- W empik go
Człekołak - ebook
Człekołak - ebook
Znany na całą Warszawę psychiatra po kilku rozwodach zostaje poproszony przez koleżankę z akademii o pomoc w zdiagnozowaniu pacjenta, który trafił do jej kliniki w małej miejscowości Żubrzyce. Jastrzębski jedzie tam głównie, by odpocząć od metropolii i spotkać się z atrakcyjną kobietą. Pacjent, z którym od roku nie udało się znaleźć kontaktu, stanowi jednak dla niego wyzwanie. Psychiatra zaczyna rozwikływać zagadkę jego przypadłości.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-281-5682-7 |
Rozmiar pliku: | 237 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_I zawsze przyciągały go te dziwne światła, widoczne na bezdrzewnej, dziwnie pachnącej równinie, błyszczące niczym bezgłośne, wciąż trwające pioruny... Początkowo nie miał odwagi zbliżyć się do nich, siedział tylko na skraju lasu i patrzył, czując, jak coś obcego rodzi się w jego wnętrzu. Coś, czego nie pojmował..._
_W miarę jak podrastał, pozwalał sobie na uczynienie kilku-kilkunastu kroków w tamtą stronę, lecz strach przed istotami, które z rykiem stawały i ruszały z jasnej zatoki świateł, odzywał się na powrót i zmuszał do ucieczki ku bezpiecznym, znajomym ciemnościom lasu._
_Aż pewnego dnia przyszedł Zew, zrodzony z rozbudzonej w jego świadomości istoty._
_Początkowo objawił się jako nieznośne pulsowanie w głębi czaszki, a później zaczął opanowywać stopniowo jego jestestwo, pchając go coraz bliżej i bliżej ku światłom. Choć było to szaleństwo, Zew zabijał powoli strach – pozwalał pędzić do nich bez lęku, przytępiał alarmujące ostrzegawczo zmysły. Przez długi czas nie był on na tyle silny, aby zagłuszać obawę, jednak wiedział, że w końcu nadejdzie ten dzień, kiedy wkroczy w krąg oślepiającego blasku i bez trwogi spojrzy na ryczące, dziwnie pachnące istoty._
_Aż nadeszła pełnia, podczas której bolesne pulsowanie nasiliło się do potężnych rozmiarów. Popędził w amoku ku światłom; uświadomił sobie, że każdy krok w ich stronę łagodzi ból. Światła były jego przeznaczeniem, jego wybawieniem, ku któremu ruszył bez trwogi..._
Profesor doktor habilitowany Marek Jastrzębski z nieukrywaną radością przyjął zaproszenie do Żubrzyc. Od dobrych dwóch lat nie brał urlopu, a tu proszę – senne i ciche miasteczko, schowane głęboko w mazurskich ostępach; miłe wytchnienie od zabieganego, wyczerpującego życia w hałaśliwej Warszawie. Wyjazd miał też inną pozytywną stronę – na miejscu, choć po części wciąż w pracy, odpocznie od nerwów związanych z drugim w życiu rozwodem, który trwał ponad pół roku. Ostatecznie jego małżeństwo przestało istnieć miesiąc temu.
„Wprawiam się” - pomyślał ironicznie. Pierwszy rozwód trwał rok i Jastrzębski zszargał sobie nerwy na podziale majątku. Ponieważ był uznanym autorytetem w dziedzinie psychologii i psychiatrii, zarabiał całkiem nieźle, zaś do jego klientów należeli przede wszystkim ludzie związani z rodzimym show-biznesem: aktorzy, piosenkarze i pisarze, a także co bardziej sfrustrowani politycy. Zwierzali mu się z wielu takich problemów i zdarzeń, które po wyjściu na jaw byłyby dla nich całkowitą kompromitacją. Słono płacili za milczenie Jastrzębskiego i to bynajmniej nie przymuszani, gdyż doktor doskonale potrafił wyczuć, co siedzi w głowie pacjenta i pomóc mu pozbyć się stresu czy fobii.
Gdy mijał swoim terenowym BMW tabliczkę „Żubrzyce 5”, powrócił w myślach do telefonu, który spowodował jego wyjazd. Pewnego późnego, piątkowego wieczora zadzwoniła jego dawna koleżanka ze studiów, parająca się tym samym zawodem Irena Karucka. Od czasu zakończenia akademii spotkali się parokrotnie na sympozjach poświęconych najnowocześniejszym środkom leczenia, więc znajomość ta nie wygasła jak większość innych.
Mile zaskoczony przyjął zaproszenie do Żubrzyc, gdzie Irena była zatrudniona na stałe jako kierownik tamtejszego, niewielkiego szpitala dla psychicznie chorych. Tym bardziej, że dzwoniła do niego w sprawie bardzo ciekawego przypadku.
- Wiesz, Marek – wyznała przez telefon – nie mam pojęcia, co mu może być! Wygląda na całkowitą amnezję połączoną z autyzmem i demencją.
- A co mówi o nim jego rodzina? Zawsze taki był?
- Nie wiem, co mówi jego rodzina – odpowiedziała. – Trafił tu... A, to długa historia. Ale jestem pewna, że cię zainteresuje ten przypadek.
Zainteresował. Głównie ze względu na możność ucieczki na jakiś czas ze stolicy. Drugim powodem była pani doktor, trzecim zaś dopiero pacjent.
Senna mieścina ciągnęła się wzdłuż szosy na północ. Takich miasteczek były w Polsce dziesiątki – głównymi elementami ich zabudowy były: kościół, cmentarz, sklep spożywczy, kiosk i bar piwny. Tyle. W Żubrzycach dochodził do tego szpital psychiatryczny, zwany przez miejscowych „Świrowem”, położony nieco za miasteczkiem, oddzielony od niego stacją benzynową.
Jastrzębski uśmiechnął się mimowolnie, gdy nieliczni przechodnie przystawali i spoglądali z zazdrością na jego samochód. Wypatrzył tu ledwie kilka leciwych maluchów i jednego fiata, można więc było śmiało powiedzieć, że miał najlepsze auto w okolicy.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.