Czarna skóra, białe maski - ebook
Czarna skóra, białe maski - ebook
Pierwsze polskie wydanie legendarnego eseju, jednego ze zrębów ruchu antykolonialnego, który stał się później ważnym punktem odniesienia dla studiów postkolonialnych na całym świecie. Głównym tematem książki jest analiza dziedzictwa kolonializmu z perspektywy psychologicznej. Fanon skupia się w niej na języku oraz na relacji między czarnym i białym. Odwołując się do świadectw historycznych, literackich, do myśli filozoficznej i do własnego doświadczenia, stawia tezę, że piętno kolonializmu nosi wszelkie znamiona zbiorowej neurozy i że trzeba się zastanowić nad tym, jak uleczyć ten stan. Pokazuje, jak stworzony przez kolonialną represję mechanizm poczucia wyższości i niższości reprodukuje się w świadomych i nieświadomych zachowaniach, postawach i lękach. Zastanawia się też nad tym, jak wyjść z bezustannie nakręcającej się spirali stereotypów i uprzedzeń. Opublikowany w 1952 roku esej nie stracił swej profetycznej mocy i wciąż pozostaje jednym z najważniejszych tekstów poświęconych rasizmowi.
Kategoria: | Nauki społeczne |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66147-62-1 |
Rozmiar pliku: | 678 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Chcąc nie chcąc, Murzyn musi wdziać kostium, który skroił dla niego Biały. Weźmy komiksy dla dzieci: Murzyni mają w nich usta pełne rytualnych: „Tak pszepana”. W kinie jest to jeszcze bardziej uderzające. Większość amerykańskich filmów z francuskim dubbingiem odtwarza stereotyp uśmiechniętego Murzyna „Y a bon Banania”11. Ostatnio w jednym z takich filmów, Crash Dive, widzieliśmy Murzyna pływającego łodzią podwodną, który mówił najbardziej klasycznym żargonem. Zresztą był to Murzyn w każdym calu: zawsze za plecami mata, drżący ze strachu przy najmniejszej oznace jego złości, w końcu zabity. Jestem pewien, że w wersji oryginalnej jego ekspresja nie była tak przesadna. A nawet gdyby była, nie pojmuję, dlaczego w demokratycznej Francji, gdzie sześćdziesiąt milionów obywateli to kolorowi, mielibyśmy dubbingować wszystkie idiotyzmy zza Oceanu. Murzyn musi wyglądać w określony sposób i od Czarnego w Sans pitié – „Ja dobry robotnik, nigdy nie kłamać, nigdy nie kraść” – aż po służącą w Pojedynku w słońcu odnajdujemy ten stereotyp.
Tak, od Czarnego wymaga się, by był dobrym Murzynem; reszta przyjdzie sama. Kazać mu mówić łamanym językiem to przywiązać go do jego obrazu, przyszpilić, uwięzić wieczną ofiarę jego istoty, wyglądu, za który nie on odpowiada. Naturalnie, tak jak Żyd szastający pieniędzmi budzi podejrzenia, tak Czarnego, który cytuje Monteskiusza, trzeba mieć na oku. Proszę nas dobrze zrozumieć: trzeba go mieć na oku o tyle, o ile wraz z nim coś się zaczyna. Nie twierdzę, rzecz jasna, że czarny student budzi podejrzenia swoich kolegów czy profesorów. Poza środowiskiem uniwersyteckim wciąż jednak istnieje cała armia głupców: i nie chodzi o to, by ich edukować, lecz by pomóc Czarnemu wyzwolić się z ich archetypów.
Zgadzamy się, że ci głupcy są produktem pewnej struktury ekonomiczno-psychologicznej: cóż, kiedy niewiele nam to daje.
Kiedy Murzyn mówi o Marksie, pierwsza reakcja jest mniej więcej taka: „Daliśmy wam wykształcenie, a teraz zwracacie się przeciwko nam, waszym dobroczyńcom. Niewdzięcznicy! Niczego nie można od was oczekiwać”. Jest jeszcze argument obuch plantatorów z Afryki: nasz największy wróg to nauczyciel.
Faktem jest, że Europejczyk ma ustalone wyobrażenie o Czarnym i nic bardziej nie złości, niż gdy po raz kolejny słyszymy: „Od kiedy jest pan we Francji? Dobrze mówi pan po francusku”.
Można na to odpowiedzieć, że dzieje się tak dlatego, że wielu Czarnych mówi łamaną francuszczyzną. Ale byłoby to zbyt proste. Jedziecie pociągiem i pytacie:
– Przepraszam, czy mógłby mi pan wskazać, gdzie znajduje się wagon restauracyjny?
– Dobra, bracie, ty iść prosto korytarzem, jeden wagon, drugi wagon, trzeci wagon, to tam.
Nie, mówiąc łamanym językiem, zamyka się Czarnego, odtwarza konfliktową sytuację, w której Biały zatruwa Czarnego obcymi, skrajnie toksycznymi ciałami. Nie ma nic bardziej zdumiewającego niż wysławiający się poprawnie Czarny, gdyż w rzeczywistości uwewnętrznia on biały świat. Zdarza nam się rozmawiać z zagranicznymi studentami. Mówią źle po francusku: mały Crusoe alias Prospero jest wtedy w swoim żywiole. Wyjaśnia, udziela informacji, komentuje, pożycza notatki z wykładów. W przypadku Czarnego oszołomienie sięga szczytu; ten całkowicie nam dorównał. Nie da się z nim prowadzić gry, bo jest dokładną repliką Białego. Trzeba się poddać12.
Po wszystkim, co zostało powiedziane, zrozumiałe jest, że w pierwszym odruchu Czarny mówi „nie” każdemu, kto próbuje go określić. Zrozumiałe jest, że pierwszą akcją Czarnego jest reakcja, a ponieważ ocenia się go według stopnia jego asymilacji, zrozumiałe jest również i to, że nowo przybyły mówi wyłącznie po francusku. Stara się bowiem podkreślić, że nastąpiło zerwanie. Jest odtąd człowiekiem nowego typu i narzuca swoje maniery przyjaciołom i rodzinie. Starej matce, która nic z tego nie rozumie, opowiada o swojej lasce, furze i o bałaganie w studio. Całość doprawiona odpowiednim akcentem.
We wszystkich krajach świata są arywiści: „ci, którzy zapomnieli, skąd są”; po przeciwnej stronie sytuują się „ci, którzy pamiętają o swoich korzeniach”. Jeśli Antylczyk powracający z metropolii mówi po kreolsku, daje tym samym sygnał, że nic się nie zmieniło. Wyczuwa się to na nabrzeżu, gdzie oczekują go rodzina i przyjaciele. Czekają nie tylko dosłownie, dlatego że przyjeżdża, ale też w innym sensie: czyhają na niego. Wystarczy im moment, by postawić diagnozę. Jeśli nowo przybyły mówi do kolegów: „Ależ jestem szczęśliwy, że znowu was widzę. Mój Boże, jak tu gorąco, nie mógłbym zostać na dłużej w tym kraju”, od razu wiadomo, że wrócił Europejczyk.
W bardziej indywidualnym aspekcie, kiedy w Paryżu spotykają się studenci z Antyli, mają dwie możliwości:
1. albo opowiedzieć się za białym światem, czyli za jedynym prawdziwym, a wtedy, posługując się francuskim, mogą rozważać niektóre problemy i starać się, by ich wnioski były w pewnym stopniu uniwersalne;
2. albo odrzucić Europę, „Yo”13, i połączyć się w kreolskim, moszcząc się wygodnie w tym, co określimy jako martynikański Umwelt; chcemy przez to powiedzieć – a dotyczy to zwłaszcza naszych braci z Antyli – że kiedy jeden z naszych kolegów w Paryżu lub innym mieście uniwersyteckim usiłuje podejść poważnie do jakiegoś zagadnienia, oskarża się go o zadzieranie nosa, a najlepszym sposobem, by go uciszyć, jest zwrócenie się, z kreolskim na ustach, ku Antylom. Należy upatrywać w tym jednej z przyczyn rozpadu tak wielu przyjaźni po pewnym czasie spędzonym w Europie.
Ponieważ naszym celem jest dezalienacja Czarnych, chcielibyśmy, aby uświadomili sobie, że zawsze, gdy pojawia się między nimi niezrozumienie w konfrontacji z białym światem, jest to brak rozsądku.
Senegalczyk uczy się kreolskiego, aby uchodzić za Antylczyka: mówię, że to alienacja.
Antylczycy, którzy o tym wiedzą, nie szczędzą mu drwin: mówię, że to brak rozsądku.
Jak widać, nie myliliśmy się, sądząc, że analiza języka Antylczyków może uwidocznić pewne cechy ich świata. Powiedzieliśmy na początku, że język i wspólnota wzajemnie się podtrzymują.
Mówić w jakimś języku to posiąść pewien świat, pewną kulturę. Antylczyk, który pragnie stać się Biały, osiągnie to, jeśli przyswoi sobie narzędzie kulturowe, jakim jest język. Przypominam sobie, jak ponad rok temu, w Lyonie, po wykładzie, na którym przeprowadziłem porównanie czarnej poezji i poezji europejskiej, kolega z metropolii wyznał mi z entuzjazmem: „W gruncie rzeczy jesteś Biały”. Fakt, że posługując się językiem Białych, rozważałem tak interesującą kwestię, dał mi prawo do przynależności.
Historycznie zrozumiałe jest, że Czarni chcą mówić w języku francuskim, gdyż jest to klucz mogący otworzyć im drzwi, które jeszcze pięćdziesiąt lat temu pozostawały zamknięte. U Antylczyków będących przedmiotem naszego opisu obserwujemy skłonność do językowych subtelności i wyszukania – w ten sposób utwierdzają samych siebie w poczuciu przynależności do kultury14. Jak już powiedzieliśmy, mówców z Antyli cechuje siła ekspresji zdolna odebrać mowę Europejczykom. Przypominam sobie znaczące zdarzenie: podczas kampanii wyborczej w 1945 roku kandydat na posła, Aimé Césaire, przemawiał w szkole dla chłopców w Fort-de-France przed licznie zgromadzoną publicznością. W trakcie wykładu jakaś kobieta zemdlała. Nazajutrz, kolega, który opowiadał mi o tym, skomentował to (po kreolsku): „Jego francuski był tak gorący, że kobieta wpadła w trans”. Moc języka!
Kilka innych faktów zasługuje na naszą uwagę: na przykład pan Charles-André Julien przedstawiający Aimé Césaire’a: „Czarny poeta z uniwersyteckim tytułem agrégation…” czy też, po prostu, określenie „wielki czarny poeta”.
Jest w tych utartych zdaniach, które wydają się zgadzać ze zdrowym rozsądkiem – w końcu Aimé Césaire jest czarny i jest poetą – pewien ukryty niuans, węzeł, który nie ustępuje. Nie mam pojęcia, kim jest Jean Paulhan, wiem jedynie, że pisze interesujące książki; nie mam pojęcia, w jakim wieku jest Roger Caillois, znam bowiem wyłącznie te przejawy jego egzystencji, które rozbłyskują od czasu do czasu na firmamencie. I proszę nie podejrzewać nas o nadwrażliwość; chcemy tylko powiedzieć, że nie ma powodu, by pan Breton mówił o Césairze: „To Czarny, który włada językiem francuskim tak, jak nie włada nim dzisiaj żaden Biały”15.Przypisy
1. Czarny a język
11 „Y a bon Banania” – slogan na opakowaniu napoju czekoladowego marki Banania, który towarzyszył rysunkowi uśmiechniętego strzelca senegalskiego w fezie. „Y a bon” to niepoprawne po francusku wyrażenie: „To jest dobre”, przypisywane Senegalczykom. Dla Frantza Fanona karykatura Czarnego i slogan streszczają wszystkie rasistowskie stereotypy i są symbolem kolonializmu – przyp. tłum.
12 „Poznałem Murzynów na wydziale medycyny… Krótko mówiąc, rozczarowali mnie; ze względu na kolor ich skóry powinni dać nam okazję do bycia uczynnymi, szlachetnymi czy pomocnymi w nauce. Lecz nie sprostali temu zadaniu, nie zaspokoili naszej dobrej woli. Zostaliśmy z całą naszą ckliwą czułością i z naszą przemyślną troską. Nie mieliśmy Murzynów do lubienia, ale też nie było za co ich nienawidzić; ważyli mniej więcej tyle samo co my na wadze codziennych obowiązków i drobnych oszustw” (Michel Salomon, D’un juif à des nègres, „Présence africaine”, nr 5, październik 1949, s. 776).
13 Sposób określania innych ogólnie, a w szczególności Europejczyków.
14 Weźmy, na przykład, niewiarygodną liczbę anegdot, jakie opowiada się o kandydatach przy okazji wyborów do parlamentu. Obrzydliwy brukowiec „Canard déchaîné” tak długo wkładał w usta pana B… okropne kreolizmy, aż przykleiły się do niego na zawsze. Na Antylach wali się jak obuchem stwierdzeniem: „Nie potrafi mówić po francusku”.
15 Wstęp do: Cahier d’un retour au pays natal, Bordas, 1947, s. 14.