- W empik go
Cygański Diabeł - ebook
Cygański Diabeł - ebook
Sara Stewart nie ma łatwego życia. Zależna od swego brutalnego kuzyna liczy dni, kiedy wreszcie się od niego uwolni. Sprawa jednak się komplikuje, gdy ten oznajmia jej, że zamierza się z nią ożenić. Gdy któregoś dnia omal nie pozbawia jej cnoty, dziewczynie z trudem udaje się uciec. Ma już dość bezsilności, prosi więc o pomoc zawodowego pięściarza Marcusa Huntera, znanego jako Czarny Diabeł. Choć Marcus uczy samoobrony tylko mężczyzn, pod wpływem chwili zgadza się trenować Sarę. Co sprawiło, że ten znudzony życiem, cyniczny człowiek złamał zasady, którymi się od zawsze kierował? Czy była to odwaga i determinacja, które ujrzał na twarzy dziewczyny? A może chodziło o niezwykłe przyciąganie, które poczuł, gdy tylko jego ciemne oczy spotkały się z fiołkowym spojrzeniem Sary…?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788396576347 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Klub bokserski Black Devil, rok 1826
– Nie stój tak, głupi bachorze, tylko podaj mi ręcznik! – wrzasnął Wesley Crump, wymierzając swojej podopiecznej siarczysty policzek.
Dziewczynka, która przez znaczną część treningu stała pod ścianą, nawet nie jęknęła, gdy ją uderzył. Zatoczyła się tylko na chudych nogach, po czym doskoczyła do niego w pośpiechu, jakby się spodziewała, że jej opieszałość wywoła u niego jeszcze większą złość.
– Do niczego się nie nadajesz, tak jak twoja matka – mruknął z odrazą, wytarł swoje zwaliste cielsko ręcznikiem, którym zaraz cisnął jej w twarz.
Mała przyjęła jego zachowanie bez słowa, a gdy odwrócił się, by znów stanąć do walki ze swoim rywalem, odetchnęła z ulgą. Cofnęła się na swoje miejsce pod ścianą, po czym roztarła piekący policzek.
Nienawidziła swojego losu i niekiedy w zaciszu swojej nędznej komórki ubolewała nad tym, że jej matkę zabrała choroba, a ona została powierzona opiece swojego dalekiego kuzyna, Wesleya Crumpa.
Sara miała jedenaście lat, gdy u niego zamieszkała. Każdy kolejny rok spędzony w jego posiadłości sprawiał, że coraz lepiej adaptowała się do zmienionej rzeczywistości.
Na początku była głupia i naiwna. Teraz jednak, mając już piętnaście lat, wiedziała, że aby bez przerwy nie obrywać po głowie, musi tylko trzymać gębę na kłódkę. Musi robić to, co się jej każe, i nie patrzeć w oczy kuzynowi, ilekroć ją bije, a najlepiej zupełnie unikać jego wzroku, bo jak mówił, „ma dziwne oczy i go denerwuje”.
Miała świadomość, że życie, jakie wiodła przy matce, skończyło się bezpowrotnie. Czekała więc, aż dorośnie, gdyż obiecała sobie, że wtedy zemści się na Wesleyu za to, jak ją traktował przez te lata.
Rosła w niej nienawiść. Wypełniała każdą cząstkę jej młodzieńczego ciała, ale była też siłą, która zdążyła przekuć się w żelazną moc przetrwania.
Przyjmowała wszystko z pokorą, lecz w głowie odnotowywała każde uderzenie, każdą zniewagę, by w przyszłości odwdzięczyć się mężczyźnie za wszelką jego nikczemność wobec niej.
Teraz jeszcze nie mogła się z nim mierzyć. Nie miała szans na powodzenie.
Gdy kilka lat temu ośmieliła mu się sprzeciwić, zareagował niepohamowaną złością. Uderzył ją tak mocno, aż upadła na podłogę, a potem długo kopał, póki nie zabrakło mu tchu. To był jej pierwszy dzień w nowym „domu” i zapamiętała tę lekcję na zawsze.
Od tamtej pory liczyła dni, gdy stanie się na tyle dorosła, by się usamodzielnić. Nie obchodziło jej, w jaki sposób będzie zarabiać na życie. Była pewna, że każda praca okaże się lepsza od choćby jednego dnia więcej z człowiekiem, którego nienawidziła całą sobą.
Gdy usłyszała głuche jęknięcie, uniosła głowę. Przyglądała się swymi jasnofiołkowymi oczami, jak kuzyn podskakuje niezgrabnie na zgiętych nogach wokół przeciwnika. Jego mocno owłosione, przygarbione plecy upodobniały go do małpy, czy nawet orangutana, którego zobaczyła kiedyś w przejezdnym cyrku.
– Widzę, że nie wziąłeś sobie moich rad do serca, Wesley – usłyszała nagle czyjś dźwięczny głos dochodzący od strony wejścia. Zanim się obróciła, wiedziała, do kogo należał.
Do sali ćwiczeń z niewymuszoną swobodą wkroczył właściciel klubu, wysoki i doskonale zbudowany mężczyzna, na którego wszyscy mówili Czarny Diabeł. Sary wcale nie dziwiło to przezwisko. Jego skóra była ciemniejsza niż u większości Anglików, słyszała też, jak jej opiekun nazywał go przeklętym Cyganem, gdy ten oczywiście nie słyszał.
Był swego rodzaju legendą. Jako doskonały pięściarz we wczesnej młodości zdobył sławę dzięki pojedynkom, jednak ku zdziwieniu wszystkich, zamiast dalej brać w nich czynny udział, on otworzył własny klub. To tu szkolił zapalonych miłośników sportu, a sam usunął się w cień.
Otaczała go fama niezależnego, bezkompromisowego wolnomyśliciela i buntownika. Każdy wiedział, że dzielnica, w której znajdował się klub Black Devil, to jego rewir. Był w niej poważaną figurą, a z jego wpływami liczyła się nawet arystokracja, choć on sam do takowej nie należał. Krążyły plotki, że dorobił się na zakładach sportowych, a jego wpływy sięgają daleko. Ponoć wszędzie miał swoich szpiegów i mówiło się, że nic, co ma miejsce na ulicach Soho, nie dzieje się bez jego wiedzy. Według własnych zasad dbał o porządek na swoim terytorium i nikt nie ośmielał mu się przeciwstawiać ani podważać prawa do jurysdykcji.
Bywało nieraz, że Sara, gdy towarzyszyła swemu kuzynowi w klubie, z ukrycia obserwowała Czarnego Diabła. Podziwiała, z jaką gracją i swobodą porusza się podczas treningów. W jego wykonaniu wyglądało to jak taniec. Ledwie potrafiła dostrzec moment, kiedy jego pięści dosięgały przeciwnika, by już po chwili odskoczyć, o włos unikając ciosu. Miał w sobie lekkość, ale też siłę, której nie powstydziłby się żaden sportowiec.
Zazdrościła mu.
Może gdyby ona była chłopcem, jej postura byłaby równie muskularna i rosła, może miałaby w sobie tyle sprytu, by któregoś dnia zmierzyć się z Crumpem.
Zacisnęła dłonie w pięści i buntowniczo uniosła podbródek. Jej niezwykłe oczy zabłyszczały determinacją. Po raz kolejny przysięgła sobie, że w końcu osiągnie swój cel.
– Pańskie rady mieszały mi w głowie, nie potrafię atakować i jednocześnie myśleć o tym, jak poruszam nogami – rzucił jej opiekun, zerknąwszy na wchodzącego do sali mężczyznę.
Sara wcisnęła się jeszcze bardziej w kąt i zamarła w bezruchu, gdy właściciel ją mijał. Miała nadzieję pozostać niewidzialną, ale jego czujny wzrok od razu ją dostrzegł. Przesunął się po niej bystro, jakby odnotowywał fakt, że znajduje się w jego klubie, po czym prawie niezauważalnie zmarszczył ciemne brwi.
– Właśnie dlatego za każdym razem Samuel daje ci w kość – odparł, przenosząc swoje spojrzenie na mężczyznę, z którym trenował Crump.
Jak na zawołanie pięść Samuela wylądowała na obwisłym policzku Wesleya.
Sara prychnęła cicho pod nosem, widząc, jak krew zaczyna sączyć się z ust kuzyna. Dobrze ci tak, pomyślała z zadowoleniem. Nie była w stanie zliczyć, ile razy sama musiała wycierać krew ze swoich ust czy smarować się leczniczą maścią, by siniaki szybciej się goiły.
Gdy zauważyła, że właściciel klubu znów przygląda jej się mimochodem, speszona zniżyła głowę. Wiedziała, że nie należy zwracać na siebie uwagi. To zwiastowało jedynie kłopoty.
– Po co przyprowadzasz tutaj tę dziewczynę – zwrócił się do plującego i parskającego teraz krwią Wesleya. – Wiesz, że mój klub to nie miejsce dla kobiet.
Ten spojrzał na niego spode łba. Był już wyraźnie rozeźlony tym, że trening nie idzie po jego myśli, lecz przy Czarnym Diable ukrywał swoje emocje znacznie lepiej, niż gdy zostawał z Sarą sam na sam.
– To nie jest kobieta – warknął, lekceważąco machnąwszy w jej stronę dłonią. – Moja kuzyneczka zostawiła mi ją w prezencie. Same z nią problemy, jak zresztą z każdą tępą babą, ale ta sierota przynajmniej nadaje się, żeby podawać mi ręcznik, a w przyszłości może jeszcze i do czego innego, e? – dodał, siląc się na obleśny żart.
Diabeł jednak nie wyglądał na rozbawionego. Przez chwilę patrzył na mężczyznę nieodgadnionym wzrokiem, po czym jednym ruchem zrzucił z siebie frak i zaczął podwijać rękawy koszuli.
– Dziękuję, Samuelu. Pozwól, że teraz ja potrenuję z panem Wesleyem – polecił pomocnikowi, który posłusznie skłonił się i odsunął na bok, podczas gdy on sam zbliżył się niespiesznie do Crumpa.
Sara przycisnęła ręcznik do piersi i zagryzła wargi. Nie wiedzieć czemu, miała wrażenie, że ten śniady, elegancki mężczyzna staje w jej obronie.
Choć było to nie do pomyślenia, utwierdziła się w tym przekonaniu, gdy zerknął w jej stronę i uśmiechnął się, jakby chciał dodać jej otuchy.
Na ten niespodziewany gest Sara aż wstrzymała oddech z wrażenia. Jeszcze nikt w całym jej życiu, a tym bardziej ktoś o takiej renomie, nie ujął się za nią.
Naraz poczuła, jak w jej sercu wzbiera przyjemne uczucie ciepła. Gdy jednak dostrzegła rozwścieczony wzrok swego opiekuna, zmroziła ją przeraźliwa trwoga.
Na Boga, znów się zapomniała! Powinna być przecież niewidzialna, jak najmniej rzucać się w oczy. A ona nieopatrznie zwróciła na siebie uwagę i znów wpadła w kłopoty! Już teraz wiedziała, że za każdy miły gest nieznajomego przyjdzie jej w domu słono zapłacić.
– No proszę, co za zaszczyt! – zawołał sarkastycznie Wesley, przenosząc świdrujące spojrzenie na Diabła.
– Po prostu dbam o swoich stałych bywalców – mruknął tamten niezrażony, przybierając jednocześnie pozycję do walki. – A już szczególnie tych, którym potrzebna jest lekcja – dodał dosadnie.
Dziewczyna jęknęła cichutko w ręcznik, pragnęła teraz ze wszystkich sił zapaść się pod ziemię.
Czy nieznajomy zdawał sobie sprawę, że z każdym wypowiedzianym w jej obronie słowem tylko pogarsza jej sytuację? A może to dlatego mówił zagadkami? Ostatecznie w jego słowach nie było niczego niestosownego.
– Nigdy bym się nie spodziewał, że ktoś, kto zajmuje się mordobiciem, okaże się taki troskliwy – odezwał się Crump, doskonale zdając sobie sprawę, że to nie on jest tematem rozmowy.
Mężczyźni zaczęli poruszać się na zgiętych nogach, jak czające się drapieżniki.
– Ciekawe, że akurat ty to mówisz, Wesley. Bo jeśli którykolwiek z nas zajmuje się mordobiciem, akurat nie jestem to ja – zauważył właściciel klubu, jednocześnie wymierzając szybki cios.
Głowa Crumpa podskoczyła jak u szmacianej lalki.
– A niby co teraz robisz? – warknął, nie panując już nad gniewem. Jego twarz robiła się coraz czerwieńsza.
– Uczę samoobrony – odparł, zerkając porozumiewawczo na wciśniętą w kąt Sarę.
Widząc to spojrzenie, Crump jeszcze bardziej się rozwścieczył. Natarł na Diabła całym ciałem, lecz ten usunął się tylko, pozwalając, by pięści przeciwnika minęły go o włos.
– Siłą niczego nie wskórasz. Jeśli chcesz stać się dobrym pięściarzem, musisz być szybki i zwinny. Wymierzenie ciosu to tylko jedna strona medalu, druga to unik – pouczył go, jednak dziewczynka miała wrażenie, że większość z tych słów kieruje do niej.
Przełknęła z wysiłkiem ślinę, wytężając wszystkie swoje zmysły, by jak najwięcej zapamiętać z przekazywanej jej lekcji.
– Tylko tchórze bawią się w uniki – prychnął Crump, znów usiłując dosięgnąć Diabła swoimi pięściami.
– Tak mówisz? – odparł tamten pozornie lekkim tonem, kolejny raz bez trudu wymierzając cios w twarz Wesleya. – Widocznie nie zależy ci na tym, by zachować do starości wszystkie zęby. Ja osobiście jestem do swoich dość przywiązany – dodał rozbawiony. Wykonał serię uników, gdy jego przeciwnik rzucił się na niego w gniewnym amoku.
– Widzę, że szkoda panu pańskiej ślicznej buźki, co? Słyszałem, że jest pan dość popularny wśród dam, nie wiedziałem tylko, że interesują też pana niedorostki. – Splunął na ziemię, zerkając na swoją podopieczną, jakby po raz pierwszy dostrzegł, jakiej jest płci.
– Chyba źle mnie zrozumiałeś, Wesley. To moja szkoła, mój teren i ja decyduję, jakie zachowanie toleruję, a jakiego nie. Pięściarstwo to sport, ale wiele osób przychodzi też do mnie uczyć się samoobrony, a nie po to, by walczyć. Chyba domyślasz się, z jakich powodów? – Uniósł znacząco brew, dolewając tym oliwy do ognia. Pod grzeczną wypowiedzią kryła się dobrze zawoalowana groźba.
– Maminsynki! – rzucił Wesley. – Każdy mężczyzna powinien umieć się bić.
– Nie wszyscy są obdarowani fizyczną tężyzną. John Godfrey wiele dobrego napisał w swoim traktacie „Użyteczna sztuka o obronie”, ale jak mniemam, nie trudziłeś się, żeby go przeczytać, tak jak to rekomendowałem – dodał jakby do siebie, lecz Sara uważnie go słuchała.
Po tych słowach wykonał serię ciosów i choć były celne, potężne gabaryty Crumpa zdawały się tłumić ich siłę. Jego zwaliste cielsko zachwiało się niezgrabnie i znów ruszyło do ataku.
– Nie zapisałem się do klubu, żeby czytać, tylko żeby uczyć się boksu – odparł Wesley, próbując za wszelką cenę dosięgnąć pięściami swego przeciwnika, jednak bezskutecznie.
Sara przyglądała się, z jaką gracją porusza się młody mężczyzna, jakby była to dla niego raczej zabawa, a nie walka.
– Musisz więcej pracować nogami. Jesteś łatwym celem, gdy tak ociężale się ruszasz. Staraj się też unikać moich ciosów, blokując je, zamiast je na siebie przyjmować. – Ponownie wykonał serię uderzeń, tak by Wesley mógł wdrożyć jego polecenia, lecz ten ani się nie osłonił, ani ich nie uniknął.
Znów się zachwiał i potknąwszy się o własne nogi, upadł jak długi na podłogę. Otrząsnął się po pewnej chwili i ignorując wyciągniętą rękę partnera, wstał powoli na nogi.
Jego twarz była już solidnie obita, z łuku brwiowego sączyła się krew, a usta napuchły.
– Myślę, że starczy już na dzisiaj – powiedział Diabeł, podpierając się po bokach dłońmi i obserwując gramolącego się na nogi Wesleya. Jego wzrok spoczął zaraz na Sarze, która podeszła bliżej i wpatrywała się w niego z podziwem i wdzięcznością.
Znów mrugnął do niej zawadiacko, a ona nie mogąc się powstrzymać, uśmiechnęła się szeroko.
Nie zdążyła zareagować, gdy jedna z pięści Crumpa dosięgła jej głowy. Poczuła mocne uderzenie, aż zadzwoniło jej w uszach i przez chwilę miała ciemno przed oczami. W panice wyciągnęła przed siebie ręcznik i skuliła się, oczekując kolejnego ciosu, lecz ten nie nadszedł.
Rozwarła powieki, a wtedy dojrzała zimną furię w oczach śniadego mężczyzny, który wymierzył jej opiekunowi potężny cios w szczękę, powalając go na ziemię bez przytomności.
Przycisnęła dłonie do ust. Zupełnie oniemiała patrzyła na swojego kuzyna, który obezwładniony leżał u jej stóp.
Powoli przeniosła spojrzenie na mężczyznę, który rozmasowywał właśnie swoją pięść. Gdy czarne włosy opadły mu na czoło w nieładzie, odgarnął je niecierpliwym ruchem.
– Chyba oboje jesteśmy zgodni co do tego, że na to zasłużył? – odparł nonszalancko, a ona zamrugała kilkukrotnie, usiłując zrozumieć, co się właściwie stało. Kiedy tylko dotarło do niej znaczenie jego słów, parsknęła rozbawiona absurdalnością tej sytuacji.
Jej reakcja zdawała się go zaciekawić.
– Nie wydajesz się zszokowana czy bliska łez – zauważył, przyglądając się jej bacznie.
Sara jeszcze nigdy nie rozmawiała z kimś tak ważnym, ale to, że traktował ją jak równą sobie, sprawiło, że odchrząknęła i wyprostowała się, pragnąc doścignąć jego niezaprzeczalnej pewności siebie i swobodzie.
Choć obecność mężczyzny tuż obok bardzo ją peszyła, nie zamierzała tego po sobie pokazać.
– Mogę być bliska łez jedynie dlatego, że sama nie byłam w stanie tego zrobić – odparła, wskazując na swego kuzyna, czym do reszty rozbawiła właściciela klubu. Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się głośno.
Sara dumnie uniosła głowę, zadowolona, że spodobało mu się to, co powiedziała.
– Ile masz lat, dziecko? – spytał po chwili. Jego oczy błyszczały intrygująco.
– Piętnaście, i nie jestem dzieckiem. – Obdarzyła go zuchwałym spojrzeniem. – Już niedługo będę dorosłą kobietą!
Diabeł wyciągnął ku niej swoją dłoń i uniósł w palcach jej podbródek. Przez chwilę przyglądał się wnikliwie jej twarzy.
– Masz niezwykłe oczy – powiedział jakby do siebie. Jego palce wydawały się jej mocne, ale też niezwykle delikatne. – Nie powinnaś przebywać blisko Crumpa. – Zmarszczył brwi i opuścił dłoń. – Szczególnie jeśli już niedługo staniesz się kobietą, a śmiem twierdzić, że na dodatek bardzo urodziwą.
Sara zarumieniła się nieznacznie, zdając sobie jednocześnie sprawę, że od tych wszystkich wrażeń drżą jej nogi. A może uczyniła to bliskość tego wyjątkowego mężczyzny?
– To moja jedyna rodzina – odparła niemal szeptem. – Ale któregoś dnia... – Zacisnęła pięści na ręczniku, a jej spojrzenie stało się odległe i twarde.
– Któregoś dnia spotkasz kogoś, kto cię od niego uwolni – powiedział i przykrył jej dłoń swoją. Była duża, ciepła i kojąca. – Do tej pory pamiętaj, co dzisiaj usłyszałaś. To była lekcja bardziej dla ciebie niż dla tego ociężałego błazna.
Dziewczyna skinęła głową, czując, jak to spotkanie staje się dla niej przełomowym momentem w życiu.
Mężczyzna nie miał pojęcia, ile siły dały jej jego słowa.
– Któregoś dnia sama się od niego uwolnię – mruknęła do siebie, lecz on usłyszał jej słowa.
Zdawało się, że zamierza odejść, lecz zatrzymał się w pół obrotu.
– Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy, wiesz, gdzie mnie szukać – dodał z powagą.
Sara spojrzała w jego oczy. Były czarne jak nocne niebo, ale nie znalazła w nich niczego diabelskiego, wręcz odwrotnie, dawały jej poczucie bezpieczeństwa.
– Ja... – zaczęła, lecz ku swojej konsternacji nagły szloch wyrwał się z jej gardła. Niepostrzeżenie po jej policzku popłynęła jedna, potem druga łza.
– Cicho, cicho... – Wyjął chusteczkę z kieszeni i otarł jej twarz.
Jego gesty były tak czułe, że dziewczynka zupełnie się rozkleiła, jakby cały pancerz, którym od miesięcy się otaczała, pękł za sprawą kilku ciepłych słów.
Ukryła twarz w ręczniku, czując, że zachowuje się głupio, ale nic nie mogła na to poradzić. Emocje wypływały z niej niepowstrzymaną falą.
W głowie słyszała wciąż jego słowa: „Któregoś dnia spotkasz kogoś, kto cię od niego uwolni”.
Nie miała co do tego żadnych wątpliwości.
Bo właśnie spotkała tę osobę.Plan B
Londyn, rok 1831
Wesley Crump co chwila spoglądał za okno, by sprawdzić, czy Sara już wraca. Niespełna godzinę temu wysłał ją po atrament dwie przecznice dalej i do tej pory jeszcze nie wróciła.
Zagryzł mocno zęby, jego dłonie zwinęły się w pięści.
Był pewien, że znowu zabawia się z tym swoim obdartusem Neilem O’Connorem, którego nazywała przyjacielem. Ale Wesley wiedział lepiej. Nie był głupcem i miał oczy.
Widział, jak dziewczyna przez lata wydoroślała i z nieporadnego, chudego niedorostka wyrosła na piękną, powabną kobietę. Choć ona zdawała się nie do końca zauważać swoją urodę, Crump dostrzegał, jakimi spojrzeniami obrzucali ją chłopcy na ulicy, nie wyłączając O’Connora, z którym od lat była bardzo blisko.
Jemu też nie pozostała obojętna i mimo że młodość zostawił już za sobą, z niecierpliwością czekał, kiedy dziewczyna skończy dwadzieścia jeden lat. Tylko wtedy poślubienie jej miało dla niego sens.
W ten sposób nie dowiedziałaby się, że matka przepisała jej wielki spadek, który miała otrzymać, gdy osiągnie pełnoletniość, ponieważ on go przejmie, stając się jej prawowitym mężem.
Wiele lat czekał na ten moment. Nigdy nie przyjąłby dziecka pod swój dach, gdyby nie miał z tego jakichś korzyści. Warto jednak było wykazać się cierpliwością, by fortuna sama wpadła w jego ręce.
Wreszcie skończą się chude lata, spłaci długi karciane i zacznie żyć tak, jak na to zasługuje. W wygodzie i dostatku. Sara będzie do tego wszystkiego miłym dodatkiem. Jako jego żona będzie miała obowiązek zadowalać go w sypialni, co na stare lata może się okazać nie lada przyjemnością. A Bóg mu świadkiem, już od dłuższego czasu miał wielką ochotę skosztować jej wdzięków.
Gdy tylko dostrzegł ją wyłaniającą się zza rogu ceglastego budynku, jego ciało naprężyło się z podniecenia.
Wyglądała tak świeżo i niewinnie. Wystarczyło, że na nią patrzył, a już odczuwał napięcie w lędźwiach.
Za kilka miesięcy będziesz moja, pomyślał Wesley.
Musi ją tylko dobrze upilnować, bo ostatnio stawała się zbyt samowolna.
Sara Stewart miała dobry humor. Ilekroć wychodziła z domu, czuła się swobodnie, jednak stary Crump coraz rzadziej pozwalał jej na to.
Na zewnątrz zawsze czekał na nią Neil O’Connor, jej wieloletni przyjaciel, któremu bez obawy mogła zwierzyć się ze swoich trosk, a także potrenować uniki i zadawanie ciosów, jak robiła to niemal codziennie od pamiętnego dnia w klubie bokserskim Black Devil.
Przygładziła włosy i kołnierzyk sukni, tak by jej opiekun nie domyślił się, co tak naprawdę robi w czasie wolnym.
Choć nigdy nie ćwiczyła pod okiem trenera, a wszystkie nauki czerpała z książki Johna Godfreya, którą udało jej się znaleźć w antykwariacie, czuła się znacznie pewniejsza siebie i zwinniejsza niż przed laty.
Uśmiechnęła się na myśl, że dzięki kilku sztuczkom z książki już nieraz udało jej się uniknąć ciosów, którymi Crump zwykł okładać ją, gdy był pijany lub w złym nastroju.
Wciąż nie wychylała się zbytnio, nie chciała bowiem, by kuzyn zwracał na nią większą uwagę i odkrył, że od jakiegoś czasu łapie się dorywczych prac i gromadzi oszczędności, dzięki którym zdoła się wkrótce usamodzielnić.
Neil bardzo jej w tym pomagał. Sam był w podobnym wieku, pracował jako pomocnik w sklepie ojca i miał oko na to, czy aby ktoś nie potrzebował jakiejś drobnej usługi, którą Sara mogłaby wykonać.
Skrupulatne zbieranie każdego zarobionego grosza opłaciło się, bo teraz już niewiele brakowało jej, by w końcu zacząć nowy, niezależny od Wesleya rozdział w swoim życiu.
Naturalnie nigdy nie zdoła zgromadzić takich pieniędzy, żeby żyć na stopie, na jakiej lata temu żyła wraz z matką, ale nie przeszkadzało jej to. Wystarczyłby jej schludny, mały pokoik, własny materac i parę książek, oraz świadomość, że już nikt nigdy jej nie uderzy ani nie znieważy tak, jak od dawna robił to kuzyn.
Weszła do domu i od progu usłyszała, jak ją woła. Ignorując nagłe ukłucie niepokoju, od razu ruszyła w jego stronę. Wyciągnęła z kieszeni zapakowany w szklaną buteleczkę atrament i kilka drobnych monet, które pozostały jej po zakupie. Odetchnęła głęboko, wyprostowała się i weszła do gabinetu na parterze.
– Nie spieszyłaś się zbytnio. Gdzie byłaś? – warknął Crump, podchodząc do niej szybkim krokiem i wyszarpując z rąk pakunek.
Sara spuściła wzrok.
– Była kolejka i musiałam poczekać – wymamrotała.
– U starego drukarza nigdy nie ma kolejek, kłamiesz. – Wyciągnął rękę i wymierzył jej siarczysty policzek.
Widziała wcześniej ruch jego ręki, lecz gdyby teraz wykonała unik, rozwścieczyłaby go jeszcze bardziej i niepotrzebnie się zdradziła. Oponowała jedynie wtedy, gdy był pijany i potem mógł tego nie pamiętać lub gdy wpadał w szał i koniecznością było się bronić.
Zacisnęła mocno powieki, by powstrzymać łzy bezsilności.
– Po drodze spotkałam Neila – przyznała po chwili.
Crump roześmiał się triumfalnie, opierając ręce po bokach wystającego brzucha.
– Oczywiście, że tak! Chętnie by cię ten gołowąs wychędożył, a ty byś mu dała jak zwykła dziwka, co? – zawołał szyderczo, a ona z trudem powstrzymała się, by nie wykrzyczeć kuzynowi w twarz, co o nim myśli.
Wiedziała jednak, że stawka jest zbyt duża i nie może pozwolić sobie na utratę zimnej krwi.
– Nie jestem tego typu dziewczyną – odparła spokojnie.
– Nie jesteś? – spytał, po czym zaczął błądzić po niej wzrokiem, jakby usiłował dojrzeć, co skrywa pod ubraniem.
Sara miała ochotę zasłonić się rękami i wybiec z pokoju, jednak przymknęła tylko powieki. Żywiła nadzieję, że za chwilę ta inspekcja się skończy.
Kiedy jednak usłyszała ciężkie kroki, wystraszyła się. Otworzyła oczy. Wlepiało się w nią świdrujące spojrzenie Wesleya. Już miała się cofnąć, gdy wtem bez ostrzeżenia wyciągnął dłoń i złapał ją za pierś i mocno ścisnął.
Uśmiechnął się obleśnie.
– No, no... Kiedy to zrobiłaś się taka smakowita, co? – mruknął, patrząc na nią pożądliwie. – Podoba ci się takie traktowanie?
– Nie, nie podoba mi się. Proszę mnie puścić – wycedziła przez zęby, czując, jak narasta w niej przerażenie.
– Wszystkie tak mówią, ale tak naprawdę każda lubi, jak się ją tak traktuje. – Patrząc jej w twarz, sięgnął po drugą pierś i również mocno ścisnął.
Sara skrzywiła się z bólu i syknęła cicho. Sytuacja zrobiła się niebezpieczna. Crump nigdy wcześniej nie ośmielił się dotykać jej w ten sposób. Nie sądziła, że w ogóle dostrzega w niej kobietę. Trzymał ją jak w imadle. Był widocznie podniecony, a ona poczuła, jak robi jej się niedobrze od jego bliskości.
– Jesteśmy przecież rodziną! Dlaczego kuzyn to robi! Niech mnie kuzyn puści! – krzyknęła z wyrzutem, usiłując mu się wyrwać.
On jednak był od niej dużo silniejszy. Przyciągnął ją do siebie, tak że wyczuła, jak napiera na nią swoim podbrzuszem.
– Rodzina, nie rodzina, jakie to ma znacznie? – Wzruszył ramionami. – Jestem raczej dalekim krewnym, nic, co stanęłoby na przeszkodzie naszemu związkowi.
Sara zamarła w bezruchu i spojrzała mu w twarz.
– Jakiemu związkowi? – powiedziała niemal bezgłośnie.
Crump uśmiechnął się szeroko na widok jej zaskoczenia.
– Mam w stosunku do ciebie pewne plany, młoda panno. Powinny one poczekać jeszcze kilka tygodni, ale równie dobrze możemy zacząć już teraz od najprzyjemniejszego... – odparł, po czym pociągnął ją za ramię i pchnął na zniszczoną kanapę.
Dziewczyna zaczęła panikować.
Momentalnie podniosła się na nogi i bez zbędnego czekania na rozwój sytuacji wymierzyła mu dwa celne ciosy w głowę. Zaraz potem próbowała go kopnąć, ale zamiast w krocze, trafiła w kolano. Przez chwilę wydawał się zaskoczony, ale gdy usiłowała go wyminąć, złapał ją za włosy i uderzył z całej siły w twarz.
Sara upadła z powrotem na kanapę. Zanim zdążyła wstać, niemal zmiażdżył ją swoim cielskiem, kładąc się na niej.
– Proszę, nie! Nie! – krzyknęła, gdy zdała sobie sprawę, że ten stary cap zamierza ją posiąść.
– I tak pewnie już niejeden cię miał. Co za różnica, jeśli zrobi to ktoś jeszcze? Czas, żebyś poznała swego przyszłego mężusia – zaśmiał się, manipulując dłońmi przy swoich spodniach.
Długa suknia uniemożliwiała jej ruchy, a ciasny gorset i ciężar mężczyzny sprawiały, że ledwie była w stanie oddychać.
Poczuła, jak podwija jej spódnicę, więc zaczęła wić się pod nim w panice. Niewiele jednak wskórała, bo Crump nic nie robił sobie z jej wysiłków, a nawet wydawał się tym rozbawiony.
– Tyle lat się tobą opiekowałem, że mogłabyś wykazać się chociaż odrobiną wdzięczności – skarcił ją, sunąc tłustymi łapami po jej udach.
Przymknęła powieki. Marzyła o tym, by to wszystko okazało się tylko złym snem.
Nagle w holu dało się słyszeć czyjeś kroki i w pokoju rozległo się ciche pukanie.
Wesley zakrył usta Sary, tak by nie mogła wydać z siebie żadnego odgłosu.
– Panie Crump, to ja, Molly! Chciałam tylko zostawić listy, które przyniósł dziś listonosz, i ustalić menu na przyszły tydzień – usłyszeli głos gospodyni.
Sara wzięła głęboki oddech i krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła, jednak dłoń oprawcy stłumiła niemal wszystkie dźwięki.
– Siedź cicho! – warknął, zaciskając na niej dłoń jeszcze mocniej.
Dziewczyna nie zamierzała go usłuchać. Pojmowała, że jest to jej jedyna szansa, żeby wyjść z tej sytuacji cało.
Ugryzła go w rękę i jeszcze raz krzyknęła:
– Molly, pomocy!
Mężczyzna zeskoczył z niej jak oparzony i zaczął w pośpiechu poprawiać swoje ubranie.
– Panienko? Czy wszystko w porządku? – zawołała przestraszona gosposia, lecz nie ośmieliła się otworzyć drzwi.
– Ty głupia dziwko! – Crump rzucił jej wściekłe spojrzenie. – Powiedz komuś o tym, co tu się stało, a pożałujesz – zagroził jej, po czym podszedł do drzwi i uchylił je odrobinę.
– Wszystko w porządku, Molly. Sara po prostu jak zwykle nie chce współpracować i muszę ją ukarać. Nie zważaj na głosy, które będziesz słyszeć, to dla jej dobra – poinstruował ją pracodawca i już miał zamknąć z powrotem drzwi, kiedy nadeszło silne uderzenie w kark i zamroczyło go na chwilę.
Sięgnął za siebie na oślep, ale dziewczyna wyśliznęła się z jego rąk i rzucając się na niego całym ciałem, odepchnęła od drzwi, po czym wybiegła z pomieszczenia niczym błyskawica.
Wesley zobaczył jeszcze tylko zdziwione spojrzenie gospodyni, która odskoczyła gwałtownie, by zejść Sarze z drogi, po czym zaklął szpetnie.
Był zszokowany tym, że dał się przechytrzyć, a jednocześnie wściekły na to, jak ta smarkula ośmieliła się go potraktować.
Chciał jej pójść na rękę, a ona go odtrąciła.
Gdyby została jego żoną, nigdy nie musiałaby się martwić o pieniądze i już zawsze miałaby dach nad głową. Tymczasem zraniła jego dumę, obiecał więc sobie, że srogo tego pożałuje.
Zaczerwienił się intensywnie i zazgrzytał zębami.
Postanowił, że się zemści.
Nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz, jaką zrobi w życiu. Musiał zdobyć ten spadek, a skoro Sara nie zamierzała mu tego ułatwiać, postara się o to, by cierpiała u jego boku przez całe życie.Układy z Diabłem
Klub bokserski Black Devil, trzy godziny później
– Dobrze, że pan już jest, panie Devil. Od kilku godzin tutaj siedzi, a ja nie wiem, co mam z nią zrobić. Jest uparta i mówi, że musi tu czekać, aż pan przyjdzie. A ja nie wiem. No nie wiem, co mam z nią zrobić! Głupio tak kobietę na próg wypraszać, ma się rozumieć, to ją zostawiłem i tak siedzi.
Gdy tylko Marcus Hunter, którego wszyscy nazywali Devilem, pojawił się w swoim klubie, jego długoletni sługa Amar przypadł do niego i wymachując energicznie dłońmi, zalał go falą nieskładnych informacji.
Jeszcze tego mu było trzeba do szczęścia.
– Jaka kobieta? – Zmarszczył brwi.
– A skąd ja mam to wiedzieć? – Amar rozłożył nieporadnie ręce. – Jeszcze mnie Wisznu tak nie oświecił, co bym wszystko wiedział. Pierwszy raz ją widzę na oczy, ale jest... w pana guście, jeślibym miał zgadywać. Taka... – zamyślił się – jak wy to, Anglicy, mówicie „całkiem do rzeczy”.
Marcus zmroził swego pracownika wzrokiem, po czym westchnął, ściągnął z siebie surdut i podał mu go.
– Jeśli to znowu hrabina Thompson, przekaż jej ode mnie, że jestem zaszczycony jej propozycją, ale grzecznie odmawiam. I nic nie wpłynie na zmianę mojej decyzji, nawet jeśli będzie sobie urządzać codzienne pielgrzymki do mojego klubu. Nie mam czasu na kobiece gierki – powiedział stanowczo i już zamierzał odejść do swojego podziemnego królestwa, gdy Amar znów się odezwał:
– Ale to raczej nie jest ona. – Podrapał się po policzku do reszty zmieszany. Nie lubił wprawiać swego pana w zły nastrój. Dobrze wiedział, że Hunter nie aprobował kobiet w klubie, gdyż sądził, że tylko rozpraszają ćwiczących. Chyba że sam je do siebie zapraszał. To zupełnie co innego.
– Nie ona? – Marcus zatrzymał się. – Przedstawiła się?
– Tak. Tak zrobiła. – Amar skinął zapalczywie głową i zamilkł.
Devil uniósł do góry ciemną brew.
– Czyli? Jak się nazywa? – spytał zniecierpliwiony.
– Ach! No... eee.... Sara... jakaś tam... Nie pamiętam już. Wy Anglicy macie takie skomplikowane nazwiska. – Zaśmiał się, lecz widząc niezadowoloną minę pracodawcy, przestąpił niespokojnie z nogi na nogę. – Ale tam siedzi! – Wskazał ręką, jakby to miało w czymś pomóc. – W tym pokoiku, znaczy się w biurze. Musi pan do niej pójść, bo inaczej będzie tam czekać w nieskończoność!
Marcus westchnął przeciągle.
Miał dzisiaj ochotę potrenować, jednak najwidoczniej musi zmienić swoje plany.
Sara, Sara... Nie przypominał sobie, by znał kogokolwiek o tym imieniu.
Bez słowa ruszył do niewielkiego pomieszczenia, w którym sporządzał wszystkie rejestry i spotykał się z nowymi klientami. Kimkolwiek była ta „Sara”, zamierzał pozbyć się jej jak najszybciej. Jeśli to kolejna ślicznotka, która chciała zaznać dreszczyku emocji z Czarnym Diabłem, to szybko ostudzi jej zapały.
Już od dawna przestały go bawić przelotne znajomości z przedstawicielkami płci pięknej. Większość kobiet traktowała go jak jakieś egzotyczne cudo, które dostarczy im, znudzonym wdowom czy żonom, rozrywki. Jemu jednak tego typu zabawy się znudziły. Oczywiście wciąż podobał się kobietom, miał zaledwie trzydzieści dwa lata i był w doskonałej formie, lecz z czasem wszystko zdawało mu się niewarte wysiłku.
Kiedy wszedł do środka, zauważył, jak dziewczyna drgnęła niespokojnie.
Nie należała do wysokich, wystarczył jeden rzut oka, by to stwierdzić. Siedziała na samym brzegu wysłużonego krzesła, jej sylwetka była wyprostowana i smukła. Na ramiona opadały jasne, gęste włosy, które były długie aż do pasa. Sam ich połyskliwy, złoty kolor sprawiał, że chciało się zagłębić w nich dłonie i sprawdzić, czy rzeczywiście są tak jedwabiste, na jakie wyglądają.
Devil dawno nie pomyślał czegoś tak absurdalnego. Natychmiast przywołał się do porządku.
– Pochlebia mi pani przybycie, jednak z jakąkolwiek propozycją pani przyszła, nie jestem zainteresowany – powiedział surowym tonem, otwierając drzwi na oścież, tak by mogła jak najszybciej wyjść z jego biura.
Dostrzegł, że jej plecy się usztywniły. Wciąż siedziała do niego tyłem, lecz cała jej postawa świadczyła o tym, jak bardzo jest spięta.
Jeśli zranił jej dumę, miał tylko nadzieję, że nie zacznie płakać lub krzyczeć. Nie znosił histeryczek.
– Kilka lat temu powiedział mi pan, że jeśli będę potrzebowała pomocy, mogę się o nią do pana zwrócić – usłyszał jej głos. Czysty, bardzo kobiecy i zaskakująco miły dla ucha.
Zawahał się. O czym ona mówiła?
– Kilka lat temu? – spytał, bo choć jego pamięć nie należała do najgorszych, nie przypominał sobie takiej sytuacji.
– Tak. Przychodziłam tutaj czasem z... moim kuzynem. On... – zaczęła, lecz po chwili urwała, jakby z trudem przychodziło jej o tym mówić.
Devil poczuł się zaintrygowany. Jeśli to była jakaś zmyślna gra, dziewczyna z pewnością wyróżniała się na tle innych kobiet, które zazwyczaj oczekiwały, że samym swoim zainteresowaniem spowodują, że z wdzięczności padnie przed nimi na kolana.
Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Był bardzo ciekaw wyglądu jej twarzy, a ona sprawiała wrażenie, jakby niekoniecznie chciała mu ją pokazać.
Stanął przy jej krześle, chcąc zobaczyć ją z bliska, lecz kobieta tylko łypnęła na niego wzrokiem, po czym opuściła wzrok na splecione na podołku ręce.
Musiała być młodsza, niż początkowo sądził, ale w pomieszczeniu nie było na tyle jasno, by mógł dostrzec wiele więcej. Widział jedynie zarys jej policzka, niewielki, zgrabny nos i smukłą szyję.
Nie uznałby też, że jest wyzywająco ubrana. Jej suknia była ładna, ciemnozielona, lecz bardzo skromna.
Jeśli przyszła tutaj, by go uwieść, bez wątpienia robiła to w niekonwencjonalny sposób.
Podczas gdy ona milczała, on oceniał krzywiznę jej piersi, zdecydowanie pełnej, choć ukrytej pod zgrzebnym materiałem bez ozdób.