Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czekopłaszczada - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czekopłaszczada - ebook

„Czekopłaszczada” - awanturnicza powieść z gatunku płaszcza i... czekolady.

Co robić, gdy pewnego razu mama zmienia się w dziewczynkę, którą była dawno temu? Nie jest już dorosłą Michaliną, lecz Michasią, ma zęby mleczaki, nie umie jeszcze czytać i cały dzień najchętniej jadłaby czekoladę! A to tylko początek niezwykłej przygody.

Michasia, Janek i pies Kanis wpadają do kieszeni płaszcza i rozpoczynają swoją wielką wyprawę w nieznane. Czeka ich trudne zadanie: odnalezienie niewidzialnego Krzysia porwanego przez małą czarownicę. Czy misja powiedzie się? Czy Michasia zmieni się znów w dorosłą mamę Janka? I jak odczarować psa przemienionego w smoka?

Beata Filipp swoją przygodę z pisarstwem dla dzieci rozpoczęła wydaniem zbiorku opowiadań dla najmłodszych pt. „Co można znaleźć?”, w którym oczami dziecka ukazuje niespieszny czas spędzany z babcią i dziadkiem. Jest autorką rymowanych adaptacji znanych bajek pisanych na potrzeby wystąpień w przedszkolu córki. Amatorsko uprawia teatr, jej „Calineczka w świecie dźwięków” na motywach baśni Andersena gościła w gdańskim Teatrze w Oknie.
„Czekopłaszczada” to literacki powrót do ukochanych książek z czasów dzieciństwa, swoisty hołd oddany m.in. wspaniałemu „Porwaniu w Tiutiurlistanie” Wojciecha Żukrowskiego.

Andrzej Macioszczyk – prawnik z wykształcenia, z zamiłowania rysownik. Autor komiksów i rysunków satyrycznych obdarzony charakterystyczną kreską wywodzącą się wprost z bazgrołów pomagających przetrwać długie godziny wykładów, narad, roboczych spotkań i szkoleń.
Rysunki do „Czekopłaszczady” to jego profesjonalny debiut.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-415-6
Rozmiar pliku: 7,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O kłopotach z mamą

W poniedziałek mama wstała jak zwykle przed siódmą. Wyłączyła budzik, umyła się, zrobiła śniadanie i obudziła Janka. Ale zamiast spieszyć się do pracy, usiadła wygodnie na kanapie i oświadczyła, że więcej do szkoły nie pójdzie.

– Jak to? W ogóle nie pójdziesz czy tylko dzisiaj? – zainteresował się Janek. – Chyba będą na ciebie czekać.

– Trudno. Niech czekają – powiedziała mama zgryźliwie. – Mam już dość, rozumiesz? Prac domowych, klasówek, wymówek. Niech sobie czekają. Mnie to nic nie obchodzi!

Złość i żal uchodziły z mamy jak powietrze z dziurawego balonika. I zaraz byłoby po całej sprawie. Ot, po prostu chwila załamania, naturalna, gdy za oknem ciemność, w dodatku deszcz. Więc zaraz byłoby po sprawie. Gdyby nie to, że zamiast się opanować i zwyczajnie wziąć w garść, mama, jakby na przekór całemu światu, zamknęła się w sobie, zacięła i z tego wszystkiego zaczęła się… kurczyć. Z sekundy na sekundę, siedząc na kanapie w dużym pokoju. Na początek ledwo widocznie, potem coraz bardziej mama Janka malała na oczach własnego syna. Tak, malała!

– Mamo, co ci jest?! Uspokój się… – Chłopiec próbował ją cucić w nadziei, że to zwykłe omdlenie.

Ale mama kurczyła się, na nic nie zważając. Jej ręce, nogi, głowa, cała postać malała, zmieniała się, dziecinniała. I po kilku minutach przed Jankiem siedziała nie prawdziwa, zwykła mama, tylko smarkata jakaś dziewczynka, najwyżej sześcioletnia, szczerbata, bez dwóch zębów, i patrzyła na niego zdziwiona. Miała na sobie granatowe, grube rajstopy, spódniczkę w kropki, żółty sweterek i ogólnie wyglądała jak wyrośnięty kanarek.

– Do licha! Gdzie jest moja mama?! – wrzasnął chłopiec, zupełnie skołowany.

– Twoja mama? Jesteś na mnie zły?

– Aaa! – krzyknął Janek. Nic innego nie przyszło mu do głowy.

– Co się z tobą dzieje?!

– Co się ze mną dzieje?! To z tobą stało się coś dziwnego! Skąd się tu wzięłaś? I co zrobiłaś z moją mamą? Mamo!

– Mamo? Czy ja jestem mamą? – zastanawiała się poważnie smarkula, dłubiąc przy tym w nosie.

– Chyba oszalałaś! Nie jesteś żadną mamą! Jesteś małą dziewczynką, w ogóle nie przypominasz mamy! Ani mojej, ani niczyjej. Nie masz nawet wszystkich zębów! Zobacz, jak wyglądasz! – I Janek przyciągnął ją do wiszącego na ścianie lustra.

– Ojej! Jaka jestem mała! Pewnie mam z pięć lat. A może sześć? I nie mam zębów?! Ee, to były zwykłe mleczaki. Teraz wyrosną mi prawdziwe zęby, zobaczysz – zapewniła z dumą i poprawiła sobie kitkę.

– Co mnie obchodzą twoje mleczaki – jęknął Janek. Zupełnie nie miał pojęcia, jak zareagować. Może zawiadomić policję? Kolegów? Babcię i dziadka?

W tej samej chwili zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, czy mogę rozmawiać z twoją mamą? – zaćwierkała niecierpliwie jakaś pani.

– Niestety, mama nie może podejść do telefonu, bo… bo jest bardzo chora i leży w łóżku – odparł szybko. – Zapalenie ucha.

I co teraz? Janek spojrzał zrezygnowany na dziewczynkę. Istniała! Stała przed lustrem i robiła do siebie głupie miny. Z całą pewnością nie mogła być jego mamą – była od niego młodsza o ładnych kilka lat! Wobec tego kim ona jest?

– A może ja jestem twoją mamą, kiedy była mała? – Dziewczynka wykrzywiała się do niego w lustrze.

– Jak to możliwe?

– Nie wiem. Jakieś czary-mary, abrakadabra?

– Zaraz cię sprawdzimy. – Janek pobiegł do drugiego pokoju po rodzinny album.

Tam, wśród czarno-białych fotografii cioć, wujków, babć i dziadków, znalazł zdjęcie dziewczynki przy ogromnym pudle z pokrętłami. Pudło to, według zebranych wcześniej informacji, było rodzajem radia z zielonym okiem. A dziewczynka, właśnie… Podobieństwo nie rzucało się w oczy, może nie na tym zdjęciu. Następne, już kolorowe, z jakiejś noworocznej zabawy, ujawniło smutną prawdę: ta mała na kanapie jest jego mamą, mamą sprzed wielu, wielu lat. Nawet kitka się zgadzała.

– Widzisz, nie jesteś sierotą. – Dziewczynka stanęła efektownie na jednej nodze. – Nie przejmuj się.

Łatwo mówić! Coś trzeba przecież zrobić. Może są odpowiednie tabletki? Jakiś psycholog? W każdym razie musi ją zobaczyć lekarz – zrobi badania, prześwietlenie. Wszystko się wyjaśni. Chłopcom w jego wieku mamy się jeszcze przydają, chodzą na wywiadówki, dają kieszonkowe, czasami można z nimi nawet pogadać. W każdej rodzinie są problemy, ale żeby coś takiego? Nie, innym się nie zdarza. Albo pech, albo wyjątkowo głupi sen.

– Jestem mała – mówiła dziewczynka do siebie z zachwytem – i przynajmniej nie muszę chodzić do szkoły! A ty chodzisz? No, chodzisz do szkoły?

Nie wiadomo, skąd ta szkolna niechęć. Małe dzieci wprost nie mogą doczekać się zerówki.

– Gdybyś była moją mamą, tobyś wiedziała, że chodzę. I lubię szkołę, bo lubię… lubię się spotykać z kolegami – powiedział chłopiec ostrożnie, jakby znowu ją badał.

– Akurat. Jeśli tak niby lubisz szkołę, dlaczego dzisiaj nie idziesz?

– Bo jestem spóźniony. Poza tym chyba nie mogę cię zostawić – odparował błyskawicznie Janek.

– Więc masz z głowy szkołę. Będziesz na wagarach, jak twoja mama. Super być małą! – Dziewczynka pobiegła do kuchni. – Teraz zjemy sobie śniadanie. – O, fu! – krzyknęła, podnosząc talerz. – Nie znoszę mleka na śniadanie. W ogóle nie lubię mleka! Jem tylko czekoladę. Chciałabym zjeść na śniadanie tonę czekolady.

Płatki kukurydziane z mlekiem, przyszykowane przez dawną mamę, zostały teraz sprawnie usunięte. No cóż, sytuacja była dziwna. Z jednej strony ta osoba zachowywała się jak mała rozkapryszona dziewczynka, która niczego nie rozumie, z drugiej zaś rządziła się i mądrzyła jak jakaś dorosła. Ta nowa „mama” po prostu przewróciła dom do góry nogami.Dziwne zwyczaje

– No, dawaj czekoladę – ponagliła dziewczynka.

Janek wskoczył na kuchenną ławkę, a następnie wyciągnął z górnej szafki jedną tabliczkę. Zanim zamknął drzwiczki, zauważył całkiem spory zapas słodyczy.

– Świetnie, będziemy jeść czekoladę i na obiad, i na kolację – ucieszyła się mała szczerbatka, wyginając ciekawsko szyję.

– Noo, nie wiem. Mama by się chyba zdenerwowała.

– Przecież to ja jestem twoją mamą!

– Mam na myśli moją dawną mamę.

– Nie ma już tamtej mamy. Tylko ja ci zostałam. I wiesz co? Od dzisiaj jako twoja nowa mama zarządzam, że na śniadanie, na obiad i na kolację będziemy jeść słodycze. I w ogóle nie będziemy myć zębów, bo szczoteczki są głupie i trujące. Trujące, mówię ci.

– Ciekawe. – Janek miał sporo uznania dla pomysłowości dziewczynki, ale był już odrobinę zmęczony. Wziął swój kawałek czekolady bez większych emocji.

Okazało się, że takie śniadanie może być bardzo pożywne. Po zjedzeniu dwóch tabliczek oboje mieli dość. Dziewczynka wyciągnęła się na podłodze w kuchni, brzuchem do góry. Janek usiadł obok na krześle.

– Słuchaj, jak ja mam do ciebie właściwie mówić? – Dziwny sen wcale się nie kończył, a mówienie „mamo” do sześciolatki było ponad jego siły.

– Zwyczajnie. Michasia.

– No dobra, Michasiu, a co będziemy robić przez cały dzień? – Perspektywa niańczenia małej była dobijająca. – Może pójdziemy do lekarza? Zobaczy, czy wszystko z tobą w porządku…

– Będziemy się bawić – przerwała dziewczynka. – A jak znudzi się nam zabawa, będziemy do nocy oglądać telewizję albo grać na komputerze. Chociaż ja się nie znam za dobrze na komputerach. Jak byłam mała, to ich nie było.

– Przecież teraz jesteś mała!

Michasia nic na to nie odpowiedziała. Najwyraźniej nawet ona nie mogła się w tym wszystkim połapać. Zaczęła się zabawa. Najpierw dziewczynka powyrzucała na podłogę wszystkie stare zabawki z dużego pudła. Potem przejrzała stos książeczek. Następnie zbudowała z klocków ogromną wieżę, w której uwięziła Jankowi ludzika. I właśnie kiedy chłopiec musiał z małym oddziałem żołnierzy ruszać na pomoc swojemu ludzikowi, Michasia powiedziała:

– Krzyś na twoim miejscu zbudowałby machinę. Wojenną machinę.

– Aha. A co to za jeden? – Janek ziewnął.

– A, prawda. – Dziewczynka pokiwała głową. – Ty przecież nie znasz Krzysia. Krzyś jest dużym chłopcem, prawie takim dużym jak ty. Ma ładne włosy i niebieskie oczy, jest bardzo mądry i szybki, i umie wszystko najlepiej zrobić.

– To może on się z tobą pobawi?

– Nie, on nie może. Jest zmęczony. Jakieś kłopoty. Od razu widać – odparła pospiesznie Michasia i wskazała znacząco w kąt pokoju.

Janek wziął głęboki oddech, spojrzał w pustkę i powoli, tak by ostatecznie przerwać to pasmo niekończącej się udręki, powiedział:

– Ja nic nie widzę.

– Och, nie mów tak. – Mała zrobiła się jakaś niewyraźna.

– No, po prostu go nie widzę – chrząknął nagle zakłopotany. Właściwie nie chciał sprawiać jej przykrości.

– Ee, to normalne. Nikt go nie widzi. Przyzwyczaił się już. Jest niewidzialny.

– Jaki?

– No, mówię przecież: niewidzialny.

– To skąd wiesz, jak wygląda, skoro jest niewidzialny? – zapytał bardzo grzecznie Janek.

– Bo ja go widzę! Na przykład teraz widzę, jak Krzyś śmieje się z ciebie, że nie rozumiesz, co to znaczy być niewidzialnym.

Jakiś niewidzialny Krzyś będzie się z niego śmiał? Niech sobie ten niewidzialny Krzyś buduje z Michasią wojenną machinę, Janek wreszcie będzie się bawił po swojemu, na komputerze. Chłopiec ruszył do swojego pokoju.

Ostatecznie Krzyś przestał się jednak śmiać i uroczyście przeprosił za swoje zachowanie. Zaczęli się bawić we trójkę, ale zabawa nie układała się zbyt dobrze, bo Krzyś we wszystkim miał inne zdanie niż Janek. Natomiast Michasia zawsze zgadzała się z Krzysiem. Doszło do tego, że Janek obraził się i na Krzysia, i na Michasię. Zaszył się ponownie w kącie przy komputerze.

Wtedy dziewczynka zaproponowała zabawę w chowanego. Nie było wyjścia – chłopiec skapitulował. „Ostatni raz. A później do lekarza!” – przyrzekł sobie w myślach. Ma się rozumieć, najlepiej na tej zabawie wychodził Krzyś, bo nigdy nie można go było znaleźć, tak bardzo był niewidzialny. Jedynie Michasi udawało się wytropić go w najmniej oczekiwanych miejscach. Raz na przykład ukrył się w słoiku po kawie i potem miał paskudny katar, bo był uczulony na zapach kawy.

– Jak on się zmieścił w takim małym słoiku? – Janek oglądał sprytną kryjówkę ze wszystkich stron.

– Zapomniałam ci powiedzieć, że on potrafi się zmniejszać i powiększać. Ma specjalne proszki czy jakieś płyny, nie wiem dokładnie co.

– A czy mógłby mi dać spróbować takiego proszku? – zapytał niewinnie Janek.

Okazało się jednak, że magiczne proszki nie działają na zwykłych ludzi.

– I całe szczęście! – mówiła dalej Michasia. – Wyobrażasz sobie, co by było, gdyby ktoś zmusił mnie do połknięcia proszku na powiększenie? Znowu musiałabym chodzić do szkoły! Nigdy! – Dziewczynka wydała z siebie groźny okrzyk.

Janek zaczął po cichutku zazdrościć Krzysiowi wszystkich tych cudownych umiejętności. Gdyby tak on, Janek, po prostu zniknął? I jako niewidzialny grał sobie do woli? Kiedy wreszcie przyszła kolej na niewidzialnego chłopca, czas zaczął się dziwnie wydłużać. Janek siedział ukryty w kącie za kanapą i było mu już strasznie niewygodnie, ale Krzyś z oczywistych powodów nie przychodził. W mieszkaniu panowała cisza. Chłopiec przestraszył się, że dziewczynka zniknęła albo stała się po Krzysiowemu niewidzialna. W końcu była jego mamą, musiał się o nią troszczyć. Chodził po pustym mieszkaniu i wołał:

– Gdzie jesteś? Odezwij się! Ogłaszam koniec zabawy! Koniec zabaawyy!!! Koonieec!

Wtedy Michasia wyskoczyła z szafy w przedpokoju. Że też na to nie wpadł!

– Fajnie jest w tej szafie, bardzo dużo ubrań. Teraz będziemy bawili się w przymierzanie rzeczy, dobra?

– A gdzie jest Krzyś?

– Zupełnie zapomniałam ci powiedzieć, że Krzyś miał jakieś ważne sprawy i już dawno sobie poszedł. Ale obiecał, że wróci. Chodź, będziesz patrzył, czy ładnie wyglądam.

Zaczęło się. Ciuchy i ciuchy. Janek nudził się niemiłosiernie. Michasia wyrzucała z szafy wszystkie ubrania mamy i po kolei je przymierzała. Do kompletu wkładała też buty, dziwiąc się ogromnie, że rzeczy są takie duże, jakby były szyte na jakiegoś wielkoluda.

– Moja mama nie jest żadnym wielkoludem. – Janek bronił maminego wzrostu. Musiał jednak przyznać, że Michasia wyglądała komicznie. Robiła przy tym groźne miny i ryczała:

– Jestem czarownicą, okropnie złą czarownicą, uaa, uaa!

A Janek musiał udawać, że się jej strasznie boi. Zupełnie jak z młodszą siostrą.

Nagle usłyszeli ciche brzęczenie, które z każdą chwilą stawało się coraz wyraźniejsze. Z lewej kieszeni płaszcza mamy wyleciało coś dziwnego, coś, co na pierwszy rzut oka przypominało olbrzymiego komara. Dziwny owad zaczął latać pod sufitem, zataczając szerokie kręgi wokół lampy.

– Jaki wstrętny robal siedział w tym płaszczu! O fu! – zawołała z obrzydzeniem Michasia. I wtedy wstrętny robal wylądował prosto na jej głowie.

Robal? No, niezupełnie. Była to najprawdziwsza w świecie mała czarownica z wielgachnym nosem. W ręku trzymała mocno szczoteczkę do zębów, która służyła chyba za latającą miotłę. Po minie czarownicy można się było domyślać, że jest strasznie zła.

Mała czarownica

Mała czarownica wyglądała naprawdę paskudnie ze swoim długim, krzywym nosem pokrytym kurzajkami. Poza tym ciągle się złościła i wtedy wypuszczała z tego nosa kłęby gryzącego dymu.

Michasia powiedziała, że jest to chyba najbrzydsza czarownica, jaką widziała w swoim życiu. I Janek przeraził się, że tych czarownic będzie więcej, że zaraz wyfruną ze wszystkich zakamarków jak stado moli, które kiedyś zagnieździło się w starym swetrze. Ale na razie ta jedna mała wiedźma wypuściła w ich stronę tak potężny dym, że o mało się nie udusili. Tego było już za wiele! Zgodnie uradzili, że zajmą się jej wychowaniem.

– Trzeba nauczyć ją grzeczności – powiedział stanowczo Janek.

Spojrzał na czarownicę, która siedziała właśnie na półce z książkami i grzebała przy swojej szczoteczce. Ale już za chwilę zajęła się stojącym na regale samolotem. Był to pięknie zachowany i własnoręcznie przez chłopca klejony model dwupłatowca. No i zaczęło się! Czarownica nurkowała, wchodziła w korkociąg, bombardowała z góry upatrzone cele i warczała jak prawdziwy myśliwiec. A potem rozbijała wszystko, co tylko stawało jej na drodze. Na wszelki wypadek obserwowali ją z ukrycia. Aż w końcu zaszyła się na najwyższej półce w dużym pokoju i zasnęła. Na pobojowisku zostały okrutnie poturbowane miś z fantazyjnie rozdartym brzuchem i sterta połamanych samochodzików.

Wtedy Janek, Michasia i Krzyś, który właśnie do nich dołączył, przystąpili do tajnej narady. Narada, ze względów bezpieczeństwa, odbywała się w łazience, przy szumie wody z kranu. Zaczęła Michasia tymi słowami:

– To ja wypuściłam niechcący czarownicę i dlatego to ja obejmuję dowodzenie.

– Ale ja jestem starszy. Mam więcej doświadczenia. Przeszedłem wiele gier strategicznych, bardzo trudnych – powiedział spokojnie Janek. – A poza tym jesteś pod moją opieką.

– I co z tego? – zdziwiła się Michasia.

– Jestem za ciebie odpowiedzialny. Jeśli coś ci się stanie, stracę jedynego żywiciela rodziny. No i co dziewczyny, w dodatku kilkuletnie, mogą wiedzieć o wojnie?!

– To nie jest żadna wojna, tylko zwykłe wykurzenie czarownicy z kryjówki. A zresztą, Krzyś też jest chłopcem, ma doświadczenie i wcale nie chce być dowódcą.

W końcu Janek musiał się zgodzić, że bez Michasi właściwie nie byłoby żadnej czarownicy. Dlaczego nic się nie dzieje według jego woli? Czyj to sen? Ale dał za wygraną. Ostatecznie ona jest młodsza i trzeba jej ustępować, a i tak wiadomo, że on jest mądrzejszy. Będzie rządził w sposób niezauważalny. Stanęło na tym, że trzeba jakoś czarownicę wykurzyć z półki, złapać ją (ale jak?) i nauczyć grzeczności.

– Trzeba ją wywołać podstępem – powiedział Janek od niechcenia.

– Znaczy jak? – zapytała Michasia, przysuwając się bliżej chłopca.

– Tak, żeby nie wiedziała, co się dzieje.

– Czyli złapać ją do torby na zakupy, kiedy będzie jeszcze spała?

– Właśnie – potwierdził Janek. – A czy Krzyś się zgadza na ten pomysł?

– Zgadza się – odparła Michasia, patrząc uważnie w miejsce, w którym siedział Krzyś.

– Dobrze. Tylko kto ją złapie? Myślę, że Krzyś mógłby to zrobić, bo jest niewidzialny.

– Nic się nie znasz na czarownicach – odpowiedziała na to Michasia. – Każdy głupi wie, że czarownice widzą rzeczy niewidzialne.

Woda szumiała dalej. Nikt nie wyrywał się, żeby realizować plan. W końcu Michasia zarządziła:

– Janku, do wykonania zadania. Odmaszerować!

Dlaczego miał przeczucie, że tak będzie? Trudno – trzeba wykonać rozkaz, skoro rozpoczęło się tę zabawę. A jeśli czarownica nagle się obudzi?

– Wtedy ruszymy ci na pomoc – obiecała dziewczynka.

W największej ciszy trwały przygotowania do uwięzienia czarownicy. Michasia wyszukała w kuchni odpowiednią torbę, fioletową, z lekko prześwitującej tkaniny. Janek wziął odpowiednie krzesło, takie, które się nie chwieje bez potrzeby. Udał się z nim do dużego pokoju. Dla większej ostrożności zdjęli kapcie.

Trzeba przyznać, że czarownica miała mocny sen. Nie zbudziły jej ani postękiwania Janka, ani hałas odsuwającego się nagle krzesła.

– Ojej! – Michasia się zdenerwowała. – Przecież mogłeś ją obudzić!

– Obudzić?! Śpi jak zabita. A krzesło jest za niskie – mruknął obolały chłopiec i podniósł się z podłogi.

– Musisz spróbować jeszcze raz – powiedziała dziewczynka tonem wykluczającym sprzeciw.

Ale nie było drugiego razu, bo właśnie rozległy się skoczne dźwięki telefonu komórkowego i czarownica zerwała się na równe nogi. Wyspana i rześka poleciała na swojej szczoteczce prosto do kuchni.

– I co teraz? – Janek odczytał komunikat wyświetlony na ekranie komórki mamy. „Rozmowa nieodebrana” była sygnałem od babci, która najwyraźniej miała coś do powiedzenia mamie. Ale o czym tu gadać z sześciolatką?

– Teraz zjemy kolację, a potem zobaczymy – odparła dziewczynka i nagle poczuła się strasznie głodna.

Posiłek przebiegał w nerwowej atmosferze. Musieli kurczowo trzymać swoje tabliczki czekolady, bo czarownica urządzała sobie na nie polowanie. Stawała na górnej półce, zacierała ręce, namierzała się, a potem startowała z głośnym warkotem i już u celu wbijała zęby w upatrzone kawałki. W ten sposób wyszarpnęła Jankowi prawie pół tabliczki. Dzieci szybko wybiegły z kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi.

Co tu robić? Jeżeli czarownica nie zostanie szybko złapana, życie z nią zamieni się w koszmar. Chwilowo była uwięziona. Po krótkiej naradzie postanowiono zająć się tą sprawą jutro, a teraz spokojnie obejrzeć dobranockę i odpocząć po trudach dnia. Ale oglądanie telewizji nie było ani łatwe, ani przyjemne. Z jakichś bliżej nieokreślonych powodów nie dawało się włączyć programu, na którym leciały bajki. Na ekranie pojawiały się jedynie reklamy proszków do prania i płynów do mycia naczyń.

– Co się dzieje z tym telewizorem?! – Janek ściskał nerwowo pilota.

– Spróbuj inny program. Może tam będzie jakaś bajka? – poradziła mu Michasia z kanapy.

Ale nic z tego nie wychodziło. Na wszystkich kanałach złośliwie latały wróżki od płynów zmiękczających pranie. Czasami przez ekran przebiegały skrzaty objedzone margaryną, aby ponownie ustąpić miejsca wróżkom.

– Trzeba iść spać – powiedział Janek, wyczerpany szukaniem kreskówek dla smarkuli.

– Trzeba wywalić ten telewizor na śmietnik! – burknęła Michasia, przewróciła się na drugi bok i natychmiast zasnęła.

W łóżku Janek zastanowił się nad swoją sytuacją. Był w tej chwili zdany na siebie, co więcej: miał pod opieką małoletnią matkę i w pewnym sensie również czarownicę. Oczywiście mógł zadzwonić do babci, dziadka, kolegi, słowem: mógł prosić kogoś o pomoc, ale nie chciał. Po pierwsze – babcia strasznie by się zdenerwowała, może zaczęłaby sobie wmawiać, że to jej wina, że czegoś nie zauważyła, jakichś problemów mamy, po drugie – koledzy chyba by się śmiali i ostatecznie wyszedłby na głupka. Pozostaje więc zachować zimną krew i spokojnie czekać na to, co przyniesie kolejny dzień. Kto wie, może przez noc wszystko wróci do normy?Proszki na powiększenie

Następnego dnia nic nie było normalne, a kuchnia wyglądała jak po przejściu huraganu. Na podłodze walały się garnki, słoiki, łyżki, butelki i kawałki talerzy. Wszystko lepkie od cukru. Michasia stała na środku i kiwała z podziwem głową.

– No, no, fachowa robota. Widać, że czegoś szukała. Jak myślisz, po co wywaliła wszystkie słoiki i garnki na podłogę?

– Robiła porządki? – bąknął Janek. Był załamany wizją sprzątania.

– Szukała pieniędzy! Zajrzała w każdy kącik. – Michasia pokazała na dowód przetrząśnięty kącik, w którym kiedyś stały butelki z wodą dla kwiatów, a teraz było tu po prostu bagno.

– Muszę ci coś powiedzieć, bo chyba tego nie wiesz: moja mama nie trzyma pieniędzy w butelkach ani w słoikach. W ogóle nie trzyma ich w kuchni, tylko w banku. Właściwie to bank trzyma jej kasę i czasami nie chce jej dać.

– Myślisz, że czarownica wie, gdzie mama, to znaczy, gdzie ja trzymam kasę? Ona po prostu szuka wszędzie. – Michasia zezłościła się i zaczęła zlizywać ze stołu rozsypany cukier.

– No dobra, a gdzie ona właściwie jest?

– Właśnie!

Ale czarownica chwilowo niczego nie szukała, tylko spała spokojnie na lampie. Po co takiej czarownicy pieniądze? Może chce wyjechać do ciepłych krajów i potrzebuje na samolot? Może chce sobie kupić ogromny zamek, w którym będzie mogła straszyć całe noce? A może po prostu chce być bogata? Michasia miała wiele gotowych pomysłów. Jakby całe życie zajmowała się doradzaniem czarownicom w kwestiach finansowych.

– Zabierzemy jej szczoteczkę – powiedziała w końcu. – Wtedy nam nie ucieknie.

– Oczywiście, a potem zabierzemy jej również kredki, ołówki, łyżeczki, widelce, noże i coś tam jeszcze. Przecież ona lata na wszystkim.

– No, to trzeba prosić o pomoc Krzysia. – I nagle Michasia zaczęła drapać się po głowie, brzuchu, nodze i za uchem. – O rany, coś mnie strasznie gryzie – jęknęła w stronę Janka, a za chwilę całkowicie oszalała: biegała po kuchni, machała rękami, skakała i darła się wniebogłosy.

Chłopiec schwycił ją przytomnie za rękę i zaciągnął do łazienki. Tam urządził jej prawdziwy prysznic. No i pchły (bo to one gryzły) spłynęły odpływem.

– Skoro jestem już zupełnie mokra, to nie muszę się myć ani prać ubrania – stwierdziła Michasia i wyszła z łazienki, zostawiając na podłodze mokre ślady. Janek zaś doszedł do wniosku, że kałuża wyschnie sama.

Dziewczynka rozsiadła się wygodnie w fotelu i zaczęła przeglądać stare komiksy. Zażądała również, by ją wysuszyć suszarką.

– Ciekawe, skąd te pchły. – Kolejne stworzenia w domu nie dawały chłopcu spokoju.

– Ojej, jak to skąd? Z psa. Normalnie: jest pies, są pchły. – Michasia cofnęła nogę, bo zrobiło się jej trochę za gorąco.

– Tylko że my nie mamy psa.

– Oczywiście, że mamy. Dużego psa, który leży sobie właśnie pod stołem. I śpi. O, sam zobacz.

Janek spojrzał szybko we wskazane miejsce i pomimo lęku, że niczego nie zobaczy (bo to będzie na przykład niewidzialny pies), ujrzał najprawdziwszego w świecie widzialnego, rudego psa, który spał zwinięty w kłębuszek i cichutko popiskiwał, jakby mu się coś śniło.

– To jest Kanis – wyjaśniła Michasia. – Mój pies.

– Jak to możliwe?!

– Po prostu. Bo psy tak robią: znikają na całe dnie, a potem nagle pojawiają się. Jak gdyby nigdy nic. A właściciel niepotrzebnie się denerwuje i rozpacza. Ale ja nie. Ja się już przyzwyczaiłam.

– Aha. – Po krótkim zastanowieniu Janek musiał przyznać, że pojawienie się w domu psa nie jest znowu aż takie nadzwyczajne. Mało to dziwnych rzeczy jest na tym świecie? Dziwnych rzeczy, których, dodajmy, właśnie doświadcza. – Tylko co on będzie jadł, kiedy się obudzi? Tutaj są tylko słodycze.

– I bardzo dobrze. Mój pies lubi słodycze.

– Słuchaj, czy to nie mógłby być nasz wspólny pies? Wiesz, zawsze chciałem mieć psa, ale mama… Będę z nim wychodził na dwór i będę go karmił, nic nie będziesz musiała przy nim robić. Problem z głowy.

– Na razie wysusz mi plecy, bo chyba się przykleiły do fotela. No, a pies może być nasz wspólny, jeśli sam zechce. Ja nie mogę go zmusić, żeby cię lubił.

– Na pewno mnie polubi. Mam podejście do psów, skoro umiem zajmować się dziećmi.

– Lepiej mnie susz! Nie chcesz chyba, żebym się rozchorowała. – Michasia przerwała mu, obrażona nieco o te „dzieci”.

Chłopiec dyskretnie zerknął pod stół – pies wciąż leżał. Michasia suszyła się, Kanis spał, a czarownica w najlepsze zabawiała się w łazience. W pewnym momencie usłyszeli głośne wirowanie pralki.

– O rany, jak mama się dowie, to nieźle dostanę! – krzyknął zdenerwowany Janek i pobiegł czym prędzej do łazienki.

– Przecież to ja jestem twoją mamą! – zawołała za nim Michasia.

Ich oczom ukazał się opłakany widok. Wszystkie proszki do prania leżały na podłodze, do połowy wysypane, a płyny do płukania sączyły się z kafli kolorowymi strumieniami. Na środku łazienki utworzyły już bajecznie rozległą kałużę. Wyglądało to jak różowo-niebieskie jezioro. Woda lała się ciurkiem i powoli wypełniała całą wannę, co groziło oczywiście powodzią. Na domiar złego pralka z głośnym warkotem obijała się o ściany. Czarownica krążyła pod sufitem i wrzeszczała wniebogłosy:

– Chce miii si bić duuzaaaa! Chce mi si biiić duuzaaa!

Janek pozakręcał krany i wyłączył pralkę. Teraz dopiero dzieci usłyszały wyraźnie krzyk czarownicy.

– Chce miii si bić duuzaaa!!!

– Ona chce kogoś zbić – powiedziała Michasia, zniżając głos.

Prędko wycofali się z łazienki, zamykając za sobą drzwi. Do tej pory czarownica była tylko źle wychowana, teraz stała się już niebezpieczna. Kanis, obudzony hałasem, przeciągał się i wesoło merdał ogonem, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, kto zajął łazienkę.

– Wydaje mi się – powiedział Janek zamyślony – że czarownica nie krzyczała: „Chcę kogoś zbić”, tylko: „Chcę bić”.

– Wielka mi różnica! Chce bić. Krzyczała: „Chce mi się bić dużo”.

– Nie „dużo”, tylko „duża”. Ona chce być po prostu duża, jak my. Wcale nie chce nikogo bić, ona chce… być. Chce być duża – powiedział Janek z mocą i aż sam się zdziwił, że tak mądrze mu to wszystko wyszło.

– No nie, chyba ci się pomyliło. Chociaż wysypała trochę proszków, tak jakby czegoś szukała. A skoro chce być duża, to szukała… proszków na powiększenie! Głupia czarownica! Myślała, że trzymamy takie proszki w domu.

– A gdzie trzymamy? – Chłopiec westchnął, bo przez krótką chwilę miał nadzieję, że proszki do prania są jego jedynym zmartwieniem.

– Nie wiem. Ale na pewno nie w domu! Coś mi się widzi, że chyba trzeba poprosić o pomoc Krzysia. Sami nie damy rady – powiedziała zdecydowanie Michasia.

– Dobrze, poprośmy go. – Janek zgodził się chętnie.

– Tylko że Krzysia nigdzie nie ma. – Dziewczynka rozejrzała się szybko wokół.

– Popatrz uważnie – pouczył ją Janek, bo tej małej nic się nie chciało robić porządnie.

– Kiedy patrzę! I nie widzę, nie widzę nigdzie Krzysia, bo zniknął, to znaczy zaginął. Pięknie. Tylko tego nam brakowało! Trzeba go szukać, zanim będzie za poźno.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: