Cztery Stracone Królestwa. Four Ruined Realms - ebook
Cztery Stracone Królestwa. Four Ruined Realms - ebook
Podzieliły ich kłamstwa. Zjednoczy zemsta.
Król Joon przechytrzył wszystkich. Teraz piątka najgroźniejszych rebeliantów musi spełnić jego życzenie. Inaczej oni sami, ich rodziny i bliscy doświadczą gniewu monarchy.
Mają trzydzieści dni, żeby ukraść obdarzony boską potęgą pierścień. Problem w tym, że należy on do Quilimar, siostry Joona, królowej Khitanu. A nikt nie zbliża się do władczyni Khitanu. Ci, którzy próbowali, już dawno nie żyją.
Niewykonalne zadanie okazuje się jednak drobnostką w porównaniu z koniecznością zaufania ludziom, którzy już raz zdradzili.
Jednak by osiągnąć cel, ostrza muszą polegać na sobie nawzajem. Inaczej wszystko przepadnie.
Wszyscy zgadzają się co do jednego – król Joon nie może wygrać. Ale czy uda się go pokonać w jego własnej grze?
Drugi tom epickiej serii Pięć pękniętych ostrzy.
| Kategoria: | Young Adult |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368383454 |
| Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
AERI – złodziejka, księżniczka Yusanu, córka króla Joona
MIKAIL – były królewski arcyszpieg Yusanu
ROYO – silnoręki z Yusanu
EUYN – wygnany książę koronny Yusanu, brat króla Joona
SORA – trucicielka z Yusanu, do niedawna zakontraktowana w służbie hrabiego Seoka
TIYUNG – jedyny syn hrabiego Seoka zesłany do Jałowego Więzienia
INNE POSTACI WARTE ODNOTOWANIA:
KRÓL JOON – król Yusanu
QUILIMAR – królowa Khitanu, siostra króla Joona oraz Euyna
GENERAŁ VIKAL – dowódczyni Sił Zbrojnych Khitanu
HRABIA SEOK – hrabia z południa urzędujący w Gainie, właściciel kontraktu Daysum
DAYSUM – siostra Sory, przebywa pod kuratelą hrabiego Seoka
HRABIA BAY CHIN – hrabia z północy urzędujący w Umbrii
HRABIA DAL – hrabia ze wschodu urzędujący w Tamneki (nie żyje)
GENERAŁ SALOSA – dowódca gwardii pałacowej Yusanu
ZAHARA – szpieżka z Yusanu
FALLADOR – książę Gayi, przebywa na wygnaniu
AILOR – ojciec Mikaila
GAMBRIA – kuzynka Falladora
UOL – król kapłan WeiCO WYDARZYŁO SIĘ DO TEJ PORY…
Pięcioro najgroźniejszych kłamców w Yusanie połączyło siły, by zgładzić władającego krajem boga króla Joona. Złodziejka Aeri nakłoniła do udziału w misji Roya, silnorękiego, oferując mu majątek za ochronę w trakcie podróży, podczas której planowała ukraść Koronę Nieśmiertelności.
Trucicielka Sora, będąca własnością hrabiego Gainu, miała odzyskać wolność swoją i swojej siostry w zamian za zamordowanie króla. Musiała jednak wyruszyć w drogę w towarzystwie wroga, jedynego syna Hrabiego, Tiyunga.
Euyn, niegdyś książę koronny Yusanu, żył na wygnaniu. Jego dawny kochanek i królewski arcyszpieg, Mikail, odnalazł go i zaproponował usunięcie z tronu Joona, brata Euyna.
Igrając ze śmiercią i kierując się ukrytymi motywami, członkowie grupy nauczyli się ufać sobie nawzajem. Ich sojusz rozpadł się jednak , kiedy wyszło na jaw, że spisek ukartował sam król Joon. Zgodnie z prawdziwym planem władcy jego córka, Aeri, miała zebrać zabójców, którzy zdołaliby przynieść mu Złoty Pierścień Smoczego Lorda będący w posiadaniu siostry Joona, królowej Khitanu.
Tylko że nasze ostrza planują coś zupełnie innego…
…I CO PRZED WAMI:
Ostrza mają miesiąc, by wykraść potężny pierścień. Ale niewykonalne zadanie może okazać się łatwiejsze niż zaufanie sobie nawzajem. Mimo że zależy od tego życie ich, ich rodzin oraz losy królestw.
Wszyscy zgadzają się co do jednego – król nie może zwyciężyć. Ale czy uda im się pokonać go w jego własnej grze?
Tym razem nie jest to sprawa osobista – to zemsta.
Kłamstwa mogły ich podzielić, ale zemsta ich zjednoczy.© Leila Evans
MAI CORLAND
Koreańsko-amerykańska prawniczka i pisarka, urodzona w Seulu, która świetnie odnalazła się w nowojorskim zgiełku. Stamtąd uciekła przed zimą, by zdobywać wiedzę na Florydzie w Rollins College i na Uniwersytecie w Miami.
Z powodu podjętych przez nią różnych wątpliwych decyzji, obecnie znów żyje na zimnie ze swoim partnerem, dziećmi i złotą rybką, która ich wszystkich przeżyje.
Kiedy nie pisze, możesz znaleźć ją śpiącą lub wciskającą opcję latte na ekspresie do kawy. Mai pisze nagradzane książki dla dzieci i młodych dorosłych.OD AUTORKI
Korea może poszczycić się bogatą mitologią i barwną kulturą. Jako Koreanka adoptowana i wychowana w Stanach Zjednoczonych, tworząc świat Pięciu pękniętych ostrzy, czerpałam z własnej historii i doświadczeń. Chciałabym jednak zaznaczyć, że opowieść nie jest ani fikcją historyczną, ani fantasy opartą na prawdziwym świecie; rozgrywa się w unikatowej scenerii inspirowanej moimi studiami nad mitami, legendami i kulturą Korei. Wielokrotnie uciekałam się do licencji poetyckiej, mam jednak nadzieję, że historia ta wzbogaci życie czytelników – tak jak wzbogaciła moje w trakcie pisania.
– MaiROZDZIAŁ PIERWSZY
AERI
MORZE WSCHODNIE
Mam już serdecznie dość tego statku: bujania, ciasnych pomieszczeń i tego, że wszyscy chcą mnie zabić. Może to człowieka wykończyć.
Fakt, że mój tydzień na Morzu Wschodnim nie był nawet w połowie tak zły jak tydzień, który przeżył Euyn. Jego kajuta znajduje się po prawo od mojej, więc słyszałam, jak dzień i noc rzygał. Wydaje mi się, że to zwykła choroba morska, ale pewności nie mam. Chętnie bym sprawdziła, co z nim, ale trochę się cykam, że wpakuje mi bełt z kuszy.
A mówiąc „trochę”, mam na myśli, że poważnie się tego obawiam.
Ale tak, wychodzi na to, że tak właśnie reagują ludzie, kiedy się dowiadują, że jesteś córką króla i od samego początku planowałaś ich zdradzić.
Słyszę na zewnątrz czyjeś kroki, więc zamieram, ściskając mocniej książkę. Ktoś idzie. Zerkam na meble, którymi zastawiłam drzwi. W kajucie jest zamek, ale wątpię, żeby drobna zasuwka przydała się na coś na statku pełnym zabójców. Dlatego też, gdy tylko weszliśmy na pokład, zabarykadowałam się w środku. Wymykałam się tylko po to, żeby zwinąć coś do jedzenia i opróżnić nocnik.
Odgłos kroków cichnie, a ja powoli wypuszczam powietrze. Chcę już wrócić do czytania, ale w tym momencie ktoś puka do drzwi.
Moje serce podskakuje. Royo?
Z jednej strony liczę, że znów go zobaczę, a z drugiej kompletnie mnie to przeraża. Chcę mu wyjaśnić, że kiedy król kazał mi sprowadzić do pałacu Sorę, Euyna i Mikaila, nie miałam pojęcia, że chodziło też o niego. Hrabia Bay Chin po prostu wspomniał o Royu jako o kimś, na kim mogę polegać w kwestii ochrony. Nie podejrzewałam, że Bay Chin miał swoje powody, żeby go w to w mieszać. Ale nie powiedziałam Royowi żadnej z tych rzeczy, ponieważ ostatecznie nie wydaje mi się, by mi uwierzył.
Jego kajuta znajduje się po lewej stronie. Przez ostatnie siedem dni dziesiątki razy przyciskałam ucho do cienkiej ściany. Słuchałam, jak się wiercił i chrapał, więc wiem, że nic mu nie jest, ale nie odezwał się do mnie słowem. Może w końcu zmienił zdanie, może mi wybaczył. A może przyszedł, żeby mnie zabić, tak samo jak wiele lat temu zamordował swoją dziewczynę.
Wzdycham i przygryzam wargę, bo przypominam sobie, że nie jestem tutaj jedynym kłamcą. Może też powinnam trzymać się od niego z daleka, skoro w sali tronowej przekonałam się, że w ogóle nie znam się na ludziach.
Ponowne pukanie wyrywa mnie z zamyślenia. Waham się, ale ciekawość zwycięża.
– Kto tam? – Mój głos brzmi dziwnie i chrapliwie, bo przecież nie odzywałam się do nikogo od tygodnia.
– To ja, Sora.
Ogarniają mnie ulga i lekkie rozczarowanie. Wstaję i odsuwam meble od drzwi. W końcu uchylam je na kilka cali.
Sora jak zwykle wygląda zachwycająco. Jej fiołkowe oczy błyszczą, podobnie jak jasna cera, a ona sama ubrała się w wykwintną zieloną suknię. Wzdycham z czystego zachwytu. Nawet jej czarne włosy wyglądają doskonale. Nikt nie kąpał się porządnie, od kiedy opuściliśmy Yusan, więc jakim cudem?
– Tak?
– Zbliżamy się do portu w Quu – odpowiada. Jej głos brzmi jak dzwonki na wietrze. – Wyjdziesz ze mną na pokład? Wszyscy powinniśmy porozmawiać, zanim dopłyniemy do Khitanu.
Sora wygłosiła całkiem niezłą mowę motywacyjną, kiedy powierzono nam śmiertelnie niebezpieczną misję kradzieży Złotego Pierścienia Smoczego Lorda. Gdy reszta z nas wciąż była wstrząśnięta kłamstwami wyciągniętymi na światło dzienne w sali tronowej, to właśnie Sora nas zjednoczyła za sprawą swojego planu. Chce przekonać bezwzględną królową Khitanu – moją ciotkę – do rozpoczęcia wojny z Yusanem, by zmusić króla Joona do ponownego opuszczenia Pałacu Qali. W ten sposób zapewnimy sobie drugą szansę, by ukraść koronę i tym razem naprawdę zabić króla.
Mojego ojca.
Mam w tej kwestii mieszane uczucia, ale to nie pora na takie rozważania – Sora czeka. Zbieram się w sobie i kiwam głową. Potem narzucam na sukienkę czerwony, obszyty futrem płaszcz i wyślizguję się przez drzwi.
Sora uśmiecha się do mnie lekko, gdy idziemy po schodach. Chyba jako jedyną obchodzi ją fakt, że zdradziłam własnego ojca, że na sam koniec wybrałam ich.
Przechodzą mnie dreszcze, bo zimny wiatr owija się wokół mnie, gdy tylko wychodzimy na pokład. Mrużę oczy w świetle dnia. Jakimś cudem niebo jest jednocześnie szare i boleśnie jasne. Na morzu piętrzą się białe bałwany, a deski są śliskie, ale dobrze jest odetchnąć świeżym powietrzem po tak długim czasie spędzonym w zamknięciu. Przez ostatnie kilka dni fale mocno dawały nam się we znaki, czyli pora monsunowa może się zacząć w każdej chwili. Mamy szczęście, że jeszcze nie pada – inaczej podróż byłaby dużo gorsza.
Kręcę głową, patrząc na ciężkie chmury. Trudno uwierzyć, że mogłoby być gorzej.
Przenoszę spojrzenie na Mikaila i Euyna stojących na dziobie eleganckiego drewnianego statku. Mikail – wysoki, atletycznie zbudowany – opiera się swobodnie o reling, skanując horyzont oczami w kolorze morza. Euyn stoi po jego prawej, ale trzyma się dalej niż zwykle. Broda księcia jest zaniedbana, a szczupła sylwetka wygląda na nieco wychudłą, ale to i tak jedni z najgroźniejszych ludzi, jakich znam.
Przełykam z trudem ślinę i podchodzę bliżej.
Z boku zauważam Roya, który z ponurą miną stoi w futrzanej kurtce. Bogowie, jak ja za nim tęskniłam. Na głowie ma teraz gęstą czarną szczecinę, bo włosy odrosły mu, odkąd się poznaliśmy. Kiedy nasze spojrzenia się spotykają, czuję, jak durne serce tłucze mi się w piersi. To była prawdziwa tortura mieć go zaledwie za tak cienką ścianą. Chcę do niego podbiec, ale z wielu powodów nie powinnam tego robić. Jednym z nich jest to, że mógłby wyrzucić mnie za burtę. A ja nie umiem pływać.
Royo udaje, że mnie nie widzi, ale kiedy się zbliżam, ściąga ramiona do tyłu. Zaciska pięści i szczękę. Odwracam wzrok, ukrywając fakt, że jego reakcja sprawiła mi ból. Dopiero wtedy zauważam, że Euyn i Mikail nie zamienili ze sobą nawet słowa.
I chyba ma to sens. Po tym, co razem przeszliśmy, mamy prawo być podejrzliwi i wściekli, ale mamy też robotę do wykonania. Chociaż tak szczerze? Nie jestem pewna, czy uda nam się normalnie porozmawiać, nie mówiąc o wszczęciu wojny.
Sora mierzy wzrokiem każde z nas i zaciska usta. Widać, że jest zdeterminowana.
– Mamy za dużo do stracenia, by się nie zjednoczyć. Rozumiem, że nikt nie chce ponownie nikomu zaufać, ale nie zamierzam porzucić siostry. Nie zamierzam pozwolić Tiyungowi zgnić w Jałowym, o ile w ogóle jeszcze… – urywa i kręci głową. Kolejny oddech przychodzi jej z trudem, wygładza więc suknię delikatnymi palcami. Mój ojciec wtrącił Tiyunga do Jałowego Więzienia, lochu pod jeziorem okalającym pałac. Nie mamy jak się dowiedzieć, czy Tiyung w ogóle jeszcze żyje, i wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Sora unosi podbródek. Dłoń jej drży, więc chowa ją za plecami. – Nie zamierzam umrzeć, dopóki hrabia Seok nie będzie błagał o życie u moich stóp. Nie zachwyca mnie fakt, że jestem tu z wami, ale musimy to zrobić. Król Joon myśli, że ukradniemy pierścień, ale my musimy przekonać królową Quilimar, by pomogła nam wywabić go z Pałacu Qali. Wtedy go zabijemy i wypełnimy naszą misję, osadzając Euyna na tronie. Albo wszyscy zginiemy, a wtedy cierpieć będą ludzie lepsi od nas. – Patrzy z osobna na każde z nas. Trafiła w sedno. – Życie tych, których kochamy, wisi na włosku. Jeśli nie może to być zaufanie, niech zwiąże nas zemsta.
Przyglądam się uważnie jej szczerej, zdeterminowanej twarzy. Bycie Sorą musi być takie męczące – zawsze musi wyjść na tę dojrzalszą, lepszą osobę. Dużo łatwiej byłoby zniżyć się do poziomu całej reszty. Ale może dobro naturalnie wypływa na wierzch, jak kożuch na mleku.
– Skąd mamy wiedzieć, że ona nadal nie pracuje dla Joona? – Euyn robi nieokreślony gest w moją stronę.
Przygryzam wargę, bo coś ściska mnie w dołku. Teraz jestem już pewna, że się zastanawiali, czy mnie zabić. Wszyscy. Wcześniej była to tylko moja teoria.
– Ponieważ ostatecznie go zdradziła – odpowiada Sora, wzruszając ramionami. – A on wysłał ją na samobójczą misję.
Budzi się we mnie chęć, żeby się bronić – oraz, do pewnego stopnia, mojego ojca – ale nie ma sensu kłócić się z faktem, że nie obchodzi go to, czy przeżyję, czy umrę. Tak, obiecał mnie uznać i pośmiertnie uczynić moją matkę pierwszą królową, ale obietnice nic kłamców nie kosztują. Nigdy, nawet raz przez te dziewiętnaście lat, się o mnie nie zatroszczył. No dobrze, mnie też zbytnio nie zajmowało jego bezpieczeństwo ani samopoczucie.
Rok temu przysiągł, że będzie ojcem, na jakiego zasługuję, że się zmienił i nie jest już tym bezwzględnym młodzieńcem, którym był dawniej. Teraz widzę, że postąpiłam naiwnie, wierząc mu, ale byłam tak zrozpaczona po śmierci matki, tak zdesperowana, żeby znów nie być sama, że spijałam miód, który sączył mi do uszu. Matka zawsze powtarzała, że jedyne, czego potrzebujemy, to miłość Joona, więc uznałam, że miała rację. Kiedy człowiek głoduje, trucizna może smakować jak najlepsza słodycz. Ale w drodze do Tamneki, gdy miałam dostarczyć mu tych zabójców, dotarło do mnie, że oni troszczyli się o mnie bardziej niż on kiedykolwiek w przeszłości. I zapewne w przyszłości.
Ale to wszystko miało miejsce, zanim się dowiedzieli, że jestem córką Joona. Jego jedynaczką.
– Musimy dostać audiencję u tej królowej, o to teraz chodzi? – odzywa się Royo. Jego głos grzmi, przyciąga mnie.
Mikail przebiega dłonią po pofalowanych brązowych włosach.
– Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Od kiedy piętnaście lat temu Wei próbowało zamordować króla Khitanu, nikt nie może się zbliżyć do tronu bliżej niż na sto stóp. Nazywają to Regułą Dystansu. A nie za bardzo możemy wykrzyczeć nasze zdradzieckie zamiary przy całym dworze. Zawsze kręcą się tam jacyś yusańscy dyplomaci lub szpiedzy.
Na pokładzie zapada cisza, nie licząc fal rozbijających się o burty i krzyków mew. Owijam włosy na palcu, bo sięgają mi już do ramion. Ptaki to znak, że zbliżamy się do położonego na północy królestwa Khitanu, tymczasem nasz jak dotąd poplątany plan właśnie poplątał się jeszcze bardziej.
Sora stuka się palcem w brodę.
– Musi istnieć sposób, by dostać się bliżej. Euyn jest jej bratem. A Aeri…
– Księżniczką – kończy Royo.
Nie ma na myśli niczego miłego.
– Obydwoje powinniśmy nie żyć – stwierdza Euyn. – A moja siostra nie pała szczególną miłością do krewnych. Jak wszyscy w rodzinie. – Mruży brązowe oczy, zerkając na mnie, jednocześnie jego twarz robi się lekko zielona od wzburzonego morza.
Nie protestuję, bo ma rację. Ojciec wydał rozkaz stracenia Euyna, wuj próbował mnie zamordować, a ja spiskowałam w celu zgładzenia ojca. Słyszałam, że moja ciotka próbowała zabić go więcej niż raz. Rodzinne perypetie Baejkinów. Im potężniejszy ród, tym więcej problemów.
– Królowa Quilimar musi mieć coś w rodzaju wewnętrznego kręgu – nie ustępuje Sora. – Nikt nie może rządzić sam.
– Kapitan jej gwardii pałacowej albo damy dworu. Może generałowie? – pytam.
Mikail rzuca mi spojrzenie pełne pogardy, a ja ustawiam się w gotowości. Nie jest dobrze. Dałabym radę uciec przed Euynem, zwłaszcza jeśli nie ma kuszy, ale Mikail morduje z szybkością, jakiej nigdy nie widziałam. Ukryłam w płaszczu noże do rzucania, ale to akurat marna pociecha. Zanim sięgnęłabym po drugi, byłoby już po mnie.
W ostateczności mam amulet. Bezwiednie unoszę dłoń do szyi. Piaski Czasu Smoczego Lorda są tam, gdzie zawsze, ukryte w naszyjniku pod moim strojem. Zastanawiałam się, czy ich nie użyć i nie uciec, zanim jeszcze weszliśmy na pokład. Mogłabym to zrobić – ponownie zamrozić czas i zniknąć. Ale nie miałam dokąd pójść, a co więcej, wiedziałam, że beze mnie czeka ich porażka. Nic nie poradzę na to, że ich kocham. Nawet jeśli tak jawnie mnie teraz nie cierpią.
– Vikal – stwierdza Euyn, ocierając czoło. – To generał i głównodowodząca khitańskich sił zbrojnych. Pewnie potrafi wpłynąć na Quilimar. Pamiętam, że były blisko.
Mikail się waha.
– Są blisko, ale gdyby wystarczyło po prostu pogadać z Vikal, Joon nie zadawałby sobie tyle trudu, by nas tu wysłać. Nie bez powodu wybrał do tej misji właśnie nas. W czym jesteśmy wyjątkowi? Gdzie ten haczyk? Umyka nam coś ważnego, ale nie potrafię powiedzieć co.
Wszyscy zwracają się w moją stronę. Royo udaje, że nie patrzy, ale czeka, aż coś powiem. Problem w tym, że sama nie mam pojęcia.
– Naprawdę nie wiem – mówię. Nie wierzą mi, każde na swój sposób. – Chciałabym wiedzieć. Ale powiedział mi tylko, że stanowicie zagrożenie dla tronu i chce pojmać was żywcem przy minimalnej liczbie ofiar.
Na dziobie znów zapada cisza, atmosfera jest wyraźnie napięta. Krzywię się. „Minimalna liczba ofiar” to sformułowanie, którego użył mój ojciec, nie ja, ale zawisa ono w powietrzu i z każdą sekundą brzmi coraz gorzej.
– No dobrze, zastanówmy się nad tym – proponuje Euyn. – Sora truje. Ja strzelam – urywa i wbija wzrok w Mikaila. – Ty jesteś szpiegiem. I kłamcą. I manipulatorem. I zdrajcą.
Usta Mikaila układają się w sztuczny uśmiech. Odwzajemnia spojrzenie kochanka i delikatnie unosi brwi.
Noo i robi się mega niezręcznie.
Pozostali patrzą wszędzie, byle nie na nich. Najwyraźniej oni też nie rozmawiali. Nie słyszałam nikogo innego w kajucie Euyna, ale założyłam, że się pogodzili. Nic jednak na to nie wskazuje. Czuję ucisk w piersi. Nieudana próba zamachu zniszczyła wszystkie więzi w naszej grupie, nawet te najgłębsze.
Potężna fala rozbija się o burtę, wstrząsając statkiem. Każde szuka czegoś, co pomogłoby mu zachować równowagę. Ja łapię się grubej liny zwisającej z masztu. Wolałabym się oprzeć o Roya, ale jest za daleko – i to pod każdym względem.
Kiedy morze się uspokaja, Sora otwiera usta. Wygląda na gotową do załagodzenia sytuacji, ale to Mikail odzywa się pierwszy.
– Możemy porozmawiać o tajemnicach, skoro tak sobie tego życzysz, ale przypominam, że sam nie jesteś niewinny – wyrzuca z siebie. – Nie pamiętam, żebyś się komuś chwalił, jak to polowałeś na Chula dla sportu.
Euyn unika jego spojrzenia, ale Sora gwałtownie odwraca się do Mikaila.
– Chula? Czy ty właśnie powiedziałeś „Chul”? – pyta.
Jej oddech przyspiesza, wbija wzrok w Euyna. Morze się uspokaja, ale jeszcze nigdy nie widziałam Sory w takim stanie. O co chodzi?
Zerkam najpierw na Roya, potem na Mikaila, ale oni też wyglądają na zbitych z tropu. Mikail przenosi spojrzenie morskich oczu to na Euyna, to na Sorę; Royo marszczy brwi.
– Tak… – zaczyna niepewnie Mikail.
– Jakiego Chula? – dopytuje Sora. Odpowiada jej cisza. – Jakiego Chula, Euynie?
– Soro… – odzywa się cicho zapytany. Ale nie patrzy na nią. Zaciska usta. Cokolwiek to jest, nie chce jej o tym powiedzieć, więc nie może to być nic dobrego.
– Inigo, jak ta wioska? Chodzi o Chula Inigo, tak?
Royo robi krok w jej stronę. Nadal nie wiem, o co chodzi, ale Sora wygląda, jakby stopniowo traciła nad sobą panowanie. Kim w ogóle jest Chul Inigo?
– Soro, ja… – mówi Euyn, kręcąc głową.
– Czy polowałeś na mojego ojca jak na dziką świnię?! – wywrzaskuje dziewczyna. – Dla własnej chorej rozrywki!
O cholera.
Euyn jest prawie tak biały jak żagle, co stanowi wystarczające potwierdzenie.
Wszystko wokół mnie zwalnia. Gdybym nie wiedziała, mogłabym uznać, że skorzystałam z amuletu czasu. Zaskoczony Mikail unosi brwi. Royowi opada szczęka. Ale to Sora zmienia się jak rażona gromem. Szok, upokorzenie i coś jeszcze, czego nie potrafię nazwać, przemyka po jej twarzy, a zaraz potem furia niweczy jej piękno.
Sora rzuca się naprzód, ale Mikail w ostatniej chwili powstrzymuje ją, zanim dziewczyna zdąży dosięgnąć szyi Euyna. Royo rusza mu na pomoc i muskularnym ramieniem łapie Sorę w talii. Odciągają ją do tyłu, ale ta nadal się rzuca, jej paznokcie drapią powietrze – do tego stopnia pragnie dostać Euyna w swoje ręce, nawet gdyby miały to być tylko koniuszki palców.
Widziałam, jak zabija, ale nigdy nie widziałam, żeby chciała to zrobić. Przerażający widok.
Nie mogąc dopaść księcia, Sora wyje desperacko. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie słyszałam. Od jej zwierzęcego ryku przechodzą mnie dreszcze. Szał i rozpacz, nierozerwalne, chwytają za serce.
– Powinieneś zdechnąć na wygnaniu! – krzyczy.
Royo i Mikail odciągają ją jeszcze dalej. Mikail ogląda się przez ramię na Euyna, na jego twarzy rysuje się skrajne obrzydzenie.
Nie wiedział, że Chul był ojcem Sory.
Na wpół odprowadzają, na wpół wynoszą zawodzącą boleśnie Sorę na rufę. Załoga uwija się wokół, udając, że niczego nie widzi, ale nie sposób teraz Sory nie zauważyć.
Na dziobie zostajemy tylko Euyn i ja. Stoi plecami do mnie. Jego ramiona sztywnieją, zaciska dłonie na relingu. Przygotowuję się, pewna, że zaraz coś powie. Ale on wychyla się za burtę i gwałtownie wymiotuje.
Prawie dobijamy do portu. Pałac Króla Nieba wygląda zza mgły otaczającej szczyt Góry Oligarchów, a naszym oczom ukazuje się przystań.
Bogowie, mamy przerąbane.ROZDZIAŁ DRUGI
MIKAIL
MORZE WSCHODNIE
Będę szczery: nie jest dobrze.
Euyn wiedział. Zwieszam ramiona i wzdycham, bo jestem rozczarowany, ale też w ogóle mnie to nie dziwi. Oczywiście, że wiedział. Zorientował się, kim jest Sora, tamtego wieczoru, kiedy poznaliśmy ją w Rahway. Stąd jego wyraz twarzy, kiedy zapytał ją o pełne imię. Dodał dwa do dwóch, a mimo to nic nie powiedział.
W takich momentach zastanawiam się, czy naprawdę mogę kochać kogoś takiego jak on. Czy to faktycznie miłość, czy może jestem po prostu uzależniony od tej jazdy w górę i w dół jak ludzie ćpający laoli? Czy zostanie kiedyś dobrym królem, czy może okaże się taki sam jak jego brat? Albo gorszy?
Szybko odsuwam od siebie wątpliwości. Na razie mamy bardziej palący problem niż przyszłość Yusanu. Sora była spoiwem, które nas jednoczyło, a teraz się posypała. Ten jeden jedyny raz w moim wygadanym życiu nie wiem, co powiedzieć. Dziewczyna chce go skrzywdzić i ma do tego prawo, ale nie mogę jej na to pozwolić. Nie jestem przecież aż takim hipokrytą. Pogodziłem się z tym, że Euyn polował na ludzi, i trudno mi się na niego wściekać, że ma przede mną sekrety, skoro sam okłamałem go w tylu sprawach, włącznie z tym, że zamach na Joona miała zaplanować Quilimar. Tak naprawdę ukrywam przed nim więcej, niż on kiedykolwiek mógłby ukryć przede mną. Na przykład fakt, że nie jestem Yusańczykiem.
No więc byłaby to przesada, gdybym teraz zaczął zgrywać autorytet w kwestii szczerości.
I tym sposobem decyduję się raz jeszcze stanąć po stronie Euyna. Choć muszę przyznać, że średnio mnie to cieszy.
– Oszczędził go, Soro.
Dziewczyna przestaje płakać tylko po to, by przerzucić czarne włosy przez ramię i obdarzyć mnie spojrzeniem z żądzą mordu. Cóż, chyba sobie zasłużyłem. Trudno w pozytywnym świetle przedstawić polowanie na ludzi dla zabawy.
Próbuję więc jeszcze raz.
– Euyn został wygnany właśnie dlatego, że Chul przeżył – powtarzam. – Ponieważ Euyn go wypuścił.
– Nie zasługuje na tron. Zasługuje na śmierć – odpowiada.
Wytrzymuje moje spojrzenie, w jej ładnych oczach dostrzegam wyzwanie. Ta Sora jest bardziej zajadła od wszystkich wojowników, jakich w życiu znałem. Zarżnęłaby go na miejscu bez wahania czy żalu.
– Soro, my wszyscy zasługujemy na śmierć – mówię.
Wyraz jej twarzy ulega zmianie, teraz wygląda na zaskoczoną. Łączy nas zrozumienie. Niezależnie od naszych motywacji wszyscy mamy na rękach krew wielu. Kradniemy dusze, mając nadzieję, że Lord Yama się o nie nie upomni. Wedle powszechnie przyjętych kryteriów zasługujemy na śmierć.
Dziewczyna wypuszcza powietrze i odrobinę łagodnieje. Nie zabije Euyna, na pewno nie teraz. Chwilowo mi to wystarczy.
– Wszyscy dokonywaliśmy wyborów, których nie da się cofnąć – dodaję. – Ale to Joon musi umrzeć.
– Ale jak przyniesiemy mu pierścień… – zaczyna Royo.
– Zdradzi nas i zabije – wchodzę mu w słowo. – Albo każe nam ukraść Wodne Berło z Wei, co oznacza pewną śmierć. Byłoby to wybitnie mało oryginalne, gdybyśmy dali mu się przechytrzyć po raz drugi.
– Nie zamierza ocalić Hwana? – Royo marszczy szerokie czoło, robiąc zdezorientowaną minę.
Hwan to człowiek, który odsiaduje wyrok za zabójstwo własnej córki. Człowiek, o którego wolność walczył Royo. Dziwi mnie, że Royo nie wpadł na to, że choć Joon zaoferował nam wszystkim wspaniałe nagrody – tytuł, ziemię, łaskę – to nie ma najmniejszego zamiaru dotrzymać danego słowa. Bóg król nie dba o obietnice składane takim jak my.
Royo jest jednakowoż człowiekiem honoru, a ludzie honoru nie zrozumieją kogoś takiego jak Joon. Royo i Sora kierują się ideałami, dobrem i złem. Nie zostali obdarzeni elastyczną moralnością tych, którzy sprawują władzę. Dlatego Joon ich wyeliminuje. Joon eliminuje każdego, kogo nie potrafi kontrolować.
– Nie – odpowiadam. – Nie, jeśli nie będzie mu się to opłacać. Król nigdy nie troszczył się o ludzi z pospólstwa, chyba że miał w tym swój interes. Może sprowadzić Hwana do Jałowego Więzienia, ale jedynie po to, żeby go torturować, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Royo pociera starą bliznę, która przecina jego twarz.
– W takim razie król Joon musi umrzeć.
Sora wzdycha i przytakuje, jej gniew dogasa. Przygarbiona, z trudem trzyma się teraz na nogach. Po tym, jak wypali się w nas wściekłość, pozostają jedynie zgliszcza rozpaczy. Pod wieloma względami furia jest więc lepsza, ponieważ przynajmniej można się jej złapać. Smutek to jałowe pustkowie.
– Krwawisz – mówi.
Patrzy na moją szyję. Dotykam skóry, palce mam mokre od krwi. Podrapała mnie, próbując dopaść Euyna.
– Przeżyję.
– Jesteś pewien, że Euyn wypuścił mojego ojca?
W jej oczach wzbierają łzy i nadzieja. To miłe, że tym razem nie muszę jej okłamywać.
– Absolutnie. To właśnie twój ojciec doniósł, że Euyn polował na skazańców w Zachodnim Lesie.
– O czym wiedziałeś – dodaje Sora.
Wpatruje się w moje oblicze, Royo też nie odrywa ode mnie wzroku. Mam ochotę skłamać, ale w ten sposób tylko ratowałbym swoją twarz. Żeby wypełnić nową misję, będę musiał zacząć mówić prawdę. Oczywiście na tyle, na ile to możliwe.
– Tak – przyznaję.
Wytrzymuje moje spojrzenie.
– Wiedziałeś, że był moim ojcem?
– Nie. Przysięgam i ślubuję. W ogóle nie jesteś do niego podobna.
Wzdycha i spogląda na swoje dłonie, na paznokcie, którymi utoczyła mi krwi. Będziemy musieli przelać jej naprawdę sporo, żeby uratować tych, których kochamy. Pogodziłem się z tym dawno temu, ona zresztą też.
– Naprawdę myślisz, że Euyn będzie dobrym królem? – docieka Royo.
Nabieram powietrza. Czy ja tak myślę?
– Uważam, że wszyscy robiliśmy rzeczy, z których nie jesteśmy dumni – zaczynam. – Uważam, że człowiek jest kimś więcej niż tylko sumą własnych przewinień. A przynajmniej chciałbym w to wierzyć. Myślę, że Euyn się zmienił, cały czas się zmienia. W najgorszym razie będzie lepszy od Joona.
– Albo po prostu masz na to nadzieję – kwituje Royo.
Obydwoje mi się przyglądają, czekając na odpowiedź, więc wzruszam ramionami.
– To bez różnicy.
Na statku odzywa się dzwon. Dotarliśmy do stolicy Khitanu.
– Port Quu! – woła kapitan, przemierzając pokład. – Port Quu!
W samą porę, żebym zapomniał o słowach Roya.
Zerkam na Sorę; wyprostowała się i wzięła w garść. Podrobiłem jej papiery, ponieważ na prawdziwych widnieje symbol kontraktu. Choć zakontraktowani i niewolnicy stają się wolni po przekroczeniu granicy Khitanu, kraj musi przynajmniej udawać, że dostali się tu po kryjomu. Przygotowałem też dokumenty dla Aeri i Euyna, ponieważ obydwoje teoretycznie nie żyją. I, oczywiście, ja sam też nigdy pod prawdziwym nazwiskiem nie wjechałem do obcego królestwa. W ogóle nie używam prawdziwego nazwiska. Nigdy.
Szmuglowanie martwych kłamców do Khitanu to niezbyt obiecujący początek, ale przechytrzę Joona. Przegraliśmy bitwę, ale wygramy wojnę.
Najpierw jednak muszę spotkać się z kolejnym teoretycznie zmarłym duchem – Falladorem, wygnanym księciem Gayi – żeby się dowiedzieć, jak możemy się dostać do królowej. I w końcu wyzwolić naszą ojczyznę.ROZDZIAŁ TRZECI
ROYO
MIASTO QUU, KHITAN
Dopłynęliśmy do Khitanu i się nie pozabijaliśmy. To już coś.
Stolica, podobnie jak Tamneki, jest miastem portowym, ale Quu nijak nie kojarzy się z Yusanem. Nad miastem wznosi się wielka góra, w której zboczach wykuto wille, a na szczycie zbudowano złoty pałac. Nawet w deszczu lśni jak latarnia.
Naciągam kaptur na włosy. Myślałem, czyby się nie ogolić na statku, ale nie wiem, chyba się już przyzwyczaiłem. Brniemy przez mokre ulice. Wszędzie prowadzą brukowane drogi, a malowane domy powciskane są jeden obok drugiego. Te, które mijamy, są jabłkowoczerwone, zielone, granatowe albo musztardowożółte. Pomieszanie z poplątaniem, ale podobnie sprawa ma się z ludźmi. Niektórzy to Yusańczycy, ale sporo tu Khitańczyków. Widziałem też paru Weian, a jeszcze inni muszą pochodzić z Dalekich Krain. To wszystko to jakiś przemoknięty miszmasz rzeczy znajomych i kompletnie obcych. Kobiety na przykład ubierają się jak mężczyźni – noszą spodnie i broń.
Wiedziałem, że płyniemy do innego królestwa, ale się nie spodziewałem, że Khitan będzie aż tak inny.
No ale jest.
Po serii zakrętów, przez które kompletnie się pogubiłem, docieramy do zajazdu Na Szarym Brzegu. Choć w sumie nie szliśmy aż tak daleko. Czuję słone powietrze znad zatoki, a z holu widać żagle. Mikail załatwia nam pokoje. Miejsce jest w porządku, mimo że Euyn marudzi coś pod nosem. To nie pałac, ale jest sucho i ciepło. Podczas burzy nie potrzeba nic więcej.
Mikail podaje mi klucz. Jak tylko tu weszliśmy, dziewczyny poszły do łazienki i nadal tam siedzą. Zastanawiam się, czy poczekać na Aeri, chociaż nie powinienem. Nie mam jej nic do powiedzenia. Albo zbyt wiele. Czasem to na jedno wychodzi.
Wchodzę do pokoju i rzucam torbę na pstrokaty fotel. W środku szczęka broń, ale sztabki złota i diament miliona szlifów przepadły. Odebrano mi je w pałacu, zanim wysłali nas tutaj. Wszystkie pieniądze, które zaoszczędziłem, żeby wykupić wolność Hwana. Wszystkie te lata krwawej roboty. Wszystkie te krzyki, morderstwa i ocieranie się o śmierć. Wszystko na nic. Nigdy nie dopuszczałem do siebie całego tego syfu, tego, co tak naprawdę robiłem, bo po prostu musiałem to robić. Ale teraz, kiedy ten czas poszedł na marne, wszystko do mnie wraca.
Echa błagań o litość, krzyków i śmierci gwałtownie rozbrzmiewają mi w głowie. Duchy przeszłych błędów stoją nade mną. Ludzie, co to nic mi nie zrobili, a tyle przeze mnie wycierpieli. Zwieszam ramiona, wszystko to za bardzo mi ciąży. Krztuszenie się, prośby, łzy. Zakrywam uszy, żeby to przerwać. Nie pomaga, ponieważ te dźwięki są wemnie.
Nie. Kręcę głową i wstaję. To, co zrobiłem, nie może pójść na marne. To wszystko doprowadziło mnie tutaj. Uwolnię niewinnego człowieka. A dzięki zamordowaniu króla ocalimy całą masę więźniów, którzy nie zasługują na wyrok śmierci. Może nie przeważy to szali, ale na pewno nie zaszkodzi.
Odpycham od siebie wspomnienia i odpalam zapałkę. Mamy robotę do wykonania.
Wystarczy iskra, by płomienie zaczęły tańczyć na suchym drewnie w kominku. Ogień to najlepsze pocieszenie, kiedy człowiek jest mokry i zmęczony. Lepiej można czuć się tylko w ramionach ukochanej osoby.
Aeri.
Nie. Nie Aeri. Księżniczka Naerium.
Była księżniczką od samego, kurwa, początku. I nic nie powiedziała.
Czuję ból w piersi. Nie mam ani pieniędzy, ani dziewczyny, a to dlatego, że od początku ze mną pogrywała. Mimo że zdawałem sobie z tego sprawę, to i tak nie mogłem się powstrzymać. Na statku nasłuchiwałem przez ścianę, pilnując, czy jest bezpieczna w kajucie. Patrolowałem korytarz, by nikt z reszty nie ważył się jej zabić. Ponieważ to, co do niej czułem, wydawało mi się prawdziwe. Ponieważ jestem samotny. Ponieważ jestem królem pieprzonych matołów.
Z jękiem odchylam głowę. Patrzę na strop. Muszę przestać. Muszę ochłonąć. Zobojętnieć. Gówno mnie obchodzi, co się stanie z księżniczką Naerium. Aeri jest dla mnie martwa – muszę się z tym pogodzić.
Ale nie umiem.
Cały czas wracam myślami do tego, że Aeri ostatecznie ukradła koronę. Zrobiła to, co miała dla nas zrobić. Wybrała nas i zdradziła króla.
Nie, zdradziła swojego ojca. Gadała o nich, jakby to były dwie różne osoby, więc się na to nabrałem. Tak samo nabrałem się na nią i się w niej zakochałem. Beznadziejnie i durnie. Nic z tego nie było prawdziwe.
Tylko że kiedy zostaliśmy pojmani, błagała, by mnie uwolnił. Tylko mnie.
Przejeżdżam dłonią po twarzy, kiedy moje myśli zataczają koło, chuj wie który już raz. Boli mnie blizna, ból promieniuje na twarz. Tydzień na statku pozwolił mi dojść do siebie, bóle głowy ustały. Fizycznie nie czułem się lepiej od wyjazdu z Umbrii. A jednocześnie gorzej – przez Aeri.
I Bay China.
Może i nie wiem, co mam o niej myśleć, ale w przypadku hrabiego z północy chcę tylko jednego. Jego krwi. To on kazał Aeri mnie odnaleźć. To on wrobił Hwana. Nie wiem dlaczego, za głupi jestem, żeby coś z tego zrozumieć. Ale za to nie brak mi sił. Wydostanę się z Khitanu i będę patrzył, jak Bay Chin zdycha. Będę ostatnim człowiekiem, którego zobaczy, zanim światło opuści jego oczy.
Ktoś puka do drzwi i dopiero przy nich dociera do mnie, że zerwałem się, bo myślałem, że to Aeri. Ale to pewnie nie ona. Nie szukała mnie na statku. Nawet raz. Ani żeby przeprosić, ani żeby się wytłumaczyć. Nic.
Bo ma to gdzieś. Taka prawda.
Czekam, aż zaboli. Muszę to znieść. Inaczej nie zmądrzeję.
Przekręcam klamkę, ale to nie ona. Rozczarowanie jest jak cios w splot słoneczny, ale szybko się otrząsam. To Sora. Oczy ma podkrążone i smutne, tęskni za siostrą i Tiyungiem. Albo dlatego, że Euyn polował na jej ojca. Albo z powodu jeszcze innego gówna, przez które tu jesteśmy.
– Skoro jesteśmy już w Khitanie, musimy jeszcze raz omówić plan – mówi. Ma zmęczony głos. Okazała się najlepsza z nas wszystkich. Jako jedyna nikogo nie okłamała. No, choć w sumie ja też nie. Poza tym, że okłamywałem sam siebie, ale to się nie liczy.
– Dobra. – Łapię jeszcze jedno ostrze i wsuwam je za pas.
Sora chce rozpocząć wojnę. Mnie tam jednak cały czas się wydaje, że powinniśmy oddać pierścień Joonowi, ale jeśli Mikail mówił prawdę, plan Sory to moja jedyna szansa na uratowanie Hwana.
Tyle że to dość spore „jeśli”. Arcyszpieg może po prostu kłamać. Nie wiem, dlaczego wszyscy mu wierzą.
Sora puka do sąsiedniego pokoju. Ten należy do Aeri. Meble skrzypią i szurają, drzwi uchylają się lekko. W szczelinie pojawia się skrawek twarzy Aeri; otwiera szerzej i wychodzi. Przystaje na mój widok. Jej wielkie brązowe oczy spotykają się z moimi. Widzę w nich trochę strachu i drugie tyle nadziei.
Odwracam wzrok.
Łatwiej było mi ją nienawidzić, kiedy nie musiałem oglądać tej troski. Wydaje mi się, że czuje się winna, wydaje mi się, że jest jej przykro, ale gdyby tak było, coś by powiedziała. Nieee. Ma tyle samo skrupułów, co reszta jej rodziny. Czyli tyle co nic.
Następnie idziemy do apartamentu Euyna. On też otwiera dopiero po chwili. Cofa się, odruchowo chowa się na widok Sory za drzwiami. Odkąd opuściliśmy Yusan, schudł, wyostrzyły mu się kości policzkowe. Chyba cierpiał na chorobę morską. Jestem prawie pewien, że w trakcie patrolu słyszałem, jak rzygał.
– Gdzie Mikail? – pytam. Euyn jest sam.
– W swoim pokoju – odpowiada. – Jeden dalej.
Pokazuje drzwi po lewej i zatrzaskuje z powrotem swoje. Zamek przeskakuje ze szczękiem. Patrzymy po sobie we trójkę, po czym ruszamy dalej. Korytarz pokryto brzydką biało-czerwoną tapetą. Gapię się to na ściany, to na podłogę – wszędzie, byle tylko nie spojrzeć na księżniczkę Naerium. Mimo to wyczuwam ją obok siebie. Mimo to chcę jej dotknąć.
Wbijam łapy w kieszenie.
Sora puka do pokoju Mikaila, ale nikt nie odpowiada. Spogląda na mnie. Walę w deski, na wypadek gdyby arcyszpieg zasnął.
Nic.
– Musiał wyjść – stwierdzam.
– A jeśli coś mu się stało? – pyta Aeri. Bawi się skrawkiem sukienki sięgającej do połowy uda. Staram się nie patrzeć na jej nogi, ale to trudniejsze, niż powinno być.
– Zapytajmy Euyna – proponuje Sora.
Kolejną wieczność czekamy, aż Euyn ponownie otworzy drzwi. Myślałem, że się zmienił, że jego paranoja ustąpiła po konfrontacji z bratem w sali tronowej. Ewidentnie się myliłem.
– Czy Mikail mówił, że wychodzi? – pyta Sora.
Euyn kręci głową, unosząc brwi.
– Nie, powinien być u siebie.
– Ale go nie ma – odpowiadam.
Euyn przeczesuje brodę, rozglądając się wokół.
– To dziwne. Ale albo wchodzicie, albo wychodzicie.
Łapie za klamkę. Nie wiem, co według niego miałoby się wydarzyć ani dlaczego uważa, że zamknięcie drzwi w czymkolwiek pomoże. Jeden kopniak i rozleciałyby się w drzazgi. Ale na wszelki wypadek nic nie mówię.
– Może powinnam otworzyć zamek? – pyta Aeri.
Odwracamy się ku niej.
No tak. Jest złodziejką. Kieszonkowcem. Oszustką. A do tego wszystkiego księżniczką.
Euyn się krzywi.
– Tylko ostrożnie. Mógł zastawić pułapkę.
Świetnie.
– Może zaczekamy? – zastanawia się Sora.
Aeri kręci głową.
– Musimy to sprawdzić. Jeśli coś mu jest, powinniśmy go poszukać. Bez niego nie mamy szans zbliżyć się do królowej.
Dociera do nas, że ma rację. Euyn zna khitański, ale tak naprawdę to Mikail wie, co i jak się tu odbywa. Jako jedyny może załatwić nam dostęp do tronu.
– Soro, mogę pożyczyć twoje wsuwki? – pyta Aeri.
Sora marszczy brwi, ale wyciąga z włosów dwie srebrne szpilki.
Wracamy pod pokój Mikaila, a tam Aeri przygląda się drzwiom. Kładzie się na ziemi i przykłada policzek do wytartego dywanu. Między drzwiami a podłogą akurat jest szpara. Wątpię, że na tyle szeroka, by dało się przez nią coś zobaczyć, ale Aeri wyciąga z płaszcza sztylet i wsuwa ostrze do środka. Po chwili zastanowienia uświadamiam sobie, że sprawdza, czy nie uruchomi żadnej pułapki.
– Chyba czysto – stwierdza.
Klęka i zagląda do dziurki od klucza, po czym wkłada tam wsuwki i zaczyna nimi manipulować. Po kilku sekundach drzwi są otwarte. To dziwne, że księżniczka tak się zna na włamaniach, ale mówiła, że jakiś czas musiała radzić sobie sama. Chociaż to mogło być tylko kolejne kłamstwo.
Aeri przekręca klamkę. Gdy drzwi się otwierają, odciągam ją na bok, na wypadek gdyby przegapiła jakąś pułapkę. Opada na mnie i opiera się plecami o moją pierś. Zalewają mnie wspomnienia z Rahway, kiedy ukrywaliśmy się w tamtym zaułku. Czuję teraz tylko zapach kwiatów.
Odwraca się i patrzy na mnie tymi swoimi pięknymi oczami. Otwiera usta.
– Dziękuję – mówi pozbawiona tchu.
Moje serce rośnie. Pragnę jej. Nadal.
Ale to nie ma żadnego znaczenia. W Rahway uciekaliśmy, żeby gwardia królewska jej nie rozpoznała. Żebym się nie dowiedział, że jest księżniczką.
Zmuszam się, by zabrać ręce i się odsunąć. Serio muszę przestać jej dotykać.
Drzwi są już otwarte na oścież, więc zaglądamy do środka. Nie widzę żadnych pułapek, ale w przypadku ludzi takich jak Mikail ostrożności nigdy za wiele.
Podłoga skrzypi nam pod stopami, gdy wchodzimy do pokoju. Nie jest duży: łóżko, krzesło, komoda, szafka nocna, umywalnia.
Łóżko jest pościelone, a na posłaniu leży torba Mikaila. Wystarczy chwila, żebyśmy zrozumieli, że nikogo tu nie ma.
Zniknął.ROZDZIAŁ CZWARTY
MIKAIL
MIASTO QUU, KHITAN
Fallador wygląda jeszcze lepiej, niż zapamiętałem, a to naprawdę coś. Jest o jakieś sześć cali niższy ode mnie, jednak równie dobrze zbudowany. Ma królewską posturę i maniery, wydaje się odprężony, ale pozostaje ostry jak brzytwa. Dzieli nas może miesiąc lub dwa różnicy. I żaden z nas nie powinien już żyć.
Rzekomo zginęliśmy obaj podczas Święta Krwi, prawie dwadzieścia lat temu. Podobnie jak w moim przypadku, to Joon uczynił Falladora sierotą, ale ten nie musiał polegać na dobroci serca nieznajomego. Ludzie związani z jego rodem ukryli go i wywieźli do Khitanu, gdzie od tamtej pory przebywa na dworze. W każdym królestwie uwielbiają członków byłych dynastii. Zwłaszcza tak czarujących jak on.
Przede wszystkim jednak, od kiedy zostałem szpiegiem, Fallador jest moim źródłem.
Jego willa znajduje się w połowie drogi na szczyt Góry Oligarchów. Im bliżej wierzchołka jesteś, im bliżej Pałacu Króla Nieba mieszkasz, tym wyższy jest twój status.
Interesujący pomysł w kraju, w którym podobno wszyscy są równi.
Siadamy w salonie. Fallador podał herbatę i bułeczki z kremem, które teraz stoją na tacy między nami. Deszcz bębni o przeszklone drzwi balkonowe, ale i tak jest tu jasno. Gospodarz rozsiadł się na kanapie, a ja zająłem pluszowy fotel naprzeciwko. Zielone oczy Falladora błyszczą jak otaczające nas złote dekoracje. Ten kraj ma taką samą obsesję na punkcie złota, co mieszkańcy Tamneki na punkcie fontann i oczek wodnych. Ludzie zrobią wszystko, by naśladować władzę.
– Nie spodziewałem się twego powrotu tak szybko – odzywa się z uśmiechem.
Utrzymywaliśmy kontakt, ale ostatni raz widziałem się z nim osobiście ponad rok temu. Tak naprawdę zawsze go dziwi, że jeszcze żyję. Cóż, sam się czasami dziwię.
– En Gaya – odpowiadam w naszym ojczystym języku. Znaczy to: „Do ojczyzny”.
Uśmiecha się.
– En Gaya.
Podnosimy porcelanowe filiżanki i pijemy. To dobra mocna herbata z wyspy. Zapach przypomina mi dom. Wszystko w Falladorze mi o nim przypomina. Kiedy jesteśmy sami, rozmawiamy po starogayańsku – to luksus, o którego potrzebie zawsze zapominam.
– Nie żebym nie przepadał za naszymi pogawędkami, ale czemu zawdzięczam tę przyjemność? – pyta. – Przypuszczam, że wiesz już o dość nieoczekiwanej zmianie reżimu.
Kiwam głową.
– Przybywam jako jeden z emisariuszy króla Joona z posłaniem dla nowej królowej regentki.
Testuję na nim swój pierwszy fortel. Ma najwięcej sensu – jesteśmy tu z Euynem w ramach misji dyplomatycznej, by powitać nową władczynię Khitanu. Tak się dobrze złożyło, że król zmarł miesiąc temu, dzięki czemu Quilimar została regentką panującą w imieniu ich nieletniego syna.
Fallador szczerzy zęby.
– Z tym że królowa regentka przyjęła yusańskich dygnitarzy w zeszłym miesiącu.
No bez jaj.
– Nie ma sposobu, by zaaranżować audiencję? – Pochylam się do przodu.
Fallador wykonuje ten sam ruch, gotów wyszeptać sekret. Jego skóra, podobnie jak moja, ma ciepły brązowy odcień, który kontrastuje z bielą jego koszuli. Kiedy się do mnie zbliża, uderza mnie tęsknota. Ale Fallador i ja nigdy nie byliśmy kochankami. To nostalgia.
– Tydzień temu doszło do próby zamachu na życie Quilimar – odpowiada. – Z nikim się nie spotyka.
Opadam na oparcie i wzdycham. Trudno tu mówić o zbiegu okoliczności. Tylko dlaczego? Dlaczego Joon posłałby nas po pierścień, jednocześnie utrudniając nam dostanie się do Quilimar? Monarchowie zawsze próbują wyeliminować się nawzajem, więc próba zamachu to żadna nowość, ale jaki on ma w tym cel? I jak daleko sięga jego plan? Czy to możliwe, żeby zamieszany był w to jeszcze inny gracz? Czy to tylko pobożne życzenia?
– Jest szansa, że stała za tym pani generał? – pytam.
Generał Vikal jest tak bezwzględna, że bardziej się już nie da. Pod wieloma względami kobiety muszą wykazywać się siłą, żeby zasłużyć na szacunek – i tutaj, i w Yusanie. Zwłaszcza w Yusanie. Kobiety litościwe uważane są za słabe.
Fallador kręci głową.
– Wątpię. Plotka głosi, że pani generał dzieli łoże z Quilimar. A może nawet pomogła jej pozbyć się poprzedniego władcy. Tak czy inaczej, zamachowcem okazał się zastępca Vikal.
– Może Vikal pragnie tronu dla siebie – zastanawiam się na głos.
– To możliwe – przyznaje Fallador, gładząc się po dołeczku na brodzie. – Ale po próbie zamachu generał publicznie poćwiartowała niedoszłego królobójcę, począwszy od palców u nóg. Na koniec wrzuciła jego głowę do morza. Średnia z niej współspiskowczyni.
Na gwiazdy, mieszkańcy kontynentu Dasseos uwielbiają brutalne morderstwa. Piteua to straszliwa śmierć, khitański odpowiednik lingchi. Oznacza „śmierć od stóp do głów” i polega dokładnie na tym, co opisał Fallador. Żyjesz przez większą część egzekucji, podczas której odcinają ci kolejne części ciała. To kara zarezerwowana dla najgorszych przestępstw, a próba królobójstwa jest oczywiście jednym z nich.
– Popytam swoich źródeł, czy istnieje jakiś sposób – dodaje w końcu.
– Dziękuję ci, mój przyjacielu.
Odstawiam filiżankę na stół, ukrywając zniechęcenie. Liczyłem na łatwy i szybki sposób, żeby dostać się do ucha Quilimar. Ale teraz nic już nie będzie ani łatwe, ani szybkie. Nie po próbie zamachu przeprowadzonej w tak „dogodnym” momencie.
Fallador wstaje razem ze mną. Ściskamy sobie ręce. Ma ciepłą, silną dłoń. Kiedy patrzymy sobie w oczy, coś między nami iskrzy, jakaś nieodparta energia. Ale odwracam wzrok. Zawsze odwracam, bo raz otwartych drzwi niekiedy nie sposób już zamknąć.
– Zanim zapomnę: przyszło do ciebie dziś rano. – Sięga do skórzanej teczki i wyciąga zapieczętowaną kopertę. Na nietkniętej glinie widać pieczęć Pałacu Qali.
Obracam wiadomość w dłoni.
– Potrafisz chyba wyobrazić sobie moje zaskoczenie, kiedy otrzymałem orlą pocztę zaadresowaną do ciebie – dodaje z lekkim uśmiechem.
Unoszę brew. Wiedział, że się zjawię, ale aż do teraz nawet się o tym nie zająknął. Oczywiście. Fallador nigdy nie odsłania kart.
– Nie podejrzewałem, że Joon stęskni się za mną tak bardzo, by do mnie napisać – przyznaję.
Uśmiecham się i sztyletem ukrytym w rękawie otwieram list. Kontroluję oddech, bo nie chcę się zdradzić z reakcją. Odczytuję krótką wiadomość. Jest zaszyfrowana, ale można przełożyć ją tak: