Czekam na ciebie - ebook
Czekam na ciebie - ebook
Zimowa sceneria Warszawy, zaginiony przed laty list, kulisy pracy w telewizji i losy paczki przyjaciół. A do tego działająca od ponad stu lat pracownia krawiecka w kamienicy na warszawskiej Pradze. W tym miejscu swój początek miała wyjątkowa miłość, a jej historia rozczuli najbardziej zatwardziałe serca.
Baśka Werner i Zuza Marczak idą przebojem przez życie, poznały się w pracy, od roku są redaktorkami w porannym programie telewizyjnym Witaj, Warszawo! Pewnego dnia na targu staroci Baśka kupuje zabytkową toaletkę. Odkrywa w niej coś niezwykłego – list, który nigdy nie został wysłany, choć napisano go kilkadziesiąt lat temu. Czy odnajdzie jego adresata? Jaka tajemnica kryje się w tej korespondencji?
Antoni Szafir wraz z córką i wnuczką prowadzi rodzinną pracownię krawiecką, która od ponad stu lat cieszy się zasłużoną renomą i uznaniem nie tylko warszawiaków. Antoni wiedzie szczęśliwe życie, jednak nie daje mu spokoju pewna sprawa sprzed lat. W młodości zakochał się bez pamięci w Jadwidze. Niestety, na drodze do ich szczęścia stanęli źli ludzie, a Jadwiga wraz ze swoją rodziną zniknęła z dnia na dzień. Czy po latach Antoni odnajdzie swą ukochaną? Czy prawdziwa miłość czeka nas tylko raz w życiu?
Tajemnicza, wzruszająca i pełna emocji historia o tym, że zawsze warto pielęgnować napotkaną miłość i walczyć o najskrytsze marzenia. Bo w życiu liczy się tylko to, co daje nam szczęście – przytulny dom, rodzina, przyjaciele i radość z każdego dnia.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-2424-2 |
Rozmiar pliku: | 4,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najdroższy Antoni!
Jak się masz? Co u Ciebie? Martwię się, odkąd nie odpisałeś na mój ostatni list. Moje serce przepełnia strach. Nigdy wcześniej przecież się to nie zdarzało. Twoje listy zawsze przychodziły o czasie. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
Może jesteś chory? Może masz kolejne problemy?
Piszę do Ciebie jeszcze raz. Tym razem nie mam dobrych wieści…
Ojciec zdecydował, że wyjeżdżamy za tydzień. Nie chcę stąd wyjeżdżać, dobrze o tym wiesz. Boję się, co będzie dalej z nami. Przemyślałam Twój ostatni pomysł. Chyba masz rację. To jedyne wyjście, żebyśmy byli razem, szczęśliwi. Jestem na to gotowa.
Spotkajmy się. Będę na Ciebie czekała we wtorek o osiemnastej. Tam, gdzie zawsze.
Proszę, przyjdź. To nasza jedyna szansa. Zaczniemy nowe życie.
Myślę o Tobie. Tęsknię.
Pozdrawiam Cię czule
Twoja JadwigaTego dnia żadna ze stacji radiowych nie miała dla swoich słuchaczy dobrych wieści, choć z pewnością byli i tacy, którzy mogli się z nich ucieszyć. Wszystko wskazywało na to, że przez kolejne tygodnie temperatura na zewnątrz miała się utrzymywać trochę powyżej zera. Albo i nie. Spodziewano się również sporych opadów śniegu. Co w sumie nie dziwiło, bo był drugi tydzień listopada. Pogoda miała więc prawo nie rozpieszczać.
Tym bardziej o siódmej rano. Mimo to Warszawa tętniła życiem. Ulicami sunęły sznury samochodów. A właściwie to stały w gigantycznym korku, którego końca nie było widać. Większość kierowców właśnie wysłuchała porannych wiadomości i prognozy pogody. Niektórzy popijali kawę z plastikowych kubków, inni rozmawiali z pasażerami lub nucili coś pod nosem. Byli też i tacy, co ze złości rzucali niecenzuralne słowa i zrobiliby wszystko, by jak najszybciej wyrwać się z korka. Niestety, nie mieli wyjścia. Tym bardziej że przy metrze Świętokrzyska doszło do niewielkiej stłuczki, co jeszcze bardziej paraliżowało ruch.
Całe zajście z zainteresowaniem obserwowała Zuza Marczak. Współczuła kobiecie, która z pewnością z powodu porannego roztargnienia wjechała w tył drogiego bmw należącego do mężczyzny, który z wyglądu przypominał Sylwestra Stalone. Miał groźną minę, krzyczał na sprawczynię wypadku i straszył ją, że zapłaci spore odszkodowanie. Na szczęście na miejsce szybko przyjechała policja i go uspokoiła. Zuza miała nadzieję, że kobieta mimo wszystko będzie miała dobry dzień i szybko zapomni o stłuczce. Z otuchą pomyślała o czekającej ją pracy.
Spojrzała w stronę wozu transmisyjnego, który z racji cięcia kosztów przez ich stację telewizyjną bardziej przypominał budkę z fast foodami czy amerykańskiego food trucka. Był duży, w kolorze słońca. Po stronie pasażera siedziała jej przyjaciółka i poprawiała makijaż.
– Baśka! Baśka! Słyszysz mnie?! – krzyknęła w jej stronę Zuza.
– No przecież słyszę. Co tam się znowu dzieje? – zapytała Baśka Werner, która za wszelką cenę starała się jakoś przykryć kolejną warstwą podkładu swoje zaczerwienione policzki. Nienawidziła zimna i strasznie cierpiała, kiedy wyglądała jak kultowy Kulfon z jej ulubionej bajki z dzieciństwa. Lada chwila miała stanąć przed kamerą i pokazać się tysiącom widzów. A to przecież zobowiązywało do tego, by prezentować się jak najlepiej.
– Długo jeszcze? Już po siódmej! – poganiała ją Zuza.
– Chwila! Przecież się nie pali! Szefowa dała nam czas do dziewiątej!
– Wiem, ale teraz jest najwięcej ludzi przy wejściu do metra! Dawaj! Nie ma co już tracić czasu! Potem pójdziemy na kawę!
– O tak! Jest zimno jak cholera! – stwierdziła Baśka i pociągnęła nosem. Spojrzała po raz setny w lusterko i uznała, że wygląda całkiem w porządku. Zamierzała jak najszybciej wykonać swoje zadanie tutaj i wrócić do biura. A po drodze wypić coś ciepłego.
Wysiadła z samochodu i trzasnęła drzwiami. Podeszła do operatora kamery, który właśnie szczerzył zęby do pięknej blondynki stojącej w kolejce po kawę.
– Uważaj, Bazyl, bo znowu się zakochasz, a potem będziesz narzekał – zrobiła aluzję do tego, że co i rusz był w jakimś nowym związku.
– Sprawdzam tylko, czy nie wypadłem z wprawy.
– No i jak?
– Idealnie. Przecież widzisz, jak ta laska trzepocze rzęsami. Wpadłem jej w oko – uciął Bazyl i znowu zaczął się uśmiechać do blondynki. Tak naprawdę nazywał się Marcin Bazylewicz, ale i tak wszyscy mówili na niego Bazyl. Zbliżał się do czterdziestki, był przystojny.
– Może to jakiś paproch.
– No śmieszne, naprawdę.
– Dobra, bierzmy się do pracy. Zuza, jesteś gotowa?
– A jak sądzisz? To przecież my z Bazylem czekamy, aż ty się upiększysz – odparła przyjaciółka, która porządnie już zmarzła.
– Zróbmy ze dwie próby kamery i działamy. Proponuję stanąć nieco dalej od świateł. – Baśka nie traciła czasu.
Posłuchali jej. Bazyl dał im jeszcze kilka wskazówek, a potem przeszli od razu do pracy. Zadanie było niby banalne. Mieli zatrzymywać warszawiaków i pytać ich, co sądzą o nowym pomyśle władz miasta, by znowu podnieść ceny biletów komunikacji miejskiej. Temat był nieco drażliwy, zatem spodziewali się różnych reakcji. Ustawili się w dobrym miejscu.
– Dobra, trzy, dwa, jeden, zaczynamy! – dał znać Bazyl.
– Witaj, Warszawo! Pogoda nas wcale nie zaskoczyła i mimo że termometry w całym kraju pokazują dzisiaj niskie temperatury, to mamy dla państwa naprawdę gorące tematy – powiedziała prosto do kamery Baśka, a na koniec pokazała swój śnieżnobiały uśmiech. Eksponowała wielki mikrofon ze skrótem STR oznaczającym Stołeczną Telewizję Regionalną, w której razem z Zuzą pracowały. Nie był to może szczyt ich marzeń, ale zajęcie było ciekawe i perspektywiczne. Obie wiedziały, że od czegoś w życiu trzeba zacząć. Za dobry przykład podawały zawsze dziennikarki, które zrobiły zawrotne kariery. Same tym bardziej liczyły na podobny rozwój. Były młode i pełne zapału. Czuły, że świat stoi przed nimi otworem.
– Z samego rana witają państwa Baśka Werner i Zuza Marczak. To prawda, ciepło nie jest, ale od wczoraj warszawiacy gorąco dyskutują o nowym pomyśle władz stolicy. Okazuje się, że już od stycznia ponownie wzrosną ceny biletów komunikacji miejskiej. Co o tym sądzą mieszkańcy naszego miasta? Zaraz ich o to zapytamy – zapewniła Zuza, również pięknie się uśmiechając. Sprawiała wrażenie, jakby się urodziła z mikrofonem w ręce. Tak samo jak Baśka.
Akurat na przejściu dla pieszych pojawiło się zielone światło. Tłum ludzi przeszedł na drugą stronę ulicy. Baśka z Zuzą szybko do nich podeszły. Bazyl ruszył w ślad za nimi.
– Dzień dobry! Jak się pani dzisiaj czuje? – zapytała uprzejmie Baśka kobietę w średnim wieku, która wyglądała niezwykle przyjaźnie.
– A dobrze, bardzo dziękuję. Trochę spieszę się do pracy – odpowiedziała kobieta i kiedy dostrzegła kamerę, widać było, że miała ochotę uciec.
– Mamy do pani pytanie. Od stycznia zapłacimy więcej za bilety. Co pani o tym sądzi? – dociekała Zuza z bardzo poważną miną.
– Bo ja wiem… Na pewno zapłacimy więcej, ale może te pieniądze pójdą na konkretny cel. Słyszałam, że w zamian pojawi się więcej nowych tramwajów.
– Czyli popiera pani ten pomysł? – dopytywała dalej Zuza.
– Nie jestem nim zachwycona, ale też nie będę go krytykowała – odpowiedziała kobieta.
– Bardzo serdecznie pani dziękujemy i życzymy miłego dnia.
Kobieta błyskawicznie uciekła, ale Baśka z Zuzą nie zamierzały marnować szybko nadarzającej się szansy. Zauważyły, że ciekawsko spoglądał na nie młody mężczyzna. Podeszły do niego i zadały pytanie o ceny biletów.
– No uważam, że to bardzo zły pomysł. Wiadomo, trzeba więcej płacić, a życie tu i tak jest drogie. Wszystko drożeje. Śmieci, woda, bilety – przyznał, lekko zatrwożony.
– Nie jest pan zachwycony tym pomysłem? – Baśka nie odpuszczała.
– Najpierw niech zrobią więcej połączeń autobusowych, ogarną przystanki, zadbają o wagony w metrze, a potem każą za to więcej płacić. Coś za coś. Dobra, uciekam, spieszę się.
– Dziękujemy, miłego dnia!
Szło im nadzwyczaj sprawnie. Ludzie chętnie się zatrzymywali i odpowiadali na ich pytania. Co prawda było też kilka osób, których wypowiedzi z pewnością nie mogłyby się pojawić w porannym paśmie antenowym. Zbyt dużo narzekały, rzucały przekleństwami i miały wiele do powiedzenia o polityce. Tego Baśka z Zuzą wolały unikać. Skończyły dziesięć minut po ósmej. Bazyl zapewnił je zdecydowanie, że materiału wystarczy na zmontowanie interesującej sondy ulicznej. Zmarznięci poszli do pobliskiej knajpki na dobrą kawę.
Mimo że o tej porze dnia w lokalu był podobny ruch jak na Marszałkowskiej, to i tak udało im się zdobyć wolny stolik. Zajęli miejsca tuż przy oknie i dzięki temu mogli dalej obserwować ludzi spieszących się do szkoły i pracy. Oni swoje zadanie wykonali perfekcyjnie i dzięki temu mogli sobie pozwolić na chwilę przyjemności. Dziewczyny poza kawą zamówiły porcję szarlotki na ciepło, a Bazyl postawił na tradycyjną drożdżówkę.
– Myślisz, że Pamela będzie zadowolona z naszego materiału? – zapytała głośno Baśka, zerkając z ciekawością na Bazyla. Akurat miał usta pełne kolejnych kęsów drożdżówki. Ona zaś miała na myśli ich szefową, Agatę Omen. Jej ksywka wzięła się stąd, że była łudząco podobna do aktorki, która swego czasu podbijała serca widzów hitowego serialu Słoneczny patrol. Poza tym ubierała się przeważnie na czerwono, miała tlenione blond włosy sięgające do łopatek i lubiła mocne makijaże. No i uważała się za niekwestionowaną znawczynię świata mediów, choć jej kariera od lat stała w miejscu.
– No a nie? Przecież mamy kilka perełek. Dobrze się zmontuje i jutro to puszczą w porannym programie – zapewnił ją Bazyl.
– Najlepszy był ten gość, który stwierdził, że powinnyśmy zabrać się do prawdziwej roboty zamiast wystawać tak na mrozie i szczerzyć zęby – zaśmiała się Zuza na wspomnienie młodego mężczyzny, który sam do nich podszedł i zaczął wygłaszać swoje mądrości.
– Spoko, to akurat wytnę.
– Oby, bo inaczej Pamela może się zdziwić.
– Chociaż ciągle nam zarzuca, że powinniśmy dobierać do odpowiedzi takich barwniejszych ludzi, no to może warto zaszaleć? W świecie mediów skandale się sprzedają. A my możemy jej taki dostarczyć – oświadczyła dumnie Baśka. Potarła dłońmi zaczerwienione policzki. Dzięki kawie zrobiło jej się o wiele cieplej.
– Takie z nas skandalistki, że szkoda gadać. Ale wiecie co? Lubię tę robotę. Popatrzcie na tych ludzi. Połowa z nich wyjdzie dzisiaj z pracy między szesnastą a osiemnastą. A my? Ja się szykuję do wyjścia już po drugiej – planowała głośno Zuza.
– Ja też, mamy jeszcze w mieszkaniu tyle do zrobienia – poparła ją Baśka.
Wszyscy troje nagle zapatrzyli się w okno. Znienacka zaczął padać śnieg. Pierwszy w tym roku. Z minuty na minutę robiło się coraz bardziej bajkowo. Widać było, że ten prezent od matki natury spodobał się idącym ulicami ludziom. Niektórzy się uśmiechali, inni próbowali łapać rękoma płatki śniegu. Baśka, choć nie lubiła zanadto zimna, na ten widok również się rozczuliła. Błyskawicznie przypomniały jej się czasy, gdy za dzieciaka razem z rodzicami jeździła do babci na Podlasie. Tam to dopiero były zimy! Jak na dalekim biegunie. Śniegu było aż po pas. Z dziećmi po sąsiedzku wybierała się wtedy na okoliczną górkę, gdzie całe dnie zjeżdżali na sankach i workach wypchanych sianem. Z tamtych czasów zostały jej piękne wspomnienia, do których lubiła powracać.
– No właśnie, jak tam wasze mieszkanie? Wprowadziłyście się już na dobre? – Bazyl wyrwał je z zamyślenia.
– Pierwszy tydzień za nami i jest fajnie – przyznała Zuza. – Mamy spoko sąsiadów. Tylko jeden pan co jakiś czas zwraca nam uwagę, że za głośno słuchamy muzyki. Ale on już tak ma. Podobno kiedyś pracował jako reżyser dźwięku i jest na niego dość wyczulony.
– Chyba zapomniałaś o tej jędzy z parteru? – Baśka zrobiła śmieszną minę. Nowa sąsiadka z miejsca nie przypadła jej do gustu. – Ma ze czterdzieści lat, a marudzi, jakby miała sto. Nic jej nie pasuje. I ciągle się wtrąca do życia innych.
– Takie są uroki mieszkania w bloku – podsumował Bazyl. – Meble macie swoje czy właściciel łaskawie wam je sprawił?
– Swoje, ale tak naprawdę, to jeszcze ich nie mamy. Tylko dwa łóżka – zaśmiała się Zuza, od razu poprawiając się na krześle. Od tygodnia spała na wysłużonej, niewygodnej kanapie. Przez to trochę bolały ją plecy.
– Jak to? Mówiłyście, że chciał wam wyposażyć mieszkanie.
– Tak, ale jak podał nam, ile przez to więcej zapłacimy za najem, to zrezygnowałyśmy.
– No i co teraz zrobicie?
– Szukamy mebli po znajomych, a w niedzielę wybieramy się na targ staroci. Do tego przeglądamy różne portale z rzeczami do oddania. Ale tam nie jest tak łatwo. Pierwszeństwo mają rodziny z dziećmi. Zostaje szukanie czegoś używanego za grosze.
– Chyba mogę wam pomóc.
– Jak?
– Mam do oddania kilka mebli. Rok temu robiłem u siebie mały remont, niepotrzebne rzeczy zajmują teraz tylko miejsce w piwnicy. Jeśli chcecie, mogę wam je jutro podrzucić.
– Naprawdę? – Baśka nie dowierzała. – Ciekawe jak?
– Pożyczę busa od mojego ojca.
– Serio? Masz na zbyciu meble? – Zuza nie wierzyła w tak dobry obrót spraw.
– No mam. Pytasz, jakbym mówił o czymś nie do wyobrażenia.
– Po prostu jestem już zmęczona tym szukaniem. Twoja propozycja jest dla mnie i Baśki jak wybawienie. Przyznaję, że mam już trochę dosyć tej przeprowadzki.
– No to nie marudź, tylko jutro przywitaj mnie z czymś dobrym do jedzenia. Najlepiej jak to będzie fura naleśników – przyznał Bazyl i aż mu się oczy zaświeciły na samą myśl, że będzie mógł dobrze i dużo zjeść. To ostatnio było jego ulubione zajęcie. Przez poprzedni kwartał przytył jakieś osiem kilogramów. Oficjalnie twierdził, że to mu w niczym nie przeszkadza, ale w rzeczywistości nieco się wstydził odstającego brzucha.
– Dobra, umowa stoi. Będą naleśniki, pyszna kawa i towarzystwo pięknych kobiet. – Baśka zaśmiała się, a tak naprawdę czuła wdzięczność, że Bazyl przychodzi im z pomocą.
– Nie pogardzę też fajnym serialem do obejrzenia.
– A jakie meble masz na stanie? – zaciekawiła się Zuza.
– Dwie ładne komody. Całe białe, na solidnych nóżkach. Regał na książki. Też biały. Szafki nocne. Mają kilka rys, ale wystarczy przetrzeć je papierem ściernym i pomalować. Farby też mi zostały, to wam podrzucę. Mam biurko. Ładne, drewniane. Wieczorem zrobię zdjęcia, to sobie spokojnie obejrzycie i wybierzecie.
– Bierzemy wszystko w ciemno.
– Tak. U nas teraz taka bieda, że przyjmiemy nawet meblościankę z epoki PRL-u – dodała szybko Baśka. Zdała sobie sprawę, że razem z Zuzą dość kiepsko zaplanowały swoją przeprowadzkę. Takie już były. Przebojowe i niezbyt realistycznie myślące o przyszłości.
Jednak dzięki Bazylowi sobotę miały już zaplanowaną. I tak zamierzały zajmować się porządkami. Teraz do tego miało dojść miłe towarzystwo. Baśka zapatrzyła się na Bazyla i Zuzę. Cieszyła się, że tak nagle pojawili się w jej życiu i dodali mu kolorów.
Poznali się ponad rok temu. Wtedy to Baśka, świeżo upieczona absolwentka polonistyki, trafiła do STR na staż. Po trzech miesiącach dostała propozycję etatu. W ten sposób spełniło się jej największe marzenie o pracy w telewizji. Przy okazji poznała Zuzę, która okazała się jej bratnią duszą. Na tyle, że w ubiegłe wakacje postanowiły razem wynająć mieszkanie. Nie spieszyły się. Jednak w połowie października właściciel mieszkania, które zajmowała Baśka, z dnia na dzień rozmyślił się i kazał jej się wynosić. Nie było więc wyjścia. Musiała szybko wynająć coś nowego. Zuza do niej dołączyła.
Był jeden problem. Nie miały zbyt wiele funduszy. Jako młode adeptki pracy w mediach zarabiały tyle, że oszczędzały praktycznie na wszystkim. Dlatego musiały szukać czegoś naprawdę taniego. Na szczęście znalazły. W kamienicy przy ulicy Towarowej. Bez większości mebli. Za to z ładnym widokiem na miasto. Tyle im wystarczyło na nowy start. Co jak co, ale najbardziej ceniły sobie niezależność. Podjęta decyzja była zatem najlepszą z możliwych. Baśka z Zuzą przeczuwały, że w tym miejscu przeżyją wiele wspaniałych chwil.
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji