Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Czy to jest przyjaźń...? - ebook

Data wydania:
26 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czy to jest przyjaźń...? - ebook

Podobno najlepszymi przyjaciółmi są ludzie, których poznaliśmy w dzieciństwie… A co, jeśli Twój najlepszy przyjaciel, którego znasz od zawsze, wyrośnie na niesamowicie atrakcyjnego mężczyznę, a Tobie przyjdzie z nim zamieszkać? Stare powiedzenie mówi, że od przyjaźni, jest tylko krok do miłości. Niestety czasem trudno jest wyjść z wieloletniego schematu i odważyć się na coś nowego. Czworo przyjaciół postanawia zamieszkać razem. W ferworze codziennego życia, pracy i walki o spełnienie marzeń, skrywana miłość staje się coraz bardziej oczywista i coraz trudniejsza do okiełznania. Jednak strach przed odrzuceniem, nakazuje trzymanie uczucia w tajemnicy. Tylko co, jeśli druga szansa może nigdy się nie powtórzyć? Pełna ciepła, humoru i optymizmu opowieść o przyjaźni i poszukiwaniu drogi do wspólnego celu.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-83292-18-2
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Mia sie­działa na ta­ra­sie bu­dynku, w któ­rym pra­co­wała, grze­biąc w pa­pie­rach i za­pi­su­jąc po­my­sły. Ptaki darły dzioby na znak, że po­czuły w po­wie­trzu lato, i choć nor­mal­nie dla dziew­czyny ten świer­got byłby przy­jemny, w tej chwili strasz­nie dzia­łał jej na nerwy. Tak na­prawdę to wszystko, co prze­szka­dzało jej się sku­pić, dzia­łało jej na nerwy, a ona le­dwo się po­wstrzy­my­wała od tego, żeby nie kła­pać na wszyst­kich zę­bami, jak wście­kły pies. Zbli­żał się de­adline jej pro­jektu, a ona nie miała jesz­cze na­wet żad­nego kon­kret­nego po­my­słu, zresztą za­wsze było tak, że coś sen­sow­nego przy­cho­dziło jej do głowy za­zwy­czaj wtedy, kiedy miała już nóż na gar­dle. Nic nie mo­ty­wo­wało jej tak bar­dzo, jak świa­do­mość, że jest w czar­nej du­pie i wszystko po­winna mieć go­towe na wczo­raj. Był pią­tek, a ona przez week­end chciała na­prawdę od­po­cząć i nie my­śleć o pracy, jed­nak jak na ra­zie nic nie wska­zy­wało, że bę­dzie mo­gła wrzu­cić na luz.

Po raz ko­lejny tego dnia usły­szała pod­eks­cy­to­wane krzyki do­cho­dzące z wnę­trza bu­dynku i prze­wró­ciła oczami.

– Się nie ze­sraj! – po­wie­działa, rzu­ca­jąc wku­rzone spoj­rze­nie w stronę Ka­rola, który w biu­rze, ty­po­wym dla sie­bie krzy­kiem i dziw­nym, ta­necz­nym plą­sem, da­wał upust ra­do­ści wy­ni­ka­ją­cej z za­ak­cep­to­wa­nia przez szefa pro­jektu. Darł się ze szczę­ścia tak gło­śno, że sły­szała go mimo szczel­nie za­mknię­tych okien w bu­dynku. Nor­mal­nie nie była zło­śliwa ani za­zdro­sna, ale te­raz, na­ła­do­wana cu­krem, ko­fe­iną i stre­sem, czuła się wy­jąt­kowo wiedź­mo­wato. Wie­dząc, że męż­czy­zna jej nie sły­szy, przez chwilę roz­wa­żała, czy po­ka­zać mu ma­je­sta­tycz­nego wała, krzy­żu­jąc ra­miona, czy może wy­sta­wić w jego kie­runku środ­kowe palce obu dłoni, bo je­den pa­lec w tej sy­tu­acji zda­wał się jej nie­wy­star­cza­jący. Tak się ob­no­sić swoim suk­ce­sem, kiedy ona prze­cho­dzi ka­tu­sze blo­kady i pustki mó­zgo­wej... W końcu jed­nak wzięła górę jej wro­dzona do­broć, ko­bieta otrzą­sła się jak mo­kry pies, pró­bu­jąc wy­rzu­cić z sie­bie ne­ga­tywne emo­cje, za­mknęła oczy i przy­wo­łała na usta uśmiech.

– Nie je­stem za­zdro­sna, dam radę, wy­my­ślę coś ge­nial­nego i też będę tań­czyć jak idiotka z ra­do­ści – po­wie­działa pod no­sem i przez chwilę wi­zu­ali­zo­wała so­bie tę sy­tu­ację. Kiedy wresz­cie w to uwie­rzyła, na po­wrót otwo­rzyła oczy, jed­nak na wszelki wy­pa­dek nie pa­trzyła już w kie­runku wku­rza­jąco ra­do­snego Ka­rola. Te­raz wie­działa, że wyj­ście na ta­ras było do­brym po­my­słem. Jej współ­pra­cow­nicy w biu­rze byli gło­śni, roz­ga­dani i nie­ustan­nie wy­wią­zy­wały się mię­dzy nimi za­go­rzałe dys­ku­sje czy sprzeczki, co ja­kiś czas ktoś wy­bu­chał śmie­chem, ktoś inny znowu prze­cho­dził ko­lejne za­ła­ma­nie ner­wowe, jak to w agen­cji re­kla­mo­wej, peł­nej ory­gi­nal­nych, kre­atyw­nych, ale czę­sto też lekko sza­lo­nych lu­dzi. Nor­mal­nie Mia nie zwra­cała na to uwagi, lu­biła, jak coś się wo­kół niej działo, lu­biła roz­mowy i śmiech, ale dziś to wszystko strasz­nie ją roz­pra­szało i po pro­stu mu­siała wyjść gdzieś, gdzie mo­gła być sama. Na ta­ra­sie za­mknęła za sobą duże, szklane drzwi i dość długo wy­tę­żała umysł, ma­jąc na­dzieję, że w końcu uak­tywni się jej kre­atywna część mó­zgu, jed­nak ta po­zo­sta­wała uśpiona. W końcu zi­ry­to­wana, znu­dzona i głodna, wy­cią­gnęła bu­łeczki droż­dżowe i sie­dząc na wiel­kim, mięk­kim bin-bagu, za­częła na­py­chać so­bie nimi bu­zię. Nie­stety, okruszki z bu­łe­czek zwró­ciły uwagę pta­szysk, które te­raz za­częły lą­do­wać na ta­ra­sie i z za­in­te­re­so­wa­niem spo­glą­dać to na dziew­czynę, to na jej droż­dżówki i ku­bek pe­łen kawy. Mia miała wra­że­nie, że tego dnia nie może wy­grać. Od­głosy lu­dzi uci­chły, za to ptaki za­częły kon­cer­towo drzeć ryje. Dziew­czyna strzep­nęła z ubrań okruszki je­dze­nia, po­cią­gnęła kilka dłu­gich ły­ków kawy, po czym z mor­dem w oczach spoj­rzała na lą­du­jące nie­da­leko ptaki, pod­nio­sła swoją to­rebkę i za­częła wy­wi­jać nią na­około głowy, ro­biąc z sie­bie ludz­kiego stra­cha na wró­ble vel ko­bietę-he­li­kop­ter. Miała na­dzieję, że jej za­ma­szy­ste ru­chy od­stra­szą pta­szy­ska i rze­czy­wi­ście, więk­szość z nich w mig ze­rwała się z ta­rasu, a także z po­bli­skich drzew i z prze­ra­żo­nymi wrza­skami od­le­ciały w siną dal. Na od­waż­niej­sze ptaki dziew­czyna za­częła po­sy­ki­wać jak dziki kot, ob­na­ża­jąc zęby, a kiedy i te od­le­ciały, zdała so­bie sprawę, że praw­do­po­dob­nie li­try kawy i masa drin­ków ener­ge­tycz­nych za­dzia­łały zbyt do­brze, a ona za­czyna za­cho­wy­wać się jak na­wie­dzona. Ro­zej­rzała się do­okoła po pu­stym ta­ra­sie, a po­tem spoj­rzała na okna biura. Ode­tchnęła z ulgą, kiedy upew­niła się, że nikt się jej nie przy­glą­dał, a po­tem stwier­dziła, że krę­ce­nie torbą nad głową miało na nią ja­kiś zba­wienny wpływ, płynne, mocne ru­chy spra­wiły, że łą­cza w jej mó­zgu się roz­grzały, a ona po­czuła wię­cej ener­gii. Kiedy zdała so­bie sprawę, jak re­lak­sa­cyj­nie to na nią po­dzia­łało, po­now­nie pod­nio­sła torbę i za­częła nią wy­wi­jać nad głową, za­grze­wa­jąc się do boju.

Prze­stała wy­ma­chi­wać do­piero wtedy, kiedy usły­szała ener­giczne pu­ka­nie. Mru­żąc oczy, spoj­rzała w stronę bu­dynku. W oknie stała jej przy­ja­ciółka i współ­pra­cow­niczka Anka, która pa­trzyła na nią z lek­kim prze­ra­że­niem i tro­ską i na migi py­tała, czy wszystko jest okej. Ostat­nio obie miały wiele stresu zwią­za­nego z pracą, je­chały na red bul­lach, ka­wie i nie­prze­spa­nych no­cach, więc pew­nie po­my­ślała, że zmę­cze­nie i stres za­częły zbie­rać swoje żniwo i kum­pela wresz­cie zwa­rio­wała. Żeby uspo­koić przy­ja­ciółkę i nie za­cho­wy­wać się jak czło­wiek, który jest bli­ski sza­leń­stwa, Mia po­pra­wiła ele­gancką ko­szulę i spód­nicę ołów­kową, przy­brała god­niej­szą pozę na wiel­kim bin-bagu i uśmiech­nęła się uspo­ka­ja­jąco. Kiedy wciąż wi­działa zmar­twie­nie i nie­pew­ność na twa­rzy Anki, wy­sta­wiła w jej stronę oba kciuki, uśmiech­nęła się prze­ra­ża­jąco sze­roko i pu­ściła kilka oczek, co miało upew­nić przy­ja­ciółkę w tym, że wszystko jest w po­rządku. Wtedy jed­nak nerw w jej po­wiece się za­ciął, spra­wia­jąc, że oko za­częło mru­gać samo, i w tym sa­mym mo­men­cie znie­ru­cho­miały mię­śnie przy jej war­gach, przez co ką­ciki ust za­częły po­dry­gi­wać w górę, w takt ska­czą­cej po­wieki. Po­nie­waż Anka za­częła się wga­piać w przy­ja­ciółkę z co­raz to więk­szym za­nie­po­ko­je­niem, Mia tylko po­ma­chała do niej, od­wró­ciła się i roz­ma­so­wała za­ci­na­jące się nerwy, bo mru­ga­jące oko i pod­ska­ku­jący ką­cik ust za­częły do­pro­wa­dzać ją do szału. Była zde­cy­do­wa­nie zbyt spięta i te­raz to spię­cie zbie­rało żniwo, ro­biąc z jej twa­rzy praw­dziwy di­splay ti­ków.

Kiedy po chwili z po­wro­tem spoj­rzała w miej­sce, gdzie ster­czała Anka, po przy­ja­ciółce nie było już śladu. Mia wie­działa, że pew­nie jak tor­peda po­bie­gła do kan­tyny, żeby za­pa­rzyć jej ja­kieś re­lak­sa­cyjne ziółka, a ona mu­siała przy­znać, że coś na uspo­ko­je­nie bar­dzo by się jej przy­dało. Ja­kaś tona la­wendy, na­są­czona pier­dy­lio­nem li­trów wa­le­riany, tak żeby mo­gła się w tej mie­szance cała wy­ta­plać. Im bliż­sza była data od­da­nia pro­jektu, tym bar­dziej jej od­bi­jało i tym bar­dziej ją no­siło, zresztą nie tylko ją, bo Anka też ostat­nio stała się bar­dzo ner­wowa. Obie dziew­czyny na ostat­nim roku stu­diów li­cen­cjac­kich, w wieku dwu­dzie­stu je­den lat, wy­grały kon­kurs na naj­bar­dziej kre­atywny po­mysł kam­pa­nii re­kla­mo­wej odzieży mło­dzie­żo­wej, która od­nio­sła nie­mały suk­ces. W re­zul­ta­cie nie tylko zo­stały okrzyk­nięte ge­niu­szami kre­atyw­no­ści, ale także do­stały pro­po­zy­cję po­pro­wa­dze­nia kam­pa­nii pro­mo­cyj­nej dla jed­nej z naj­więk­szych firm w Pol­sce, a kiedy ta oka­zała się ko­lej­nym suk­ce­sem, z miej­sca do­stały ofertę sta­łej pracy dla co prawda ma­łej, ale pręż­nie roz­wi­ja­ją­cej się agen­cji re­kla­mo­wej w ich ro­dzin­nym mia­steczku. Stety i nie­stety, ich pierw­sza kam­pa­nia była re­we­la­cyjna, w pracy od razu uznano je więc za ob­ja­wie­nie i usta­wiono bar­dzo wy­soko po­przeczkę, co ozna­czało, że obie mu­siały za­ka­sać rę­kawy i się wy­ka­zy­wać.

Dziew­czyny lu­biły swoje sze­fo­stwo, które w fir­mie spra­wo­wało no­wo­cze­sne rządy. Główny prze­ło­żony był mło­dym pół-Po­la­kiem, pół-Ame­ry­ka­ni­nem i pro­wa­dził firmę na lu­zie, twier­dząc, że kre­atyw­ność musi być kar­miona miłą at­mos­ferą i do­brymi sto­sun­kami mię­dzy pra­cow­ni­kami i górą. Mimo że Anka i Mia były w pracy bar­dzo do­ce­niane i nie wy­wie­rano na nie wiel­kiego na­ci­sku, wie­działy, że szef ma wo­bec nich wy­so­kie wy­ma­ga­nia, dla­tego, choć po­my­słów miały mnó­stwo i w ciągu roku no­to­wały świetne wy­niki, to te­raz ża­den kon­cept nie wy­da­wał im się wy­star­cza­jący, ża­den nie miał tego cze­goś, czym po­wa­li­łyby wszyst­kich na ko­lana. Na szali była nie tylko moż­li­wość otrzy­ma­nia ogrom­nej pro­wi­zji, je­śli kam­pa­nia by­łaby udana, ale także szansa dal­szego roz­woju ka­riery. Świa­do­mość tego, jak wielka była stawka, spra­wiała, że obie dziew­czyny lekko bzi­ko­wały i same pod­nio­sły so­bie po­przeczkę tak wy­soko, że na­wet pi­jąc li­try red bulli, nie mo­gły do niej ani do­le­cieć, ani jej prze­le­cieć. Przez to na­krę­cały się do mak­si­mum moż­li­wo­ści i te­raz Mia czuła się jak nie­mal prze­krę­cona sprę­żyna, która w naj­mniej spo­dzie­wa­nym mo­men­cie pu­ści i wy­strzeli w ko­smos, ro­biąc przy tym praw­dziwą roz­pier­du­chę.

Kiedy dziew­czyna upew­niła się, że Anka prze­stała ją ob­ser­wo­wać i na do­bre ode­szła od okna, ode­tchnęła z ulgą i po­now­nie nie­ele­gancko usia­dła po tu­recku na mięk­kim pu­fie, za­dzie­ra­jąc spód­nicę wy­soko na uda. Na­wet na opu­sto­sza­łym ta­ra­sie nie zna­la­zła chwili wy­tchnie­nia, bo, jak na jej gust i po­trzeby, wciąż zbyt dużo wo­kół niej się działo. Roz­grzane i na maksa po­bu­dzone ogromną dawką ko­fe­iny neu­rony wy­ła­py­wały wszystko i za nic w świe­cie nie chciały się sku­pić na tym, na czym po­winny. Roz­pra­szało ją do­słow­nie wszystko – cie­pły wiatr, który roz­wie­wał jej dłu­gie włosy, ci­che od­głosy ulicy i te wredne pta­szy­ska, które po­woli znowu od­zy­ski­wały od­wagę i po­wra­cały na nie­da­le­kie drzewa, i cza­iły się, żeby przy­siąść na da­chu. Po­nie­waż w tej chwili je­dyne, nad czym Mia mo­gła za­pa­no­wać, były jej włosy, spryt­nie za­krę­ciła je wo­kół ołówka, two­rząc na gło­wie pro­sty kok. Za­mknęła oczy, zro­biła kilka głę­bo­kich wde­chów i wy­de­chów, pu­ściła pod no­sem so­czy­stą i bar­dzo kre­atywną wią­zankę prze­kleństw skie­ro­waną w stronę roz­wrzesz­cza­nych pta­szysk – i wtedy ją oświe­ciło. Ko­rzy­sta­jąc z oka­zji, za­częła szybko gry­zmo­lić na pa­pie­rze z na­dzieją, że zdąży wszystko za­pi­sać, za­nim oświe­ce­nie ją opu­ści, jed­nak nie było jej to dane, bo nie­mal wy­zio­nęła du­cha, kiedy ktoś od tylu po­cią­gnął ją za wolny ko­smyk wło­sów. Kiedy wpa­dała we wła­da­nie na­tchnie­nia, zu­peł­nie nie do­cie­rało do niej nic ze świata ze­wnętrz­nego, więc na­wet nie sły­szała, że ktoś do niej pod­cho­dził. Pod­nio­sła wzrok i osła­nia­jąc oczy przed słoń­cem, spoj­rzała pro­sto w piękne oczy Kostka, który non­sza­lancko wkła­da­jąc ręce do kie­szeni dżin­sów, uśmiech­nął się do niej za­wa­diacko.

– Cześć – przy­wi­tał się i spoj­rzał z za­in­te­re­so­wa­niem na ar­ty­styczny nie­ład, któ­rym była oto­czona. Ze­szyty, mar­kery, spi­na­cze i kar­teczki wy­sy­pały się wszyst­kimi ko­lo­rami tę­czy z jej to­rebki na drew­niane pa­nele po­kry­wa­jące da­chowy ta­ras.

– Cześć – od­po­wie­działa zdaw­kowo, po­wra­ca­jąc do gry­zmo­le­nia po kartce. Znała sie­bie bar­dzo do­brze i wie­działa, że je­śli na­tych­miast nie za­pi­sze esen­cji swo­jego olśnie­nia, jak tylko lampka z po­my­słem zga­śnie, ona za­po­mni, na co wpa­dła, zu­peł­nie tak, jak na­tych­miast za­po­mina się cie­kawy sen, za­raz po prze­bu­dze­niu.

– Twoja to­rebka wy­gląda tak, jakby wy­rzy­gała tę­czę – sko­men­to­wał Ko­stek, pa­trząc z za­cie­ka­wie­niem i lek­kim po­dzi­wem na ten piękny roz­gar­diasz. My­śla­łem, że wy­sko­czysz ze mną na obiad, ale z tego, co wi­dzę, ty już chyba ja­dłaś i... ra­czej nie masz czasu? – stwier­dził ra­czej, niż za­py­tał.

– Yhy­yyy – od­po­wie­działa pół­przy­tom­nie.

– Chyba jest nie­we­soło, co? Bo wy­gląda tu­taj tak, jakby cię prze­le­ciał mały hu­ra­gan – pod­su­mo­wał i ob­rzu­cił wzro­kiem opa­ko­wa­nia po je­dze­niu, kubki po ka­wie i puszkę po drinku ener­ge­tycz­nym, które pię­trzyły się wo­kół dziew­czyny w lek­kim cha­osie, po czym jego wzrok za­trzy­mał się na wło­sach Mii, które mimo że ze­brane w nie­dbały kok, z każ­dej strony wy­pusz­czały za­baw­nie ster­czące i po­wie­wa­jące na wie­trze ko­smyki. – Stre­sik w pracy? – za­py­tał, z góry wie­dząc, jak brzmi od­po­wiedź.

– Stre­sik, stre­sik – po­twier­dziła, wciąż pi­sząc coś na pa­pie­rze. – I wku­rza­jący lu­dzie, któ­rzy nie dają pra­co­wać – do­dała za­my­ślona.

– Nooo, jak zwy­kle się nie szczy­piesz i wa­lisz pro­sto z mo­stu – skwi­to­wał, uśmie­cha­jąc się sze­roko. – Wcale, ale to wcale mnie to nie ubo­dło. – Te­atral­nie zła­pał się za serce i do­dał: – Już spa­dam, udajmy, że wcale mnie tu nie było. – Ro­ze­śmiał się, uno­sząc dło­nie w prze­pra­sza­ją­cym ge­ście, a roz­ko­ja­rzona Mia spoj­rzała na niego py­ta­jąco.

– Ale do­piero co tu przy­sze­dłeś – po­wie­działa sko­ło­wana, szybko mru­ga­jąc oczami.

– Tak, ale czy ty wła­śnie nie po­wie­dzia­łaś, że nie masz ochoty na moje to­wa­rzy­stwo? – Spoj­rzał na nią z za­czep­nym uśmiesz­kiem.

– Ale nie bądź durny, nie mia­łam na my­śli cie­bie, tylko ko­le­gów z biura! Na cie­bie za­wsze mam ochotę! – wy­pa­liła, a uśmiech Kostka stał się jesz­cze szer­szy. – No, weź prze­stań tak ra­do­śnie pro­mie­nieć, słonko, nie mia­łam na my­śli nic spro­śnego. – Zmie­szała się, gdy do­tarły do niej jej wła­sne słowa. – Chcia­łam po­wie­dzieć, że na twoje to­wa­rzy­stwo za­wsze mam ochotę, w końcu znamy się całe ży­cie, je­steś moim naj­lep­szym kum­plem i mó­wiąc, że za­wsze mam na cie­bie ochotę, mó­wię o twoim to­wa­rzy­stwie, nie, że chcia­ła­bym z tobą... eeee, no wiesz... – pa­plała, a jej twarz ro­biła się co­raz bar­dziej czer­wona. – Fi­zycz­nie mnie nie po­cią­gasz, je­steś w stre­fie kum­pel­skiej, zu­peł­nie asek­su­alny.

Kiedy spoj­rzała na niego, ugry­zła się w ję­zyk i uci­chła, wi­dząc, że chło­pak ma nie­zły ubaw. Cza­sami nie wie­działa, kiedy się za­mknąć, i ro­biła z sie­bie wa­riatkę z wer­bal­nym roz­wol­nie­niem. Pró­bo­wała za­pa­no­wać nad swoim sło­wo­to­kiem, który zwa­liła na karb pracy, stresu i tego, że Ko­stek wy­sko­czył na nią znie­nacka, z tym swoim osza­ła­mia­ją­cym uśmie­chem i piękną buźką, i jesz­cze pięk­niej­szym cia­łem, kiedy naj­mniej się go spo­dzie­wała. Już co­raz trud­niej było jej wma­wiać sa­mej so­bie, że Ko­stek to tylko przy­ja­ciel, bo męż­czy­zna od ja­kie­goś czasu dzia­łał na nią w spo­sób, któ­rego przy­jaź­nią na­zwać się nie dało. Pró­bo­wała bro­nić się przed jego atrak­cyj­no­ścią i sek­sa­pi­lem i ukryć to, jak bar­dzo ją po­cią­gał, przez co sta­wała się przy nim ner­wowa i czę­sto za­cho­wy­wała się jak idiotka.

– Dzięki, Mia. Wiesz, za­wsze strasz­nie miło usły­szeć coś ta­kiego: asek­su­alny, nie po­ciąga ni­kogo, jest tak samo atrak­cyjny dla ko­biet jak kupa mię­cha dla we­ge­ta­rianki. – Uda­wał zdo­ło­wa­nego. – Pew­nie tak my­ślą o mnie wszyst­kie ko­biety i dla­tego żadna mnie nie chce – po­skar­żył się i przy­brał nie­szczę­śliwą minę.

– Oj, Ko­stek! – Prze­wró­ciła oczami i puk­nęła się w czoło na znak, że chło­pak ma nie­równo pod su­fi­tem. – Weź ty nie ko­kie­tuj! Wiesz do­brze, że ko­biety or­ga­ni­zują so­bie za­wody w sko­kach do two­jego łóżka. Wy­grywa naj­szyb­sza i naj­ła­twiej­sza – wy­pa­liła i po raz ko­lejny ugry­zła się w ję­zyk : „Mia, za­mknij się już!”, upo­mniała samą sie­bie i prze­pra­sza­jąco spoj­rzała na Kostka. – Sorry, cza­sem je­stem okropna. – Po­trzą­snęła głową tak ener­gicz­nie, że ołó­wek za­ple­ciony w jej kok wy­padł, spra­wia­jąc, że włosy roz­sy­pały się pięk­nymi fa­lami wo­kół jej ślicz­nej twa­rzy. Te­raz na­de­szła ko­lej Kostka na wga­pia­nie się w Mię i po­dzi­wia­nie jej urody, kiedy ta, ni­czego nie­świa­doma, za­gar­nia­jąc włosy za ucho, cią­gnęła swój mo­no­log. – W ciągu ostat­nich kilku dni wcią­gnę­łam tyle drin­ków ener­ge­tycz­nych, że złą­cza w moim mó­zgu od­po­wie­dzialne za mowę z pręd­ko­ścią świetlną za­piż­dżają w prze­stwo­rza, ale ro­zum, który bez snu skap­ciał, za nimi już nie na­dąża, więc z mo­ich ust wy­pły­wają słowa, które nie­ko­niecz­nie mają co­kol­wiek wspól­nego z in­te­li­gen­cją, albo na­wet my­śle­niem. – Ode­tchnęła, po czym wzięła kilka ko­lej­nych uspo­ka­ja­ją­cych wde­chów, bo czuła, że nad­miar tego wszyst­kiego robi z niej roz­trzę­sioną ga­la­retkę, z ostro za­koń­czo­nymi sy­nap­sami ner­wo­wymi, które w tym mo­men­cie wy­glą­dają tro­chę jak mo­kra im­preza na­żar­tych grem­li­nów po pół­nocy.

– Pro­szę bar­dzo, żar­tuj so­bie z mo­jego ży­cia mi­ło­snego, nic nie po­ra­dzę na to, że ko­biety chcą ode mnie tylko mo­jego ciała i nie się­gają tam, gdzie wzrok nie sięga.

– Masz na my­śli swoje spodnie? Je­śli tak, to znowu sku­cha, bo tam się­gają bar­dzo czę­sto i bar­dzo chęt­nie – wy­pa­liła i wal­nęła się w czoło. – Ko­lejny raz prze­pra­szam, se­rio, ko­men­ta­rze bar­dzo nie na miej­scu – stro­fo­wała samą sie­bie, krę­cąc głową.

Ko­stek ro­ze­śmiał się, skrzy­żo­wał umię­śnione ra­miona na sze­ro­kiej klatce pier­sio­wej i opie­ra­jąc się ple­cami o ścianę, przy­brał non­sza­lancką pozę. Wy­glą­dał nie­sa­mo­wi­cie po­cią­ga­jąco i bar­dzo mę­sko, a Mii wy­da­wało się, że im jest star­szy, tym więk­szą ilość fe­ro­mo­nów pro­du­kuje, przez co jego przy­cią­ga­nie staje się in­ten­syw­niej­sze. Te­raz, w wieku dwu­dzie­stu pię­ciu lat, był cho­ler­nie ku­szący, a ona, w wieku lat dwu­dzie­stu dwóch, po­ta­jem­nie do niego wzdy­chała i nie­po­ta­jem­nie cho­dziła na nie­udane randki z fa­ce­tami, któ­rzy oka­zy­wali się albo kłam­cami, albo zdraj­cami, albo zwy­kłymi fra­je­rami. Im gor­sza była randka, tym czę­ściej za­sta­na­wiała się nad tym, czy nie po­winna ich przy­jaźni rzu­cić w cho­lerę, nie po­sta­wić wszyst­kiego na jedną kartę i nie wziąć udziału we wspo­mnia­nym kon­kur­sie sko­ków do Kost­ko­wego łóżka. Wła­śnie kiedy pró­bo­wała to so­bie wy­obra­zić, z ma­rzeń na ja­wie wy­rwała ją od­po­wiedź chło­paka.

– Tak prawdę mó­wiąc, że dziew­czyny nie się­gają tam, gdzie wzrok nie sięga, nie mia­łem na my­śli mo­ich spodni, tylko moje wnę­trze, ale bio­rąc pod uwagę twój dzi­siej­szy na­strój i kie­ru­nek, w ja­kim płyną twoje my­śli, wolę tego nie roz­wi­jać, bo jesz­cze zu­peł­nie zje­dziesz z te­matu i stwier­dzisz, że mó­wiąc o swoim wnę­trzu, do któ­rego nikt nie do­ciera, mam na my­śli dup­sko, i ja­dąc da­lej tym sa­mym to­rem, uznasz, że pro­szę się o anal – stwier­dził, a Mia się ro­ze­śmiała.

– Żeby było ja­sne, mnie nie proś. – „Przy­naj­mniej nie tak od razu”, do­dała w my­ślach, a na głos cią­gnęła: – Nie mam jed­nak żad­nych wąt­pli­wo­ści, że twój ide­alny ty­łek po­trafi od­wró­cić nie­jedną głowę, nie­za­leż­nie od płci i upodo­bań.

Mia po­now­nie omio­tła przy­ja­ciela wzro­kiem i na chwilę od­pły­nęła. Ko­stek do­brze wie­dział, że jest cho­ler­nie przy­stojny, jesz­cze cho­ler­niej cha­ry­zma­tyczny i naj­jesz­czej naj­cho­ler­niej... sek­sowny. Od kilku lat grał ra­zem ze swoim bra­tem w ka­peli roc­ko­wej, w któ­rej był li­de­rem i wo­ka­li­stą. Chło­pacy byli po­pu­larni i roz­po­zna­walni w swoim ma­łym mia­steczku i na pewno nie mo­gli na­rze­kać na brak za­in­te­re­so­wa­nia ze strony ko­biet. Mimo że me­dial­nie jak do­tąd nie od­nie­śli żad­nego wiel­kiego suk­cesu i nie byli sławni, nie można im było od­mó­wić praw­dzi­wego ta­lentu, pa­sji i za­pału. Ich mu­zyka była na­prawdę świetna, nie­stety, mimo cięż­kiej pracy i za­an­ga­żo­wa­nia trudno było się im prze­bić i zdo­być sławę. W cza­sach, w któ­rych kró­lo­wały ko­mer­cyjne pro­gramy te­le­wi­zyjne, wy­ła­nia­jące jed­no­se­zo­no­wych ido­lów, żeby osią­gnąć suk­ces, nie był po­trzebny tylko ta­lent, or­ga­ni­za­to­rzy ta­kich pro­gra­mów żą­dali two­jej du­szy. To prawda, mo­gli spró­bo­wać ta­kiej drogi, jed­nak im nie za­le­żało na pię­ciu mi­nu­tach sławy. Oni chcieli mu­zyką i z mu­zyki żyć, kon­cer­to­wać, na­gry­wać płyty i spra­wić, że mu­zyka bę­dzie nie­od­łączną czę­ścią ich ży­cia, gdyby na­wet wy­grali ja­kiś show te­le­wi­zyjny, tak jak reszta zwy­cięz­ców ta­kich pro­gra­mów, po roku, może dwóch la­tach, zo­sta­liby za­po­mniani i ze­pchnięci w kąt przez na­stępny se­zo­nowy hit. Miesz­ka­jąc w pięk­nym, za to za­bi­tym de­skami mia­steczku, nie ma­jąc kon­tak­tów, kasy, pro­mo­cji czy me­ne­dżera, nie mieli jed­nak wiele opcji i szans na prze­bi­cie się w świe­cie mu­zyki. Chło­pacy, kiedy tylko mo­gli, jeź­dzili na więk­sze im­prezy i wy­da­rze­nia mu­zyczne, gdzie przed bu­dyn­kami wy­cze­ki­wali na szy­chy światka mu­zycz­nego, a kiedy po im­pre­zach ce­le­bryci, me­ne­dże­ro­wie mu­zyczni i sławni DJ-e wy­sy­py­wali się tłum­nie na czer­wone dy­wany, wci­skali im no­śniki ze swoją mu­zyką i wi­zy­tówki, które, jak po­dej­rze­wali, za­pewne koń­czyły w po­bli­skim ko­szu. Na e-ma­ile prze­waż­nie też nie mieli od­po­wie­dzi, jed­nak nie pod­da­wali się, wal­czyli o speł­nie­nie swo­ich ma­rzeń, two­rzyli mu­zykę, szli­fo­wali swój ta­lent, a w ocze­ki­wa­niu na ja­kiś prze­łom w ka­rie­rze mu­zycz­nej, grali w pu­bach, ba­rach i na wszel­kiej ma­ści im­pre­zach ro­dzin­nych i mia­stecz­ko­wych.

Ko­stek, jak i reszta człon­ków ze­społu, bar­dzo ła­two zjed­ny­wał so­bie fanki, bo nie tylko z ogromną przy­jem­no­ścią się go słu­chało, ale było też na czym za­wie­sić oko. Był naj­star­szy w gru­pie, wy­soki, szczu­pły i wy­spor­to­wany, a jego ciało było mocne, ide­al­nie umię­śnione i bez grama zbęd­nego tłusz­czu. Gę­ste włosy ko­loru pia­sko­wego opa­dały mu w nie­ła­dzie na czoło, na­da­jąc wy­gląd nie­okieł­zna­nego bad boya, a szare oczy nie miały dna i można się było w nich kom­plet­nie za­tra­cić. Biła od niego też po­zy­tywna ener­gia, siła, cha­ry­zma, a kiedy się uśmie­chał, Mii za­pie­rało dech w pier­siach, nie tylko zresztą jej. Wszyst­kie babki z jej biura, nie­za­leż­nie od wieku i sta­tusu ma­try­mo­nial­nego, miały świra na jego punk­cie i za każ­dym ra­zem, gdy Ko­stek wpa­dał do niej na chwilę, te młod­sze i wolne wga­piały się w niego jak cie­lątka i ko­kie­to­wały w tak jed­no­znaczny spo­sób, że cza­sem Mia mu­siała fi­zycz­nie je pa­cy­fi­ko­wać i od­cią­gać od przy­ja­ciela, na­to­miast star­sze pa­nie za­rzu­cały go in­nego ro­dzaju „do­brami”, ta­kimi jak do­mowe po­siłki, cia­sta czy cia­steczka, do któ­rych na­wet za bar­dzo nie mu­siały męż­czy­zny prze­ko­ny­wać, bo ten przyj­mo­wał je z nie­skry­waną ochotą. Do tego, o zgrozo, Ko­stek był za­bawny, opie­kuń­czy, in­te­li­gentny, miał pa­sję i ta­lent mu­zyczny, a ta mie­szanka spra­wiała, że dla wielu ko­biet był... ide­ałem. Mia znała go bar­dzo do­brze, więc wie­działa, że ide­ałem nie był, ale da­leko do niego mu nie było.

– Znowu od­pły­nę­łaś? – za­py­tał chło­pak, pstry­ka­jąc pal­cami przed no­sem Mii. – Czy może po­dzi­wiasz moje piękno? – Ro­ze­śmiał się i pu­ścił do niej oczko.

– Skrom­ność nade wszystko – sko­men­to­wała w od­po­wie­dzi.

– No cóż, mu­szę się tro­chę do­war­to­ścio­wać po tym, jak po­wie­dzia­łaś, że je­stem asek­su­alny i ogól­nie bleee.

– No do­bra, sorry, nie je­steś wcale asek­su­alny i do­brze o tym wiesz. W su­mie to je­steś cał­kiem, cał­kiem – do­dała i otrzą­snęła się ze stanu roz­ma­rzo­nego wga­pia­nia. Nie było sensu ro­bić so­bie ape­tytu na ko­goś, kto w niej wi­dział tylko przy­ja­ciółkę.

– To wszystko? – spy­tał roz­ba­wiony. – Wpa­try­wa­łaś się we mnie tak długo, żeby stwier­dzić, że je­stem cał­kiem, cał­kiem?

– A czego się spo­dzie­wa­łeś? Że będę smy­rać twoją próż­ność?

– Przy­naj­mniej tro­szeczkę. – Uśmiech­nął się prze­kor­nie, a Mia wy­mow­nie i osten­ta­cyj­nie po­krę­ciła głową, żeby nie ro­bił so­bie na­dziei.

– Smy­rać nic ci nie będę, za­po­mnij, od tego masz swoje pa­nienki, a ja je­stem twoją psiap­siółą.

– A to psiap­sióły nie mogą po­smy­rać? Tak od czasu do czasu, w dro­dze wy­jątku? – Draż­nił się z nią, nie da­jąc za wy­graną, jed­nak ona zi­gno­ro­wała jego za­czepkę.

– Idę z po­wro­tem do biura, mu­szę wrzu­cić po­my­sły na kom­pu­ter, nim po­sieję gdzieś te pa­piery – stwier­dziła i do­kład­nie w chwili, kiedy wy­po­wie­działa te słowa, z nie­da­le­kiego wen­ty­la­tora na da­chu buch­nęło cie­płym po­wie­trzem, a ten mocny po­dmuch wy­rwał z rąk dziew­czyny kartkę z dro­go­cen­nymi za­pi­skami. Mia ze­rwała się z mięk­kiego pufa na równe nogi, go­towa do biegu za owo­cem jej cięż­kiej pracy, jed­nak nie zdą­żyła zro­bić na­wet jed­nego kroku. Nogi za­plą­tały się jej w ra­miączka nie­dbale rzu­co­nej to­rebki, któ­rej nie­dawno uży­wała do od­pę­dza­nia pta­ków, a ona le­gła jak długa, tuż przy no­gach Kostka.

– Ależ nie mu­sisz pa­dać do mo­ich ko­lan, prze­cież mnie prze­pro­si­łaś! – Za­re­cho­tał. Dziew­czyna, nie bar­dzo wie­dząc, co i jak się stało, zro­biła za­sko­czoną, głup­ko­watą minę i rzu­ciła przez ra­mię:

– A weź ty spin­da­laj! – Poza tymi sło­wami było już tylko sły­chać ogłu­sza­jący śmiech Kostka i mam­ro­tane przez Mię prze­kleń­stwa skie­ro­wane do nie­win­nie le­żą­cej so­bie to­rebki. – Wy­sraj se oko – rzu­ciła na końcu do przy­ja­ciela, wy­wo­łu­jąc u niego jesz­cze gło­śniej­szą salwę śmie­chu, i nie­zgrab­nie wy­grze­bała nogi ze skó­rza­nych rą­czek. – Ja się tu pra­wie za­bi­jam, a ty do­star­czasz so­bie roz­rywki moim kosz­tem. Dzię­kuję bar­dzo – burk­nęła, uda­jąc ob­ra­żoną, choć do niej sa­mej do­cie­rała ko­micz­ność tej sy­tu­acji.

– Sorry, ale twoja mina i to za­sko­cze­nie są po pro­stu bez­cenne! – tłu­ma­czył, pró­bu­jąc za­pa­no­wać nad re­cho­tem.

– No cóż, nie wiem jak ty, ale ja rzadko się wy­wra­cam, więc rze­czy­wi­ście się zdzi­wi­łam, kiedy wsta­łam tylko po to, żeby za­ryć no­sem w pod­łogę. – Dziew­czyna za­częła uwal­niać stopę z ra­mią­czek to­rebki i po­wra­cać do god­niej­szej, pio­no­wej po­zy­cji.

– Okej, już się nie śmieję! – Przy­gryzł dolną wargę, która wciąż zdra­dli­wie drżała pod wpły­wem roz­ba­wie­nia. – Sorry, masz ra­cję, mia­łaś prawo wy­glą­dać na zdzi­wioną. – Na­chy­lił się i pod­niósł kartkę za­pi­saną gry­zmo­łami i wy­cią­gnął rękę do dziew­czyny, żeby po­móc jej wstać. – Za tym le­cia­łaś, pta­szynko? – Nie mógł się po­wstrzy­mać i znowu ryk­nął śmie­chem.

– Bar­dzo śmieszne – rzu­ciła, ale jej usta drżały, a oczy skrzyły się we­soło. Po­zwo­liła mu ze­brać się z pod­łogi, wy­rwała kartkę z rąk przy­ja­ciela i ostroż­nie, żeby znowu nie za­li­czyć gleby, po­de­szła do drzwi pro­wa­dzą­cych do jej firmy. – Idziesz czy zo­sta­jesz? – za­py­tała, od­wra­ca­jąc się przy wyj­ściu.

– Idę, mój ptaszku – od­po­wie­dział, po­dą­ża­jąc w jej kie­runku.

– Ptaszka masz wiesz gdzie – mruk­nęła pod no­sem, wy­wo­łu­jąc ko­lejny uśmiech na twa­rzy Ko­sty – a cza­sem to na­wet ptasz­kiem sam je­steś, żeby nie po­wie­dzieć chu...

– No, ależ pro­szę dro­giej przy­ja­ciółki! – prze­rwał jej chło­pak. – Orły, so­koły, he­rosi, jak naj­bar­dziej, tak mo­żesz mi mó­wić, ale za inne okre­śle­nia z ro­dziny nie­lo­tów to ja po­dzię­kuję! – po­wie­dział sta­now­czo i wy­prze­dził ją, żeby otwo­rzyć jej drzwi.

– Nooo, nie­lo­tem to ty na pewno nie je­steś! Ra­czej prze­lo­tem, bo prze­le­cisz wszystko, co wi­dzisz – od­parła.

– Ty se­rio tak bru­tal­nie szcze­rze wa­lisz do praw­dzi­wego dżen­tel­mena, który otwiera dla cie­bie drzwi? – za­py­tał, a ona tylko prze­wró­ciła oczami.

– Sama po­tra­fię so­bie otwo­rzyć – po­wie­działa, strą­ca­jąc jego rękę z uchwytu, pchnęła z roz­ma­chem i z gło­śnym pla­śnię­ciem wpa­dła na szklane drzwi, po czym siła jej pchnię­cia od­rzu­ciła ją lekko do tyłu. – Ja pier...! – Nim do­koń­czyła prze­kleń­stwo, wy­lą­do­wała w ra­mio­nach Kostka, który uchro­nił ją od upadku.

– Je­steś cała? – Od­wró­cił ją przo­dem do sie­bie, spraw­dza­jąc, czy nie zro­biła so­bie krzywdy, jed­nak po­now­nie mu­siał przy­gryźć po­dej­rza­nie drżącą wargę.

– Cała, cała – za­pew­niła, roz­cie­ra­jąc so­bie nos. – A ty już nie rżyj, każ­demu może się zda­rzyć! – do­dała, rzu­ca­jąc fo­cha.

– Ale tylko to­bie może się zda­rzyć dwa razy w ciągu dwóch mi­nut. – Po­now­nie wy­buch­nął śmie­chem i zro­bił unik przed to­rebką, którą Mia się na niego za­mach­nęła. Dla bez­pie­czeń­stwa dziew­czyny, ale także dla swo­jego, otwo­rzył jej drzwi. Wi­dział, że sama robi się czer­wona, pró­bu­jąc za­pa­no­wać nad śmie­chem, jed­nak twardo trzy­mała się pier­wot­nej wer­sji i uda­wała, że ma fo­cha.

We­szli ra­zem do biura, gdzie Mia po­że­gnała się mach­nię­ciem ręki, i bar­dzo, jak na nią, po­woli, ru­szyła w stronę swo­jego open space, za­pewne dla­tego, że nie chciała ku­sić losu i pier­dyk­nąć na glebę po raz trzeci w ciągu trzech mi­nut. Ko­stek chwilę pa­trzył za nią, jak od­cho­dziła. Dłu­gie blond włosy wiły się w pięk­nych fa­lach po jej ple­cach, się­ga­jąc pasa. Jej ru­chy były de­li­katne, płynne, pełne ta­jem­ni­czo­ści i wdzięku... Poza chwi­lami, kiedy się wy­wra­cała na pro­stej dro­dze, ude­rzała głową, ręką, łok­ciem czy czym­kol­wiek in­nym w ścianę, znak dro­gowy, który każdy inny by wi­dział bądź wie­szała się rę­ka­wem na klam­kach drzwi, co za­wsze roz­ba­wiało wszyst­kich do łez.

Ko­stek znał Mię od za­wsze, tak jak od za­wsze miesz­kał na tym sa­mym co ona osie­dlu, w tym sa­mym co ona bloku. A te­raz, od kilku mie­sięcy, we czworo, ra­zem z bra­tem Kostka, Ar­tu­rem, i ich wspólną przy­ja­ciółką Anką wy­naj­mo­wali miesz­ka­nie, bo żad­nego z nich nie było stać, żeby miesz­kać na swoim. Wcze­śniej dziew­czyny nie do­ga­dy­wały się z ro­dzi­cami, a chło­pacy ze swo­imi współ­lo­ka­to­rami, więc jed­nego wie­czoru na przy­ja­ciel­skim spo­tka­niu, kiedy one na­rze­kały na swo­ich ro­dzi­ców, a oni na bez­na­dziej­nych współ­lo­ka­to­rów, z któ­rymi dzie­lili miesz­ka­nie, wpa­dli na świetny po­mysł, że mo­gliby spró­bo­wać za­miesz­kać wszy­scy ra­zem. Oka­zało się, że po­mysł był ge­nialny, przy­ja­ciele do­ga­dy­wali się bez­pro­ble­mowo, nie wcho­dzili so­bie w drogę i lu­bili ra­zem spę­dzać wolny czas. Je­dy­nym mi­nu­sem ta­kiego układu było to, że od czasu do czasu Ko­stek mu­siał zno­sić fakt, że Mia cho­dziła na randki. Czuł się okrop­nie z tym, że po­ta­jem­nie za każ­dym ra­zem chciał, żeby spo­tka­nia były nie­udane i żeby ona nie zna­la­zła so­bie chło­paka. Wie­dział, że było to słabe i ego­istyczne z jego strony, ale lu­bił ten swój mały, przy­ja­ciel­ski świa­tek i bar­dzo nie chciał, żeby coś się w nim zmie­niało. Nie zniósłby wi­doku ja­kie­goś ko­le­sia krę­cą­cego się przy Mii. Nie ży­czył dziew­czy­nie źle, wręcz prze­ciw­nie, chciał, żeby była szczę­śliwa, jed­nak nic nie po­tra­fił po­ra­dzić na to, że był o nią za­zdro­sny – mimo że długo się bro­nił przed tym, żeby przed sobą sa­mym się do tego przy­znać. Od kiedy za­miesz­kali ra­zem, jesz­cze bar­dziej się do sie­bie zbli­żyli, a fakt, że wiele razy wpadł na dziew­czynę, kiedy ta była roz­kosz­nie ro­ze­spana, bądź wi­dział ją w sa­mej bie­liź­nie, kiedy po ci­chutku w nocy za­kra­dała się do kuchni, my­śląc, że ni­kogo tam nie ma, spra­wił, że do­strzegł jej drugą stronę. Nie tę za­bawną, przy­ja­ciel­ską i sek­su­al­nie neu­tralną, ale tę, która co­raz bar­dziej go uwo­dziła, po­bu­dzała, za­cie­ka­wiała i roz­pa­lała. Po wielu la­tach przy­jaźni pla­to­nicz­nej Ko­stek za­czy­nał za­uwa­żać w Mii piękną, po­nętną i zmy­słową ko­bietę, a to, że te­raz miesz­kali ra­zem wcale nie po­ma­gało mu trak­to­wać jej tylko po przy­ja­ciel­sku.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: