcze­śniej nie korzy­stał z tej apli­ka­cji, bo żył w mono­ga­micz­nym związku. Teraz był z jed­nej strony prze­ra­żony, z dru­giej zachwy­cony tym, jak świat i tech­nika poszły do przodu.

Więk­szość infor­ma­cji o czło­wieku, które nor­mal­nie poznałby na pierw­szym czy dru­gim spo­tka­niu, tu została zawarta w krót­kim opi­sie, łącz­nie z pre­fe­ren­cjami i fan­ta­zjami sek­su­al­nymi poten­cjal­nego part­nera. W tym świe­cie już o nic nie musisz zabie­gać. Po pro­stu to dosta­jesz.

Prze­glą­dał dalej pro­file, aż zatrzy­mał się przy jed­nym nicku, który zwró­cił jego uwagę. Młody chło­pak na swoim zdję­ciu pro­fi­lo­wym nie poka­zy­wał całej twa­rzy. Fotka została ucięta gdzieś na wyso­ko­ści oczu, nie dało się jed­nak ukryć deli­kat­nej, bla­do­ró­żo­wej skóry, ostrych, wysta­ją­cych kości policz­ko­wych i peł­nych, bar­dzo cału­śnych ust. Chło­pak był w samych sli­pach, które zsu­wał nie­śmiało z jed­nej strony, odsła­nia­jąc kawa­łek gład­kiego pośladka. Miał bar­dzo szczu­płą, nie­mal chło­pięcą klatkę pier­siową, ale mimo to z wyraź­nie zazna­czoną linią mię­śni, także na brzu­chu. Jego nick był zapi­sany dużymi lite­rami: DAMZAHAJS18.

Grze­gorz nie wie­dział, czemu go to prze­ra­ziło. Wszedł w jego pro­fil i napi­sał krótką wia­do­mość:

_Cześć._

Po chwili przy­szła odpo­wiedź:

_cześć._

Zasko­czony szybką reak­cją wysłał kolejną wia­do­mość:

_Ładne ciało, lubię szczu­płych chło­pa­ków._

Chwila prze­rwy, a potem szybka reak­cja:

_nie szu­kam tu ran­dek, jestem escor­tem – chcesz się spo­tkać?_

Znów go zasko­czył i rów­no­cze­śnie zain­try­go­wał. To spra­wiło, że kon­ty­nu­ował roz­mowę:

_Szybko prze­cho­dzisz do kon­kre­tów._

_Mogę cię zoba­czyć?_

Znów chwila ciszy, a następ­nie szyb­kie komu­ni­katy:

_Tak jest lepiej. Jesteś kon­kretny? Biorę 100 i jestem do two­jej dys­po­zy­cji._

Ta wia­do­mość go prze­ra­ziła: „Ten chło­pak sprze­da­wał się za 100 zł!”_._ Nie wie­dział dla­czego, ale zaczął mu współ­czuć. Z jakie­goś powodu zapra­gnął się z nim spo­tkać, choć wcale nie na seks.

_Chcę cię zoba­czyć. Masz czas i chęć dziś się ze mną spo­tkać?_

Nie minęła minuta, jak chło­pak wysłał kilka swo­ich zdjęć z twa­rzą i wia­do­mość:

_mogę być za jakąś godzinę, podaj adres i co lubisz?_

Grze­gorz spoj­rzał na prze­słane zdję­cia, było tam mię­dzy innymi to samo główne zdję­cie, tylko tym razem w cało­ści.

Chło­pak miał krę­cone w spi­ralki brą­zowe włosy. Był jed­nak ostrzy­żony w taki spo­sób, że krót­kie boki odsła­niały jego małe uszy. Ta fry­zura bar­dzo mu paso­wała. Był po pro­stu śliczny.

Grze­gorz przej­rzał dal­sze zdję­cia. Chło­pak wysłał także swoje nagie fotki w róż­nych pozach, w tym wypi­na­ją­cego się do kamery, na żad­nej wię­cej jed­nak nie było widać jego twa­rzy. Ten mło­dzik wzbu­dzał w Grze­gorzu raczej coraz więk­sze współ­czu­cie niż pożą­da­nie. Musiał jed­nak przy­znać, że chło­pak miał nie­zwy­kle sek­sowne ciało, jędrne i bar­dzo deli­katne.

