Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Czerwie Diuny - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
s-f
Data wydania:
15 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czerwie Diuny - ebook

Druga część dwutomowego zakończenia „Kronik Diuny”.

Murbella zawrzała gniewem. — Te stare postawy co rusz okazują się niewłaściwe — powiedziała. — Nie możemy przetrwać, po prostu uciekając albo mnożąc się szybciej, niż Omnius będzie w stanie nas zabijać. — Wiele sióstr uważa tak jak ja... to znaczy te, które jeszcze żyją. Przewodziłaś nam prawie ćwierć wieku i twoja polityka zawiodła. Większość Kapitularza jest martwa. Obecny kryzys zmusza nas do rozważenia nowych alternatyw. — Starych alternatyw, chcesz powiedzieć — rzekła Murbella. — Mamy zbyt wiele pracy, by odświeżać ten przebrzmiały spór. Czy test identyfikacji genetycznej maskaradników jest już gotowy do rozprowadzenia? Nasi naukowcy wiele tygodni badali trupy zmiennokształtnych i teraz musimy przesłać... — Nie zmieniaj tematu, Matko Dowodząca! — przerwała jej Kiria. — Jeśli nie podejmiesz racjonalnej decyzji, jeśli nie widzisz, że musimy się dostosować do okoliczności, to wyzywam cię na pojedynek o przywództwo.

Kralizek, przerażająca bitwa na końcu wszechświata, o której wiadomo było od tysięcy lat, zbliża się wielkimi krokami. Matka Dowodząca Murbella mobilizuje ludzi do walki o przetrwanie, borykając się z problemami politycznymi, zagrożeniem ze strony maskaradników i tarciami w łonie samego zgromadzenia żeńskiego. Tymczasem dowodzona przez Duncana Idaho i Szienę Itaka po ćwierćwieczu nieustannej ucieczki wpada w końcu w sieć diabolicznych łowców. Czy przebywający na pokładzie Kwisatz Haderach pozwoli wrogowi przechylić na jego stronę szalę zwycięstwa i doprowadzi do wyniszczenia rodzaju ludzkiego? Duncan, Bene Gesserit i ghole postaci z przeszłości podejmują ostatni rozpaczliwy wysiłek...

Frank Herbert byłby z pewnością zachwycony i dumny z tej kontynuacji swojej wizji. - Dean Koontz

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-948-6
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Ni­gdy nie uda się nam w pełni wyra­zić wdzięcz­no­ści, jaką żywimy dla geniu­sza, który stwo­rzył ten nie­wia­ry­godny cykl. Jest to kolejna książka dla Franka Her­berta, czło­wieka peł­nego wspa­nia­łych, waż­nych pomy­słów, który jest naszym men­to­rem, odkąd kon­ty­nu­ujemy pisa­nie nowych histo­rii osa­dzo­nych w jego fan­ta­stycz­nym wszech­świe­cie Diuny. Czer­wie Diuny to chro­no­lo­giczny wielki finał, który zapla­no­wał. Jest nam miło przed­sta­wić go w końcu milio­nom jego wier­nych fanów._PODZIĘKOWANIA

Tak jak przy wszyst­kich naszych poprzed­nich powie­ściach z cyklu Diuny, wiele osób doło­żyło sta­rań, by maszy­no­pis ten był jak naj­lep­szy. Chcie­li­by­śmy podzię­ko­wać Patowi LoBrutto, Tomowi Doherty’emu i Pau­lowi Ste­ven­sowi z Tor Books, Caro­lyn Cau­ghey z Hod­der & Sto­ugh­ton, Cathe­rine Sidor, Louisowi Moeście i Diane Jones z Word­Fire Inc., Penny Mer­ritt, Kim Her­bert i Byro­nowi Mer­rittowi z Her­bert Pro­per­ties LLC, Mike’owi Ander­so­nowi z dune­no­vels.com oraz dok­to­rowi Attili Tor­ko­sowi, któ­rzy spraw­dzali zgod­ność z poprzed­nimi czę­ściami.

W dodatku mie­li­śmy wielu zwo­len­ni­ków nowych powie­ści z cyklu Diuny, w tym Johna Sil­ber­sacka, Roberta Got­tlieba i Cla­ire Roberts z Tri­dent Media Group, Richarda Rubin­ste­ina, Mike’a Mes­sinę, Johna Har­ri­sona i Emily Austin-Bruns z New Amster­dam Enter­ta­in­ment, Rona Mer­ritta, Davida Mer­ritta, Julie Her­bert, Roberta Mer­ritta, Mar­gaux Her­bert i The­resę Shac­kel­ford z Her­bert Pro­per­ties LLC.

I, jak zawsze, książki te nie powsta­łyby bez nie­usta­ją­cej pomocy i wspar­cia naszych żon, Janet Her­bert i Rebecki Moesty Ander­son.Wkrótce po wtar­gnię­ciu dostoj­nych matron do Sta­rego Impe­rium zgro­ma­dze­nie żeń­skie Bene Ges­se­rit zyskało aż nadto powo­dów, by nie­na­wi­dzić ich i bać się. Intruzki znisz­czyły przy uży­ciu swo­jej strasz­nej broni, uni­ce­stwia­czy, wiele pla­net Bene Ges­se­rit i Tle­ila­xan, Richese z jej ogrom­nym prze­my­słem i zakła­dami zbro­je­nio­wymi, a nawet samą Rakis.

Ale by prze­trwać ataki jesz­cze potęż­niej­szego wroga, który je ści­gał, dostojne matrony roz­pacz­li­wie potrze­bo­wały wie­dzy, którą miało tylko zgro­ma­dze­nie żeń­skie. By ją zdo­być, ude­rzały jak roz­złosz­czone żmije, z nie­sły­chaną bru­tal­no­ścią.

Po bitwie na Węźle te dwie prze­ciw­stawne grupy zjed­no­czono siłą, two­rząc nowe zgro­ma­dze­nie żeń­skie. Mimo to obie frak­cje na­dal wal­czyły ze sobą o wła­dzę. Cóż za strata czasu, talen­tów i krwi! Praw­dziwe zagro­że­nie nad­cią­gało z zewnątrz, a my kon­ty­nu­owa­ły­śmy walkę z nie­wła­ści­wym wro­giem.

— matka dowo­dząca Mur­bella, prze­mó­wie­nie w nowym zgro­ma­dze­niu żeń­skim

Dwóch ludzi dry­fuje w łodzi ratun­ko­wej po nie­zba­da­nym morzu.

— Patrz! Tam jest wyspa! — mówi jeden. — Naszą jedyną szansą jest dopły­nąć tam, zbu­do­wać schro­nie­nie i cze­kać na ratu­nek.

— Nie — mówi drugi. — Musimy pły­nąć dalej z nadzieją, że znaj­dziemy szlaki żeglu­gowe. To jest nasza jedyna szansa.

Nie mogąc dojść do poro­zu­mie­nia, zaczy­nają się bić, łódź się wywraca i obaj toną.

Taka jest ludzka natura. Nawet jeśli w całym wszech­świe­cie zosta­nie tylko dwoje ludzi, będą repre­zen­to­wać prze­ciwne obozy.

— _Pod­ręcz­nik ako­li­tek Bene Ges­se­rit_

Stwa­rza­jąc poszcze­gólne ghole, tkamy na nowo gobe­lin histo­rii. Ponow­nie jest wśród nas Paul Muad’Dib z uko­chaną Chani, jest jego matka lady Jes­sika i syn Leto II, Bóg Impe­ra­tor Diuny. Obec­ność dok­tora Aka­de­mii Suka Wel­ling­tona Yuego, któ­rego zdrada rzu­ciła na kolana wielki ród, zara­zem budzi nie­po­kój i pod­nosi na duchu. Są rów­nież z nami wojow­nik i men­tat Thu­fir Hawat, naib Fre­me­nów Stil­gar i wielki pla­ne­to­log Liet-Kynes. Jakież daje to moż­li­wo­ści!

Tacy geniu­sze two­rzą potężną armię. Będzie nam ona potrzebna, bo sto­imy wobec prze­ciw­nika potęż­niej­szego, niż sobie kie­dy­kol­wiek wyobra­ża­li­śmy.

— Dun­can Idaho, _Wspo­mnie­nia kogoś, kto był wię­cej niż tylko men­ta­tem_

Cze­ka­łem, pla­no­wa­łem i rosłem w siłę pięt­na­ście tysięcy lat. Roz­wi­ną­łem się. Teraz nad­szedł czas.

— OmniusNie naro­dziło się jesz­cze ponow­nie tak wiele osób, które kie­dyś zna­łam. Bra­kuje mi ich, cho­ciaż ich nie pamię­tam. Dzięki kadziom akso­lo­tlo­wym wkrótce się to zmieni.

— ghola lady Jes­siki

Na pokła­dzie błą­dzą­cego statku poza­prze­strzen­nego _Itaka_ Jes­sika była obecna przy naro­dzi­nach swo­jej córki, ale tylko się temu przy­glą­dała. Miała dopiero czter­na­ście lat. Stała w tłu­mie w ośrodku medycz­nym, a dwie Bene Ges­se­rit, lekarki Suka z przy­le­ga­ją­cego do cen­trum żłobka, przy­go­to­wy­wały się do wydo­by­cia drob­nego dziecka z kadzi akso­lo­tlo­wej.

— Alia — mruk­nęła jedna z leka­rek.

Tak naprawdę nie była to córka Jes­siki, ale ghola wyho­do­wany z prze­cho­wa­nych komó­rek. Żaden z mło­dych gholi na statku nie był jesz­cze „sobą”. Nie odzy­skali dotąd wspo­mnień, nie pamię­tali nic ze swo­jej prze­szło­ści.

Coś pró­bo­wało się prze­do­stać z zaka­mar­ków jej umy­słu do świa­do­mo­ści, ale cho­ciaż uwie­rało ją to jak oblu­zo­wany ząb, nie mogła sobie przy­po­mnieć pierw­szych naro­dzin Alii. Czy­tała wie­lo­krot­nie w archi­wach legen­darne opisy stwo­rzone przez bio­gra­fów Muad’Diba, ale nie _pamię­tała_.

Miała w gło­wie jedy­nie obrazy ze swo­ich stu­diów nad prze­szło­ścią: „Sucha i pełna kurzu sicz na Arra­kis, oto­czona przez Fre­me­nów. Jes­sika, ucie­ka­jąca z synem Pau­lem, została przy­jęta przez to pustynne ple­mię. Książę Leto Atryda nie żył już, zamor­do­wany przez Har­kon­ne­nów. Cię­żarna Jes­sika napiła się Wody Życia, co na zawsze zmie­niło płód roz­wi­ja­jący się w jej ciele”. Od chwili naro­dzin pier­wotna Alia zupeł­nie róż­niła się od innych dzieci — prze­peł­niały ją sta­ro­żytna mądrość i sza­leń­stwo. Cho­ciaż nie prze­szła ago­nii przy­pra­wo­wej, miała dostęp do Innych Wspo­mnień. Zły Duch!

„To była inna Alia. Działo się to w innych cza­sach i prze­bie­gało ina­czej”.

Teraz Jes­sika stała obok swo­jego „syna” Paula, gholi, który chro­no­lo­gicz­nie był o rok star­szy od niej. Paul cze­kał ze swą uko­chaną towa­rzyszką, Fre­menką Chani, i dzie­wię­cio­let­nim gholą, który był z kolei ich synem, Leto II. W poprzed­nim roz­da­niu była to jej rodzina.

Bene Ges­se­rit wskrze­siły te postaci z histo­rii, by pomo­gły im wal­czyć ze strasz­li­wym wro­giem z zewnątrz. Sio­stry miały Thu­fira Hawata, pla­ne­to­loga Lieta-Kynesa, przy­wódcę Fre­me­nów Stil­gara, a nawet okry­tego złą sławą dok­tora Yuego. Teraz, po pra­wie dzie­się­cio­let­niej prze­rwie w pro­gra­mie hodowli gholi, do grupy dołą­czyła Alia. Wkrótce poja­wią się inni — w trzech pozo­sta­łych kadziach akso­lo­tlo­wych roz­wi­jała się już trójka dzieci: Gur­ney Hal­leck, Serena Butler i Xavier Har­kon­nen.

Dun­can Idaho spoj­rzał zagad­kowo na Jes­sikę. Wieczny Dun­can, ze wszyst­kimi wspo­mnie­niami odzy­ska­nymi ze wszyst­kich poprzed­nich żywo­tów… Zasta­na­wiała się, co myślał o tym nowo naro­dzo­nym gholi, bąblu prze­szło­ści uno­szą­cym się ku powierzchni teraź­niej­szo­ści. Dawno temu pierw­szy ghola Dun­cana był mał­żon­kiem Alii.

