Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czarownica - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czarownica - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Markiz Aldridge jest przyjacielem księcia Walii. Ten z kolei prowadzi podwójna grę. Ma żonę , a jednocześnie nie potrafi uwolnić się spod uroku swojej oblubienicy Lady Jersey. Życie w swoistym trójkącie zdaje się być coraz bardziej męczące dla wszystkich. Żona księcia uważa lady Jersey za czarownicę. Również i markiz wpada w oko dość konsekwentnej w zalotach Nadine Brampton. Te jednak wydają się go nużyć. Markiz wyrusza w podróż do Ridge Castle. W trakcie jej trwania napotyka na coś, co go przeraża. Na swojej drodze spotyka orszak prowadzący młodą kobietę, rzekomą czarownicę, na stos. Markiz jest zaskoczony tym, co widzi. Udaje mu się wyswobodzić dziewczynę, zabiera ją ze sobą do posiadłości z lat dziecinnych, gdzie dowiaduje się o tych dziwnych „zwyczajach", zabobonach, przesądach w księstwie Essex. Pojawia się też tajemnicze zabójstwo i piękna Idylla. Co wyniknie z tej układanki: znużonego zalotami kobiet markiza, tajemniczą podrożą i czarownic?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-117-7061-0
Rozmiar pliku: 381 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

ROK 1800

Markiz Aldridge ziewnął. Przebywanie w tym rozpustnym miejscu stanowczo go nudziło. Mimo że jego romanse były przedmiotem nieustających plotek w wielkim świecie, nie gustował nigdy w domach nierządu ani w płatnej miłości, jaką tam oferowano. Dziś jednak został zmuszony do przyjęcia zaproszenia od jednego ze znajomych, który pragnął dostarczyć rozrywki księciu Walii i wyrwać go ze stanu przygnębienia, w jakim trwał od kilku tygodni.

Markizowi przyszło na myśl, że znalazłszy się na miejscu księcia trudno byłoby nie popaść w depresję. Nie tylko jego małżeństwo okazało się pomyłką, lecz dodatkowo uwikłał się w związek z lady Jersey, od której nie mógł się uwolnić. Książę będąc człowiekiem skłonnym do przesady, gdy chodziło o własne uczucia, i wobec wyraźnej niechęci, jaką żywił do żony, księżnej Karoliny, postanowił, że jedynym wyjściem z sytuacji będzie odnowienie miłosnych związków z panią Fitzherbert.

Podczas gdy dwanaście przebranych za nimfy dziewcząt wykonywało taniec obrazujący „Święto Wenus” obchodzone jakoby na Tahiti, markiz nie myślał o przedstawieniu, lecz o księciu Walii, którego darzył wielką sympatią i z którym bardzo się zaprzyjaźnił w ciągu ostatnich dziewięciu lat. Nie dziwiło go, że dojrzałe wdzięki lady Jersey znudziły się księciu, i był zdania, że im szybciej książę się jej pozbędzie, tym lepiej.

Dama ta z wielką determinacją broniła swej pozycji królewskiej faworyty. To ona była odpowiedzialna za zniszczenie małżeństwa księcia, zanim zostało zawarte. To ona go omotała i odciągnęła od pani Fitzherbert jeszcze przed pojawieniem się księżnej Karoliny. Choć wybór narzeczonej był błędnym posunięciem ze strony ministrów, jednak para książęca miała szansę na ułożenie sobie życia, choćby na przyjaznej stopie, gdyby nie wpływy lady Jersey.

— Jak on mógł okazać się na tyle nierozważny, żeby wdać się z nią w romans? — zastanawiał się markiz.

Nie należy się dziwić, że pani Fitzherbert od samego początku była bardzo zazdrosna. Lady Jersey poważnie zagrażała ich związkowi, gdy tylko zaczęła uwodzić księcia, a trzeba przyznać, że był on niezwykle podatny na okazywane mu uczucia.

Nie ulegało wątpliwości, że zamierzała go omotać ze względu na jego pozycję, jak również dla zapewnienia sobie interesującego towarzystwa, ponieważ książę był mężczyzną przystojnym, dowcipnym i oczytanym. Lady Jersey natomiast uchodziła za uznaną piękność, mówiono nawet, że jej urokowi trudno się oprzeć. Kobiety określały ją inaczej: „piękna, ale sprytna i bez zasad”.

Była o dziewięć lat starsza od księcia, co potwierdzało jego upodobania do kobiet dojrzałych. Tym razem dostał się w ręce osoby ambitnej, doświadczonej, obdarzonej niezwykłą intuicją, lecz absolutnie pozbawionej uczuć. Choć lady Jersey skończyła już czterdzieści lat, książę był nią zachwycony i bardzo w niej zakochany.

— Jak on mógł postąpić ze mną w taki sposób? — skarżyła się markizowi pani Fitzherbet, dodając z płaczem, że zapewne pod pływem lady Jersey książę przysłał jej list oznajmiający, iż „szczęście znalazł gdzie indziej”.

— Przykro mi — odpowiedział markiz — ale lady Jersey już od pewnego czasu usiłuje przekonać jego królewską mość o niewłaściwości związku z panią. Słyszałem nawet, jak mówiła, że pani katolicyzm jest powodem jego niepopularności.

— I on wierzy w takie kłamstwa? — westchnęła pani Fitzherbert.

— Wspominała też w mojej obecności — kontynuował markiz — że gdyby nie pani, książę z łatwością pozbyłby się kłopotów finansowych.

Pani Fitzherbert zdenerwowała się nie na żarty. Zarówno ona, jak i markiz, wiedzieli dobrze o roztrwonionym przez księcia majątku, który pozostawił jej zmarły mąż. Markiz był przekonany, że pomimo oczarowania lady Jersey, książę nie potrafi żyć bez pani Fitzherbert. Prawda była taka, że chciałby mieć obie te kobiety.

Mimo łagodnego usposobienia pani Fitzherbert okazała się nieugięta i stale wybuchały kłótnie o lady Jersey. W końcu pięć lat temu książę zerwał stosunki z panią Fitzherbert i oświadczył królowi, że jeśli spłaci jego długi, gotów jest się ożenić. Od tego momentu, zdaniem markiza, zaczęło dziać się źle. Niektórzy uważali, że małżeństwo uwolni księcia od długów, co było jednak niemożliwe, ponieważ przekraczały one sześćset tysięcy funtów. Wyrażali też nadzieję, że zerwie z lady Jersey, lecz on tylko umieścił ją w domu sąsiadującym z Carlton House. Księżna nazywała ją starą wiedźmą, a książę zbyt późno przekonał się, że miała rację.

Markiz tak bardzo pogrążył się we wspomnieniach, że ledwie zauważył, jak długo trwało przedstawienie. Dwanaście uroczych nimf, o których powiadano, że są czyste i niewinne, tańczyło pod wodzą królowej Oberei odgrywanej przez samą panią Hayes. Charlotte Hayes od kilku lat prowadziła z dużym powodzeniem dom uciech przy Pall Mall. Nie była już młoda i, jak markiz przypuszczał, zarobiwszy sporo pieniędzy, wkrótce wycofa się z interesów.

Przyglądając się gościom obecnym w przybytku pani Hayes, markiz pomyślał, że w niewielu salonach bywa wykwintniejsze towarzystwo. Wśród zgromadzonych naliczył dwudziestu trzech dżentelmenów należących do najwyższych sfer, z księciem Walii na czele, oraz pięciu członków parlamentu. Poczęstunek był doskonały, wina znakomite, a choć markiz wiedział, że za wszystko słono zapłacono, musiał przyznać, iż pani Hayes umiejętnie zadbała o zadowolenie swoich gości.

Dziewczęta odgrywające nimfy były urocze, a inne, które pani Hayes nazywała hostessami, wyróżniały się nie tylko obyciem towarzyskim, lecz także niezwykłą urodą. Podczas kolacji obok markizą siedziało dziewczę o imieniu Yvette. Podawała się za Belgijkę, lecz był przekonany, że urodziła się we Francji. Czarowała dowcipem i spojrzeniami rzucanymi mężczyznom spod na wpół przymkniętych powiek. Z takim zachowaniem markiz spotykał się wielokrotnie, lecz dzisiaj drażniące było to, że wciąż starała się go dotykać.

— Bardzo pan milczący, milordzie — powiedziała Yvette wydymając karminowe usteczka.

Zrobiłoby to z pewnością wrażenie na młodszym mężczyźnie, markiz natomiast z trudem powstrzymał ziewnięcie.

— Tego typu przedstawienia pantomimiczne bardzo mnie nużą — odrzekł.

— A może pójdzie pan ze mną, _mon chere?_ — zapytała. — Postaram się lepiej pana zabawić.

Przedstawienie oparte na relacji pozostawionej przez towarzysza wyprawy kapitana Cooka o nazwisku Hawkesworth w jego książce „Opis podróży dookoła świata” wydanej w 1773 roku, miało się ku końcowi. Goście, którzy nadużyli jedzenia i trunków, rozsiadali się teraz na kanapach mając za towarzyszki przydzielone sobie hostessy lub też skąpo przyodziane nimfy, które zakończyły swoje występy.

Książę Walii, jak markiz zauważył, sporo wypił i z pewnością zapomniał o wszystkich swoich kłopotach. Lecz markiz nie miał wątpliwości, że wrócą nad ranem, aby znów dręczyć jego książęcą wysokość. Najbardziej przykre sytuacje stwarzała lady Jersey, która nie odstępowała księcia, gdziekolwiek się pojawił, i starała się rozmawiać z nim wówczas, gdy wcale nie miał na to ochoty.

— Dobrze, że chociaż tutaj za nim nie przyszła — powiedział do siebie markiz. — Zaraz też pomyślał ze złością o swoich stosunkach z lady Brampton, które wcale nie były lepsze, niż łączące księcia i lady Jersey. — Czemu kobiety nie potrafią zrozumieć, że romans kiedyś się kończy?—zapytał samego siebie.

— Pan coś mówił, milordzie? — zaszczebiotała Yvette i dopiero teraz zorientował się, że swoje myśli wypowiadał na głos. Przysunęła się do niego i zbliżając usta do jego ucha wyszeptała: — Zabawimy się, _mon brave!_ Zapomni pan o całym święcie przy Yvette. Zobaczy pan, jak nam będzie dobrze.

Markiz odsunął obejmującą go Yyette i wstał.

— Nie jestem dziś w nastroju — powiedział. — Proszę przekazać pani Hayes podziękowania za to barwne i niezwykłe widowisko.

— Ależ nie, milordzie! — zaprotestowała Yvette.

Uspokoiła się dopiero, gdy markiz wręczył jej pokaźną kwotę pieniędzy, na widok której zaniemówiła. On tymczasem szybkim krokiem opuścił pokój i mijając hol wyszedł z budynku, zanim ktokolwiek z gości to zauważył. Powóz już podjechał, więc rozparł się wygodnie na miękkim siedzeniu. Stangret okrył mu nogi pledem i czekał na rozkazy.

— Do domu! — powiedział markiz.

Konie ruszyły po pochyłości ulicy św. Jakuba, kierując się w stronę Piccadilly i dalej na Berkeley Sąuare. Rodowa rezydencja Aldridge’ów prezentowała się imponująco. Ojciec markiza odnowił ją i doprowadził do takiego stanu, że śmiało mogła konkurować wielkością i komfortem z Carlton House. Aldridge’owie od pokoleń byli miłośnikami sztuki, a dzieła nagromadzone przez nich w ciągu wieków stworzyły olbrzymią kolekcję, z którą mogły się równać tylko nieliczne zbiory na terenie Anglii. Lecz markiz przechodząc przez wykładany marmurem hol nie zwracał na nic uwagi, czuł tylko ogromne znudzenie. Wszedł do biblioteki, skąd rozciągał się widok na ogród, w którym często przesiadywał, gdy był w domu sam. Lokaj otworzył przed nim drzwi, poczekał, aż wejdzie, i po chwili powiedział:

— Na biurku leży list do waszej wysokości. Goniec prosił o powiadomienie, że to pilne.

Markiz nic nie odrzekł. Spojrzał na list i od razu rozpoznał nadawcę.

— Do diabła z tą kobietą! — powiedział do siebie. — Czy ona da mi wreszcie spokój?

Nie wziął nawet listu do ręki. Usiadł w fotelu i odruchowo przyjął od lokaja kieliszek brandy. Po chwili służący opuścił pokój, natomiast markiz wpatrywał się nie widzącym wzrokiem w wiszący na przeciwległej ścianie wspaniały obraz Rubensa. W bibliotece było niewiele obrazów, a i te nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Rozmyślał o jasnowłosej Nadine Brampton. W jej niebieskich oczach widniało to samo zdecydowanie i nieugiętość, jakie charakteryzowały lady Jersey. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie łatwo uwolnić się od niej. Lady Brampton miała zaledwie dwadzieścia sześć lat, lecz spryt i rozwagę dojrzałej kobiety. Ta Ewa postanowiła, że on będzie jej Adamem trzymanym na uwięzi w rajskim ogrodzie. Wydano ją za mąż w wieku siedemnastu lat za dużo starszego mężczyznę, który wkrótce zupełnie zniedołężniał, a ona dzięki swojej urodzie szturmem zdobyła cały Londyn.

Była piękna, dobrze urodzona, bogata. Pod delikatną urodą jasnej blondynki krył się jednak ognisty temperament, sprawiający że zmieniała kochanków jednego po drugim, ponieważ ją nudzili. Tak było do spotkania markiza. To, co uważała początkowo za przelotny kaprys, przerodziło się w poważny romans, w który zaangażowała się całym sercem.

Markiz miał wrażenie, że wpadł w niebezpieczny wir. Zazwyczaj egoistyczny w miłości, nie potrafił się sprzeciwić Nadine Brampton. Jeśli książę miał kłopoty z lady Jersey, to on też po raz pierwszy w życiu nie wiedział, jak zakończyć nużący romans. Lady Brampton zasypywała go liścikami, prezentami, zaproszeniami. Pojawiała się w jego domu w najbardziej nieoczekiwanych momentach, zupełnie nie licząc się faktem, że naraża na szwank swoją reputację.

Starała się, sobie tylko znanymi sposobami, uczestniczyć w każdym przyjęciu lub być na każdym przedstawieniu w teatrze, jeśli mogła tam spotkać markiza. Nękała go swoją obecnością na konnych przejażdżkach w parku, a nawet podczas pełnienia obowiązków przy księciu w Carlton House, co zdarzało się niemal codziennie. Pojawiała się prosząc o audiencję i otrzymywała na nią zgodę, ponieważ jego książęca mość był z natury dobroduszny i lubił ładne kobiety. Markizowi nigdy nie udawało się namówić księcia, żeby ją odprawił.

Tylko w dzisiejszym wieczorze ze zrozumiałych względów nie mogła brać udziału, co dla markiza było pewną pociechą, Nie spodziewał się, aby imitacja tahitańskiej zabawy potrafiła rozchmurzyć księcia na dłuższy czas. Był pewien, że jutro znów usłyszy potok skarg na lady Jersey i przesadnie wyrażane pragnienie ponownego połączenia się z panią Fitzherbert. O ile jednak książę chciał powrócić do niej, ona wyraźnie go unikała. Przeniosła się do Brighton, wydzierżawiła swoją rezydencję i zamieszkała w skromnym domku, odmawiając wszelkich rozmów na temat możliwości pogodzenia się z księciem.

— Co raz zostało zerwane, nigdy już połączyć się nie da — powiedziała do markiza, gdy ten usiłował pomóc księciu i błagał ją, żeby choć wysłuchała, co jego książęca mość ma do powiedzenia.

Markiz przywiózł ze sobą upominki w postaci medalionu z podobizną księcia oraz bransoletki z wygrawerowanym napisem: _Rejoindre ou mourir._ Pani Fitzherbet przyjęła wprawdzie podarki, lecz odmówiła spotkania z ofiarodawcą.

— Ja oszaleję! Umrę, jeśli ona mnie nie zechce! — dramatyzował książę.

Znajdował się w takim stanie, że jego przyjaciele obawiali się, iż popadnie w jakąś poważną chorobę, ale nic nie mogli poradzić na upór pani Fitzherbert.

Moja i jego sytuacja jest zdecydowanie różna — rozmyślał markiz. — Nie grozi mi przynajmniej szaleństwo z powodu Nadine Brampton. Muszę jednak koniecznie przedsięwziąć jakąś akcję. Tak dalej być nie może!

Zacisnął wargi, kiedy uświadomił sobie, że wytrwałość lady Brampton w adorowaniu go może stać się przedmiotem drwin. Dotychczas on łamał kobiece serca, okazując w romansach cyniczną obojętność. Skłaniało to znajome damy do podejmowania wysiłków, które miały na celu zawładnięcie jego uczuciami. Żadna z tych kobiet nie wątpiła, że właśnie jej uda się odnieść sukces i usidlić go na dobre. Każda miała nadzieję, że tym razem markiz się zakocha. Jednak szybko okazywało się to niemożliwe.

Był hojny, gdy chodziło o dawanie prezentów, potrafił zręcznie i inteligentnie prawić komplementy, okazywał się mistrzem w miłości, co przyznawały wszystkie kobiety, którym ofiarował swe względy — i to było wszystko! Żadna z dam nie zdołała zdobyć jego serca, a po spędzeniu z nim nocy nie mogła być pewna, że uznał ją choćby za atrakcyjną.

— Jesteś wprost nieludzki! — oznajmiła mu jedna z dam. — Czy uważasz się za bóstwo zniżające się do poziomu ludzi chodzących po ziemi? Skąd ta rezerwa i obojętność?

Markiz pocałunkami ukoił jej rozżalenie, lecz dama była przekonana, że nigdy się już nie zobaczą.

— Wiesz, Oswinie — powiedział kiedyś jego najlepszy przyjaciel, kapitan George Summers — gdybyś tak często zmieniał konie, jak zmieniasz kobiety, w całym kraju nie byłoby już ani jednego konia czystej krwi.

Markiz uśmiechnął się. Ponieważ razem służyli w wojsku i dzielili trudy wojaczki, pozwalał kapitanowi na obcesowość, jakiej nie tolerowałby u nikogo innego.

— Kobiety nic dla mnie nie znaczą, George — odpowiedział — i jest to główna przyczyna, dla której nigdy nie zamierzam się ożenić!

— Ależ powinieneś to zrobić — tłumaczył kapitan Summers. — To jest, mój drogi, obowiązek markiza. Musisz przecież mieć potomka i dziedzica.

— Mam kuzynów, którzy bez trudu mogą zająć moje miejsce — odrzekł markiz. — Każdy z nich z radością odziedziczy po mnie tytuł.

— Ależ to nonsens myśleć o czymś podobnym w twoim wieku — rzekł kapitan Summers. —Poza tym powinieneś osiąść już gdzieś na stałe. Nie możesz trawić życia na ocieraniu łez księciu i na tułaniu się z jednej sypialni do drugiej.

— Trafiłeś w samo sedno — odpowiedział markiz. — Mam już naprawdę dosyć wstawania w środku nocy i skradania się chyłkiem po słabo oświetlonych korytarzach. Muszę się ograniczyć do odwiedzania bardzo miłego domu w Chelsea, który niedawno kupiłem dla pewnej osoby. Znajduje się on w pobliżu szpitala ufundowanego przez Nell Gwynn.

— Czyżbyś zamierzał naśladować Karola II? —— zapytał kapitan Summers ironicznie, a po chwili dodał: — Masz niewątpliwie coś wspólnego z Karolem. Podobnie jak on potrafisz wypatrzyć najpiękniejszą kobietę w twoim otoczeniu i tak jak on porzucić ją dla nowej ładnej twarzyczki.

— Jednak on był mocno uwikłany w awanturę z Barbarą Castlemaine!

Kapitan Summers spojrzał na markiza porozumiewawczo.

— Lady Brampton zaczyna czuć się zbyt pewna siebie — rzekł. — Czy wiesz, że jej mąż jest umierający? Nie dają mu więcej jak dwa miesiące życia. Możesz być przekonany, Oswinie, że ona zaciągnie cię do ołtarza.

— To się jej nie uda! — odrzekł porywczo markiz. — Tłumaczyłem już, George, że nie zamierzam się żenić, a zwłaszcza z Nadine Brampton!

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: