Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Czarująca poetka. O Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
2 grudnia 2025
3740 pkt
punktów Virtualo

Czarująca poetka. O Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej - ebook

Książka „Czarująca poetka” to próba ukazania czarodziejskiej mocy Lilki, czyli słynnej poetki Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, w obu znaczeniach słowa "czar" - zarówno uroku jej kobiecości, jak i fascynacji zjawiskami nadnaturalnymi. Jest to swoista biografia oparta na analizie źródeł, archiwaliów, dokumentów i artykułów, przywołująca szeroki kontekst obyczajowy, społeczny, historyczny i literacki. Skierowana do tych, którzy pragną odkryć interesujące, mniej znane, a nawet nieznane dotąd informacje na temat poetki.

W 1930 roku Lilka opublikowała tomik Profil Białej Damy, który zaludniła eterycznymi zjawami, duchami spacerującymi po starych domostwach, osobami biorącymi udział w tajemniczych seansach spirytystycznych, opisując trwogę, która ogarnia w nawiedzonych miejscach. Czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska wierzyła w świat niewidoczny dla oczu? Jakie odpowiedzi znalazła na pytania o naturę istnienia? Czy wierzyła w duchy? Czy pisząc Białą Damę, subtelnie nawiązywała do powszechnej wówczas mody na „wirujące stoliki” czy może lekko z niej kpiła? A może starała się zgłębić tajemnicą życia i śmierci…

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8335-790-4
Rozmiar pliku: 7,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ze zbiorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Wrocławiu.

POD SZCZĘŚLIWĄ GWIAZDĄ

O gwiazdeczko coś błyszczała,

wieczór zdobiąc i firmament!

— Płyną chmury w groźnych zwałach,

i zagasłaś już na amen.

Zwróć kochanko coś płakała,

piękną głowę w stronę nowiu:

o gwiazdeczko coś błyszczała!! —

Błyśniesz jeszcze, zgaśniesz znowu.

Maria Pawlikowska-Jasnorzewska,

O gwiazdeczko, coś błyszczała

wiersz z tomu Surowy jedwab, 1932

* * *

Melancholijna śpiewka o gwiazdeczce towarzyszącej naszym narodzinom, błyszczącej i świetlistej, migającej obietnicami, znana jest od wielu lat. Napisał ją w 1842 roku niejaki Wiktoryn Zieliński, romantyczny poeta i nauczyciel francuskiego. Mało kto o tym wie, bo znamy tę piosnkę w różnych wersjach, śpiewaną przez mamę dziecku w kołysce, przez zespoły i solistów, recytowaną i cytowaną, podchwytywaną i przeinaczaną na różne sposoby. Zawsze jednak mówi o tym samym — o przemijaniu, o życiu, które świetliście się zaczyna, a potem gaśnie, o tęsknocie i nieudanych próbach zatrzymania czasu.

Kiedy w 1932 roku w tomie Surowy jedwab opublikowany został wiersz o gwiazdeczce, autorka — Maria Pawlikowska-Jasnorzewska — miała niewiele ponad czterdzieści lat, widoczne wokół oczu i ust pierwsze zmarszczki i poczucie, że wieczna młodość to tylko mit, a pierwsza młodość minęła na dobre. Na tym etapie życia niosła nie tylko bagaż lat i refleksji na temat przemijania, ale i bagaż łez. Była, a raczej bywała, tą kochanką, która zaklinała gwiazdę zgasłą, żeby zabłysła na nowo. Czasem jej się to udawało, ale wiedziała, że nic, nawet wielka miłość, nie jest jej ofiarowana na zawsze.

Zgaśnie.

Zgaśnie tak, jak życie, które zaczęło się, kiedy przyszła na świat, zapewne pod dobrą gwiazdą, bo, jak sama wyznała — widywała wokół innych nimb śmierci, ale ona miała wokół siebie nimb życia, szczęścia i pomyślności.

Napisała: „Cudowne fale powodzenia płynące z piwnych oczu Tatki, piwnych i gołębiotęczowych równocześnie, odziedziczyłam w wyższym stopniu, w niebieskim kolorze, ja jedna z rodziny”.

* * *

Maria Janina Teresa Kossak urodziła się w Krakowie 24 listopada 1891 roku, a umarła 9 lipca 1945 roku w Anglii, w szpitalu w Manchesterze. Żyła niespełna pięćdziesiąt cztery lata.

Ojciec (Wojciech) i dziadek (Juliusz) byli bardzo znanymi malarzami, a matka, Kossakowa z Kisielnickich, wywodziła się z dość bogatej rodziny szlacheckiej, można zatem powiedzieć, że Maria pochodziła ze znanego rodu i dobrego domu.

Pierwsze imię odziedziczyła po matce, ale nie skopiowała w swoim życiu jej sposobu postępowania. Nie stworzyła pełnej rodziny, nie urodziła dzieci, nie była przykładną panią domu zarządzającą majątkiem. Miała starszego brata Jerzego, którego zadaniem było kontynuowanie tradycji malarskich, więc został „trzecim Kossakiem”, podobno najmniej udanym, i młodszą siostrę, Magdalenę. W domu, mimo prób wprowadzenia przez matkę żelaznych zasad i stawiania granic, panowała dość swobodna atmosfera. Był to dom artystów. Ojciec, często nieobecny (całymi godzinami malował w pracowni i wielokrotnie wyjeżdżał za granicę), wychowywał dzieci z odległości, bardzo je kochał i rozpieszczał (zwłaszcza córki). Matka z kolei rozpieszczała pierworodnego Jurka i tworzyła kochający i przytulny dom, Kossakówkę. Był to niewielki dworek położony w Krakowie nieopodal Wawelu, zasiedlony i zagospodarowany wcześniej przez jej teściową i teścia (Zofię z Gałczyńskich i Juliusza Kossaków). Dom był znany nie tylko w Krakowie, ale na ziemiach polskich, ponieważ Juliusz jako malarz zdobył sporą sławę.

Zdobycie sławy, znaczenia było w tej rodzinie czymś w rodzaju zobowiązania. Maria, bohaterka niniejszej opowieści, pochodziła z „tych” Kossaków. Było oczywiste, że dziedziczy ich talent. W dzieciństwie nazywano ją Lilką, jej siostrę — Madzią i tak już zostało. Lilka trzykrotnie wychodziła za mąż, za Bzowskiego, Pawlikowskiego i Jasnorzewskiego, przybierała nazwiska mężów, choć zdarzało się, że jako żona Jasnorzewskiego podpisywała swoje utwory nazwiskiem drugiego męża, z którym była już wówczas rozwiedziona. Zapamiętano ją ostatecznie jako Marię Pawlikowską-Jasnorzewską, córkę Wojciecha Kossaka, poetkę.

I to też niezupełnie prawda, ponieważ Maria pisała wiersze, dramaty, poetycką prozę i malowała, była więc poetką, dramatopisarką i malarką. O ile zaczynała od tomików wierszy (Niebieskie migdały, Różowa magia), których tytuły miały sugerować romantyczne, kobiece zwierzenia, o tyle po jakimś czasie widziała siebie raczej jako liczącą się autorkę sztuk scenicznych, podejmujących ważne tematy, czasem w wersji komediowej.

Przeżywała wiele rozczarowań — życiowych (zawiedzione miłości) i artystycznych. Pierwsze tomiki wierszy nie zdobyły rozgłosu, o jakim marzyła, i pozostawała w cieniu debiutującej w tym samym roku kuzynki Zofii Kossak-Szczuckiej, późniejszej Szatkowskiej, a nawet siostry, Magdaleny, która przybrała pseudonim Samozwaniec i z impetem wkroczyła do literatury jako satyryczka.

Dzięki Magdalenie Samozwaniec starsza siostra jest jednak dzisiaj znana, jej wiersze są czytane przez kolejne pokolenia, stają się także przebojami jako piosenki. Wystarczy wymienić nie tylko Ewę Demarczyk, Czesława Niemena, ale Sanah i jej Pocałunki, które są tak popularne, że niektórzy odbiorcy, słysząc nazwisko: Pawlikowska-Jasnorzewska, mówią:

— To ta, która pisze teksty dla Sanah.

Podany przykład jest oczywiście skrajnością, bo większość współczesnych czytelników doskonale wie, kim była autorka Pocałunków, a dzisiaj to w jej cieniu zostaje Zofia Szatkowska, autorka bestsellerów, o której się zapomina, a nawet Magdalena Samozwaniec, która w książkach Zalotnica niebieska i Maria i Magdalena oddała swoisty hołd zmarłej na emigracji siostrze, stwarzając jej wyidealizowany obraz.

Prawdy o Marii z Kossaków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej wciąż nie znamy, chociaż wiele osób o niej pisało, mówiło, analizowało jej utwory i odkrywało tajemnice jej życia. Część z nich zabrała do grobu, część pozostawiła w listach, notatkach, zdjęciach skrytych w archiwach, część odczytać można między wierszami opublikowanych tekstów.

Całe życie próbowała trzymać się prosto — dosłownie i w przenośni. Mimo niepowodzeń i rozczarowań walczyła o siebie, o swoją urodę i sławę. Z kobiecą siłą, determinacją, wdziękiem usiłowała odradzać się po przeżytej porażce, nie pokazywać światu łez, ale stanąć w świetle i mówić kolejnym tekstem i kolejnym sukcesem:

— Oto jestem. Utalentowana, piękna, niezniszczalna.

Była też i bardzo dosłowna interpretacja sformułowania „trzymać się prosto”. Pawlikowska-Jasnorzewska od dziecka miała problemy z kręgosłupem. Czy to wynik źle leczonego złamania, czy inna choroba powodowała, że Lilka była i czuła się kaleką. Cierpiała uwięziona w gorsecie ortopedycznym, dzielnie znosiła kolejne kuracje, dbała o siebie, nosiła najmodniejsze suknie, futra i kapelusze, była piękna, interesująca, ale nawet tiule, szale i kołnierze nie były w stanie zamaskować wady, która na fotografiach niewidoczna, jednak została wiele razy odnotowana we wspomnieniach.

* * *

Lilka Pawlikowska, zastrachana, zawsze świadoma swego ukrywanego garbu i swego utykania, a zarazem tego, że jest cudowną poetką i że ma profil, jakich już nie ma, i oczy, jakich już nie bywa…

Jan Lechoń

* * *

Lilka patrzyła na garbatą służącą i bała się, że jest jej nieślubnym dzieckiem przygarniętym z litości przez Marię Kossakową tolerującą miłosne przygody męża. Tym zachłanniej szukała dowodów na to, że olśniewa i talentem, i urodą. Jan Lechoń, Iwaszkiewicz, Wierzyński — mężczyźni z jej otoczenia (bo stała się z czasem jedną z liczących się literatek), dawali najpiękniejsze, bo literackie, poetyckie dowody zachwytu. Iwaszkiewicz długo nie ulegał jej urokowi, aż w końcu, kiedy już była żoną Jasnorzewskiego, trzeciego i ostatniego męża, znaną poetką i dojrzałą kobietą, doświadczył nagłego olśnienia. Wrócił z nią ze spaceru. Za nimi pozostały krakowskie Planty i zielone, wilgotne liście kasztanowców chłodzące ich w piękny czerwcowy dzień. Zmęczona Lilka usiadła, podniosła białą woalkę przyczepioną do bladoróżowego, jedwabnego kapelusika i spojrzała na niego. A on nagle zrozumiał, że jest piękna, smutna, niezwyczajna, jedyna…

— Mógłbym cię kochać do szaleństwa — powiedział, tknięty jakimś impulsem, zadziwiony odkryciem i wybuchem uczucia, którego się nie spodziewał.

Uśmiechnęła się.

— Za późno, Jarosławie… Za późno…

Pewna jestem, że w jej uśmiechu była nie tylko melancholia, ale przynajmniej cień satysfakcji: w końcu zauważył…

* * *

Jan Lechoń widział od razu. „Piękna i droga Lilko!” — pisał i prosił, żeby dała znać, kiedy przyjedzie do Warszawy, a nie ukrywała się, jak zawsze. Tomik wierszy, który mu przysłała i dedykowała, nazwał wachlarzem z delikatnych piórek i najprawdziwszej poezji. Chciał, żeby oddano jej hołdy jako znakomitej poetce i pięknej kobiecie.

Zakończył tak:

„Całuję Twoje ręce, oddany Twój wielbiciel, Lilko, poetko.

Leszek”.

Po latach w archiwum nie od razu zauważono, że z jednym z jego listów sklejony był list Kazimierza Wierzyńskiego, który w marcu 1932 roku dziękował „szanownej i drogiej Pani Lilce” za tomik Surowy jedwab. Dziękował pięknej kobiecie. Czarującej.

Słowem „czarująca” określa się w języku polskim: piękną, uroczą, urzekającą, zachwycającą, kuszącą, uwodzicielską, pełną wdzięku.

Taka była, a przynajmniej bywała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.

Słowem „czarująca” określa się w języku polskim także tę, która czaruje, oszukuje i zwodzi.

Tak nazywano Lilkę, mówiono, że jest czarownicą.

* * *

Jasnorzewska należała do najdziwniejszych w Polsce kobiet. Wydawała się chwilami istotą zupełnie nierzeczywistą. Uosobioną magią poezji. Zjawa seansu, która boi się ostrego światła, zgiełku i ruchu. Salamandra, co wypełzła z ognia i zamieniła się w kobietę po to, by tajemnice różnych czarów, misteriów i niesamowitych wcieleń wyrazić w formie subtelnej miniatury wierszowej. Może dlatego było jej zawsze tak zimno? Otulona szalami, zwinięta w kłębek, spędzała większą część życia na kanapie w półmrocznym pokoju, z małą lampką umieszczoną nastrojowo gdzieś w kącie, na niskim, przesiąkniętym wonią kwiatów stoliczku lub na podłodze. W takim klimacie perfum, mocnych papierosów i starych mebli czuła się najlepiej.

Zygmunt Leśnodorski

* * *

I Lilka też — jak Iłła — była czarownicą, tylko inną, bardziej niebezpieczną, bo warzyła zioła z upajających zapachów, bo wabiła nie tylko uroczym smutkiem, ale nawet śmiechem. Bardzo dużo napisano o niej, ale wszystkim tym pochwałom czegoś brak: pisze się o niej, jak zawsze u nas, prawie jak o świętej. A to była czarownica. Rusałka, to też znaczy czarownica.

Jan Lechoń

* * *

Książka, którą zatytułowałam Czarująca poetka nie jest:

— biografią Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej,

— naukową analizą jej utworów,

— zbiorem spostrzeżeń i sensacyjek, ploteczek i anegdot.

Książka Czarująca poetka w założeniu jest:

— próbą opisania czarodziejskiej mocy Lilki w obu znaczeniach tego słowa, jej kobiecości i jej fascynacji zjawiskami nadnaturalnymi,

— wypowiedzią opartą o analizę źródeł, archiwaliów, dokumentów i artykułów,

— przywołaniem szerokiego kontekstu obyczajowego, społecznego, historycznego i literackiego w odniesieniu do niektórych wątków biografii i twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej,

— tekstem adresowanym do wszystkich, którzy szukają ciekawych, mniej znanych informacji i nie oburzają się, kiedy pomnikowa postać schodzi z cokołu i zaczyna żyć swoim życiem. Nawet jeśli od dawna już nie żyje.

* * *

Ostatnie słowa napisała i wypowiedziała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska w roku 1945, tymczasem w roku 1972 Miron Białoszewski dowiedział się od niej, że niedługo umrze dobra znajoma rodziny Kossaków i ostatnia modelka Wojciecha, Zofia Jachimecka. Powiedziała mu o tym zza grobu. Nie myliła się.

* * *

W roku 1930 Lilka opublikowała dość tajemniczy i kontrowersyjny tomik Profil białej damy. Zaludniła go sytuacjami i postaciami z zaświatów. W Warszawie tymczasem sensacją był temat obyczajowo-kryminalny związany z „zaświatowymi” wątkami, tropiono bowiem prawdziwych albo rzekomych wyznawców szatana. Gazety rozpisywały się na temat zbieranych przeciw nim dowodów, z kolei Zbigniew Łagosz, współczesny religioznawca i badacz ezoteryzmu, utrzymuje, że mamy do czynienia z wielką mistyfikacją, a do procesu ostatecznie nie doszło.

Czy Maria Pawlikowska-Jasnorzewska wierzyła w świat, którego nie widać? Jakie znalazła odpowiedzi na pytania natury egzystencjalnej? Czy wierzyła w duchy? Czy pisząc Białą damę, zgrabnie stylizowała, czy uśmiechała się, pokpiwała z wszechobecnej w dwudziestoleciu „mody na wirujące stoliki”; czy może zastanawiała się nad tajemnicą życia i śmierci?

Dziś to ona jest białą damą w sukni, która dawno wyszła z mody. Trzyma w ręku zaklęty wachlarz, którym podobno, nie zdając sobie z tego sprawy, wachlowała w swoją stronę smutki i nieszczęścia.

Ona, która urodziła się pod szczęśliwą gwiazdą, osiągnęła sukces, zdobyła miłość i podziw, z czułością opowiedziała o najtajniejszych miłosnych drgnieniach zakochanego i porzuconego serca tak pięknie, że jej słowami karmią się kolejne pokolenia.

Ona, która umarła daleko od domu, w Anglii, kiedy nareszcie skończyła się wojna, a nadzieja na powrót do Polski, do Krakowa, była realna i bliska spełnienia.

Lilka, Maria z Kossaków, autorka Białej damy.

* * *

Biała dama

Biała damo, przeźroczysta damo,

lśniąca w krześle księżycową plamą,

na co czekasz, wystrojona złudnie?

Nikt nie podszedł, nikogo nie cieszy

blady profil w wiązanej caleche’y,

słodki owal i oczy jak studnie.

Lecz jest serce w tym wielkim pałacu

co potrafi dotrzymać ci placu.

Daj mi rączkę w mitence z pajęczyn…

Pantalonki masz z haftów odycznych…

szal nie perski lecz ektoplazmiczny…

krynolinę z astralu i z tęczy…

Czemu milczysz, księżycowa gracjo,

chcąc mi wmówić, żeś halucynacją,

kwiecie ciała zasianego w ziemię?

Jak balonik odpływasz pod plafon,

krążysz światłem ponad gdańską szafą,

w zalęknieniu i trumiennej tremie… (…)

Biała damo! pod twoją obronę

płyną moje tęsknoty szalone,

o madonno nudnego cmentarza!

Ach, za tobą tłum pięknej młodzieży

iść powinien lub u nóg twych leżeć,

i nie straszyć powinnaś — rozmarzać!

Gdzie uczeni powiedzieli: koniec,

gdzie szyderczy woźnica w bikornie

swym humorem życie chce uprościć —

Tam zakwitasz fantazją bez nazwy,

tam powiewasz suknią z ektoplazmy,

niespodzianko wesołej wieczności!

Maria Kossak-Pawlikowska, Biała dama

wiersz otwierający tom Profil białej damy, 1930

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij