-
W empik go
Czy słonie potrafią płakać? - ebook
Czy słonie potrafią płakać? - ebook
Sophie, rozwódka po trzydziestce wybiera się z kilkuletnim synem do zoo. Zapowiada się idealny dzień, ale… Debiutancka noweletka autora ujmująca stan psychiki ludzkiej w obliczu zagrożenia.
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8155-969-0 |
| Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
001
Czy istnieje coś piękniejszego niż radość pięcioletniego dziecka na słowa „jedziemy do zoo!”? Sophie nie potrafiła przypomnieć sobie równie szczęśliwego momentu w swoim życiu. Jako rozwódka po trzydziestce z trójką dzieci, nie miała zbyt wielu okazji do uśmiechu. Czasami wydawało jej się, że wręcz nienawidzi bycia szczęśliwą. W końcu po burzy zawsze przychodzi słońce, ale kiedyś przyjdzie też i kolejna burza.
Tego dnia było inaczej. Był środek lipca, a jej udało się cudem pozbyć dwójki starszych dzieci. W końcu miała czas dla najmłodszego syna. Caroline, jej 17-letnia córka spędzała wakacje u ojca, a piętnastoletni Michael pojechał na miesięczny obóz sportowy.
(Choć, jak podejrzewała, sport nie był główną motywacją jego wyjazdu. Od zawsze uważała, że jest gejem i to było też, według niej, ważnym powodem jego wyjazdu. Miała tylko nadzieję, że nie popełni żadnej głupoty — nie chciała, żeby niepotrzebnie doznawał nienawiści. Był jej synem i kochała go bez względu na wszystko.)
Jej najmłodszy syn, 5-letni Bobby, był jej ulubionym. Owszem, jako matka nie powinna mieć ulubionego dziecka, ale w głębi serca nadal kochała swojego byłego męża, a Bobby — nazwany po ojcu, Robercie — najbardziej jej go przypominał.
— Mamo!!! — wyrwał ją z zamyślenia. — Gdzie mój aparat?
Westchnęła ciężko i poszła pomóc synowi. Wspólnie udało im się odkopać sprzęt, a ona poszła się przebrać. Była zadowolona z przebiegu dnia, szczególnie że wycieczka do zoo była działaniem całkowicie impulsywnym.
Gotowa do wyjazdu, siedząc w samochodzie z Bobbym była jeszcze bardziej zadowolona z tego dnia. Nic nie mogło pójść nie tak. Nawet uciążliwe pytania syna, który — jak na 5-latka przystało — był ciekaw wszystkiego, jej nie przeszkadzały.
— Czy będą żyrafy? — wypytywał, kiedy tylko samochód ruszył.
— Będą.
— A małpy?
— Też.
— A lwy?
— Na pewno.
Zamilkł na moment, uśmiechając się. Spojrzała w lusterko i odwzajemniła uśmiech.
— A czy słonie potrafią płakać?
Zaśmiała się szczerze. Zawsze potrafił ją zaskoczyć. (Zupełnie jak jego ojciec, pomyślała.)
— Nie wiem, kochanie. Wydaje mi się, że tak.
— No a jak nie umią?
Czy istnieje coś piękniejszego niż radość pięcioletniego dziecka na słowa „jedziemy do zoo!”? Sophie nie potrafiła przypomnieć sobie równie szczęśliwego momentu w swoim życiu. Jako rozwódka po trzydziestce z trójką dzieci, nie miała zbyt wielu okazji do uśmiechu. Czasami wydawało jej się, że wręcz nienawidzi bycia szczęśliwą. W końcu po burzy zawsze przychodzi słońce, ale kiedyś przyjdzie też i kolejna burza.
Tego dnia było inaczej. Był środek lipca, a jej udało się cudem pozbyć dwójki starszych dzieci. W końcu miała czas dla najmłodszego syna. Caroline, jej 17-letnia córka spędzała wakacje u ojca, a piętnastoletni Michael pojechał na miesięczny obóz sportowy.
(Choć, jak podejrzewała, sport nie był główną motywacją jego wyjazdu. Od zawsze uważała, że jest gejem i to było też, według niej, ważnym powodem jego wyjazdu. Miała tylko nadzieję, że nie popełni żadnej głupoty — nie chciała, żeby niepotrzebnie doznawał nienawiści. Był jej synem i kochała go bez względu na wszystko.)
Jej najmłodszy syn, 5-letni Bobby, był jej ulubionym. Owszem, jako matka nie powinna mieć ulubionego dziecka, ale w głębi serca nadal kochała swojego byłego męża, a Bobby — nazwany po ojcu, Robercie — najbardziej jej go przypominał.
— Mamo!!! — wyrwał ją z zamyślenia. — Gdzie mój aparat?
Westchnęła ciężko i poszła pomóc synowi. Wspólnie udało im się odkopać sprzęt, a ona poszła się przebrać. Była zadowolona z przebiegu dnia, szczególnie że wycieczka do zoo była działaniem całkowicie impulsywnym.
Gotowa do wyjazdu, siedząc w samochodzie z Bobbym była jeszcze bardziej zadowolona z tego dnia. Nic nie mogło pójść nie tak. Nawet uciążliwe pytania syna, który — jak na 5-latka przystało — był ciekaw wszystkiego, jej nie przeszkadzały.
— Czy będą żyrafy? — wypytywał, kiedy tylko samochód ruszył.
— Będą.
— A małpy?
— Też.
— A lwy?
— Na pewno.
Zamilkł na moment, uśmiechając się. Spojrzała w lusterko i odwzajemniła uśmiech.
— A czy słonie potrafią płakać?
Zaśmiała się szczerze. Zawsze potrafił ją zaskoczyć. (Zupełnie jak jego ojciec, pomyślała.)
— Nie wiem, kochanie. Wydaje mi się, że tak.
— No a jak nie umią?
więcej..