Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Czerwoniec - ebook

Data wydania:
26 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czerwoniec - ebook

Poznaj historię ostatniego bandyty ZSRR, wychowanego przez zakłady karne. Człowieka, który w całym dorosłym życiu tylko siedemnaście miesięcy spędził na wolności... Siergiej Madujew nie miał łatwego życia. Jego dzieciństwo to dom dziecka i ulica, gdzie trafiał zawsze, gdy władze ZSRR internowały jego matkę ze względu na pochodzenie. Już od najmłodszych lat musiał nauczyć się kraść, aby wykarmić rodzeństwo. W dorosłym życiu szybko został skazany. Zaraz gdy osiągnął pełnoletność trafił do zakładu karnego. Wyszedł po sześciu latach, by za kilka miesięcy znowu wrócić do więzienia, tym razem z wyrokiem piętnastu lat. W 1988 r. przeniesiono go do otwartego zakładu karnego tzw. kolonii-osady, z której szybko uciekł. Został wpisany na listę poszukiwanych przestępców. Wtedy tak naprawdę rozpoczął się brutalny rajd po ZSRR, a nad Madujewem zawisła kara śmierci. Siergiej Madujew, znany pod pseudonimem Czerwoniec, miał swoje zasady. Taksówkarzom płacił zawsze w dziesięciorublowych banknotach, nie oczekując reszty. W niektórych sytuacjach podczas rabunków „pomagał” ofiarom. Elegancko ubrany, szarmancki dla kobiet, uprzejmy dla rozmówców. Wyrafinowany manipulator czy mężczyzna o gołębim sercu? Morderca czy ofiara systemu? Opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83292-15-1
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

3 maja 1991 roku, Le­nin­grad, areszt śled­czy Krzyże

Je­śli przez całe swoje do­ro­słe ży­cie tylko sie­dem­na­ście mie­sięcy prze­by­wasz poza mu­rami wię­zie­nia, wol­ność jawi ci się ni­czym naj­więk­szy skarb. Ten skarb chcesz za­cho­wać tylko dla sie­bie, do­brze ukryć, za­ko­pać. Bo­gac­two, które zdo­by­łeś, daje ci szczę­ście, ale jed­no­cze­śnie nie po­zwala na spo­kojny sen.

To jak szka­tułka, stary ze­ga­rek, uko­chana za­bawka – coś, co do­sta­łeś jako dziecko i ze stra­chu, że mo­żesz to zgu­bić, przy­ci­skasz usil­nie do piersi.

Wiesz, że za­raz stra­cisz swoje kosz­tow­no­ści.

I ni­gdy ich nie od­zy­skasz.

Sier­giej Ma­du­jew za­pa­lił pa­pie­rosa. Le­żał na wię­zien­nej pry­czy, wga­pia­jąc się w su­fit. Osiem me­trów kwa­dra­to­wych, na któ­rych mu­siało po­mie­ścić się czte­rech osa­dzo­nych, na każ­dym ro­bią klau­stro­fo­biczne wra­że­nie i po­trzeba czasu, by się od­na­leźć w no­wej rze­czy­wi­sto­ści. Ma­du­jew nie czuł jed­nak, że bra­kuje mu miej­sca, że jest cia­sno, że obec­ność in­nych osób w tak ma­łym po­miesz­cze­niu w ja­kiś spo­sób ogra­ni­cza mu swo­bodę.

Był przy­zwy­cza­jony.

Co nie ozna­cza, że kie­dy­kol­wiek za­ak­cep­to­wał stan, w któ­rym się zna­lazł.

Dla Ma­du­jewa stało się ja­sne, że trzeba zro­bić wszystko, by wy­do­stać się z aresztu.

Sprawy nie były skom­pli­ko­wane.

Je­śli je­steś na wcza­sach – od­po­czy­wasz.

Je­śli je­steś w za­kła­dzie pracy – pra­cu­jesz.

Je­śli tra­fiasz do wię­zie­nia – mu­sisz z niego uciec.

