Czekoladki dla Prezesa - ebook
Czekoladki dla Prezesa - ebook
Olbrzymia dawka humoru, szczyty urzędniczych absurdów opisanych w mistrzowskim stylu.
Zbiór wszystkich opowiadań Sławomira Mrożka, któryc h głównym bohaterem jest Prezes, a towarzyszą mu różni skromni współpracowni cy jak Referent, Księgowy, Magazynier, Kasjer, Radca. Przeczytamy o Kanceliście, który w akcie rozpaczy po tym, jak rzuciła go narzeczona, decyduje się na wyprawę w celu Uporządkowania Spraw Niezałatwionych, o próbie nawiązania kontaktu ze zmarłym Kancelistą, z którego śmiercią zniknęły wszystkie pieniądze, o zatrudnieniu emeryta, żeby udawał na cokole pomnik Mickiewicza, o tym, czy Prezes był już w Starożytności i nazywał się Prezus...
Wspaniałe przykłady efektywnego współdziałania ludzi szanujących autorytet (Prezesa) i starających się rozwiązywać skutecznie problemy (Prezesa).
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65613-63-9 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dyskutowaliśmy o związku między zaletami charakteru a osiągnięciami na drodze życia.
– Na przykład ja – powiada Radca – odzwyczaiłem się od palenia papierosów, żeby zaoszczędzić na budowę domu jednorodzinnego. I proszę, mam dzisiaj piękny domek jednorodzinny z ogrodem. Wystarczy odrobinę silnej woli i wytrwałości.
– Zgadzam się z panem – powiedział Referent – ale oszczędność i samozaparcie to nie wszystko. Weźmy mój przykład. Każdego dnia, po pracy w biurze, dodatkowo robię jeszcze na drutach. Nie tyle dla zysku, ile dla zasady, nie mogę żyć w bezczynności. I co panowie powiecie? Po jakimś czasie robienia na drutach ten piękny samochód marki Toyota, który widzicie panowie przed domem, stał się moją własnością. Chciałbym więc przypomnieć, jaką rolę na drodze do sukcesu, obok wstrzemięźliwości, którą słusznie podkreślił pan Radca, odgrywa także pracowitość.
– Co do mnie – odezwał się Prezes – nigdy nie byłem palaczem, więc niestety nie mogłem się odzwyczaić od palenia. Do robót ręcznych nie mam zaś zdolności. Od czegóż jednak, oprócz zalet charakteru, zalety serca? Pewnego razu, w słotny dzień jesienny, spotkałem na drodze dwie małe zielone żabki. Już miałem przejść koło nich obojętnie, gdy odezwały się do mnie ludzkim głosem: „Zimno nam, weź nas i przytul”. Wzruszony ich smutnym losem uległem prośbie i zabrałem je do mojej skromnej chaty, aby je ogrzać. Jakież było moje zdziwienie, kiedy małe zielone żabki zmieniły się jedna w domek wielorodzinny, a druga w samochód marki Mercedes.
– I nadal pan je utrzymuje? – krzyknęli Radca i Referent.
– A cóż mam z nimi począć? Nie mogę ich przecież opuścić tylko dlatego, że zmieniły postać. To byłoby nieludzkie.
– A pan, panie kolego? – zwrócił się Radca do Asystenta, który milczał do tej pory.
– E, ja zwyczajnie – powiedział tenże – oszukuję, trochę fałszuję, czasem coś dokradnę i tak leci.
– Ohyda! – krzyknęliśmy chórem. A po chwili Prezes zapytał:
– I co?
– I nic. Tyle że kupiłem dziecku helikopter.
– Prawdziwy?!
– A pewnie, marki Cobra Super.
Odsunęliśmy się od niego ze wstrętem. Nie dość, że kradnie, to jeszcze kłamie.TAJNA MISJA
Prezes wezwał mnie do gabinetu, zamknął drzwi na klucz, zasłonił okna, kazał mi się zbliżyć i powiedział półgłosem:
– Krąży o mnie oszczerstwo, że nie ukończyłem szkoły podstawowej. Muszę temu położyć kres. Pojedzie pan do stolicy, służbowo, ale ściśle tajnie. Nikomu ani słowa. W stolicy zostanie pan przez kilka dni. Codziennie kupi pan jedną kartkę widokówkę, wypełni ją pan i wyśle na mój adres urzędowy. Chodzi o to, żeby każdy mógł przeczytać.
Zgodziłem się, oczywiście, ale zapytałem, co mam na tych kartkach pisać.
– Niech pana o to głowa nie boli. Oto wręczam panu odpowiednie teksty, już gotowe. Wystarczy przepisać je kolejno na widokówkach. Są to osobiste pozdrowienia dla mnie od różnych uczonych. Stolica to jest siedlisko nauki, niech ludzie wiedzą, jakich mam przyjaciół, od razu przestaną mnie obgadywać.
Pojechałem. Stolica bardzo mi się podobała. Prosto z dworca poszedłem na pocztę. Kupiłem kartkę z pięknym widokiem śródmieścia i przepisałem pierwszy tekst, który brzmiał:
„Kochany kolego, wszyscy cię tu bardzo mile wspominamy i bardzo nam ciebie brakuje. Napisz, nad czym pracujesz”. Podpisano: Prezes Akademii Nauk.
Wysłałem tę kartę i z poczuciem spełnionego obowiązku udałem się do izby wytrzeźwień, aby nie wydawać państwowych pieniędzy na hotel. Jakież było moje przerażenie, kiedy nazajutrz stwierdziłem brak koperty z tekstami powierzonymi mi przez Prezesa. Nie było rady i postanowiłem pisać do niego samodzielnie. Pomimo czujności personelu wyniosłem z biblioteki uniwersyteckiej encyklopedię i zająłem zaciszny stolik koło bufetu, w przejściu do toalety, w celu studiowania. Już nad ranem gotowa była kartka tej treści:
„Prezesku! Mam trudności z teorią. Czy nie znalazłbyś trochę czasu, aby wpaść do mnie? Uściski rączek dla małżonki. Einstein”.
Kartka z czwartego dnia brzmiała:
„Albo pan, albo ja, o jednego z nas za dużo. Uznając pańską wyższość, odchodzę na emeryturę. Może pan się zająć moimi truskawkami. Miczurin”.
Trochę brzydko wyszło, bo mi ktoś nadepnął na rękę i zrobiłem kleksa.
Piątego dnia pomyślałem, że przydałoby się coś w lżejszej formie. Napisałem ołówkiem, bo pióro oddałem w zastaw kelnerowi:
„Kochanie, kiedy znowu zrobimy razem jakiś wynalazek? Twój stęskniony raczek – Maria Curie-Skłodowska. Post scriptum: strasznie mi się chce pić”.
Post scriptum wyrwało mi się nieoficjalnie.
Szóstego dnia byłem już tak zmęczony, że napisałem tylko krótko:
„Jak się masz, stary byku? Kopernik”.
Na tym urwała się korespondencja. Obecnie wracam ze stolicy. Pieszo, bo na bilet kolejowy mnie już nie stać, choć sprzedałem encyklopedię na bazarze. Niepokoi mnie coraz to bliższe spotkanie z Prezesem.
Nie martwię się jednak zbytnio. Przynoszę mu ustne pozdrowienia od profesora Pasteura, wynalazcy szczepionki przeciwko wściekliźnie. A więc Prezes nie powinien się wściec.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------