Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czarno-białe witraże - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czarno-białe witraże - ebook

W tej książce znajdują się wiersze dotąd niepublikowane oraz te, które pojawiły się w dwóch poprzednich tomikach. Wszystkie teksty łączy trudna tematyka — a jest nią głownie śmierć, cierpienie, strach, smutek. Słowa są nasączone zielonooką melancholią. Pełno w nich żalu i rozczarowania światem. Wiersze dotyczą także miłości i szczęścia, ale raczej jako nieosiągalny element.
Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-011-1
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

pierwsze słowo

kluczyłam między językami

obcymi

próbując odnaleźć źródło

słów zrodzonych

przez większość

stukałam do wszystkich okien

jakie się nastręczały

odpowiadało dudnienie deszczu

wskakiwałam na parapety

chcąc dokładniej widzieć twój sen

kojące beznamiętne oblicze

złudzenie sprawiało

nasz ból był niepowtarzalny

czas potykał się

o własne wskazówki

usiłowałam odszukać odrobinę

żyznej gleby gardła

by zasiać ziarno

pierwszego ludzkiego słowachcę się ogrzać

byłeś karykaturalnym snem

z którego się nie uwolniłam

rozdrapanym znamieniem

bo stać go na więcej niż pospolity cień

tarmoszę twoim ciałem

któremu dawno uciekła dusza

mamrocesz najbrzydsze modlitwy

jakie słyszał Lucyfer gasząc światło

światło zagrzmiało namiętnie

ograbione z resztki chciwych meteorytów

zanim uwolnisz się od kolejnej rocznicy

wiodącej ku nocom

pokaż mi linię życia abym mogła ogrzać

rozprostować pomiętą dziewiczośćczarno-białe witraże

pozostała mi po tobie szklanka

niskoprocentowego mleka

obowiązkowo bez laktozy

i jedna zeschnięta bułka

pamiętająca wczorajszą świeżość

nie mam nic

oprócz paru opustoszałych żył

łyków brudnego powietrza

krzywo przymocowanego świętego obrazu

czarno-białych witraży

szukam cię zachłannie

na białej kartce

podsuniętej pod nos przez stwórcę

próbuję dogonić puentę

przeciekającym piórem lecz wiem

potknę się o własne śladyżycie dokumentalne

postanowiłam odpocząć

od przemijania

trochę się naprzykrza

na pięć dni roboczych

zapomnę jak wypada i należy

poczciwie spać

przytulę policzek do torsu

tutejszego gospodarza

przez dwa tygodnie urlopu

nie będę zadręczała się

oddychaniem

sprawię pracowitym płucom

trochę wolnego

na trzy minuty zapomnę

o czasie

uczciwie zapracowałam

nie spodziewałam się honorarium

postanowiłam

odpuszczę sobie

współpracę z sercem

przejrzę w zielonych migdałowych źrenicach

Boga

po raz ostatni wypożyczę

za dwa złote

życie dokumentalneobudzić niedowidzących

pewnego dnia chciałabym

rozkochać powiew

poznać konsystencję i smak

obudzić na zawsze

bez wątpienia czy przypadku

obudzić niedowidzących

by nadal szli wbrew śladom

postawić pierwszy krok

w tej epoce

na znoszonym całunie

wypłowiałym

pomóc podnieść się Stwórcy

otrzepać jego szaty z brudu

odkazić rany

bez skargi po prostu

nauczyć się obowiązującego języka

pasować do układanki

odzyskać pierworodny czas

z domieszką grzechu

owocem buntu w palcach

pewnego dnia chciałabym

otworzyć oczy ostatecznie

i zobaczyć

jak ludzie błagają

na kolanachłatwopalna cisza

wstań dla mnie pokornie i nieznośnie

podaj niedojedzony

lekko twardy i kwaśny

owoc

wstań dla mnie i pokaż

która ze ślepych uliczek

wiedzie do raju

domniemanych ramion Demiurga

wstań dla mnie i udowodnij

do czasu kłębi się w nas

niepokalany wstyd

moc

wstań dla mnie i podaruj czas

na który liczyłam

czekał

wstań dla mnie

z jeszcze jednym mrugnięciem

ostatnim wyplutym wyrazem

wstań dla mnie i obejrzyj

zdejmij ciemne okulary

tam czeka łatwopalna ciszaostatnia para kluczy

chciałabym czasem

zobaczyć wiatr

ubrany w twoją flanelową koszulę

doświadczyć nocy

której do twarzy z gwiazdami

natrętnymi kometami

zasmakować odległości

dźwiga jeszcze jeden

zaplanowany przypadek

zanurzyć w następnym śnie

błagając o chwilę bólu

skrawek nostalgii

ocknąć pomiędzy zdaniami

jakich nikt już nie podlewa

nie pielęgnuje

zobaczyć w twoim uśmiechu

moją starość

porzucone pojutrze

chciałabym czasem

ujrzeć cię w twarzy Stwórcy

nad granicą między bólem a miłością

u stóp nieba

do którego zgubiono

ostatnią parę kluczyjęzyk pozbawiony słów

nie chcę mówić językiem

pozbawionym słów

nie chcę myśleć o szczęściu

czyni to ktoś za mnie

nie chcę walczyć o noc

niebo przekarmione

tłustymi niezdrowymi meteorytami

nie chcę spodziewać się nienawiści

mam w zanadrzu

nie chcę pukać do wszystkich drzwi

które napotkam

nie chcę rozmyślać o współczesnej

legendzie której imię

wspólnie nadaliśmy

nie chcę pamiętać o człowieczeństwie

podstępnie odkupionym

głuchoniemej muzyce

o miłości

towarze deficytowym

w tej części miastaochłap

jestem dla ciebie

pomimo zbieżności uczuć

jestem dla ciebie

choć cisza doskwiera wieczorowi

jestem dla ciebie

by podarować

najciekawszy przebłysk

jestem dla ciebie

chcę obdarzyć donośnym szeptem

cienkim do bólu

piszczel oczyszczona z mięsa

jestem dla ciebie

by wystroić się

w najznakomitszy uśmiech

jestem dla ciebie

pokochać co utraciłam

choć nigdy nie otrzymałam

jestem dla ciebie

pragnę podnieść niebo z klęczek

jestem dla ciebie

żebyśmy podzielili się

ostatnim ochłapem naszych ciałmleko prosto od matki

odkąd zrozumiałam

twoje udawane sny

miłość stała się niemiłosierna

odkąd doświadczyłam

pełni księżyca przepadłam

w smudze tęczy

odkąd dowiedziałam się

którędy do czyśćca

upuściłam szklankę z jeszcze ciepłym

mlekiem prosto od

matki

odkąd odnalazłam twoje ślady

na przekrwionych oczach słońca

dusza odmówiła współpracy

odkąd osiągnęłam zbawienie

nauczyłam się jak jest

być Wszechmocnympomyłka w rachunkach

przedostać się na drugą stronę

ulicy powierzonej

najnowszym wiadomościom

wzejść ponad światło

które leczy

przejęzyczenia i dygresje

udowodnić że cisza

także dzierży prawdę

spija z dłoni skamieniałą czułość

boję się

kolejna noc urodzi za mało

niechcianych gwiazd

poproszę cię o jeszcze jedną

wieczność

tak na zachętę

w ramach motywacji

nie czekaj na przynętę

czas pomylił się

w rachunkachostatni kłos

poranek jałowieje

podobnie jak czas kiedy dotyk

jest poza zasięgiem

śniadanie nie smakuje

nasze wiosny przemijają

myśl zatknięta za ucho Stwórcy

znów kona w nas

szczęście spopielałe niby spadziste

rozstaje

tchnące nowo odnalezionym

epilogiem

natrętnym jak nadzieja

dogorywa ostatni kłos

ostatni w tym roku wiatr

pocałunek na złość

domorosłej wierności

znikomy odcisk

na kościstych nadgarstkachnie zapeszyć

ktoś ukradł mi zeszłoroczne ciało

pozbawił grozy

ubogiej jak nieskończoność

choć błagałam

o minutę ciszy

wzniósł za mnie toast

pośpieszył się

z pytaniami na odpowiedzi

ktoś rozpostarł za mnie skrzydła

chcąc wzlecieć

z nieznanej ziemi

zrodził pamięć

by odnaleźć zamierzchłą

przyszłość

mlecznobiałe gwiazdozbiory

ktoś umarł na nowo

tak na wszelki wypadek

nie zapeszyć

nie odwrócić uwagiciężarna Wenus

obupłciowe wymiany zdań

nie znają umiaru

potęga życia nie wzejdzie

wraz z nocą

roznegliżowany terminarz uwiera

w obskurność

popraw w moim imieniu

przerwę w życiorysie

wiem że ostatni człowiek

przepadł

na wstępie

do kolejnego almanachu

nie szukaj pośród warg

ciężarnej Wenus

nie wypatruj strachu

ktoś bez słowa wypożyczył

nie oceniaj smutku

odprzedanego

po zbyt niskiej ceniekolejne święta

wyrasta ze mnie promień dorosłości

zapomniałam imię

które nosiło moje dzieciństwo

podobne do ciebie

z oczu i serca

bez końca odwiedzam

ten sam czas

udaję zeszłoroczną starość

polub moje istnienie

na drugie mnie nie stać

pocieszam się

zaplanowaną przeszłością

wykolejonym

ciałem

wrócę

pewnego zaprzepaszczonego poranka

nakarmić bezdomnych

bogactwem kolejnych świątzbyt siarczysta miłość

martwię się o czas

tym razem zstąpił

bez zaproszenia

martwię się o pustkę

objawioną bez skargi

na zbyt siarczystą miłość

martwię się o życie

ktoś sprzątnął

sprzed nosa

martwię się o śmierć

o której od dziecka marzyłam

grzesznie pragnęłam

martwię się o marzenia

bo nie widziałam ich

od kilku dni

martwię się o rzeczywistość

wciąż nosi te znoszone kapcie

wyciągnięty sweter

martwię się o wszystko

co nigdy nie zdoła być

twoją osobistą pociechąznoszony krzyż

ktoś wyniósł na strych

znoszony krzyż

na pewno nikt nie będzie się nim bawił

ktoś zaniósł święty obraz

do piwnicy

może przyda się w przyszłości

komuś innemu

ktoś pomodlił się

w moim imieniu

bo nie znam tegorocznego języka

słowa nie pasują do warg

ktoś za mnie poszedł do kościoła

za bardzo wstydziłam się

dobrych uczynków

ktoś wyspowiadał się z mojej duszy

nieposkładanych obietnic

braku skrupułów

ten ktoś najpewniej wiedział

lepiej ode mnie

na czym polega życie

w tutejszych warunkach

oddychanie tym samym powietrzem

umieranie bez nadziei

na towarzystwoPewna rozmowa

Zza rogu wygląda mój anioł stróż.

Poplamił sobie szatę keczupem

i oddał znoszone skrzydła pod zastaw.

PODMIOT LIRYCZNY:

Aniele, nie mam wyjścia,

tym razem muszę cię zwolnić.

STRÓŻ:

Spokojnie. Tym razem zwalniam się

sam.

PODMIOT LIRYCZNY:

Mój aniołku, nikt nie obiecywał,

że będzie lekko.

STRÓŻ:

Nie takiego piekła

się spodziewałem.

PODMIOT LIRYCZNY:

Piekła? Dostawałeś trzy tysiące

na rękę.

STRÓŻ:

Wystarczało mi tylko na drobne wydatki.

PODMIOT LIRYCZNY:

W takim razie poszukaj

lepszego pracodawcy.

STRÓŻ:

Chyba najwyższa pora to uczynić.

PODMIOT LIRYCZNY:

Życzę szerokich lotów…

Bez skrzydeł może być dość ciężko.

STRÓŻ:

Wszędzie dobrze, ale

w domu najlepiej.

PODMIOT LIRYCZNY:

Pozdrów ode mnie Boga,

dawno się nie widzieliśmy.

STRÓŻ:

Pan twierdzi, że Go zaniedbujesz.

Nie byłeś u Niego

od zeszłorocznego Bożego Narodzenia.

PODMIOT LIRYCZNY:

W święta byłem mocno zajęty.

Rodzina, przyjaciele i te sprawy. Ale

obiecuję, jeszcze tu powrócę!

STRÓŻ:

Grozisz mi?

PODMIOT LIRYCZNY:

Nie, to tylko czcza obietnica.

STRÓŻ:

W takich warunkach

trafisz najwyżej do czyśćca.

PODMIOT LIRYCZNY:

Lucyfer to mój oddany kumpel,

miło mi będzie go spotkać.

STRÓŻ:

Bluźnisz!

PODMIOT LIRYCZNY:

Największym bluźniercą

jesteś ty.

Nie zostało ci paru drobnych

na najtańsze papierosy.

STRÓŻ:

Wstrętny hipokryta!

PODMIOT LIRYCZNY:

Ja przynajmniej jestem człowiekiem.

Tobie nie zostało jedno pióro.

STRÓŻ:

Wystarczy, by spisać

przedni poemat.

PODMIOT LIRYCZNY:

Od kiedy to anioły piszą wiersze?

STRÓŻ:

Anioł też człowiek!

PODMIOT LIRYCZNY:

Ha! Sam widzisz. W obecnych czasach

trudno być człowiekiem.

STRÓŻ:

Masz zielone oczy. Zupełnie

jak Stworzyciel.

PODMIOT LIRYCZNY:

Wcale się o to nie prosiłem.

STRÓŻ:

Jesteś zbyt odważny

jak na syna marnotrawnego.

PODMIOT LIRYCZNY:

Ja tylko korzystam

z mojej wolnej woli.

STRÓŻ:

Na mnie już pora. Najwyższy czas

podlać kwiatki w ogródku.

PODMIOT LIRYCZNY:

Bywaj zdrów, aniele.

Baw się dobrze na Ostatniej Wieczerzy.

STRÓŻ:

Na pewno wszystkich pozdrowię.

PODMIOT LIRYCZNY:

Świetnie. Miłej wieczności.nie ma czasu

nie zrozumiesz melodii

która nie należy do mojego serca

nie pojmiesz strachu

zatracił siłę i spokój

oddycha w tobie jedwabna dusza

wyślizguje

spomiędzy znużonych powiek

nie bój się wierzę

twoje imię składa się

z głosek milczenia

pora zacząć wszystko

od epilogu

od szkarłatnego strumienia

chustki z twoich żeber

wąskiego mostka

obnaż przede mną

wypatroszone delty żył

Bóg nie ma czasu

dla takiego nieudacznika i pechowcanie ma

nie ma w nas gwiazdy

świeżo zaostrzonej

nadal czeka na początek

nie ma w nas wiatru

by chłodził spierzchniętą perspektywę

zlizywał kropelki

nie ma w nas cienia

duszy towarzystwa

proszącego do dozgonnego tańca

nie ma w nas światła

by gryzło pięty

pokazywało beżowy miękki brzuch

nie ma w nas bólu

jaki kształciłby przyszłość

odbierał prawo do latania

nie ma w nas Boga

zapodział gdzieś swój bilet kolejowy

kolejny pośpieszny

z dwoma przesiadkaminie zostaniesz człowiekiem

nie bój się nie zostaniesz

człowiekiem na prośbę

większości

nie bój się twój oddech

mieści się w wydmuszce

wielkanocnego jajka

nie bój się śmierć nie może

się ciebie doczekać

częstuje kawą i ciasteczkami

nie bój się zanim zgaśnie światło

życie przewróci na drugi bok

ssąc kciuk

nie bój się twoje wełniane półsny

jeszcze długo posłużą

podczas podróży po ciele

nie bój się uśmiechu

łatwiej oddychać

i w rzeczywistości więcej wymagać

nie bój się strachu

przybędzie gdy zapukasz do

pobliskiej ścianykościste kolana

zimne kostki poranków

powstały zbyt późno

cisza posłusznie jak twój czas

nie rzuca światła

za zakrętem czyha

przetrzymana tajemnica

złogi cudów nie są nietutejsze

przesolone ciasto zmierzchu

skleja kolana

cudzołóstwo nie wchodzi

w rachubę

nadaremna północ sączy się

spomiędzy żył

przeciskam palce przez szparę

w palecie blasków i cieni

jestem aby jutro

nie odbiło się nam weselemparoksyzm życia

myśli cuchną światłem

niedokończone uczucia przytłaczają

życie bez kolców

postaw definitywny krok

u progu

brakuje mi twojej zaginionej skóry

wszystko zostało po legendzie

kilka paciorków u skroni

biegnę cię przywitać zanim zdążysz

upuścić kilkaset lat

przetrwać życie wstecz

czyjś wróg zostawił na językach

kilka tęczowych odłamków nieba

zmartwychwstał

w naszym imieniu

biegniemy dokończyć

przerwany w połowie paroksyzm

życiarozkojarzone brzozy

rozkojarzone brzozy nucą

epilog ostateczny jak krew

pozbawione światła kwiaty

mocują się z suchą glebą

zanim śnieżnobiały ból

powstrzyma kolejkę łez

a pieszczota zaprowadzi do czyśćca

obiecajmy sobie

kilka straconych muśnięć

kiedy księżyc wpadnie w sidła

niedomkniętych spraw

ostatnia gwiazda spocznie

na czole

pogódźmy się z marzeniem

które przeszkadza nam

w spełnianiuamputowane wskazówki

trądzik młodzieńczy na twarzach

przeterminowanych literatów

co nienaganne

wypłynęło na wierzch

spomiędzy piór zerka zegar

któremu amputowano wskazówki

ubrane w czarną skórę

słońce już nie drażni krwi

kartkuję moje sumienie

podkreślam ciekawsze cytaty

rzęsy falują na ciężarnym wietrze

ślina wrze na wysokości lędźwi

upadł spóźniony drogowskaz

na paciorkach różańca

zostały linie papilarnepopielata jesień

skrajność i ogień

popełnionych zapewnień

skrupułów bez wyjaśnienia

martwota której do twarzy

z twoim krzykiem

zadławionym toastem

wyrzuciłam precz wynalazki

ludzkich serc

poparzonych powiek

czekałam długo

na łatwopalną gorycz

popielatej jesieni

odkąd zrogowaciałe ciała

wypełzły na szerokie wody

tracę kontrolę nad światłem

uroczyście wymarłe strofy

nie niosą ukojenia

łatwowiernympapeteria z dodatkiem słów

zrodzone półgębkiem

nie nadają się do użytku

najwyżej do spisania

na światłoczułej skórze matki

biegnę na przekór

rozstajom dróg

płynę poprzez źródła

zmieszane za wstawiennictwem

wżerają się

w papeterię

pióro rodzi ranne wielokropki

jest w nas ból łatwopalny

jak dziecięca kołyska

karmiłam piersią pozbawione nieba

ptaki

czarne jak wczesnozimowe słońce

przetrącony kark

niewłaściwe poruszenia sycą się

pieczęciami warg

złożonymi rychle na koniuszkach

uszurak pustelnik

nie mamy wpływu

na wymodlone milenium

nasze jestestwo dogorywa

brakuje mu znaków zapytania

uwiera w źle dopasowany

mostek

człap człap

zbliża się mesjasz

chyba się nie wyspał tego poranka

oddał do lombardu

ostatnią szatę

sandały do licytacji

przez przypadek wdziałam

niewłaściwą skorupę

świat przeobrażony

w raka pustelnika

niewdzięczne rysy twarzy

zwoje języka którym najprościej

jest udławićzanosi się na śmierć

wygląda na to

zanosi się na śmierć

uciekły mi wszystkie dusze

w cieniu rozpanoszył pusty chaos

domaga się kromki ciała

przerosła mnie świadomość

ból zawieruszył się

w tych stronach

na stronicach gdzie chłód

zostawił nienakarmiony obłęd

ten ostatni pociąg był

zbyt pośpieszny

ostatni pocałunek przyniósł

zaledwie kilka ran

które kocham matczyną miłością

miłość jest niewskazana

w obecnych czasach

nadzieję trzeba podawać ostrożnie

przedawkowanie grozi śmiercią

bądź kalectwemna drugą stronę

wraz z wczorajszym wieczorem

odeszła przyszłość

wyrodna była z niej matka

z ciepłymi kosztownymi snami

przepadła kropla wosku

ostatnia w tym sezonie

z wyjałowionym sumieniem

pukam do twojego okna

pełno tu

skradzionych uczuć

niedokończonych nadziei

rodzimy się by pośpiesznie przejść

na drugą stronę

niekoniecznie przez pasy

by dogonić gasnące zielone światło

obawiam się północnego nieba

wstęg gwiazd we włosach

splecionych twoimi palcami

chyba zagubiłam się

we współczesnym micie

na który zapracowaliśmymenu

przepis na życie

zamknęłam w dolnej szufladzie

klucz przełknęłam

spis treści

spoczywa zmięty

w koszu na śmierci

obok zranionego poematu

kolejny rozdział

nie zmieścił się w szafie

w komodzie czy wannie

jeszcze jedna noc

i życie zamieszka ponownie

w naszych domysłach

proroctwo plama śliny

na chodniku nie doczeka się

bezkresu

jeszcze jedno niewykończone marzenie

i wszyscy będą mogli

oddychać

wbrew ciszy nocnejnajnowszy trend w secondhandzie

schowana pod czarnym

nieprzemakalnym płaszczem

twojej skóry

kocham się z twoimi wspomnieniami

ukryta w prawej komorze serca

domagam krztyny samotności

dopóki żyje we mnie noc

nie przestanę bać się

wyszeptanych pośpiesznie modlitw

póki bawię się światłem

będę prześladowana przez cień

kiedy założę uśmiech

najnowszy trend w secondhandzie

będę kwitła ile sił w nogach

gdy przyznam się do grzechu

dostanę cięższą pokutęnie ma w nas

nie ma w nas żałoby

po utraconym świecie

nie ma w nas bólu

po minionej dorosłości

nie ma w nas milczenia

groźniejszego od pustej mogiły

nie ma w nas czasu

jednoczyłby zaprzedane konstelacje

nie ma w nas wiary

która zrodziłaby Boga

nie ma w nas obojętności

by syciła zmarnowane sekundy

nie ma w nas dzieciństwa

żeby zwiastowało lepsze jutro

nie ma w nas nienawiści

bo wrogowie są wyprzedani

nie ma w nas śmierci

żeby niosła zaginiony rajna złość trotuarom

twoje nieoswojone stopy

z nabożności

przymilają się

do mojego intymnego oddechu

kilka skradzionych haustów

uprzejma buńczuczność

malowniczych zakątków czyśćca

uwiera w węzły

światła

jesteśmy żeby kilka losów

zespoił (bez)bolesny rozum

idee sypiące się spomiędzy

traw o które nikt już nie dba

obolałych od ściskanych

pod powiekami

obojgu zamarzły

wydarte konstelacjom

archipelagi

przystrzyżone i przecięte

na pół

najłagodniejsze jest oczekiwanie

na ten jeden jedyny przedział

przeludniony

po ostatni akord

postradane zmysły

na złość trotuarom

przytłoczonym połaciami

kroków i ich mogiłpigułka wspólnej mowy

obracasz w ustach

pigułkę wspólnej mowy

nie znajdziesz

w almanachu chorób psychicznych

wypluwasz przyglądasz z niedaleka

poszarpanej linii

błąkasz po zagonach

naderwanych

zanim obudzisz we mnie urodę

jakiej się nie wyrzekasz

odnajdziesz przesyt

pozwól zrozumieć kierunek

światła

obcowanie zapożyczone

z niezdrowego snu

dotyk wcale nie boli

wiedziałeś od początku

ktoś porozdzielał progi

martwię się o hojność

w twoim przywidzeniu

półśmierci trudnej od nadmiaru

przemyślanymi narodzinami
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: