Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czeka na mnie Tina - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 października 2020
Ebook
14,99 zł
Audiobook
14,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czeka na mnie Tina - ebook

Kilkoro przyjaciół planuje wspólny wypad na bezludną wyspę Happy Island. Beztroskie wakacje szybko przerywają drobne sprzeczki. Napięcie rośnie z każdą chwilą, jednak nikt nie spodziewa się tego, co wkrótce się wydarzy. Kiedy jeden z przyjaciół nie wraca długo z lasu, reszta wybiera się na poszukiwania. Ciszę przerywa strzał. Na wyspie znajduje się morderca, który nie poprzestanie na jednej tragedii. Rozpoczyna się wyścig z czasem i nierówna walka z zabójcą...

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-265-5962-0
Rozmiar pliku: 350 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

Elizabeth ucieszyła się bardzo, kiedy powiedziałem jej o zaproszeniu Sendersa. Zadzwonił do mnie w poniedziałek rano do kliniki, a gdy dyżurująca siostra poinformowała go grzecznie, że jestem na sali operacyjnej, zrobił jej potworną awanturę. Przedstawił się jako mój adwokat i zażądał natychmiastowej rozmowy w sprawie pacjenta, którego jakobym miał uśmiercić na stole operacyjnym. Przerażona pielęgniarka wpadła na salę w chwili, gdy demonstrowałem studentom sposoby usuwania wyrostka robaczkowego i niemalże siłą przyprowadziła do telefonu. Sam nie bardzo wiedziałem o co chodzi, bo siostra za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć nazwiska owego adwokata. Kiedy podniosłem słuchawkę, zabrzmiał w niej najpierw demoniczny chichot, a potem charakterystyczny bas:

— A jednak, panie, stary Senders jeszcze się liczy na tym świecie, skoro cię z sali ściągają. Jak się masz, Jonathan?

— Patrick! Co to za kretyńskie kawały? — wrzasnąłem w słuchawkę.

— Nie denerwuj się tak, rozumiesz. Właśnie wczoraj pomyślałem sobie, że dobrze by było, gdybyś wziął swoją szanowną małżonkę i Mary, zapakował je w samochód i przywiózł w piątek o dziewiątej rano na przystań.

— Żeby ci znowu pomóc w remoncie twojej łajby? — wyzłośliwiłem się na wspomnienie paskudnego kawału, jaki zrobił mi przed rokiem, kiedy to zaprosił nas na wyprawę do Irlandii, a gdy po karkołomnym pakowaniu i załatwianiu różnych formalności stawiliśmy się przy molo, gdzie zwykle cumowała „Caroline” Sendersa, mój przyjaciel zapędził nas do remontu pokładu i malowania burt, na czym właściwie zakończyła się wyprawa do kraju Joyceʼa, gdyż okazało się, że wygięty maszt uniemożliwia jakąkolwiek żeglugę.

— Nie będzie tak źle, rozumiesz — zagrzmiał Patrick. — Zaprosiłem naszą klubową paczkę, zamówiłem twoją ulubioną whisky i mam dużo lodu. Ruszamy na Happy Island. Jedziesz?

— Jadę. Ale jeżeli znowu narozrabiasz, to wytnę ci twój wyrostek bez narkozy.

— No proszę, nie wiedziałem, że masz taką sklerozę, panie. Sam mi ten wyrostek wycinałeś cztery lata temu. Jeszcze dzisiaj to czuję, rozumiesz. Trzymaj się i do zobaczenia w piątek o dziewiątej. Pozdrów ode mnie Elizabeth i ucałuj Mary — położył słuchawkę.

Spojrzałem groźnie na pielęgniarkę, która wyciągnęła mnie z sali i oświadczyłem, że gdyby ten pan dzwonił raz jeszcze, to jestem w drodze do jego biura z nożem w ręku i żądzą mordu na twarzy. Uśmiechnęła się.

Edynburg jest piękny, ale gdy wieczorem wracałem do domu, wydawało mi się, że to najokropniejsze miasto w Wielkiej Brytanii. Przedzierałem się do Cramond przez niezliczone korki i zatory samochodowe. W okolicach Princess Street Gardens, u podnóży słynnego Castle Rock — chluby średniowiecznego Edynburga zatarasowała mi drogę olbrzymia ciężarówka. Kierowca zasypiał chyba za kierownicą, gdyż pojazd wlókł się z prędkością pięciu mil przez dobre pół godziny. Jechałem za nią wściekły, że znowu nie zdążę na kolację, a Elizabeth będzie się niepokoić. Wreszcie zmora zjechała na pobocze i dała się wyprzedzić.

Cramond to osiedle nowoczesnych domków jednorodzinnych. Są ładnie położone i stosunkowo niedrogie, a mieszkania przestronne i dobrze zaprojektowane. I pomyśleć tylko, że mój przyjaciel Larry miał w tym wszystkim udział. Jest znakomitym architektem. Dawno go nie widziałem, ale byłem pewien, że Patrick zaprosił go również na Happy Island.

Szczerze lubiłem Patricka. Był moim najlepszym przyjacielem. Właściwie lubiłem wszystkich z naszej klubowej paczki. Znałem ich dosyć dobrze, a oni chyba mieli do mnie zaufanie tym bardziej, że z biegiem lat prawie każdy z nich odwiedził mój oddział w charakterze pacjenta. Larry Jackson, ten sam Larry, który wygrywał wszystkie ważniejsze konkursy architektoniczne w kraju i za granicą, miał kiedyś poważny wypadek i znalazł się w mojej klinice z powodu skomplikowanego złamania biodra. Operacja była trudna, należało sztucznie wypełnić ubytek kości. Patrickowi operowałem, wyrostek, a Roger Kevin, którego kariera filmowa i teatralna była znana nie tylko w Wielkiej Brytanii, spadł kiedyś z konia i składałem mu rękę. Projektant mody damskiej, najlepszy strzelec naszego klubu, a jednocześnie największy łgarz, jakiego znałem — Charles Talbot przyjechał kiedyś do mnie i zażądał, abym amputował mu mały palec lewej stopy. Wracał właśnie z kolejnego safari, a palec został jakoby rozszarpany pazurem rannej pantery. Rana wyglądała groźnie, lecz pochodzenie jej było na pewno inne, niż twierdził Charles. Najprawdopodobniej jakiś ciężki i ostry przedmiot spadł mu na nogę, skutkiem czego musiał stracić palec.

Zamyśliłem się i o mało nie przejechałem skrzyżowania na czerwonym świetle. Byłem już niedaleko domu. Postanowiłem kupić po drodze kwiaty dla Elizabeth, żeby w ten sposób odwrócić jej uwagę od mojego spóźnienia. Właściwie nie miało to zbyt wielkiego sensu, gdyż ilekroć przychodziłem do domu niepunktualnie, Elizabeth była trochę zdenerwowana.

Poznałem ją trzynaście lat temu. Ona także była moją pacjentką. Ciężko wówczas chorowała i asystowałem przy jej operacji. Kuracja okazała się chyba dość skuteczna, gdyż wkrótce po wyjściu z kliniki została moją żoną. W dwa lata później urodziła się Mary, która skończyła już jedenaście lat. Byliśmy szczęśliwym małżeństwem. Trzynaście lat temu zaczynałem dopiero moją karierę lekarską, a Elizabeth służyła mi zawsze pomocą. Opiekuńcza i wyrozumiała dzieliła ze mną moje sukcesy i porażki. Udało mi się zrobić doktorat i wyjechaliśmy na rok do Stanów. Pracowałem w różnych klinikach, opublikowałem parę dobrych artykułów w „Lancecie” i po powrocie zaproponowano mi kierownictwo oddziału chirurgii. Robiłem coraz bardziej skomplikowane operacje, powoli stawałem się znanym i cenionym fachowcem. Do mojej kliniki zgłaszali się pacjenci z całej wyspy, a także z innych krajów Europy. Byłem bardzo szczęśliwy aż do chwili, gdy pewnego styczniowego dnia zrozumiałem, że całe moje dotychczasowe życie, wszystkie marzenia i plany mogą zostać zniweczone. Byłem właśnie na dyżurze w klinice, gdy pielęgniarka wezwała mnie do telefonu. Lekarz jednego z londyńskich szpitali powiadomił mnie, że Elizabeth została przywieziona w bardzo ciężkim stanie. Żona moja wyjechała tam wówczas na tydzień, aby odwiedzić matkę. Jak mi później wyjaśniono, została potrącona przez samochód gdzieś na peryferiach miasta. Kierowca zbiegł nie udzieliwszy pomocy i nigdy później nie został odnaleziony. Elizabeth doznała bardzo poważnych obrażeń wewnętrznych, z których najgroźniejszy w skutkach okazać się miał wstrząs mózgu. Żona straciła pamięć. Postawiłem na nogi wszystkich najlepszych specjalistów w Anglii, ale dopiero mój znakomity przyjaciel Bevereg — szef kliniki neurochirurgicznej w Nowym Yorku — doprowadził Elizabeth do formy. Odzyskała pamięć prawie całkowicie. Cierpiała wprawdzie na lekką amnezję, lecz absolutnie nie uniemożliwiało jej to normalnego życia. Nie pamiętała zaledwie kilku szczegółów, faktów, twarzy, ale nie było to zbyt istotne i nie przeszkadzało jej być normalną, czarującą kobietą uwielbianą przeze mnie i dziecko, a także przez wszystkich naszych przyjaciół.

Przerwawszy ponure wspomnienia stanąłem przed drzwiami. Nie było zbyt późno i pomyślałem, że Mary jeszcze nie śpi. Nacisnąłem dzwonek i po chwili drzwi otworzyła mi Elizabeth. Jak zwykle na jej widok poczułem się lekko wzruszony. Była tak drobna i szczupła, że pomimo swoich trzydziestu czterech lat wciąż wyglądała jak bardzo młoda dziewczyna. Wrażenie to potęgowały krótko obcięte włosy spadające niesfornie na czoło.

— Dzisiaj są gerbery — uprzedziłem jej ewentualne wymówki. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Usłyszałem tupot na schodach — to Mary właśnie zbiegała na dół.

— Tatusiu — oznajmiła — Pamela ma cudowne szczeniaczki. Kupmy jednego, dobrze?

Pamela była jamniczką naszej sąsiadki, panny Stewart. Spojrzałem na Elizabeth, która sprawiała wrażenie zachwyconej pomysłem.

— To prawda, Jonathan. Są naprawdę czarujące. Wstąpiłam do niej przed południem, żeby je obejrzeć. Wyobraź sobie, urodziło się aż siedem. Sześć piesków i jedna suczka — mają teraz trzy tygodnie.

Zrozumiałem, że moje panie już powzięły decyzję, a rozmowa, którą prowadzę jest jedynie formalnością. Nasza rodzina miała się wkrótce powiększyć o psa. Muszę zresztą przyznać, że nie miałem nic przeciwko temu. Byłem wielkim miłośnikiem zwierząt.

— Dobrze — powiedziałem. — Z tego co wiem, małe pieski powinny być wychowywane przez matkę przez sześć tygodni, a więc za niecały miesiąc możemy kupić szczeniaka.

Mary rzuciła mi się na szyję. Widać było, że spełniło się jedno z jej wielkich, dziecinnych marzeń.

— Szybko myj ręce, Jonathan — rzekła Elizabeth. — Czekamy na ciebie z kolacją.

W czasie posiłku omawialiśmy wycieczkę na Happy Island. Okazało się, że Elizabeth potrzebuje przynajmniej dwóch sukienek plażowych. „Nie mogę wyglądać jak Kopciuszek. Mary natomiast nie ma kostiumu kąpielowego. Jutro musimy wybrać się do miasta...” Był poniedziałek i byłem pewien, że nie tylko wtorek, ale również środa i czwartek upłyną im na zakupach i przygotowaniach.

Kiedy już zostaliśmy sami, nalałem Elizabeth szklaneczkę burbona, a sobie przygotowałem ulubioną cutty sark.

— Miałam dzisiaj jakieś dziwne sny, Jonathan. Wiem, że to idiotyczne, ale śnił mi się ten kierowca. Gonił mnie, widziałam jego twarz, ale była to twarz Rogera. Biegłam do ciebie, lecz byłeś daleko. Upadłam i na szczęście obudziłam się.

— Uspokój się, kochanie. — Przytuliłem żonę i pogłaskałem ją po głowie. — Potrzebujesz odpoczynku, oderwania od Edynburga. Zobaczysz, że ta wycieczka dobrze ci zrobi. A teraz chodźmy już lepiej spać. Jutro muszę być wcześniej w klinice.

Przyzwyczaiłem się już do owych dziwnych snów Elizabeth, ale zastanawiało mnie, że Roger pojawiał się w nich zawsze w takiej roli. Gdybym wówczas mógł to wszystko przewidzieć...

Tak jak się spodziewałem, nazajutrz zadzwonił do mnie Talbot. Patrick zaprosił go również na wyspę, a Charles błagał mnie, abym przyniósł mu do klubu komplet rzutków. Okazało się również, że moje przypuszczenia co do innych gości Patricka były całkowicie trafne. Wybierał się z nami Roger Kevin ze swoją żoną Eve. Eve była popularną modelką, często współpracowała z Talbotem. Krążyły plotki o romansie Charlesa z piękną panią Kevin, skutkiem czego Charles i Roger nie pałali do siebie nadzwyczajną sympatią. Jechał też z nami Larry, o którym Patrick mawiał, że za pieniądze, które zgromadził, mógłby kupić pół Edynburga. Nikt właściwie nie wiedział, co Larry robi z ogromnymi sumami stale wpływającymi na jego konto. Mieszkał jak na swoje możliwości, dość skromnie, nie miał rodziny ani żadnego kosztownego hobby. Był cichy, skromny i małomówny. Zapisał się do klubu jako ostatni z naszego grona, właściwie nie wiadomo po co, bo strzelał słabo. Był bardzo lubiany przez nas wszystkich, gdyż pomimo charakteru, typowego dla introwertyka, łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi.

Umówiłem się z Talbotem w klubie o piątej po południu. Na miejscu byłem chyba kwadrans przed czasem. W barze siedziała już Eve. Piła gin z tonikiem. Wyglądała tak bardzo pociągająco, jak tylko może wyglądać dwudziestoparoletnia dziewczyna o idealnej figurze i wspaniałych, kasztanowych włosach sięgających połowy pleców. Delikatny makijaż podkreślał nieco egzotyczną urodę jej twarzy — lekko skośne oczy i mocno zarysowane, ciemne brwi. Była w letniej, białej spódnicy i bardzo dopasowanej bluzce.

Zdaje się, że pani czeka na kogoś. Czy mógłbym się przysiąść? — zażartowałem. — Jak się masz, Eve? Wyglądasz jak zwykle uroczo.

— Jonathan, jesteś cudowny. Gdyby nie Roger, zakochałabym się w tobie po uszy.

Roześmiałem się.

— Zdaje się, że czeka nas wspaniała wyprawa po morzach i oceanach pod wodzą kapitana Sendersa. Zapalisz? — podsunąłem jej papierosy.

— Wyobraź sobie, tak się składa, że Roger wyjeżdża do Kirkcaldy jutro rano. Wyruszamy więc bez niego, ale zabierzemy go stamtąd po drodze. Już mówiłam o tym Patrickowi.

Eve nie wydała się być zmartwiona niespodziewanym wyjazdem męża, który trochę jednak pokrzyżował nasze plany.

W wypłowiałych dżinsach i rozpiętej na piersiach koszuli pojawił się Talbot. Nie dziwię się, że zawsze podobał się kobietom. Wysoki, barczysty, nosił długie, prawie do ramion włosy, brodę i wąsy, a szyję zdobił mu naszyjnik z kłów tygrysa, którego ponoć sam upolował na Sumatrze.

— Proszę, proszę, a gdzie Elizabeth, Jonathan? Puściła cię na randkę z najpiękniejszą dziewczyną imperium bez żadnych obaw?

— Najpiękniejszą dziewczyną Europy, mój drogi — poprawiła z ironicznym uśmiechem Eve i pocałowała Charlesa w policzek.

— No, jak tam, Jonathan? Pamiętałeś o moich rzutkach?

— Tak, mam je w samochodzie.

— Po co ci rzutki, Charles? Czyżbyś chciał teraz trenować? — spytała Eve.

— Tak, mam godzinę czasu i chciałem trochę postrzelać. Słyszałem, że na tej wyspie Patrick jakieś ptaszki, czy wiewiórki. Wprawdzie to nie to samo co dziki zwierz, ale na bezrybiu i rak ryba — odrzekł.

— Lepiej opowiedz nam, jak to cię urządziła ta ranna pantera, przez którą Jonathan musiał ci amputować palec — Eve wyraźnie droczyła się z Charlesem.

— O, nie. Nie dam się więcej podpuścić. Nie wierzycie mi, a przecież wyskoczyła z buszu jak błyskawica i już miałem...

— Dobra, dobra, Charles — nie wytrzymałem.

— Znamy to na pamięć. Idź już lepiej na strzelnicę. Masz tu kluczyki od mego wozu. Rzutki są w bagażniku. Przyjdziemy na strzelnicę i obejrzymy twojego nowego mauzera.

— Niedowiarki — rzucił urażony i wyszedł.

— Ten wyjazd Rogera jest dość niespodziewany — zwróciłem się do Eve, gdy zostaliśmy sami.

— Co on będzie tam robił?

— Wyjeżdża na zdjęcia.

— A co teraz kręci?

— Jakiś kryminał. Coś na podstawie Quentina. Sama nie wiem dokładnie, bo nie interesowałam się tym specjalnie.

Zaproponowałem jej drinka.

— Może lepiej już chodźmy, bo Charles oszaleje z zazdrości — odpowiedziała z uśmiechem.

— Nie martwi mnie to specjalnie, kochanie — postanowiłem dostosować się do jej sposobu bycia.

— W najgorszym wypadku wyzwie mnie na pojedynek, a strzelam nieźle.

— Czy zawsze jesteś taki pewny siebie, Jonathan?

— Mogę cię o tym przekonać.

— To brzmi bardzo zachęcająco — Eve znowu obdarzyła mnie jednym z najbardziej czarujących uśmiechów ze swej kolekcji. Jasne było, że wcale nie ma na myśli moich zdolności strzeleckich.

— A więc chodźmy do Charlesa — zaproponowałem.

— Sądziłam, że masz ciekawsze pomysły. Cóż, trudno, dostałam kosza. Mam nadzieję, że Charles zdoła mnie pocieszyć.

— A co na to Roger?

— Och, Roger pociesza statystki, którym nie udało się zrobić wielkiej kariery.

— Żartujesz — zaprotestowałem — ma przecież za żonę najpiękniejszą dziewczynę pod słońcem.

Pocałowała mnie zanim zdążyłem zareagować.

— A teraz chodźmy już, bo za chwilę wpadnie tu Charles ze sztucerem i wystrzela nas jak swoje rzutki — powiedziała.

Talbot trenował zawzięcie, mimo to dostrzegł nas od razu i pomachał ręką. Jego nowa broń prezentowała się rzeczywiście nieźle i widać było, że jest z niej wyraźnie dumny.

Elizabeth i Mary spędziły całą środę i czwartek robiąc zakupy. Można było przypuszczać, że wybieramy się na półroczną wyprawę dookoła Europy. Jak zwykle zajęty byłem w klinice, mogłem więc poświęcić na pakowanie zaledwie czwartek wieczór. Nie zajęło mi to zresztą zbyt wiele czasu, gdyż w przeciwieństwie do mojej żony zabrałem tylko najbardziej niezbędne rzeczy. Namioty, śpiwory, a także konieczny sprzęt turystyczny i żywność miał dostarczyć Patrick. Wziąłem tylko sztucer, amunicję, zapas papierosów i trochę bielizny na zmianę. Wszystko zmieściło się w jednej torbie. Nie muszę chyba dodawać, że bagaż Elizabeth prezentował się znacznie bardziej okazale.II

Wyjechaliśmy o ósmej rano. Elizabeth i Mary były w doskonałych humorach. Mary paplała bez końca, śmiała się i snuła wspaniałe plany naszego pobytu na wyspie. Przede wszystkim, wymogła na mnie obietnicę lekcji pływania. Jeszcze jako uczeń zdobyłem tytuł mistrza Anglii juniorów, a później będąc studentem niejednokrotnie reprezentowałem swoją Alma Mater na wielu zawodach międzyuczelnianych. Poza tym oboje z Elizabeth przyrzekliśmy wprowadzić Mary w arkana sztuki strzeleckiej. Była zachwycona. Na przystani byliśmy pierwsi, nie licząc oczywiście Patricka, który już krzątał się przy jachcie. Mimo pokaźnej tuszy poruszał się energicznie jak młody chłopak, ale szpakowate włosy i siwe wąsy zdradzały dość zaawansowany wiek.

Jego wspaniała łódź „Caroline”, nazwana imieniem zmarłej żony, stała się po jej tragicznej śmierci wielką miłością Patricka. Żona Sendersa popełniła przed dziesięcioma laty samobójstwo. Pewnego popołudnia wyskoczyła z balkonu ich mieszkania na siódmym piętrze, nie pozostawiając nawet żadnego listu. Policja uznała jej śmierć za tragiczny wypadek, zwłaszcza, że Senders bawił wówczas we Francji, a śladów pobytu nikogo obcego w mieszkaniu nie znaleziono. Patrick ciężko przeżył jej śmierć. Zamierzał wyjechać z Anglii i zaszyć się gdzieś na odludziu, ale z czasem doszedł do siebie. Kupił wtedy ów jacht, wspaniale go wyposażył i każdą wolną chwilę spędzał na przystani lub w klubie.

— Jak się macie, kochani? — zagrzmiał Patrick. — Ślicznie wyglądasz, Elizabeth, panie, proszę ciebie, rozumiesz.

Na szczęście mój znakomity przyjaciel nigdy nie podjął praktyki sądowej, ponieważ jego zabawne powiedzonko, od którego absolutnie nie mógł się odzwyczaić, odebrałoby całkowicie powagę jakiejkolwiek mowie obrończej lub oskarżycielskiej. Tak więc Senders udzielał porad w sprawach podatkowych, testamentowych, spadkowych i rozwodowych, co przynosiło mu zresztą duże dochody.

— Widzę, że aż się palicie do naszej wyprawy. Wujek Patrick przygotował wszystko na medal, panie. Chodźcie i przekonajcie się sami.

— Pewnie masz na myśli komplet farb i pędzli, które już na nas czekają — tym razem Elizabeth przypomniał się szatański kawał Patricka.

— Moja droga, nie doceniasz fantazji starego wilka morskiego, panie, proszę ciebie — zaśmiał się Patrick. — Tym razem mam w planie zupełnie coś innego, ale to na razie niespodzianka.

— Już wiem — stwierdziłem. — Tym razem silnik się zepsuł, a żagle są w strzępach. No cóż, dawaj nici i igły. Elizabeth będzie szyła, a ja zajrzę do motoru. Może zdążymy do końca weekendu — droczyłem się z nim dalej.

— Skąd wujek wytrzasnął takie kapitalne nagrania? — zawołała Mary, która zdążyła już zwiedzić jacht i odkryć magnetofon z kasetami.

— Wujek zawsze wszystko wytrzaśnie, proszę ciebie — odpowiedział Patrick i poprowadził nas trapem na pokład.

„Caroline” była jachtem balastowym, dwumasztowym i miała około stu czterdziestu metrów kwadratowych żagla. W kabinach mieściło się pięć koi, ale spać tam mogło z powodzeniem i dziesięć osób. Jej wyposażenie polepszyło się i zwiększyło znacznie od czasu, gdy ją po raz ostatni odwiedzałem. Oprócz stereofonicznego, przenośnego magnetofonu, który musiał sporo kosztować, na jej pokładzie znajdował się teraz mały telewizor, barek wypełniony po brzegi najlepszymi trunkami, stoliczek do brydża, biblioteczka kieszonkowych wydań Conrada oraz pokaźny stos czasopism i magazynów. Jacht wymagał przynajmniej dwóch osób do prowadzenia, toteż Elizabeth jako doskonała żeglarka była zawsze mile widziana na pokładzie. Jej zamiłowanie udzieliło się również Mary, która jak na swój wiek, nieźle dawała sobie radę na wodzie. Patrick osobiście oprowadzał Elizabeth po łodzi i oboje zachwycali się różnymi zwojami polakierowanych lin i metalowych przekładni, praktycznie nie zwracając uwagi na bardziej zrozumiałe dla przeciętnego śmiertelnika, osiągnięcia morskiej techniki. Mnie, właściwie nie bardzo znającemu się na profesji dawnych Wikingów, nie pozostawało nic innego, jak tylko wyładowanie bagaży z samochodu. Wytaszczyłem walizy żony i dorastającej córy, dorzuciłem małą torbę z moim ekwipunkiem. Właśnie zastanawiałem się co wnieść na pokład najpierw, gdy na parking wjechało czerwone volvo Kevinów, a w nim Eve machająca ręką. Znalazł się wreszcie ktoś, z kim mogłem porozmawiać normalnym angielskim bez niezrozumiałych zwrotów w rodzaju: ,,sprawdź okucia tego bomu”, czy ,,jachty krążownicze są z reguły balastowe”.

— Witaj, wybierasz się na safari? — zapytała wesoło. — Na co masz zamiar tym razem polować?

— W przeciwieństwie do Charlesa, strzelam głównie dla sportu. Poza tym nie interesują mnie drobiazgi w rodzaju królików czy wiewiórek. Myślę raczej o polowaniu na grubego zwierza — zażartowałem.

— Widzę, że załoga prawie w komplecie. Brakuje tylko Larriego i Charlesa.

— Chyba jedzie Larry — zauważyłem.

Jackson właśnie parkował. Wyjął z samochodu bagaż, podobnie jak mój, bardzo skromny.

Przywitał się, wyrażając nadzieję, że nie przybył ostatni.

— Ach, nie, jesteś jak zwykle punktualny — Eve bardzo lubiła prawić komplementy, szczególnie przystojnym brunetom o piwnych oczach i śniadej cerze.

— Gdzie nasz kapitan? — zapytał.

— Wydaje właśnie pierwsze komendy mojej żonie, która już buszuje po jachcie.

Larry rozejrzał się.

— Nie widzę twego męża, Eve. Chyba nie zrezygnował z wyprawy? Czy coś się stało? — zapytał niespokojnie.

— Nie martw się, Larry. Roger jest w Kirkcaldy na zdjęciach, będzie czekał o jedenastej.

— Nie wiedziałem, że się tam wybiera — odrzekł Jackson i zamyślił się nad czymś. Po chwili spojrzał na moje bagaże i chwycił się za głowę.

— A niech to diabli! Zapomniałem mojego sztucera!

— O ile wiem — spojrzałem wymownie na Eve — Charles nabył właśnie najnowszy model mauzera. Identyczny jak twój. Na pewno ci czasem pożyczy.

— To nie znasz Charlesa, Jonathan — powiedziała Eve. — Zupełnie zwariował na punkcie rzutków i tej armaty, ale z przyjemnością pożyczę ci moją dwururkę, Larry.

Uznałem, że najlepiej będzie zająć się wreszcie naszym bagażem. To znaczy właśnie miałem go już wnosić na trap, gdy rozpędzona Mary potrąciła mnie tak, że moja jedyna torba z bielizną i papierosami wpadła do basenu przystani.

— No, to ładnie się to wszystko zaczyna! — wrzasnąłem. — Mary, chciałaś brać lekcje pływania, więc teraz masz okazję. Skacz po moją torbę! I to już!

— Jak możesz, Jonathan — Elizabeth pojawiła się z Patrickiem na rufie. — Nie strasz dziecka, przecież wiesz, że słabo jeszcze pływa, a poza tym woda jest tutaj taka brudna. Eve! Jak się masz, kochanie? Co słychać, Larry?

— A niech was wszyscy diabli! — rzuciłem wściekły i ruszyłem po bosak, aby wyciągnąć prawie już całkowicie zatopioną torbę.

— Szukasz skarbów, Jonathan? — dobiegł mnie bas Sandersa. — Nic z tego. Wszystko, rozumiesz, co było warte zachodu, wyłowiłem stąd już dawno, panie, proszę ciebie.

Patrickowi zawsze udawało się rozładować sytuację. Parsknąłem śmiechem.

— Jonathan jak zwykle narobił takiego zamieszania, że zapomniałem się z wami przywitać. Czołem załoga! Pozdrawia was kapitan Senders! — zagrzmiał.

Okrzyk wodza ,,Caroline” został w tym momencie zagłuszony przez ryk jaguara. Charles Talbot nawet markę samochodu wybrał tak, żeby kojarzyła się z polowaniem. Wjechał na parking z fantazją i brawurowo zahamował tuż przed krawędzią basenu.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: