- promocja
- W empik go
Cztery godziny furii. Historia największej operacji powietrznodesantowej drugiej wojny światowej i finałowego uderzenia na nazistowskie Niemcy - ebook
Cztery godziny furii. Historia największej operacji powietrznodesantowej drugiej wojny światowej i finałowego uderzenia na nazistowskie Niemcy - ebook
Epicka relacja Fenelona o inwazji Aliantów na nazistowskie Niemcy odtwarza z porywającymi szczegółami zarówno strategie generałów, jak i emocje targające szeregowymi żołnierzami w czasie kluczowego momentu ich kolosalnego przedsięwzięcia. Cztery godziny furii stanowi doskonały hołd złożony odwadze mężczyzn i kobiet, którzy wbrew przeciwnościom pokonali ogromne zło”.
Craig Nelson, autor Pearl Harbor, Rocket Men, The First Heroes
„Zagłębienie się w lekturę Czterech godzin furii jest niczym otworzenie drzwi wyjściowych w C-46 nad Niemcami w marcu 1945 roku. Jesteś alianckim spadochroniarzem, a pod Tobą błyszczy wstęga Renu. Na ziemi czeka 55 tysięcy niemieckich żołnierzy, by nie dać Ci dożyć końca dnia. Rozkazy są proste: zajmij teren! James Fenelon, były amerykański spadochroniarz, przywraca tej historii życie tak mocno, jak tylko się da, korzystając z głosów ludzi, którzy tam byli, i wyzwalając bijący z głębi serca realizm. Książka stanowi poruszające memento, że wojna staje się najbrutalniejsza na sam jej koniec”.
Adam Makos, autor Spearhead: An American Tank Gunner, His Enemy, and a Collision of Lives in World War II
„Mistrzowsko opracowane, napisane z powieściopisarską dbałością o szczegóły Cztery godziny furii rzucają czytelników w samo serce jednych z najbardziej zaciętych walk drugiej wojny światowej (…) czytelnicy poczują świst kul nad głowami, wymiociny na sklejkowej podłodze szybowca oraz odruchowo skulą się na dźwięk grzmotu nieprzyjacielskiej artylerii. [To] piekielnie dobra historia wojenna”.
James M. Scott, autor Target Tokyo oraz Rampage
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-329-3 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pułk piechoty spadochronowej, grudzień 1944, schemat organizacyjny
17. Dywizja Powietrznodesantowa, 3-23 stycznia 1945, Bitwa o Ardeny
Natarcie Aliantów, koniec 1944, Europa Północna
Natarcie do Renu, 8 lutego – 13 marca 1945
Struktura dowodzenia Aliantów, operacje Plunder i Varsity
Kocioł Wesel, marzec 1945
Niemiecka linia obrony nad północnym Renem, marzec 1945
17. Dywizja Powietrznodesantowa, obozy zborne, marzec 1945
Operacja Varsity, marzec 1945, plan lądowań
Operacja Varsity, trasy przelotu
Operacja Varsity, 24 marca 1945
507. Pułk Piechoty Spadochronowej, 24 marca 1945, Strefa Zrzutu W
507. Pułk Piechoty Spadochronowej, 24 marca 1945, atak na zamek Diersfordt
513. Pułk Piechoty Spadochronowej, 24 marca 1945, Strefa Zrzutu X
194. Pułk Piechoty Szybowcowej, 24 marca 1945, Strefa Lądowania S oraz mosty na Issel
Operacja Varsity, 25-26 marca 1945, linie do osiągnięcia
Natarcie Aliantów, 27 marca – 1 kwietnia 1945, okrążenie Zagłębia Ruhry
PROLOG
24 marca 1945 roku w sobotę rano licząca ponad 2000 maszyn armada alianckich samolotów wypełniła rykiem silników przestrzeń powietrzną nad Belgią. Na ich zatłoczonych pokładach siedziało 17 000 żołnierzy wojsk powietrznodesantowych, oczekując na skok ze spadochronem lub lądowanie szybowcem na terytorium Niemiec. Składająca się z samolotów transportowych oraz ponad 1300 holowanych szybowców armada powietrzna rozciągała się na przestrzeni setek kilometrów. Lecący na wysokości zaledwie 300 metrów rój maszyn brzęczał jednostajnym odgłosem, stwarzając wrażenie, że może pojawić się z każdego kierunku. Myśliwce eskorty zataczały leniwe kręgi w poszukiwaniu samolotów nieprzyjaciela, lecąc ponad rozłożystymi formacjami wolno przemieszczających się maszyn transportowych.
Była to czołówka planowanej przez alianckich dowódców finałowej ofensywy, tworzona przez wojska dwóch elitarnych dywizji powietrznodesantowych: brytyjskiej 6. oraz amerykańskiej 17. Obie miały zostać zrzucone na drugim brzegu Renu, na obszar niemieckich pól uprawnych o długości ośmiu i szerokości dziewięciu kilometrów. Stanowiące część największej operacji od czasów Normandii wojska powietrznodesantowe miały zająć przyczółek po nieprzyjacielskiej stronie Renu i utrzymać go do czasu, aż siły lądowe przedostaną się przez mającą prawie 400 metrów szerokości rzekę.
W czasie wojny Alianci przeprowadzili kilka operacji powietrznodesantowych, jednak teraz po raz pierwszy zrzut miał być przeprowadzony na rdzennym terytorium wroga. Alianci stanowili siły inwazyjne, nie wyzwolicieli, a stawka w grze była wysoka. Audycje propagandowe nazistów jasno stwierdzały, że element zaskoczenia został utracony. Nieprzyjaciel czekał na nich. Czy oprócz 55 tysięcy żołnierzy Wehrmachtu zajmujących pozycje obronne¹, zostaną zaatakowani przez fanatycznych niemieckich cywili uzbrojonych w strzelby myśliwskie i widły? Czy może ci ostatni schowają się w piwnicach? Tego nie wiedział nikt.
Sierżant John Chester i reszta liczącego 384 ludzi dywizjonu artylerii lecieli w kierunku strefy zrzutu w 42 samolotach transportowych C-47. Chester, pewny siebie 24-latek i dowódca działonu, zabijał czas pisząc kartki pocztowe. Chcąc podzielić się nowiną, jaką był jego pierwszy skok bojowy, naskrobał tę samą wiadomość do mieszkających w Missouri swojej matki i dziewczyny, Kay: „Piszę z samolotu. Wkrótce zostaniemy zrzuceni nad Niemcami. Mam nadzieję, że niedługo Cię zobaczę. Kocham Cię”².
Chowając pocztówki, Chester położył dłoń na klamrze pasa bezpieczeństwa, pamiętając o tym, co stało się w czasie jego trzeciego skoku ćwiczebnego. Wtedy to, przerażony faktem, że jego ciało odmówiło posłuszeństwa, spanikował, by za chwilę przekonać się, że po prostu nie odpiął klamry. Dziś takie zdarzenie byłoby niemożliwe.
Chester znał większość ludzi znajdujących się w samolocie, od 1943 roku szkoląc się i walcząc razem z nimi. Niektórzy udawali, że śpią, inni palili lub po prostu gapili się przed siebie. Nikt nic nie mówił. Ryk silników i grzechot płatowca powodowały, że rozmowa była niemożliwa, co bardzo im pasowało. Większość i tak była pogrążona we własnych myślach.
Chester krótko zatrzymał się myślami przy tym, że będzie to jego trzynasty skok, lecz odpędził ogarniające go uczucia zwątpienia i wahania, zastępując je prostą mantrą: „Zgłosiłeś się na ochotnika. Prosiłeś się o to. A teraz rób swoje”.
Dwugodzinny lot z Francji przebiegł bez zakłóceń, lecz nie mogło to trwać w nieskończoność; kiedy samoloty zbliżyły się do Renu, przyszedł czas wziąć się do roboty. Pilot maszyny włączył czerwone światło ostrzegawcze, informujące znajdujących się w maszynie żołnierzy, że zbliżają się do Niemiec.
Kiedy samolot zaczął obniżać wysokość, Chester odpiął pas bezpieczeństwa, wstał i wrzasnął: „Przygotować się!” do siedzących skoczków. Ci, udający, że śpią, otworzyli oczy i zwrócili swoją uwagę ku tyłowi maszyny, gdzie w otwartych drzwiach stał Chester, w smaganym przez wiatr mundurze.
Ren stanowił linię bez powrotu – gdy tylko ją przekroczą, znajdą się nad terenem wroga. Do strefy zrzutu pozostało niewiele ponad dziesięć minut, lecz mając na uwadze możliwość zestrzelenia maszyny, należało być gotowym do skoku w każdej chwili. Żołnierze mogli zrobić to, czego nie mogli piloci – opuścić maszynę w razie nieszczęścia.
Ponieważ żołnierze znajdujący się na pokładzie samolotu Chestera byli artylerzystami, wśród przewożonego przez nich ładunku znajdowała się także haubica kalibru 75 mm. Rozebrane na części działo zostało podzielone tak, że jeden z elementów umieszczono w drzwiach, skąd miał zostać zrzucony w chwili, kiedy pilot da im zielone światło do skoku, a sześć kolejnych przypiętych u dołu maszyny zostałoby zwolnionych z kabiny.
„Wstać!… Przypiąć haki!”, krzyknął Chester przez ogłuszający dźwięk silników.
Oprócz polecenia wydawanego na głos podniósł ramię wskazując ludziom, co mają zrobić. W odpowiedzi na jego gesty wykonali rozkazy, odpowiadając krzykiem i tworząc rytuał, którego sens rozumiał każdy z nich. Pozwalało to im skupić się na czekającym zadaniu, a nie własnych lękach.
Obciążeni ekwipunkiem żołnierze siedzący po obu stronach samolotu starali się wstać i utworzyć jedną linię. Następnie przypięli liny statyczne spadochronów do stalowej liny biegnącej przez całą długość kabiny. Przy skoku z wysokości mniejszej niż 150 metrów nie było czasu na otworzenie czaszy spadochronu ręcznie – licząca prawie cztery metry lina robiła to za nich, otwierając go, gdy tylko skoczek wypadał z samolotu.
Żołnierze szarpnęli za swoje linki, upewniając się, że haki zostały zatrzaśnięte. Zadowoleni, że wszystko jest w porządku, zwrócili się twarzą w kierunku tyłu samolotu, obserwując, jak Chester i Manuel Pena pchają zestaw zaopatrzeniowy do krawędzi drzwi. Składał się on z kilku kontenerów, w których znajdowały się: zamek haubicy, jej koła oraz dziesięć pocisków. Wszystko to związano ze sobą w jedną dziwacznie wyglądającą masę, która potrzebowała aż trzech spadochronów. Dwaj mężczyźni zamocowali pakiet na kilku kołkach, które umożliwiały szybkie wyrzucenie ładunku i ułatwiały przemieszczanie ważącego 325 kilogramów zestawu po metalowym pokładzie samolotu.
Kiedy armada rozdzieliła się, obierając kierunki na przydzielone strefy zrzutów, unoszące się nad Renem mgła i dym toczącej się poniżej bitwy przesłoniły punkty orientacyjne. Przed świtem oddziały lądowe rozpoczęły swój atak i pod ciężkim ogniem starały się przebyć rzekę. Piloci jednostki Chestera, zmuszeni do przestrzegania ciszy radiowej, patrzyli bezradnie jak 72 lecące przed nimi maszyny schodziły z kursu. C-47 z artylerzystami na pokładzie kontynuował lot prawidłowym kursem, lecz Chester wraz z resztą dywizjonu był nieświadomy, że zostaną zrzuceni jako pierwsi.
Powiadomione o nadlatujących samolotach niemieckie baterie przeciwlotnicze wystrzeliły w niebo swoje pociski kalibru 88 i 20 mm, które rozrywały się nad schodzącymi w dół maszynami, tworząc ciemne chmury eksplozji. Strumienie pocisków smugowych ciężkich karabinów maszynowych przeszywały lecące samoloty, potęgując chaos.
Piloci czuli się jak łatwe cele. Aby zgubić nieprzyjacielskich celowniczych, musieli zmienić kurs i prędkość, lecz było to niemożliwe. Lot formacji w pobliżu strefy zrzutu wymagał ich utrzymania. Zanurzyli się więc w swoich fotelach i wlecieli wprost w narastający wir, wykonując rozkaz wbrew swoim instynktom.
We wnętrzu samolotu słychać było stłumione wybuchy pocisków artylerii przeciwlotniczej. Znajdujący się za pilotami żołnierze obijali się o ściany targanej wstrząsami kabiny. Prawie wszyscy zaczęli żałować, że zabrali ze sobą tyle ekwipunku, ile tylko byli w stanie unieść: karabiny maszynowe, karabiny, pistolety, granaty ręczne, dodatkową amunicję, materiały wybuchowe, noże, bagnety i kastety. W wielu wypadkach spadochron i ekwipunek zwiększały wagę skoczka niemal dwukrotnie; opierali się nawzajem jeden o drugiego, o płatowiec lub o linę statyczną.
Chester dostrzegł, co dzieje się na zewnątrz, a to, co zobaczył, zaniepokoiło go: szereg płonących samolotów i niebo pękające od wybuchów pocisków przeciwlotniczych.
„Wygląda na to, że będziemy mieć braki kadrowe”, pomyślał. „Mam nadzieję, że zostanie nas tylu, aby wykonać zadanie”³.
Mężczyźni czekający na rozkaz do skoku walczyli o utrzymanie równowagi, pchając tych stojących przed nimi i obracając się, by zobaczyć światło lampki zrzutu – nadal w kolorze czerwonym. Chcieli być już na zewnątrz i tłoczyli się w kierunku otwartych drzwi. Cokolwiek czekało na nich na dole, było lepsze od oczekiwania na zestrzelenie. Jeden z żołnierzy, wpatrzony w Chestera, położył rękę na przełączniku umożliwiającym zrzucenie przypiętych do spodu C-47 części haubicy.
BUM! Eksplozja wstrząsnęła samolotem, kiedy dwudziestomilimetrowy pocisk przeciwlotniczy przebił podłogę, szatkując odłamkami nogę Melvina Boatnera. Ranny zgiął się w kłębek na pokładzie, zaciskając zęby i trzymając za ranę. Al Perry i Nick Montanino szybko wypięli jego linkę i przesunęli go na drugą stronę maszyny. Nie było czasu na zajęcie się blednącym Boatnerem, któremu nie można było pozwolić na zablokowanie drogi reszcie skoczków⁴.
Kiedy Chester uświadomił sobie, że odłamki przecięły obwód elektryczny lampki zrzutu, która przestała świecić, wrzasnął do szefa załogi, aby stanął w drzwiach prowadzących do kokpitu i przekazał sygnał pilota. Niemal natychmiast szef krzyknął „Teraz, teraz, teraz!”, machając szaleńczo obiema rękami nad głową.
Chester, Pena i Perry wypchnęli ładunek i żołnierze ruszyli naprzód do wyjścia. Przełącznik uwolnił ładunek znajdujący się pod maszyną. Połączone ze sobą, aby zapobiec zdryfowaniu, wszystkie sześć znalazło się pod siedmiometrowym baldachimem spadochronu.
Kiedy Chester opuścił maszynę, pęd samolotu rzucił go naprzód o ponad 150 metrów. Pierwszą rzeczą, którą zobaczył była ziemia znajdująca się pod nim, następnie błękit nieba, potem pomieszany kalejdoskop obu, podczas gdy rozwijający się spadochron obracał go wte i wewte. Wstrząs wywołany otwarciem się czaszy spowodował, że przez chwilę nie mógł oddychać, a dwa granaty wsadzone do kieszeni kurtki mundurowej przerwały jej dno. Lecz Chester nie miał czasu na przejmowanie się tym faktem, podobnie jak ulotną chwilą uniesienia po bezproblemowym rozwinięciu się spadochronu. Dzisiejszy skok nie był przyjemnym zadaniem. Szybko rzucił okiem za odlatującym samolotem i spadochronami tych, którzy wyskoczyli zaraz za nim, by następnie zwrócić swoją uwagę na opadające powoli elementy haubicy.
Otaczające go samoloty wypluwały spadochroniarzy, wypełniając niebo setkami pomalowanych w barwy ochronne czasz spadochronów. Wśród nich znajdowały się zasobniki z zaopatrzeniem, wyróżniające się kolorowymi spadochronami: niebieskimi, żółtymi i czerwonymi. Po zrzuceniu ładunku piloci zwiększyli obroty silników i skierowali maszyny w drogę powrotną, mogąc nareszcie wykonywać uniki przed pociskami artylerii przeciwlotniczej i smugowymi. Niektóre płonęły i dymiły, brnąc powoli na macierzyste lotniska. Te ciężej uszkodzone zataczały kręgi i schodziły w dół.
Wypełnieni adrenaliną Chester i jego artylerzyści z ulgą znaleźli się w powietrzu. Lecz kiedy brzęczący odgłos silników lotniczych przestał być słyszalny, ich uwagę przyciągnęły suche trzaski odgłosów broni ręcznej i pocisków moździerzowych oraz zbliżające się w ich kierunku uprawne pola nazistowskich Niemiec. Była godzina 10.20 rano.------------------------------------------------------------------------
¹ Szacowana liczebność sił nieprzyjacielskich zawarta w FAAA, „HQ Operations Reports, 1944–1945”, 21 marca 1945.
² John Chester, list do autora, 1 września 2007.
³ Ibid., 15 listopada 2007.
⁴ Ibid. Zgodnie z tym, co zrelacjonował Chester, Boatner przeżył: „Próbowaliśmy wszystkiego i nikt z naszego oddziału nie był w stanie dowiedzieć się czegoś o Boatnerze przez prawie pięć miesięcy (…). Wojna się skończyła (…). Byłem wraz z grupą, która miała polecieć do Nicei na francuskiej Riwierze. Uwierzyłbyś, gdybym Ci powiedział, że naszym pilotem był ten sam gość, z którym lecieliśmy w czasie pamiętnego lotu z Boatnerem? (…) Odwiedził on Boatnera trzy razy w szpitalu. Powiedział, że lekarze stwierdzili, iż nawet jeśli będą w stanie uratować jego nogę, niewiele będzie miał z niej pożytku”.