Dun­can dobrze ukry­wał swój wiek. Był doj­rza­łym męż­czy­zną o ciem­nych, kędzie­rza­wych wło­sach i wyglą­dał dokład­nie tak jak boha­ter uwiecz­niony na tylu archi­wal­nych obra­zach, od cza­sów Muad’Diba, przez trzy i pół tysiąca lat pano­wa­nia Boga Impe­ra­tora, aż po chwilę obecną, pięt­na­ście wie­ków po jego zakoń­cze­niu.

Do izby poro­do­wej wpadł zdy­szany i spóź­niony stary rabbi w towa­rzy­stwie dwu­na­sto­let­niego Wel­ling­tona Yuego. Młody Yueh nie miał na czole rom­bo­idal­nego tatu­ażu słyn­nej Aka­de­mii Suka. Bro­daty rabbi naj­wy­raź­niej sądził, że uda mu się powstrzy­mać chu­dego mło­dzieńca przed ponow­nym popeł­nie­niem strasz­nych zbrodni, któ­rych dopu­ścił się w poprzed­nim życiu.

W tej chwili rabbi wyglą­dał na roz­złosz­czo­nego, jak zawsze, kiedy zna­lazł się w pobliżu kadzi akso­lo­tlo­wych. Lekarki Bene Ges­se­rit zigno­ro­wały go, więc wyła­do­wał swoje nie­za­do­wo­le­nie na Szie­nie.

— Po latach nor­mal­no­ści znowu to zro­bi­łaś! Kiedy prze­sta­niesz szy­dzić z Boga?

Pod wpły­wem zło­wróżb­nego snu Sziena wpro­wa­dziła mora­to­rium na kon­ty­nu­owa­nie pro­jektu hodowli gholi, który od początku był jej pasją. Jed­nak ostat­nie cięż­kie przej­ścia na pla­ne­cie prze­wod­ni­ków, które omal nie zakoń­czyły się schwy­ta­niem grupy przez łow­ców wroga, zmu­siły ją do ponow­nego prze­my­śle­nia tej decy­zji. Bogac­two histo­rycz­nych i tak­tycz­nych doświad­czeń, które wnie­śliby nowi ghole, mogło się stać naj­lep­szą bro­nią, jaką miał sta­tek poza­prze­strzenny. Posta­no­wiła pod­jąć to ryzyko.

„Może Alia pew­nego dnia nas ocali — pomy­ślała Jes­sika. — Albo jeden z pozo­sta­łych gholi…”

Kusząc los, Sziena prze­pro­wa­dziła eks­pe­ry­ment na tym nie­na­ro­dzo­nym gholi, by stał się bar­dziej podobny do _tam­tej_ Alii. Usta­liw­szy, w któ­rym momen­cie ciąży pier­wotna Jes­sika spo­żyła Wodę Życia, pole­ciła lekar­kom Suka, by wpro­wa­dziły do kadzi akso­lo­tlo­wej nie­mal zabój­czą dawkę przy­prawy. Prze­sy­ciła nią płód. _Sta­rała_ się odtwo­rzyć Złego Ducha.

Jes­sika była prze­ra­żona, kiedy się o tym dowie­działa, ale było już za późno i nie mogła temu prze­szko­dzić. Jak przy­prawa wpły­nie na to nie­winne dziecko? Przedaw­ko­wa­nie melanżu nie było tym samym co przej­ście ago­nii.

Jedna z leka­rek Aka­de­mii Suka powie­działa rab­biemu, by trzy­mał się z dala od izby poro­do­wej. Sta­rzec pod­niósł z gniewną miną drżącą rękę, jakby bło­go­sła­wił blade ciało kadzi akso­lo­tlo­wej.

— Wy, cza­row­nice, uwa­ża­cie, że te kadzie nie są już kobie­tami, nie są ludźmi, ale to jest na­dal Rebeka. Pozo­staje owieczką z mojej trzódki.

— Rebeka zaspo­ko­iła ważną potrzebę — rze­kła Sziena. — Wszyst­kie ochot­niczki dobrze wie­działy, co robią. Ona pogo­dziła się z cią­żącą na niej odpo­wie­dzial­no­ścią. Dla­czego ty nie możesz tego zro­bić?

Rabbi obró­cił się ze zło­ścią do sto­ją­cego obok niego mło­dzieńca.

— Ty z nimi poroz­ma­wiaj, Yuehu. Może cie­bie posłu­chają.

Jes­sika miała wra­że­nie, że kadzie bar­dziej intry­gują, niż iry­tują mło­dego gholę o zie­mi­stej cerze.

— Jako lekarz Aka­de­mii Suka — powie­dział — ode­bra­łem wiele dzieci. Ale ni­gdy w taki spo­sób. Przy­naj­mniej tak myślę. Moje wspo­mnie­nia są wciąż dla mnie nie­do­stępne, więc cza­sami czuję się zdez­o­rien­to­wany.

— Ale Rebeka jest czło­wie­kiem, nie jakąś bio­lo­giczną maszyną do pro­duk­cji melanżu i gholi. — Rabbi pod­niósł głos. — Musisz to widzieć.

Yueh wzru­szył ramio­nami.

— Nie mogę być cał­ko­wi­cie obiek­tywny, ponie­waż uro­dzi­łem się w taki sam spo­sób. Gdyby wró­ciły mi wspo­mnie­nia, może bym się z tobą zgo­dził.

— Nie potrze­bu­jesz pier­wot­nych wspo­mnień, żeby myśleć! Możesz chyba _myśleć_, co?

— Dziecko jest gotowe — prze­rwała im jedna z leka­rek. — Teraz musimy je wydo­być. — Odwró­ciła się z nie­cier­pli­wo­ścią do rab­biego. — Pozwól nam zająć się naszą pracą, bo ina­czej rów­nież kadź może zostać uszko­dzona.

Z odgło­sem obrzy­dze­nia rabbi prze­pchnął się przez tłum i wyszedł z izby poro­do­wej. Yueh pozo­stał tam i na­dal się przy­glą­dał.

Jedna z człon­kiń Aka­de­mii Suka odłą­czyła pępo­winę od mię­si­stej kadzi. Jej niż­sza kole­żanka prze­cięła szkar­łat­no­pur­pu­rową więź, po czym wytarła ośli­zgłego nowo­rodka i pod­nio­sła wyżej małą Alię. Dziecko natych­miast wydało gło­śny krzyk, jakby nie­cier­pli­wie cze­kało na tę chwilę. Jes­sika wes­tchnęła z ulgą, bo ten krzyk świad­czył, że tym razem dziew­czynka nie jest Złym Duchem. Po naro­dzi­nach pierw­sza Alia rze­komo spoj­rzała na świat inte­li­gent­nymi oczami doro­słej osoby. Płacz tego dziecka brzmiał nor­mal­nie. Ale rap­tow­nie ustał.

Pod­czas gdy jedna lekarka zajęła się wiot­cze­jącą kadzią, druga zawi­nęła dziecko w koc. Czu­jąc skurcz w sercu, Jes­sika chciała wziąć maleń­stwo na ręce, ale oparła się temu pra­gnie­niu. Czy Alia zacznie nagle mówić gło­sami z Innych Wspo­mnień? Ale nowo­ro­dek tylko się roz­glą­dał po ośrodku medycz­nym, naj­wy­raź­niej nie mogąc sku­pić wzroku.

Alią zaopie­kują się Bene Ges­se­rit. Zro­bią to w taki sam spo­sób, w jaki brały pod swoje skrzy­dła inne dziew­czynki. Pierw­sza Jes­sika, uro­dzona pod bacz­nym okiem pia­stu­nek, ni­gdy nie poznała matki w tra­dy­cyj­nym sen­sie tego słowa. Ani ta Jes­sika. Nie pozna jej też Alia ani inni ghole. Nowa córka zosta­nie wycho­wana wspól­nie w zaim­pro­wi­zo­wa­nej spo­łecz­no­ści, będąc bar­dziej obiek­tem nauko­wej cie­ka­wo­ści niż miło­ści.

— Cóż za dziwną sta­no­wimy wszy­scy rodzinę — mruk­nęła Jes­sika.Ludzie ni­gdy nie są w sta­nie zro­bić cze­goś pre­cy­zyj­nie. Pomimo całej wie­dzy i doświad­cze­nia, które zdo­by­li­śmy dzięki nie­zli­czo­nym maska­rad­ni­kom będą­cym naszymi „amba­sa­do­rami”, mamy na­dal ich cha­otyczny i dez­orien­tu­jący obraz. Nie­mniej jed­nak pełne błę­dów opisy ludz­kiej histo­rii dają zabawny wgląd w złu­dze­nia, któ­rymi karmi się ludz­kość.

— Erazm, zapi­ski i ana­lizy, kopia zapa­sowa #242

Mimo ponad­dwu­dzie­sto­let­nich wysił­ków myślące maszyny nie schwy­tały dotąd statku poza­prze­strzen­nego i nie prze­jęły jego cen­nego ładunku. Nie powstrzy­mało to jed­nak kom­pu­te­ro­wego wszech­u­my­słu przed wysła­niem ogrom­nej floty prze­ciw resz­cie ludz­ko­ści.

Dun­can Idaho na­dal wymy­kał się Omniu­sowi i Era­zmowi, któ­rzy co rusz zarzu­cali swoją skrzącą się tachio­nową sieć w nicość, poszu­ku­jąc upra­gnio­nej zdo­by­czy. Nor­mal­nie zdol­ność statku poza­prze­strzen­nego do ukry­wa­nia się nie pozwa­lała go zoba­czyć, ale od czasu do czasu migał on ści­ga­ją­cym jak coś scho­wa­nego za krza­kami. Począt­kowo polo­wa­nie to było dla wszech­u­my­słu wyzwa­niem, ale teraz zaczy­nało go iry­to­wać.

— Znowu zgu­bi­łeś ten sta­tek — zagrzmiał Omnius przez mega­fony w ścia­nach przy­po­mi­na­ją­cej wnę­trze kate­dry cen­tral­nej sali w tech­no­lo­gicz­nej metro­po­lii, Syn­chro­nii.

— Nie­pre­cy­zyjna opi­nia. Żeby go zgu­bić, muszę go naj­pierw zna­leźć. — Erazm sta­rał się nadać gło­sowi bez­tro­ski ton, zmie­nia­jąc postać miłej sta­ruszki na bar­dziej zna­jomy wygląd robota o pla­ty­no­wej, ela­sto­me­ta­lo­wej powłoce.

Nad Era­zmem wzno­siły się, niczym olbrzy­mie, sple­cione koro­nami drzewa, meta­lowe wieże, two­rząc skle­pie­nie kate­dry maszyn. Z pobu­dzo­nych powłok fila­rów try­skały fotony, zale­wa­jąc jego nowe labo­ra­to­rium świa­tłem. Robot zain­sta­lo­wał nawet jarzącą się fon­tannę, w któ­rej bul­go­tała lawa. Była to bez­u­ży­teczna deko­ra­cja, ale Erazm czę­sto zaspo­ka­jał w ten spo­sób swoją sta­ran­nie kul­ty­wo­waną arty­styczną wraż­li­wość.

— Nie bądź nie­cier­pliwy — powie­dział. — Pamię­taj o mate­ma­tycz­nych prze­wi­dy­wa­niach. Wszystko zostało pre­cy­zyj­nie usta­lone.

— Twoje mate­ma­tyczne prze­wi­dy­wa­nia mogą być mitami, jak wszyst­kie pro­roc­twa. Skąd mam wie­dzieć, że są poprawne?

— Ponie­waż ja tak powie­dzia­łem.

Wraz z wysła­niem floty maszyn zaczął się w końcu od dawna prze­po­wia­dany Kra­li­zek. Kra­li­zek… Arma­ge­don… Bitwa na końcu wszech­świata… Ragna­rok… _ara­fel_… Koniec Czasu… Chmura-Ciem­ność. Był to czas fun­da­men­tal­nych zmian, obrotu całego wszech­świata wokół jego kosmicz­nej osi. Ludz­kie legendy prze­po­wia­dały taki kata­klizm od zara­nia cywi­li­za­cji. W isto­cie podobne kata­klizmy zda­rzyły się już parę razy: Dżi­had Butle­row­ski, Dżi­had Paula Muad’Diba i rządy Tyrana, Leto II. Mani­pu­lu­jąc pro­jek­cjami kom­pu­te­ro­wymi i two­rząc w ten spo­sób ocze­ki­wa­nia w umy­śle Omniusa, Erazm zapo­cząt­ko­wał wyda­rze­nia, które dopro­wa­dzą do kolej­nej fun­da­men­tal­nej zmiany. Pro­roc­two czy rze­czy­wi­stość — porzą­dek rze­czy naprawdę nie miał zna­cze­nia.

Wszyst­kie nie­skoń­cze­nie zło­żone obli­cze­nia Era­zma, pod­da­wa­nie bilio­nów danych naj­bar­dziej wyra­fi­no­wa­nym pro­ce­du­rom, wska­zy­wały niczym strzałka na jeden wynik: o biegu wyda­rzeń pod koniec Kra­li­zeku zde­cy­duje ostatni Kwi­satz Hade­rach — bez względu na to, kto nim jest. Poka­zy­wały rów­nież, że ów Kwi­satz Hade­rach znaj­duje się na statku poza­prze­strzen­nym, a zatem natu­ralne było, że Omnius chciał, by taka potężna siła wal­czyła po jego stro­nie. Ergo, myślące maszyny musiały schwy­tać ten sta­tek. Wygra ten, kto pierw­szy zdo­bę­dzie wła­dzę nad ostat­nim Kwi­satz Hade­rach.

Erazm nie w pełni rozu­miał, co dokład­nie ten nad­czło­wiek może zro­bić, kiedy zosta­nie osta­tecz­nie zlo­ka­li­zo­wany i poj­many. Cho­ciaż robot był od dawna bada­czem ludzi, pozo­sta­wał myślącą maszyną, a Kwi­satz Hade­rach nią nie był. Nowi maska­rad­nicy, któ­rzy od dawna prze­ni­kali mię­dzy ludzi i dostar­czali ważne infor­ma­cje do Zsyn­chro­ni­zo­wa­nego Impe­rium, pla­so­wali się gdzieś pośrodku, jak hybry­dowe maszyny bio­lo­giczne. On sam i Omnius wchło­nęli tyle ludz­kich ist­nień skra­dzio­nych przez maska­rad­ni­ków, że cza­sami zapo­mi­nali, kim są. Pier­wotni tle­ila­xań­scy mistrzo­wie nie prze­wi­dzieli zna­cze­nia tego, co pomo­gli stwo­rzyć.

Nie­za­leżny robot wie­dział jed­nak, że musi kon­tro­lo­wać Omniusa.

— Mamy czas — powie­dział. — Masz do pod­bi­cia galak­tykę, zanim będzie nam potrzebny Kwi­satz Hade­rach, który jest na tym statku.

— Cie­szę się, że nie cze­ka­łem, aż uda ci się go schwy­tać.

Omnius budo­wał swoje nie­zwy­cię­żone siły przez wieki. Uży­wa­jąc tra­dy­cyj­nych, ale nie­zwy­kle wydaj­nych sil­ni­ków pozwa­la­ją­cych im osią­gnąć pręd­kość świa­tła, miliony stat­ków maszyn parły teraz naprzód, roz­prze­strze­niały się po galak­tyce i pod­bi­jały jeden układ gwiezdny po dru­gim. Wszech­u­mysł mógł wyko­rzy­stać zastę­pu­jące nawi­ga­to­rów sys­temy, które jego maska­rad­nicy „dali” Gil­dii Kosmicz­nej, ale jeden ele­ment tech­no­lo­gii Holt­zmana pozo­sta­wał dla niego nie­po­jęty. Podróż przez zagiętą prze­strzeń wyma­gała cze­goś nie­okre­śle­nie ludz­kiego, nie­uchwyt­nej „wiary”. Omnius ni­gdy by nie przy­znał, że ta dzi­waczna tech­no­lo­gia go… onie­śmie­lała.

Po serii prób­nych poty­czek nawał­nica robo­tów prze­to­czyła się nad kre­so­wymi świa­tami ludzi i szybko je znisz­czyła. Straż przed­nia namie­rzała leżące przed nią pla­nety i roz­pro­wa­dzała stwo­rzone przez Era­zma wirusy, które wywo­ły­wały śmier­telne zarazy. Kiedy główne siły floty maszyn docie­rały do celu, dzia­ła­nia mili­tarne prze­ciw wymie­ra­ją­cej lud­no­ści były już czę­sto nie­po­trzebne. Każda bitwa, nawet star­cia z odosob­nio­nymi gru­pami dostoj­nych matron, była tak samo decy­du­jąca.

Aby się czymś zająć, nie­za­leżny robot zabrał się do prze­glą­da­nia stru­mie­nia danych prze­sy­ła­nych mu przez flotę. To lubił naj­bar­dziej. Prze­mknęło przed nim brzę­czące patrzy­dło. Odgo­nił je jak dokucz­li­wego owada.

— Jeśli pozwo­lisz mi się skon­cen­tro­wać, Omniu­sie, to może znajdę jakiś spo­sób, żeby przy­spie­szyć nasze dzia­ła­nia prze­ciw ludz­ko­ści.

— A skąd mam wie­dzieć, że nie popeł­nisz kolej­nego błędu?

— Stąd, że masz zaufa­nie do moich zdol­no­ści.

Patrzy­dło odle­ciało.

Kiedy flota maszyn miaż­dżyła jedną pla­netę ludzi po dru­giej, Erazm wydał robo­tom bio­rą­cym udział w inwa­zjach dodat­kowe instruk­cje. Zara­żeni ludzie zwi­jali się z bólu, wymio­tu­jąc i bro­cząc krwią ze wszyst­kich porów, a zwia­dowcy maszyn bez­tro­sko prze­trzą­sali ich bazy danych, sale zapi­sów, biblio­teki i pozo­stałe źró­dła. Były to infor­ma­cje inne od tych, które można było wyło­wić z ist­nień przy­pad­kowo przy­swo­jo­nych przez maska­rad­ni­ków.

Przy napły­wie tych wszyst­kich świe­żych danych Erazm mógł sobie znowu pozwo­lić na luk­sus bycia naukow­cem, jakim był dawno temu. Poszu­ki­wa­nie prawdy nauko­wej zawsze było dla niego praw­dziwą racją ist­nie­nia. Teraz miał wię­cej danych niż kie­dy­kol­wiek. Cie­sząc się z tak wiel­kiej ilo­ści nowych infor­ma­cji, sycił swój zło­żony umysł suro­wymi fak­tami i histo­riami.

Po rze­ko­mym znisz­cze­niu myślą­cych maszyn przed ponad pięt­na­stoma tysią­cami lat płodni ludzie roz­prze­strze­niali się w galak­tyce, two­rząc cywi­li­za­cje i obra­ca­jąc je w pył. Era­zma intry­go­wało, jak po bitwie pod Cor­ri­nem ród Butle­rów zbu­do­wał impe­rium, któ­rym przez dzie­sięć tysięcy lat, z nie­licz­nymi okre­sami bez­kró­le­wia i prze­rwami, rzą­dził pod nazwi­skiem Cor­ri­nów, by na koniec upaść pod cio­sami fana­tycz­nego przy­wódcy zwa­nego Muad’Dibem.

_Paul Atryda_. Pierw­szy Kwi­satz Hade­rach.

Jed­nak jesz­cze bar­dziej fun­da­men­tal­nej zmiany doko­nał jego syn Leto II, któ­rego nazy­wano Bogiem Impe­ra­to­rem lub Tyra­nem. Ten kolejny Kwi­satz Hade­rach — wyjąt­kowa hybryda czło­wieka i czer­wia pustyni — przez trzy i pół tysiąca lat spra­wo­wał tyrań­skie rządy. Po jego zabój­stwie ludzka cywi­li­za­cja się roz­pa­dła. Ludzi ucie­ka­ją­cych pod­czas Roz­pro­sze­nia w dale­kie zakątki galak­tyki zahar­to­wały trudy i nie­do­sta­tek, sta­wali się coraz bar­dziej odporni, dopóki ich naj­gor­sza odmiana — dostojne matrony — nie natknęła się na roz­kwi­ta­jące impe­rium maszyn…

Inne patrzy­dło przej­rzało zapi­ski, które czy­tał Erazm. Z gło­śni­ków w ścia­nach roz­legł się grzmiący głos Omniusa.

— Sądzę, że tar­ga­jące nimi sprzecz­no­ści, przed­sta­wione jako fakt, są nie­po­ko­jące.

— Być może nie­po­ko­jące, ale i fascy­nu­jące. — Erazm ode­rwał się od akt histo­rycz­nych. — Ich dzieje poka­zują, jak postrze­gają sie­bie i ota­cza­jący ich wszech­świat. Naj­wy­raź­niej tym ludziom trzeba kogoś, kto znowu ujmie ich silną ręką.Dla­czego reli­gia jest ważna? Dla­tego, że sama logika nie skłoni nikogo do pono­sze­nia wiel­kich ofiar. Tym­cza­sem ludzie prze­peł­nieni żarem reli­gij­nym rzucą się do walki z nie­praw­do­po­dob­nymi prze­ciw­no­ściami i będą uwa­żali, że robiąc to, są bło­go­sła­wieni.

— Mis­sio­na­ria Pro­tec­tiva, _Pod­ręcz­nik dla począt­ku­ją­cych_

W trak­cie peł­nego napię­cia zebra­nia w drzwiach urzą­dzo­nej z chłodną osten­ta­cją sali rady Mur­belli poja­wiło się dwóch robot­ni­ków. Za pomocą zaci­sków dry­fo­wych holo­wali dużego, nie­ru­cho­mego robota.

— Matko dowo­dząca — rzekł jeden z nich — pro­si­łaś, żeby dostar­czyć to tutaj.

Maszyna bojowa zbu­do­wana była z nie­bie­skiego i czar­nego metalu wzmoc­nio­nego roz­pór­kami i zacho­dzą­cymi na sie­bie pły­tami pan­ce­rza. W jej stoż­ko­wa­tej gło­wie mie­ściły się zestaw sen­so­rów oraz przy­rządy celow­ni­cze, a cztery poru­szane przez sil­niki ramiona były owi­nięte kablami i wypo­sa­żone w broń. Uszko­dzony pod­czas nie­daw­nej potyczki robot bojowy miał na masyw­nym tuło­wiu czarne smugi w miej­scach, w któ­rych wyła­do­wa­nia wyso­kiej ener­gii znisz­czyły jego pro­ce­sory. Maszyna była wyłą­czona, mar­twa, poko­nana, ale nawet w takim sta­nie wyglą­dała niczym rodem z kosz­mar­nego snu.

Dorad­czy­nie Mur­belli, zasko­czone tym wido­kiem, prze­rwały dys­ku­sje i spory i patrzyły w mil­cze­niu na potęż­nego robota. Wszyst­kie zgro­ma­dzone w sali kobiety ubrane były w pro­ste czarne try­koty nowego zgro­ma­dze­nia żeń­skiego. Zasada ujed­no­li­co­nego stroju nie pozwa­lała im nosić żad­nych oznak, które wska­zy­wa­łyby na to, że wywo­dziły się z Bene Ges­se­rit lub dostoj­nych matron.

Mur­bella ski­nęła na mają­cych prze­stra­szone miny robot­ni­ków.

— Wcią­gnij­cie tę rzecz do środka, żeby­śmy widziały ją, ile­kroć będziemy roz­ma­wiały o wrogu. Dobrze nam zrobi, jeśli będzie to nam stale przy­po­mi­nało o prze­ciw­niku, z któ­rym mamy do czy­nie­nia.

Mimo zaci­sków dry­fo­wych męż­czyźni nie­źle się napo­cili, zanim wtasz­czyli maszynę do sali. Mur­bella pode­szła zde­cy­do­wa­nym kro­kiem do masyw­nego robota i popa­trzyła wyzy­wa­jąco w jego matowe sen­sory optyczne. Potem spoj­rzała z dumą na córkę.

— Ten okaz przy­wio­zła po bitwie pod Duvalle baszar Idaho — oznaj­miła.

— Powinno się to wyrzu­cić na zło­mo­wi­sko. Albo wystrze­lić w prze­strzeń — powie­działa Kiria, twarda była dostojna matrona. — A jeśli ta maszyna ma na­dal bierne opro­gra­mo­wa­nie szpie­gow­skie?

— Została dokład­nie wyczysz­czona — odparła Janess Idaho. Jako nowa komen­dantka sił woj­sko­wych zgro­ma­dze­nia stała się bar­dzo prag­ma­tyczną kobietą.

— To tro­feum, matko dowo­dząca? — zapy­tała Laera, ciem­no­skóra matka wie­lebna, która czę­sto wspie­rała po cichu Mur­bellę. — A może jeniec?

— To jedyny nie­na­ru­szony robot, jakiego zna­la­zły nasze armie. Znisz­czy­ły­śmy cztery statki maszyn, zanim wyco­fa­ły­śmy się i pozwo­li­ły­śmy im znisz­czyć pla­netę. Spu­ściły już swoją zarazę na Ronto i Pitala. Nikt nie prze­żył. Straty w ludziach idą w miliardy.

Duvalle, Ronto i Pital nie były jedy­nymi, a tylko ostat­nimi ofia­rami armii maszyn w jej nie­prze­rwa­nym mar­szu przez gra­niczne układy gwiezdne. Z powodu odle­gło­ści i potęgi nacie­ra­ją­cych stat­ków na Kapi­tu­larz docie­rały szcząt­kowe i czę­sto nie­ak­tu­alne już raporty. Ze stref walk na obrze­żach Roz­pro­sze­nia napły­wały w głąb Sta­rego Impe­rium fale ucie­ki­nie­rów i kurie­rzy.

Mur­bella odwró­ciła się tyłem do uniesz­ko­dli­wio­nego robota i spoj­rzała na sio­stry.

— Wie­dząc, że nad­ciąga burza, możemy się po pro­stu ewa­ku­ować, porzu­cić wszystko, co mamy — powie­działa. — To spo­sób dostoj­nych matron.

Nie­które sio­stry wzdry­gnęły się na te słowa. Dawno temu dostojne matrony wybrały ucieczkę przed wro­giem, łupiąc wszyst­kie światy po dro­dze i wie­rząc w to, że zawsze będą o krok przed zawie­ru­chą. Dla nich Stare Impe­rium było jedy­nie pry­mi­tywną bary­kadą, którą mogły wznieść na szlaku wroga w nadziei, że powstrzyma go wystar­cza­jąco długo, by zdą­żyły pierzch­nąć.

— _Albo_ — cią­gnęła — możemy zabić okna deskami, wzmoc­nić ściany i sta­wić opór. I mieć nadzieję, że prze­trwamy.

— To nie jest zwy­kła burza, matko dowo­dząca — powie­działa Laera. — Już dają się odczuć jej skutki. Masa uchodź­ców z frontu jest tak wielka, że ich utrzy­ma­nie prze­kra­cza moż­li­wo­ści świa­tów dru­giej linii, któ­rych lud­ność rów­nież przy­go­to­wuje się do ewa­ku­acji. Ci ludzie nie zatrzy­mają się nagle, by wal­czyć.

— Jak prze­mo­czone szczury tło­czące się w kącie toną­cej łodzi — mruk­nęła Kiria.

— I to mówi jedna z dostoj­nych matron, które robiły dokład­nie to samo — ode­zwała się Janess z końca stołu, po czym sta­rała się ukryć ten komen­tarz, gło­śno sior­biąc kawę przy­pra­wową.

Kiria łyp­nęła na nią ze zło­ścią.

— Nasza, dostoj­nych matron, prze­szłość będzie się zawsze kłaść na nas cie­niem — powie­działa Mur­bella. — Przez swoją pychę i skłon­ność do tego, by naj­pierw ata­ko­wać, a dopiero potem myśleć, dziwki spo­wo­do­wały te wszyst­kie pro­blemy.

Szu­ka­jąc w głębi umy­słu i w mro­kach dzie­jów, ona pierw­sza przy­po­mniała sobie, jak głu­pio jej dawno już nie­ży­jące sio­stry spro­wo­ko­wały myślące maszyny.

Iry­to­wało ją, że Kiria nie kryła obu­rze­nia, wyraź­nie na­dal utoż­sa­mia­jąc się z dostoj­nymi matro­nami.

— Ty sama wyja­wi­łaś, dla­czego dostojne matrony są tym, kim są, matko dowo­dząca — powie­działa Kiria. — Wywo­dzą się z tor­tu­ro­wa­nych tle­ila­xań­skich kobiet, matek wie­leb­nych, które wyparły się swo­jego dzie­dzic­twa, i nie­licz­nych rybo­mów­nych. Miały prawo do zemsty!

— Ale nie miały prawa do głu­poty! — wark­nęła Mur­bella. — Bole­sna prze­szłość nie dawała im prawa do ata­ko­wa­nia wszyst­kiego, co napo­tkały. Nie mogły uspo­koić sumie­nia, uda­jąc, że wie­dzą, co robią, kiedy napa­dły na wysu­niętą pla­cówkę maszyn i ukra­dły broń, któ­rej nie znały. — Zdo­była się na lekki uśmiech. — Mogę jedy­nie zro­zu­mieć, cho­ciaż nie pochwa­lam tego ani nie uspra­wie­dli­wiam, ich zemstę na świa­tach Tle­ila­xan. Dzięki Innym Wspo­mnie­niom wiem, co Tle­ila­xanie zro­bili moim przod­ki­niom… _pamię­tam_, jak byłam jedną z ich ohyd­nych kadzi akso­lo­tlo­wych. Ale żeby była pełna jasność — tego rodzaju pro­wo­ka­cyjny i kiep­sko zapla­no­wany akt agre­sji wpę­dził rodzaj ludzki w ogromne kło­poty. No i same widzi­cie, co nam teraz grozi!

— Jak możemy wzmoc­nić nasze siły i przy­go­to­wać się do sta­wie­nia czoła tej burzy, matko dowo­dząca? — Pyta­nie to zadała stara Acca­dia, matka wie­lebna, która miesz­kała w archi­wach kapi­tuły. Pra­wie nie sypiała i rzadko kiedy wysta­wiała swoją per­ga­mi­nową skórę na pro­mie­nie słońca. — Jakie mamy środki obrony?

W rogu sali, gdzie posta­wili go robot­nicy, zda­wał się z nich drwić zwa­li­sty robot bojowy.

— Mamy broń: reli­gię. Zwłasz­cza _Szienę_.

— Sziena jest dla nas zupeł­nie nie­przy­datna! — zaopo­no­wała Janess. — Jej wyznawcy wie­rzą, że zgi­nęła na Rakis dzie­siątki lat temu.

Kapłani na Rakis zro­bili kie­dyś wiele szumu wokół dziew­czyny, która potra­fiła roz­ka­zy­wać czer­wiom. Bene Ges­se­rit wyko­rzy­stały to i stwo­rzyły zalążki reli­gii, któ­rej cen­tralną posta­cią była Sziena, a zagłada Diuny tylko posłu­żyła szer­szym celom zgro­ma­dze­nia. Po jej rze­ko­mej śmierci trzy­mano ura­to­waną dziew­czynę w odosob­nie­niu na Kapi­tu­la­rzu, żeby pew­nego dnia mogła z wielką pompą „powstać z grobu”. Nie­stety Sziena ucie­kła ponad dwa­dzie­ścia lat temu z Dun­ca­nem stat­kiem poza­prze­strzen­nym.

— Nie musimy mieć aku­rat jej. Znajdź­cie po pro­stu sio­stry, które są do niej podobne, i zrób­cie im odpo­wiedni maki­jaż oraz nie­zbędne korekty rysów twa­rzy. — Mur­bella stuk­nęła się koniusz­kami pal­ców w usta. — Tak, zaczniemy z dwu­na­stoma nowymi Szie­nami. Roz­mieść­cie je na świa­tach, na któ­rych schro­nili się uchodźcy, ponie­waż naj­bar­dziej łatwo­wierni będą ci, któ­rzy oca­leli. Zmar­twych­wstała Sziena ukaże się wszę­dzie jed­no­cze­śnie… jako mesjasz, wizjo­nerka i przy­wód­czyni.

— Bada­nia gene­tyczne wykażą, że to oszustki — powie­działa nad­zwy­czaj roz­sąd­nym tonem Laera. — Kiedy ludzie zoba­czą, że pró­bo­wa­ły­śmy ich oszu­kać, twój plan obróci się prze­ciw nam.

Kiria pomy­ślała już o oczy­wi­stym roz­wią­za­niu.

— Możemy kazać lekar­kom Bene Ges­se­rit — lekar­kom Aka­de­mii Suka — prze­pro­wa­dzić te bada­nia… i skła­mać.

— Nie lek­ce­waż­cie też naszego naj­więk­szego atutu. — Mur­bella wycią­gnęła rękę jak żebrak pro­szący o jał­mużnę. — Ci ludzie chcą wie­rzyć. Nasza Mis­sio­na­ria Pro­tec­tiva od tysięcy lat wpa­jała lud­no­ści róż­nych pla­net wie­rze­nia reli­gijne. Teraz musimy wyko­rzy­stać te tech­niki już nie dla naszej ochrony, ale jako broń, śro­dek wpływu na armie. Już nie jako bierną ochronę, lecz aktywną siłę. _Mis­sio­na­ria Aggres­siva_.

Wyda­wało się, że pozo­sta­łym kobie­tom, zwłasz­cza Kirii, spodo­bał się ten pomysł. Acca­dia patrzyła z nachmu­rzoną miną na swoje arku­sze rydu­liań­skiego papieru kry­sta­licz­nego, jakby sta­rała się zna­leźć zapi­sane tam gęstym pismem grun­towne odpo­wie­dzi.

Mur­bella obrzu­ciła robota bojo­wego wyzy­wa­ją­cym spoj­rze­niem.

— Tych dwa­na­ście Szien weź­mie ze sobą przy­prawę z naszych zapa­sów — cią­gnęła. — Gło­sząc swoje słowo, będą hoj­nie roz­da­wać melanż. Każda powie, że Szej­tan obja­wił jej we śnie, iż przy­prawa wkrótce znowu popły­nie obfi­cie. Cho­ciaż Rakis została znisz­czona jak Sodoma i Gomora, pojawi się wiele nowych Diun. Ona, Sziena, im to obie­cuje.

Przed laty istot­nie wysłano w tajem­nicy na Roz­pro­sze­nie grupy matek wie­leb­nych z tro­ciami pia­sko­wymi, by wpro­wa­dziły je na dodat­kowe pla­nety i stwo­rzyły wię­cej pustyn­nych świa­tów dla czerwi.

— Fał­szywi pro­rocy i rze­komi mesja­sze. To już było — powie­działa Kiria znu­dzo­nym gło­sem. — Wyja­śnij, jakie przy­nie­sie to nam korzy­ści.

Mur­bella spoj­rzała na nią z wyra­cho­wa­nym uśmie­chem.

— Wyko­rzy­stamy sze­roko roz­prze­strze­nione prze­sądy. Ludzie wie­rzą, że muszą przejść okres cier­pień i wyrze­czeń, zanim nasta­nie epoka powszech­nej szczę­śli­wo­ści. Wiara w ten cykl jest rów­nie stara jak więk­szość tra­dy­cyj­nych reli­gii, ist­niała na długo przed Pierw­szym Wiel­kim Ruchem i zen­sun­nic­kim hadż­dżem. A zatem przy­kro­imy ją sto­sow­nie do naszych celów. Myślące maszyny są tym wiel­kim złem, które musimy zwy­cię­żyć, zanim ludz­kość będzie mogła zebrać owoce swo­ich wysił­ków. — Obró­ciw­szy się do wie­ko­wej opie­kunki archi­wów, powie­działa: — Acca­dio, prze­czy­taj wszystko, co uda ci się zna­leźć o Dżi­ha­dzie Butle­row­skim i o tym, w jaki spo­sób Serena Butler pro­wa­dziła swoje siły. A także o tym, jak robił to Paul Muad’Dib. Możemy nawet twier­dzić, że zaczął to dla nas przy­go­to­wy­wać Tyran. Prze­stu­diuj jego pisma i wyrwij z kon­tek­stu frag­menty, które potwier­dzą nasze prze­sła­nie, żeby ludzie byli prze­ko­nani, że obecna wojna jest owym od dawna prze­po­wia­da­nym kon­flik­tem w skali całego wszech­świata: _Kra­li­ze­kiem_. Jeśli uwie­rzą w te pro­roc­twa, będą wal­czyć jesz­cze długo po tym, jak znikną wszel­kie realne prze­słanki dające nadzieję na zwy­cię­stwo. — Gestem ode­słała zgro­ma­dzone w sali kobiety do ich zadań. — Tym­cza­sem zor­ga­ni­zuję spo­tka­nie z Ixa­nami i Gil­dią. Richese została znisz­czona, więc zażą­dam, żeby prze­sta­wili cały swój prze­mysł na potrzeby wojny. Musimy sta­wić opór za pomocą wszel­kich środ­ków, jakie jest w sta­nie zgro­ma­dzić rodzaj ludzki.

— A jeśli te stare pro­roc­twa okażą się praw­dziwe? — zapy­tała Acca­dia, wycho­dząc. — Jeśli rze­czy­wi­ście jest to Koniec Czasu?

— To nasze wysiłki są tym bar­dziej uspra­wie­dli­wione. I mimo to będziemy wal­czyć. Tylko to możemy zro­bić. — Odwró­ciw­szy się do robota, Mur­bella prze­mó­wiła do niego, jakby na­dal mógł ją sły­szeć: — Oto, jak was poko­namy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: