- promocja
- W empik go
Czarnuszka - ebook
Czarnuszka - ebook
„Czarnuszka” to zbiór opowieści o czarodziejce, Kobiecie-Która-Wie i która Wiedzą dzieli się z tymi, którzy ją odnajdują na swej drodze. To opowiadania, które mają moc zmiany tego, kto je czyta. Główny przekaz książki dotyczy wiary tak mocnej, że zmienia ona rzeczywistość, zarówno bohaterki, jak i Czytelników.
Jest to również opowieść o wewnętrznej podróży w najciemniejsze miejsca Duszy. O tym, że za największym lękiem kryją się najwspanialsze skarby: spokój wewnętrzny, życie w zgodzie ze sobą, radość i szczęście.
Wreszcie jest to opowieść o tęsknocie za ukochanym; utracie i odzyskaniu nadziei; odwadze i wytrwałości w spełnianiu marzeń.
O Miłości.
Fragment książki
Słońce migotało między liśćmi brzóz. W szumie wiatru słychać było powtarzane wkoło zdanie: siła w wierze, siła w wierze, siła w wierze… Czarnuszka wyszła zamyślona przed Chatę, nasłuchując nawoływania swego świata. Widziała, jak w oddali, z lasu na łąkę wkracza męska postać. Wysoki, zasępiony mężczyzna szedł w jej kierunku, z głową pochyloną w dół. Mimo jasnego dnia, wokół niego widziała cień i zimno. Czekała na ten dzień od marca. Szedł do niej, by odmienić swe życie.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67504-69-0 |
Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stoję w drzwiach do ogrodu, gdzieś daleko, w obcym kraju. Odsłaniam jedwabne, delikatnie różowe zasłony. Wiatr porusza materiałem i moimi włosami. Robię krok bosą stopą na drewnianej podłodze. Świeże, czyste powietrze unosi w sobie słodki, odurzający zapach kwiatów. Wiosna. Wszystko kwitnie odrodzone. Intensywna zieleń koi oczy i umysł. Jest mi ciepło i dobrze. Cisza we mnie i cisza wokół mnie. Śpiew ptaków. Stoję na skraju ogrodu, robię krok. Miękka trawa głaszcze moją skórę. Słyszę ciche kroki mojego mężczyzny. Staje za mną i delikatnie obejmuje ramionami. Czuję jego cudowny, mocny zapach. Czuję ciepło ciała. Całuje mnie we włosy, a ja zamykam oczy i nasycam się bliskością, w której nie potrzeba żadnych słów. Jestem pełnią, on jest pełnią. Jestem kompletna. Nie uciekam i nie szukam schronienia. Moje ciało jest moim domem. Moja dusza przewodnikiem. Żyję swoją prawdą. Jestem szczęśliwa.
Wstęp
Życie zatoczyło kolejne koło w swej niekończącej się spirali. Czarnuszka siedziała przed Chatą z kubkiem gorącego napoju. Cała była odbiornikiem świata. Słuchała szumu wiatru w schnących liściach brzóz, czuła ciepło słońca na policzkach, oglądała góry, które malowniczo tworzyły jej horyzont. W czystym powietrzu unosił się zapach dymu z płonącego drewna, ciepły kojący zapach. Jesienne lato.
Jej talentem była transformująca obecność z dodatkiem słów, obrazów, wglądów.
***
A teraz zapraszam Ciebie, kolejny mój Gościu w Chacie, na Twoją własną zmianę w bezpiecznej przestrzeni Czarodziejki. Przejdź ją w swoim tempie i własnej kolejności. Nie ma jedynej słusznej drogi, oprócz Twojej własnej.
Podbucznik pod Leskowcem
30 października 2023
Przyszłość
Płomień świecy drgał razem z Czarnuszką. Noc niemal zawładnęła światem, słońce z rzadka przebijało się przez szarą warstwę chmur. Kolejny tydzień była słaba, przez kilka dni nawet gorączkowała. Sama w chacie przesypiała dni i noce, z rzadka wstając po coś do picia i jedzenia. Niewiele też potrzebowała. Zawisła między światem żywych i duchów. Próbowała zrozumieć przyczyny, ale racjonalne tłumaczenia, chociaż proste, nie chciały być przyjęte przez serce. Czuła się zagubiona i bardzo samotna. Była zmęczona swoim smutkiem. Czuła złość, że wciąż jej źle, chociaż dobrze wiedziała, że podjęła dobrą, najlepszą dla siebie, decyzję. Ta gmatwanina myśli i emocji osłabiała ją jeszcze dodatkowo. Ale też pozwoliła sobie na słabość, miała dość bycia silną za wszelką cenę, udawania przed sobą i innymi, że jest dobrze, gdy wcale dobrze nie było. Była zraniona, a z jej rany od tylu miesięcy leciała krew. Bolało ją. A rana zasklepiała się, to znów odnawiała. Na zmianę. Czuła się bezsilna wobec tego, co było w jej sercu.
Zasnęła w środku dnia w swoim dużym łóżku, otulona kołdrą i poduszkami. Była niespokojna, nerwowo kręciła się po posłaniu. Miała niezwykle realny sen…
Stała na środku bitej, pylącej drogi. Dokoła była ziemia, gdzieniegdzie trawa i kilka krzewów. Bez liści. Powietrze było suche i gorące. Panowała nabrzmiała od upału cisza. Życie schowało się w zakamarkach skalnych szczelin. Na drodze była sama. Ubrana w beżową, lnianą sukienkę szła powoli, podpierając się kijem. Słońce świeciło wysoko na niebie, na szczęście głowę zasłaniała jej niebieska chusta. Była już stara, a może tylko zmęczona, nie widziała dokładnie. Krok za krokiem, posuwała się do przodu. Wtem, zza zakrętu wyskoczyła w podskokach i z piosenką na ustach mała dziewczynka, może sześcio- lub siedmioletnia. W kolorowej sukience i z kokardą we włosach wyglądała absurdalnie w stosunku do okoliczności. W każdym razie, tak pomyślała Czarnuszka, dopóki nie zauważyła, że są w wesołym miasteczku. Teraz to ona poczuła się nie na miejscu. Usiadła na ławce, a obok niej przycupnęła dziewczynka. Mała zrobiła ogromny balon z różowej gumy, którą ochoczo żuła.
– Cześć. Duży balon – odezwała się z podziwem Czarnuszka.
– Dzięki! Chcesz spróbować?
– Nie, dziękuję. Już wyrosłam z owocowych gum balonowych.
– Jestem starsza od ciebie, więc to niemożliwe –odparła dziewczynka.
– Kim jesteś? – zapytała zaskoczona Czarnuszka.
– Twoją przyszłością. – Dziewczynka obróciła się do Czarnuszki i wtedy wiedźma spojrzała jej w oczy. W swoje własne oczy.
– Takie to banalne? Mam się nauczyć cieszyć chwilą? I tyle? I będzie dobrze? Nagle przestanę cierpieć, przestanie mnie boleć serce?
– Nie, Czarnuszko. Jestem twoją przyszłością, nie teraźniejszością. Teraz jesteś starą, zmęczoną, smutną, przygarbioną kobietą. A ja ci tylko przyszłam pokazać, że przed tobą jeszcze i inne czasy. Takie, w których królować będzie radość, swoboda i śmiech. Jestem tu po to, by twoja wiara pamiętała, że obecny stan się kiedyś skończy. Obojętne, ile on będzie trwał – ma swój kres.
Dziewczynka zniknęła wraz z wesołym miasteczkiem, a Czarnuszka obudziła się mokra od potu i łez. Nie wiedziała, jak przejść od jednej do drugiej postaci i była świadoma, że nie da się tego przyspieszyć. Łza zakręciła się jej w oku, położyła się z powrotem do łóżka i znów zasnęła.
Chata
Spakowała najpotrzebniejsze rzeczy: kilka ubrań, kosmetyki, buty, książkę i ruszyła w drogę do drewnianej Chaty w górach, stojącej w środku lasu, poza wszelkimi szlakami turystycznych wędrówek. Trafiają do niej tylko ci, którym to miejsce jest przeznaczone. Dom należał do niej od kilkuset lat, odnawiany i poprawiany, ale zawsze ten sam – nad strumieniem, pod dębem, który zasadziła dawno, dawno temu. Zapomniała o nim w tym życiu, ale wczorajszej nocy jej się przyśnił i rano, bez żadnych wątpliwości postanowiła natychmiast się do niego przeprowadzić. Bez przygotowań, kierowana wewnętrznym kompasem wiedziała, że trafi do niego z łatwością, a na miejscu wszystko będzie znajome. W końcu to jej Dom.
Był, stał spokojnie na niewielkiej polanie, roztaczając wokół siebie aurę bezpieczeństwa i ukojenia. Miejsce gojenia się ran, odnajdywania swego przeznaczenia i podążania ku niemu. Miejsce do bycia sobą i kochania siebie.
Ostrożnie nacisnęła klamkę, a drzwi skrzypiąc, otwarły się i zaprosiły do wnętrza. Jasne, ciepłe pomieszczenie łączyło w sobie przedpokój, salon, kuchnię, jadalnię i pracownię. Po lewej zobaczyła kanapę ze stolikiem, dalej kredens, a za nim drzwi do sypialni z łazienką. Na wprost królował pękaty, wesoły kominek. Po prawej stał długi stół, a w głębi za kominkiem widać było lekko schowaną kuchnię i schody na poddasze, gdzie znajdowały się pokoje dla tych, którzy do niej przyjdą.
Jej Dom, jej bezpieczne miejsce, w którym odkrywała pełnię swojej mocy, mogła w nim realizować swoje powołanie. Ale najpierw musiała zadbać o siebie. Nadchodząca jesień i zima były tylko dla niej. Musiała uspokoić serce, pozwolić ranom zagoić się. Dla niej, jeżeli Los tak chce. Czuła, że życie może ją zaskoczyć. Los już nieraz miał dla niej dużo lepsze dary niż sobie wyobrażała.
Szeptunka Graża
Czarnuszka siedziała w kuchni na skraju taboretu i obierała ziemniaki na obiad dla kolejnego gościa. Czuła, że tym razem przyjedzie do niej kobieta. Patrząc na własne dłonie, pracujące automatycznie, przypomniała sobie pewne, nie tak odległe w czasie, spotkanie. Wtedy ta, do której przyszła też obierała ziemniaki swoimi doświadczonymi rękami…
– Dzieeeń doooobryyy! – krzyknęła przeciągle Czarnuszka. Jakimś sposobem wracając z gór, zgubiła drogę. Podeszła do obejścia pierwszego napotkanego domu i zakrzykiem próbowała uprzedzić, że wchodzi na czyjś teren. Dom wraz ze stodołą, piwniczką-lepianką i innymi zabudowaniami gospodarczymi stał tuż pod lasem, jedyny w zasięgu wzroku. Widać było, że jakaś kobieca dłoń dbała o niego, był i ogród warzywny, i kilka drzew owocowych, ale przede wszystkim wszędzie stały najróżniejsze dzbanki, garnki, doniczki z ziołami i kwiatami. Niesamowity zbiór, który tworzył piękną całość, a do tego sprawił, że Czarnuszka poczuła się jak w domu: bezpiecznie i życzliwie przyjęta.
– Zapraszam. – Usłyszała kobiecy głos, dobywający się z głębi chałupy, do której drzwi były otwarte na oścież.
Weszła do starego domu, w którym mieszały się zapachy duszonego mięsa, ziół i czegoś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować. Słodkawy zapach, jakby nie z tego świata. Miała bardzo dziwne odczucie, ale nie było ono złe czy straszne, po prostu doświadczała czegoś po raz pierwszy w życiu i nie potrafiła tego przyporządkować do niczego jej znanego. Na ścianie kuchni, do której trafiła dzięki delikatnej muzyce, płynącej z przyciszonego radia, wisiały suszone zioła, czosnek, cebula. Tworzyło to piękny, późnoletni obraz.
– Dzień dobry – przywitała się raz jeszcze. – Jestem Czarnuszka, byłam dzisiaj na wycieczce i wracając, zgubiłam się. Może mi pani powiedzieć, gdzie jestem?
– Witaj dziecko. Czekałam na ciebie. Zapewne już wiesz, kim jestem, widzę po twoich oczach. Tak, to ja przyszłam we śnie do twojego Przyjaciela. Nazywają mnie Graża Szeptunka. Siadaj przy stole, zrobię ci ciepłej herbaty, musiałaś zmarznąć na tej mżawce.
Czarnuszka milczała. Nie musiała nic mówić, tak, jak i Graża. Bez słów obie wiedziały kim są i po co się spotkały. Czarnuszka spokojnie rozglądała się po pomieszczeniu, wiedziała, że spędzi tutaj całe popołudnie i była niezwykle ciekawa, czego się dzisiaj dowie, czego nauczy. Na ścianie dostrzegła zdjęcia i widząc kiwnięcie głowy swojej gospodyni, podeszła do nich.
Część fotografii przedstawiała kolorowe wizerunki młodych ludzi, zapewne dzieci i wnuków Graży, ją samą z mężem. Zdjęcia, jakie wszyscy mają w swoich domach. Ale na drewnianej ścianie wisiały również bardzo stare, czarno-białe zdjęcia, które niemal hipnotycznie przyciągały wzrok Czarnuszki. Miała wrażenie, że kobiety ze zdjęcia nie patrzą w obiektyw aparatu, ale prosto w jej oczy. W tych spojrzeniach dostrzegła coś absolutnie dobrego i życzliwego – miłość.
Powróciło do niej wspomnienie sprzed wieków, gdy kilka kobiet wyciągnęło ją zmarzniętą z odmętów czarnego, lodowatego jeziora. Otuliły ją kocami i zabrały ze sobą. Ją, to może za dużo powiedziane, jej duszę.
A teraz stała na wprost zdjęcia tych trzech kobiet i nie mogła się temu nadziwić.
– Proszę, twoja herbata. Cieszę się, że do mnie dotarłaś – powiedziała z ciepłym uśmiechem Graża.
Czarnuszka zastanawiała się, ile Graża może mieć lat, ale była jedną z tych kobiet, których wieku nie da się określić. Może była po pięćdziesiątce, ale jak dużo – nie miała pojęcia.
– Dziękuję. Miała pani rację, zmarzłam. „Nie pierwszy raz” – dopowiedziała w myślach, patrząc na trzy postaci ze zdjęcia.
– Graża, mów mi po imieniu. Mimo różnicy wieku, obie jesteśmy równie stare dusze – mrugnęła do niej z uśmiechem, a Czarnuszka roześmiała się i usiadła wygodniej, poczuła, że może już zachowywać się swobodnie.
Za oknem deszcz rozpadał się na dobre i widać było, że zamierza nawodnić całą okolicę na zapas. Studnie całą zimę będą miały zasilanie z podziemnych rzek. Rozmowa przy stole toczyła się spokojnym rytmem, w piecu od czasu do czasu trzaskało drewno. Graża i Czarnuszka połączyły się sercami, a zegar na wiele chwil zawiesił życie, by kobiety zdążyły opowiedzieć sobie wszystko.
Czarnuszka popatrzyła za okno i na skraju lasu dostrzegła wilka, który patrzył na nią przenikliwie, ale po kilku sekundach, zniknął w gęstwinie.
– Jeszcze ją spotkasz, to twoja wilczyca. – skomentowała sytuację Graża. – To twoja droga i przeznaczenie.
A w radiu ciepły głos śpiewał:
Co dzień, gdy przejdziesz próg,
jest tyle dróg, co w świat prowadzą.
I znasz sto mądrych rad,
co drogę w świat wybierać radzą.
I wciąż ktoś mówi ci,
że właśnie w tym tkwi sprawy sedno,
Byś mógł z tysiąca dróg wybrać tę jedną.
Gdy tak zrządzi traf,
że świata prawd nie zechcesz zmieniać.
I gdy kark umiesz zgiąć,
gdy siłą wziąć sposobu nie ma.
Gdy w tym nie zgubisz się,
nie zwiodą cię niełatwe cele,
Wierz mi, na drodze tej osiągniesz wiele.
I znajdziesz na tej jednej z dróg
i kobiet śmiech, i forsy huk,
Choćby cię kląć świat cały miał,
lecz w oczy nikt nie będzie śmiał,
Chcesz łatwo żyć, to śmiało idź, idź taką drogą.
I nim nie raz, nie sto, osiągniesz to mój przyjacielu.
I nim, przetarty szlak wybierzesz, jak wybrało wielu.
I nim, w świat wejdziesz ten,
by podług cen pochlebstwem płacić.
Choć raz, raz pomyśl, czy czegoś nie tracisz.
Bo przecież jest niejeden szlak,
gdzie trudniej iść, lecz idąc tak,
Nie musisz brnąć w pochlebstwa dym,
I karku giąć przed byle kim.
Rozważ tę myśl, a potem idź, idź swoją drogą¹.
U Czarnuszki w domu ten sam głos, w innym radiu, śpiewał te same słowa. Skończyła obierać ziemniaki, ogarnęła kuchnię i wyszła przed dom, drogą właśnie nadchodził Gość.
Graża
Czarnuszko, wiem, jak bardzo teraz cierpisz. Wiem, że tęsknisz za nim i mimo, że wiesz, że podjęłaś słuszną decyzję, że wszystko rozumiesz, to boli. I boleć musi. Ale przysięgam ci, Dobra Duszo, że to przeminie, że będzie jesień i zima, które przeżyjesz jak za mgłą i czasem przedzierając się przez godziny trwające wieki, ale to jest tylko, TYLKO KROK, na twojej drodze do szczęścia.
Sama powiedziałaś, że czasem w twoim życiu działy się rzeczy trudne, sprawiające ból i cierpienie i każda z nich była niezbędna dla twojego dobra, że bez nich byłoby ci w dłuższej perspektywie źle. Jak organizm oczyszcza się po zatruciu, gdy masz wrażenie, że nie przeżyjesz już ani minuty dłużej, że ból sprawia, że chcesz umrzeć, byleby nie czuć już nic więcej, tak ty teraz cierpisz, boli cię ciało i dusza, ale tylko po to, by się oczyścić od rzeczywistości, którą się trułaś, która ci szkodziła.
Teraz jest czas na twoje oczyszczenie, na czas, by pozbyć się tego, co ci szkodziło. I jak po zatruciu przychodzi moment, gdy nie ma już nic do pozbycia się, tak i ty dotrzesz do momentu, w którym wyschną łzy i przyjdzie zmęczenie, porządne, duże zmęczenie, gdy będziesz potrzebować dużo snu i wypoczynku, i ciszy, i przyjaciół. I prześpisz wiele dni, i obudzisz się na wiosnę, dostrzeżesz na nowo kolory i piękno świata. I poczujesz się dobrze, lekka jak nigdy dotąd, swobodna, wolna, a pewnego dnia także na powrót szczęśliwa. Twoje ciało będzie zdrowe, bo nie będzie już dłużej musiało dźwigać kłamstw, nie będziesz już dłużej sama siebie oszukiwać. Nie będziesz już tęsknić za swoimi wyobrażeniami przyszłości, bo za teraźniejszością nie tęskniłaś nigdy. Pamiętasz? Nie tęsknisz za rzeczywistością, ponieważ ona była dla ciebie zła, nie masz zbyt wielu dobrych wspomnień. Twój smutek był spowodowany zawiedzionymi nadziejami, rozczarowaniem rzeczywistością w stosunku do wyobrażeń. Jest ci smutno tylko z powodu twoich myśli… I właśnie wtedy, gdy nie będziesz się tego spodziewać, gdy będziesz żyć spokojnie, w twoje życie wkroczy ten, za którym tak tęsknisz. I wtedy zrozumiesz, że musiałaś przeżyć te dni, gdy kolejny oddech kończył się szlochem, a następny zaczynał jękiem. Że tak miało być, by zrobić miejsce na nową rzeczywistość, trzeba było pożegnać starą. Spójrz na swoje życie, jak na drogę, która teraz się rozwidla i nie ma już jednej, wspólnej. Każde z was ma swoją i żadne nie chce iść ścieżką tego drugiego. Nie chcecie, bo byłoby wam na nich źle. Zaufaj mi, że to jest dobre dla ciebie. Uszanuj to i podziękuj za całe dobro, które było waszym udziałem. Doceń te wspólne chwile w swoim sercu. I otwórz się na coś dużo większego, na ramiona, w których będziesz w Domu. A teraz płacz, Dziecko, płacz. Wylej z siebie ten ból, aż będziesz pusta.
I Czarnuszka płakała, i łkała, a Graża ją przytuliła i kołysała w swych kobiecych ramionach, tuliła do matczynych piersi. Trwały tak zespolone w jedność: łzy płynęły jak deszcz po szybach, a zawodzenie duszy Czarnuszki mieszało się z zawodzeniem wiatru wśród drzew. Ziemia płakała wraz ze swoją ukochaną córką.
Nie wiadomo, kiedy nadszedł zmierzch. Dłuższą chwilę Czarnuszka drzemała w ramionach Szeptunki, aż powoli zaczęła wracać do świata.
Graża nalała im ciepłego kompotu i nałożyła po dużym kawałku ciasta z leśnymi borówkami. Na smutek najlepsza jest słodycz. Popatrzyła na Czarnuszkę i zobaczyła, jak ta bliska jej sercu kobieta przemienia się w środku. Jak budzą się w niej moce, o których jeszcze nie ma pojęcia, ale niedługo, zaskoczona, je odkryje. Na razie tylko pojawiła się maleńka zwiastunka cudów.
– Dziękuję Grażo… z całego serca. Wiesz, w głębi serca ja wiem i ufam.
– Wiem. Ale jeśli na chwilę uczucia ci to przesłonią, to pozwól sobie na to. Na chwilę słabości, bólu i płaczu. Potraktuj to jak oczyszczanie z czegoś, co cię truje, co ci szkodzi. Nie udawaj, że tego nie ma, tylko pozwól, by płynęło. Aż obudzisz się i pewnego dnia zauważysz, że od tygodnia było ci dobrze. Cały czas. A kolejnego dnia, już tak zostanie. I pokochasz całe swoje życie i wszystkie doświadczenia, bo bez nich nie mogłabyś być szczęśliwa. Tak jest.
Beila
Czarnuszka przerwała na chwilę pracę i usiadła na frontowych schodach. Przypomniały jej się niezrealizowane plany, marzenia i poczuła ścisk smutku w środku. Zapatrzona w dal, obserwowała chmury płynące po niebie, a łzy płynęły i płynęły, nieprzerwanie, jak gdyby nigdy nie miały się skończyć. Nie walczyła z uczuciami, pozwalała im przejść przez siebie, z nadzieją, że jak burza oczyszcza powietrze i zakurzone ulice miast, tak przeżyte emocje oczyszczą ją z tego, co zatruwa serce.
Wstała i zaczęła wyrywać chwasty w kwiatach przed domem. Dotyk ziemi zawsze działał na nią kojąco, jak dłoń matki na czole podczas choroby. Rany wciąż były tak świeże, że można było dostrzec krew. Trudna to była droga, by spotkać siebie, pokochać i żyć już tak, jak została stworzona – w prawdzie ze sobą, swoimi marzeniami, potrzebami, ze świadomością swoich granic. Właśnie wykonywała ostatni krok, mały, ale wymagający dwóch pór roku, litra łez i kilometrów spędzonych na wędrówkach po lesie. I najtrudniejsze, wymagający, by przejść go w samotności. Jak wilki chowają się w norze na czas lizania ran, tak i ona schowała się, by dojść do siebie. Zresztą wilczyca była u jej boku cały czas. Pierwszego dnia, gdy przybyła, wieczorem usłyszała hałas przed drzwiami. Lekko wystraszona uchyliła je i do środka weszła Beila. Lęk znikł natychmiast. Wilczyca nie została na noc, jej świat znajdował się w głębi lasu, przyszła przywitać Czarnuszkę i przekazać jej, że będzie blisko, będzie się o nią troszczyć. Od tamtej pory codziennie, bez względu na pogodę, chodziły razem na spacery. Beila również uprzedzała Czarnuszkę o zbliżających się gościach, a gdy już przybyli, pilnowała, by żaden z nich nie pomyślał nawet o skrzywdzeniu jej przyjaciółki, jej praprawnuczki. Mogła w tej postaci dopełnić swego przeznaczenia i zadbać o tę Iskrę Światła na Ziemi.
Narodziny
Szła przez dosyć rzadki las, przez korony drzew docierało do niej ostre, choć przytłumione bielą chmur, słońce. W powietrzu czuć było co raz to inny zapach ziół. Czuła, że jest w dziwnym miejscu, obcym. Nie potrafiła nawet określić pory roku ani rejonu świata. Powietrze było niby ciepłe, a przenikał ją chłód. Wkroczyła w magiczny świat, który nie był jej. Nie przynależała do tego miejsca, była Anna-In – In-Anna.
Do jej uszu docierały niespotykane dźwięki. Ptaki, szum wody, odgłosy rozmów w oddali w nieznanym jej języku. Szła boso po polnej drodze. Stopy miała zakurzone od jasno brązowego pyłu tutejszej ziemi. Podpierała się drewnianą laską, przez ramię miała przewieszoną prostą, materiałową torbę, w której schowała dar dla Starca. Szła na spotkanie do żyjącego w tym świecie Jasnowidza, mężczyzny o białych, długich włosach, brodzie i niesamowitej, biało świetlistej aurze. To stąd kolor świata, w którym była. To nie słońce, lecz twórca tej krainy. Niewidomy Starzec – Mędrzec, który mimo swojej ślepoty widział więcej i pełniej, niż każdy inny mieszkaniec Ziemi. Po długiej drodze Czarnuszka dotarła do surowego, drewnianego, niemal czarnego domu na szczycie trawiastego pagórka. Dookoła znajdowały się lasy, łąki, pastwiska, w oddali widać było domostwa pobliskiej wsi. Przy domu rosło kilka krzewów i jedno stare, karłowate drzewo. Czarnuszka zatrzymała się kilka metrów od wejścia do chaty nie wiedząc co ma zrobić. Po chwili drzwi się otwarły i dostrzegła Starca, który otworzył jej i gestem zaprosił do środka. Czarnuszka weszła wystraszona surowością gospodarza. Oboje milczeli, lecz powoli Czarnuszka zaczęła słyszeć myśli Jasnowidza. Czuła, jakby musiała nastroić swój umysł niczym stare radio na odbiór odpowiednich fali.
– Witaj Bogini – przywitał się Starzec.
– Witaj Mędrcze – pokłoniła się Czarnuszka nisko.
– Myślisz, że jesteś w obcej krainie, ale ja witam cię u ciebie. To twoja ziemia, którą ja tylko zarządzam w twoim imieniu i dla ciebie, Świetlista Istoto. To ja kłaniam ci się, byś mogła pojąć swą wielkość, którą skrywasz pod maską młodej wiedźmy. Jesteś w samym centrum swojej Mocy Bogini. Ten jasny kolor, to miara twojej siły. Tu nie ma pór roku, lecz zawsze jest to, co chcesz.
Mędrzec zawisł w powietrzu, jak gdyby usiadł na niewidzialnym krześle i obserwował. Do Czarnuszki powoli docierało to, że wybrała się w drogę do środka siebie i że właśnie dotarła na miejsce. Myślała, że idzie na nauki do Starca, by posiąść kolejny etap wtajemniczenia i poznania świata. Nie spodziewała się, że odnajdzie siebie, najgłębszą, prawdziwą siebie. Nagle zauważyła, że bose brudne stopy i czarna, poszarpana, zgrzebna sukienka zniknęły, a ona unosi się nad wzgórzem w przepięknej srebrno-białej sukni, jej skóra jest czysta, a wokół niej jest niesamowita jasność, która oślepia wszystkich dookoła, oprócz niej i niewidomego Starca.
– Jestem Boginią – powiedziała zdziwionym, ale pewnym głosem. Popatrzyła na swoje delikatne dłonie i poczuła ich ciepło. Czuła, jak w jej rękach płynie energia, którą może sterować.
Mędrzec pokiwał głową twierdząco i rozpłynął się w powietrzu. Zintegrowała go w sobie, był tylko jej aspektem, lustrem, w którym musiała się przejrzeć, by zaakceptować jedną z najtrudniejszych życiowych prawd.
– Jestem Boginią. In-Anna. Anna-In. Odrodziłam się w dziwnym miejscu i czasie.
Potrzebuję Kobiety, z którą będę mogła porozmawiać – pomyślała i niemal w tej samej chwili dostrzegła idącą ścieżką kobietę, która niosła opartą na turbanie, kadź z wodą.
– Witaj.
– Witaj. – Przywitała się Kobieta.
– Dlaczego tu jestem? – zapytała I’na.
– Ty wiesz najlepiej.
– Co daję innym?
– Otuchę, miłość, uśmiech. Ciepło.
– Po co jestem potrzebna?
– By łatwiej nam było żyć. Żebyśmy się czuli lepiej. Kochani. Odrywasz nas od zmartwień i pozwalasz zachwycić się zachodem słońca. Przy tobie można odpocząć. Dajesz swoją siłę tym, co są blisko. Przy tobie mniej boli lub wcale. Jest bezpiecznie. Dajesz Życie, dajesz Miłość.
Siła w wierze I
Słońce migotało między liśćmi brzóz. W szumie wiatru słychać było powtarzane wkoło zdanie: siła w wierze, siła w wierze, siła w wierze… Czarnuszka wyszła zamyślona przed Chatę, nasłuchując nawoływania swego świata. Widziała, jak w oddali, z lasu na łąkę wkracza męska postać. Wysoki, zasępiony mężczyzna szedł w jej kierunku, z głową pochyloną w dół. Mimo jasnego dnia, wokół niego widziała cień i zimno. Czekała na ten dzień od marca. Szedł do niej, by odmienić swe życie. Od rana paliła się dla niego biała świeca, by światło przyprowadziło go bezpiecznie, by nie zabłądził w tutejszych lasach. Im był bliżej, tym wiatr wiał mocniej, a szept wzmagał się: SIŁA W WIERZE. Otwarła się na siły, które przywiodły ją na ten świat i wyszła naprzeciw wędrowcowi, który dopiero tuż przed domem dostrzegł, że ona już na niego czeka.
Wystraszony do szpiku kości, przyszedł do niej bez wiary i bez nadziei. Nie wierzył w opowieści o wiedźmie żyjącej w górach, która potrafi uleczyć nieuleczalne, ale nie pozostało mu już nic innego, nic, oprócz śmierci. Zdziwiony zrozumiał, że już ją zna, poznał pewnej niesamowitej nocy, przy ognisku wielkim jak stóg siana. Uścisnęli sobie ręce dwa razy, dobre, ciepłe dłonie. Jak dłonie matki, chociaż była młodsza od niego.
W milczeniu zaprosiła go do środka, usadziła przy drewnianym stole i podała kubek herbaty osłodzonej miodem. Z piekarnika wyjęła ciasto drożdżowe z borówkami. Poczuł się dziwnie z myślą, że na niego czekała.
Zaprowadziła go do niewielkiego pokoju na poddaszu. Czyli zostanie u niej na noc albo na kilka nocy – pomyślał. Zmęczony chorobą, jeszcze zanim wyruszył, postanowił, że się poddaje. Odpuszcza wszelkie oczekiwania i wszelkie gdybanie. Nie wiedział, że to właśnie wtedy wybrał życie.
Babcia
Czarnuszka leżała zwinięta w kłębek na dywaniku przed kominkiem i płakała, głośno zawodząc. Ból serca był tak intensywny, że nie była w stanie nic robić. Czuła, jak wpada coraz głębiej i głębiej w czarną otchłań. Wreszcie po niezliczonych minutach zapadła w dziwny sen z pogranicza światów. Spotkała w nim babcię, która siedziała na fotelu w swoim maleńkim pokoju i paliła papierosa za papierosem.
– Siadaj, Czarnuszko. Cieszę się, że się spotkałyśmy. Już kilka lat minęło, odkąd ostatnio rozmawiałyśmy.
– Och, Babciu! A skąd ty tu się znalazłaś? Hmmm… Tak naprawdę, to jak obydwie się tu znalazłyśmy?
– Poprosiłaś o pomoc dzisiaj rano, pamiętasz? Siadaj wygodnie, weź ten szary koc i otul się nim. Będzie ci ciepło. Jest brzydki, ale wełniany. I trzymaj kubek, herbata z cukrem też ci się przyda. A teraz posłuchaj…
Dawno temu, jak byłaś maleńka, umarł twój dziadek, a mój kochany mąż. Nie był ideałem, ale był moim ideałem. Bardzo się kochaliśmy i mimo różnych życiowych problemów, dawało nam to siłę, by żyć. Oparłam się całkowicie o niego i gdy odszedł, mój świat się załamał. Ogarnęła mnie rozpacz i całkowita niemoc życiowa. Mimo tego, że zawsze byłam szczupła, schudłam jeszcze bardziej, moim pokarmem stał się tytoń. To wtedy zaczęły się problemy z sercem. Długo nie mogłam się podnieść. Nikt nie mówił o depresji, nie leczyło się jej, każdy musiał sobie radzić sam. Trwało to kilka lat i na dobrą sprawę, żałoba nie opuściła mnie już do końca życia. Albo ja jej… Poznałam później pewnego mężczyznę, ale strach, w którym żyłam, nie pozwolił mi na otwarcie się na tę późną miłość i oddanie się jej. Bardzo tego żałuję.
Opowiadam ci to wszystko nie dlatego, żeby ci pokazać, że inni też cierpią. Przedstawiam ci tę historię, by ci powiedzieć, że to jest MOJA opowieść, moje wybory, moje życie. Nie twoje. Ty już wiesz, że nie musisz szukać oparcia na zewnątrz, masz je w sobie. Jesteś nierozdzielnie połączona ze światem, w którym jestem, światem bez czasu i bez przestrzeni, światem, w którym wszystko jest, z miłością. Nic więcej nie potrzebujesz. I wierz mi, wnuczko kochana, żaden człowiek nie jest wart śmierci za życia. Każdy z nas ma swoją ścieżkę do przejścia i wszyscy się spotkamy po jej zakończeniu. Zrób coś dla siebie, dbaj o sen, jedzenie i ruch. Spotykaj się z przyjaciółmi, oddawaj się w pełni pracy. Żyj, a smutek zniknie, nawet nie wiesz, kiedy. Pamiętaj, że jesteśmy z tobą cały, cały czas. Jesteś otoczona miłością i opieką.
– Och, babciu, wierzę, że będzie dobrze, ale dzisiaj jest mi tak bardzo ciężko. Nie mam siły żyć, ledwo oddycham.
– Czarnuszko kochana, już jest dobrze. Przecież wiesz, że w naszym świecie wszystko już JEST. Czeka na ciebie, żebyś to zauważyła. Tylko tyle, nic więcej.
– Babciu, nic nie widzę, bo łzy mi wszystko przesłaniają – z nieśmiałym uśmiechem stwierdziła Czarnuszka.
– Widzę, że już wracasz do żywych. Nie gadaj głupot Czarnuszko, dobrze wiesz, co zrobić, żeby to dostrzec! Trzymaj długopis, masz tutaj zeszyt i pisz. Teraz, ze mną.
– Co mam napisać? – już bez płaczu zapytała Czarnuszka.
– Opisz to, co już JEST.
Bezczas beznadziei
Wskazówka w zegarku coraz rzadziej odmierzała sekundy, czas spowalniał, aż zatrzymał się całkowicie. Czarnuszka szlochała głośno i nie dostrzegała już żadnej przyszłości. Przed nią nie było nic, pustka kolejnych dni wyglądała jak niekończąca się tortura. Jej duszę owiał smutek i ściskał ją w lodowatych objęciach. Bezbronna, nie miała siły już dłużej walczyć. Upadła na kolana, bezradna wobec bólu promieniującego z serca i docierającego do każdej komórki jej delikatnego ciała. Była sparaliżowana od cierpkich myśli. Osunęła się na dywan przed kominkiem, zawieszona między światami, ni to spała, ni to leżała zemdlona. Zamknęła spuchnięte powieki i odpłynęła w zapomnienie, kilka godzin wytchnienia.
Sekunda… sekunda… sekunda. Czas niespiesznie wracał do swego rytmu. Czarnuszka powoli wybudzała się z niespokojnych snów. Podczas głębokiej nocy szła pustą drogą, gdzieś wśród gór. Wiatr dmuchał mocno, nieugięcie. Musiała stąpać mocno i ostrożnie, by zachować równowagę. Czerń rozświetlał księżyc z drugiej kwadry, co i rusz zasłaniany przez pędzące po niebie chmury. Przez chwilę słyszała za sobą kroki. I szept ciepłego, kobiecego głosu: _Uwolnij myśl o tym, czego chcesz i otwórz się na dary po stokroć większe. Ograniczając się, nie dostrzeżesz tego, co na ciebie już czeka, już jest._
Czarnuszka wyjrzała przez okno. Na białym niebie ptaki krążyły wysoko nad lasem. Czarne kształty wyglądały jak posłannicy przyszłości, dbający o losy świata. Strażnicy przeznaczenia.
Zaufanie
Zbliżała się północ, ale Czarnuszka jeszcze nie spała. Czekała na jedzenie, które lada moment miało się skończyć gotować. Przez okno wpadało światło słońca, odbijane przez księżyc w zimowej pełni.
Lubiła tą ciszę uśpionego domu.
Delikatne szumy i trzaski niesłyszalne podczas dnia.
Jej głowę zaprzątała praca. Siedziała przy drewnianym stole, przy ciepłym świetle małej lampki i czuła, jak jej głowa napina się od myślenia. Westchnęła i podparła czoło dłońmi.
Usłyszała ciche pukanie. Podeszła i otworzyła drewniane drzwi. W progu stała In-Anna – Anna-In.
W ciszy usiadły na kanapie, każda z kubkiem ziół w ręce. In-Anna przyniosła ze sobą delikatny i lekko egzotyczny zapach kwiatów i gorącego powietrza pustyni z nutami kardamonu.
In-Anno, powiesz coś? – zapytała cicho Czarnuszka i wzięła łyk gorącego napoju z miodem.
Bogini milczała, ale Czarodziejka czuła, jak dom wypełnia się miłością i złotym światłem. Po chwili był już pełen tej energii, która zaczęła wychodzić poza Chatę aż do granicy lasu, rozpływając się dopiero gdzieś tam, w oddali.
Czarnuszka powoli rozluźniała swoje ciało. Zaczęła głębiej oddychać, wyprostowała kręgosłup. W końcu odetchnęła głośno i głęboko. W oku zakręciła jej się łza.
Usłyszała bezgłośnie wysłane do niej słowo. Nawet nie słowo, a uczucie.
ZAUFANIE.
– Cały czas cię prowadzę. Jesteś bezpieczna, jesteś na właściwej drodze. Wszystko jest tak, jak ma być, jest dobrze. Zaufaj mi, ufaj mi nadal, tak jak to robisz od kilku miesięcy. Dostrzeż, jak pięknie się dzieje, gdy mi ufasz i mnie słuchasz. Gdy słuchasz szeptu swojej duszy, swojej intuicji.
In-Anna rozpuściła się w powietrzu jak dym. Pozostał ciepły, słodki zapach i spokój wewnętrzny w sercu.
Czarnuszka położyła się spać.
Spis treści
Prolog
Wstęp
Przyszłość
Chata
Szeptunka Graża
Graża
Beila
Narodziny
Siła w wierze I
Babcia
Bezczas beznadziei
Zaufanie
Agresja
Siła w wierze Czarnuszki
Kochać i być kochanym
Wódz i lis
Aniela
Lęk
Cierpliwość
Żałoba
Cisza I
Cisza II Wychodzenie z ciszy
Wódz
Ból
Bajka na dobranoc
Kłębek Spotkanie z tym, co wewnątrz
Anioły
Anioł Stróż
Modlitwa
Uzdrowienie wody
Smok
Siła w wierze II
Szczyt szczęścia (spokój)
W ciepłych ramionach babci
Jesienny dym wspomnień
Chamuel I
Chamuel II
Wdzięczność
Moc
Harmonia I
Cmentarz umarłych miłości
Źródło wszystkiego, co jest
Rozdział ostatni i pierwszy
Zapach mężczyzny, zapach domu
Bliskość
Teraźniejszość
Harmonia II
Lustro
Święty Gaj
Przyszłość
Siła w wierze III
Obecność
Spokój
Maliny
Czas
Ukochanie
Śmierć
Światy
Przestrzenie iluzji i prawdy
Tu i teraz
Smuga cienia
Czas zbiorów
Ród
Stworzenie
Nowe życie
Intymność