Czy odkryjesz kto jest mordercą? - ebook
Czy odkryjesz kto jest mordercą? - ebook
Kwiaty Elizjum to nie jest zwykła sprawa… a to nie jest zwykła książka.
To interaktywna powieść kryminalna, w której wszystko zależy od ciebie. Nie czyta się jej od początku do końca – klasyczne podejście tylko zaburzy całą zabawę. Tutaj każda decyzja ma znaczenie, a historia to jednocześnie zagadka, w której to TY jesteś detektywem.
Kogo przesłuchasz? Którym tropem pójdziesz? Jakie wskazówki odnajdziesz? I najważniejsze – kogo oskarżysz?
Wybór należy do ciebie. Ale pamiętaj: tylko podążając właściwą ścieżką, odkryjesz prawdę i rozwiążesz sprawę morderstwa.
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 9788368479508 |
| Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kwiaty Elizjum nie są zwykłą sprawą… a to nie jest zwykła książka.
Czy odkryjesz, kto jest mordercą? to powieść interaktywna. W przeciwieństwie do zwykłej książki nie powinno się jej czytać od początku do końca. Czytanie tekstu po kolei nie będzie miało sensu i zepsuje całą zabawę, ponieważ ta historia jest również zagadką, w której to TY odgrywasz rolę detektywa i TY musisz dowiedzieć się, podejmując decyzje dotyczące śledztwa, kto dokonał zbrodni.
Kogo przesłuchasz? Którymi tropami będziesz podążać? Jakie wskazówki znajdziesz? I wreszcie: kogo oskarżysz? Wybór należy do ciebie – i tylko podążając właściwą ścieżką, możesz rozwiązać sprawę morderstwa.
Pora dowiedzieć się, jak to działa.
NUMEROWANE SEKCJE
Historia jest podzielona na sekcje, z których każda ma swój numer. Po pierwsze, zwróć szczególną uwagę na tekst, ponieważ mogą być w nim ukryte ważne wskazówki i subtelne podpowiedzi (ale uważaj na fałszywe tropy).
Na końcu każdej sekcji będziesz mieć możliwość wyboru, co ty jako detektyw chcesz zrobić. Każdy wybór kieruje cię do innego numeru – podejmij decyzję, a następnie przejdź do sekcji odpowiadającej temu numerowi i czytaj dalej.
Załóżmy, że właśnie kończysz sekcję 86 i masz do wyboru następujące opcje:
> Aby zbadać ciało, przejdź do sekcji 35
> Aby przeszukać miejsce zbrodni, przejdź do sekcji 143
Musisz teraz zdecydować, którą z tych dwóch czynności wykonasz. Jeśli postanowisz zbadać ciało, przewertuj książkę do tyłu, aż znajdziesz sekcję 35, i przeczytaj ją – pamiętaj, że szukasz numeru sekcji, a nie numeru strony. Jeśli zamiast tego zdecydujesz się przeszukać miejsce zbrodni, przewertuj książkę do przodu, aby znaleźć i przeczytać sekcję 143.
(Podane numery są przykładowe i nie odzwierciedlają rzeczywistej zawartości tych sekcji w książce).
Jeśli czytasz wydanie elektroniczne, nie musisz nawet przesuwać palcem tam i z powrotem. Zamiast tego po prostu dotknij pogrubionej liczby 35 na końcu opcji, a automatycznie trafisz do tej sekcji.
NOTATNIK DETEKTYWA
Każdy dobry detektyw ma przy sobie notatnik, w którym zapisuje informacje i dowody niezbędne do rozwiązania sprawy. Na końcu znajdują się puste strony do wykorzystania jako własny notatnik i do zapisywania numerów wskazówek.
(Należy jednak zaopatrzyć się we własny długopis lub ołówek. Cięcia budżetowe w firmach wydają się z każdym dniem coraz większe…)
Jeśli nie chcesz pisać po swoim egzemplarzu, możesz użyć osobnego notatnika lub nawet dokumentu cyfrowego – w zależności od tego, z czym czujesz się komfortowo. Ważne jest, aby dało się w nim łatwo pisać i przeglądać go podczas czytania, ponieważ wielokrotnie obie czynności będą przez ciebie wykonywane jednocześnie.
Zapisuj informacje o historii, podejrzanych, swoje teorie i wszystko inne, co może być istotne. Rozwiązywanie sprawy morderstwa wymaga robienia dobrych notatek, a Kwiaty Elizjum nie są wyjątkiem.