Po chwili otrzy­mał jesz­cze od niego kilka sel­fie, na któ­rych Grze­gorz dostrzegł coś, co spra­wiło, że zapra­gnął go zoba­czyć jesz­cze bar­dziej. Duże błę­kitne oczy z nie­na­tu­ral­nie dłu­gimi rzę­sami. Znał te oczy, tęsk­nił za nimi… to były oczy Antka.

_Gdzie jesteś, mogę po cie­bie przy­je­chać?_

_Nie, ja przy­jadę sam, podaj tylko adres._

_Mam HIV._

Tym razem cisza trwała dłu­żej, znacz­nie dłu­żej niż poprzed­nio. Grze­gorz uznał już, że chło­pak chce się wyco­fać. I poczuł dziwny ucisk żalu.

_OK_ – poja­wiła się wia­do­mość. _To tylko w gumie._

To jedno zda­nie go prze­ra­ziło. Czy gdyby mu nie powie­dział, mogliby upra­wiać seks bez zabez­pie­cze­nia? Zro­biło mu się gorąco, chciał jak naj­szyb­ciej go zoba­czyć i dowie­dzieć się, kim jest ten chło­pak. Dla­czego sam robi sobie taką krzywdę?

_To podasz adres?_ – pona­glił go mło­dziak.

_Nie chcesz mnie wcze­śniej zoba­czyć?_ – zapy­tał zasko­czony.

_Jak chcesz, to wyślij foty. Tak jak ci mówi­łem, nie szu­kam tu ran­dek, to tylko praca, którą mam do wyko­na­nia, ty pła­cisz i ocze­ku­jesz. Podaj adres._

Grze­gorz czuł, że jest mokry, że zaczy­nają się w nim mie­szać złość, prze­ra­że­nie, zde­ner­wo­wa­nie i współ­czu­cie dla tego chło­paka. Podał mu adres, zale­cił też, aby w recep­cji przed­sta­wił się jako Domi­nik Ostrow­ski, poda­jąc się za kogoś z rodziny.

Wziął prysz­nic, nie wie­dział, czy ma się do cze­goś przy­go­to­wać, czy po pro­stu ochło­nąć. Usiadł na kana­pie, wpa­tru­jąc się w tar­czę zegarka, któ­rej wska­zówki prze­su­wały się wyjąt­kowo wolno. „Nie przy­je­chał” – pomy­ślał. Był zły, że nie wysłał swo­ich zdjęć. Miał ochotę wejść w apli­ka­cję i napi­sać do niego ponow­nie. Chciał, żeby do niego przy­je­chał, pra­gnął kolejny raz zoba­czyć te uko­chane oczy.

Nagle roz­legł się sygnał domo­fonu. Grze­gorz pod­sko­czył jak opa­rzony. Dobiegł do apa­ratu i zoba­czył na ekra­nie kon­sjerża, a przy nim mło­dego chło­paka w czapce bejs­bo­lo­wej.

– Panie Grze­go­rzu, w lobby czeka na pana gość, pan Domi­nik Ostrow­ski. Mówi, że jest z rodziny.

– Tak, tak – potwier­dził. – Cze­kam na niego, pro­szę go wysłać do mnie na górę.

Tych kilka minut dłu­żyło się w nie­skoń­czo­ność. Ogar­nęło go zde­ner­wo­wa­nie. Przez chwilę zasta­na­wiał się, czy nie wypić szyb­kiego drinka. Było już jed­nak za późno, usły­szał bowiem dzwo­nek do drzwi. Drżącą dło­nią naci­snął klamkę.

Za drzwiami stał nie­wy­soki chło­pak, miał może nie­całe sto sie­dem­dzie­siąt cen­ty­me­trów wzro­stu. Był bar­dzo szczu­pły, ale pod opię­tym T-shir­tem dało się dostrzec, że ciało, które widział na zdję­ciach, należy do niego. Na gło­wie miał czapkę z dasz­kiem bez żad­nego logo, spod któ­rej wysta­wały krę­cone brą­zowe włosy dokład­nie w kolo­rze doj­rza­łych liści klonu.

Miał piękne usta. Wyglą­dały jak ide­al­nie wyrzeź­bione, pełna górna i dolna warga niczym stwo­rzone do poca­łun­ków. Wąską podłużną twarz wyostrzały wysta­jące kości policz­kowe.

A do tego te duże, okrą­głe, nie­bie­skie oczy. Grze­gorz zaczął głę­boko oddy­chać, miały w sobie tę samą głę­bię, tę samą nie­win­ność, które widział u Antka. Tak inny chło­pak, a tak podobne oczy. Było to wręcz nie­praw­do­po­dobne.

Wszedł do miesz­ka­nia, rzu­ca­jąc krót­kie:

– Cześć.

Grze­gorz nie wie­dział, jak zare­ago­wać, po pro­stu podał mu rękę, uśmie­cha­jąc się do niego.

– WOW! Ale masz chatę – zachwy­cił się chło­pak i nie pyta­jąc o zgodę, usiadł szyb­kim sko­kiem na kana­pie.

– Napi­jesz się cze­goś? – zapy­tał Grze­gorz, chcąc wró­cić do nor­mal­no­ści.

– Może być piwo – odparł gość, na­dal zachwy­ca­jąc się miesz­ka­niem i krę­cąc głową w koło.

– Nie mam piwa. Może być wino, whi­sky, mar­tini…

– No pro­szę, cały barek! – Zaśmiał się rado­śnie. – Nie przy­wy­kłem – dodał, wysta­wia­jąc język – ale jeśli mogę wybie­rać, to chcę whi­sky.

Grze­gorz pod­szedł do barku, się­gnął po dwie krysz­ta­łowe szklanki i nie­zdar­nie nalał alko­hol. Nie umknęło to uwa­dze chło­paka, który zwró­cił się do niego:

– Dener­wu­jesz się – bar­dziej stwier­dził, niż zapy­tał.

– Nie­czę­sto mam takich gości – przy­znał.

Chło­pak zmarsz­czył brwi.

– Jesteś bar­dzo przy­stojny. Czemu szu­kasz chło­paka na seks, mógł­byś mieć takich i bez pła­ce­nia.

Jego bez­po­śred­niość go zasko­czyła, nie spo­dzie­wał się takiej otwar­to­ści.

– Ty też jesteś bar­dzo ładny – powie­dział, sta­wia­jąc przed nim szklankę i sia­da­jąc naprze­ciwko niego w fotelu. – Mógł­byś zna­leźć sobie faceta i nie musiał­byś tego robić.

Chło­pak nic nie odpo­wie­dział, chwy­cił tylko whi­sky i upił tro­chę.

– Nie roz­ma­wiajmy o tym. Co lubisz? – zapy­tał kolejny raz nad wyraz bez­po­śred­nio.

– Ile masz lat? – zapy­tał, nie dawało mu to spo­koju od chwili, kiedy zaczął z nim pisać.

– Dzie… dwa­dzie­ścia – popra­wił się szybko.

– Masz wpi­sane osiem­na­ście.

– To mi pomaga – powie­dział krótko. – Faceci wolą młod­szych. – Nie patrzył na Grze­go­rza. Ewi­dent­nie był to temat, któ­rego nie chciał poru­szać.

– To ile masz lat? – zapy­tał sta­now­czo, jasno dając znać, że ocze­kuje szcze­rej odpo­wie­dzi.

– Nie­długo skoń­czę dwa… Jakie to ma zna­cze­nie?! – odpo­wie­dział ostro. – Wiesz, jak wyglą­dam, wiesz, po co tu przy­sze­dłem. Możemy zaczy­nać. – Po czym pod­szedł do Grze­go­rza, klęk­nął przy nim i oparł dło­nie na jego kola­nach.

Grze­gorz znie­ru­cho­miał, jego męskość bez­wied­nie się obu­dziła, a prze­cież wcale tego teraz nie ocze­ki­wał, wręcz prze­ciw­nie, był zły, że daje o sobie znać. Wstał, chwy­ta­jąc chło­paka za ręce.

