- W empik go
Czarci dom – seria erotyczna fantasy - ebook
Czarci dom – seria erotyczna fantasy - ebook
„– Czym jesteś? – Nie odrywała od niego spojrzenia. Był dziwny, nieludzki, a jednocześnie tkwiło w nim coś niesamowitego.
– Bardzo chcesz wiedzieć? – Usta ułożyły mu się w złośliwy uśmiech. Był coraz bliżej, omijał łóżko, poruszał się wolno, jakby nie chciał jej spłoszyć.
– Tak. – Zdała sobie sprawę, że to wyszeptała. Był blisko, tak blisko, że poczuła jego zapach, jej ciało zareagowało na to bez jej wiedzy; był męski, mocny, naturalny.
– Pocałuj mnie, a ci powiem. – Zatrzymał się, stał idealnie przed jej ręką, wystarczyło nacisnąć guzik, a gaz by w niego uderzył, dając jej czas na ucieczkę.
„To sen, sen, sen!" – krzyczała do siebie w myślach, a jednocześnie zdawała sobie sprawę, że sen nie może być aż tak wyraźny, tak pachnący. „Ma zimną dłoń, niczym listopadowa noc" – przyszło jej znów do głowy. Wyłuskał jej spray z dłoni i rzucił go niedbale na podłogę. Trzymała kołdrę niczym tarczę, zdając sobie sprawę, że sama pozwoliła sobie na bezbronność."
Co kryje się w starym domu w środku lasu? Pożądanie krąży jej w żyłach jak trucizna, która zatruwa zdolność odróżniania jawy od snu. A może sny tak naprawdę są jawą? Julia zawsze miała problemy z nawiązywaniem relacji, samotność jej odpowiada, więc gdy dostaje w spadku stary dom, uznaje to za zrządzenie losu. Pakuje cały dobytek i Bohuna – wielkiego kocura – i wprowadza się do ruiny po ciotce, którą ledwo znała. Sielanka przestaje być sielanką, gdy okazuje się, że dom jest zamieszkany, a dziki lokator absolutnie nie chce się z nią dzielić przestrzenią. Nie wie, czym jest: wytworem umysłu, duchem czy demonem, który bawi się jej snami, ale oprócz niechęci, którą do siebie czują, pojawia się też pożądanie, któremu nie potrafią się oprzeć. Dodatkowo coś czai się w lesie, a mieszkańcy z lękiem opowiadają o starej Kruczycy.
Czarci Dom skrywa wiele tajemnic, a Julia niebawem pozna te mroczniejsze oraz te, które rozpalą jej krew...
Seria zawiera 6 opowiadań:
Czarci dom 1: Nocny demon
Czarci dom 2: Leśniczy i wilk
Czarci dom 3: Zagubiona w lesie
Czarci dom 4: Nie jestem twoją własnością
Czarci dom 5: Diabelska miłość
Czarci dom 6: Przebudzenie wiedźmy
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-271-0217-7 |
Rozmiar pliku: | 530 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Samochód, którym jechała, miał dokładnie tyle lat, co ona. Z jednej strony trochę ją to bawiło, z drugiej zdawała sobie sprawę, że jest w tym coś okrutnego. Za każdym razem, gdy dochodziła nowa rysa, gdy kolejna cześć się psuła albo gdy nie chciał odpalić, wyobrażała sobie, że się starzeje. Powinna była sprzedać mazdę już szmat czasu temu, ale prawda była taka, że kochała ten samochód. Jego brzmienie, to, że miał w sobie tak mało elektroniki, i to, że przeżył z nią tyle przygód. Teraz jechała na kolejną, rzucając wszystko, co znała do tej pory, z nadzieją, że może chociaż raz w życiu rzeczywistość jej pomoże zamiast rzucać kłody pod nogi na każdym kroku.
– Za pięćset metrów skręć w lewo. – Nawigacja prowadziła ją od kilku godzin, a teraz miała doprowadzić do miejsca, które – jak się okazało miesiąc wcześniej – dostała w spadku. Dom z osiemnastoma hektarami ziemi. Podatek spadkowy pogrążył całe jej oszczędności; niewiele myśląc, sprzedała też kawalerkę, a teraz z resztą gotówki oraz bagażnikiem rzeczy jechała zobaczyć, jak będzie wyglądał jej nowy dom. Na tylnym siedzeniu rozpaczliwie zamiauczał kot, miał dosyć podróży, zresztą ona także.
– No już, Bohun, zaraz dojedziemy.
Bestia z tyłu zasyczała w odpowiedzi. Kota przygarnęła rok wcześniej ze schroniska. Już wtedy, mimo że był mały, wyglądał jak kawał zabijaki. Nie miał lewego oka, syczał w klatce na każdego, kto podchodził, i podobno drapał. Jej nie podrapał. To była miłość od pierwszego wejrzenia, chociaż gdy zabrała go do domu, stwierdziła, że to będzie toksyczna miłość. W pierwszym dniu podarł jej książkę, zaatakował chłopaka i zajął fotel, który do tej pory był jej. Chłopak zerwał z nią miesiąc później, a ona podejrzewała, że Bohun miał w tym zerwaniu dosyć duży udział; nie zmieniało to faktu, że odetchnęła z ulgą, bo sama zbierała się do odejścia od pół roku. Miłość z liceum w pewnym momencie stała się przyzwyczajeniem, które przeszło w lekką niechęć, ale wspólne mieszkanie i znajomi jakoś trzymały ich razem. Bohun stał się piękną kością niezgody, a fakt, że nienawidził Jakuba żywą nienawiścią, stanowczo pomógł.
Nawigacja poinformowała, że jest u celu podróży. Zatrzymała samochód i sprawdziła w telefonie, jednak komunikat brzmiał jasno: była na miejscu. Spróbowała się połączyć z internetem, ale strony nie chciały się załadować. Wcześniej w domu sprawdzała w Google Earth, jak wygląda teren. Odpaliła silnik – z tego, co pamiętała, powinna pojechać polną drogą do stawu, a potem skręcić w prawo. Ruszyła wolno. Droga nie należała do najlepszych, a jej samochód stanowczo nie był terenowy, więc z każdą kolejną dziurą modliła się o to, aby nic się nie urwało. Od miesiąca zastanawiała się, czemu ciotka przepisała dom na nią – praktycznie się nie znały, zresztą ciotkę mało kto znał. Siostra jej mamy trzymała się na uboczu rodziny, pojawiała na ślubach, pogrzebach, zresztą to na pogrzebie rodziców widziała ją ostatnio, ale oprócz kondolencji nie zamieniły ani słowa. O jej śmierci usłyszała dopiero w dniu odczytania testamentu, na które to wydarzenie dostała oficjalne wezwanie sądowe.
Staw był duży, porośnięty z każdej strony, z małym pomostem, który ewidentnie nadawał się tylko do spalenia. Dom znajdował się kawałek dalej, a ona jęknęła na wpół rozczarowana. Był piękny, olbrzymi, w pałacowym stylu, ale był też praktycznie ruiną. Wysiadła i wyciągnęła kota, który fuknął i się wyrwał. Stała i patrzyła. Kot siedział i zdawało się, że też patrzy. Cały budynek porastały dzikie winorośle, a ona zadrżała na myśl, że ich macki wdzierają się do środka. Połowa budynku miała okna zabite deskami, byle jak dobudowano mały ganek, ale wyglądało na to, że właśnie tam znajdowało się wejście do bardziej zamieszkanej części. Klucz pasował, drzwi skrzypnęły i ku jej niewysłowionej uldze światła się zapaliły. Weszła do kuchni, drewniane podłogi wymagały cyklinowania, kaflowy piec był w rewelacyjnym stanie, szafki kuchenne i stół wyglądały na solidne. Nie było brudno, chociaż wszędzie zdążyły się pojawić pajęczyny i kurz, który pokrył blaty regularną warstwą. Odkręciła kran i przez chwilę wstrzymała oddech, ale kran zakaszlał i wypluł wodę.
– Witaj w domu! – powiedziała do kota, który wskoczył na krzesło. Godzinę później usiadła z herbatą na progu i zapatrzyła się na staw. Robiło się ciemno, słońce odbijało się od powierzchni, a żaby zaczynały swój wieczorny koncert. Poczuła się jak w domu, jakby wreszcie odnalazła swoje miejsce na świecie. Wyciągnęła telefon, ale praktycznie nie przyszedł jej do głowy nikt, do kogo chciałaby zadzwonić. Miała problem z nawiązywaniem relacji, szczególnie bliższych, przyjacielskich. Były w jej życiu koleżanki, ale czy którąś interesowało, co teraz robi? Wątpiła w to mocno. Bohun otarł się o jej nogę i poszedł oglądać teren, jemu ewidentnie podobało się nowe miejsce do życia.
***
Czuła, że się dusi, otworzyła oczy i z trudem wciągnęła powietrze. Odrzuciła kołdrę i wstała. Otworzyła okno i z ulgą wciągnęła powietrze. Było lekko wilgotne, jakby ta wilgoć ciągnęła od stawu. Założyła kapcie i narzuciła na plecy szlafrok. Kota nigdzie nie było, chociaż zwykle spał na niej z uporem maniaka, ale wydawało się, że tutaj interesuje go wszystko, a spanie najmniej.
– Zdrajca – mruknęła pod nosem. Nie gasiła światła na korytarzu i w kuchni, czuła się w domu jeszcze nieswojo, a to dawało poczucie bezpieczeństwa. Wstawiła czajnik na gaz i poszła do łazienki zrobić siku i umyć twarz. Był środek nocy, ale czuła, że już nie zaśnie. Umyła zęby i spojrzała w lustro. Włosy sterczały jej na wszystkie strony, nigdy nie umiała ich ujarzmić. Obcinała je więc na krótko i dawała spokój. Były czarne, co całkiem ładnie kontrastowało ze zbyt jasnymi oczami. Zawsze jej się wydawało, że ciemnowłose kobiety mają ciemne oczy, ona jednak akurat swoje odziedziczyła po rodzinie ojca. Były szare z drobinkami zieleni, teraz miała pod nimi cienie. Pokazała odbiciu język i wróciła do kuchni.
Stał przy czajniku, który teraz jak na życzenie zaczął gwizdać. Zamarła – z szoku, strachu czy zdziwienia, sama nie wiedziała. Mężczyzna jak gdyby nigdy nic ściągnął czajnik i zalał wodą herbatę, którą sobie przygotowała. Potem się odwrócił, a ona krzyknęła. Słyszała jeszcze śmiech, mroczny, nieprzyjemny śmiech. Jej auta nie było przed domem; odwróciła się i zobaczyła, że wyszedł za nią. Przerażenie ścisnęło jej żołądek, zaczęła biec w stronę drogi, gubiąc po drodze kapcie. Nagie stopy piekły, wiedziała, że jest blisko, był szybszy. Dopadł ją i złapał, próbowała się wyrwać, ale podniósł ją bez trudu jak szmacianą lalkę i zarzucił na ramię. Szli w stronę stawu, a ona krzyczała i tłukła go pięściami w plecy. Miał ogon. Świadomość ta mocno w nią uderzyła, że zamarła na chwilę, a potem wrzasnęła głośniej. Był szczupły, ale silny, jego ramię trzymało ją tak, że nie miała możliwości ruchu. Wcześniej w kuchni zobaczyła twarz, która ją przeraziła, bo nie była twarzą ludzką – zbyt pociągła, z dziwnymi brwiami i ustami, które wydawały się nienaturalnie ostre. Miał na sobie podartą gdzieniegdzie koszulkę i spodnie, które widziały lepsze czasy.
– Puszczaj mnie! – krzyknęła, a gdy ją puścił, zachwiała się na deskach pomostu i złapała go za ramię, aby się nie wywrócić. Byli tego samego wzrostu. Odskoczyła do tyłu, ale byli na pomoście. Za nią znajdowała się woda, a na środku stał on. Noc była jasna, jego żółte – niczym kocie – oczy lekko świeciły, wpatrując się w nią uparcie.
– Czego chcesz? Czym jesteś? – Serce tłukło jej w piersi, bała się, panicznie się bała.
– Ładna, ale głupia – stwierdził i się roześmiał. Zrobił krok w jej stronę, a ona cofnęła się, zdając sobie sprawę, że jeszcze krok i wpadnie do stawu, a nie potrafiła pływać. Miał ogon, który jakby żył własnym życiem; był długi i ciemny jak jego skóra. Poruszał się tak jak koci ogon – powolnie, majestatycznie.
– Zostaw mnie, proszę. – Z trudem przełknęła ślinę. Wyciągnął dłoń, jakby chciał dotknąć jej policzka, ale odtrąciła jego rękę. Znalazł się przy niej tak szybko, że nie zdążyła odskoczyć, ogon owinął się jej wokół bioder, przytrzymując ją. Walczyła, ale unieruchomił ją bez trudu, poczuła jego palce na policzku, a potem zbliżył swoją twarz do niej i zlizał łzy. Usłyszała jego śmiech i wpadła do wody.
***
Otworzyła oczy i z trudem złapała powietrze. Kołdra zawinęła się jej na twarzy, dusząc, topiąc w koszmarze. Zerwała ją z siebie, odrzuciła i usiadła. Bohun siedział nastroszony na parapecie okna, wpatrywał się w nią, ale nagle po kociemu stracił zainteresowanie, złagodził sierść i położył się, zwijając w kulkę. Przetarła policzek nerwowo, sen jeszcze w niej majaczył, upiornie realny. Wstała i włożyła kapcie, wybuchając śmiechem, bo déjà vu było denerwujące. Denerwowało ją na tyle, że wchodząc do kuchni, rozejrzała się nerwowo, jakby oczekując, że dziwny stwór pojawi się i tutaj. Wyjrzała przez okno, ale było ciemno, zupełnie inaczej niż w jej półśnie, gdzie księżyc w pełni oświetlał noc niczym lampa. Pokręciła się po kuchni, odwlekając moment, w którym pójdzie do łazienki. Czajnik zagwizdał, a ona nalała wrzątku do mięty. Zaśmiała się nerwowo i poszła się załatwić, a gdy wyszła, w kuchni był tylko Bohun, patrzący wymownie na pustą miskę. Podrapała go za uchem, co przyjął łaskawie, i nasypała chrupek do miski, co zupełnie go nie zainteresowało. Pokręciła głową.
– Jutro zrobię normalne zakupy, okej, łachudro? – mruknęła i wróciła do sypialni. Zaczęła czytać, a gdy słońce wstało, odkryła, że zasnęła z twarzą wbitą w papier, tym razem snem bez snów.
Dzień przyniósł kilka odkryć. Jednym było to, że absolutnie żaden klucz nie pasował do drzwi prowadzących do drugiej części domu. Próbowała je otworzyć siłą, ale przy masie niecałych sześćdziesięciu kilogramów okazało się to niewykonalne. Następnym była martwa mysz leżąca na progu i zadowolony z siebie, dumnie miauczący Bohun. Szerszenie mieszkające w gruszy były odkryciem bolesnym. Apteczka ciotki była za to wyposażona we wszystko, od antybiotyków po środki na ugryzienia i kolorowe plastry. W toaletce znajdował się jej dziennik, zapisany koszmarnym pismem, a szafy wypełnione książkami usprawiedliwiały brak telewizora, za to fakt, że nie ma Internetu, a zasięg sieci komórkowej jest, delikatnie mówiąc, słaby – lekko ją dobił.
Zdziwiła się, że dom mimo wszystko nie był ruszony – wcześniej bała się szabrowników, kupiła sobie nawet gaz pieprzowy, ale nie znalazła innych śladów niż zwierzęce, prawdopodobnie sarnie, chociaż na tropach znała się średnio. W swoim życiu znała się na kilku rzeczach, które na szczęście pozwalały jej utrzymać się i uniknąć pracy w korporacji. Miała niekłamany talent do języków i w tej chwili znała ich sześć, była w trakcie nauki kolejnego. Innymi słowy: mogła pracować w domu, robiąc to, co lubi – tłumacząc książki i teksty popularnonaukowe na inne języki. Dzięki temu od dwóch lat miała całkiem przyjemny dochód i własną działalność.
Zamknęła dom i wsiadła do samochodu, migawka z nocy pojawiła się natychmiastowo. Auta wtedy nie było; pokręciła głową zdumiona, sen wepchnął jej się w pamięć i nie mogła się go pozbyć. Wcześniej poszła nad staw, ale kładka była zbyt rozwalona, aby mogła na niej stanąć. Przez chwilę zastanawiała się, jak głęboki jest. Odpaliła i ruszyła, do najbliższej wioski miała sześć kilometrów, ale do najbliższego sklepu – dziesięć. Musiała zacząć planować zakupy z wyprzedzeniem i na dłużej, bo opcja wypadu po chipsy raczej odpadała.
***
Zakupy zrobiła jednak w mieście, w sieciówce, do której miała czterdzieści minut drogi, ale za to było wszystko, a planowała zaopatrzyć się na miesiąc i do sklepu w Łomiankach wyskakiwać tylko po chleb i nabiał. Weszła teraz niepewnie do środka, zawsze czuła się nieswojo w małych sklepikach, jakby wystawiona na widok, ale oprócz zakupów potrzebowała informacji. Musiała znaleźć kogoś, kto będzie w stanie pomóc jej w drobnych naprawach. Najlepiej byłoby mieć kogoś jak pan Marek, którego zatrudniała we Wrocławiu i który umiał naprawić zlew, zmienić lampę, a jak było trzeba, pomóc ze skręceniem mebli.
– Pomoc w czymś? – Ekspedientka była w jej wieku, może odrobinę starsza. Uśmiechała się sympatycznie, widząc jej dezorientację.
– Dzień dobry, w sumie chciałam chleb, masło i mleko. I jajka. – Zapomniała o jajkach wcześniej.
– Chleb masz po lewej, a jajka za piwem. – Piwo było stanowczo lubianym asortymentem sklepu, bo stało w paletach w każdym rogu. – Masło i mleko mam w ladzie. Normalne chcesz czy margarynę? – dopytała, nabijając pieczywo na kasę.
– Zwykłe masło. – Julia odetchnęła wewnętrznie i zebrała się w sobie. – Ja wprowadziłam się do domu w Kamionce, w sensie w lesie. No, po Kruczyńskiej – powiedziała szybko, ktoś wszedł do sklepu, ale zniknął za regalami. – I szukam złotej rączki. W sensie kogoś, kto zajmuje się budowlanką czy czymś – motała się coraz bardziej, klnąc w duchu na siebie i swoją aspołeczność.
– Czekaj, mieszkasz w Czarcim Domu?! – Ekspedientka spojrzała na nią z ekscytacją w oczach. – Po Kruczej Wariatce?!
Julia poczuła, że robi jej się cholernie zimno i nieprzyjemnie, a potem skinęła głową. Stara kobieta, która wcześniej weszła, teraz przysłuchiwała się rozmowie z zainteresowaniem.
– Jak Czarci Dom? – zapytała, a tamta spojrzała na nią z lekkim politowaniem i współczuciem.
– No duchy. Nikt tam nie chodzi, bo straszy. Podobno ona była satanistką czy coś. – Dziewczyna zapakowała jej rzeczy do jednorazówki.
– Weź dziewuchy nie strasz – odezwała się starsza. – Kruczyńska była lekko świrnięta i tyle. A że gównarzerię goniła ze swojego terenu, to nic dziwnego.
– A jak po jej śmierci tam pojechał ksiądz? – Młoda wzięła się pod boki, już całkiem ignorując Julię.
– To co niby? – Stara patrzyła na nią bykiem.
– To go szerszenie pożarły! – Młoda niemal tupnęła nogą, a Julia pomyślała, że znalazła się w jakiejś innej rzeczywistości, w której takie sceny mają rację bytu. Dotąd mieszkała w zachodniej części Polski i wydawało jej się, że cały kraj jest taki jak Wrocław, a teraz okazywało się, że nie. I o dziwo, to starsza z kobiet wydawała się rozsądniejsza.
– Są szerszenie – stwierdziła Julia, ale nikt jej nie słuchał.
– Ja bym się bardziej bała tego, w jakim stanie jest ta ruina. Wrona nic tam nie robiła przez lata, to się musi zawalić. – Odwróciła się staruszka i popatrzyła na Julię, dziewczyna automatycznie poczuła się mała i krucha. – Sprzedaj to w cholerę, tyle ci radzę – powiedziała i wyszła, nie robiąc zakupów. Julia zapłaciła za swoje, unikając wzroku ekspedientki i bojąc się, że ta zacznie opowiadać kolejne historie, i uciekła do auta. Jadąc, kręciła głową z niedowierzaniem. „Czarci Dom. Jak z taniego horroru, brakuje jeszcze wieśniaków z widłami, topielca w stawie i trupa w piwnicy” – pomyślała, skręcając na swoją drogę.
Spociła się, wnosząc zakupy; dzień robił się coraz piękniejszy, lato w pełni. Ściągnęła spodnie i koszulkę, a po chwili zastanowienia również stanik, którego nie znosiła, i włożyła sukienkę. Lubiła ją za pojemne kieszenie. Lodówka działała, chociaż wydawało się, że robi to już bardziej z przyzwyczajenia, więc Julia zanotowała w pamięci, że powinna kupić nową, najlepiej większą, aby uniknąć wyjazdów na zakupy. Po dzisiejszej akcji doszła do wniosku, że maszyna do chleba też jest opcją. Nałożyła jeść Bohunowi, który wzgardził również mokrą karmą, i zrobiła sobie kanapkę. Planowała posprzątać, cały dom, a przynajmniej część, do której miała dostęp. Wieczorem absolutnie wykończona wypiła piwo i położyła się spać, zawijając w pościel jak w kokon.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.