Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czarno-białe motyle - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czarno-białe motyle - ebook

Jak wiele potrzeba nadziei, aby obudzić się jeszcze raz? Co człowiek musi uczynić, żeby miłość poznała ciężar jego imienia? Oto zaproszenie do krainy pokornej fantazji, do wszechświata, gdzie życie przeplata się ze wspomnieniami, gdzie słońce zagląda do zaginionych dusz. Tutaj śmierć tylko czeka, aby ją oswoić.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8245-487-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

nierozpoznana pamięć

zbyt ciasny wzrok zamyka się w sobie

wraz z nadejściem poranka

nakrapiany pocałunkami księżyc

wygląda zza rogu lewego oka

powróć wraz ze spadającą gwiazdą

z przekrzywionym zadziornie horyzontem

oszukaj uwierającą w piętę prawdę

jej dozgonność jest wybitnym aktorem

pamięć znów przez nikogo nierozpoznana

szuka pokarmu na śmietniku przeszłości

znajduje tylko gnijące ochłapy serc

i nikomu nie potrzebne wyrzuty sumieniaprzybij do krzyża

zanim niewykorzystana epoka

wskrzesi jeszcze jedną śmierć

niewyspaną i nabzdyczoną

przeto w niezbyt sprzyjającym nastroju

zanim utykający na lewy przedsionek

pozwoli ujrzeć w ścianie

skamieniały uśmiech

na niepoprawnie długich twarzach

powróć w modlitwie i świetle

na złość nienarodzonym

paciorkom strachu i wybawienia

strzępom języka wystawionym na wiatr

nie skarż się na zbyt ostre lśnienie

mamy w zanadrzu

trochę łatwopalnego bólu

dla urozmaicenia i świętego spokoju

przybij do krzyża wraz z Bogiem

swoją matkę ojca żonę dziecko

Boże mój Boże czemuś mnie opuścił

zanim ustawiłam się w kolejcenajwygodniejszy uśmiech

na dnie szklanej kuli

pałętają się bezludne dni

myśli zaprzęgnięte w nieoszlifowane

odłamki deszczu

pękające między liniami papilarnymi

mojego wyznania nie-do-wiary

jaki kolor ma twój

najwygodniejszy uśmiech?

z której strony powróci

wyświechtana i trochę mniej wyuzdana

marnotrawna noc?

w nogach mojego podłego łóżka

waruje ten sam Bóg

wybaczam Mu ciągłe spóźnialstwo

i ustawiczne roztargnieniepróbujemy

próbujemy wyszarpnąć sobie

wstążki spisów treści

próbujemy odnaleźć

w oku bliźniego planetę

która obraca się wokół

własnego ego

próbujemy odszukać milczenie

toczące się echem

po pustych kartach

skradzionego almanachu

próbujemy odzyskać samotność

gdyż rozsypane czarne półsłowa

dają zbyt mało życia

próbujemy nie spóźnić się

na życie to ostatnie w tym sezonie

próbujemy podzielić się

miłością ale wiecznie czegoś brakuje

próbujemy ocalić świat

Bóg schował głowę w piasekimieniny Boga

zakrwawiony kurz

na nieciekawych ustach

przekleństwo wiary dające jedynie

posmak bezprawności

róża twojego serca wkrótce ulegnie

zabliźnieniu

oddaj moim zmysłom trzeźwość

wczesnego mroźnego poranka

utkwionego w czasie promienia

pękniętego światła

przybliż się do granic do bram

schwytaj w płuca muśnięcie

motylich skrzydeł

zaadoptuj czas abyś nie czuł się

taki samotny

w dniu imienin BogaBoża krew

Boża krew rozkwita bujnie

w naszych zbyt wąskich żyłach

płód słowa gotuje się

w przytulnej czeluści gardła

wstąp choć na moment

do mojego sierocego sumienia

przywitaj i czuj jak u siebie

w piekle

staromodne jest poszukiwanie

krzyku pośród maligny milczenia

znajdź siebie w tłumie

koszmarnych słów

pośród wyrzuconych przez okno

niczyich modlitw

przepalonym od nadmiaru światła

skłóconych archipelagówzaplątane w oddech słowa

skrępowane nocnym czasem

błyśnięcia

lustro odwieczny hipokryta

dowodzi że światło odnalazło

utracony cień

otumaniony wyziewami

prosto z serca róży

wreszcie uwierzyłeś

w moje wyznanie wiary

w bezkresny powiew naiwnych sekund

ginę w niedopracowanym jutrze

pobudź do religijnego odstępstwa

zaplątane w oddech słowa

skazane na pragnienie

twoja melancholia

ciśnie się do oczu

oswojone niebo

ze spróchniałym słońcem czeka

aż nakarmię je z rękiśnięte sny

na pamiątkę po świecie

pragnę złożyć czarne lilie

zadedykować ci to epitafium

umieraj długo i szczęśliwie

zaciśnięta pięść języka

jak zwykle trafia w sedno

łzy są bardzo drogie

nie warto

stoję u krawędzi wrażliwości

odurza mnie zgiełk

w tym zaginionym życiu nie mieszka

ani ból

papierowy bezdech

płynę wraz ze śniętymi snami

płynę w dół ciała

ślad twojego serca

dogorywa w zbyt czarnych wargachjak zwykle przegrywam

przynieś puste ramiona

tak mi zimno

otwórz na oścież wiatr

sny nie mają czym oddychać

przeciskam się przez szparę

w odświętnym sumieniu

przywdziewam strój błazna

by było prościej

nauczmy się nawzajem

skradzionych sezonów niedołężnych

słów

zaopiekuj się moją krwią

przywłaszcz nienarodzoną śmierć

pobłogosław poranek

by wydał zakazane owoce

zmęczona ciągłym odpoczynkiem

bawię się w wyrzuty sumienia

i jak zwykle przegrywamoddam śmierć

ciemność wiekuista

niech nigdy nie zaświeci

przed nami noc

pozbawiona świtu

opłucz sumienie

przyjdź w potrzebie

choć cię nie potrzebuję

porzuć swoje ciało

i przeprowadź się do mojego snu

delektuj zeschniętą duszą

ubierz się stosownie

do kolejnej dedykacji

nienarodzone urojenia

bolą najmocniej

przynoszę ci w podarunku

moje poprzednie wcielenie

oddam śmierć w dobre ręceprzeklęta woda

kleks na życiorysie

mojemu językowi zabrakło

atramentu na ciężarną puentę

nakarm nienasyconą wolę

by wróciła na tarczy

przeprawiam się przez rzekę

która wystąpiła z żył

przeklęta wodo odpuszczenia

niepokalana łzo na firmamencie czoła

odnajdź pytania dla moich odpowiedzi

zanim wzejdzie kolejne słońce

noc schowa na chwilę pazury

a wiosna udławi kwaśnym oddechem

dogadaj się ze śmiercią

wyciągnij rękęumierać nadaremno

spętani czterema stronami świata

ukrytymi za kotarą smutku

domagamy się lepszej miłości

modlę się do samotności

aby przestała kojarzyć się

ze szczęściem

błagam o listek prawdy

idę w poprzek rzeki

do spiżarni dusz

wyczerpana podwójnym życiem

borykam się ze łzami

o Panie który czuwasz

nad naszą wolą

czy przyznasz się

do prawdziwego imienia?

pomożesz narodzić się na próbę?

utraciłam mój zabliźniony czas

zaprzepaściłam noc duszną

od nawałnicy gwiazd

kochany obiecasz mi ból

zatracony przed nieudaną śmiercią?

zrozumiesz życiodajny strach

który spijam z oddechu?

rzuć mi kawałek powietrza

żebym nie musiała umierać nadaremnopęknięte światło

pęknięte światło

nie zna bólu

zrodził się

w nieznajomym sercu

nie znam myśli

które miałbyś ochotę obłaskawić

wiem jesteś głodny ale

nie zabieraj mi ostatniego

oddechu chleba

pomódl się do tego samego Boga

do którego zwracam się

po imieniu

złap odrobinę wczorajszego poranka

wolność którą niesie czas

którą dźwiga przepracowany cień

nie martwmy się

o gwiazdy

pozbawmy księżyc resztkę samotności

trzymam za rękę

umierający wieczór

nie ufam swojemu życiu

odległemu od kościstej rozkapryszonej

melancholii

czyste jest dziś niebo

twojego spojrzenia

gorzkie macice dłoniNie bój się…

Nie bój się o świat,

poradzi sobie

bez twojej obecności.

