Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Czerwona fala Amerykanka w rockowym radzieckim undergroundzie - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
18 listopada 2025
4956 pkt
punktów Virtualo

Czerwona fala Amerykanka w rockowym radzieckim undergroundzie - ebook

Joanna Stingray odkryła dla wolnego świata niezależną muzykę i sztukę, która w latach 80. w ZSRR była zakazana, a jej twórcy często prześladowani lub niedopuszczani na oficjalne sceny. W swoich wspomnieniach Czerwona fala doskonale uchwyciła emocje tamtego czasu – odwagę undergroundowych artystów, ich szalony entuzjazm i niepokorność. Ikony rosyjskiego rocka – Wiktor Coj, Siergiej Kuriochin, Timur Nowikow, Boris Griebienszczikow i inni – są tu ludźmi z krwi i kości. Pokazani zostali nie tylko podczas występów, ale też prywatnie – w ich leningradzkich komunałkach i w nielegalnych klubach muzycznych, gdzie ryzykowali wolność dla niczym nieograniczonej ekspresji… i rock’n’rolla.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788367820516
Rozmiar pliku: 18 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZMIAN ŻĄDAJĄ NASZE SERCA

_Joanna – agentka czerwonej fali_. To tytuł jednego z rozdziałów mojej książki _Oczami radzieckiej zabawki. Antologia radzieckiego i rosyjskiego undergroundu_, poświęconego dziewczynie z Los Angeles, bez której podziemna scena muzyczna Leningradu lat 80. – prężna, lecz przed nadejściem zmian kompletnie odizolowana od świata zewnętrznego – nie miałaby szans na światowy rozgłos i logistyczno-techniczny rozwój.

Dziś dzięki książce Joanny i Madison Stingray _Czerwona fala. Amerykanka w rockowym radzieckim undergroundzie_ można spojrzeć na tę niewiarygodną historię z perspektywy samej Joanny, a także jej córki Madison, która podłapała od matki bakcyla fascynacji Wschodem i pomogła jej spisać wspomnienia. Czasami brzmią one jak romantyczna bajka, czasami prawie jak szpiegowski thriller umiejscowiony w przełomowym momencie historii najnowszej. Przemyt sprzętu muzycznego z USA do ZSRR, wywózka stamtąd na Zachód nagrań audio, taśm VHS i awangardowych dzieł sztuki, wymiany prezentów z Davidem Bowiem i Andym Warholem... fart Joanny faktycznie zdumiewa. Służby specjalne obu supermocarstw deptały rock’n’rollowej pionierce po piętach, lecz jej miłość do muzyki, żelazna determinacja i misja łączenia ze sobą wolnych ludzi z obu stron linii frontu zimnej wojny okazały się silniejsze.

Pierwsza połowa lat 80., świat twardo rozdzielony żelazną kurtyną, galopujący wyścig zbrojeń. Czas mglisty i niepewny niczym informacje wyłapywane w nocy ze strojonych radioodbiorników, wyławiane spośród szumów i świstów fal krótkich i średnich. Nawet nad tekstami dyskotekowych przebojów (takich jak _Vamos a la playa_ Righeiry _czy Dancing with tears in my eyes_ Ultravox) unosiło się widmo nuklearnej zagłady, a popularną kulturą muzyczną tego okresu była dystopijna postpunkowa elektronika. Ludzie żyjący po obu stronach kurtyny nie mieli dużego wyboru, jeśli chodzi o dostęp do informacji na swój temat. Zmilitaryzowanemu blokowi wschodniemu rządzonemu przez geriatrycznych partyjnych sekretarzy przeciwstawiany był mityczny świat Zachodu, większości młodych mieszkańców Europy Wschodniej jawiący się jako film przygodowy i lunapark w jednym – neonowy kalejdoskop, kapitalistyczny raj pełen towarów, samochodów, rozrywek. W orwellowskim 1984 wydawać się mogło, że światy te w żaden sposób nie miały prawa się przenikać i że nie może się to wszystko dobrze skończyć.

Globalny mur miał jednak mnóstwo szczelin i pęknięć – czego dowodzi historia Joanny Stingray. Pewnego dnia teleportowała się ona ze słonecznego Beverly Hills do spowitych ciemnością zimowych blokowisk na przedmieściach ówczesnego Leningradu, niczym mała bohaterka _Opowieści z Narnii_ przeniknęła ze starej szafy do leśnej krainy zamrożonej przez okrutną Białą Czarownicę. Od tej pory Joanna, sama utożsamiająca się bardziej z Alicją w Krainie Czarów, nie potrafiła już żyć beztroskim życiem bogatej nastolatki z Miasta Aniołów. Spragniona adrenaliny, przygody i prawdziwych emocji starała się wrócić na „drugą stronę lustra”, bo właśnie tam odnalazła prawdziwie undergroundowego rock’n’rolla z marzeń, jakiego nigdy w swoim życiu nie miała okazji doświadczyć na Zachodzie, bo w czasach kontrkulturowej rewolucji lat 60. była dzieckiem.

Jeszcze w czasach Cartera, na dobrych kilka lat przed pieriestrojką Gorbaczowa, dwa rywalizujące supermocarstwa zaczęły prowadzić ze sobą programy wymian uczniowsko-studenckich. W latach 80. dla strony radzieckiej był to ważny propagandowo element – pokazać, że nie wszyscy Amerykanie postrzegają ZSRR jako „imperium zła” i że na Zachodzie zwykli obywatele aktywnie protestują przeciw programowi gwiezdnych wojen Reagana. Najbardziej znanym symbolem tego okresu stała się dziesięcioletnia dziewczynka Samantha Smith, dziecięca aktorka z małego miasteczka na amerykańsko-kanadyjskim pograniczu, nazwana ambasadorką pokoju. W 1982 roku Samantha napisała list do nowo wybranego genseka Jurija Andropowa, w którym poprosiła go, by wspólnie z Ronaldem Reaganem nie dopuścili do zagłady ludzkości – po czym została przez Andropowa oficjalnie zaproszona na wycieczkę do ZSRR. Rok później odwiedziła obóz pionierski w Arteku na Krymie, gdzie zaprzyjaźniła się z dziećmi z różnych republik radzieckich, na konferencji prasowej w Moskwie powiedziała: „_Russians are people like us_” i zaśpiewała rosyjski szlagier _Zawsze niech będzie słońce_ w wersji anglojęzycznej. Niedługo potem, po powrocie do USA, Samantha zginęła w wypadku prywatnego samolotu ojca, a jej tragiczna śmierć wzbudziła w radzieckich mediach szereg teorii spiskowych... Mniej więcej w tym samym czasie Joanna wraz z siostrą załapały się na jedną z zorganizowanych turystycznych wycieczek po Wenecji Północy, czyli mieście nad Newą. Ten zwrot akcji odmienił jej życie na zawsze.

Realny - nie ten pocztówkowy z Ermitażem, klasycystycznymi pałacami i mostami - Leningrad (obecnie Petersburg) to nie tylko ponura zimowa egzotyka oglądana oczami kalifornijskiej turystki: ludzie w futrzanych czapach marznący na przystankach trolejbusowych, zaradne babuszki, żule w bramach, żebrzący weterani Afganistanu czy posępni milicjanci w furażerkach. Inna odsłona tej rzeczywistości to rozległa szara strefa karmiąca się wszechobecną korupcją, cinkciarze pod hotelami łamaną angielszczyzną zaczepiający cudzoziemców o dżinsy i gumy do żucia, oferujący im towar na wymianę – a także śledzący ich tajniacy.

Kolejną powłoką, niedostępną dla niezorientowanych w temacie, był świat młodego artystycznego undergroundu, barwnych enklaw nieskrępowanej sztuki i wolności, żyjących poza oficjalnym obiegiem i według własnych zasad, na pohybel społecznemu marazmowi, zastraszeniu, szarości. Bezczelni i radośni outsiderzy nie starali się przebijać głowami muru, wybrali po prostu życie poza nawiasem radzieckiego ustroju i społeczeństwa. Jak coś takiego było możliwe w totalitarnym państwie? Stingray szybko się zorientowała, że radziecki system kontroli jest wyjątkowo nieszczelny i łatwo jest go wyrolować na wielu poziomach: „Rosja nie była przerażającą, dobrze naoliwioną maszyną”.

Podczas następnych wizyt w ZSRR Joanna odkrywała kolejne wyspy wolności w leningradzkich pustostanach, starych kotłowniach czy zakamarkach mieszkań komunałek, w których żyli jej nowi przyjaciele – muzycy, plastycy i performerzy. Na co dzień byli chłopakami, z którymi można było się powygłupiać i poimprezować, pogadać o muzyce i życiu – ale na scenie leningradzkiego Klubu Rocka stawali się charyzmatycznymi gwiazdami, lokalnymi odpowiednikami Davida Bowiego, Billy’ego Idola, muzyków Duran Duran czy The Cure. Stingray w Leningradzie dostrzegła elementy zachodniej kontrkultury lat 60., 70. i 80. w rozbuchanym rosyjskim wydaniu. Pop art Andy’ego Warhola mieszał się z ekspresjonizmem Nowych Dzikich, amerykański blues z francuskim chansonem, cyrkowy performance z brytyjską nową falą i post punkiem, rastafarianizm z buddyzmem i szamanizmem, elektroniczna awangarda z free jazzem. Całość osadzona była jednak przede wszystkim w rosyjskich tradycjach. Nad leningradzkim podziemiem unosił się duch poezji symbolistów „srebrnego wieku”, melancholia ballad bardów-emigrantów, szaleństwo awangardy lat 20., futurystów i oberiutów, Majakowskiego i Charmsa, lecz także... Gagarina, pierwszego zdobywcy kosmicznych przestrzeni.

Z dzisiejszego punktu widzenia zadziwiający może wydawać się fakt, że Petersburg jeszcze jako Leningrad końca lat 80. był miastem z największą liczbą squatów w bloku wschodnim – miastem, które choć było po drugiej stronie żelaznej kurtyny, można było pod tym względem porównywać z Amsterdamem i Berlinem Zachodnim.

Życie w leningradzkich komunach artystycznych bywało permanentną imprezą, doświadczeniem granicznym i jazdą bez trzymanki. I choć wszyscy byli na bieżąco z najnowszymi trendami, chcieli być modni i uwielbiali zachodnią popkulturę, nie było widać u nich oznak zblazowania charakterystycznego dla podobnych środowisk z Zachodu. Wulkan emocji przekładał się na nieustanne procesy twórcze, przy minimalnym budżecie i partyzanckiej logistyce. Osobnym doświadczeniem były duże koncerty na deskach Klubu Rocka, gdzie grały legendarne już składy, z powodu cenzury i systemowych barier niemające szans na profesjonalną działalność w ZSRR. Wiele zespołów miało już bogate dyskografie, a ich podziemna sława z masowo kopiowanych szpul i kaset sięgała dalekich zakątków Kraju Rad.

W konfrontacji z funkcjonariuszami władzy, urzędnikami i przedstawicielami mentalnego betonu muzycy rockowi zawsze trzymali głowy uniesione wysoko, znali cenę własnej godności. Spośród undergroundowych ikon, z którymi miała okazję się spotkać, Joanna wyróżnia zwłaszcza Wiktora Coja z zespołu Kino, z zaciętą miną przebijającego się na scenę przez ścianę milicjantów niczym jego idol, Bruce Lee. Albo Siergieja Kuriochina, akcjonistę i jazzowego awangardzistę na miarę nowojorskich mistrzów gatunku, kakofonicznym hałasem epatującego zahukanych widzów w szaroburych swetrach w programie telewizyjnym „Muzyczny Ring”. Chociaż to melancholijny Jurij Kasparian, gitarzysta Kina, podbił jej serce najbardziej. Ta książka jest też historią miłości dwojga wolnych ludzi z rock’n’rollowego wszechświata, wbrew globalnej geopolityce, głowicom jądrowym i zasiekom z drutu kolczastego. Jest zapisem walki o miłość w latach 80. – na pohybel obu agenturom, KGB i FBI.

Ale nawet jeśli walka ta została wygrana, to czy można mówić o happy endzie, czytając tę opowieść współcześnie?

„Zmian żądają nasze oczy, zmian żądają nasze serca” – śpiewał Wiktor Coj w 1987 roku, widząc przed sobą ocean światełek z zapalniczek. W międzyczasie buldożery systemu zabrały się do karczowania kolejnego już młodego bujnego lasu niezależnej rosyjskiej kultury. Spośród pozostałych przy życiu dawnych rosyjskich przyjaciół Joanny z pionierskich czasów undergroundu duża część przebywa dziś na emigracji – tam nadal tworzą i grają dla diaspor nowej rosyjskojęzycznej emigracji. Nie mieli sumienia prowadzić działalności artystycznej we własnym domu, za cenę milczenia o militarnej agresji i zbrodniach wojennych popełnianych w Ukrainie. Są tacy, którzy zostali w Rosji i zarabiają, grając duże stadionowe koncerty – za cenę niewtrącania się do polityki. Znalazłoby się też kilku nacjonalistycznie i imperialistycznie nastawionych starych rockmanów, dziś otwarcie popierających władzę i uczestniczących w propagandowych spędach. Co pomyśleliby sobie kilka dekad wcześniej, gdyby mieli szansę ujrzenia własnej przyszłości w lustrze, na imprezie w jednym z leningradzkich squatów czy komunałek?

_Konstanty Usenko_Jestem niezmiennie wdzięczna Borisowi Griebienszczikowowi za to, że pomógł mi stworzyć siebie taką, jaką jestem i pokazał mi cel, gdy byłam bardzo młoda i naiwna. To błogosławieństwo, że wziął mnie pod swoje skrzydła, a jego ciepło podsycało moją pracę oraz miłość.

Wiktorowi Cojowi, jednemu z najwierniejszych przyjaciół, jakich można się w życiu spodziewać. Jego szczerość, śmiech i życzliwość zawsze mi towarzyszą, a jego skrzydła zawsze będą obejmować słońce nad St. Petersburgiem.

Siergiejowi Kuriochinowi, mojemu Kapitanowi, mojemu Papie, który zainspirował mnie, abym żyła z ogniem i przekraczała granice. Nauczył mnie nie bać się Wszechświata i wielkich marzeń, jakie nam oferuje.

Wszyscy moi kulturowi towarzysze – dziękuję Wam za to, że pokazaliście mi prawdziwą wolność i napełniliście moje serce oraz duszę najwspanialszymi kolorami. Daliście mi zabawę, twórczą energię i miłość, która poruszyła mnie do głębi i zainspirowała. _MIR_ i rock’n’roll!WSTĘP

Wciąż pamiętam dzień, w którym wpadłam do króliczej nory. Był kwiecień 1984 i właśnie wylądowałam na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie. Gdziekolwiek popatrzyłam, panowała ciemność, zimno i martwota, a idąc betonowymi korytarzami, czułam pustkę i napięcie. Wydawało mi się, jakbym szła wiecznie, coraz bardziej oddalając się od domu i palmowych drzew, które były do tej pory nieodłączną częścią mojego życia.