Sły­szał o ta­kich, któ­rzy całe ży­cie spę­dzili na od­siadce. On sam mocno zbli­żył się do re­kor­dzi­stów. Rok i pięć mie­sięcy... W przy­bli­że­niu pięć­set dwa­dzie­ścia dni na wol­no­ści. Ży­cie to­czące się za wię­zien­nymi mu­rami tak na­prawdę znał wy­łącz­nie z ga­zet, ksią­żek, roz­mów ze straż­ni­kami oraz z otrzy­my­wa­nych gryp­sów. Może wła­śnie dla­tego w ośrod­kach za­mknię­tych za­wsze sta­rał się za­cho­wy­wać z god­no­ścią, z ma­nierą, za­kła­dać ele­ganc­kie ubra­nia przy­sy­łane mu przez krew­nych.

Czy to był spo­sób na oca­le­nie czło­wie­czeń­stwa?

Eks­tra­wa­gancki wy­bryk?

A może świa­doma ma­ni­pu­la­cja?

Na roz­prawy za­kła­dał ko­lo­rowe gar­ni­tury. Ze śled­czymi roz­ma­wiał w bia­łych ma­ry­nar­kach, ko­szu­lach i wy­pa­sto­wa­nych bu­tach. Na­wet na co dzień sta­rał się za­ak­cen­to­wać ele­gan­cję, na przy­kład po­przez no­sze­nie do­brze skro­jo­nych gol­fów lub apa­szek, które wią­zał na szyi. Z tego po­wodu je­den z osa­dzo­nych na­zwał Ma­du­jewa ko­gu­tem, nie zda­jąc so­bie sprawy, jak wielki błąd po­peł­nił.

Sier­giej miał waż­niej­sze rze­czy na gło­wie niż słowne utarczki. Pu­ściłby tę znie­wagę mimo uszu, gdyby nikt oprócz niego jej nie sły­szał. Ale sły­szało ją kilku in­nych więź­niów, a wie­ści szybko się roz­cho­dzą. Ma­du­jew mu­siał zro­bić to, co do niego na­le­żało. Ina­czej stra­ciłby sza­cu­nek i sam mógłby na­le­żeć do „po­ni­żo­nych”, czego w ogóle do sie­bie nie do­pusz­czał. We­dług po­nia­tij, re­guł pa­nu­ją­cych w wię­zie­niu, je­śli Ma­du­jew nie od­po­wie­działby na za­rzut, że jest ko­gu­tem, ozna­cza­łoby to, iż zga­dza się z tym sta­nem i w kon­se­kwen­cji sam zo­stałby „ob­ni­żony”.

Nikt nie chce na­le­żeć do tej ka­sty.

Nikt za mu­rami wię­zie­nia nie chce na­wet sły­szeć, co mu­szą ro­bić „ob­ni­żeni”.

I jak wy­gląda pro­ces ob­ni­ża­nia sta­tusu więź­nia.

Kto raz do­sta­nie się do naj­niż­szej war­stwy spo­łecz­nej w wię­zie­niu, już ni­gdy z niej nie wyj­dzie. W tym świe­cie nie ist­nieją awanse.

– To te­raz udo­wod­nij to na ba­za­rze, chuju – po­wie­dział gło­śno Ma­du­jew, uśmie­cha­jąc się przy tym sze­roko. Już wtedy wie­dział, że wła­śnie ska­zał osa­dzo­nego na wieczne po­tę­pie­nie.

Męż­czy­zna, który rzu­cił w stronę Sier­gieja obe­lgę, nie za bar­dzo wie­dział, o co cho­dzi z uza­sad­nie­niem. Nie ro­zu­miał za­sad.

Jego strata, po­my­ślał Ma­du­jew. Wkrótce ten idiota się prze­kona, że po­peł­nił naj­więk­szy błąd swo­jego ży­cia. Ale tym Sier­giej wcale się nie przej­mo­wał.

Sam na­uczył się funk­cjo­no­wać w wię­zie­niach w taki spo­sób, żeby wy­pra­co­wać so­bie od­po­wiedni sta­tus nie­ty­kal­no­ści lub stać się prze­źro­czy­sty, nie­wi­dzialny dla tych, dla któ­rych le­piej wła­śnie ta­kim po­zo­stać.

Poza tym kon­cen­tro­wał się na in­nych rze­czach. Mu­siał uciec z Krzyży tak samo jak z ko­lo­nii kar­nej w 1988 roku, po­dob­nie jak zwie­wał z po­praw­cza­ków, z domu dziecka, z wła­snego domu – po to, by móc od­dy­chać. Zda­wał so­bie sprawę, że czeka go tylko wy­rok śmierci, że już ni­gdy nie uda mu się za­czerp­nąć świe­żego po­wie­trza, wol­nego od stę­chli­zny chłod­nych, za­wil­go­co­nych mu­rów aresztu śled­czego. Już ni­gdy nie uda mu się ogrzać w cie­ple pło­ną­cego ognia.

Po­sta­wili mu tyle za­rzu­tów, że wy­rok mógł być tylko je­den. Przy­jął wszyst­kie, dzięki temu, je­śli tylko uda­łoby mu się wy­do­stać na wol­ność, wielu zna­czą­cych lu­dzi w światku prze­stęp­czym sta­łoby się jego dłuż­ni­kami. Po­winno mu się żyć lekko, z po­mocą nie za­wsze życz­li­wych ło­trów, ale ho­no­ro­wych, prze­strze­ga­ją­cych po­nia­tija.

Nie mógł wię­cej po­zwo­lić so­bie na błąd, po­nie­waż tym ra­zem ry­zyko wią­zało się ze śmier­cią. Nie miał już na tyle siły, by wy­chwy­cić próby wbi­cia mu noża w plecy, a wciąż uwa­żał, że zbyt wielu chcia­łoby się na nim ze­mścić. Zbyt czę­sto, gdy za­my­kał po­wieki, wra­cały ob­razy z po­przed­niego miej­sca od­siadki, gdy dwu­na­stu prze­stęp­ców chciało go zli­kwi­do­wać za przy­własz­cze­nie so­bie wspól­nego fun­du­szu zło­dziei z Tbi­lisi i Tasz­kientu. Ma­du­jew uznał jed­nak, że ob­szak mu się na­le­żał, zwłasz­cza że mocno za­si­lił fun­dusz ze­wnętrzny, gdy prze­by­wał na wol­no­ści. Po­mógł też ro­dzi­nom nie­któ­rych osa­dzo­nych. Wtedy sam po­trze­bo­wał po­mocy fi­nan­so­wej, by za­ła­twić kilka spraw w wię­zie­niu. Nie spo­dzie­wał się, że aż dwu­na­stu lu­dzi bę­dzie chciało go zli­kwi­do­wać.

Ale wtedy był w for­mie. Obro­nił się, sam nie wie­dząc, jak dał radę tylu prze­ciw­ni­kom. Kilku z nich do dzi­siaj czuje ból po­ła­ma­nych koń­czyn, paru na­to­miast od­pu­ściło raz na za­wsze, gdy prze­ko­nali się, że Sier­giej na­prawdę po­trafi się bić.

Nie próż­no­wał pod­czas nie­koń­czą­cej się od­siadki. Dbał za­równo o tę­ży­znę fi­zyczną, jak i roz­wój in­te­lek­tu­alny. Bez pro­blemu po­tra­fił zro­bić po­nad dwie­ście pom­pek bez żad­nej prze­rwy. Dużo czy­tał – gdy tylko mógł, ko­rzy­stał z wię­zien­nych bi­blio­tek, nie szczę­dził także pie­nię­dzy na za­kup ga­zet; chciał być na bie­żąco z ży­ciem to­czą­cym się poza mu­rami za­kładu kar­nego. Dzięki nie­zli­czo­nym lek­tu­rom po­zna­wał świat, za­sady funk­cjo­nu­jące mię­dzy ludźmi, inne niż te w wię­zie­niu. To da­wało mu prze­wagę pod­czas roz­mów, ne­go­cja­cji, za­stra­sza­nia czy pro­sze­nia o coś. Po­tra­fił ma­ni­pu­lo­wać ludźmi, wić się jak wąż, który nie­po­strze­że­nie oplata się wo­kół nogi ofiary i ata­kuje znie­nacka. Dzięki tym wszyst­kim za­bie­gom umiał prze­żyć na­wet w naj­cięż­szych wa­run­kach.

Do­sto­so­wać się.

Ale już miał do­syć...

Na­wet szary, brudny świat ra­dziec­kiej rze­czy­wi­sto­ści był jak naj­pięk­niej­szy sen.

Nie­stety Ma­du­jew śnił bar­dzo krótko i rzadko, jakby los ska­zańca był mu pi­sany.

Cią­żył na nim wy­rok śmierci.

My­śli sta­wały się nie do znie­sie­nia.

Wielu lu­dzi boi się wię­zie­nia ze względu na in­nych osa­dzo­nych. Wy­obra­żają so­bie naj­gor­sze rze­czy. Oba­wiają się rów­nież straż­ni­ków, któ­rzy bez mru­gnię­cia okiem uży­wają prze­mocy, by spra­wo­wać wła­dzę nad więź­niem. Ma­du­jewa już nic w za­kła­dzie kar­nym nie mo­gło za­sko­czyć. Wi­dział wiele, aż na­zbyt. Prze­ra­żały go jed­nak co­raz bar­dziej jego wła­sne my­śli, wy­raźne kosz­mary przy­cho­dzące od razu, gdy tylko za­mknął po­wieki. Naj­gor­sze były wspo­mnie­nia, roz­gry­wa­nie prze­szło­ści na nowo, ze świa­do­mo­ścią, że ży­cie mo­gło wy­glą­dać cał­kiem ina­czej, ale te­raz już nie da się cof­nąć czasu. Wy­da­wało mu się, że je­śli ist­nieje pie­kło, je­śli po śmierci nad­cho­dzi stan, który może być jesz­cze gor­szy od tego, co prze­żył na ziemi, to wła­śnie musi być po­wta­rza­nie tego cho­ler­nego ży­cia, roz­gry­wa­nie tej sa­mej par­tii sza­chów z tą samą bez­na­dzieją i bo­le­snymi po­raż­kami.

Oczyma wy­obraźni zbyt czę­sto wi­dy­wał ży­cie w koł­cho­zie, sie­bie jako za­gu­bio­nego dzie­ciaka, wy­cho­wa­nego przez ulicę, któ­rego póź­niej wie­lo­krot­nie chcieli zła­mać prze­ło­żeni w do­mach dziecka. Tam był śmie­ciem skam­lą­cym o mi­skę cie­płej zupy. W dziu­ra­wych łach­ma­nach, za du­żych bu­tach, z nie­usta­ją­cym po­czu­ciem chłodu, szu­kał odro­biny cie­pła. To wtedy za­czął do­sko­na­lić ucieczki. Tylko ucieczka daje wol­ność. Wol­ność jest na­dzieją na lep­sze ju­tro, po­zwala ma­rzyć i na­wet je­śli przed koń­cem dnia przy­nosi gorz­kie roz­cza­ro­wa­nie, ob­da­rza chwi­lową ulgą w po­staci ko­lej­nych pla­nów, ko­lej­nych ocze­ki­wań, że może jesz­cze bę­dzie le­piej.

Te­raz też mu­siał uciec, dla­tego całą swoją ener­gię skie­ro­wał na osią­gnię­cie tego celu. Cho­ciażby znowu mieli go zła­pać, chciał dać so­bie odro­binę wol­no­ści, którą nie zdą­żył się na­sy­cić. Cza­sami pusz­czał wo­dze fan­ta­zji i za­sta­na­wiał się, czemu ci wszy­scy de­cy­zyjni lu­dzie nie mo­gliby tak po pro­stu od­pu­ścić? Dla­czego się na niego uwzięli? Kim był on sam wo­bec ca­łego spo­łe­czeń­stwa? Chciałby odejść, ukryć się w cie­niu, ale wie­dział, że długo by tak nie wy­trzy­mał, co do­bit­nie po­ka­zał ten krótki czas spę­dzony na wol­no­ści.

Dla­tego się przy­go­to­wał, a wspa­niali lu­dzie po­mo­gli mu z do­broci serca i wła­snej na­iw­no­ści.

Zo­stał jesz­cze cały mie­siąc, by do­kład­niej prze­stu­dio­wać ar­chi­tek­turę Krzyży; cze­kał na plany i ry­sunki, które miał wkrótce otrzy­mać. Chciał rów­nież wziąć ze sobą ubra­nie, by w od­po­wied­nim mo­men­cie umie­jęt­nie wto­pić się w tłum, stać się nie­wi­dzial­nym. Za­sta­na­wiał się, czy za­an­ga­żo­wać ko­goś z ze­wnątrz, by po­mógł mu w ucieczce. Naj­le­piej, jakby cze­kał na Ma­du­jewa z za­pa­lo­nym sil­ni­kiem. Bał się jed­nak, że to zbyt ry­zy­kowne. Wziąłby pie­nią­dze, a na­stęp­nie do­ga­dał się z mi­li­cją, sprze­dał za marne gro­sze. Tacy byli lu­dzie, a Czer­wo­niec zdą­żył się wie­lo­krot­nie prze­ko­nać, że li­czyć na­leży wy­łącz­nie na sie­bie.

Ja­kież było więc za­sko­cze­nie Sier­gieja, gdy na po­czątku maja w go­dzi­nach przed­po­łu­dnio­wych szczęk­nęła za­suwa drzwi i kla­wisz oznaj­mił:

– Ma­du­jew, zbie­raj się.

Sier­giej wy­sta­wił jedną nogę spod koca, po­chy­lił głowę, żeby le­piej sły­szeć.

– Głu­chy je­steś? Ubie­raj się. Będę za dwie mi­nuty.

– O co cho­dzi?

– Je­dziesz do Mo­skwy.

– Po co?

– No, kurwa, chyba nie na wczasy, nie? – Kla­wisz chrząk­nął. – Prze­no­szą cię. Że­byś miał bli­żej na ko­lejne roz­prawy. Ko­łuj szmaty i cze­kaj.

Za­mknął drzwi.

Współ­o­sa­dzeni uda­wali, że są za­jęci waż­niej­szymi spra­wami, ta­kimi jak gra­nie w karty. Tylko Ma­sza pod­niósł się i pró­bo­wał prze­ko­nać Ma­du­jewa, żeby prze­ka­zał gryps w Mo­skwie jego bratu, który rze­komo rów­nież prze­bywa za kra­tami.

Ma­du­jew po­ki­wał głową, ale my­ślami był cał­kiem gdzie in­dziej. Dawno nie czuł się tak, jak w tym mo­men­cie – jakby tra­cił grunt pod no­gami, a w jego dzia­ła­nia nie­spo­dzie­wa­nie wkradł się chaos.

Wziął kilka głę­bo­kich wde­chów, aby uspo­koić puls. Oczy­ścić umysł z emo­cji, za­cho­wać chłodną głowę. To wszystko miało wy­glą­dać ina­czej. Prze­cież miał jesz­cze tyle czasu na przy­go­to­wa­nia. Dla­czego go prze­no­szą? Wła­śnie te­raz? Na­stęp­nie za­brał torbę, do któ­rej za­czął pa­ko­wać ubra­nia i nie­zbędne rze­czy oso­bi­ste.

Nie­długo po­tem drzwi celi po­now­nie się otwo­rzyły i w progu sta­nął straż­nik.

– To­wa­rzy­szu, po­wiedz­cie, co się dzieje? – za­gad­nął grzecz­nie Ma­du­jew.

– Zo­sta­je­cie prze­nie­sieni do Mo­skwy na dal­sze czyn­no­ści śled­cze. Tyle wiem, a więc ra­czej na dłuż­szy czas się że­gnamy. Nie będę tę­sk­nił.