Nie bój się o swoje życie,

na pewno ktoś je kocha.

Nie bój się o nadwerężoną złość,

pasie się na ludzkich łzach.

Nie bój się o ciszę,

przekrzyczy najgłośniejszy smutek.

Nie bój się o samotność,

na pewno urodzi się

bez twojego wsparcia.

Nie bój się Boga,

On tylko przygląda się przedstawieniu.

Nie bój się zimy, to prolegomena

do najsłodszego popiołu.

Nie bój się kochać,

bo nikt tego za ciebie nie zgadnie.

Nie bój się śnić,

bo czasami masz tylko sen.

Nie bój się uśmiechać do ludzi,

im także jest zimno.

Nie bój się czekać na nadzieję,

pewnie znów się spóźni.

Nie bój się oddychać

tym samym powietrzem, co ja.

Nie bój się…

Nie bój się, gdy masz świat w zasięgu ręki,

gdy serce dotrzymuje ci kroku,

gdy śmierć śmiertelnie się obraziła…trzcina myśląca

człowiek jest skargą świata

cieniem płomienia świecy

na opuszczonej mogile

płytkim westchnieniem wiekuistości

żałosne istnienie

spowite tchnieniem Boga

przemijające z gwiazdami

których wyrzekł się zmrok

nie ma w nas ciszy

głośniejszej od krzyku śmierci

jesteśmy echem łez

echem szeptu

i choć zbyt ciężki krzyż

przygważdża nas do nieba

a Bóg podstawia nogę

ufajmy ciszy przed burzą

wierzmy w spowiedź zagubionego deszczu

nie bójmy rosnącej w nas tęczy

zanim wzejdzie kolejny świ(a)t

a ten Bóg odda do reklamacji

udajmy się w podróż

wokół duszy

nie ma bowiem w nas

ani jednej łzy

którą przedwczoraj upuścił Pancierpiący na depresję czas

nie ma w nas dość miłości

aby zgrzeszyć

błąkamy się

między zarodkami obłędów

lecz pozostał tylko cierpiący

na depresję czas

zanim tętent serca przetoczy się

poprzez sumienia

zanim kostucha spóźni się

do pracy

obudźmy sny

narośl na wykrochmalonej pamięci

człowiek zmęczony

niezdrowym oddychaniem

nie pozwoli się oswoić

przybłąkana bezpańska fantazja

gotowa oddać życie

za kawałek suchego słowa

czy został jeszcze okruch sekundy

by zapłakać nad jutrem?

już się nie boję młodości

nie uciekam przed spadającymi gwiazdami

zanim jeszcze raz

pomyślisz

nadaj imię zerwanym z łańcucha

koszmarombolesny pocałunek

nie ma w nas snu

z którego nie sposób się obudzić

błądzimy między kartkami

szukając interesującego rozdziału

zostało w nas kilka okruchów

wczorajszych wielokropków

marna fotografia pamiątka

po lepszym Bogu

ubrana w wyjściowy uśmiech

podążam za trendami w modzie

rozczesuję twoje myśli

zbyt czcze

by zaufać poezji

niestety puenta zmarła

na nowotwór duszy

z przerzutem na serce

wszyscy próbujemy dogonić światło

lecz wciąż poszukujemy

świeżych cieni

cieni ciernistych

aż do bólu który oddajesz

bolesnym pocałunkiemuwierzyć w człowieka

chciałabym uwierzyć

w człowieka

przepadł

na stworzoną przeze mnie śmierć

chciałabym uwierzyć

w człowieczeństwo

ale zapomniałam że odmienia się

przez przypadki

pukam od drzwi do drzwi

mimo że ktoś skradł klamki

choć życie wątpi w moje istnienie

choć kusi

od niechcenia

robaczywym zakazanym owocem

nadejdzie pora kiedy dogonimy światło

zanim oszukamy własne jutro

spojrzymy kłamstwu w oczyoderwij twarz od lustra

oderwij twarz

od lustra

przejrzyj się w ludzkiej twarzy

spójrz w górę

tam gdzie kwitną marzenia

pocałuj mnie aż do kości

zakochaj się w życiu

zakochaj się w duszy

błądziłam latami by odnaleźć

szczęście które ukryłam

przed samą sobą

sny szczególnie te najzdrowsze

są nieuleczalne

nie bój się łez one są dowodem

że wciąż czeka na nas Bóg

za zakrętem

sprzedając świeże serca

po okazyjnej cenie

czy stać mnie

choćby na jedno?

tak łatwo odejść gdy wszyscy patrzą?wynajęty raj

niech moje kłamstwo

pozostanie różą

żebyś mógł pielęgnować serce

wstrząsane spazmami

nieodwołalnego świtania

podnieś tę mleczną łzę

by napoić pamiątki

po wymyślonej teraźniejszości

lecz kiedy świ(a)t udusi się

w pętli twoich przepalonych gwiazd

splecionych naprędce dłoniach

wspomnienie będzie ślepą uliczką

do zbyt rozległych warg Boga

chociaż samotność jest

dla najmądrzejszych a miłość

płoszy sumienia

pomalutku ruszymy z odsieczą

westchnieniom rachunku

wybudujemy dom

publiczny

prolegomenie do łagodniejszej śmierci

co wciąż wraca

do wynajętego przez nas rajugrzech pierworodny

w moim świecie wstaje słońce

którym pragnę cię nakarmić

w moim świecie budzą się gwiazdy

by nieść ci światło mojej obecności

nie bój się że spłoszysz strach

ciężki jest cień spowijający twój czas

myślę o tobie

ale ukradkiem w obawie

że znów powitasz mnie prawdziwym dotykiem

usłysz mój krzyk

głośniejszy od wyrzutów sumienia

spisz na mojej skórze

swój rachunek

swoje bezinteresowne wyznanie miłości

miłości własnej

schowaj swój grzech

pierworodny

na dnie serca

serca od dawna skwaśniałegozjedzą nas na obiad

miękkie futro światła

noc niedokończona

według wizji kłamstwa

podnoszę ostatnie stracone sumienie

przyrzekam śmierć

znów nie potrafisz wymówić

imienia życia

wskrzeszona z kajdan

błąkam się po przytułkach

dla zaginionych

zanim pęknie powieka

język odleci do ciepłych krajów

oswój moją samotność

wyuzdaną pruderię

tłuste słowa cierpią

na nadmiar kwintesencji

potrzebuję zimnokrwistej nocy

aby wznieciła kłamstwo

nie ma nic piękniejszego

od śmierci we śnie

zanim wyschnie krynica słońca

zanim odmarznie przypadkowe spojrzenie

podziękujmy łzom

spadających gwiazd

kiedy miłość będzie w promocji

zjedzą nas na obiad

pożyczone pożądaniaśmierć ma łzy w oczach

nie została jedna fałszywa łza

dwubiegunowe szczęście

kiedy pęknie pąk serca

zanim opatrzność pogrozi pięścią

pozostaniemy w muszli

nie martw się

umarłeś zbyt młodo

by stworzyć jeszcze jednego Boga

chciałabym zadedykować ci życie

ale rękopis spłonął puenta

targnęła się

śmierć ma łzy w oczach

półsen zaginiony pośród dusz

zagubiony na mieliźnie

indywidualnej apokalipsy

krew złuszcza się rany czerstwieją

wybacz nie oddycham

twoim powietrzem

wybacz że krew mojej róży

płynie w przeciwnym kierunku

nie daje ciepła

z przegryzionej naprędce wargi

nie wycieka już ani jedna ciszanajnowszy uśmiech

wybacz mi tę milczącą nawałnicę

karmię ją obłędem

który nie pozwala dłużej lśnić

Boże czy zdołasz objawić mi się

w swoim najnowszym garniturze?

trzeba wyglądać porządnie

w dniu apokalipsy

cofam się po drżącej linii

między nawróceniem a zimą

między śmiechem a odkupieniem

między przebudzeniem a starością

rozbudźmy się zanim

zrobi to za nas ktoś inny

choć urodziłam kolejną noc

choć Bóg się poddałobudź się z mojego życia

nie ma w nas śniegu

ukrytego w muszli twojej dłoni

czy żyzne palce Boga

otworzą drewniane wieko?

tonę w przestworzach

niczyjego języka

wełniane chmury łaszą się

do róż

mieszka w tobie świt

który nie ustąpi miejsca

jest w tobie coś z człowieka

o czym marzy każdy Bóg

strumienie łaskawego bólu

bronią się przed dotykiem

obudź się z mojego życia

jasna sprężysta krew

co mieszka w nas

jest niedokończonym epilogiem

dwubiegunowe myśli

maskują swoją potrzebę ciepła

odejdź nim czas stanie

ci na drodze

póki przez nasze żyły brnie życie

póki umierają za nas aniołowiepłótna

czy stanę na baczność

gdy umrze ostatni człowiek?

czy powstrzymam się

od śmiechu?

brudne słowotoki

tak podobne

szkarłatnym szkiełkom

odłamkom trucizny

świat umrze dobrowolnie

nakarm mnie

świeżo zebranymi łzami

pierwszy raz widzę cię

z roześmianym sercem

pozostał

dymiący ochłap

odosobnione modlitwy

które utraciły blask

skazana na obrazoburczą nadzieję

wypatruję bliskości

zawsze będzie dzielić nasze płótnaroztropność

czasy kiedy drzewa chadzały parami

odejdą do lepszego piekła

usiłuję skrócić wieczne łzy

ale skończyła mi się wiara

jedno marzenie i skonam

z przeznaczenia

nie rozumiem ludzkich ścieżek

samotnej ciszy na krawędzi

rozpościeram duszę

płynę w objęcia

niczyjego szczęścia

upajam się klęcząc

promienista wątpliwość

wdziera się na kolana

po czym rozpoznać milczenie?

schowałam się w zarodku niepewności

skończyła mi się żałoba

z obnażonego snu staję się

ciekawszą rzeczywistością

tłamsi mnie kolejny rok

szaleńczego czekania

jeszcze jeden zjadliwy znak

wypełnioną ciszą głowę

wrzuciłam do kosza

wierzyłabym w strach

miłość ma przerośnięte ustaprzepraszam za spóźnienie

coś kłuje mnie

w lewe oko

znak utraconej kolejności

życie spóźnione

na ostatni oddech

pękł mi pęcherzyk strachu

zabłąkane dłonie oczekują rozwiązania

gładzę językiem

myśl ofiarowaną przez prawdę

wchłaniam kłamstwo duszę się

z nadmiaru serca

dokąd zaprowadzi nas

wczorajszy świt? zmęczona światłem

wypatruję kresu

zagniewanych ramion

z braku życia została śmierć

ma dwadzieścia osiem lat

i twój uśmiech

nienaruszone słowo boi się

zostać myślą

przystaję na krawędzi

suchych powiek

wciąż jesteś przypadkiem

skargą na uśpioną życiodajność

gdybyś odróżnił lęk od miłości

czym byś się stał?na słowo

wspomnienia tłamszą

piękno i roztropność

zostało tylko pięć złotych

i zużyty grzebień

wyznaję ci szczęście

obiecuję ciekawszego Boga

wypełniona zamierzchłym prawem miłości

siadam nocy na kolanach

znam beznamiętność twoich kroków

z obawy przed wyrazem

śmierci chowam życie

w zalążku orzecha

spróbowałabym pokonać

granicę ale

stłukłam duszę

z wieczystego strachu biorą się

najlepsze czasy

kilka oddechów i poznam ciszę

twojej jedynej pieśni

nie chcę zaczekać na czas

wspomnienie ma wyjałowiony smak

przysiądźmy na gwiazdach

dajmy odetchnąć nocy

widziałam więcej

zgubiłam światło

stałam się żartem

który bawi tylko Boga

Boga czekającego

aż zdołam uwierzyć

Mu na słowoziarenko

przemierzam nieśmiałość

od ucha do ucha

nieopodal błąka się śmierć

zaciskam zielone piąstki zatracenia

udaję że skradł los

stracona i niczyja

przeglądam się

w pustych snach

nie wiem skąd w tobie tyle ciszy

niesłowność nadrabiam

zmęczonym rozczarowaniem

pragnę nazwać życie

urodzinowy prezent

spłonął ostatni dzień

noc błaga o litość

czy warto nauczyć się

okruchów straconego pojednania?

nadmiar śmierci

bywa szkodliwy

zaciskam serce aby umrzeć

bez ciebie

ty zgasiłeś ciemność

w niedokończonym losie

trzeba zaczekać

na zmęczone liście przemijania

po głodzie ostała się

zatknięta za ucho tajemnica

wybuchło mi serce

resztki lepszego końca świata

odkąd wróciło zatracenie

pora wskazać myślom

właściwy kres

kres co zastąpi

zaklęte w ziarnko sumienietylko ciebie

do kresu zostało

kilka rozmazanych niedorzeczności

zapomnianej przyszłości

niczyjej wieczności

życiu do twarzy ze śmiercią

rozpamiętuję myśli uciekam

przed rozkrajanymi snami

wzniesionymi na żądanie przepaści

życie pokazuje język

język ludzki

nie wiem

wciąż słyszę krzyk

jest cienki jak kość

lepki jak włosy miłości

pozwól zachłannym ciemnościom

zamieszkać we łzach

świt wypłoszy przeciwności

zanurzam myśli

w przestworzach marzeń

wdrapuję na samo dno

nietkniętej przyjemności

z której strony przyglądam się

odpadkom romansu?

błędny jest koniec

niepoprawna krew ścina się

w rozochoconych żyłach

marzyłam o miłości

lecz Bóg dał mi ciebiedrobina powszedniego świata

nie pozostała

cząstka powszedniego świata

nie ma w nas utraconych

form jestestwa

boimy się o nieistniejące życie

skarb nieba

nie ma w sobie krwawiącego czasu

niepokoimy się o idee

chociaż tęsknimy za ochłapem

próbuję dogonić sen

zmagam z obłokami

trzymam w zębach konającą przyszłość

statek który musiał mnie tu przywlec

wciąż płynie pod prąd

zapamiętajmy nasze odbicia w lustrze

widzimy je po raz ostatni

po raz ostatni rzućmy na pożarcie

wydumanym słowom

nasz boleśnie rozległy śmiech

schowajmy się pod językiem Boga

parę niedogotowanych myśli

zaprowadzi nas na niedzielny obiadCieśnina naiwności

Strach, którego nie odnajdziesz

w najtrudniejszych snach.

Nie chcę marzyć wbrew tobie,

w tobie widzę moje spalone mosty.

Za rogiem powieki

życie, przymierze ubrane na czarno,

pogrążone w głębokim uśmiechu.

Nie umiem nazwać

nadwerężonego poczucia wstydu,

nadzieja przysiadła na gałęzi

mojego języka.

Nie wystarczy prosić o więcej,

niewinności nie da się podwoić.

Zanim dusze odlecą

za granicę słońca, zanim księżyc

spóźni na nocną zmianę,

oswójmy demony.

Niech będzie tak, jakby spadł deszcz,

jakby niebo nagle się zatrzymało.

Łzy płyną poza margines,

poza fałszywą przysięgę,

poza zaprzepaszczoną cieśninę naiwności.Jak w poprzednim tysiącleciu

Zmyślona krew.

Wyuzdane światło gwiazdy.

Nie kochasz na darmo, póki pada

deszcz pokuty.

Za wzniesieniem mieszka zakazane echo,

niewyczerpany pogłos cienia.

Uśmiech już do ciebie

nie należy.

Słone słońce nie smakuje

jak w poprzednim tysiącleciu.

Nie rozkazuj moim marzeniom budzić się

zbyt późno, nie zmuszaj łez,

aby syciły glebę.

Rozdarta na siedem części,

przeklęta przez diabła,

nie ufam.

Pozbawiona oddechu skorupa

nie zna potęgi unicestwienia.

Znów rozbolała mnie

sadystyczna świadomość,

poczułam twoją nieznośną pieszczotę.

Ból wżyna mi się

w płuca.

Wypożyczone marzenia są od dawna

przeterminowane.

Pogodzisz się z krwią,

odebraną dobrowolnie?Nierozpoczęta walka

Przetaczam pięść mojego mózgu

ponad granicą cienia i bólu.

Spijam z twoich rzęs

resztkę zeszłorocznego śniegu.

Przytul się

do zrogowaciałego serca, wskrześ je

fałszywym światłem księżyca.

Wzdłuż żył mknie krzyk,

zjednoczona pośpiesznie modlitwa.

Twoje marzenia są tak smutne,

że bez trudu mieszczą się w dłoniach.

Tak bardzo się boję.

Przeraża mnie sen, w którym od dawna

nikt nie mieszka.

Usiłuję nie myśleć o twoim jutrzejszym uśmiechu,

o łzach.

Drewniany klocek mojego serca

sunie w poprzek rzeki.

Nie jestem jedynym zwycięzcą

w tej nierozpoczętej walce.

Moje skołtunione myśli

wyczekują źródła światła.

Nie jestem twoim marzeniem,

miłość nie pasuje

do mojego smutku.Kościste

Nie ma ulic

bez obiecujących świateł.

Prześwietlony kształt nocy

przenika ścianę

naprędce sfałszowanych drzwi.

Budzę się, wstydzę się

moich nieśmiałych fantazji.

Pogódź się z deszczem, rosą

wsiąkającą w smugę

melancholii.

Obracam w wargach

przedwczesny pocałunek,

lęk przed słowami,

których nikt nie zdoła uleczyć.

Znów znajduję się

w zasięgu twojego języka,

gardzę nocą.

Nie ucz milczenia, nie wymagaj ode mnie

krzyku.

Może nadejdzie epoka, kiedy zgnije

twoja ostatnia łza?

Kiedy spłonie niedokończone słowo?

Nie broń się

przed światłem,

nie powstrzymuj przed stadami

kościstych wspomnień.Łza wyłuskana

Łza wyłuskana spod martwej powieki.

Czekamy na powrót szczęścia,

ale nikt

nie przyniósł uśmiechu.

Kiść serca przewraca się

między przewlekłymi napadami

nadziei.

U wezgłowia czeka słodki Bóg,

trzydziestoletnie dzieciństwo.

Nie czekaj na przysięgę, ubierz się

odświętnie

i utop we łzach swojego ukochanego wroga.

Jesteś tylko i wyłącznie

kamieniem w oku swojego brata.

Strachem, za którym tęsknimy.

Nie domagaj się samotności, nie błagaj

o ślad na szczycie serca.

Wciąż liczymy, że ominie nas

ostateczna łza. Ostateczna skarga,

do której nikt się nie przyznaje.Zaniedbany raj

Skowyt zabijanego poranka.

Język stoi na straży milczenia.

Podnieś z popiołu resztkę

moich zabliźnionych myśli.

Smakowałam łez,

przed którymi nie ma ucieczki.

Oto twój kolejny krok

na trotuarze duszy, jeszcze jeden krzyk

w imię powrotu.

Stań na warcie

przestarzałych śladów.

Powitaj z pustką.

Jałowa, gęsta krew

gromadzi się u szczytu skroni.

Zanim obiecasz lęk, złóż na ołtarzu

moich skrupułów ostatni ból.

Tegoroczna zima nie wymaga

wiele światła.

Nie potrafię przyznać,

sprzedałam poświęcenie gwiazdom.

I choć moje życie umrze z głodu,

powita nas zaniedbany raj.Życie tęskni za śmiercią

Róże beznamiętnych pieszczot.

Bez krztyny wspomnienia

wspinam się na wieżę z dłoni,

rozproszonych palców.

Oddycham rzeczowo, moja litość

stoi w kolejce po odrobinę

przetrawionego chleba.

Ładnie wyglądasz w tym śnie, wiesz?

Uwiera mnie w piętę

twoja nieśmiertelność, przekrwiona

teraźniejszość.

Łzy płyną w poprzek

objęć, wbrew skradzionej świadomie

potędze zmartwychwstania.

Jest we mnie Bóg, najliczniejszy z bogów.

Żyzna gleba podniebienia

spodziewa się chrztu.

Kiedy odnajdę w tobie serce,

podziel się ze mną krwią.

W przewidywalnej historii widzę

rozrzedzony śnieg.

Marzenia spełniają się, gdy jest już

zdecydowanie za późno.

Świat zazdrości nam szczęścia.

Życie tęskni za śmiercią.Umierają najciszej

Pozbawieni marzeń

umierają najciszej.

Płytkie wspomnienia tłoczą się u

twojego oddechu.

Nie widzę w tobie zaginionych rozdroży.

Lepkie światło nie daje cienia.

Tonę pośród straconych wykrzykników,

naznaczonych zmierzchem wielokropków.

Tak wiele jest odpowiedzi,

a tak mało pytań.

Jest w nas coś, co nie zabroni kochać

bez odpowiedzi.

Czuję w gardle zmierzch,

kres przepołowionego słowa.

Umieram bez krzyku,

umieram bez szeptu.

Krew bez pozwolenia

staje się winem.

Wyrzuć z siebie ostatnią łzę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: