- W empik go
Czarny Piotr. The Adventure of Black Peter - ebook
Czarny Piotr. The Adventure of Black Peter - ebook
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.
Były kapitan statku wielorybniczego Morski Jednorożec Piotr Carey zostaje znaleziony martwy w swym domku, który nazywał kajutą. Zabito go własnym jego harpunem, zdjętym ze ściany, nastąpiło to w nocy. Rodzina i sąsiedzi odetchnęli z ulgą, gdyż znany z alkoholizmu kapitan był postrachem okolicy. Zwano go Czarnym Piotrem zarówno od brody, jak i ponurego usposobienia. W kajucie na stole stała butelka rumu i dwie szklanki, co znaczyło, że kapitan miał gościa, był też mimo nocnej pory ubrany. U stóp zabitego leżał nóż w pochwie, wdowa rozpoznała go jako własność jej męża. Prócz tego znaleziono notes z datami i skrótami operacji giełdowych oraz wykonany z foczej skóry woreczek na tytoń z inicjałami P.C. Inspektor policji Hopkins przywiązuje wagę do notesu, Holmes do woreczka… (za Wikipedią).
Kategoria: | Angielski |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-610-1 |
Rozmiar pliku: | 71 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie widziałem nigdy przyjaciela mego Sherloka Holmesa zdrowszym, ani lepiej usposobionym jak w roku 1895. W miarę jak rosła jego sława, coraz szersze zgłaszały się do niego koła z prośba o radę lub pomoc. Nie chcąc jednak ściągnąć na siebie zarzutu niedyskrecyi, nie śmiem nawet w przybliżeniu określić owych osobistości z najwyższych sfer, które odwiedzały skromne nasze domostwo przy ulicy Bakera. Holmes żył jednak — jak wszyscy wielcy artyści — tylko dla swej sztuki, i prócz wypadku z księciem Holdernesse, rzadko kiedy słyszałem, by żądał znaczniejszej kwoty za nieocenione swe usługi. Tak mało posiadał chciwości, a raczej tak był upartym, że nieraz osobom potężnym i majętnym odmawiał swej pomocy, jeśli mu się wypadki nie podobały, podczas gdy dla sprawy ubogiego jakiegoś klienta nieraz tygodniami z natężeniem pracował, skoro nastręczała owe szczególne zawikłania, które pociągały jego wyobraźnię i były dla bystrego jego rozumu bodźcem do nowej pracy.
W zajmującym tym roku 1895, ogromna ilość najszczególniejszych wypadków zajmowała jego uwagę, począwszy od sławnego wyjaśnienia nagłego skonu kardynała Tosca, które to śledztwo przeprowadził na wyraźne życzenie papieża, aż do pojmania Wilsona, znanego hodowcy kanarków, czem usunął hańbiącą plamę ciążącą na wschodnim Londynie. Po tych dwóch wypadkach nastąpiła tragedya w Woodmans Lee, owa tajemnicza historya śmierci kapitana Piotra Carey. Opis czynów Sherlocka Holmesa, któryby nie zawierał tego niezwykłego, a nader ciekawego wydarzenia, nie byłby zupełnym.
W pierwszym tygodniu lipca przyjaciel mój tak często i tak długo był poza domem, iż domyślałem się, iż zabiera się do czegoś bardzo ważnego. Okoliczność, iż kilku silnych chłopów pytało się w owym czasie o kapitana Bazyla, świadczyła o tem, iż Holmes pracował dziś w jednem z licznych swych przebrań i pod fałszywem nazwiskiem. Posiadał bowiem w rozmaitych dzielnicach Londynu przynajmniej pięć małych kryjówek, gdzie mógł się przebierać, by ukryć swą własną, postrach szerzącą osobistość. Nic mi o zamierzonej pracy nie opowiadał, a ja nie zwykłem był wymuszać zaufania. Pierwsza okoliczność, z której wnioskować mogłem o jego czynności, dość szczególnego była rodzaju. Wyszedł przed śniadaniem, a gdym był przy stole, wszedł do pokoju, z kapeluszem na głowie i z olbrzymią włócznią pod ramieniem.
— Wielki Boże! — zawołałem — wszak nie przechadzałeś się z tym sprzętem po Londynie?
— Pojechałem z tem do rzeźnika i napowrót.
— Do rzeźnika?
— Tak, i przynoszę dobry apetyt. Gimnastyczne ćwiczenia przed śniadaniem bez wątpienia bardzo są zdrowe. Lecz o zakład, że nie zgadniesz, na czem polegały moje ćwiczenia.
— Wolę nie próbować wcale.
Śmiał się do rozpuku nalewając sobie kawę.
— Gdybyś był mógł rzucić okiem do rzeźni Allardysa, ujrzałbyś był nieżywą świnię wiszącą na haku wbitym w powałę, a oprócz tego, pana z zawiniętymi rękawami koszuli, który tym oto instrumentem kłuł ją w wściekły sposób. Tym energicznym człowiekiem ja byłem. I ku memu zadowoleniu stwierdziłem, że pomimo największego wytężenia sił, nie mogę jednem uderzeniem przekłuć świni. Możebyś też raz spróbował?
— Za nic w świecie. Lecz pocóżeś to czynił?
— Ponieważ zdaje mi się, że stoi to pośrednio w związku z tajemnicą w Woodmans Lee. — O! panie Hopkins, otrzymałem wczoraj wieczór pańską depeszę i oczekiwałem pana. Zbliż się pan i zjedz pan z nami śniadanie.
Gość nasz był to człowiek nader żywego usposobienia, liczący około 30 lat. Był skromnie ubrany, lecz wyprostowana jego postawa wskazywała, że przywykł do uniformu. Poznałem w nim natychmiast młodego inspektora policyi Stanleya Hopkinsa, któremu Holmes wielką przepowiadał przyszłość, a który ze swej strony z największym szacunkiem, gdyby uczeń jaki, słuchał i podziwiał naukową metodę sławnego dyletanta. Hopkins miał czoło pomarszczone i bardzo wydawał się przygnębiony.
— Dziękuję panie Holmes. Śniadałem nim tu przyszedłem. Byłem wczoraj wieczorem u pana, chcąc zdać relacyę i zostałem już całą noc w mieście.
— I o czemże to chciałeś mi pan donieść?
— Dotychczas same mylne podejrzenia.
— Żadnych pan nie zrobiłeś postępów?
— Żadnych.
— Ej! muszę się raz przyglądnąć tej sprawie.
— Bardzo bym sobie tego życzył, doprawdy, Jest to pierwsza moja większa i ważniejsza sprawa, a tu ani o krok naprzód nie postępuję. Bądź pan tak dobrym i pomóż mi.
— Na szczęście znam już sam fakt i dość starannie przestudyowałem sprawozdanie o pierwszem śledztwie. Chciałbym prócz tego wiedzieć, coś pan zrobił z woreczkiem na tytoń, który znaleziono na miejscu zbrodni? Czy nie podaje on żadnej wytycznej?
Hopkins ze zdziwieniem spojrzał na mego przyjaciela.
— Wszak on był własnością zamordowanego; wewnątrz napisane były pierwsze litery jego imienia. Jest zrobiony ze skóry morskiego psa — a właścicielem jego mógł tylko być stary marynarz.
— Ależ wszak on sam nie miał fajki.
— Tak, to prawda; fajki nie znaleźliśmy bardzo też mało palił, a tytoń miał tylko dla swych przyjaciół.
— Bez wątpienia. Dlatego też tylko o tem wspominam, bo ja wziąłbym to za punkt wyjścia do dalszego dochodzenia w tym wypadku. Ale przypominam sobie, że mój przyjaciel dr. Watson nie zna jeszcze wcale tej sprawy, a ja też chętnie usłyszałbym raz jeszcze o tych wydarzeniach w należytym związku i we właściwem następstwie. Opowiedz nam pan pokrótce historyę tę raz jeszcze.
Hopkins wyjął z kieszeni kartkę papieru.
— Zanotowałem tu sobie parę dat, odnoszących się do życia zamordowanego kapitana. Piotr..........The Adventure of Black Peter
I have never known my friend to be in better form, both mental and physical, than in the year '95. His increasing fame had brought with it an immense practice, and I should be guilty of an indiscretion if I were even to hint at the identity of some of the illustrious clients who crossed our humble threshold in Baker Street. Holmes, however, like all great artists, lived for his art's sake, and, save in the case of the Duke of Holdernesse, I have seldom known him claim any large reward for his inestimable services. So unworldly was he—or so capricious—that he frequently refused his help to the powerful and wealthy where the problem made no appeal to his sympathies, while he would devote weeks of most intense application to the affairs of some humble client whose case presented those strange and dramatic qualities which appealed to his imagination and challenged his ingenuity.
In this memorable year '95 a curious and incongruous succession of cases had engaged his attention, ranging from his famous investigation of the sudden death of Cardinal Tosca—an inquiry which was carried out by him at the express desire of His Holiness the Pope—down to his arrest of Wilson, the notorious canary-trainer, which removed a plague-spot from the East-End of London. Close on the heels of these two famous cases came the tragedy of Woodman's Lee, and the very obscure circumstances which surrounded the death of Captain Peter Carey. No record of the doings of Mr. Sherlock Holmes would be complete which did not include some account of this very unusual affair.
During the first week of July my friend had been absent so often and so long from our lodgings that I knew he had something on hand. The fact that several rough-looking men called during that time and inquired for Captain Basil made me understand that Holmes was working somewhere under one of the numerous disguises and names with which he concealed his own formidable identity. He had at least five small refuges in different parts of London in which he was able to change his personality. He said nothing of his business to me, and it was not my habit to force a confidence. The first positive sign which he gave me of the direction which his investigation was taking was an extraordinary one. He had gone out before breakfast, and I had sat down to mine, when he strode into the room, his hat upon his head and a huge barbed-headed spear tucked like an umbrella under his arm.
˝Good gracious, Holmes!˝ I cried. ˝You don't mean to say that you have been walking about London with that thing?˝
˝I drove to the butcher's and back.˝
˝The butcher's?˝
˝And I return with an excellent appetite. There can be no question, my dear Watson, of the value of exercise before breakfast. But I am prepared to bet that you will not guess the form that my exercise has taken.˝
˝I will not attempt it.˝
He chuckled as he poured out the coffee.
˝If you could have looked into Allardyce's back shop you would have seen a dead pig swung from a hook in the ceiling, and a gentleman in his shirt-sleeves furiously stabbing at it with this weapon. I was that energetic person, and I have satisfied myself that by no exertion of my strength can I transfix the pig with a single blow. Perhaps you would care to try?˝
˝Not for worlds. But why were you doing this?˝
˝Because it seemed to me to have an indirect bearing upon the mystery of Woodman's Lee. Ah, Hopkins, I got your wire last night, and I have been expecting you. Come and join us.˝
Our visitor was an exceedingly alert man, thirty years of age, dressed in a quiet tweed suit, but retaining the erect bearing of one who was accustomed to official uniform. I recognised him at once as Stanley Hopkins, a young police inspector for whose future Holmes had high hopes, while he in turn professed the admiration and respect of a pupil for the scientific methods of the famous amateur. Hopkins's brow was clouded, and he sat down with an air of deep dejection.
˝No, thank you, sir. I breakfasted before I came round. I spent the night in town, for I came up yesterday to report.˝
˝And what had you to report?˝
˝Failure, sir—absolute failure.˝
˝You have made no progress?˝
˝None.˝
˝Dear me! I must have a look at the matter.˝
˝I wish to heavens that you would, Mr. Holmes. It's my first big chance...........