Dotarłam do odprawy celnej, dołączając do długich szeregów ponurych ludzi, w milczeniu oczekujących na swoją kolej. Wszędzie stali nieruchomi żołnierze, bardziej podobni do manekinów czy wypchanych niedźwiedzi niż do prawdziwych ludzi. Czy oni w ogóle oddychają? A ja? Zaczerpnęłam tchu. W moich ustach dym papierosowy mieszał się z ciepłą wonią setki stłoczonych ludzi.

Przez następne trzy dni wciąż czułam się, jakbym spadała. Moskwa widziana przez okno autobusu była szara i upiornie ponura, choć pełna życia. Ulicami miasta sunęli ludzie ubrani na czarno i granatowo. Pamiętam, jak pomyślałam, że to miejsce, do którego nigdy nie wrócę, złe imperium rozpaczy za żelazną kurtyną. Mój ojciec chyba po raz pierwszy miał rację.

Czwartego dnia przyjechałam do Leningradu¹, by ujrzeć kolejne monotonne pejzaże posępnego kraju. Brudne okna autobusu sprawiały, że odbierało się to jak w ruchomym więzieniu, jak wyuczoną historię uważnego przewodnika, jak poranne modły za gromadkę upadłych aniołów. Podczas popołudniowej przerwy w hotelu dla turystów uznałam, że mam dość i dzięki skomplikowanym manewrom wylądowałam u stóp ojca podziemnego rosyjskiego rock’n’rolla, magicznego Borisa Griebienszczikowa². Przypominam sobie pobyt u niego w mieszkaniu: oto miałam przed sobą człowieka z krwi i kości, z błyskiem w oku i zarumienionymi policzkami. Słuchając rosyjskiego rocka, szalonego podkładu muzycznego pod życie, miłość i stratę, poczułam, że wreszcie przybyłam do swojej Krainy Czarów.

Od tej chwili całe moje życie uległo zmianie. Znalazłam się w leningradzkim muzycznym i artystycznym podziemiu, chaotycznym, urzekającym świecie – kawałku Związku Radzieckiego ukrytym jak serce za żebrami. Od chwili, gdy poznałam Borisa i innych twórczych piratów, przylgnęłam do tego miejsca, gdzie przekuwano nieszczęście w muzykę, a cierpienie w pieśń. Cztery następne lata życia spędziłam na przeskakiwaniu przez Atlantyk z kontynentu na kontynent, zamieniając jeden tydzień w zaczarowanej krainie sprzeczności i baśni na trzy miesiące w Los Angeles, usiłując przedrzeć się z powrotem.

Cała ta twórcza energia i potężne emocje doprowadziły do tego, że zapragnęłam podzielić się piękną leningradzką muzyką i sztuką z Zachodem. Przemyciłam utwory przyjaciół i wydałam podwójny album pod tytułem _Red Wave. Four Underground Bands from the USSR_. Moją mantrą stało się hasło: „Muzyka nie zna granic”.

Czując się zupełnie jak na szalonej herbatce, zakochana bez pamięci w tych ludziach, mieście, a także kraju, odkryłam sposób na rozgrzanie zimnych ulic komunistycznej Rosji, zerwanie masek, by dostrzec przejawy indywidualności i życia. Było dla mnie jasne, że muzycy ci są tak twórczymi artystami, ponieważ nie mają nic, co mogłoby ich rozpraszać. Z amerykańskiego snu zrezygnowano na rzecz siedzenia przed telewizorem na podobieństwo warzyw tkwiących w mikrofalówce, ale w Związku Radzieckim ci ludzie nadal tworzyli swoje marzenia, wyrażając siebie.

W 1987 roku w ZSRR trwała w pełni _głasnost_´ i _pieriestrojka_, a nie było jasne, w jakim kierunku mogą zmierzać zmiany kulturowe. W owym czasie stałam się bohaterką dla młodych Rosjan i wrogiem rosyjskiego państwa, zablokowano mi wizę i przepadł mój ślub, przesłuchiwało mnie zarówno FBI, jak i KGB. Ale z końcem roku jakoś udało mi się wyjść za Jurija Kaspariana, Gorbaczow zaś zdołał uwolnić się z okowów starej gwardii. Dramatyczne zmiany dotyczyły wszystkiego i wszystkich łącznie ze mną, czekających, by zobaczyć, co nastąpi.

W Mateczce Rosji przerażało mnie to, że jedyną rzeczą, która nigdy się nie zmienia, jest nieprzewidywalność tego, co może się wydarzyć.

Przez 12 lat, od kwietnia 1984 do kwietnia 1996, byłam opętana Krainą Czarów i jej mieszkańcami, którzy potrafili obdarzać miasto elektrycznością, nawet gdy przypadkiem padało zasilanie. Starałam się spędzać w niej tyle czasu, ile tylko mogłam, wchłaniając to wszystko, dopóki królicza nora mnie nie wypluje i się nie zamknie, pozornie na zawsze. Opisana tu historia zawiera moje wspomnienia z przeżyć w Rosji, czasami wspomagane artykułami prasowymi i niektórymi z wielu taśm, na których w tamtych czasach nagrywałam wywiady, a także przywołuje wszystkie przygody, które dzieliłam z najwspanialszą galerią postaci.PRAWDA O KOMUNIZMIE

Miałam sześć albo siedem lat, gdy tata zwrócił się do mnie ze słowami: „Nigdy, przenigdy nie wyjeżdżaj za żelazną kurtynę”.

Żywo utkwiło mi w pamięci wspomnienie o nim z połowy lat 60., siedzącym w ciepłym, wyłożonym drewnem gabinecie i realizującym film dokumentalny pod tytułem _The Truth About Communism_ (Prawda o komunizmie), do którego napisał scenariusz, wyreżyserował go i wyprodukował³. Pochłonęło to trzy albo cztery lata jego życia – klejenie i przycinanie kolejnych rolek filmu, łączenie i rzucanie niewykorzystanych kawałków na podłogę jak opakowań po chipsach. Niezmiernie pasjonował się ZSRR, narrację w filmie zza ekranu prowadził Ronald Reagan i było to jedno z jego pierwszych wystąpień jeszcze jako gubernatora Kalifornii przeciw imperium zła. Pod koniec lat 70. film _The Truth About Communism_ stał się dobrze znanym propagandowym, antykomunistycznym dziełem pokazywanym w całym kraju w szkołach średnich, łącznie z moją.

W owym czasie Rosja nie była jednak jeszcze prawdziwą częścią mojego życia. Wczesne lata spędziłam w kanionie Topanga w górach Santa Monica, włócząc się po wzgórzach, jeżdżąc do szkoły na rowerze lub podążając za mamą, gdy wyciągała mnie i moje siostry na każdy musical, który grano w Los Angeles. Gdy miałam dwanaście lat, rozwiodła się z ojcem i zabrała nas do wynajmowanego domku dwurodzinnego w Beverly Hills po złej stronie teoretycznie najsympatyczniejszych torów kolejowych na świecie, gdzie palmowe liście zaśmiecały zarośnięty ogród, a od północnej strony dobiegał szum Wilshire Boulevard. Było to o przecznicę od szkoły średniej Beverly Hills, która w owym czasie zajmowała najważniejsze miejsce w moich myślach. Korupcja w rządzie, niesłychanie długie kolejki po jedzenie i zastraszanie przez KGB? Bardziej skupiałam się na moich bujnych, miękkich włosach, wagarowaniu i podkradaniu tylu mrożonych ciastek brownies z lodówki mojej najlepszej przyjaciółki, ile tylko mógł pomieścić mój żołądek.

Wyjąwszy ojca, jedyny kontakt, jaki miałam z Rosją, wiązał się z kursem rosyjskiej historii, który bardzo lubiłam. Pod koniec lat 70. Departament Stanu zaaprobował wymiany edukacyjne z ZSRR i pewien niezwykły nauczyciel podjął się zaplanowania tygodniowego wyjazdu podczas ferii zimowych. Wybierała się tam moja najlepsza przyjaciółka Diana i desperacko pragnęłam do niej dołączyć; częściowo dlatego, że wiedziałam, jak bardzo to wkurzy mojego nienawidzącego komunistów ojca, a po części dlatego, że nie chciałam, by wykluczano mnie z jakiejkolwiek przygody. Mama jak zawsze wzięła mnóstwo dodatkowych godzin, usiłując wysłać mnie na wycieczkę, ale w końcu znalazłam się z powrotem w bliźniaku, podczas gdy wszyscy pozostali wsiedli do samolotu i polecieli w siną dal, pozostawiając mnie z moim rowerem i tak głębokim rozczarowaniem, że nie zapomniałam tego uczucia przez lata.

Mój ojciec Sidney Fields i Aleksandr Kierienski (rosyjski polityk emigracyjny) podczas kręcenia filmu _The Truth About Communism_, początek lat 60.

Na szczęście nie musiałam czekać na wyjazd do ZSRR, by po raz pierwszy usłyszeć rock’n’roll. Mój chłopak ze szkoły średniej Paul pokazał mi muzykę, którą David Bowie nazwał niebezpieczną i mroczniejszą niż my sami. Była jedyną rzeczą zdolną przyćmić moje egocentryczne problemy i nastoletnie lęki, sprawiając, iż czułam, że istnieje na świecie siła mogąca wywrzeć wpływ nawet na największych spośród olbrzymów. Paul był łowcą biletów – wysokim cwaniakiem, opłacającym grupę dziwacznych typów, którzy całymi dniami tkwili w kolejce, żeby dostać najlepsze miejsca. Siedziałam w pierwszym rzędzie na koncertach Davida Bowiego, Rolling Stonesów, Alice Coopera, Eltona Johna i Paula McCartneya z zespołem Wings, by wymienić choć kilku wykonawców. Uwielbiałam każdą gorącą, duszną noc w ścisku przed sceną, uczucie, że muzyka potrząsa kółkami w moich uszach i zupełnie oszalałam na punkcie Bowiego. Było coś w jego charyzmie, spojrzeniu kątem oka, zmysłowych wzruszeniach ramion i tym, jak lśnił w metalicznym stroju niczym jakiś upadły anioł. Sprawiał, że pragnęłam występować, wierzyłam, że to coś, dla czego warto żyć.

Pierwszym zespołem, do którego dołączyłam, kierował mój przyjaciel Jeff Smith, który zebrał grupę przyzwoitych muzyków o brudnych włosach i pogodnych oczach. Stojąc z przodu ze zbyt dużym mikrofonem i niesfornymi kręconymi włosami, byłam typową wokalistką ze szkoły średniej, która beczy jak karibu i nie potrafi czysto śpiewać; miałam prezencję, niewyczerpany zapał, ale również nie miałam pojęcia, co właściwie robię.

Joe, ojciec Jeffa, prowadził Capital Records. W owym czasie wytwórnia cieszyła się sławą – imponująca, górująca nad turystami 13-piętrowa wieża na skrzyżowaniu Vine i Hollywood Boulevard, z ogromnym napisem i aurą obojętności. Jeff mieszkał w dużym domu przy Roxbury Drive w Beverly Hills i jeździliśmy tam ćwiczyć, osłonięci cegłami i bluszczem. Jego ojciec przychodził do palarni posłuchać, jak przeraźliwie hałasujemy i podskakujemy, jakbyśmy już grali wielkie przeboje podczas trasy koncertowej – tak to jest stawiać własnego ojca w niezręcznej sytuacji. Ledwo nadawaliśmy się na szkolny pokaz talentów, ale Jeff wciągnął w to ojca, jakby ten miał natychmiast podpisać z nami kontrakt.

Trzeba przyznać, że Joe słuchał każdej okropnej piosenki, którą zdecydowaliśmy się grać, i po prostu kiwał głową. W końcu unosił wzrok i mówił: „Wiecie co, dzieciaki? Musicie po prostu ćwiczyć. Jeśli wystarczająco mocno tego pragniecie, pracujcie, a będziecie coraz lepsi”.

To był pierwszy raz, gdy doświadczyłam konstruktywnej krytyki jako artystka, jeśli można mnie tak nazwać. Naprawdę wzięłam to sobie do serca, trzymałam się tego, przebijając się przez studia i śpiewając w ciasnych, zapleśniałych kabinach prysznicowych, zmorze typowych amerykańskich akademików. Poszłam na Uniwersytet Południowej Kalifornii, korzystając z częściowego stypendium, potem dla odmiany na Uniwersytet Bostoński, gdzie zimno zmusiło mnie do powrotu na Uniwersytet Kalifornijski⁴ w Los Angeles i uzyskania dyplomu w krainie wiecznego lata i smogu. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że spędzę ponad dziesięć lat życia opatulona z powodu syberyjskich chłodów, odparłabym, że za żadne pieniądze.

Latem 1981 w trakcie studiów na UCLA poszłam do pracy w sklepie z odzieżą. Niewątpliwie nawet w najmniejszym stopniu nie wiązało się to z kwestią, o którą chodziło Joe, kiedy zachęcał mnie do ćwiczenia śpiewu. Już po kilku dniach byłam śmiertelnie znudzona, uwięziona w monotonnym porządku dnia: jedzenie, sen, praca, jedzenie, sen. Właśnie wtedy uznałam, że nigdy nie podejmę pracy w stałych godzinach 9.00–17.00. Jakkolwiek ciężko musiałabym ćwiczyć, ilekolwiek rozgryźć nut i wysokich tonów, zrobię to.

W ciągu kilku tygodni razem z najlepszą przyjaciółką postanowiłyśmy założyć inną grupę. Zespół Go-Go’s z Los Angeles składał się z samych dziewcząt i osiągnął sławę, więc w typowy dla tej krainy marzeń sposób uznałyśmy, że ten sen na jawie może się też stać naszym udziałem. Postanowiłyśmy, że ona będzie grać na gitarze, a ja śpiewać. Chciałam również komponować muzykę, jak Bowie, co jest nie lada wyczynem, gdy nie gra się zbyt dobrze na żadnym instrumencie. Zmagałam się z tym, mnąc niezliczone kawałki papieru, ale zdołałam ułożyć tylko kilka głupawych młodzieńczych piosenek pod tytułami _Beverly Hills Brat_ i _Boys, They’re My Toys_.

Moim zdaniem to było to. Chciałam rzucić studia i zostać gwiazdą rocka. Moja mama wyszła ponownie za mąż za niezwykłego, zawdzięczającego sukces samemu sobie prawnika, pośrednika handlu nieruchomościami, kolekcjonera sztuki i powszechnie znanego filantropa⁵. Obydwoje uznali moje plany za co najmniej idiotyczne, a w najgorszym razie autodestrukcyjne. Twarz mojej mamy zbielała jak prześcieradło, gdy spojrzała na mnie i zapytała: „Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, jakie masz szczęście, że ojczym łoży na twoje wykształcenie?”. Zagroziła, że zerwie ze mną kontakty, jeśli nie ukończę studiów, więc nie mając lepszego wyjścia, pogodziłam się z tym. W głębi duszy zamierzałam jednak zostać gwiazdą rocka.

Brnęłam przez studia i odwlekałam wszystko, pisząc piosenki. Zanim w 1983 roku obroniłam dyplom, miałam kilka tekstów, które mogły postawić mnie w blasku neonów na Sunset Strip. Nagrałam minialbum ze starymi kumplami ze szkoły średniej i z demo w ręku wyruszyłam, by dobić targu z wytwórnią, jak kobieta z XVIII wieku usiłująca wymienić srebro na złoto. Za pośrednictwem dawnego chłopaka, Paula, poznałam Marshalla Berle’a, bratanka komika Miltona Berle’a⁶. Ze swoją podłużną, szczupłą twarzą i zbyt dużymi okularami został moim menedżerem i wydał mój minialbum pod szyldem własnej niewielkiej, niezależnej wytwórni Time Coast Records. Marshall miał dobre powiązania i wkrótce namówiliśmy kilka osób, by zainwestowały w moją karierę. Ponownie nagrałam _Beverly Hills Brat_ jako mój pierwszy singiel i nakręciliśmy wideo między palmami i bramami posiadłości, pędząc szerokimi ulicami Rolls-royce’em ze mną z rozwianym włosem. Płyta została wydana i można ją było kupić w Tower Records, sklepie, w którym zjawiałam się codziennie, przystając przed moim minialbumem, puchnąc z dumy i uśmiechając się radośnie i z nadzieją do każdego przechodzącego punka, hipstera czy biznesmena.

Wyjechałam w krótką trasę promocyjną, zagrałam tu i tam kilka kameralnych koncertów, ale największy występ odbył się w Studiu 54⁷. Było to w 1983 roku, gdy Nowy Jork chlubił się olśniewającą renomą i pełno w nim było soulu, mocnych charakterów i artystycznej ekspresji wyrażającej się w cekinach, jaskrawych kolorach oraz dziko wykrzywionych twarzach.

Kilka lat wcześniej moja mama i ojczym wydali w domu przyjęcie dla Andy’ego Warhola i poprosiłam go o podpisanie okładki płyty Rolling Stonesów _Sticky Fingers_⁸, którą zaprojektował, a on zamiast tego narysował waginę. Jakoś udało mi się zorganizować powtórne spotkanie w wyłożonym białymi płytkami Studiu 54 i w końcu skontaktował mnie z zarządcami klubu. O północy 4 października 1983, gdy miasto, które nigdy nie śpi, tańczyło na zewnątrz, w Studiu 54 nadano wideo _Beverly Hills Brat_, na którym poruszałam ustami na wysokim moście wynurzającym się z rozmigotanego tłumu. Czułam się tak, jakbym czegoś dokonała, jakbym była gwiezdnym pyłem spadającym ludziom na oczy.

Niestety, moja amerykańska kariera rockowa potrwała zaledwie kilka miesięcy. Mój menedżer Marshall wziął pieniądze, które razem zebraliśmy od moich przyjaciół i znajomych, po czym zainwestował je w Ratt, heavymetalowy zespół z tatuażami, długimi włosami i umalowanymi oczami. Przeminęły dni mojej ambitnej kariery.

Wszystko poświęciłam dla tych kilku piosenek, mając żywo w pamięci mantrę Joe Smitha, że jeśli będę się starać, uda mi się. Po raz pierwszy w życiu wszystko się posypało, jak niedopieczone ciasto, które rozpada się na kawałki, nim zdążysz je przełożyć na talerz. Byłam zdruzgotana i pogrążona w depresji, zaszyłam się w ciemnym pokoju, krzycząc na mamę i nienawidząc świata, ponieważ nie miałam pojęcia, co dalej robić. W końcu już bez menedżera, z matką mającą mnie dość i przyjaciółmi podążającymi własnymi drogami życiowymi podniosłam słuchawkę i zadzwoniłam do mojej siostry Judy, która studiowała za granicą, w Londynie. Oddzielona kontynentem i oceanem jeszcze nie zdążyła mieć mnie powyżej uszu.

Na występie w Studiu 54, z moim byłym chłopakiem Paulem Goldbergiem, 4 października 1983

Ulotka z informacją o moim występie w Studiu 54

– Potrzebuję zmiany otoczenia – oznajmiłam. – Wariuję, od kiedy tu utknęłam. Mogę cię odwiedzić?

– Nie wiem – odparł jej daleki głos. – Wybieram się ze studencką wycieczką do ZSRR, do Moskwy i Leningradu. Wszystko razem kosztuje tylko trzysta dolarów.

Był początek 1984 roku. Przy Ronaldzie Reaganie w Białym Domu Departament Stanu zaczął naciskać na więcej wymian edukacyjnych i kulturowych, aby tym niemal wywrotowym sposobem pokazać obywatelom radzieckim, że Amerykanie cieszą się większą swobodą, bogactwem i szczęściem. Powróciło wspomnienie mojej straconej wycieczki do ZSRR w szkole średniej, zmieszane z niepokojem o karierę jako gwiazdy rocka i zapiekło tak mocno, jakby przystawiono mi do twarzy rozgrzaną patelnię.

– Chcę pojechać.

Sprawdziła, czy jest wolne miejsce. Było. Gdy dołączyłam do grupy, nie miałam bladego pojęcia, że ta wycieczka stanie się przełomową chwilą w moim życiu – odczuwałam po prostu ulgę, że przynajmniej na kilka miesięcy uniknę nudnej pracy w sklepie. Ponownie podniosłam słuchawkę i zadzwoniłam do mojej najlepszej przyjaciółki ze szkoły średniej, by powiedzieć jej, że w końcu zobaczę Związek Radziecki.

– Hej, przecież moja siostra wyszła za rosyjskiego emigranta! – przypomniała mi.

Podała jego nazwisko – Andriej Fałalejew⁹ i zaprosiłam go na lunch, by porozmawiać o mojej podróży.

– Musisz poznać mojego kumpla – oznajmił na wstępie, gdy tylko usiedliśmy w knajpce na czerwonych plastikowych ławeczkach. – Jest niesamowity. Wybierasz się do Leningradu?

– Taki jest plan – odparłam. – Ale nie jestem pewna, czy uda się nam jakoś urwać w trakcie wycieczki.

– Jest najsłynniejszą gwiazdą podziemia rockowego w Rosji. Wszyscy go uwielbiają.

– Nie wiedziałam, że w Rosji istnieje rock – zaśmiałam się, zadając sobie pytanie, co mogłoby się równać z amerykańskimi gwiazdami, których słuchałam. – Jak się z nim skontaktuję?

Jak można się było spodziewać po undergroundowym, ciężko pracującym twardzielu, kumpel Andrieja nie miał telefonu, ale dysponował nim jego przyjaciel. Zapisałam nazwisko i numer, stwierdzając, że spróbuję go wytropić.

– Musisz być ostrożna, Joanno – powiedział Andriej. – Ci ludzie nie powinni się pokazywać z cudzoziemcami. To jest uznawane za działalność wywrotową – pochylił się nad talerzem z naleśnikami i lepkim stołem, jakby powierzał mi sekret. – Ale Boris Griebienszczikow się tym nie przejmuje.WYWIAD Z BORISEM GRIEBIENSZCZIKOWEM

Przeprowadzam wywiad z Borisem, Leningrad, listopad 1984

Joanna: Jakie były początki zespołu?

Boris: Zaczęliśmy grać około 1972 roku z moim przyjacielem¹⁴ z dzieciństwa. Nie mieliśmy żadnych wzmacniaczy i nie dbaliśmy o to. Po prostu zaczęliśmy pisać własne piosenki i wpadliśmy na pomysł stworzenia zespołu. Ludzie zaczęli krążyć wokół nas i pojawiło się kilku dobrych muzyków – tak się zdarzyło. Nikt nie próbował nikogo zapraszać, po prostu znajomi i znajomi znajomych okazali się dobrymi muzykami i teraz mamy świetnych wykonawców.

Kto pisze piosenki?

Ja piszę 99 procent z nich, ale muzykę układamy razem. Po prostu poddaję pomysł: zagrajmy coś. Myślę, że zrobię to i tamto, a potem zaczynamy próby, kiedy przyjdzie co do czego. Chociaż zwykle nie robimy prób.

Wyjechałbyś teraz z kraju, gdybyś mógł?

Wydaje mi się, że to, co tu robię, jest bardzo potrzebne. Ludzie potrzebują tego, co robimy, a jeśli nie my, to nikt tego nie zrobi. Dopiero teraz zaczynamy tworzyć miejsce dla siebie w tej strukturze społecznej. Szkoda, że wcześniej nie było miejsca dla ludzi takich jak my. Zanim to się stało, było do wyboru albo dostosować się do wszystkich innych i tego, co robią, albo trzymać się swojej etyki i robić, co chcesz, choć nikt o tym nie usłyszy. Teraz, przy tym, co robimy, stajemy się coraz więksi i zamiast nas powstrzymać... hm, no cóż, mogą powstrzymać nas w każdej chwili...

Jak?

Mogą nas wsadzić do więzienia albo coś w tym rodzaju, ale rozmawiamy o tym, co dzieje się teraz i zrobienie czegoś takiego byłoby poza kontrolą. Chcieliby mieć jakiś powód, żeby to zrobić, ale żadnego nie mają. Mimo to wciąż próbujemy czegoś zupełnie innego niż oficjalni artyści. Może piętnaście lat temu to było niemożliwe.

Dlaczego jest możliwe teraz?

Ponieważ nikt do końca nie rozumie, co się dzieje. Nikt nie wie na pewno, jaki będzie następny oficjalny prąd w sztuce, więc na wszelki wypadek dopuszczają po kawałku wszystkiego, a my próbujemy być naprawdę coraz większym kawałkiem.

Jak rozpowszechniacie swoją muzykę?

Jesteśmy jednym z pierwszych zespołów w Rosji, który zaczął grać własną muzykę i nagrywać ją na taśmy. Każdy w tym kraju ma magnetofon. Kiedy zaczęliśmy w 1980 roku, robiliśmy własne okładki, a każda taśma, którą komuś daję albo sprzedaję czy coś w tym rodzaju, zostaje skopiowana i kopie zaczynają krążyć coraz szerzej po całym kraju. Dostaję teraz listy z całej Rosji, nawet z miast położonych najdalej na wschodzie, jak Władywostok czy Chabarowsk na Syberii, niedaleko Japonii, a ludzie... słuchają naszych utworów, zwłaszcza wielu młodych ludzi. Stajemy się coraz więksi i jestem ciekawy, dokąd doprowadzi nas ta ryzykowna gra, bo to naprawdę jest gra. Robimy to po swojemu i władze z jednej strony próbują nas uciszyć, a z drugiej współpracować. Nie są na tyle scentralizowane, by mieć jedną opinię na jakikolwiek temat. Niektórzy są za nami, inni przeciw nam. Do tej chwili udało nam się jakoś przetrwać i to bardzo zabawne, że teraz, kiedy stajemy się prawdziwymi gwiazdami rocka, w sensie popularności, autografów i takich rzeczy, nie zarabiamy żadnych pieniędzy.

Czy to dla was problem?

Nie, właściwie nie, bo kiedy troszczysz się o pieniądze, nie robisz nic, a my już wyrzeźbiliśmy swoje miejsce w tym murze – tym kamiennym murze, pod którym udaje się nam przeżyć.

A koncerty? Gdzie gracie i jak się to organizuje?

Wiesz, od dwóch lat mamy tu pewną bardzo zabawną organizację. Nazywa się Klub Rocka, a wszyscy członkowie są amatorskimi (undergroundowymi) zespołami. Sponsoruje ją KGB.

KGB jest sponsorem?

Tak, ale oczywiście nieoficjalnie. To coś w rodzaju związku zawodowego nieprofesjonalnych wykonawców rockowych, ponieważ wszyscy profesjonaliści grają samo badziewie – stuprocentowe badziewie, a nieprofesjonalni próbują eksperymentować.

Co robi Klub Rocka?

Wydaje pozwolenia na granie. Przed każdym koncertem zabieramy stertę papierów i chodzimy to tu, to tam, żeby dostać pieczątki i podpisy. W końcu jednak dostajemy zgodę na koncert. Klub Rocka wypożycza też instrumenty i sprzęt nagłaśniający, choć bardzo trudno dostać coś przyzwoitego.

Musicie pokazywać im teksty piosenek?

Oczywiście! Wertują je, ale to rzeczywiście bardzo zabawny system, bo zwracają uwagę tylko na teksty. Można grać każdy rodzaj muzyki.

A co jeśli sprawdzą twoje teksty, uznają, że są w porządku, a potem zmieniasz je w trakcie koncertu?

Robiłem to wiele razy.

I co wtedy?

To zależy, ale zwykle nikt nie zwraca uwagi.

Czy funkcjonariusze KGB są wśród publiczności i obserwują?

Aha, oczywiście.

Czy młodzi się boją? Mogą tańczyć i okazywać emocje?

Mogą okazywać emocje, ale tylko siedząc na miejscach, inaczej jakiś dyrektor, milicjant czy ktoś inny powstrzymuje ich albo wyrzuca.

Ile osób przychodzi na występy?

To zależy, ale zazwyczaj trzysta do czterystu. Czasami więcej.

Jak młodzi dowiadują się o koncertach?

Pocztą pantoflową.

Są darmowe?

Nie. Widzisz, organizacja, która użycza miejsca, sprzedaje bilety i inkasuje cały zysk. My nie dostajemy nic, ponieważ nie działamy oficjalnie.

Musicie to organizować za pośrednictwem Klubu Rocka?

Takie jest założenie, ale czasami gra się w podziemiu i tak jest nawet lepiej.

Co to jest podziemie?

Nie sala koncertowa, ale czyjś dom lub coś w tym rodzaju.

Możecie grać poza Leningradem?

Z zasady możemy grać wszędzie.

Czyli... zamierzają was ograniczyć albo...

Spróbują nas przekupić.

Pieniędzmi?

Aha.

Żebyście przestali grać?

Nie – żebyśmy zaczęli grać to, co oni uważają za dobre. Wielu naszym przyjaciołom działającym w undergroundowych zespołach publiczne organizacje proponowały, by zostali oficjalnymi muzykami i grali taką muzykę, jakiej życzą sobie władze.

Sprawdzają twoją pocztę?

Aha, czasami. Wszystko robią od czasu do czasu. Czasami nie patrzą, czasami patrzą, a niekiedy listy po prostu do mnie nie docierają. To wszystko dzieje się spontanicznie. Są zupełnie nieprzewidywalni.

Czy twój telefon jest na podsłuchu?

Nie mam już telefonu, ale telefon mojej matki jest.

Czy więcej młodych zakłada zespoły?

Tak, i choć dziesięć lat temu wszystkich zadowalało tylko słuchanie zachodniego rocka oraz próby naśladowania, ostatnio ludzie zaczęli sobie uświadamiać, że mogą śpiewać po rosyjsku i nagrywać własną muzykę. Nawet gdyby jakość była kiepska, pozostałoby nagranie. Dziesięć lat temu nikt o tym nie myślał ani nie marzył, że można to zrobić. Teraz w każdym mieście jak Rosja długa i szeroka ludzie zaczynają nagrywać i rozpowszechniać swoją muzykę. Słuchałem pewnych zespołów z jakichś niewyobrażalnych miast na Syberii i innych miejsc. Nie zawsze grają odmienną muzykę, ale pozostaje ona ich własną, a niektórzy stają się coraz lepsi. Dziesięć lat temu pytaniem było, czy dziesięć zespołów z Leningradu i Moskwy może się znaleźć w systemie i zostać profesjonalistami – mieć status zawodowców i pieniądze.

Teraz wszystkich gówno to obchodzi. Wszyscy grają i nagrywają. To przypomina trochę sytuację w Anglii w latach 1976–77. Każdy odkrywa, że jest w stanie robić, co zechce. Właściwie to dość zabawne, ponieważ może z tego wyniknąć wiele dobrego – najpierw człowiek zaczyna słuchać muzyki, potem próbuje naśladować coś, co będzie mógł wykorzystać we własnym materiale i później gra dla szerszej publiczności, coraz więcej ludzi o nim słyszy i gdy doświadcza tej energii, którą widownia przekazuje wykonawcy, zaczyna się zastanawiać, czym to jest i zaczyna myśleć samodzielnie. Zazwyczaj ludzie nie myślą – robią to, czego się od nich oczekuje, a ja mam nadzieję, że cała ta muzyka, która zaczyna powstawać, zmieni sposób myślenia. Poprzednio próbowali tylko naśladować to, co się działo na Zachodzie. Wy mieliście hipisów, potem my mieliśmy hipisów; wy mieliście punków, teraz my mamy punków i myślę, że to się może zmienić i młodzi ludzie stąd spróbują odkryć, czym są, kim są i będą robić to, czego pragną, tak, jak chcą to robić; i odkryją samych siebie – zaczną żyć! Taką żywię nadzieję – na ich przebudzenie, uzyskanie wolności we własnym życiu.

Mówiłeś wcześniej, że KGB proponuje niektórym undergroundowym zespołom pieniądze, by grały „odpowiednią” muzykę...

Widzisz, KGB jest w tej chwili naprawdę najsprawniejszą organizacją w tym kraju, bo wiedzą, że wszystko, co się dzieje, i tak by się stało – więc przynajmniej teraz, gdy jest to na poły oficjalne, mogą to trochę kontrolować i mieć pojęcie, co się dzieje. Nie są w stanie kontrolować ruchu undergroundowego, a naprawdę w interesie tego kraju leży, by cała ta młoda muzyka i młodzieńcza energia wydobyła się na powierzchnię, gdyż kraj się dusi, nikt nie ma ochoty nic robić – ani robotnicy, ani władze, nikt. Nikt niczego nie pragnie, a młodzi ludzie zaczynają odkrywać, że czegoś chcą, chcą kimś być, nie chcą spędzić całego życia w półśnie – upijając się co wieczór, idąc co rano do pracy i tak w kółko, dzień po dniu. A przyczyną takiej sytuacji jest to, że nikt na górze w tej chwili nie pragnie zmian. Zadowalają się przeżywaniem własnego życia, gdyż jest bardzo dobre – każdego z tych na szczycie. Chcą żyć swoim życiem, tak jak to zawsze było. Nie życzą sobie żadnych zmian. Niektórzy z KGB i innych grup zaczynają rozumieć, że może nie jest to najlepszy sposób postępowania – może istnieje lepszy. Gdy będziesz to opracowywać, lepiej nie wspominaj zbyt wiele o służbach.

Ponieważ zachowują się w porządku? Próbują pomóc?

Naprawdę nie są w porządku, oczywiście, bo wszędzie jest to samo gówno.

Domyślam się, że gdyby postępowali tak, jakby starali się pomóc, potem mogliby cię ograniczać.

Tak, gdyż wszystko to jest kwestią odłamu – która osoba akurat znajduje się u steru. KGB nie interesuje to wszystko – po prostu przymykają oko, żeby nam pomóc. Kontrola umysłów – tylko tego chcą. Chcą wiedzieć, co się dzieje, kto co mówi, kto co myśli i kto co robi.

Ale co się dzieje, gdy jest tego za dużo?

Mogą po prostu się kogoś pozbyć – w jakiś sposób, jeśli nie chcą, by ktoś to zrobił.

A co z Akwarium? Jesteście najlepsi – co się stanie?

Widzisz, nie wiem, co się może stać, bo to zawsze jest nie do przewidzenia. Ale tu i teraz usiłują nas wchłonąć. Starają się przeżyć z nami, ponieważ gdyby nas po prostu odcięli, młodzi ludzie by się zrazili i podjęli działania, które by były nie w smak rządowi. Tak więc próbują w pewnej mierze kontrolować młodych za naszym pośrednictwem, bo po prostu chcą, żebyśmy sami chcieli tego, czego oni chcą od nas. Żebyśmy nie tknęli całego tego rządowego uświęconego szajsu. Żebyśmy nie śpiewali o polityce i nie używali w piosenkach obraźliwych słów, tylko zachowywali się spokojnie. Rób co chcesz, nie tkniemy cię – po prostu zrób to a to.

Łatwo ci robić „to a to”?

Teraz to dla nas całkiem łatwe, ponieważ nie tknąłbym tych spraw nawet długim kijem, nie chcę się znowu wplątywać w całe to polityczne gówno, jak wielu ludzi wcześniej; nie mieli z tego żadnej satysfakcji, bo bardzo łatwo stać się popularnym, kiedy flirtujesz z politykami, Wschodem, Zachodem i takie tam. Sławę zyskuje się z dnia na dzień – ludzie słuchają cię przez tydzień, a potem zapominają, ponieważ nikt się tym nie interesuje – wiedzą, że nic się nie zmieni. Tak czy siak, nie będziemy śpiewać o polityce, bo im mniej o tym myślisz, tym mniej cię to obchodzi. Chciałbym, żeby młodzi ludzie żyli poza tym wszystkim.

Czyli dla ciebie na pierwszym miejscu jest muzyka, nie polityka?

Tak dokładnie to nawet nie muzyka – muzyka jest po prostu sposobem wyrażania tego. To nadużywane słowo, ale staram się rozwijać – pewne duchowe zdolności, „uczucie”, serce, otwartość – i interesuje mnie jedynie przekazanie ludziom tego uczucia, że można czuć, być szczerym, uduchowionym i mieć boga.

Zanim przyjechałam do Leningradu, zauważyłam jedno: że ludzie na ulicach przypominają maszyny... Czy między członkami rodziny istnieje więź?

To, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, jest zupełnie takie samo, jak wszędzie na świecie. Ludzie robią wszystko, co można i czego nie wolno. Tylko na ulicach, gdy wiesz, że za dowolną rzecz mogą cię aresztować albo zrewidować, zachowujesz się ostrożnie.

Czy wolno ci wejść do naszego hotelu? Kiedy wchodzimy, musimy okazywać kartę gościa.

Jeśli jest się ubranym jak ktoś z Zachodu, wygląda się na pewnego siebie i kroczy prosto naprzód, nie sprawdzają.

Co do twojej pracy jako nocnego stróża – powiedzieli ci po prostu: powinieneś pracować i właśnie taką pracę ci dajemy?

W owym czasie pracowałem jako matematyk w instytucie socjologii. Nasz zespół w weekend wyjechał na festiwal muzyczny i ochrzczono nas mianem pierwszej grupy punkowej w Rosji. Usunięto nas potem z festiwalu i kiedy wróciłem do Leningradu, zwolniono mnie z pracy¹⁵.

Powiedzieli, że to z powodu zespołu?

Tak, pismo rozesłane do wszystkich informowało, że zespół Akwarium wykonuje antyradzieckie utwory, zachowuje się nie tak, jak obywatele Rosji powinni się zachowywać, jest czarną owcą w świecie muzycznym i wrogiem publicznym numer jeden. Po tym, jak wylano mnie z pracy, stałem się wolnym człowiekiem i byłem bardzo szczęśliwy.

Powiedziano nam, by nie bratać się z Rosjanami, ponieważ ich znajomi lub sąsiedzi doniosą władzom i wpędzimy ich w kłopoty. Czy to prawda?

Tak. Moi sąsiedzi najpierw opowiadają milicji, że były tu Amerykanki, a potem proszą mnie o pożyczenie taśm, żeby posłuchać mojej muzyki.

Czy na czarnym rynku można dostać wszystko?

Można, jeśli ma się pieniądze: dżinsy, sprzęt wideo, wszystko.

Jest jakaś możliwość, żebyś przyjechał do Ameryki?

Zdecydowanie nie, gdyż obecnie te dwa kraje nie są w najlepszych stosunkach i myślę, że nawet w dobrych czasach by mnie nie wypuszczono.

Słyszałam, że każdy mężczyzna ma obowiązek odsłużyć w wojsku dwa lata. Czy ty byłeś w wojsku?

W tym czasie studiowałem na uniwersytecie, więc spełniałem warunki, by zostać oficerem. Od trzech czy czterech lat próbują mnie powołać. Wielu naszych przyjaciół nigdy nie poszło do wojska, wykręcając się wszelkimi możliwymi chorobami – prawdziwymi i zmyślonymi.

Czyli można tego dość łatwo uniknąć?

Nie jest to w ogóle łatwe, ponieważ trzeba się poddać wielu badaniom – pójść do szpitala psychiatrycznego czy temu podobne.

Wydajesz się nie dbać zanadto o kwestie materialne. Czy to dlatego, że nie możesz tu zbyt wiele mieć, czy dlatego, że nie masz dużo pieniędzy?

Nie, bo wiesz, można tu wszystko dostać, jeśli ma się pieniądze, ale poświęcanie energii na zdobywanie pieniędzy wyjaławia wszystko inne. Jeśli uganiasz się za pieniędzmi, potem nie masz nic prócz nich, a gdy chcesz coś z tymi pieniędzmi zrobić, nie możesz, bo jesteś już wyjałowiony. Nie muszę się martwić o pieniądze, a czasem zdarza się po prostu, że coś, czego potrzebuję, ktoś w końcu mi daje.

Czy jakieś dziewczyny są piosenkarkami albo muzykami rockowymi?

Nie, ale mnie by się to podobało. Tutaj wszystko wciąż jest bardzo staroświeckie.

Może zostaniecie pierwszymi słynnymi rosyjskimi piosenkarzami rockowymi w Ameryce?

Nie dbam o sławę, chcę po prostu usunąć granice na świecie – chcę po prostu być człowiekiem.PRZYPISY

¹ Obecnie Petersburg. (Przypisy, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą od redakcji).

² Boris Griebienszczikow (ur. 1953) – wokalista, poeta i kompozytor, twórca i lider legendarnej grupy Akwarium – prekursorki rosyjskiego rocka, której podziemne i oficjalne występy ściągały na muzyków represje władz ZSRR. Potępił inwazję Rosji na Ukrainę, wyemigrował z kraju, przez rosyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości został uznany za „obcego agenta”.

³ Sidney Fields (1914–2001), ojciec Autorki, był muzykiem jazzowym, menadżerem i producentem.

⁴ UCLA – University of California, Los Angeles, czyli Uniwersytet Kalifornijski.

⁵ Mowa o Fredericku Nicholasie – znawcy sztuki, który był współtwórcą Walt Disney Concert Hall i Muzeum Sztuki Współczesnej w Los Angeles.

⁶ Milton Berle (1908–2002) – amerykański komik i gwiazda telewizyjna lat 50. XX wieku.

⁷ Studio 54 to kultowy klub nocny, otwarty w kwietniu 1977, na skrzyżowaniu Broadway i 54th Street (stąd nazwa); na przełomie lat 70. i 80. było to główne miejsce życia nocnego, towarzyskiego i koncertów w Nowym Jorku.

⁸Projekt okładki albumu Sticky Fingers przypisuje się Andy’emu Warholowi, ale w rzeczywistości był on jedynie jej pomysłodawcą. Zdjęcie wykonał Billy Name, a zaprojektował okładkę Craig Brown.

⁹ Andriej Fałalejew (ur. 1955) – lingwista, tłumacz, przyjaciel Borisa Griebienszczikowa, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych w latach 70.

¹⁰ Wsiewołod (Sewa) Gakkiel (ur. 1953) – muzyk rockowy, członek grupy Akwarium, założyciel pierwszego oficjalnego klubu rockowego TaMtAm w Petersburgu (1991).

¹¹ Siergiej Kuriochin (1954–1996) – aktor, pisarz, pianista i kompozytor, awangardowy artysta i performer, lider zespołów muzycznych działających mniej lub bardziej formalnie w Leningradzie w latach 70. i 80. Założyciel Pop-Mechaniki – orkiestry, której koncerty przybierały formę awangardowych happeningów. Autor legendarnej telewizyjnej prowokacji „Lenin-grzyb”, jedna z najwybitniejszych postaci rosyjskiej kultury lat 80.–90.

¹² Nikołaj (Kola) Wasin (1945–2018) – kolekcjoner, pisarz, ważna postać środowiska leningradzkiego rocka, jeszcze w latach 60. zapoczątkował we własnym mieszkaniu Muzeum The Beatles. Działa ono tam do dziś (przy prospekcie Ligowskim 53). Zob. https://beatlesmuseum.ru/

¹³ Tytuł piosenki zespołu The Beatles, jednej z ważniejszych kompozycji Johna Lennona.

¹⁴ Anatolij „Dżordż” Gunicki (ur. 1953) jest współzałożycielem zespołu Akwarium, autorem licznych tekstów piosenek zespołu, zwłaszcza z jego wczesnego okresu, poetą, dramaturgiem, dziennikarzem rockowym i krytykiem.

¹⁵ Mowa o pierwszym oficjalnym festiwalu rockowym w ZSRR Rytmy Wiosny Tbilisi ‘80. Inspirowany punk rockiem występ Akwarium wywołał skandal, oburzone jury opuściło salę, a do Leningradu wysłano wściekłe listy z oskarżeniami pod adresem Akwarium. W rezultacie Boris Griebienszczikow został wyrzucony z Komsomołu i zwolniony z pracy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij