- W empik go
Czas na Reiki - ebook
Czas na Reiki - ebook
Reiki jest jedną z najpiękniejszych metod rozwoju wewnętrznego, z jaką się spotkałam. Zachwyca mnie niezmiennie od wielu lat, wypełnia każdy mój dzień, dlatego zdecydowałam się o niej napisać. Nie jest to podręcznik z układami dłoni, lecz opowieść o duchowej mocy, która pozwala nam głębiej odczuwać naszą prawdziwą istotę. Żyjemy w magicznych czasach. Umiejętność sublimacji naszej natury jest dzisiaj dla nas szczególnie istotna. Świadoma praca z Reiki może okazać się doskonałą ścieżką wzrastania.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8221-972-2 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nigdy wcześniej nie planowałam pisania książki o Reiki, bo jest sporo publikacji na ten temat. Jednak z biegiem czasu odkryłam, jak wiele mitów i sporów krąży wokół tej energii. Opierając się na swoim trzydziestoletnim doświadczeniu zdecydowałam się wyjaśnić kilka najtrudniejszych aspektów i podzielić swoją własną praktyką. Tym bardziej, że to, co chcę przekazać, jest w pewien sposób unikalne, chociaż praktycy Reiki często między sobą o tym rozmawiają. Uchylam tutaj rąbka mistycznej wiedzy i pokazuję jak cudownie ta energia prowadzi człowieka duchową ścieżką.
Reiki jest przepiękną wielopoziomowo działającą energią, znaną najczęściej jako forma bioenergoterapii. Przynosi ulgę w wielu dolegliwościach, uzdrawia pozornie nieuleczalne choroby, pozwala ludziom dotykać cudu. To wspaniałe, móc doświadczać jej dobrodziejstwa. Jednak moja książka nie jest podręcznikiem z układami rąk i instrukcjami wykonywania zabiegów. Nie znajdziecie tutaj podstaw chińskiej medycyny oraz opisów czakr. Nie ma też omówienia działania znaków. Taką wiedzą dzielę się na kursach Reiki. Ta książka nie ma na celu zastąpić szkolenia. Zresztą tego typu książek o Reiki jest mnóstwo. Moja jest inna…
Zwracam w niej uwagę na zmiany zachodzące na świecie w obecnym czasie. Widzę wyraźną zbieżność pomiędzy energetycznym wzrostem Ziemi, a działaniem Reiki. Uważam, że nieprzypadkowo metoda ta została odkryta na nowo przez Mikao Usui na początku XX wieku. Do chwili obecnej stała się popularna na całym świecie, a praktycy tej pięknej sztuki znajdują się na wszystkich kontynentach i zapewne we wszystkich krajach. Wzrost wibracji naszej planety wiąże się z silnym oczyszczaniem, a to niesie ze sobą mnóstwo trudnych doświadczeń. Epidemie, kataklizmy, pożary i susze. Reiki pozwala nam przetrwać. Reiki pomaga nam wznosić swoje wibracje i dostrajać się do Ziemi. A wreszcie — Reiki jest najlepszą znaną mi metodą uzdrawiania sytuacji, problemów, łagodzenia skutków suszy czy epidemii. Jest najpiękniejszym darem, jaki otrzymaliśmy na ten niełatwy czas od Najwyższego Źródła.
Sama również korzystam z dobrodziejstwa uzdrawiania ciała z pomocą Reiki. Dotykiem dłoni w ciągu 30 sekund usuwam sobie rozmaite bóle. Trudno nie doceniać takiego daru. Jednak od dawna czuję, że procesy zachodzące w naszych tkankach są tylko potwierdzeniem czegoś o wiele większego i ważniejszego. Podobnie jak fakt, że praktykujący buddysta unosi się w powietrzu. Oświeceni lamowie zdają się zaprzeczać prawom grawitacji i zarządzać pogodą, ale jednocześnie wiedzą doskonale, że to tylko drobny dowód wielkich i ważnych procesów zachodzących w ich umyśle i duszy. Potwierdzenie ich wewnętrznej mocy.
Reiki pozwala nam dotykać tej mocy. Pozwala wchodzić głębiej w istotę własnej boskości i prowadzi z największą mądrością duchowymi ścieżkami. Jeśli poprosimy — pozwoli nam ominąć wszelkie duchowe pułapki. Jawi się jako najlepszy, bezstronny przewodnik na drodze wewnętrznego wzrastania. Przewodnik prosto z Najwyższego Źródła. Jest to wspaniałe narzędzie dla kogoś, kogo interesuje rozwój i zmiany zachodzące na Ziemi. Można zatem właśnie po to zaprzyjaźnić się z Reiki: aby być duchowo prowadzonym. Można i po to, by robić uzdrawiające zabiegi. A można korzystać z jednego i drugiego. Nie ma tu ograniczeń.
Nie jestem i nie byłam bioterapeutką, pomimo tego udało mi się pomóc wielu osobom i przyczynić do uzdrowienia setek przypadków. Przyczynić — ponieważ to nie ja uzdrawiam, tylko ta inteligentna energia. Opowiadam tu o tym, jak wielka jest moc tej potężnej siły i próbuję pokazać, że jest ona dostępna dla każdego. Nie tylko dla zawodowych uzdrowicieli, ale dla każdego, kto z odwagą wchodzi w zmieniający się duchowo świat. Wystarczy chcieć, a złote światło Reiki wypełnia nasze dłonie i prostuje nasze życiowe ścieżki.
To książka przede wszystkim dla praktyków tej pięknej sztuki, głównie dla moich wspaniałych uczniów. Dopowiadam w niej i powtarzam sporo informacji przydatnych do czerpania z mocy Reiki na co dzień. Odkrywam tu bardzo głęboki aspekt duchowy pracy z energią i piszę o tym wszystkim, co jest najczęściej całkowicie pomijane lub zaznaczane jednym krótkim rozdziałem w większości książek o Reiki. Dla mnie praca z energią to wspaniała duchowa ścieżka, a uzdrawianie ciała i rozmaitych dolegliwości jest tylko efektem dodatkowym.
Zaangażowani, wieloletni praktycy Reiki odnajdą tu potwierdzenie swoich doświadczeń. Świeżo upieczeni adepci — odpowiedzi na wiele pytań, które pojawiają się wraz z nowymi przypadkami. Natomiast ci, którzy nie są zainicjowani w Reiki, znajdą tu dla siebie podstawowe informacje o tym czym jest praca z energią, jakie przynosi korzyści, dlaczego warto mieć Reiki i jak bardzo wzbogaca ona nasze życie emocjonalne i duchowe.
Być może największym walorem tej książki są przekazy z Kronik Akaszy, którymi starałam się zilustrować swoją opowieść o pracy z energią. To coś unikalnego, czego nie znajdziemy w innych podręcznikach do Reiki. Moi Mistrzowie chętnie opowiadają mi o mocy tej metody, a robią to z poziomu mądrości nieodstępnej dla człowieka. Właśnie dlatego zdecydowałam się napisać tę książkę, aby pokazać Wam, że Reiki to coś więcej niż czakry, meridiany i przykładanie dłoni.Moja droga
W większości znanych mi lektur, autor szeroko opisuje swoje życie, które doprowadziło go tego ważnego punktu. Punktu, w którym powstaje jego książka. A ja chyba wcześniej o tym nie pisałam, chociaż wydałam już sześć książek. Tymczasem sens i skuteczność Reiki jest potwierdzona przede wszystkim moim własnym doświadczeniem. Moja opowieść powstaje wyłącznie po to, aby pokazać Wam cudowną metodę uzdrawiającą życie. Dlatego piszę tu historię o moim zdrowiu i o tym, jak w praktyce działa ta piękna energia.
Urodziłam się z chorobą serca, która od dziecka nie pozwalała mi na żaden większy wysiłek. Przechodziłam rozmaite badania, bywałam w szpitalu, brałam jakieś zastrzyki. Ponadto nie uprawiałam też sportów i nie biegałam za dużo, moi rodzice bardzo tego pilnowali. Jednak poza tym czułam się zupełnie normalnie. Jako nastolatka z radością chodziłam po górach i radziłam sobie zupełnie nieźle. Pierwsze trudności z sercem pojawiły się, kiedy zaszłam w ciążę. Musiałam rodzić przez cięcie cesarskie. Kolejna ciąża nasiliła problemy. Kilka razy trafiłam na pogotowie i do szpitala. Moje serce słabło. Po urodzeniu drugiej córeczki było mi coraz trudniej funkcjonować. Kardiolog orzekł, że wymagana jest natychmiastowa operacja. Jeśli się na nią nie zdecyduję, nie przeżyję.
A ja nie chciałam poddawać się operacji. Cieszyłam się macierzyństwem, karmiłam mojego maluszka piersią i nie chciałam rezygnować z tej radości. Bałam się. Podobnie jak Hawayo Takata — o istnieniu której wówczas nie miałam pojęcia — nie chciałam operacji. Wierzyłam, że można inaczej. Kiedy kardiolog naciskał na mnie, aby ustalić datę zabiegu, wykręcałam się żartując, że czekam na cud. Usłyszałam wtedy, że cudu nie będzie. Ale ja wróciłam do domu i udawałam, że jestem zdrowa.
Chorobom serca towarzyszą lęki. Nie musiałam przechodzić depresji, by mocno się we mnie zakotwiczyły. Każdy, kto miał do czynienia z lękami, wie doskonale, jak bardzo potrafią obrzydzić życie i umęczyć człowieka. Prawdę mówiąc to z powodu silnych ataków paniki trafiłam kilka razy na pogotowie, ale każdy lekarz skupiał się na mojej wadzie serca i ciśnieniu, które było tak niskie, jakbym miała umrzeć. Całkiem przypadkowo ktoś wreszcie podał mi słabą tabletkę na uspokojenie i wszystkie dramatyczne objawy ustąpiły, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Od tamtej pory moja lekarka przepisywała mi leki wyciszające, dzięki którym mogłam żyć w miarę normalnie. Musiałam jednak brać je codziennie, aby budzić się bez bólu.
Wkrótce potem, moja koleżanka poprosiła mnie, żebym poszła z nią do jakiegoś bioterapeuty, którego adres dostała od swojej mamy. Od kilku lat bezskutecznie starali się z mężem o dziecko, a ów terapeuta podobno uzdrawiał wszystkie choroby. Nie chciała iść sama. Zgodziłam się bez wahania, bo wcale nie czułam się dobrze. Serce dokuczało mi coraz bardziej. Pomyślałam, że być może ten uzdrowiciel będzie umiał mi pomóc. Na pewno była to dla mnie lepsza perspektywa niż stół operacyjny. Nie miałam przecież nic do stracenia.
W ten sposób pierwszy raz doświadczyłam Reiki. Bioenergoterapeuta, do którego poszłyśmy z koleżanką, okazał się bardzo miły i jeszcze bardziej skuteczny. Moja koleżanka niebawem zaszła w ciążę, a ja po zrobionym przez niego zabiegu całkowicie wyzdrowiałam. Zapewne fizycznie nie było to takie jednoznaczne, ale po wyjściu z gabinetu czułam się jak nowo narodzona. Odstawiłam też tabletki uspokajające, bo budziłam się radosna i szczęśliwa. Zapomniałam całkiem, co to jest lęk. Tak działa Reiki.
Tu też zaczyna się moja prawdziwa reikowa ścieżka. Bioterapeuta, z którym później bardzo się zaprzyjaźniłam, polecił mi podczas tego pierwszego spotkania udział w seminarium Reiki, które we Wrocławiu prowadził Mistrz Jan Peterko. Dostałam ulotkę z dokładnymi informacjami, gdzie odbywa się to spotkanie i czym w ogóle jest sztuka Reiki. Zupełnie nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale czułam się tak cudownie uzdrowiona, że zdecydowałam się skorzystać. Zgodnie z ulotką mogłam po tym kursie przykładać też ręce innym i ich uzdrawiać. Jakież to było fascynujące!
Z perspektywy czasu mogę dodać pewną magiczną ciekawostkę. Otóż mój bioterapeuta nie rozdawał żadnych ulotek. Miał tylko jedną, swoją. Mojej koleżance nic takiego nie zaproponował. Dużo później, kiedy się zaprzyjaźniliśmy, dowiedziałam się, że zobaczył to w mojej przyszłości, w moim życiu — bycie Mistrzynią Reiki, ogromne ukochanie Reiki. Był po trosze jasnowidzem i dzięki temu jedną ulotką mógł zmienić całe moje życie w niesamowity sposób.
Kilka dni po mojej wizycie u bioterapeuty odwiedził nas znajomy, kolega mojego męża, Wiesiek. Zobaczył tę ulotkę i zaciekawił go opis metody Reiki. Zaproponował, że wybierze się ze mną na to seminarium. Dołączyła do nas jeszcze moja sąsiadka, również zaintrygowana informacjami o kursie tajemniczej metody o japońskiej nazwie. We troje uczestniczyliśmy w pięknym szkoleniu, które fantastycznie poprowadził Mistrz Jan Peterko. Do legendy przeszła historia Wieśka, która cudownie pokazuje, jaką moc ma energia Reiki i jak wspaniale podnosi nam energię, oczyszczając emocje.
Na kurs dotarliśmy zupełnie nie przygotowani finansowo, ponieważ na ulotce nikt nie podał ceny szkolenia. Obie z koleżanką zapłaciłyśmy tylko koszty organizacyjne i ustaliłyśmy z prowadzącym, że właściwą opłatę wniesiemy następnego dnia. Natomiast Wiesiek poprosił Mistrza o pozwolenie na darmowe skorzystanie z kursu. Udowadniał, że nie ma tyle pieniędzy, ponieważ ma na utrzymaniu żonę i dzieci, a jednocześnie bardzo chce nauczyć się pracy z energią. Mistrz Peterko zgodził się na to.
Seminarium trwało dwa dni. Drugiego dnia Wiesiek przyszedł na szkolenie pierwszy. Przyniósł nie tylko pełną opłatę za kurs, ale też kilka kilogramów wspaniałych jabłek dla wszystkich czterdziestu uczestników szkolenia. Zrobił to z radością i chęcią, a nie z powodu jakiegoś poczucia, że tak trzeba. Pieniądze fizycznie zawsze gdzieś są. Wiesiek wykorzystał pewną kwotę odłożoną na urlop i stwierdził, że Reiki jest cenniejsza niż wszystkie wakacje świata. Cała ta opowieść jest częścią naszej wrocławskiej legendy Reiki. Opowiadam ją, bo czuję jej sens w sobie bardzo mocno. Dla mnie to szkolenie było najpiękniejszym darem od wszechświata.
Na zrobienie opłaty za szkolenie wykorzystałam pieniądze przeznaczone na inny cel i nigdy przenigdy, ani przez moment tego nie żałowałam. Inwestycja w Reiki to najlepiej wydane pieniądze w moim życiu. Za doprawdy niewielką kwotę otrzymałam boską moc uzdrawiania siebie i innych, otworzyłam nowy magiczny rozdział swojego życia i weszłam z nowymi umiejętnościami w duchowy rozwój. To dzięki Reiki zaczęłam widzieć niewidzialne, odczuwać to, o czym ludzie nie mają pojęcia i jednym dotknięciem likwidować u siebie rozmaite dolegliwości. Bardzo szybko zrobiłam drugi stopień i rozkochałam się w Reiki, czyniąc z niej najważniejszą ścieżkę mojego życia. Marzyłam o tym, by zostać Mistrzynią i móc inicjować innych.
Przez najbliższe kilkanaście lat byłam naprawdę zdrowa. Moje serce sprawowało się idealnie. Kiedy pozwoliłam sobie na kontrolną wizytę u sympatycznego kardiologa, wprawiłam go w osłupienie. Wada serca była co prawda widoczna na badaniach, ale nie była duża. A moje samopoczucie było naprawdę doskonałe. Kiedy odpowiadałam na te wszystkie pytania, czy męczę się wchodząc po schodach, czy mnie boli w klatce piersiowej — cały czas się uśmiechałam i zapewniałam lekarza, że wszystko jest idealnie. Nie chciałam mu mówić o tym, że robię Reiki. Chciałam usłyszeć prawdę o swoim zdrowiu. Pozostawiłam kardiologa w przyjemnym zdziwieniu, że cuda jednak istnieją.
W tym czasie mój brat poważnie chorował. Często robiłam mu pełne zabiegi i chociaż wykonywałam wówczas mnóstwo terapii rozmaitym innym osobom, to właśnie mój brat nauczył mnie najwięcej. Praktyka czyni mistrza, a ja wtedy właśnie dorastałam do mistrzostwa. Nie znając niemal zupełnie szczegółów chińskiej medycyny ani anatomii, wyprowadzałam mojego brata na prostą, kiedy już- już chciał przejść na inną stronę bytu. Moje dwa stopnie Reiki i podstawowa wiedza otrzymana od nauczyciela wystarczała mi absolutnie. Pamiętajcie o tym proszę, kiedy ktoś zechce Was przekonać, że do zrobienia Reiki musicie znać przebieg meridianów albo jakieś tajemnicze punkty na ciele, czy korelacje między czakrami. Nic nie musicie. Doszłam do takiej perfekcji, że umiałam określić poziom cukru we krwi u mojego brata trzymając go przez chwilę za stopy. Reiki otwiera w nas takie niesamowite zdolności, o jakich nam się nawet nie śniło.
Ciekawym doświadczeniem było kolejne uzdrowienie mojego brata w momencie wielkiego kryzysu. To był wieczór, kiedy lekarze zalecili mojej mamie, aby pożegnała się z synem. Powiedzieli, że może nie przeżyć nocy. Pracowałam z Reiki na odległość chyba niecałą godzinę. Może trochę dłużej. Nazajutrz dowiedziałam się, że mój brat czuje się znakomicie, zjadł ze smakiem śniadanie i szykuje się do wypisu ze szpitala. Można doświadczać cudu? Można. W życiu reikowca to chleb powszedni.
Innym razem, kiedy mój brat leżał przez dwa miesiące w szpitalu, bywałam u niego codziennie i robiłam mu zabiegi. Brat leżał w pięcioosobowej sali. Nikogo poza nim nie dotykałam, ale widziałam unoszącą się wszędzie złotą energię. Dla tych, którzy nie widzą takich rzeczy, dopowiem, że Reiki w pomieszczeniu może wyglądać jak stare złoto, zawisające pod sufitem błyszczącymi chmurami przypominającymi złocone wzorzyste koronki. W czasie inicjacji natomiast energia najczęściej dokłada do złota tęczowe pasma. Kiedy robię zabiegi, to pod powiekami widzę również tęczowe i złote spływające fale.
Któregoś dnia pielęgniarka opiekująca się moim bratem powiedziała do mnie: „Nie wiem, co pani tam czaruje, ale proszę to robić, bo odkąd pani przychodzi do brata, wszyscy na tej sali szybko zdrowieją i wychodzą do domu”. Rzeczywiście, dzisiaj wiem, że z energii korzystają także osoby, które znajdują się w pobliżu przekazującego Reiki, a sama energia lubi wypełniać pomieszczenia, w których często są robione zabiegi. To się wyraźnie czuje, kiedy wchodzimy do gabinetu, w którym ktoś robi Reiki. Powietrze jest tam kryształowo rześkie, choćby pokój nie był wietrzony od roku. Miękka ciepła energia otula każdego, kto wchodzi do takiego pomieszczenia.
Ale uwaga — dotyczy to tylko czystego Reiki. Terapeuci pracują z różnymi metodami. Niczego nie krytykuję, ale w wielu gabinetach i miejscach uzdrawiania czułam się fatalnie. Nie lubię też bywać na targach uzdrawiania, wypełnionych stoiskami, gdzie za cienką zasłonką lub nawet bez — wróżą wróżki, a terapeuci wykonują zabiegi rozmaitymi metodami. Energia jest tam ciężka i brudna. Błyskawicznie robi mi się duszno, więc jeśli nie muszę — nie chodzę w takie miejsca.
Znajomość Reiki uwrażliwiła mnie na energię. Widzę, jak miejsca przesiąkają radością, lekkością, światłem, ale i trudnymi emocjami, problemami czy cierpieniem. Kiedy po drugim stopniu Reiki wróciłam do domu, zobaczyłam, jak z jego ścian wypływa szara maź. Mieszkałam wówczas w starym, zagrzybionym, powojennym budynku. Bardzo szybko się stamtąd wyprowadziłam, ponieważ zobaczyć coś takiego, to nie to samo, co poczytać o negatywnym wpływie wilgotnych ścian. Widzenie lub odczuwanie energii bywa trudne, ale jest też czasem przydatne. Warto czasem widzieć więcej, aby nie przebywać w miejscu, które jest wypełnione czymś niekorzystnym dla nas.
We Wrocławiu istniała dosyć długo grupa praktyków Reiki skupiona wokół jednego z nauczycieli, ucznia Jana Peterko, mogliśmy więc dzielić się doświadczeniami. Takie rozmowy wzbogacają niebagatelnie nasz odbiór energii, ponieważ umacniają nas w tym, co czujemy, a nasze osobiste obserwacje otrzymują potwierdzenie. Wierzę, że te wszystkie spotkania były bardzo ważnym elementem wzrastania każdego, kto w nich uczestniczył, chociaż oczywiście nasze ścieżki okazały się finalnie bardzo różne. Stamtąd jednak wynieśliśmy bardzo dużo konkretnej wiedzy.
Reiki działa fenomenalnie. Działa zawsze. Jednak nie każdy zdrowieje, ponieważ choroba jest dla nas lekcją. Pokazuje nam obszary w duszy, które wymagają uzdrowienia. To psychika jest matrycą, ciało ją tylko kopiuje. Jeśli wnętrze jest naprawdę szczęśliwe, ciało funkcjonuje idealnie. Jeśli cierpimy z powodu rozmaitych kompleksów czy doświadczeń, zaczynamy chorować. Zaletą Reiki jest to, że działa wielopłaszczyznowo i na poziomie drugiego stopnia pomaga nam uzdrawiać rozmaite urazy, żale, pretensje, jeśli tylko damy na to przyzwolenie. Nie zawsze dajemy.
Gdyby moje życie było pianką z ptasiego mleczka, byłabym niezmiennie zdrowa do dzisiaj. Reiki zasilała mnie wystarczająco, abym spokojnie cieszyła się każdym dniem. Jednak przyszłam tu na Ziemię z paskudnymi karmicznymi lekcjami. Zbankrutowaliśmy z mężem. Straciliśmy wszystkie pieniądze. Straciliśmy mieszkanie. Mój związek zaczął się sypać, pomimo moich starań i mojej niegasnącej miłości. Przeszłam przez piekło, do którego nie chcę wracać nawet w opowieściach. Przeżyłam i przetrwałam wyłącznie dzięki Reiki. I dzięki wszystkim moim reikowym przyjaciołom, którzy w tym trudnym czasie wspierali mnie energią.
W tamtym okresie nikt nie nauczył mnie najważniejszego: miłości do siebie. Całymi dniami pracowałam z energią, wybaczałam w kółko pewnej złej osobie, która nas niszczyła i nękała, powtarzałam afirmacje bogactwa i dziwiłam się, że nic się nie zmienia i nie uzdrawia. I chociaż to książka o Reiki, a nie o psychologii, to chcę w tym miejscu wyraźnie przypomnieć wszystkim: najważniejsze jest kochanie samego siebie. Cała reszta to tylko dekoracje. Nie wiedziałam tego. Byłam coraz bardziej nieszczęśliwa. Czułam się coraz gorzej. I miałam świadomość, że każdy zabieg Reiki pomaga mi tylko trochę wydostać się na powierzchnię, abym zaczerpnęła powietrza i całkiem nie zatonęła. Tak postrzegałam swoje życie. Reiki ratowało mnie, a ja uparcie zanurzałam się pod powierzchnią i ginęłam.
Prawda oczywiście jest głębsza. W tym czasie pobierałam bezcenne nauki i rozwijałam się wewnętrznie. Odbyłam między innymi praktyki buddyjskie z oświeconym nauczycielem, które bardzo mocno ustawiły mnie we właściwej energii i nauczyły rzeczy najtrudniejszej: akceptacji. Dostałam też dodatkowy prezent w postaci wzmocnionego odbioru i odczuwania rzeczywistości. Nauczyłam się uwalniać od rozmaitych cierpień i odzyskiwać spokój z pomocą buddyjskiej praktyki. I prawdopodobnie całe moje materialne doświadczenie też by stało się pozytywne, gdyby nie blokada w miłości do siebie. Innymi słowy: duchowo szybowałam w górę, w życiu doczesnym nic się nie zmieniało na lepsze. Nie cierpiałam, ale doświadczałam biedy, a moje ciało stawało się coraz słabsze.
Wtedy Reiki zaprowadziło mnie na ścieżkę Prosperity. Dokładnie i dosłownie — Reiki, ponieważ to poznany na szkoleniach Reiki znajomy zaprosił mnie na pierwszy taki kurs. Pamiętam też, że zorganizował go w naszej grupie zaprzyjaźnionych reikowców. Jak wspomniałam wcześniej — spotykaliśmy się we Wrocławiu systematycznie i byliśmy bardzo ze sobą związani sympatią. Mieliśmy też miłe miejsce do warsztatów udostępniane przez jedną z pań rozkochanych w Reiki. Czasem oprócz Reiki, organizowano tam właśnie inne zajęcia, na przykład kurs Dotyku Dla Zdrowia albo Brain Gym czy właśnie Prosperitę.
To nauka Prosperity uzupełniła brakujący kawałek i wyprowadziła mnie na prostą, poprzez podniesienie poczucia wartości. Kiedy pokochałam siebie mocniej, życie zaczęło się układać, a w związku zaczęłam doświadczać najpiękniejszych uczuć, jakie można sobie wyobrazić. To trwa do dzisiaj. Jedyny obszar, z którym nie mogłam sobie nadal poradzić, to moje ciało, które stawiało opór, chociaż wejście w miłość bezwarunkową na pewno zatrzymało pogłębianie się choroby.
Kiedy poprosiłam Siły Wyższe o podpowiedź, pojawiła się sugestia zrobienia trzeciego stopnia Reiki. Poszłam za tym głosem i z rąk Mistrza Arkadiusza Lisieckiego otrzymałam odpowiednią inicjację. Od tamtej pory jestem Mistrzem Nauczycielem. Spełniłam swoje wielkie marzenie, o którym na długi czas musiałam zapomnieć. Dla mnie to przede wszystkim był skok kwantowy w duchowym rozwoju. Reiki działa na wielu poziomach. Opisuję tu głównie historię swojego zdrowia, ale ta piękna energia cały czas wznosiła mnie duchowo i wyciszała emocjonalnie. Odkąd stałam się Mistrzem, zaczęłam inaczej reagować na życiowe problemy. Stale zadawałam sobie pytanie: ”jak zachowałby się Mistrz?”. Byłam też bardziej zrównoważona, pogodna i szczęśliwa.
Ale zaczęłam też każdego dnia robić sobie zabieg w intencji uzdrowienia serca. Wiedziałam, że cuda istnieją, wiedziałam, że Reiki zawsze pomaga, zatem cudu oczekiwałam. Tymczasem uzdrowienie pojawiło się w sposób dość prozaiczny — moje serce niemal z dnia na dzień odmówiło mi posłuszeństwa. Musiałam poddać się operacji, która finalnie pozwala mi całkiem nieźle funkcjonować. Wiem, że to energia Reiki oddała mnie w ręce wspaniałego kardiochirurga, który nie tylko uratował mi życie, ale też zwrócił mi względną normalność tego życia. Czasem tak właśnie działa Reiki — prowadzi we właściwą stronę we właściwym czasie. Cud działania Reiki może zamanifestować się przez kontakt z dobrym lekarzem albo przez skuteczny lek czy znaczącą operację. Dlatego pamiętajcie, by nigdy nie rezygnować z tradycyjnej medycyny.
Nie czuję się rozczarowana, że jednak musiałam poddać się takiemu zabiegowi. Przede wszystkim te dwadzieścia lat zmieniło w medycynie bardzo dużo. Gdybym posłuchała lekarza w młodości, cierpiałabym i prawdopodobnie przeszłabym nawet kilka operacji. Medycyna nie była wówczas gotowa na to, by mi skutecznie pomóc. Ale cały czas się rozwija, dlatego kiedy wreszcie trafiłam na stół mądrego kardiochirurga, dostałam prawdziwą pomoc i gwarancję, że moje serce wytrzyma jeszcze bardzo długo. Jestem ogromnie wdzięczna Reiki, za te wszystkie lata życia w zdrowiu i dobrym samopoczuciu. Otrzymałam od Reiki dwadzieścia lat na pracę nad sobą. To dużo.
Od czasu operacji minęło wiele czasu. Jednak dla tej historii ważny jest jeszcze jeden element. Moja przyjaciółka zobaczyła w moim energetycznym sercu drzazgę. Ślad z innego wcielenia. Po operacji przez trzy miesiące pracowałam z uzdrowieniem tego aspektu — głównie pracowałam z energią i Fioletowym Płomieniem. Rozświetlałam serce, wybaczałam sobie i innym, wypełniałam tę czakrę energią Reiki. I zrobiłam to skutecznie, ponieważ drzazga zniknęła. To ważne, aby usuwać energetyczne i emocjonalne wzorce choroby, ponieważ nasze fizyczne ciało tylko odzwierciedla te subtelne matryce.
W 2019 roku skończyłam kurs Konsultanta Kronik Akaszy. To kolejne fenomenalne narzędzie, z którego korzystam niemal codziennie i które bardzo pomaga mi w rozwoju i uzdrawianiu siebie na wszystkich poziomach. Teraz łączę Reiki z Akaszą i efekty przechodzą moje najśmielsze oczekiwania, potwierdzając jednocześnie, że podniesienie wibracji ma wpływ na moc i skuteczność energetycznego przekazu. W mojej rzeczywistości Reiki jest wzmacniana zatem przede wszystkim duchowością, a nie wiedzą o chińskiej medycynie czy specyficznych układach dłoni bądź gestach. Praca z Reiki może być bowiem oddawana w pewien sposób Wyższej Sile. Jako metoda na wskroś duchowa działa w mocy powierzenia i oddania prowadzenia. To chyba najwyższy dostępny człowiekowi rodzaj działania. Tak to widzę i tak pracuję. To moja droga.
Jestem dzisiaj szczęśliwą, kochaną i spełnioną kobietą. Poukładałam wiele swoich spraw i odnajduję mnóstwo satysfakcji z pracy z Reiki. To nie tylko przyjemność i błogość. To także inspiracja i zachwyt. To także niegasnące fale bezwarunkowej miłości. To skuteczność i ukojenie. Jestem ogromnie wdzięczna Reiki za te wszystkie lata zdrowia i dobrego samopoczucia, za codzienną pomoc i za każde nawet najdrobniejsze uzdrowienie.Uzdrawianie
To nie jest podręcznik do uzdrawiania z instrukcjami przykładania rąk i stosowania elementów chińskiej medycyny. Nigdy nie byłam bioenergoterapeutką, a dobroczynne działanie Reiki postrzegam wielopoziomowo. Przede wszystkim poprzez pracę z emocjami i życiowymi problemami. Poprzez uzdrawianie niekorzystnych wzorców. Poprzez duchowy wzrost obdarzający nas umiejętnością bezwarunkowej miłości, która jest zdolna uzdrowić każdą komórkę naszego ciała. Moim zdaniem Reiki uczy nas naszej boskiej mocy. Jest wersją demo ludzkiego oświecenia, abyśmy zrozumieli i poczuli, do czego dążymy w swoim rozwoju.
Jednak Reiki bezsprzecznie działa jako terapia energetyczna, a przykładanie rąk przynosi często bardzo dobre efekty. Dlatego też wielu adeptów Reiki otwiera gabinety i skupia się na szczegółach uzdrawiania ciała. Niektórzy dodają Reiki do swojego wcześniejszego doświadczenia pracy z energią, co bardzo gorąco polecam. Reiki można łączyć z każdą metodą uzdrawiania, a jej ogromną zaletą jest nie tylko prostota i bezpieczeństwo wykonywania zabiegu, ale też fakt, że najpierw wypełnia ona i uzdrawia człowieka, który przekazuje Reiki, czyli terapeutę. To ochrona, która sprawia, że zajmując się terapią nie tracimy własnej energii.
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z Reiki, w Polsce pomału popularne stawały się uzdrawiające spotkania z osobami o niezwykłych mocach. Nie chcę wymieniać nazwisk, ale pamiętam, że wielu spośród ówczesnych terapeutów musiało zrezygnować z praktyki lub umierało, ponieważ nie radzili sobie z utratą własnej energii, co było naturalną konsekwencją pracy z chorymi. Reiki jawiła mi się wówczas jako uniwersalne rozwiązanie problemu, ponieważ daje ona natychmiastowy dopływ energii w każdym miejscu, w jakim się znajdujemy. Z kolei wejście w przepływ Reiki w czasie wykonywania bioterapeutycznego zabiegu, chroni przed oddawaniem własnej energii. Dzisiaj ten problem nie istnieje. Powstały specjalistyczne szkoły i kursy, na których terapeuci nauczyli się, jak bezpiecznie pracować z energią. Większość z nich — a możliwe, że wszyscy — są zainicjowani w Reiki. Skończyło się oddawanie swojej energii.
Reiki jest dostępna dla każdego, a przepływ, który wyraźnie czujemy w dłoniach, otwiera nas na zupełnie nowe możliwości. Dlatego też ludzie, którzy nigdy wcześniej nie posiadali żadnych terapeutycznych zdolności, zaczęli otwierać gabinety i robić zabiegi. Coraz więcej osób doświadczało energii i spontanicznie zaczęło podnosić swoje wibracje, a ich ciała rozpoczynały żmudny proces powrotu do pełnej harmonii. To dobroczynne zjawisko, ponieważ Reiki sama w sobie jest uzdrowieniem. Im więcej ludzi jej doświadcza, tym lepiej.
Odkąd widzę więcej, dostrzegam ten proces, jako pełen harmonii plan wszechświata. Widzę, jak Reiki rozprzestrzenia się po świecie, by dotknąć jak najwięcej ludzkich istnień swoim światłem. Tak właśnie mogę to obrazowo opisać: widzę rzekę światła, która rozdziela się na miliony strumyczków, a każdy z nich przepływając przez ludzkie ciało, wydobywa je z mroku i podnosi do wysokich wibracji zmieniającej się obecnie Ziemi. Usuwanie przy okazji drobnych dolegliwości i poważnych chorób jest gratisem dla każdego, kto otworzy się na to Światło.
Według mojej wiedzy i mojego trzydziestoletniego doświadczenia Reiki nie wymaga żadnych skomplikowanych umiejętności. Wystarczy przyłożyć dłonie i dzieje się Dobro. Dlatego Zachodnie Reiki zostało tak mocno uproszczone, aby stało się dostępne dla ludzi, którzy nie umieją, nie mogą lub nie chcą uczyć się wcale niełatwej chińskiej medycyny czy skomplikowanych ćwiczeń oddechowych albo medytacji. Rzecz w tym, aby Reiki mogła dotrzeć do jak największej ilości istnień przed przemianą Ziemi. Właśnie dlatego płynie także z rąk reikowców, którzy w ogóle nie mają pojęcia co to jest meridian. Dzięki temu mnóstwo ludzi ma do niej dostęp.
Oczywiście pozytywnym zjawiskiem jest wzbogacenie zabiegu mądrością i wiedzą. Doceniam wszystkich specjalistów bioterapii, którzy dają mnóstwo swojego czasu i uwagi każdemu choremu. Szanuję profesjonalnych terapeutów i ich umiejętności łączenia Reiki z chińską medycyną na przykład, która wcale do łatwych nie należy. Dlatego rozumiem, że niektóre szkolenia Reiki przywiązują ogromne znaczenie do pozycji rąk, punktów akupunkturowych, ćwiczeń oddechowych. Jeśli ktoś chciałby otworzyć gabinet i robić innym zabiegi, to powinien takich właśnie szkoleń szukać i wzbogacać swoją wiedzę.
Reiki pięknie współpracuje z innymi metodami. Warto wiedzieć, że energia ki, której po prostu pobieramy więcej praktykując te metodę, pozwala nam robić to wszystko, co robilibyśmy nie mając Reiki. Można więc praktykować masaże, Polarity, Tai Chi, uzdrawianie praniczne i cokolwiek tylko chcemy. Oczywiście po ukończeniu odpowiednich szkoleń. Można zatem i warto rozszerzać wiedzę, nie ograniczając się wyłącznie do Reiki, aby być bardziej skutecznym w uwalnianiu ludzi od choroby i rozmaitych cierpień. Warto natomiast pamiętać, że praca z ciałem nie jest jedyną metodą uzdrawiania. Ja wybrałam inną drogę. Od wielu lat pracuję na poziomie subtelnym. Poprzez podejście psychologiczne i duchowe osiągam to, co inni poprzez pracę z energią. Jednak każdego dnia robię Reiki i z przyjemnością przykładam dłonie.
Reiki i medycyna
Pomimo że z punktu widzenia nauki Reiki nie jest terapią, uważam, że warto ją stosować jako uzupełnienie medycyny tradycyjnej. Reiki nie zastępuje lekarza! Ale można ją stosować jako dodatek. Co finalnie uzdrowi człowieka — nie ma znaczenia. Myślę, że właśnie dlatego nie ma stosownych badań naukowych, ponieważ żaden szanujący się reikowiec nie pozwala przyjmującym zabiegi, by odstawili przepisane lekarstwa. Kiedy dochodzi do wyzdrowienia, nie wiemy do końca, co pomogło: tabletki czy energia. Jednak jedno z drugim nie koliduje, warto więc wspierać medyczne zalecenia energetycznymi zabiegami.
Są jednak na rynku dostępne opracowania, w których praktycy Reiki opisują swoje badania dotyczące skuteczności pracy z energią. Autorami są lekarze, pielęgniarki, masażyści, fizjoterapeuci. Mogą z poziomu nauki uzasadnić, jak to się dzieje i dlaczego Reiki przynosi uzdrowienie. Specjalistyczna aparatura sprawia, że to tak magiczne dla mnie zjawisko, stało się widoczne, a jego efekty mierzalne. Zainteresowanych odsyłam do odpowiedniej lektury.
O skuteczności Reiki wie natomiast każdy praktyk, który sam przykłada sobie ręce w sytuacji, kiedy coś go boli. Po uruchomieniu przepływu energii znika ból, znikają mdłości czy zawroty głowy, wraca dobre samopoczucie — zanim skorzystamy z dobroczynnego działania tabletki. Zdarzają się przecież drobne dolegliwości, które nie wymagają lekarskiej interwencji. Ponadto pojawiają się sytuacje, w których lekarz nie obiecuje wyzdrowienia, a ono przychodzi razem z zabiegami Reiki. Każdy praktyk Reiki ma na swoim koncie co najmniej jeden taki spektakularny cud. Obserwujemy też przy pracy z energią prędki powrót do zdrowia, łagodniejszy przebieg choroby, szybsze zrastanie się kości i wiele innych zjawisk, których medycyna nie umie wytłumaczyć.