– Jak ci na imię? – powie­dział, patrząc mu w oczy.

– Czemu chcesz to wie­dzieć? – W jego oczach poja­wiło się prze­ra­że­nie.

– Powiedz mi! – naci­skał Grze­gorz.

– Mam na imię Hubert. – Chło­pak zaczął drżeć. Wyrwał swoje dło­nie, po czym usiadł na kana­pie, szybko dopi­ja­jąc drinka.

Grze­gorz usiadł obok. Doty­ka­jąc przez koszulkę jego zgar­bio­nych ple­ców, wyczuł wysta­jące kręgi krę­go­słupa, które przy­po­mi­nały mu coś… przy­po­mi­nały mu sie­bie.

– Dla­czego to robisz? – zapy­tał cicho.

Chło­pak zerwał się i odszedł na kilka kro­ków.

– Kim ty, kurwa, jesteś i czego chcesz?

Zasko­czony tą gwał­towną reak­cją Grze­gorz rów­nież wstał, pró­bu­jąc go uspo­koić.

– Spo­koj­nie, nie chcę ci zro­bić krzywdy. Po pro­stu przy­po­mi­nasz mi kogoś bar­dzo mi bli­skiego. – Czuł, że oczy zacho­dzą mu łzami, a nie chciał przy nim pła­kać. W bez­sil­no­ści chwy­cił się za twarz i opa­da­jąc na kanapę, pró­bo­wał ukryć tę chwilę zała­ma­nia.

Mło­dzie­niec patrzył na niego wystra­szo­nym wzro­kiem. Nie wie­dział, co powi­nien zro­bić. Chwy­cił już swój ple­cak i już miał wybiec z miesz­ka­nia, ale osta­tecz­nie cof­nął się i usiadł obok Grze­go­rza.

– Kocha­łeś go? – zapy­tał nie­śmiało.

Grze­gorz spoj­rzał na niego i nie ukry­wał już łez.

– Bar­dzo! Masz jego oczy!

Hubert wpa­try­wał się w niego dłuż­szą chwilę, po czym chwy­cił jego twarz w dło­nie i zbli­żył się do jego warg. Zaczął deli­kat­nie muskać jego usta, powoli zwięk­sza­jąc inten­syw­ność. Grze­gorz poczuł ich smak. Pełne wargi oka­zy­wały to, za czym naj­bar­dziej tęsk­nił. Chwy­cił go w obję­cia, zanu­rza­jąc swój język w jego ustach, wpla­ta­jąc go głę­boko, dając ponieść się namięt­no­ści i pod­nie­ce­niu, które poczuł. Jego penis przy­po­mi­nał mu, że jest męż­czy­zną, nabrzmie­wa­jąc w pełni. Chło­pak chwy­cił go za kro­cze tak mocno, że Grze­gorz aż syk­nął, nie prze­stał go jed­nak cało­wać, chło­nąc te gorące usta. W tym samym cza­sie Hubert drugą ręką zaczął roz­pi­nać jego koszulę, odsła­nia­jąc jego męski sze­roki tors. Po chwili chło­pak ode­rwał się od jego warg i zaczął pie­ścić jego bro­dawki, które pęcz­niały na znak pod­nie­ce­nia. Grze­gorz nagle otwo­rzył oczy. „Most, tele­fon, krew, kartka…”.

– Prze­stań! – krzyk­nął, odry­wa­jąc się od chło­paka.

Hubert wpa­try­wał się w niego zasko­czony, nie prze­wi­dział takiej reak­cji.

– Prze­pra­szam – powie­dział Grze­gorz, dysząc gło­śno. – Nie mogę, to nie twoja wina, jest za wcze­śnie. – Na­dal oddy­chał głę­boko, trzy­ma­jąc się za serce.

– Chcesz, żebym sobie poszedł? – zapy­tał nie­śmiało.

– Nie! – krzyk­nął. – Chcę, żebyś ze mną został. Ale nie chcę upra­wiać seksu.

– To co mam robić? – zapy­tał zupeł­nie zasko­czony.

– Zostań ze mną! – Sam zdzi­wił się, jak roz­ka­zu­jąco zabrzmiał jego głos. – Zostań ze mną i zaśnij obok. Chcę, żebyś tylko był, chcę poczuć cie­pło dru­giej osoby. Pomóż mi! – To wyzna­nie zabrzmiało pra­wie jak bła­galna prośba.

– Ale… – zaczął kom­plet­nie zmie­szany – jestem escor­tem, biorę kasę za seks. – Na jego twa­rzy poja­wiły się szkar­łatne czer­wone plamy.

– Zapłacę ci! – wykrzy­czał Grze­gorz. – Tyle, ile będziesz chciał.

Nie miał poję­cia, czemu było to dla niego tak bar­dzo ważne, nie wie­dział nawet, dla­czego chło­pak się zgo­dził. Ale zro­bił to. Wziął prysz­nic i w samych sli­pach poło­żył się obok niego. Grze­gorz nie był pewien, czy powi­nien, czy mu wolno, ale obró­cił go na bok, zbli­ża­jąc jego kości­ste plecy do swo­jej owło­sio­nej klaty, drugą ręką chwy­cił go w pasie, trzy­ma­jąc dłoń na jego sercu. Wie­dział, że chło­pak nie śpi, czuł, jak szybko bije mu serce. Wie­dział, że Hubert się boi, bo robi coś, czego wcze­śniej ni­gdy nie robił z żad­nym ze swo­ich klien­tów.

Ale Grze­gorz dostał to, czego teraz pra­gnął naj­bar­dziej: bli­skość. Było to jak opa­tru­nek dla jego duszy. Ni­gdy nie czuł się tak lekko, ni­gdy nie spał tak dobrze, ni­gdy wcze­śniej nie był tak spo­kojny…

*

Obu­dził się około dzie­wią­tej. Hubert był już ubrany i sie­dział na łóżku, wpa­tru­jąc się w niego.

– Długo spa­łeś, nie chcia­łem cię budzić.

– Dzień dobry – odpo­wie­dział mu z uśmie­chem, ten miał jed­nak zupeł­nie kamienną twarz. – Wyspa­łeś się?

– Tak, to bar­dzo wygodne łóżko. – Nie patrząc mu w oczy, odpo­wie­dział nie­mal szep­tem. – Jesteś naprawdę miły, ale muszę już iść.

– Może zjemy razem śnia­da­nie, mogę coś…

– Nie! – zaprze­czył sta­now­czo. – Muszę już iść, a więc zapłać mi i będę leciał.

Smu­tek, który na jedną noc znikł z jego serca, teraz wró­cił ze zdwo­joną siłą. Ten chło­pak miał rację, nie był Ant­kiem, musiał iść. Dla niego to tylko trans­ak­cja, zle­ce­nie.

Grze­gorz wyszedł do gar­de­roby, po czym wró­cił ze swoim port­fe­lem.

– Ile mam ci zapła­cić?

– Nic nie zro­bi­łem – odpo­wie­dział cichym gło­sem, nie patrząc na niego. – Wystar­czy, jak dasz mi pięć dych.

Grze­gorz znów zaczął się trząść i ner­wowo prze­li­czać bank­noty. „Dla­czego ni­gdy nie noszę ze sobą gotówki? Czemu zawsze płacę tymi cho­ler­nymi kar­tami!?” – pomy­ślał.

– Ilu face­tów musisz spo­tkać, aby żyć przez mie­siąc?

– Czemu o to pytasz!? – zapy­tał bli­ski pła­czu.

– Ilu!? – krzyk­nął.

– Nie wiem, pięt­na­stu, może dwu­dzie­stu… to zależy. – Był total­nie zmie­szany.

Grze­gorz widział wstyd na jego twa­rzy. Chwy­cił wszyst­kie bank­noty, które miał w port­felu, rzu­ca­jąc je na łóżko.

– Tu jest dwa i pół tysiąca zło­tych. Nie mam przy sobie wię­cej. To dla cie­bie, ale masz mi obie­cać, że przez naj­bliż­szy mie­siąc nie spo­tkasz się z żad­nym face­tem! Jasne?!

– Ale ja… – zaczął zasko­czony, po raz pierw­szy zmu­sza­jąc się, aby na niego spoj­rzeć.

– Kurwa, zro­zu­mia­łeś?! – krzyk­nął, wwier­ca­jąc w niego wzrok. – Masz mi to obie­cać!

Chło­pak szybko chwy­cił pie­nią­dze, cho­wa­jąc je do kie­szeni, znów zmu­sił się do spoj­rze­nia mu w oczy i powie­dział gło­śno i wyraź­nie:

– Obie­cuję… dzię­kuję ci.

– Zjeż­dżaj stąd! – rzu­cił twardo, otwie­ra­jąc drzwi sypialni.

– Dzię­kuję… ja…

– Powie­dzia­łem zjeż­dżaj! – wark­nął ponow­nie.

Chciał, aby ten chło­pak znik­nął, aby zosta­wił go samego. Szybko, zanim znów straci nad sobą pano­wa­nie.

Hubert chwy­cił swój ple­cak. Śmi­gnął pod ręką Grześka i po chwili sły­chać było tylko trzask zamy­ka­nych drzwi wej­ścio­wych.

Ledwo to się stało, Grze­gorz osu­nął się na kolana na miękką wykła­dzinę sypialni i zaczął ślepo ude­rzać głową w pod­łogę. Nie wie­dział nawet, czemu to robi. Ból, który czuł, ból któ­rego zawsze się bał, przy­no­sił teraz uko­je­nie dla łez, któ­rych nie był w sta­nie powstrzy­mać.

Ten ból był sil­niej­szy niż to, co czuł wewnątrz, to, z czym znów musiał się mie­rzyć.

Usły­szał nagle dźwięk domo­fonu.

„Wró­cił?” – pomy­ślał z nie­do­wie­rza­niem. Domo­fon na­dal dzwo­nił, ktoś ewi­dent­nie chciał się znów do niego dostać.

Szybko wstał, otarł łzy i chwy­cił za słu­chawkę. Przy recep­cji znów ktoś stał, ale Grze­gorz nie mógł roz­po­znać gościa.

– Panie Grze­go­rzu – usły­szał głos kon­sjerża – w recep­cji czeka na pana posła­niec z firmy. Mam prze­ka­zać, że przy­niósł doku­menty od pani Mag­da­leny Adam­skiej. Podobno miał je pan pod­pi­sać już ponad tydzień temu i nie­stety nie mogą cze­kać.

„Cho­lera, dla­czego teraz, dla­czego nie mogła mi o tym powie­dzieć dwa dni temu, kiedy roz­ma­wia­li­śmy, tylko wysyła jakie­goś gońca w chwili, kiedy nie chcę nikogo widzieć!”

– Wpuść go! – znów pra­wie krzyk­nął do domo­fonu, z trza­skiem odkła­da­jąc słu­chawkę.

Pobiegł szybko do gar­de­roby, zdą­żył wcią­gnąć stare dżinsy i pierw­szą z brzegu koszulę, kiedy już usły­szał dzwo­nek do drzwi.

Wście­kły na Magdę już ukła­dał w gło­wie całą listę epi­te­tów, któ­rymi ją obrzuci, gdy tylko się z nią skon­tak­tuje, kiedy uchy­lił drzwi i jego źre­nice roz­sze­rzyły się z zasko­cze­nia.

W drzwiach stał dwu­dzie­sto­trzy­letni chło­pak o oliw­ko­wej cerze i pla­ty­no­wych wło­sach, w któ­rych gdzie­nie­gdzie prze­bły­ski­wały jesz­cze jaśniej­sze pasemka. Jego bystre, nie­bie­skie oczy współ­grały z sze­ro­kim uśmie­chem oznaj­mu­ją­cym radość na widok tego, kogo widzi. Znał tego chło­paka, bar­dzo dobrze go znał, choć nie widział go bli­sko dwa lata.

– Wik­tor! – krzyk­nął. – Co ty tu robisz!?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: