Czas zagłady - ebook
Epickie opisy bitew III Wojny Światowej w niepowtarzalnym stylu Vladimira Wolffa
Świat w powieściach Vladimira Wolffa zawsze stał na krawędzi katastrofy. To jednak, co dzieje się w Czasie zagłady, winduje stawkę na niewyobrażalny dotychczas poziom. Konfrontacja między USA a Chinami wchodzi w gorącą fazę. Wojna światowa toczy się w Indiach, w Korei i na Tajwanie, a dodatkowo w obydwu mocarstwach działają spiski dążące do przejęcia władzy. Wojna, jak zwykle, przyczynia się do rozwoju technologii. Chińczycy wykorzystują broń energetyczną, Stany Zjednoczone borykają się z awarią sieci przesyłu prądu oraz systemu GPS, lecz jednocześnie okazują się zdolne do niszczenia wrogich satelitów i wykorzystują najnowsze osiągnięcia w dziedzinie sztucznej inteligencji. Kto przetrwa tę wymianę ciosów? Ile zostawia ona miejsca na działania jednostek?
Okazuje się, że sporo. Ktoś musi ratować prezydentów, otaczać dyskretną ochroną głównodowodzącego armii Stanów Zjednoczonych, eliminować nieuczciwych dostawców sprzętu, dowiadywać się, co łączy Chiny z meksykańskimi kartelami i firmą zajmującą się rybołówstwem. I nie jest niczym dziwnym, że w szeregu tych bohaterów po raz kolejny stanie Chris Carlson.
| Kategoria: | Sensacja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368264159 |
| Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
TAJPEJ – REPUBLIKA CHIŃSKA
28 lipca 202…
Po tygodniach nieustającej katorgi w końcu doczekali się wolnego dnia. Nagrodą za trudy i wyrzeczenia była wycieczka do stolicy, na którą, jak uważał Chang, w pełni zasłużyli. Od ich ucieczki z Hong Kongu po serii burzliwych demonstracji, po obóz na Filipinach, gdzie zostali zwerbowani i przyjazd na Tajwan, wciąż znajdowali się w ruchu. Nie raz dziwił się, że to wszystko wytrzymał. Z początkowej, całkiem licznej grupy został tylko on i Szeng. Kilku złapała chińska bezpieka, paru zostało na Filipinach, próbując na nowo ułożyć sobie życie, a on i Szeng wstąpili do armii. Kłopot w tym, że sami nie wiedzieli, w siłach zbrojnych jakiego państwa służyli. Na pewno nie należeli do armii Tajwanu ani do żadnej jednostki US Army, marines czy Navy. Brygadę zorganizowała i w głównej mierze finansowała CIA. Prawie dwa tysiące ludzi wesprze obronę wyspy, gdy dostaną taki rozkaz. W oddziale Czanga znajdowali się nie tylko Chińczycy z kontynentu, ale i Filipińczycy oraz Nepalczycy. Większość z nich już odbyła służbę wojskową. Takich zapaleńców jak on i Szeng było niewielu. Rygorystyczne szkolenie odbywało się pod okiem instruktorów z CIA i tajwańskich sił specjalnych. Mogli walczyć jak regularny oddział, jak i prowadzić działania partyzanckie i terrorystyczne. O pójściu do niewoli nie mogło być mowy. Czangowi groził wyrok śmierci. Komunistyczna bezpieka mu nie daruje, bo sporo nabruździł, od chuligańskich ekscesów po akcje o charakterze dywersyjnym. Paru czerwonych posłał już do piachu. Zabijać się nie bał, a odpowiednie umiejętności przyswoił sobie na szkoleniach. Mimo że nie imponował wzrostem, drzemała w nim skumulowana siła, ciało nabrało masy, a dłonie stwardniały od nieustannego uderzania w ćwiczebne maty.
Wycieczkę do Tajpej planował od dawna. Ileż można się gapić w tarczę na strzelnicy i ciągle te same twarze kolegów. Potrzebował odmiany i chwili swobody.
Z Hualien, gdzie znajdował się obóz treningowy, pojechali autobusem. Powrót zaplanowali na osiemnastą. Parę godzin wystarczy, by obejrzeć główne atrakcje – słynną tajpejską Stojedynkę i mauzoleum Sun Yat-sena. Potem zjedzą na mieście i powłóczą się ulicami. Może poderwą jakieś dziewczyny. Byłoby miło.
W autobusie zajęto wszystkie miejsca, co Czang przyjął zaskoczeniem. Od wielu podróżnych biło niezdrowe podniecenie. Najwyraźniej do czegoś się szykowali. Był zbyt bystrym obserwatorem, by takie szczegóły umknęły przed jego wzrokiem. Sam inspirował uliczne bójki i zadymy. Specyficzny zapaszek strachu, emocji i desperacji był mu doskonale znany.
Wysiedli wraz z tłumem i kawałek pomaszerowali wraz z nim. Ponad zgromadzonymi przeleciał policyjny śmigłowiec. Czanga zdumiewało to, że wszyscy kierowali się w stronę centrum miasta.
– Wystarczy tego dobrego – skinął na Szenga i przez luki pomiędzy w tłumie idącym całą szerokością ulicy wydostali się na otwartą przestrzeń.
W bocznej uliczce stał…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej