- W empik go
Ćwiczymy trudne głoski. Opowiadania logopedyczne - ebook
Ćwiczymy trudne głoski. Opowiadania logopedyczne - ebook
Książka zawiera kilkanaście opowiadań logopedycznych dla dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Każda z historyjek poświęcona jest poznaniu innej głoski, która została wyodrębniona innym kolorem, dzięki temu małym czytelnikom będzie łatwiej je zapamiętać. Publikacja przeznaczona jest dla rodziców, logopedów oraz wszystkich zainteresowanych prawidłowym rozwojem mowy dziecka.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-786-5 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Było już po burzy. Przestały strzelać grzmoty, a zza chmur wyjrzało słońce. Promienie szybko rozgrzały mokrą ziemię. Żmija wygrzebała się ze swojej kryjówki, przeciągnęła grzbiet i postanowiła ogrzać się w prażącym słońcu. Okrążyła dwa razy korzeń jarzębiny, aż wreszcie znalazła dogodne miejsce na drzemkę. Popatrzyła w kierunku pajęczyny krzyżaka, na której srebrzyły się przezroczyste krople deszczu. W końcu zmrużyła oczy. Do jej nozdrzy dochodził przyjemny zapach wrzosu i żywicy. Żmija rozmarzyła się, gdy nagle z drzewa spadł obok niej suchy patyk. Żmija podskoczyła jak poparzona wrzątkiem. Przestraszyła się nie na żarty i spojrzała w górę. Na gałęzi siedział orzeł trzymając się ostrymi jak żyletka pazurami i mrużył oczy. To nie wróżyło nic dobrego. Przerażona żmija żwawo podążała w stronę kryjówki. Jak dobrze, że w porę zdążyła się ukryć. Orzeł okrążył drzewo i ruszył w pościg za bażantem. Żmija ostrożnie wychyliła głowę z ukrycia i nie widząc w pobliżu żadnego zagrożenia, położyła się obok suchego patyka. Miała nadzieję, że w takim towarzystwie nikt jej nie dostrzeże. Ale to nie był najlepszy kamuflaż. Wkrótce obudziły ją dziwne chrzęsty i spostrzegła biegnącego w jej kierunku jeża. – Już chyba gorzej być nie może – zażartowała. Żmija ponownie dała susa do kryjówki i znowu uszła z życiem. Gdy wyszła na zewnątrz, natychmiast skryła się pod krzakiem jeżyny. Tam przecież nikt nie ośmieli się zajrzeć. – Ach jak dobrze – westchnęła – tutaj już nikt mnie nie zaskoczy. Niestety jej spokój szybko został zburzony przez żuka, którego bolał żołądek i tak głośno krzyczał, że zwabił w jeżyny żabę. A ta z kolei za wszelką cenę chciała go pożreć. – Co za dzień! – oburzyła się żmija – zmykajcie stąd, bo pożrę was oboje. I żaba z żukiem wzięli nogi za pas. A żmija spokojnie mogła wygrzewać się aż do zmierzchu.
Przyjaciele
Paulina, Paweł i Piotrek to najlepsi przyjaciele. Cała trójka chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej. To naprawdę zgrana paczka. Prawie wszystko robią razem, odrabiają lekcje, bawią się na placu zabaw i lepią z plasteliny potwory. W piątek na lekcji plastyki chcieli usiąść w jednej ławce. Ale pani powiedziała, że troje dzieci nie powinno siedzieć przy jednym stoliku, gdyż mogą się poplamić farbami. A poza tym, nie było gdzie postawić pędzli. Z tego powodu pani posadziła Pawła obok Kacpra. Kacper to również wspaniały kolega, ale w ogóle nie ma pojęcia o potworach i ciągle pakuje się w jakieś kłopoty. Jego pasjonują psy i płatanie psikusów. Paulina, Paweł i Piotrek lubią popołudniowe przejażdżki na rowerach. Czasami robią sobie wyścigi po parku w pobliżu domu Pauliny. Później przeważnie jedzą duże porcje pysznego deseru, który przygotowuje mama Pauliny. Pewnego dnia przyjaciele napisali wspólny list, w którym postanowili, że będą razem aż do późnej starości. Poniżej odcisnęli swoje dłonie, które wcześniej pomalowali pomarańczową farbą. Następnie zwinęli list w rulon, wepchnęli go do plastikowej butelki i zakopali pod wielką topolą. Aby w przyszłości mogli się spotykać, każdy wpadł na pewien pomysł. Wymyślili sobie profesje, które pozwolą im się często widywać. Paulina zostanie pielęgniarką, Paweł będzie fryzjerem, a Piotrek sportowcem. Paulina z Piotrkiem będą przychodzić do salonu Pawła, a on będzie im podcinać włosy. Kiedy Piotrek dozna kontuzji podczas treningu, Paulina opatrzy mu ranę. Oczywiście Pawłowi również udzieli pomocy, gdy przez przypadek skaleczy się w palec. W ten oto prosty sposób zawsze znajdą powód, dla którego będą mogli się spotkać i powspominać stare dobre czasy. Sprytnie to sobie wszystko zaplanowali. Ale na razie nie muszą się niczym przejmować i mogą się spotykać ile tylko zapragną. Bo przecież pięknie jest być dzieckiem!
Wyścig
Właśnie się ściemniało. Na leśnej ścieżce zrobił się straszny ścisk. Zwierzęta biegły na oślep, nie zważając na śliskie kamienie. Każdy spieszył się w kierunku światła, które świeciło się na polanie za lasem. Świstak w tym pośpiechu poślizgnął się na zapleśniałym maślaku i naciągnął sobie ścięgno. Ślimak siedzący na ściółce omal nie został rozdeptany przez dziką świnię. Rozpędzony ryś przeskoczył przez kępę liści i tak uderzył w świerka, że aż mu zaświszczało w uszach. Lecący nad ziemią pasikonik zderzył się z sikorką. I obojgu nie było do śmiechu, gdyż pod oczami wyszły im wielkie siniaki. Ktoś inny nieumyślnie nadepnął sarnie na nogę. A w całym tym pośpiechu każdy myślał tylko o jednym: Cóż to może być za światło? Pozostało im do celu jakieś dwieście metrów.
– A może to pożar? – powiedziała świnia.
– A jeśli to myśliwi? – dorzucił świstak.
– Nie, to na pewno jakieś święto. Może ktoś bierze ślub? – zaśpiewała sikorka.
– Tak, tak, to z całą pewnością ślub. Podobno osioł z sąsiedztwa miał się żenić – mruknął ryś.
Wieść o ślubie wszystkim się spodobała. Każdy chciał gościć na ślubie osła i wszystkim ślinka ciekła na myśl o pysznościach serwowanych w czasie uroczystości. Ryś schrupałby świeżą kość, a świstak miał chęć na śledzia. Oczywiście bez ości. Wtem zwierzęta usłyszały świst silnika i unoszące się nad polaną światło. Jak się okazało, był to śmigłowiec, który miał awarię i trzeba było dokręcić śrubę w śmigle. Dobry humor szybko opuścił zwierzęta.
– Och, tyle wysiłku na nic – westchnął ślimak – i po co ten cały wyścig?