NUMERY WSKAZÓWEK
Od czasu do czasu będziesz zapisywać numery wskazówek w swoim notatniku.
Numery wskazówek składają się z litery i cyfry, jak na przykład C2, P5, T4 itd. Ważne jest, aby zapisać je po otrzymaniu instrukcji, ponieważ w późniejszych sekcjach będziesz sprawdzać, czy masz określoną wskazówkę w swoim notatniku. Jeśli tak, w następnej kolejności trafisz do odpowiedniej sekcji.
(W tej historii istnieje wiele różnych ścieżek, więc czasami może się zdarzyć, że będziesz zapisywać numer wskazówki, którą już masz w swoim notatniku. Nie jest to błąd – w rzeczywistości jest to znak, że dobrze ci idzie wyszukiwanie wskazówek! Nie przejmuj się tym i czytaj dalej).
Załóżmy, że sekcja nakazuje zapisanie C2 w notatniku. Później inna sekcja przedstawia takie opcje:
> Jeśli masz zapisane w notatniku C2, przejdź do 45
> W przeciwnym razie idź do 118
W tym przykładzie idziesz do sekcji 45, ponieważ masz zapisaną wskazówkę C2. Jeśli jednak nie masz tej wskazówki w swoim notatniku, idziesz do sekcji 118.
Czasami trzeba będzie sprawdzić notatnik pod kątem wielu wskazówek. Gdy tak się stanie, porównaj je ze swoimi notatkami w podanej kolejności i podejmij działania na podstawie pierwszej z nich.
Na przykład wyobraź sobie, że masz teraz zapisane zarówno C2, jak i T4. Później czytasz sekcję, która kończy się instrukcjami jak poniżej:
> Sprawdź swój notatnik w następującej kolejności:
• Jeśli masz zapisane P5, przejdź do 87
• Jeśli masz zapisane T4, przejdź do 165
• Jeśli masz zapisane C2, przejdź do 45
• W przeciwnym razie idź do 118
Twój notatnik nie zawiera P5, więc ignorujesz tę instrukcję. Masz zapisane C2, ale masz również T4, a instrukcja dla tego numeru wskazówki poprzedza C2 na liście. Dlatego w tym przykładzie należy przejść do sekcji 165.
Numery wskazówek są niezwykle ważne dla rozwiązania sprawy, a także określą, jakim jesteś detektywem po wymierzeniu sprawiedliwości, więc zwracaj na nie szczególną uwagę.
CZY ODKRYJESZ, KTO JEST MORDERCĄ?
Pamiętaj: to TY jesteś detektywem i to do CIEBIE należy rozwiązanie tej nikczemnej zbrodni! Dbałość o szczegóły w połączeniu z umiejętnościami detektywistycznymi i dobrymi notatkami będzie wymagana do pomyślnego ustalenia, kto jest sprawcą.
> Teraz przejdź do sekcji 1, by rozpocząć śledztwo
Jeśli nie liczyć kilku wyjątkowych sytuacji, które można odkryć w miarę postępów…1
– Najwyraźniej teraz mówi się na to „sanatorium”. – Sierżantka McAdam prowadzi samochód z maksymalną prędkością, jadąc krętą drogą, po której obu stronach rośnie żywopłot.
– Wydaje mi się, że wolą termin „ośrodek odnowy biologicznej” – zauważasz.
Śmieje się.
– Tak czy inaczej, ofiara raczej się z tym nie zgodzi.
– Postaraj się zachować takie myśli dla siebie, kiedy dotrzemy na miejsce, sierżantko.
Twój ton jest lekko napominający, ale w duchu myślisz podobnie. Przynajmniej kiedy udaje ci się zebrać myśli na dłużej niż pięć sekund bez obawy o swoje życie, wywołanej szaleńczą jazdą McAdam. Przyspiesza na wyjściu z zakrętu i na wzniesieniu, przez co żołądek podchodzi ci do gardła.
To wasza pierwsza wspólna sprawa, od kiedy w zeszłym tygodniu została przydzielona do waszego komisariatu po zdobyciu sławy w Northumbrii. Na pytanie, dlaczego robiła karierę w angielskiej policji, a nie w rodzinnej Szkocji, wzruszyła ramionami i odparła: „Więcej akcji”. McAdam jest niska i krzepka, po trzydziestce, z ciemnymi włosami i rumianą cerą, co sugeruje, że spędza dużo czasu na świeżym powietrzu, być może odtwarzając hollywoodzkie pościgi samochodowe.
Po pokonaniu ostatniego śmiertelnie niebezpiecznego zakrętu docieracie do bram Elizjum – i nie chodzi o niebo, lecz o wspomniany ośrodek działający na terenie i w budynku niegdysiejszej rezydencji Finchcote. Wysokie kamienne mury otaczające posiadłość przełamane są jedynie szeroką bramą, na której widnieje baner z nazwą firmy, zachęcający do „Odkrycia na nowo swojego miejsca w naturze i ożywienia duszy” w feerii pastelowych kolorów i róż.
Wejścia strzeże oznakowany radiowóz i dwóch umundurowanych funkcjonariuszy. Rozpoznają was i przepuszczają ze skinieniem głowy. McAdam w odpowiedzi dodaje gazu i przejeżdża przez niski most, który przecina wąską rzekę płynącą przez teren ośrodka, a następnie kontynuuje jazdę długą, wysadzaną drzewami aleją prowadzącą do domu.
Rezydencja Finchcote jest wysokim, imponującym, trzypiętrowym budynkiem z charakterystycznego dla tego regionu jasnego kamienia w stylu neogotyckim, z łukowatymi oknami, barokowymi tralkami i gargulcami spoglądającymi z każdego rogu i łączenia. Niezwykła atmosfera jak na ośrodek odnowy biologicznej.
Zbliżając się do fontanny i wybrukowanego kręgu, na którym zaparkowanych jest więcej radiowozów, zastanawiasz się, gdzie jest teraz rodzina pierwszych właścicieli. Oddanie tak wspaniałego domu rodzinnego nie mogło być łatwe, bez względu na cenę.
Obok radiowozów stoi furgonetka techników, w której ty i McAdam zakładacie odzież ochronną, buty i rękawice. Kiwasz głową do wysokiego, umundurowanego policjanta, który do was podchodzi. To posterunkowy Zwale, młody funkcjonariusz, z którym już wcześniej zdarzyło ci się pracować.
Przedstawiasz go swojej nowej partnerce, sierżantce McAdam.
– Posterunkowy Zwale ma ambicje, by zostać detektywem – informujesz ją.
McAdam mierzy młodego oficera wzrokiem z góry na dół, oceniając go.
– Ach tak? Zatem patrz i ucz się. Najważniejsze jest przejmowanie inicjatywy.
– Tak jest, proszę pani – mówi Zwale. – Nie zawiodę was.
Odzież ochronna nie przepuszcza dobrze powietrza – co jest raczej jej celem – więc już się pocisz w upale i chcesz się ruszyć.
– Prowadź, posterunkowy. Doktor Wash już jest?
Kiwa głową i prowadzi was po schodach do głównego wejścia.
– Tak. Biały namiot już stoi.
Wewnątrz dom daleki jest od klasycznego wyglądu zewnętrznego. Tutaj stare i nowe żyje obok siebie, o czym świadczy nowoczesna recepcja z sosnowego drewna i marmuru, mieszcząca się przed tradycyjnymi, szerokimi, wyłożonymi dywanem schodami z dębu i mosiądzu. Lobby ma wysoki sufit i obite jest drewnem, z wielkim żyrandolem zajmującym honorowe miejsce pośrodku i przyjemnym aromatem ogrodu dzięki różnorodnym roślinom, dużym i małym, stojącym w doniczkach wokół ścian. Z kolei w recepcji znajdują się dwa duże monitory komputerowe, obsługiwane przez ładną, młodą blondynkę. Wokół na ścianach zamontowano ekrany telewizyjne reklamujące kursy w ośrodku. Na jednym z nich wyświetlany jest harmonogram zajęć na dany dzień: joga, pływanie, a nawet układanie kwiatów i pielęgnacja roślin.
– Może trzeba będzie wziąć broszurę – rzuca sierżantka McAdam.
– Odnalazłabyś się tutaj?
Prycha.
– Raczej nie. Ale zbliżają się urodziny mojej żony i jej by się tu spodobało.
– Kierownik czeka na was w swoim biurze – informuje posterunkowy Zwale.
– Może jeszcze chwilę poczekać – odpowiadasz. – Najpierw zobaczmy ciało i miejsce zbrodni.
Dziesiątki ludzi kręci się w holu; niektórzy to pracownicy w charakterystycznych koszulkach polo z różanym logo firmy, ale większość to goście próbujący dowiedzieć się, co się stało. Stają z boku, aby was przepuścić, i szepczą do siebie przyciszonymi głosami. Wpatrują się w waszą odzież ochronną. Wiedzą, że sytuacja musi być poważna.
Zwale prowadzi was do drzwi na tyłach korytarza, strzeżonych przez umundurowanych funkcjonariuszy. Zanim jednak do nich docieracie, blondynka w średnim wieku ubrana w białe sportowe buty i niosąca rakietę tenisową celowo wychodzi z tłumu i blokuje wam drogę.
– Najwyższy czas. Zakładam, że ty to detektyw? – mówi z poważnym wyrazem twarzy.
– To detektyw nadinspektor – poprawia ją McAdam.
– Tak, cóż. Straszna sprawa i w ogóle, ale poinformujcie uprzejmie swoich ludzi, że jestem umówiona na lunch.
Skupiasz na niej całą swoją uwagę.
– A pani to…?
– Nesbitt, oczywiście – odpowiada z zakłopotaniem osoby, która spodziewa się, że zostanie rozpoznana. – Rezydencja Finchcote należy do mojego okręgu wyborczego.
– Carla Nesbitt, posłanka – wyjaśnia McAdam, starając się być pomocna. Niestety, to tylko sprawia, że blondynka otwiera szerzej oczy.
– Naprawdę! Nie pokładam wielkich nadziei w tym śledztwie, skoro nie potrafisz nawet rozpoznać własnej posłanki – prycha. Zanim masz szansę wyjaśnić, że mieszkasz w innym mieście, dodaje: – Twoi ludzie uniemożliwiają nam wyjazd, a ja na to nie pozwolę.
– Pani Nesbitt, obawiam się, że musi pani, jak to pani ujęła, „na to pozwolić”. Nie żyje człowiek, a moim zadaniem jest przeprowadzenie dokładnego śledztwa i odkrycie, co się stało. Proszę pomyśleć, że to mógł być jeden z pani wyborców.
Rozważa to przez chwilę.
– No cóż. Nie może teraz głosować, prawda?
– Jego rodzina i przyjaciele wciąż mogą – odpowiada pogodnie McAdam. – Nie wspominając o wszystkich, którzy usłyszą o tej sprawie w wiadomościach. Proszę sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby się dowiedzieli, że ich przedstawicielka w parlamencie uznała swój lunch za ważniejszy od śmierci niewinnego człowieka.
Carla krzywi się na sierżantkę.
– Niewinnego! A to dobre. Harry prawdopodobnie uznał, że ma już dość. Pospieszcie się i załatwcie to, żeby reszta z nas mogła żyć dalej, dobrze?
Po tych słowach obraca się na gumowej podeszwie i odchodzi.
– Z pewnością on też miał o tobie do powiedzenia same miłe rzeczy – mruczy McAdam, obserwując posłankę wchodzącą do wschodniego skrzydła budynku.
Posterunkowy Zwale prowadzi was dalej przez strzeżone drzwi do strefy tylko dla personelu. Stąd szerokie tylne wejście otwiera się na schody prowadzące na dziedziniec, częściowo otoczony przez wschodnie i zachodnie skrzydła rezydencji, które wystają pod kątem prostym z głównego budynku. Kwadrat starannie przyciętej trawy podzielony jest na ćwiartki żwirowymi ścieżkami biegnącymi przez jego środek i wokół krawędzi. Poza tym teren jest bardziej dziki i naturalny, z dwoma dużymi szklarniami tunelowymi widocznymi w pobliżu.
Ogrody nie są jednak w tej chwili celem podróży. Po prawej stronie dziedzińca, blisko ściany zachodniego skrzydła, widać kolejnych umundurowanych policjantów. Strzegą oni taśmy otaczającej znajomy namiot kryminalistyczny z białego płótna, który stoi na żwirowej ścieżce obok budynku.
Deszcz nie padał od kilku tygodni, przez co ziemia jest całkiem sucha. To dobrze dla śledztwa prowadzonego na zewnątrz, nawet jeśli oznacza to stanie w późnym letnim słońcu. Jest teraz pierwszy tydzień września, a ty masz nadzieję, że intensywny upał wkrótce się skończy.
Przechodzisz przez trawnik i nurkujesz pod taśmą, by wejść do namiotu. W środku znajdują się policyjny fotograf, martwe ciało i kucająca obok niego patolożka sądowa.
– Ofiara to Harry Kennedy – informuje McAdam, czytając ze swojego notatnika. – Pięćdziesięciolatek, lokalny deweloper mieszkaniowy. Trochę ważniak. Zarezerwował tygodniowy pobyt i był tu sam.
– I wróci też sam – dodaje patolożka, wstając i rozciągając plecy.
Doktor Wash ma nieskazitelny akcent i niektórzy mówią, że wygląda tak staro, jak brzmi, lub odwrotnie. Ale wiążą się z tym dziesięciolecia doświadczenia i niezachwiana dokładność. Pracowaliście razem wiele razy i bezgranicznie ufasz jej osądom.
Przedstawiasz sobie kobiety:
– Doktor Wash, to jest sierżantka McAdam. Świeżo przeniesiona z Northumbrii.
Kiwają sobie głową na powitanie, a następnie patolożka odsuwa się, aby dać ci lepszy widok na ciało. Prawie żałujesz, że to zrobiła.
– Ofiara spadła z najwyższego piętra, z wysokości piętnastu metrów – informuje doktor Wash. – W tej chwili ziemia jest na tyle twarda i sucha, by być bezlitosną, stąd ten bałagan.
Zmarły Harry Kennedy leży na plecach, z szeroko otwartymi, szklistymi oczami, wpatrując się w nicość. Prawdopodobnie kiedyś był całkiem przystojny, ale jego twarz i głowa są teraz poważnie uszkodzone, a krótkie włosy pokryte krwią i brudem. Otacza go szkarłatna kałuża, wsiąkająca w ziemię i w szlafrok, który kiedyś był biały. Pod szlafrokiem ma tylko bokserki.
Najbardziej wyróżnia się jednak coś, czego nigdy wcześniej nie zdarzyło ci się oglądać. Widły wbite głęboko w klatkę piersiową Kennedy’ego.
McAdam gwiżdże.
– To tyle, jeśli chodzi o teorię Carli Nesbitt, że to samobójstwo.
– Tak, to bardzo mało prawdopodobne z dwóch powodów. Uff. – Doktor Wash kuca nad ciałem i jęczy, gdy jej kolana strzelają w proteście. – Pierwszy jest oczywisty. Widły wbiły się bezpośrednio w serce, a on prawdopodobnie był martwy, zanim uderzył o ziemię.
– Jaki jest mniej oczywisty powód? – pytasz.
Delikatnie otwiera usta Kennedy’ego, ukazując czerwoną różę schowaną w środku.
– Cudownie – komentuje McAdam z westchnieniem. – Mamy wariata.
Doktor Wash rzuca jej pełne dezaprobaty spojrzenie, oszczędzając ci kłopotu.
– Wierzy pani, że została tam umieszczona celowo? – chcesz wiedzieć.
– Powiedziałabym, że tak, choć kwestia tego, kto to zrobił, pozostaje tajemnicą. Pasującą roślinę znajdziecie na górze, na balkonie.
– Czy miał coś w kieszeniach?
Patolożka podnosi dwie przezroczyste torby na dowody z pobliskiego składanego stołu. Jedna zawiera nijaki metalowy zegarek. Wewnątrz drugiej znajduje się plastikowa karta z logo Elizjum.
– Zakładam, że to otwiera drzwi do jego pokoju, choć jeszcze tego nie sprawdziliśmy. Zegarek wydaje się zupełnie zwyczajny.
– Nic więcej? Żadnego portfela?
– Nie przy sobie. Jego telefon został znaleziony na ziemi na zewnątrz, ekran jest pęknięty i uszkodzony na tyle, że się nie włącza. Wysłałam go do informatyków śledczych.
Akceptujesz to wszystko, ufając w dokładność lekarki.
– Skąd właściwie spadł?
Doktor Wash wychodzi z białego namiotu i wskazuje na kamienny balkon na trzecim piętrze. Każdy pokój na ostatnim poziomie ma taki sam balkon, a gdy spoglądasz w górę, zauważasz, że tylne ściany są znacznie bardziej zaniedbane niż frontowe. Kamienie są wyszczerbione na rogach, gargulce mają popękane twarze i korpusy, a kilka balkonów ma połamane lub brakujące tralki. Rezydencja Finchcote bez wątpienia widziała lepsze dni.
– Technicy kryminalistyczni sprawdzili już pokój połączony z tym balkonem – kontynuuje lekarka – więc koniecznie zajrzyjcie tam sami. Trochę to dziwne, bo rzekomo jest dostępny tylko dla personelu i był zamknięty. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko wysokościom – dodaje w twoim kierunku.
– Poradzę sobie. Czas śmierci?
– Dziś rano przed dziesiątą czterdzieści pięć. Wtedy znalazł go kierownik i zadzwonił pod numer alarmowy. Poza tym w tej chwili trudno powiedzieć. Ale jest dość świeży.
– W takim razie pozostaje tylko jedno pytanie: na ile jest pani pewna, że to nie był wypadek?
Doktor Wash spogląda na ciebie przez okulary.
– Widły ogrodnicze to nie składany nóż. Dźgnięcie nimi człowieka wymaga zdecydowanego, celowego działania. Jestem pewna swojej oceny.
Sierżantka McAdam z rękami na biodrach przygląda się makabrycznej scenie i kręci głową.
– Tak, mamy do czynienia z wariatem. Wiecie, w niektórych krajach wysłaliby tego, kto to zrobił, na krzesło elektryczne.
– Na szczęście w tym już nie – odpowiadasz. – Przestaliśmy wieszać ludzi na długo przed naszymi narodzinami.
– Nie przed moimi – wtrąca doktor Wash, odhaczając pozycje na tablicy. – Nawet jako dziecko cieszyłam się, że to już koniec. Z pewnością nie opowiada się pani za przywróceniem kary śmierci?
McAdam wzrusza ramionami.
– Niektórych ludzi nie da się wyleczyć.
– Niektórzy ludzie nie przestaną też jeść mięsa. Czy ich również powinniśmy powiesić?
– Przecież to nie przestępstwo.
– Nie, to tylko „naturalny porządek”, co? Ale wielu zabójców myśli w ten sam sposób o swoich ofiarach. Dobrze byłoby o tym pamiętać.
Nie znasz jeszcze McAdam na tyle dobrze, by stwierdzić, czy jej szeroko otwarte oczy oznaczają, że zaniemówiła, czy też zaraz zacznie sypać inwektywami, więc kończysz rozmowę i wyprowadzasz sierżantkę na zewnątrz.
– Dziękuję, pani doktor. Proszę dać znać, gdy będziemy mogli zajechać do kostnicy.
Wychodzisz z namiotu i zauważasz w pobliżu na trawie znacznik dowodowy, pokazujący, gdzie znaleziono telefon komórkowy Harry’ego Kennedy’ego. Posterunkowy Zwale proponuje, że zaprowadzi was do środka, na balkon, z którego spadła ofiara.
– Wszyscy ci cholerni patolodzy są psychiczni – mruczy McAdam, gdy wracacie do domu, wciąż w odzieży ochronnej. – Miłośniczka zwierząt, co?
– Można tak powiedzieć – odpowiadasz. Jej konsternacja cię bawi. – Doktor Wash ma farmę pełną zwierząt.
– Ach. A więc hipokrytka.
– Wręcz przeciwnie, nie hoduje ich dla jedzenia. Trzyma je dla towarzystwa.
McAdam patrzy na ciebie z niedowierzaniem, po czym wzdycha.
– Tak jak powiedziałam. Psychiczna.
Posterunkowy Zwale już wszedł do domu. Zatrzymujesz się tuż przed drzwiami, więc nie może podsłuchać, co mówisz do McAdam.
– Sierżantko, obrażanie patolożki na miejscu zbrodni nie jest zachowaniem, jakiego oczekuję. Zapewniono mnie, że jesteś pracowitą i inteligentną detektywką, więc proszę wyświadczyć mi przysługę i sprostać tej reputacji. Zrozumiano?
McAdam jest zaskoczona. Najwyraźniej nie uważa, że przesadziła. Ale po chwili ustępuje.
– Tak jest. Będę pamiętała o manierach.
Kiwasz głową i podążasz za posterunkowym Zwale’em. Prowadzi was z powrotem przez hol wejściowy, po szerokich, wyłożonych wykładziną schodach i wzdłuż korytarza z pokojami przeznaczonymi do masażu, jogi i podobnych zabiegów odnowy biologicznej. Skręcasz za róg do zachodniego skrzydła, a następnie wspinasz się po dwóch kolejnych piętrach schodów. Mijasz po drodze kilka gabinetów terapeutycznych. W końcu docierasz na najwyższe piętro, gdzie drzwi do pokoi są ponumerowane jak w hotelu.
– Ciekawe, co ofiara robiła w strefie przeznaczonej tylko dla personelu – zastanawia się sierżantka McAdam.
– Być może kierownik będzie mógł odpowiedzieć na to pytanie – mówisz. – Porozmawiamy z nim po obejrzeniu miejsca zdarzenia.
Zwale zatrzymuje się przy umundurowanym funkcjonariuszu, który pilnuje drzwi pokoju trzysta dwanaście z tabliczką „Tylko dla personelu”. W dalszej części korytarza widzisz coś, co, jak zakładasz, jest sypialnią ofiary, strzeżoną przez innego policjanta. Na twoich oczach atletycznie wyglądający wytatuowany mężczyzna w stroju gimnastycznym podchodzi do funkcjonariusza i zamienia z nim kilka słów. Stoją zbyt daleko, by dało się usłyszeć ich rozmowę, ale jasne jest, że mężczyzna chce się dostać do pokoju. Funkcjonariusz odprawia go jednak, a ty notujesz w pamięci, by znaleźć później wytatuowanego mężczyznę.
– Inspektorze? – mówi Zwale, zwracając twoją uwagę z powrotem na pomieszczenie tylko dla personelu.
– Tak, oczywiście. Proszę kontynuować.
– Pewnie chcielibyście wiedzieć, że kiedy dotarliśmy na miejsce, te drzwi były zamknięte, a klucz zginął z recepcji. Musieliśmy czekać, aż przyjdzie kierownik i je otworzy.
– Jest jedyną osobą dysponującą kluczem?
Zwale wygląda na zakłopotanego.
– Nie pomyślałem, żeby o to zapytać.
– Więc zrób to teraz i to szybko – warczy McAdam.
Posterunkowy pospiesznie odchodzi.
– Spokojnie – mruczysz, obrzucając ją spojrzeniem, i chwytasz za klamkę. Ustępuje z łatwością i drzwi się otwierają.
– Muszą się uczyć – odpowiada. – Parę uwag od moich starych szefów nigdy mi nie zaszkodziło.
Wchodzicie z McAdam do zatęchłego magazynu, który pachnie pleśnią i najwyraźniej nie był używany od jakiegoś czasu. W rogu stoi stary odkurzacz, obok żałośnie wyglądającego mopa i wiadra. Na metalowych półkach przy ścianach poukładane są zardzewiałe pojemniki ze środkami dezynfekującymi i czyszczącymi w aerozolu, a także narzędzia ogrodnicze, takie jak łopaty, młotki i kielnie. W innym kącie stoi stara taczka pokryta pajęczynami. Leży w niej coś, co wygląda na porzucone gumowce. Na luźno złożonych ścierkach i prześcieradłach spoczywają długie szlauchy, niektóre z nich są zachlapane krwią. Ciemny, karmazynowy ślad plam prowadzi do otwartych francuskich okien dających dostęp do balkonu.
– Co, u licha, robił tu Harry Kennedy? – zastanawia się McAdam.
Cokolwiek to było, o ile sam nie dźgnął się w pierś, był tu z nim ktoś jeszcze. Prawdopodobnie ta sama osoba, która zamknęła drzwi, gdy wychodziła.
Przechodzisz przez pokój, unikając rozbryzgów krwi. Mimo że technicy kryminalistyczni zebrali wstępne dowody, wolisz zachować miejsce zdarzenia w możliwie nienaruszonym stanie. Mijasz duży ceramiczny zlew z wodnistymi plamami krwi i – co najdziwniejsze – wyczuwasz nikłą woń truskawek.
Wydaje się dziwne, że takie pomieszczenie jak to otwiera się na kamienny balkon z ryflowanymi tralkami, ale prawdopodobnie była to kiedyś sypialnia, podobnie jak inne pokoje na tym piętrze, a dopiero później zmieniono jego przeznaczenie.
– A to ciekawe. Proszę spojrzeć tutaj, sierżancie.
Francuskie okna w tradycyjnym stylu wykonane są z drewna i wieloszybowego szkła. Ale na drewnie znajdują się ślady krwi, a dwie szyby zostały rozbite. Zakrwawione odłamki zaściełają ziemię na zewnątrz.
– Rozbite od wewnątrz – komentuje McAdam. – To sugeruje walkę w pokoju.
Wychodzisz, podążając za śladem krwi do balustrady balkonu i czerwonej plamy przed tralkami. Szkarłatny odcisk dłoni wyznacza krawędź, która ma nie więcej niż metr wysokości. Łatwo byłoby stąd spaść lub zostać przez kogoś popchniętym i stracić równowagę.
– Wylądował twarzą do góry – zauważasz. – To sugeruje, że stał na balkonie twarzą do wnętrza i został popchnięty… albo że ktoś dźgnął go w środku, wyniósł na zewnątrz i zrzucił z krawędzi.
– To wymagałoby trochę siły – mówi McAdam, wychodząc za tobą na balkon. – W takim razie będziemy szukać dużego faceta.
– Jeśli tak się stało. Na razie musimy zachować otwarty umysł.
– Spójrz tutaj, lekarka miała rację. Pasujące kwiaty.
McAdam wskazuje na dwie szerokie gliniane donice stojące pod ścianą budynku, po obu stronach francuskich okien. W jednej rośnie roślina, której nie rozpoznajesz; z drugiej wyrasta krzew róży o charakterystycznych czerwonych kwiatach.
– W logo Elizjum, które mijaliśmy, są róże – mówisz, przypomniawszy sobie bramę. – Nasz zabójca miał do wyboru dwa kwiaty, ale wybrał ten. Założę się, że to nie przypadek.
– Tak, ale musimy zachować otwarty umysł – odpowiada bezczelnie McAdam.
Nic innego na balkonie nie wzbudza waszego zainteresowania. Żadnych śladów otarć ani podartych kawałków materiału. Gdyby nie krew i potłuczone szkło, nie dałoby się stwierdzić, że zginął tu człowiek.
I oczywiście, gdyby nie jego ciało leżące piętnaście metrów niżej.
Spoglądasz wzdłuż skrzydła na balkony innych pokoi na tym piętrze. Szczelina między nimi jest zbyt szeroka, by ją przeskoczyć, a pomimo wyszczerbionych rogów kamień jest zbyt gładki, by się po nim wspiąć. Zabójca musiał wyjść przez drzwi i zamknąć je za sobą.
Spoglądasz na dziedziniec i ponownie dostrzegasz znacznik telefonu komórkowego Kennedy’ego, ale teraz jego pozycja wydaje ci się dziwna.
– Sierżantko – mówisz, wskazując na znacznik. – W jakiej odległości od ciała znaleziono telefon ofiary?
McAdam spogląda przez balkon.
– Wygląda na jakieś trzy metry, mniej więcej.
– Za daleko jak na zwykłe odbicie po upadku, zwłaszcza na trawie. Jak on się tam znalazł?
– Może zabójca go tam zostawił?
– Ale dlaczego nie wyrzucił go razem z jego ciałem? Albo po prostu nie zabrał go ze sobą?
Sierżantka nie ma odpowiedzi, podobnie jak ty.
Wtedy przypominasz sobie, co doktor Wash mówiła o uszkodzonym telefonie, i kucasz, by przeczesać wzrokiem kamienną podłogę balkonu. McAdam obserwuje cię z rozbawieniem, ale po minucie znajdujesz to, czego szukasz.
– To nie jest szkło z szyby okiennej – mówisz, trzymając w dłoni mały odłamek srebrnego metalu i czarnego plastiku. – Wygląda bardziej jak fragment zepsutego telefonu. Doktor Wash powiedziała, że telefon Kennedy’ego był tak poważnie uszkodzony, że nie mógł się włączyć, ale upadek na trawę nie wyrządziłby takich szkód.
McAdam wyciąga plastikową torbę na dowody, w której możesz umieścić odłamek.
– Myślisz, że został rozbity tutaj? Upuścił go na ziemię, podniósł… a potem wyleciał razem z nim?
– Albo zabójca rzucił go za ciałem.
McAdam chrząka i patrzy na znacznik dowodowy.
– Jeśli tak, to trochę przesadził.
Po drugiej stronie dziedzińca znajduje się wschodnie skrzydło, które jest lustrzanym odbiciem zachodniego, z wyjątkiem dolnego piętra. Przez jego okna widać basen, biegnący niemal przez całą długość skrzydła.
– Jak myślisz, jaki jest stamtąd widok? – zastanawiasz się na głos. – Czy ktoś w basenie mógł widzieć, co się stało?
McAdam spogląda na dziedziniec.
– Może, gdyby był wystarczająco blisko okien. Warto zapytać.
– Porozmawiajmy najpierw z kierownikiem. Być może widział lub słyszał coś podczas upadku pana Kennedy’ego.
Udajecie się z powrotem do głównej części budynku, gdzie zdejmujecie i wyrzucacie odzież ochronną. W drodze powrotnej do holu wejściowego zauważasz, że tłum gapiów w większości się rozproszył. Recepcjonistka, która wcześniej zwróciła twoją uwagę, krąży teraz z konewką i podlewa rośliny. Towarzyszy jej posterunkowy Zwale, prowadzący swobodną pogawędkę. Wygląda na to, że dobrze się dogadują, a podczas rozmowy wymieniają uśmiechy.
Ciąg dalszy w wersji pełnej