– To­wa­rzy­szu, chyba tak źle nie mie­li­ście przy mnie – żach­nął się Czer­wo­niec, ob­da­rza­jąc straż­nika swoim nie­pod­ra­bial­nym, ser­decz­nym uśmie­chem.

– Je­śli szu­kasz drogi do mo­jego zim­nego serca, to tylko po­przez fajki. – Kla­wisz spoj­rzał na po­zo­sta­łych więź­niów. – A wy to so­bie le­piej za­pa­mię­taj­cie, bo Czer­woń­cowi ta wie­dza już ra­czej się nie przyda.

– Ależ to­wa­rzy­szu, u mnie sklep za­wsze otwarty. Wy­star­czyło po­pro­sić.

Tak się prze­ko­ma­rza­jąc, Ma­du­jew wy­szedł z celi. Cały czas tu­lił do sie­bie torbę, którą spa­ko­wał. Za­uwa­żył in­nych straż­ni­ków – wła­śnie wy­pro­wa­dzali osa­dzo­nych. Gdy w końcu kilku męż­czyzn zna­la­zło się na ko­ry­ta­rzu, po­pro­wa­dzono ich do więk­szego po­miesz­cze­nia znaj­du­ją­cego się w tym sa­mym pio­nie, nie­opo­dal cel.

Kiedy Ma­du­jew się zo­rien­to­wał, do­kąd pro­wa­dzą ich straż­nicy, i przez uchy­lone drzwi zo­ba­czył salę, w któ­rej mieli zo­stać przy­go­to­wani do trans­portu, wie­dział już, że wła­śnie wstą­pił na drogę bez po­wrotu. Cały jego pa­ku­nek zo­sta­nie prze­świe­tlony, a on sam pod­dany do­kład­nej re­wi­zji. Bę­dzie mu­siał ro­ze­brać się do naga i kuc­nąć, a nad­gor­liwi straż­nicy spraw­dzą każdy za­ka­ma­rek jego ciała.

Serce za­biło mu moc­niej. Ro­zej­rzał się, lu­stru­jąc wię­zienny ko­ry­tarz. Straż­nicy wy­pro­wa­dzili ko­lej­nych więź­niów z in­nych cel. Kie­ru­jąc się do ko­lej­nego po­miesz­cze­nia, szli z tyłu. Kla­wisz, który z nim roz­ma­wiał, znaj­do­wał się trzy, może cztery kroki za ple­cami Ma­du­jewa. To ostat­nia szansa. Jego po­mysł, nie­do­sko­nały plan, nad któ­rym miał za­miar jesz­cze pra­co­wać, na­le­żało wdro­żyć już te­raz.

Na­tych­miast.

W jed­nej chwili Ma­du­jew wy­jął zza spodni pi­sto­let, od­wró­cił się do straż­ni­ków, po czym uniósł broń.

– Nikt się, kurwa, nie ru­sza!

Strze­lił w ścianę, aby po­ka­zać, że pi­sto­let jest praw­dziwy, a on w swo­ich za­mia­rach nie ble­fuje.

Nie­spo­dzie­wany ob­rót zda­rzeń wpra­wił straż­ni­ków w osłu­pie­nie, a huk wy­strzału spo­wo­do­wał, że sta­nęli jak spa­ra­li­żo­wani. Po­dob­nie inni osa­dzeni nie wie­dzieli, co tak na­prawdę się dzieje, nie sko­rzy­stali z oka­zji i nie po­gnali za ucie­ka­ją­cym Ma­du­je­wem.

Sier­giej na­to­miast biegł przed sie­bie ile sił w no­gach. Wy­star­czyło mu kilka se­kund szoku, jaki wy­wo­łał wśród pra­cow­ni­ków aresztu, by zy­skać cenny dy­stans. Do­piero po chwili usły­szał za sobą gło­śne krzyki straż­ni­ków:

– Stój!

– Za­trzy­maj się!

– Mamy zbiega! Ucieczka!

– Ma broń!

Wbiegł do prze­smyku ko­ry­ta­rza, gdzie było znacz­nie ciem­niej. Pa­mię­tał, że tędy cho­dzili na spa­cer­niak, a nie­ba­wem po­wi­nien zna­leźć się na placu, mu­siał tylko dzia­łać bły­ska­wicz­nie, bez cie­nia za­wa­ha­nia.

Wtem z wnęki kil­ka­na­ście kro­ków przed nim wy­ło­nił się męż­czy­zna. Ma­du­jew go roz­po­znał. Był to ma­jor Je­go­row, z któ­rym wcze­śniej kilka razy już się ze­tknął. Za­re­je­stro­wał zdzi­wioną, nieco prze­ra­żoną minę ma­jora oraz mo­ment, gdy ten ru­szył pę­dem w jego kie­runku, pró­bu­jąc się­gnąć po broń.

Ma­du­jew jed­nak był szyb­szy. Od razu wy­ce­lo­wał w Je­go­rowa i wy­strze­lił je­den po­cisk.

Tra­fił.

Męż­czy­zna sta­nął jak wryty, ni­sko po­chy­la­jąc się do przodu. Przez uła­mek se­kundy nie do­wie­rzał temu, co wła­śnie się wy­da­rzyło. W tym sa­mym mo­men­cie ucie­ki­nier się z nim zrów­nał. Ma­du­jew przy­ło­żył pra­cow­ni­kowi aresztu jesz­cze cios pro­sto w brzuch, cho­ciaż nie mu­siał. Ma­jor i tak nie mógł już wy­ko­nać żad­nego ru­chu. Osu­nął się na ko­lana, po czym ru­nął do przodu.

Czer­wo­niec usły­szał za ple­cami krzyki go­nią­cych go straż­ni­ków. Od­wró­cił się i wy­strze­lił kilka razy w ich kie­runku, lecz tym ra­zem chy­bił. Na mo­ment zy­skał jed­nak prze­wagę i znowu mógł ucie­kać w kie­runku wyj­ścia.

Dzia­łał au­to­ma­tycz­nie, nie do­pusz­cza­jąc do sie­bie my­śli, że może mu się nie udać, że nie wy­do­sta­nie się z tego okrop­nego miej­sca. Wy­obra­ził so­bie nie­dużą kuch­nię z roz­grza­nym pie­cem, w któ­rego cie­ple pró­buje zna­leźć schro­nie­nie, za­bić chłód tra­wiący jego ciało.

Pra­gnie tylko się ogrzać.

Za­snąć przy pło­mie­niach.

Nie wi­dzieć już wil­got­nych ścian, po któ­rych ście­kają kro­ple wody two­rzące z cza­sem na tynku za­ple­śniałe wy­kwity. Ileż to razy, gdy za­sy­piał w domu dziecka, spo­glą­dał w su­fit, gdzie drob­no­ustroje ry­so­wały mapę. Tak wy­glą­dały po­dróże jego ży­cia.

Te­raz miało być ina­czej. Jesz­cze tylko parę me­trów. Trzeba je­dy­nie prze­do­stać się da­lej, za­stra­szyć lub użyć broni. Wyjść na ze­wnątrz.

Sier­giej pod­biegł do krat na końcu ko­ry­ta­rza, który w tym miej­scu zde­cy­do­wa­nie się zwę­żał, two­rząc coś na kształt tu­nelu. Szarp­nął za bramkę wy­ko­naną z prę­tów wtło­czo­nych w okra­to­wa­nie.

Drzwi ani drgnęły.

Za­czął z nimi wal­czyć, z ca­łych sił pró­bo­wał na­prze­mien­nie cią­gnąć i na­pie­rać na kraty. Pa­nika i po­czu­cie, że zna­lazł się w bez­na­dziej­nej sy­tu­acji, na­ra­stały z każdą se­kundą.

Obie­cał so­bie, że nie da tak ła­two za wy­graną.

Kroki tuż za nim roz­brzmiały zde­cy­do­wa­nie gło­śniej.

Nie podda się.

Jesz­cze ma plan.

Ra­dy­kalny, tak jak za­wsze.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: