Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Cukier na języku - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
24 kwietnia 2025
59,00
5900 pkt
punktów Virtualo

Cukier na języku - ebook

Kolejna, po „Zdrowym języku”, publikacja poświęcona tematowi języka związanego ze zdrowiem i medycyną – „Cukier na języku. Rozmowy o cukrzycy”. Książka jest zapisem rozmów na temat cukru i cukrzycy pomiędzy językoznawcą prof. Jerzym Bralczykiem, który choruje na cukrzycę, a także diabetologiem prof. Leszkiem Czupryniakiem i kardiologiem prof. Arturem Mamcarzem. Poznajemy dwa różne punkty widzenia na cukrzycę: perspektywę pacjenta, który bywa trudny, nie zawsze stosuje się do zaleceń, ma dla siebie może zbyt wiele wyrozumiałości i jest w tym bardzo ludzki oraz perspektywę lekarzy, którzy zajmują się leczeniem cukrzycy i jej licznymi powikłaniami. Cukier i cukrzyca pojawiają się w rozmowach w najrozmaitszych kontekstach – nie tylko medycznym i językowym, ale także historycznym, kulturalnym, społecznym, psychologicznym, a wszystko jest okraszone dużą dawką humoru w najlepszym wydaniu, mnóstwem anegdot i bon motów. Zarówno pacjenci, jak i lekarze znajdą tu dla siebie sporą porcję wiedzy o cukrzycy, podaną w sposób bardzo przystępny, zrozumiały i lekki.

Kategoria: Medycyna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-01-24279-4
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

AUTORZY

Prof. dr hab. n. hum. Jerzy Bralczyk

Językoznawca, polonista, popularyzator wiedzy o języku polskim. Emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Mistrz słowa i niestrudzony popularyzator wiedzy o języku polskim w telewizji, radiu, prasie i innych środkach przekazu. Autor licznych publikacji przybliżających wiedzę o języku polskim – o pochodzeniu różnych słów, ich znaczeniu i kontekstach, w których są używane, a także obserwator i analityk zmian zachodzących w języku.

Prof. dr hab. n. med. Leszek Czupryniak

Specjalista chorób wewnętrznych i diabetologii.

Kierownik Kliniki Diabetologii i Chorób Wewnętrznych Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, CSK w Warszawie, przewodniczący Rady Ekspertów ds. Chorób Metabolicznych i Przeciwdziałania Otyłości Medycznej Racji Stanu.

Absolwent Akademii Medycznej w Łodzi oraz licznych zagranicznych staży szkoleniowo-naukowych, m.in. w Wielkiej Brytanii i USA. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego (PTD) oraz Zarządu Głównego PTD, w latach 2011–2015 pełnił funkcję prezesa PTD. Były członek ścisłego zarządu Europejskiego Towarzystwa Badań nad Cukrzycą (European Association for the Study of Diabetes, EASD) i przewodniczący Komitetu Kształcenia Podyplomowego EASD. Laureat wielu prestiżowych wyróżnień i nagród, w tym Medalu EASD im. Alberta Renolda za wybitne zasługi EASD. W 2013 roku zdobył tytuł Lidera Roku w Ochronie Zdrowia. Autor, współautor oraz redaktor licznych prac oryginalnych oraz monografii poświęconych cukrzycy. Wykładowca i organizator międzynarodowych konferencji i kursów podyplomowych EASD w wielu krajach Europy, Azji i Afryki.

W swojej praktyce klinicznej koncentruje się przede wszystkim na problemach klinicznych chorych na cukrzycę typu 1 i typu 2, ze szczególnym uwzględnieniem współwystępowania z cukrzycą chorób towarzyszących, a także powikłań przewlekłych – głównie w obrębie układu krążenia, układu nerwowego, narządu wzroku, układu pokarmowego, nerek. Szczególną uwagę poświęca także zasadom stosowania przeciwcukrzycowych leków doustnych i insuliny oraz terapii nadciśnienia tętniczego i innych chorób metabolicznych występujących w u chorych na cukrzycę.

Prywatnie znawca kina i współczesnej poezji, miłośnik literatury i historii oraz amator wszelkich podróży.

Prof. dr hab. n. med. Artur Mamcarz

Kierownik III Kliniki Chorób Wewnętrznych i Kardiologii Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, wieloletni Prodziekan II WL WUM, członek pierwszej Rady Uczelni WUM. Współzałożyciel i członek wielu towarzystw naukowych, konsultant ds. kardiologii Centralnego Ośrodka Medycyny Sportowej oraz ekspert medyczny Polskiego Komitetu Olimpijskiego w dziedzinie kardiologii. Autor licznych prac naukowych i monografii, m.in. z zakresu kardiologii sportowej, farmakologii klinicznej, kardioseksuologii i medycyny stylu życia. Ceniony i lubiany wykładowca akademicki, popularyzator wiedzy o medycynie i zdrowym stylu życia.

Prywatnie amator dobrych smaków, muzyki, literatury i podróży.PRZEDMOWA

Kiedy poproszono mnie o komentarz do książki i usłyszałam jej tytuł, myślami pobiegłam do znakomitej komedii Stanisława Barei pt. „Poszukiwany, poszukiwana” i dialogu filmowej Marysi (słynna rola Wojciecha Pokory) z panem profesorem (świetna gra aktorska Mieczysława Czechowicza): „Czy Marysia wie, co Marysia narobiła?! Ja tu badam zawartość cukru w cukrze!”.

„Cukier na języku. Rozmowy o cukrzycy”, to rozmowy, które prowadzi trzech wyjątkowych i wybitnych mężczyzn, profesorów nauk medycznych – prof. Leszek Czupryniak i prof. Artur Mamcarz oraz nauk humanistycznych – prof. Jerzy Bralczyk. Tak, jak cukier na języku wzbudza i utożsamia cudowną sensoryczność, tak rozmowy o cukrzycy są niezwykłą przygodą dla zmysłów. Erudycja, doświadczenie zawodowe, szczególny dar postrzegania świata, umiejętność wzbudzania dobrych emocji i posługiwania się dowcipem, które cechują Autorów książki, żyją w każdym rozdziale.

Czytając, można poczuć się jak uczestnik miłego spotkania towarzyskiego: lekkość przekazu i dykteryjki pozostają w równowadze z solidną porcją wiedzy o cukrze, słodyczy, cukrzycy i życiu z cukrzycą. Moi koledzy, wybitni przedstawiciele zawodu lekarza, w towarzystwie autorytetu preskrypcyjnego prowadzą czytelnika po niezwykłych ścieżkach życia z motywem przewodnim cukrzycy.

Jedenaście rozmów, jak jedenaście wykwintnych dań: każda szczególna w treści i przekazie, rodząca refleksje i podsumowania. Jedenaście rozmów, jak odcinki serialu przyciągającego widzów, którzy na końcu każdego pozostają z tęsknotą do kolejnego.

Czytając, nie można się nudzić, ale też nie można się w pełni nasycić tymi cukrowymi historiami, które zapadają w pamięci. Tak podana cenna wiedza, okraszona doświadczeniem, jest łatwiej przyswajalna i mocniej zapamiętana. I to cudowne poczucie humoru, dające lekkość odbioru treści!

Nie cukruję Autorom dzieła, tylko dzielę się słodkimi wrażeniami po lekturze, którą pochłonęłam w rozkoszy dobrego smaku.

Gratuluję Autorom pomysłu i jego realizacji.

Zachęcam do lektury wyjątkowej i jedynej takiej.

Prof. dr hab. n. med. Dorota Zozulińska-ZiółkiewiczWSTĘP

Wstęp czyli posłowie (bo poniższy tekst napisaliśmy po wszystkich spisanych słowach…)

„Cukier” to jedno z najbardziej kontrowersyjnych słów codziennych w języku polskim, a przynajmniej tak nam – czyli trójce autorów dzieła, które trzymasz, droga Czytelniczko i drogi Czytelniku, w rękach – się wydaje. Dla jednych to „biała śmierć” i praprzyczyna „cukrzycy”, a dla drugich – źródło błogosławionego słodkiego smaku. Ten fakt sprowokował naszą trójkę – językoznawcę i dwóch lekarzy internistów, jednego z odchyleniem kardiologicznym, drugiego – diabetologicznym, do serii rozmów o znaczeniu słowa „cukier”, dawnego i obecnego. Ale to był jedynie początek bardzo szerokiej dyskusji o historii, kulinariach, obyczajach, języku polskim i wreszcie – właśnie o cukrzycy, bo chcieliśmy w naszych rozmowach zrozumieć fenomen tej choroby w XXI wieku. Osób z cukrzycą w naszym kraju jest już niechybnie 4 miliony i każdy lekarz, ba, każdy z nas, ma z nimi kontakt – jak nie w pracy, to w domu, jak nie w domu, to widzimy osoby z cukrzycą w filmach, w mediach, internecie, na kortach tenisowych i boiskach piłkarskich, w parlamencie i na koncertach rockowych. I gdy tak rozmawialiśmy, okazało się, że rozebraliśmy cukier i cukrzycę na bardzo drobne elementy, pokazując niemal każdą możliwą stronę życia z cukrzycą i różne aspekty jej leczenia. Jeden z autorów – profesor od języka polskiego – sam jest osobą żyjącą z cukrzycą, a zatem nasze rozmowy momentami nabierały mocno intymnego charakteru. Pozwoliło to jednak dotrzeć nam do sedna problemu zdrowotnego, jakim jest ta gorzka choroba o nazwie pochodzącej od źródła słodyczy, zagłębić się w zasady codziennego postępowania lekarzy zajmujących się leczeniem cukrzycy, przedstawić codzienne i niecodzienne dylematy pacjentów.

Nasze dyskusje o cukrze i cukrzycy prowadzone na początku 2025 roku mają też szczególne znaczenie ze względu właśnie na czas, w którym się spotykaliśmy. Język polski podlega nieustannym i coraz szybszym – dzięki rozwojowi komunikacji elektronicznej – zmianom, widocznym szczególnie na tle historii, obficie przez reprezentanta językoznawstwa przywoływanej. Ale od 2–3 lat jesteśmy świadkami jeszcze szybszego przeobrażania się diabetologii, czyli tej części medycyny, która zajmuje się cukrzycą. Rewolucja ostatnich lat, tak w języku, jak obyczajach i medycynie, znalazła bardzo wyraźne odzwierciedlenie w naszych wypowiedziach. Całość publikacji pozwala – przyznajemy, że w dość nietypowej formie – przekazać Czytelniczce i Czytelnikowi najnowszą wiedzę o cukrzycy, o życiu z nią i o jej leczeniu. Ale rozmawiamy też o medycynie, o relacjach lekarz–pacjent, o tym, jak lekarze odbierają pacjentów, jak postępują z osobami chorymi przewlekle, co myślą naprawdę, rozmawiając z pacjentami. Trochę nieoczekiwanie powstał w trakcie naszych spotkań portret współczesnej diabetologii i w ogóle medycyny, każdy z Państwa znajdzie zatem w tej książce coś dla siebie i o sobie. I to wszystko z najwyższą dbałością o Słowo, od którego przecież wszystko się zaczęło…ROZMOWA 1.
NO SUGAR, NO CRY

J.B.: Słowo „cukier” jest bardzo stare i wywodzi się z języka staroindyjskiego (sanskryt – śarkarā’), oznaczało „ziarno piasku, żwir, otoczak”.

W okresie hellenistycznym dzięki podbojom Aleksandra Wielkiego przeniknęło do świata i języka greckiego (sákcharon), później do świata arabskiego, łaciny i języków europejskich.

Arabowie, którzy podbili Hiszpanię, przenieśli ten termin do Europy Zachodniej i w końcu dotarło ono na nasze tereny. Różne narody przyjęły je w swoich językach w zbliżonym brzmieniu.

A.M.: Czy słynna starożytna nekropolia Sakkara w Egipcie może mieć związek z cukrem?

J.B.: Myślę, że może.

A.M.: Jakie było pierwotne znaczenie tego słowa?

J.B.: Rdzeń słowa „słodki” oznaczał: „przyprawiony (sol)” i odnosił się zarówno do smaku słodkiego, jak i słonego. Rzecz, która była mdła, czyli niesłona i niesłodka, była przyjmowana jako zła, a ta, która miała smak (słony lub słodki), była bardziej atrakcyjna. Czyli chodziło o nadanie smaku (przyprawienie) i sprawienie, że coś stawało się lepsze, bardziej wartościowe, smaczniejsze i bardziej atrakcyjne.

To spowodowało, że słodycz weszła do zbioru pozytywnie kojarzących się słów i stała się nazwą jednego ze smaków. I to smakiem najlepiej się kojarzącym, bo kwaśny, gorzki i słony nie kojarzą się dobrze (nawiasem mówiąc, uważam, że „mdły” też jest jednym ze smaków). Czyli mamy tu silne pozytywne wyróżnienie „słodkiego” wśród smaków, gdzie wszystkie inne smaki mają negatywną konotację: „słony”, „przesolić”, „przysolić komuś” czy „dosolić”.

„Słony” nie ma pozytywnych skojarzeń: „słony dowcip” to taki gruby.. „Słono zapłacić za coś” oznacza zapłacić dużo, może więcej niż to jest warte.

Chociaż, owszem, jest: „Wy jesteście solą ziemi” oraz „Jeśli sól straci swój smak, czymże ją posolić?” – mówi Jezus.

Wynika z tego, że sól była cenna, a samo słowo ma charakter ambiwalentny.

A.M.: Z kolei „kwaśny” też semantycznie jest raczej negatywny i wywołuje sporo niedobrych skojarzeń.

J.B.: „Kwaśna mina” lub „kwaśny uśmiech”, „ktoś kogoś rozkwasił”, „zbić kogoś na kwaśne jabłko”, „narobić kwasu”…

A.M.: A „gorzki” to chyba najgorszy ze smaków: „gorzko płakać”, „gorzka pigułka”, „gorzka wódka, którą trzeba osłodzić”, „gorzkie słowa”…

J.B.: Gorzki smak chyba tylko w piołunówce jest dobry. Gorycz jest zła. A słodycz, w opozycji do niej, była kojarzona jako dobra. Dlatego przeważnie to słodki jest ulubionym smakiem. Przy słodyczy jednak pojawia się jeszcze inny komponent znaczeniowy, związany z fałszem, przesadą, czymś nieprawdziwym czy nawet kłamstwem.

Za to gorycz jest prawdziwa. Sól także. Kwas w jakimś sensie też, prawda? A słodycz właśnie dlatego, że jest dobra, może być udawana, fałszywa, nieprawdziwa, zawiera dozę kłamstwa.

Przecież nikt nie będzie udawał czegoś niedobrego, czyli goryczy czy kwasu!

A słodycz ma w sobie duży ładunek pozytywnego przekazu i kojarzy się z samym dobrem. Z drugiej jednak strony może oznaczać udawanie. Z trzeciej strony może jeszcze oznaczać coś słabego i niedojrzałego („O, jakie słodkie dziecko!”, „słodka idiotka”).

Czyli słodycz była dobra, ale nie bez zastrzeżeń. I teraz spróbujmy znaleźć taką dużą analogię: „słodki” – bardzo dobry, miły, ale może być udawany, dalej: smaczny, zdrowy, bo daje siłę, ale też zdradliwy. To jest właśnie ta ambiwalencja cukru i słodyczy.

Myślę, że moglibyśmy spróbować opowiedzieć o miejscu cukru w wyobrażeniach człowieka i o tym, jak był on postrzegany.

Widzę cukier w grudkach jako to, co jest słodkie (a słodkie to dobre!) i kojarzy mi się on z dziećmi, które wyjadały go z cukiernicy.

Cukier był przechowywany w cukiernicach, które były zamykane na kluczyk. Były one często srebrne i bardzo kunsztownie wykonane, wydawały się czymś eleganckim i ekskluzywnym.

W ogóle już samo słowo „cukiernica” brzmi bardzo dostojnie. U mnie w domu też były cukiernice: jedna zwykła – do użytku codziennego i druga srebrna – na specjalne okazje. Pamiętam, że miała zameczek, ale kluczyka do niej nie było. Albo się zgubił, albo ktoś schował go celowo.

Jest taka dosyć ponura historia Jana Potockiego, jednego z najwybitniejszych naszych pisarzy i umysłów, autora Rękopisu znalezionego w Saragossie. Potocki całymi dniami w swoim majątku, kiedy już się wycofał z życia publicznego, szlifował gałkę od cukiernicy po to, żeby się nią zastrzelić. Wsadził ją potem do pistoletu i strzelił sobie w usta.

L.C.: Wyrafinowane samobójstwo.

J.B.: Te cukiernice i sam cukier były dobrami luksusowymi. Niektórzy więc sypali po pięć łyżek cukru do herbaty. Wiązało się to z wyobrażeniem czegoś wspaniałego, luksusowego i smakowitego. Używano nawet czasownika „cukrować”.

A.M.: Oznaczało to tyle, co komplementować.

J.B.: „Ktoś komuś cukruje”, czyli komplementuje go w sposób nieuzasadniony, trochę podlizuje się, ale też po prostu „słodko się odzywa”. Z drugiej strony cukier dawał tężyznę.

W pewnym sensie cukier jest sztuczny, jak śpiewała Barbara Krafftówna w piosence Agnieszki Osieckiej Sztuczny miód.

Te dwa słowa: „słodki” i „słony” to są podobne paralele. Mówiłem już o tym, ale powtórzę. Oba te słowa mają ten sam źródłosłów: przyprawiony, czyli nienaturalny. Można powiedzieć, że z czasem to, co słodkie, stawało się też magiczne, kultowe albo przynajmniej organizujące dobre życie. Wypada tu wspomnieć chociażby o miodzie, który był formacyjną substancją dla wielu ludów, łącznie ze Słowianami, może nawet z Polakami. Miody zresztą, podobnie jak cukry, w języku od razu pojawiły się jako coś bardzo dobrego, pozytywnego. Do tej pory zresztą „miodzio” oznacza coś bardzo dobrego czy wręcz wspaniałego. Miód „płynie z ust” i „spijamy go sobie z ust”. Jest najstarszą formą słodkości, którą tak lubimy.

L.C.: Były robione badania, których wyniki świadczą o tym, że już w życiu płodowym wykazujemy preferencje do smaku słodkiego.

A.M.: Wrócę jeszcze do czasownika „cukrować”, bo właśnie sobie uświadomiłem, że całkiem podobnie jest ze słowem: „lukrować”. Tu też czai się jakiś fałsz: coś, co jest polukrowane, jest ładne lub smaczne prawdopodobnie tylko na wierzchu, a w środku może być nic nie warte. Kiedy coś lukrujemy, chcemy coś ukryć, upiększyć, pokryć wierzchnią warstwą, oszukać, nadać pozory albo przedstawić tylko część prawdy.

J.B.: „Lukrować” może też oznaczać „blagować”, „fantazjować”, „koloryzować”, „czynić nierealnym”, nawet „przerysować” czy „zmyślać”. Jak coś polukrujemy, to pokażemy tylko to, co jest na wierzchu, a więc możemy pod tym lukrem coś ukryć, a nawet skłamać. Czyli w tym słowie też słyszymy ten sam fałsz, który towarzyszy słodkości, co jest dość spójne.

A.M.: Polukrowane pączki są takie smaczne… Ale największym obciążeniem w czekoladach i w pączkach jest tłuszcz, i to ten niedobry tłuszcz.

J.B.: Tłuszcz kojarzy się negatywnie, ale słodycze jak najbardziej pozytywnie.

A.M.: I ile mamy form tych słodyczy! Jakieś żelki, pianki, słodycze w tubkach… Ciągle pojawiają się nowe formy samych słodyczy i nowe formy kuszenia, byśmy je kupili, zjedli i potem wielokrotnie wracali, by kupować jeszcze. Zjeść pączka w tłusty czwartek jest w dobrym tonie, bo inaczej nie dotrzymalibyśmy tradycji. I to się jakoś mentalnie łączy z tym, że człowiek nie tyle się czuje usprawiedliwiony obżarstwem słodyczami, ale nawet jest do niego zobowiązany: że trzeba, że to taka siła wyższa. Taka jest nasza tradycja związana z tłustym czwartkiem i ostatkami – tradycja jedzenia suto, czyli tłusto. Trzeba było najeść się przed Wielkim Postem, na zapas. A jeszcze są przecież ostatki.

J.B.: „I przyszedł Józio i przyniósł pączki, Całuje rączki, całuje rączki. Wiadomo, damy bywają głodne, Chcesz zdobyć serce, z pączkiem wal!” – to cytat z piosenki Dziś panna Andzia ma wychodne.

A.M.: Kiedyś miałem okazję uczestniczyć w konferencji, która była zorganizowana w Mardi Gras, czyli „tłusty wtorek” – dzień zabawy i jedzenia na zakończenie karnawału, przed rozpoczęciem Wielkiego Postu. Był tam obecny znany kucharz Pascal Brodnicki, który jest Francuzem, i opowiadał o francuskiej tradycji jedzenia naleśników tego dnia. Przygotowywał bardzo różne farsze, których jest chyba około dwustu, a mogą być zarówno słodkie, jak i wytrawne. Tego dnia jednak głównie je się na słodko.

L.C.: Od „cukru” w języku polskim bardzo blisko do „cukrzycy”, ale nie wiem, czy Panowie wiecie, że Polska jest jednym z trzech krajów, gdzie „cukrzyca” pochodzi od „cukru”, a nie od diabetes. Pozostałe dwa języki to arabski i duński.

J.B.: Duński to nie język, to choroba gardła.

L.C.: We wszystkich innych językach nazwa choroby pochodzi od diabetes. To oznacza „syfon”, bo wiąże się z tym, że woda jak w syfonie przechodzi przez człowieka – to jest bowiem jeden z objawów cukrzycy, czyli wzmożone pragnienie (polidypsja) i jednoczesne wzmożone oddawanie moczu (poliuria). Osoba z cukrzycą, zanim odkryto insulinę, piła dużo płynów i zaraz je wydalała – stąd podobieństwo do syfonu i stąd łacińska i powszechna nazwa cukrzycy diabetes.

W naszych językach słowiańskich cukrzyca pochodzi od diabetes, np. w rosyjskim jest сахар i диабет, a u nas słowo „cukrzyca” pochodzi od cukru i możemy wokół tego budować różne historie, jak np. słodko-gorzkie życie…

J.B.: To akurat jest w wielu językach, że słodycz jest dobra.

L.C.: Tak, trzeba przyznać, że w słodyczy jest 90% pozytywnego ładunku. „Słodkie życie”, dolce vita… Historycznie bierze się to stąd, że zarówno cukier, jak i sól były bardzo drogie.

Sama nazwa diabetes mellitus pojawiła się już w starożytności – od grec. diabetes, słowa oznaczającego „przelewanie” (moczu) i łac. mellitus: „słodki jak miód”.

W I w. n.e. żył Areteusz z Kapadocji (Aretaeus), lekarz, który prowadził ośrodek medyczny i właśnie on pozostawił opis cukrzycy, ale pierwsze znane nam wspomnienie cukrzycy w źródłach pochodzi z egipskich papirusów powstałych 1500 lat przed naszą erą, nazywanych od nazwiska odkrywcy „papirusami Ebersa”. Mówiło się tam o ludziach – pacjentach, którzy mają mocz słodki jak miód.

J.B.: Ludziom ta słodycz kojarzyła się z czymś dobrym – i w języku, i w życiu. Znalazło to odzwierciedlenie w ludowych przekazach, które kazały dawać dzieciom cukier zawinięty w szmatkę. Cukier, który się wydostawało skądś lub wygrzebywało się potajemnie z cukiernicy.

To miało od początku posmak czegoś zakazanego, czyli nie tylko drogiego. Cukier był zarezerwowany dla nielicznych i na specjalne okazje.

A.M.: „Cukrzyca” to chyba jedyne słowo, z którym cukier kojarzy się negatywnie.

J.B.: To ten przyrostek -yca dodaje negatywne brzmienie. Przy chorobach występuje on dość często, np. w łuszczycy. Kiedyś mówił on też źle o kobietach, np. „dyrektorzyca”.

A.M.: A kiedy pierwszy raz odnotowano negatywne działanie cukru i szkody, które czyni? I czy zauważono je w ogóle?

L.C.: Zauważono. Dlatego leczymy cukrzycę. Ale musimy to podkreślić, że cukrzyca, wbrew nazwie, nie bierze się z jedzenia cukru. Ta nazwa wzięła się od objawu, czyli słodkiego moczu, co spostrzeżono już w starożytności.

Pacjenci często mówią: „Ale przecież ja nie jadłem cukierków, a mam cukrzycę. Ja w ogóle nie lubię słodkiego, ale mam cukrzycę”. Pamiętajmy: cukrzyca typu 2 bierze się z otyłości. A otyłość bierze się z jedzenia za dużo, w tym także kalorycznych słodyczy..

A.M.: To jest zresztą chyba jeden z głównych powodów, dla których będziemy o tym rozmawiali. Ta książka może być odbierana jako pewne prostowanie mitów, że na przykład cukier ma też negatywne znaczenie.

L.C.: Bo on ma głównie negatywne. Ale jak Pan Profesor pyta, kiedy negatywny wpływ cukru został dostrzeżony, to ja myślę, że na poziomie populacyjnym do tej pory cukier nie jest postrzegany jako rzecz negatywna.

J.B.: Myślę, że dziś w mediach cukier pojawia się częściej w negatywnym niż w pozytywnym kontekście. Można by było zrobić na ten temat sondaż i zapytać ludzi, jak to widzą. Ale myślę, że pod wpływem mediów – nie tylko reklamy, ale też sztuki i literatury pięknej – kiedy słyszymy słowo „cukier”, pierwsze skojarzenia mamy raczej negatywne niż pozytywne.

A.M.: Może tak. Choć jednak duży wzrost spożycia napojów wysokosłodzonych świadczyłby o czymś zupełnie przeciwnym.

J.B.: Ale jak kojarzy się samo słowo „cukier”?

A.M.: Cukier kojarzy się z przyjemnością i słodkimi przysmakami. Jest obecny w codziennym życiu, nie tylko jako produkt spożywczy, ale także jako część wielu produktów przetworzonych. Niektórym może kojarzyć się z dzieciństwem, np. z cukierkami, watą cukrową, oranżadą w proszku lub słodkimi napojami, które były ulubionymi przysmakami z młodszych lat.

J.B.: Czy to nie jest czasem też tak, że od dziecka wiążemy to, co jest smaczne, pożądane, z czymś, co jest zakazane? Cukierki były rzeczą pożądaną, ale były też często nagrodą za coś. W Szwecji jest taki zwyczaj związany ze słodyczami – godisy. Wziął się on prawdopodobnie stąd, że – zdaje się w latach czterdziestych XX w. – prowadzono badania nad stanem uzębienia dzieci i w ich wyniku zarekomendowano, aby dzieci spożywały słodycze nie częściej niż raz w tygodniu, nawet w większej ilości, zamiast codziennie w mniejszych dawkach. Najczęściej na ten dzień wybiera się sobotę i kultywuje się tę tradycję do dziś. Daje się dzieciom w formie prezenciku, więc już od dziecka mamy gdzieś wdrukowane, że ta słodycz jest nagrodą i czymś przyjemnym.

L.C.: Obecnie w każdym sklepie przy kasie są wyłożone, łatwo dostępne i w dobrej cenie takie właśnie nagrody, które rodzice kupują rozwrzeszczanym pociechom. I też działa tu ten sam mechanizm nagrody czy wręcz przekupstwa.

A.M.: Pomyślałem teraz o tym, że nawet konie dostają w prezencie cukier w kostkach, ciekawe wydaje się więc pytanie, czy zwierzęta też lubią cukier jak ludzie.

L.C.: Psy też lubią dostawać coś słodkiego, choć pewnie nie powinny.

J.B.: Myślę teraz o tym, jak odbieram zwykłą wodę, która jest niesłodzona, oraz napoje zawierające dużo cukru czy dżemy albo konfitury. Czym kieruję się, kupując te produkty? – Kieruję się właśnie tą informacją, czy to zawiera cukier, czy nie. Określenie, że coś jest bezcukrowe lub ma niski poziom cukru, jest raczej zachętą do konsumpcji. Nie spotykam nigdzie zachęty tam, gdzie jest dużo cukru. Kiedyś w reklamie pojawiły się produkty niskocukrowe czy wręcz bezcukrowe w takim kontekście, że są lepsze, bo są bez cukru czy też mają go mniej niż inne produkty.

L.C.: Zgoda, ale to jest tak, że zwykły człowiek dostaje do wyboru: Tu jest cola słodzona, a tu cola bez cukru. Weźmy tę bez cukru.

RYCINA 1.1. „Niecukiernia” oferująca desery bez cukru „No sugar, no problem” na warszawskim Bemowie przy ulicy Lazurowej. Fot.: zbiory własne.

J.B.: Ale jak człowiek zobaczy kawałek sernika albo dobrą czekoladkę, to myśli, że to jest słodkie, a nie że to jest cukier. Mówię o znaczeniu i o konotacjach słowa „cukier”.

I jestem przekonany, że gdyby dzisiaj zrobiono takie badania na temat korzyści i szkód cukru, to samo słowo „cukier” właśnie w związku z tym, że tak często je słyszymy jako ostrzeżenie, będzie postrzegane jako negatywne. Na pewno obecnie jest gorzej postrzegane niż 20–30 lat temu.

L.C.: Zgadzam się, aczkolwiek myślę, że większość ludzi uzna, że słodycze wcale nie są takie złe. Cukierki zawsze będą na TAK. Cukier sam w sobie przecież też nie jest nadal zły, chociaż zgoda, że jego – powiedzmy – wizerunek jest zdecydowanie gorszy niż 20–30 lat temu. Bo zaczął być szkodliwy, bo spożywamy go w ogromnym nadmiarze. Ja jednakże wyznaję zasadę: słodycze jedzone w obecności diabetologa nie wchłaniają się (śmiech).

J.B.: Cukierki tak, ale to samo słowo „cukier”.. Może zastanówmy się, do jakiego stopnia „cukier” tak jak słowo „dom” czy „matka” mógłby się nam kojarzyć pozytywnie. Czy mamy tu od razu taki impuls, który skłania ku temu? – Słowo „cukier” raczej brzmi jak dzwonek ostrzegawczy: „Uważaj na cukier!”.

L.C.: To byłaby wskazówka Pana Profesora dla osób opracowujących kampanie reklamowe, które miałyby go w spożyciu ograniczać.

RYCINA 1.2. Sklep „Słodycze bez cukru” – Warszawa, ul. Nowy Świat 51. Fot.: zbiory własne.

J.B.: Chyba w reklamach nie spotykam słowa „cukier” w pozytywnym znaczeniu ani też „cukrowy”.

L.C.: To jest bardzo ciekawe, co Pan mówi, bo cukier jest „be”, ale słodki już jest „cacy”.

J.B.: Rzeczywiście, to właśnie wydaje się bardzo ciekawe, dlatego że jest takie zakamuflowane. To oznacza jakby to samo, ale „słodycz” jest jednoznacznie pozytywna. Ale ona ma też znaczenie pozacukrowe.

A.M.: Z kolei „niesłodki” jest zdecydowanie negatywny. Pan Profesor wcześniej o tym mówił, że pewne rzeczy kojarzą się dobrze, np. „cukiereczek”.

J.B.: Z tego słowa trzeba wypreparować „cukier” – z tej otoczki i rozmaitych znaczeń.

W „cukiereczku” słychać nadmierne przesłodzenie i spieszczenie. W tekstach literackich ten „cukiereczek” miał raczej zabarwienie ironiczne i zwiastujące przewagę („No, cukiereczku!”, „Zrób coś, cukiereczku”). Jeśli było to skierowane do dziewczyny czy kobiety, to w porządku. Jeśli do chłopaka czy mężczyzny, to już nie bardzo. Obecnie słowo „cukier” w żadnym kontekście nie jest postrzegane pozytywnie. „Cukierek” już jest ambiwalentny. U nas na wsi zdrabniało się i mówiło się: „cuksy”.

A.M.: Ja też oczywiście znam te słowa.

J.B.: „Cuksy” są trochę tak jak na przykład „dropsy”, które mają już liczbę mnogą z angielskiego. Kiedy to się stało, że cukier zaczął mieć negatywne konotacje? Przed wojną miał pozytywne wyłącznie. Czy stało się to krótko po wojnie? Myślę też o tym, że cukier był czymś prawdziwym. Tak jak funkcjonowały w opozycji do siebie masło i margaryna, tak cukier i sacharyna.

„Sacharyna”, która przecież ma źródłosłów grecki, tak samo jak „cukier”, była czymś gorszym czy wręcz fałszywym, tak jak wyraz „margaryna” w zestawieniu z „masłem”.

Jak „czekolada” i „wyrób czekoladopodobny”. Nie mieliśmy określonego słowa na zastępnik czekolady, ale dla cukru była „sacharyna”.

A.M.: Natomiast słowo „słodzik”, które funkcjonuje jako zastępnik cukru, jest okej. Prawda?

J.B.: Bo pochodzi od słodkiego, a nie od cukru!

A.M.: Przypomina mi się, jak jeden z prezesów Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, który choruje na cukrzycę, któregoś roku miał urodziny akurat podczas Światowego Dnia Cukrzycy. Wwieziono mu na salę tort i od razu zaznaczono, że jest bez cukru. Wtedy właśnie na scenę wniesiono Michała Figurskiego, który jeszcze nie chodził po udarze. On siedział obok tortu i wszyscy widzieli, że chętnie by zjadł.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij