Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czarne żagle. Miłość. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
43,99

Czarne żagle. Miłość. Tom 3 - ebook

Nazywam się Severo Noir Navarro. Zawsze byłem honorowy i kierowałem się rozsądkiem. Nie wierzyłem w to, że ród Noir jest przeklęty, widziałem w tym jedynie pretekst wymyślony przez ojca dla usprawiedliwiania jego licznych romansów. Aż w końcu klątwa dopadła i mnie.

Zawszekochałem tylko Lerate, nigdy nie pragnąłem innych kobiet. A potem wszystko się skomplikowało. Cruz spowodował pożar, w którym zginął Marcos, a ja – zgodnie ze złożoną bratu obietnicą – zaopiekowałem się zrozpaczoną, ale też żądną zemsty Franciscą. I pewnego dnia odkryłem, że przyjaźń, jaką ją darzę, już mi nie wystarcza...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-632-9
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEPOWIEDNIA GOTLANDZKIEJ RAGANY*

Ten naznaczony i pierwszy z rodu

Na tronie zasiądzie, by objąć władanie,

I będzie rządził ręką żelazną,

Młodszemu z braci ciężarem ostanie.

Lud porzuci wiarę na lepsze żywota,

Lubo krew obficie Gotlandię zaleje,

Cierpliwie znosić będzie losu knowania,

Zaniecha walk woli i porzuci nadzieję.

Pod żaglami czarnemi przemierzając morza,

Na sercu znakiem śmierci naznaczona

Zjawi się niewiasta z iberyjskiej ziemi,

Z dziecięciem przy piersi tyrana pokona.

To jej dłonie zrzucą strachu okowy,

Sadzając nowego króla na tronie,

Wyruszy samowtór w morze, chcąc ocalić życie,

I na tym morzu jej nadzieja zatonie.

* Ragana – bałtyjska nazwa wiedzącej, wiedźmy, czarodziejki lub wróżki.OŚ CZASU

1671 — Dwunastoletni André zaciąga się na statek.

Era bukanierska

1676 — André poznaje Bienvenidę. Staje w obronie niewolnicy. Skazany na stryczek. Przyłącza się do Bractwa Wybrzeża.

1680 — Atak na Wielkiego Mogoła.

Era piracka

1686 — André ucieka z Tortugi na pokładzie Amiry. Powstaje piracka flotylla zwana Czarni Bracia. Uwalnia Lerate.

1687 — Narodziny Marcosa. André zabiera Severa z Malagi.

1692 — André zabiera Cruza z Kartageny.

1700 — André ginie na szubienicy w Kadyksie. Pierwsze spotkanie Marcosa i Franciski.

1704 — Francisca trafia na pokład Lerate przebrana za chłopca okrętowego.

1710 — Francisca zostaje zdemaskowana. Między nią i Marcosem rodzi się uczucie. Wypływają do Belfastu, gdzie statek wraz z Marcosem na pokładzie tonie.

1711 — Atak Bractwa Wybrzeża na Wyspę.PROLOG

_A.D. 1687_

Malaga od setek lat była enklawą handlową, począwszy od Fenicjan, którzy nadali jej nazwę na cześć plastra solonej ryby, przez zamieszkujących tu później Greków, Kartagińczyków, Rzymian i Silingów. XVII wiek nie był dla miasta łaskawy. Berberyjscy piraci schodzili na ląd i brali w niewolę wszystkich, których napotkali, a trwający konflikt między Anglią, Francją a Hiszpanią doprowadził do zaprzestania rozbudowy portu. A mimo to Malaga przez cały czas stanowiła niejako pomost pomiędzy Europą a Afryką – będąc idealnym miejscem na skup i zbycie takich towarów jak: jedwabie, ceramika, skóry, cukier, figi, cytrusy i wiele, wiele innych.

Opuszczając pokład fregaty – którą przejął tuż po ucieczce z Tortugi – André Noir z rozrzewnieniem wspominał swój pierwszy pobyt w tym tętniącym życiem porcie, dokładnie jede­naście lat temu, jeszcze za czasów służby na okręcie hand­lowym.

_Z powodu ataku świdraka okrętowego, który wyjątkowo upodobał sobie kadłub galeonu, załoga zmuszona była pozostać w Maladze dłużej, niż zamierzano. Karenaż nie przyniósł spodziewanego skutku, toteż pierwszy po Bogu_1 _rad nierad musiał zakupić nowy żaglowiec. André dokładnie pamiętał, jak wraz z kapitanem cieszyli oczy pięknymi statkami powstającymi w portowej stoczni. Zapamiętał jego słowa, które padły podczas dogadywania warunków zakupu ogromnego, nowoczesnego galeonu: oczyścić baterię burtową z wszelkich armat, by można było pomieścić jak najwięcej czarnego hebanu_.

_To właśnie w malagijskim porcie uwagę André przykuła piękna czarnowłosa niewiasta, drobiąca niecierpliwie przy jednym ze stoisk z jedwabiami. Mężczyzna nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Z uwagą obserwował, jak w towarzystwie służącej starannie badała fakturę materiałów. Ostrożnie zdjęła z dłoni cieniutką rękawiczkę i mięła między palcami każdą tkaninę z osobna. Raptem, jakby wiedziona instynktem, spojrzała w jego stronę. Duże ciemne oczy z zaciekawieniem przyglądały się przystojnemu marynarzowi, którego lekki uśmiech w okamgnieniu wywołał na jej policzkach urocze rumieńce. Ośmielony, podszedł bliżej. Uchylił trikorna i skłoniwszy się lekko, rzekł:_

_– Za pozwoleniem, señorito. Na twoim miejscu dokonałbym wyboru na tamtym stoisku. – Wskazał palcem stragan całkowicie schowany w cieniu. – Wszak jedwab nie lubi promieni słońca, które tak pięknie tańczą w twych włosach_.

_Policzki niewiasty pokraśniały jeszcze bardziej. Zerknęła na niego zmieszana i odparła:_

_– To bardzo miło z twojej strony, señorze…_

_– Noir. André Noir, do usług. – Ponownie lekko się pokłonił i mrugnął do niewiasty_.

_Skryła uśmiech za dłonią, którą pospiesznie przyłożyła do ust, i zerknęła na André spod długich rzęs. Mężczyzna poczuł, jak serce radośnie zatrzepotało mu w piersi. To właśnie tego momentu wyczekiwał. Chwili, gdy między nim a niewiastą zaiskrzy_.

_– Bienvenida Navarro Arias. – Przekrzywiła pociesznie głowę i zagadnęła: – To niespotykane, by mężczyzna interesował się materiałami na suknie_.

_– W istocie, chyba że pracuje na statku kupieckim i musi wiedzieć, na co zwracać uwagę, by zdobyć towary najwyższej jakości. – André zaoferował señoricie ramię, które chętnie ujęła_.

_Kiedy poczuł smukłe palce lekko oplatające przedramię, całe jego ciało momentalnie pokryły ciarki. Zerknął z ukosa na śliczną Hiszpankę: policzki nadal miała lekko zaróżowione, a na jej ustach gościł delikatny uśmiech. Zaiste, nie doświadczył niczego takiego nigdy wcześniej, choć miał słabość do pięknych dam. W zasadzie można by rzec, że to niewiasty wzdychały do niego. Nie dziwota, że i serce Bienvenidy zabiło szybciej na widok oczu o niesamowitej złotej barwie. I tak jak wszystkie damy pojawiające się na drodze André, również ona dała się złapać w jego miłosne sidła. Jednak nie była świadoma tego, że jest pierwszą damą, dla której i serce André zabiło żwawiej_.

_Przyjemne uczucie mrowienia nie opuszczało go aż do chwili, kiedy drobna dłoń señority Navarro zniknęła z jego ręki, gdy stanęli przed wypełnionym po brzegi stoiskiem z jedwabiami w najróżniejszych odcieniach_.

_– Przeto – Bienvenida posłała André kokieteryjny uśmiech – może doradzisz mi, señorze Noir, czym dama powinna się kierować, wybierając odpowiedni materiał na suknię?_

_– Przede wszystkim zażądałbym próby ognia, by sprawdzić, czy jedwab jest prawdziwy. – André spojrzał na kupca, który kiwnął głową ze zrozumieniem, momentalnie oferując żar_.

_– Och. – Niewiasta przyłożyła dłoń do piersi, wyraźnie zdumiona. – Zaprawdę zaskoczyłeś mnie, señor_.

_– Prawdziwy jedwab pali się dopiero w zetknięciu z żarem – Noir przyłożył kawałek tkaniny do rozżarzonego węgla – i wydziela zapach palonego pierza. Proszę powąchać_.

_Niewiasta zbliżyła nos do tlącego się materiału i wciągnęła powietrze_.

_– Toż to doprawdy niebywałe, prawda, Marío? – zwróciła się do służącej, która przytaknęła posłusznie_.

_Ani myślała sprzeciwiać się swojej pani czy jej przystojnemu towarzyszowi. Jedną z pierwszych nauk, jaką wyniosła od ochmistrzyni, było to, że nie należy podważać zdania państwa, nawet jeśli się mylą. María była tylko prostą córką rybaka i nie miała pojęcia o tkaninach_.

_– Co więcej, prawdziwy jedwab spala się na popiół – dodał André, lekko zniżając głos_.

_Bienvenida spozierała na niego, wyraźnie zadziwiona jego wiedzą. Karminowe usta lekko zwilżyła językiem. Wzrok mężczyzny podążył za nim. Pragnął poznać bliżej tę osobliwą niewiastę, której uroda zapierała mu dech w piersi. Z wielką uważnością przyglądał się belom jedwabiu, doradzając Bienvenidzie najlepiej, jak potrafił. W końcu, dobiwszy targu, oparł pokaźną szpulę materiału na barku – nie zgodził się bowiem, by służka dźwigała ciężary – i podsuwając drugie ramię señoricie Navarro, ofiarował swoje towarzystwo aż do jej powozu. Załadował zwój jedwabiu na tył karety, po czym pomógł Bienvenidzie zasiąść w bogato zdobionym wnętrzu. Oparłszy łokieć o krawędź powozu, niewiasta podłożyła dłoń pod podbródek i kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami. Za wszelką cenę starała się opóźnić rozstanie, w głębi duszy marząc o tym, by ponownie ujrzeć złoto­okiego marynarza. Zatem chyżo podjęła pierwszy temat, jaki przyszedł jej na myśl_.

_– Skąd… – Odchrząknęła dyskretnie. – Skąd tyle wiesz, señorze, na temat jedwabiu?_

_– Moja rodzina zajmowała się hodowlą jedwabników – odrzekł, kontemplując jej niezwykłą urodę_.

_Nie wspomniał, iż jego własny ojciec przegrał w karty kilku­pokoleniową krwawicę, stąd on, młody szlachcic, zmuszony był nająć się do służby na okręcie_.

_– Cóż zatem sprowadza cię w te strony? – spytała Bienvenida po dłuższej chwili milczenia_.

_– Jestem marynarzem. Z powodu niesprzyjających okoliczności zmuszeni byliśmy zmienić statek, stąd też zabawię w Maladze odrobinę dłużej_.

_– Może… w ramach wdzięczności za udzieloną pomoc zechciałbyś, señorze, przyjąć zaproszenie na jutrzejszy obiad?_

_– To będzie dla mnie zaszczyt. – Uchylił kapelusza i uzgodniwszy szczegóły, wrócił do portowej tawerny_.

_Ani André, ani tym bardziej zauroczona nim Bienvenida nie mogli przewidzieć reakcji rodziców señority Navarro. Na wieść o tym, że ich córka sprowadza na obiad pospolitego marynarza, w dodatku Francuza, señor Navarro nie krył oburzenia i niechęci w stosunku do André, mimo iż ten wykazał się nienagannymi manierami i perfekcyjną znajomością zasad savoir-vivre’u. Czara goryczy przelała się w momencie, gdy Noir wyznał prawdziwy powód, dla którego zamustrował się na statek. Na nic się zdały prośby i łzy Bienvenidy, señor Navarro bez mrugnięcia okiem wypędził marynarza z progów swojej posiadłości i zabronił córce widywania się z nim. Bez odpowiedzi pozostały również deklaracje André, iż zapewni Bienvenidzie godziwe warunki życia. Señor i señora Navarrowie okazali się w tej kwestii nieugięci. Wszelako młode, zakochane serca rządzą się swoimi prawami. André znalazł sposób, by każdej nocy widywać się z piękną Hiszpanką tuż pod nosem señora Navarra. Podczas ostatniej schadzki poprzysiągł ukochanej, że pewnego dnia wróci, obsypie ją kosztownościami i pojmie za żonę. Tejże nocy, wpatrzona w piękne bursztynowe oczy André, Bienvenida oddała mu całą siebie. Nie mogła suponować, że jej ukochany w istocie powróci, jednak nie za miesiąc… nie za dwa… a dopiero po trzech długich latach. Nie była też w stanie przewidzieć, iż nie dane jej będzie o nim zapomnieć, albowiem owocem ich intymnych schadzek okaże się chłopiec. Za chwile miłosnego upojenia Bienvenida poniosła srogą karę. Zgorszeni jej prowadzeniem się rodzice zmusili ją do oddania dziecka, a ją czym prędzej wydano za mąż za leciwego hiszpańskiego infanta_2 _Antonia Carlosa de Borbóna. Arystokrata, porzuciwszy nadzieje na objęcie tronu Hiszpanii – w związku ze swym wiekiem i wątpliwą reputacją – osiadł na stałe w Maladze. Na szczęście chłopcem zajęła się jej służka María – wychowała Severa jak własne dziecko. A Bienvenida z każdym rokiem usychała z tęsknoty za ukochanym, codziennie wypatrywała jego okrętu w malagijskim porcie. Tylko ta nadzieja pozwalała jej przetrwać kolejny dzień u boku niewiernego męża tyrana. W zamian za dostatnie życie Bienvenida zmuszona była dostarczać mężowi rozrywki i być na każde zawołanie, a także znosić liczne upokorzenia, jakich nastręczały swawole jej małżonka_.

_André w istocie dotrzymał słowa. Pewnego dnia powrócił do Malagi, kiedy pływał już pod bukanierską banderą Bractwa Wybrzeża. Widok twarzy ukochanej, pozbawionej dawnej żywiołowości, o oczach przepełnionych bezbrzeżnym smutkiem, rozdarł mu serce. Bienvenida opowiedziała André o wszystkim: o nieszczęśliwym małżeństwie, o tęsknocie targającej jej sercem i o chłopcu, którego tak bardzo kochała, lecz musiała się go wyrzec. Ku jej zdumieniu Noir był niezwykle rad na wieść, że ma syna. Rozmówił się z Maríą, zostawił jej kabzę złotych luidorów_3_, by dbała o jego pierworodnego, a Bienvenidzie – po upojnej nocy spędzonej w jej ramionach – poprzysiągł, że pewnego dnia znów powróci, by tym razem zabrać ich ze sobą_.

Jednak fata okazały się tak zawiłe i nieprzejednane, że dane mu było powrócić do basenu Morza Śródziemnego dopie­ro osiem lat później, jako kapitanowi rozrastającej się powoli flotylli Czarnych Braci.

Przez te wszystkie lata Bienvenida posłusznie spełniała obowiązki żony, nie darząc małżonka żadnymi uczuciami. W duchu ani na moment nie porzuciła nadziei, że pewnego dnia znów ujrzy André, któremu oddała swoje serce. Nie powiła więcej dzieci i tkwiła u boku Antonia, obarczana winą za brak potomka. Mimo to z uśmiechem na ustach obserwowała ­Severa – rósł otoczony miłością Maríi i karmiony opowieściami o ojcu, którego nawet nie pamiętał. Ciemnowłosy chłopiec był pracowity i nieskory do zwad. Od najmłodszych lat otaczał opieką wszelkie błąkające się wokół posiadłości bezpańskie zwierzęta. A Antonio nie był świadom, że chmyz sprzątający stajnie i doglądający jego koni to w istocie jego pasierb.

Kiedy pewnego wieczora do drzwi domu de Borbónów zapukano donośnie, Bienvenida nie przypuszczała, że oto jej sen się ziści. Skupiona jak co dzień na haftowaniu skomplikowanego wzoru nie zwróciła uwagi, że oto w progu salonu pojawił się nie kto inny, tylko André wpuszczony przez odźwiernego. Nie słyszała też jego kroków. Mężczyzna obserwował, jak sprawnymi palcami przeciąga nawleczony na igłę kordonek, nucąc pod nosem piosenkę o kogucie, który dzień wcześniej zdechł i już więcej nie zapieje. Nie mógł wiedzieć, że to ulubiona przyśpiewka jego syna. Ostrożnie zaszedł niewiastę od tyłu i przesłonił jej oczy. Drgnęła przestraszona, upuszczając igłę i drewniany tamborek. Jej ręce powędrowały w górę. Zastygła skonfundowana, objąwszy palcami dłonie zasłaniające jej oczy. Czuła pod opuszkami zgrubiałą skórę na spracowanych rękach mężczyzny i pojęła, że oto w końcu nastał dzień, którego tak bardzo wyczekiwała.

– Och, André… – wyszeptała rozedrganym ze wzruszenia głosem. Odsunęła jego dłonie, obróciła się i wbiła wypełnione łzami oczy w ukochanego. – Wróciłeś…

– Wróciłem. – Pochylił się i pocałował ją czule, a potem dodał: – I zabieram was ze sobą. Gdzie chłopak?

– U Maríi. Musimy się spieszyć. Mój mąż lada moment ­wróci i…

– Powóz czeka.

Niewiasta pobiegła na górę. Z kufra stojącego w rogu pokoju sypialnianego wyciągnęła mały tobołek, spakowany wiele lat temu. Miała w nim wszystko, czego potrzebowała. Jej serce radowało się na myśl, że oto w końcu zasłużyła na szczęście w ramionach ukochanego i że nareszcie będzie mogła powiedzieć Severowi prawdę. Zbiegając schodami w dół, nie była w stanie powstrzymać napływających do oczu łez. André złapał drobną dłoń ukochanej, a potem wziął Bienvenidę w ramiona, tuląc do siebie. Nawet przez warstwy odzienia czuł, jak jej serce tłucze się w piersi, i zżerały go wyrzuty sumienia, że tyle czasu kazał jej na siebie czekać i znosić upokorzenia ze strony de Borbóna. Nie mogła wiedzieć, że jej małżonek już nie ­wróci. Legendy o niegodziwym traktowaniu Bienvenidy krążyły po malagijskich zamtuzach, ubarwiane sprośnymi anegdotami o jej wyjałowionym łonie. Dotarły także do uszu André, który niewiele myśląc, dobył rapiera i w portowej tawernie pozbawił hiszpańskiego infanta i kuśki, i głowy. Wiedział dobrze, że tym samym podpisał na siebie wyrok śmierci. Nie pierwszy zresztą. Tej nocy ulice Malagi zawrzały, a port obstawiała Armada Española. __ W swym planie ucieczki André nie przewidział jednego – że służka María stanie im na drodze do szczęścia. Wychowując Severa jak własnego syna, pokochała go tak mocno, że nie była w stanie znieść myśli, iż pewnego dnia będzie zmuszona go oddać. I nie rekompensowały tego żadne kosztowności. Toteż kiedy tylko zorientowała się, że ojciec chłopca zawitał w domu jej pani, niewiele myśląc, doniosła o tym hiszpańskim żołnierzom, którzy zastawili na pirata zasadzkę.

Nieświadomi niczego André i Bienvenida udali się do pokoju, który zajmowali służąca i Severo, ale nikogo nie zastali. Nie wzbudziło to jednak ich podejrzeń, ponieważ María zwyk­ła spędzać niektóre noce w domu swojej schorowanej matki, nieopodal malagijskiego portu.

Wsiadłszy do powozu, kochankowie podążyli tam pod osłoną nocy. André wyjawił ukochanej, czego się dopuścił. Nie miała mu tego za złe. Wręcz przeciwnie. Poczuła, że ciężar, który nosiła na ramionach, zniknął bezpowrotnie.

Rodzinny dom Maríi był starą, rozpadającą się rybacką chatą tuż przy plaży. Noc była jeszcze młoda, a bezchmurne niebo zezwalało, by jasne światło miesiąca oświetlało obejście. Nieopodal chatki André dostrzegł zarys małej rybackiej łodzi odwróconej do góry dnem oraz zawieszoną na drewnianej konstrukcji rybacką sieć. Charakterystyczny prostopadły kształt dziobu od razu pozwolił mu stwierdzić, że to popularna w całej Andaluzji bote. Zza niedomkniętych drewnianych okiennic przedostawało się światło świecy. Kochankowie wiedzieli, że czas nagli. Postawieni w stan gotowości żołnierze w każdej chwili mogli zjawić się i tutaj. André ujął dłoń Bienvenidy i zastukał pewnie w podwoje. Stare drewniane drzwi uchylił nie kto inny jak Severo. Zerknął z przestrachem na nieznajomego mężczyznę, zaciskając mocniej palce na krawędzi drewnianych wrót, gdy wtem zza jego ramienia wychynęła señora de Borbón. Chłopiec skłonił się lekko, tak jak uczyła go matka, okazując damie należny jej szacunek.

– Dobry wieczór, zastaliśmy Maríę? – zapytał go nieznajomy mężczyzna.

– Matka udała się do portu. Wróci niebawem – oznajmił chłopiec, przypatrując się nieznajomemu z dozą nieufności.

– Seve… – Señora odezwała się do niego łagodnym głosem, zdrabniając jego imię dokładnie tak, jak robiła to María.

Chłopiec lubił głos señory de Borbón. Czasem miał wrażenie, że zna go lepiej niż głos własnej matki. Niewiasta wystąpiła do przodu i kucnęła przed chłopcem. Była teraz tak blisko niego, że wyraźnie czuł zapach migdałowego olejku do kąpieli, który nieraz kazała mu nabywać w malagijskim porcie. Chętnie wykonywał dla niej drobne prace, za co nagradzała go sowicie pysznościami z pańskiego stołu. Wtem poczuł, jak jej chłodne palce obejmują jego małą dłoń. Spojrzał señorze w oczy. Uśmiechała się do niego. Tak prawdziwie. A od tego uśmiechu zrobiło mu się ciepło na sercu. Jego dłoń bezwiednie powędrowała do tego miejsca.

– Pójdź z nami, Seve – rzekła ostrożnie, patrząc chłopcu w oczy, dokładnie tej samej barwy co jej.

Reszta to była skóra zdjęta z André. Widziała to wyraźnie. Orli nos, rysy twarzy, kształtne usta i gęste czarne jak smoła loki.

– Matka nie pozwala opuszczać domostwa po zmroku. Upraszała, bym doglądnął babki do jej powrotu. Pogorszyło się jej i…

– Przecież mnie znasz, Severze. Czy kiedykolwiek zawiodłam twoje zaufanie? – zapytała czule, a on zaprzeczył.

Ufał señorze, wszelako nie zawierzał jej towarzyszowi, choć robił dobre wrażenie.

– Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię. – W jej oczach błyszczały łzy.

Nie pojmował, dlaczego była bliska płaczu, i to odrobinę go trwożyło.

– Ale mamy mało czasu. Musimy czym prędzej udać się do portu i opuścić Malagę.

– Opuścić Malagę? – zdziwił się. – A… A matka?

Poczuł, jak dłoń señory zaciska się mocniej na jego ręce. Zbyt mocno. I drży. A potem dosłyszał słowa, które sprawiły, że serce omal nie stanęło mu w piersi.

– To ja jestem twoją matką, Severze. Ja… – załkała Bienvenida. – A to twój ojciec. – Wskazała palcem na André.

– Nie! – Zza ich pleców dotarł zdławiony krzyk.

Obrócili się gwałtownie. Tuż za nimi stała María w asyście kilku żołnierzy.

– Nie zabierzecie mi go! – wrzasnęła. – Severze, uciekaj!

Chłopiec odruchowo próbował zatrzasnąć drzwi, jednak André okazał się szybszy. Zablokował podwoje stopą, obejmując jednocześnie ramieniem kibić Bienvenidy i wpychając ją do sieni. Zlękniony Severo uskoczył do tyłu. W momencie, gdy André, zatrzasnąwszy drzwi, ryglował je, do jego uszu dotarł odgłos wystrzałów z muszkietów, pomieszany z przepełnionym grozą krzykiem Maríi:

– Nie strzelajcie! Co wy wyprawiacie, do czorta! Tam jest moje dziecko…!

Pierwszym, co odnotował André, była roztaczająca się w chacie nieprzyjemna woń stęchlizny i ryb. W mroku nie widział za wiele, dostrzegł tylko postać chłopca oświetlaną mdłym światłem świecy, dobywającym się z sąsiadującej z sienią izby. Severo opierał się plecami o ścianę i z przerażeniem wpatrywał w klepisko po prawej stronie André. Wtem do uszu mężczyzny dotarł jęk. Czując rozrywającą go od środka trwogę, z obawą zerknął w tamtą stronę. Bienvenida leżała twarzą do ziemi, z trudem łapiąc oddech. André padł na kolana. Dotknąwszy jej pleców, pojął, że nie ma już dla niej ratunku. Materiał gorsetu całkowicie przesiąknięty był krwią. Ze zbolałym sercem ostrożnie obrócił ukochaną na plecy. Zakwiliła cicho i wyszeptała:

– Opiekuj… opiekuj się nim… opiekuj się… naszym… synem…

A potem usłyszał ciche sapnięcie i pierś Bienvenidy zastyg­ła w bezruchu. Wpatrywał się w otwarte oczy ukochanej, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że oto odeszła bezpowrotnie. Nagle dobiegło go łomotanie do drzwi i krzyki hiszpańskich żołnierzy. W mgnieniu oka się opamiętał. Złożył martwe ciało Bienvenidy na zimnym klepisku. Zamknąwszy jej powieki, lekko pocałował jeszcze ciepłe usta i zwrócił się do chłopca:

– Musimy uciekać.

– Nigdzie z tobą nie pójdę! – krzyknął Severo.

W jego głosie André wyczuł strach, ból i rozpacz.

– Jestem twoim ojcem. – André wstał z kolan i postąpił kilka kroków w kierunku chmyza.

– Ani drgnij! – wydusił chłopiec, wyciągając przed siebie ostrze noża do filetowania ryb. – Ratunku!

Nie widząc innego sposobu, André sprawnie wytrącił chłopcu nóż z dłoni, a potem, nie zważając na uderzające go z nadzwyczajną siłą piąstki, przerzucił chmyza przez ramię i ruszył do sąsiedniej izby. Jedyną drogą ucieczki było okno. Severo wyrywał się i szamotał, nie ułatwiając mu zadania. Noir naparł na okiennice, które ustąpiły niemalże od razu, wypchnął przez otwór okienny Severa i wydostał się z chaty zaraz po nim. Chłopak nie był jednak w ciemię bity. Znalazłszy się na zewnątrz, znów co sił w płucach wzywał pomocy. André zmuszony był pozbawić syna przytomności. Rąbnął go w tył głowy obłękiem rapiera, po czym nieprzytomnego przerzucił sobie przez ramię i pomknął chyżo w kierunku drzew. Tam, klucząc pomiędzy dorodnymi palmami, dostał się do ukrytego w mroku powozu i nakazał stangretowi czym prędzej zawieźć się do portu. Okręt już czekał w pogotowiu. Kotwicę podniesiono, a kamraci tkwili przy masztach, by ciągnąć fały, gdy tylko rozbrzmi rozkaz kapitana. André wbiegł po trapie z nieprzytomnym Severem na rękach i padłszy na kolana na pokładzie, ryknął:

– Żagle w górę!

Pierwszy tylko na to czekał. Powtórzył rozkaz kapitana i już po chwili dało się słyszeć odgłos żagli łapiących wiatr. André oddychał ciężko, czując bolesne kłucie w prawym boku. Dopiero teraz je odnotował. Powędrował dłonią do bolącego miejsca i z zaskoczeniem wyczuł pod palcami ciepłą ciecz.

– Rannyś?

Do jego uszu dotarł głos Tau, okrętowego darmozjada.

– Najpierw chłopiec – rzekł André tuż przed tym, jak runął bez życia na dek.

Ocknął się następnego dnia w swojej kajucie. Przy jego koi czuwał Julio, nerwowo przeczesywał swoje długie blond włosy. Czarną bandaną, którą zwykł nosić na głowie, obwiązał nadgarstek. Zwrócił spojrzenie na kapitana i w jego niebieskich oczach zagościła ulga.

– Rychło w czas! – wyrzucił z siebie. – Ten młokos, któregoś przytargał, to diabeł w ludzkiej skórze! Musieliśmy zamknąć go w ładowni. – Wskazał nadgarstek owinięty bandaną. – Użarł mnie, gdy próbowałem go złapać.

– To mój pierworodny – wychrypiał André.

– Pierworodny? Czy pierwszy syn, którego jesteś świadom? – zadrwił Julio, bo kapitańskie zamiłowanie do uciech cielesnych było powszechnie znane.

André westchnął ciężko i wyszeptał:

– Kochałem ją. Tyle lat na mnie czekała… A gdy od szczęścia we troje dzielił nas dosłownie krok, zginęła. Zastrzelili ją hiszpańscy żołnierze! – Ostatnie zdanie wycedził przez zaciśnięte zęby, zwijając dłoń w pięść.

– Powiem to nie jako twój Pierwszy, ale jako twój przyjaciel – odezwał się Julio, chwytając pokrzepiająco André za przedramię. – Uważam, że dobrze się stało. – Widząc niedowierzanie na twarzy kapitana, pospieszył z wyjaśnieniem: – Pomyślałeś, jak zareagowałaby Lerate, gdybyś przybył na Wyspę z flamą? I to tak bliską twemu sercu? Jest młodziutka. Zawróciłeś jej w głowie. Za chwilę porodzi ci dziecko. Może… Może to i lepiej, że będzie żyć w przeświadczeniu, że jest tą jedną jedyną? Tą, która zagościła w twoim sercu…

– Ale…

– Wierz mi, André. Wiem, co mówię. Mam cztery siostry.

– Mam skłamać, że Severo nie jest moim synem?

– Nie… Nie wyjawiaj całej prawdy. Ot, owoc dawnej przelotnej miłostki, która na łożu śmierci wyjawiła sekret swej służce. Ta zgodnie z ostatnią wolą swej pani odnalazła cię i oddała młokosa pod twoją opiekę.

André posilił się, po czym rozmówiwszy się z bosmanem i gwiazdołapem, udał się pod pokład. Zastał Severa w ładowni od strony rufy, przykutego łańcuchami do kolumny. Chyba spał, oparty o wręgę. Długie kruczoczarne zmierzwione włosy zasłaniały mu policzki.

– Synu… – André kucnął w niewielkiej odległości od ­chłopca.

Severo uniósł głowę i łypnął na niego złowrogo, ale milczał.

– Wiem, że poznałeś prawdę w wyjątkowo niefortunnych…

– Chcę wrócić do matki! – prychnął. – Natychmiast! Odstaw mnie do Malagi!

– Severze… Twoja matka umarła na twoich oczach, zastrzelona przez Hiszpanów.

– Łżesz! – krzyknął chłopiec, prawie płacząc. – Moja ­matka…

– Twoją matkę zmuszono, by oddała cię służce. To był jedyny sposób, by mogła zatrzymać cię blisko siebie. Twoi dziadkowie… nie byli przychylni naszej miłości, bo uważali, że nie jestem godzien ręki ich córki. Mimo iż wywodzę się ze szlacheckiego rodu, nie posiadam majątku, bo mój ojciec sprzeniewierzył lata krwawicy. W oczach señora __ Navarra byłem tylko pospolitym marynarzem…

– Nie wyglądasz na marynarza – słusznie zauważył chłopiec.

– A na kogo wyglądam?

– Na… pirata – dodał Severo ciszej, z lekką obawą. – ­Jednak…

– Jednak?

– Prezentujesz się inaczej niż te wszystkie berberyjskie łotry, nagabujące moją… Kim w takim razie była dla mnie María? – dopytał.

– Po prawdzie także była twoją matką. Kochała cię…

– A ty mnie jej odebrałeś! – warknął chłopiec. – I teraz ostała sama!

– Gdybym mógł, cofnąłbym czas i zabrałbym was szybciej – przyznał André.

– Ale nie zabrałeś! – warknął Severo, wbijając w ojca pełne rozczarowania spojrzenie. – A ona… matka… opowiadała mi o tobie. Dzielnym marynarzu, zwiedzającym obce kraje, który pewnego dnia przybędzie i zaopiekuje się nami. Pokazywała złoto ukryte pod posłaniem, które rzekomo zostawiłeś, by żyło nam się lepiej… – Jego broda zadrżała.

André pochylił się, tak by ich oczy znalazły się na tej samej wysokości.

– W istocie. Zostawiłem złoto, by niczego ci nie brakło. I przybyłem. Za późno, ale przybyłem. Jestem. I od teraz zaopiekuję się tobą, synu.

André wyciągnął dłoń, ale chłopak tylko na nią spozierał, nie wykonawszy żadnego ruchu. Mężczyzna cofnął zatem rękę i rzekł:

– Pojmuję, że nie od razu mi zaufasz. Julio – zwrócił się do Pierwszego – rozkuj go.

Mężczyzna odpiął żelazne obręcze z nadgarstków chłopca. Severo rozmasował obolałe napięstki i łypnął podejrzliwie na obu mężczyzn.

– Jesteś wolny. Możesz spać w mojej kajucie, ale wiedz jedno: od następnego rejsu będziesz zdobywał marynarskie szlify, by pływać wraz ze mną pod banderą Czarnych Braci. Julio oprowadzi cię po okręcie. A gdy dorośniesz i na to zapracujesz, otrzymasz własny statek.

Minęło sporo czasu, zanim Severo począł obdarzać André zaufaniem. I mimo że widok ogromnego okrętu zaparł mu dech w piersi, zachowywał umiar w okazywaniu emocji. Nie był też skory do rozmów. Zwykł przesiadywać na mostku kapitańskim i wpatrywać się w horyzont, nieustannie próbując zrozumieć, dlaczego to jego spotkał taki los. Nie przeniósł się też na noc ani do kajuty ojca, ani do kubryku. Nadal sypiał w ładowni, w miejscu, w którym z początku go więziono. Załoga ojca, mimo iż prezentowała się groźnie, okazała się przyjazną i wesołą kompanią. Każdego wieczora piraci spotykali się na wspólnej wieczerzy, suto zakrapianej grogiem. I choć Severo usilnie starał się sprawiać wrażenie, że piracki żywot go nie interesuje, kątem oka podziwiał majestatyczne żagle i wsłuchiwał się w dźwięki, które wydawały, łapiąc wiatr. Koiły jego rozedrgane nerwy, jakby śpiewały mu pieśń. Aż pewnego dnia chmyz sam zgłosił się do bosmana z prośbą o jakieś zajęcie.

Kolejne dni mijały chłopcu na nieustannej nauce. Wszystko chłonął jak gąbka, a każdą zleconą pracę wykonywał sumiennie. Za każdym razem, gdy napotykał czujne spojrzenie kapitana, dostrzegał w nim dumę. Każdy taki przebłysk uznania w oczach ojca kruszył mur wokół jego małego, zatwardziałego i zbolałego serca. Aż w końcu pewnego wieczora, kilka dni przed dotarciem na Wyspę, Severo podszedł do stojącego na kapitańskim mostku André. Tkwili tak w milczeniu. Ojciec i syn. Wiatr od morza rozwiewał ich długie, kręcone, czarne jak noc włosy. Chłopiec wyjął dłonie z kieszeni i z cichym westchnieniem objął ojca ramieniem w pasie. Najpierw André się spiął. Nie suponował, że chmyz kiedykolwiek zapragnie się zbliżyć. Jego dłoń z lekkim zawahaniem spoczęła na ramieniu chłopca. Potem objął jego głowę i przytulił syna do swojego boku. Czuł, jak ramiona mu drżą, a ręce ciasno oplatają ojcowski tułów. André pochylił się i złożył na włosach Severa pocałunek, szepcząc:

– Zaprawdę powiadam ci, żałuję, iż nie przybyłem ­wcześniej.

To był pierwszy i jedyny moment, w którym ojciec i syn otwarcie okazali sobie uczucie.

*

Wyspa przywitała Severa ostrym słońcem i głośnym skrzekiem ptactwa. Z zaciekawieniem obserwował zbliżającą się w żółwim tempie plażę. W środku jednak trwożył się przed nieznanym.

André… Ojciec zaprowadził go do chaty stojącej na środku gęsto zabudowanej osady, której mieszkańcy obserwowali go z zaciekawieniem. Severo ze zdumieniem spostrzegł, że większość z nich jest czarnoskóra. Widział już kiedyś ludzi o takim kolorze skóry. Byli sługami w bogatych domach, czasem stanowili towar na targu w malagijskim porcie.

Ojciec odsunął bambusową kotarę i weszli do pogrążonego w mroku wnętrza.

– Poczekaj tu na mnie – poprosił André i wyszedł.

Dopiero teraz – w tej pustej bambusowej chatce, na Wyspie pośrodku oceanu – Severa zaczęły nachodzić niepokojące myśli. A jeśli to nie jest wyspa piratów, tylko kanibali? A jego zwabiono tutaj podstępem tylko po to, by go pożreć? Wszak znane mu były baśnie zasłyszane w malagijskim porcie o dzikich ludach zamieszkujących afrykańskie wybrzeże i pożerających ludzkie mięso.

Ciało chłopca pokryły ciarki. Wzdrygnąwszy się, pospiesznie dobył noża, który znalazł na stojącym na środku chaty stole. I czekał. Na jego twarzy gościła marsowa mina. Krzaczaste brwi miał ściągnięte tak, że prawie tworzyły jedną linię, a na czole widniała podłużna zmarszczka. Rozglądał się niepewnie po pustej chacie, a gdy usłyszał dźwięk odsuwanej bambusowej zasłony, obrócił się na pięcie i wyciągnął przed siebie ostrze. Jego ręka zatrzymała się jednak w połowie drogi, bo właśnie wtedy ujrzał ją. I wszystko inne nagle przestało się liczyć. Miała cerę koloru gorzkiej wody4, którą señora de Borbón przyrządzała mu zawsze, kiedy wykonał dla niej jakąś drobną pracę. Przepełnione ciepłem i troską oczy ciemnoskórej niewiasty spoglądały na niego czule, a na wydatnych krwistoczerwonych ustach błąkał się przyjazny uśmiech.

– Odłóż nóż, Severze, i poznaj moją oblubienicę Lerate. – Usłyszał głos ojca.

Chłopiec posłał mu chłodne spojrzenie i ponownie przeniósł wzrok na ciemnoskórą damę. Otoczona była teraz ramieniem kapitana, podczas gdy jego druga dłoń spoczywała na jej sporej wielkości brzuchu, na który chmyz dopiero teraz zwrócił uwagę.

– Severze… – ponaglił go ojciec, kiedy ten nie zareagował.

– Daj mu czas, André.

Jej spokojny, melodyjny głos poruszył coś głęboko w sercu chłopca.

– Jest przestraszony. Severze – zwróciła się do niego – zamieszkasz tu z nami, mam nadzieję, że poczujesz się jak w domu. – Podeszła do niego, położyła mu dłoń na policzku i schyliwszy się, złożyła na jego czole delikatny pocałunek.

Ciało chłopca zesztywniało na tę niespodziewaną pieszczotę. Popatrzył Lerate prosto w oczy i już wtedy wiedział… po prostu wiedział, że to ona zawładnie kiedyś jego sercem.

1 Pierwszy po Bogu – kapitan statku.

2 Infant – tytuł przysługujący dzieciom królewskim.

3 Luidor – z fr. _Louis d’or_, francuska złota moneta, wprowadzona do obiegu przez Ludwika XIII.

4 Gorzka woda – tu: kakao.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: