- W empik go
Czyśćcowe dusze - ebook
Czyśćcowe dusze - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 205 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To samo zamieszanie panuje w sprawie don Juana, osobistości, która, co do rozgłosu, niewiele ustępuje Jowiszowi. Sama Sewilla posiada kilku don Juanów; wiele innych miast chlubi się swoim. Każdy miał niegdyś swoją odrębną legendę. Z czasem wszystkie stopiły się w jedno.
Mimo to, skoro się przyjrzeć z bliska, łatwo wyróżnić cząstkę każdego z nich lub bodaj rozróżnić dwóch spośród tych bohaterów, a mianowicie: don Juana Tenorio, którego, jak wiadomo, porwał kamienny posąg, i don Juana de Marana, którego koniec był zgoła odmienny.Opowiadają na jedną modłę życie ich obu; różne są jedynie rozwiązania. Są zakończenia na wszystkie gusty, jak w sztukach Ducisa, które kończą się dobrze lub źle, wedle wrażliwości czytelników.
Co do prawdziwości tej historii lub tych dwóch historii, jest ona niewątpliwa i wielce by obraził miejscowy patriotyzm sewillian,kto by podawał w wątpliwość istnienie tych dwóch hultajów, którzy zamącili genealogię najszlachetniejszych tamecznych rodów.Pokazują tam cudzoziemcom pałac don Juana Tenorio, a żaden miłośnik sztuki nie opuścił z pewnością Sewilli, nie zwiedziwszy kościoła Miłosierdzia. Ujrzał tam grób kawalera de Marana, z tym napisem, podyktowanym przez pokorę lub, jeśli kto chce, przez pychę: Aqui yace el peor hombre que fua en el mundo .Jak można wobec tego wątpić? Prawda,iż oprowadziwszy was po tych dwóch zabytkach, cicerone opowie wam jeszcze, jak don Juan (nie wiadomo który) uczynił szczególne propozycje Giroldzie, owej brązowej figurze, która wznosi się na mauretańskiej wieży katedralnej, i jak je Girolda przyjęła; jak don Juan, przechadzając się, podochocony winem, po lewym brzegu Gwadalkiwiru, poprosił o ogień człowieka,który szedł prawym brzegiem paląc cygaro, i jak ramię palącego (był to nie kto inny, tylko diabeł we własnej osobie) wydłużyło się tak, że przebyło rzekę i podało cygaro don Juanowi, który zapalił odeń swoje, ani mrugnąwszy okiem i nie korzystając z przestrogi, tak był zatwardziały.
Pragnąłem wydzielić każdemu don Juanowi cząstkę, jaka mu przypada ze wspólnego skarbca niegodziwości i zbrodni. W braku lepszej metody starałem się opowiedzieć o don Juanie de Marana, moim bohaterze, jedynie te przygody, które nie przynależą, prawem "zasiedzenia ", don Juanowi Tenorio, tak znanemu u nas dzięki arcydziełom Mozarta i Moliera.
Hrabia don Carlos de Marana był to jeden z najbogatszych i najszacowniejszych magnatów w Sewilli. Pochodził ze znakomitego rodu,w wojnie zaś przeciw zbuntowanym Maurom dowiódł, że nie odrodził się od mężnych przodków. Po ujarzmieniu Alpuzarów wrócił do Sewilli ze szramą na czole oraz z wielką liczbą dzieci wziętych do niewoli, które to dzieci,dawszy je wprzód ochrzcić, sprzedał z zyskiem do chrześcijańskich domów. Rany jego, nie oszpeciwszy go zgoła, nie przeszkodziły mu się spodobać panience z dobrego domu, która dała mu pierwszeństwo wśród wielkiej liczby zalotników. Z tego małżeństwa urodziło się zrazu kilka córek, z których jedne wyszły za mąż, inne wstąpiły do klasztoru. Don Carlos de
Marana rozpaczał, iż nie ma dziedzica nazwiska, kiedy urodzenie syna przepełniło go radością i pozwoliło mieć nadzieję, że jego starożytny majorat nie przejdzie na boczną linię.
Don Juan, ów syn tak upragniony i bohater tej wiarygodnej historii, psuty był przez ojca i matkę, jak przystało na jedynego spadkobiercę wielkiego nazwiska i wielkiej fortuny.Od dziecka był niemal samowładnym panem swoich czynów; nikt w pałacu ojcowskim nie ośmielił mu się sprzeciwić. Tyle tylko, iż matka pragnęła, aby był pobożny jak ona, ojciec zaś chciał, aby syn jego był dzielny jak on. Matka łakociami i pieszczotami skłaniała dziecko do uczenia się litanii, różańców, wszystkich obowiązkowych i nadobowiązkowych modłów. Usypiała go czytając mu żywoty świętych. Z drugiej strony ojciec uczył syna pieśni o Cydziei o Bernardzie del Carpio, opowiadał mu o buncie Maurów i zachęcał, aby się cały dzień ćwiczył w rzucaniu oszczepem, strzelaniu z ręcznej kuszy lub zgoła z muszkietu do lalki ubranej za Maura, którą kazał ustawić w ogrodzie.
W ołtarzyku hrabiny de Marana znajdował się obraz, malowany w suchym i twardym stylu Moralesa, a przedstawiający męki czyśćcowe. Wszystkie rodzaje męczarni, jakie malarz mógł wyroić, oddane były z taką dokładnością, że sam wielki Inkwizytor nie mógłby nic przyganić.
Dusze czyśćcowe znajdowały się w wielkiej piwnicy, która miała w górze okienko. Siedząc przy tym otworze, anioł podawał rękę duszy opuszczającej kaźń, gdy tuż obok sędziwymężczyzna, trzymający w złożonych rękach różaniec, modlił się wielce żarliwie.Człowiek ten był to fundator obrazu, który kazał sporządzić dla kościoła w Huesca. W czasie powstania Maurowie podpalili miasto; kościół padł ofiarą zniszczenia, ale obraz cudem ocalał. Hrabia Marana wziął go do domu i ozdobił nim ołtarzyk żony. Zazwyczaj mały Juanek, ilekroć wszedł do pokoju matki, stał długo zapatrzony w ten obraz, który przerażał go i przykuwał zarazem. Nie mógł zwłaszcza oderwać oczu od człowieka, któremu wąż wyjadał wnętrzności, gdy on sam wisiał za żebra na hakach nad gorejącym ogniskiem. Obracając z trwogą oczy ku okienku, pacjent zdawał się błagać ofiarodawcę o modlitwę, która by mu oszczędziła tylu cierpień. Hrabina nie zaniedbała za każdym razem objaśnić syna, iż ten nieszczęśnik cierpi męki za to, że nie uczył się porządnie katechizmu, żartował sobie z księdza lub był roztargniony w kościele. Dusza,która ulatywała do raju,była to dusza krewniaka rodziny Marana, który miał z pewnością jakieś grzeszki na sumieniu; ale hrabia Marana modlił się zań, dał sporo grosza księżom, aby go wykupić z męczarni ogniowych i osiągnął tę satysfakcję, iż wyprawił duszę krewniaka do nieba, nie pozwalając jej długo markocić w czyśćcu. Pomyśl tylko,Juanku – dodawała hrabina – że ja może będę kiedyś tak cierpiała i spędzę miliony lat w czyśćcu, jeśli ty nie będziesz pamiętał o mszach, aby mnie wybawić! Jak by tobyło okrutnie zostawić tam matkę, która cię wykarmiła! Wówczas chłopczyna płakał; o ile miał parę realów w kieszeni, dawał je pierwszemu kwestarzowi, który się nawinął ze skarbonką, za dusze czyśćcowe ".Kiedy wszedł do pokoju ojca, widział pancerze pogięte od kuł, kask, który hrabia Maranamiał przy zdobyciu Almerii i który zachował ślad siekiery muzułmańskiej; lance,szable mauretańskie, sztandary zdobyte na niewiernych zdobiły tę komnatę. Ten bułat – mówił hrabia – wydarłem Kadiemu Wajerskiemu, który uderzył mnie nimtrzykrotnie, nim pozbawiłem go życia. Ten sztandar nieśli powstańcy z Góry Elwirskiej. Właśnie spustoszyli chrześcijańską wioskę; nadbiegłem z dwudziestoma rycerzami.Cztery razypróbowałem się wedrzeć w ich batalion,aby zdobyć ten sztandar;cztery razy mnie odparto. Za piątym uczyniłem znak krzyża,krzyknąłem: Pomagaj,święty Jakubie!" i runąłem w szeregi pogan. A widzisz ten kielich złoty w moim herbie? Herszt Maurów ukradł go w kościele, gdzie dopuścił się tysięcznych bezeceństw. Konie jego jadły owies na ołtarzu, a żołnierzerozwłóczyli kości świętych. Łotr kazał sobie podać w tym kielichu sorbet mrożony. Dopadłem go w chwili, gdy przykładał do ust poświęcone naczynie. Zanim krzyknął Ałła!, gdy napój był jeszcze w jego gardzieli, ciąłem tego psa tęgim mieczem w wygoloną głowę, tak żeklinga oparła się aż o zęby. Na pamiątkę tej świętej pomsty król pozwolił mi nosić złoty kielich w herbie. Mówię ci to, Juanku, abyś opowiedział swoim dzieciom i aby wiedziały, czemu twój herb różni się nieco od herbu twego dziadka, don Diega, który widzisz nad jego portretem. Tak pędząc życie między dewocją a wojną, dzieciak trawił czas na struganiu krzyżyków lub, uzbrojony w drewnianą szabelkę, ćwiczył się w sadzie na melonach, które wyobrażały dlań głowy Maurów. Mając lat osiemnaście, don Juan dość licho czytał po łacinie, doskonale służył do mszy i władał rapierem – jedną ręką lub oburącz – lepiej od samego Cyda. Ojciec jego, uważając iż spadkobierca rodu Maranów winien posiąść jeszcze i inne talenty, postanowił wysłać go do Salamanki. Przygotowania do tej podróży nie zajęły wiele czasu. Matka dała mu mnóstwo różańców, szkaplerzy i poświęcanych medalików. Nauczyła go też wielu modlitw, bardzo pomocnych w różnych okolicznościach. Don Carlos dał mu szpadę, której rękojeść, wykładaną srebrem, zdobiły herby rodzinne; przy czym rzekł: – Dotąd żyłeś jedynie z dziećmi; obecnie przyjdzie ci żyć z ludźmi. Pamiętaj,że najcenniejszy skarb szlachcica to jego honor; a twój honor, to honor Maranów. Niech raczej zginieostatni potomek naszego domu, niżby honor jego miał ścierpieć jaką plamę!Weź tę szablę: ona cię obroni, jeśli cię ktoś zaczepi. Nigdy nie dobywaj jej pierwszy; ale pamiętaj, iż przodkowie twoi wkładali ją do pochwy nie wprzódy, aż osiągnęli zwycięstwo i pomstę. Tak opatrzony bronią duchową i doczesną, potomek Maranów wsiadł na konia i opuściłsiedzibę ojców. Uniwersytet w Salamance był wówczas w pełni chwały. Nigdy uczniowie jego nie byli liczniejsi ani mistrzowie bardziej uczeni; ale nigdy też obywatele tyle nie cierpieli od zuchwalstwa nieposkromionej młodzieży, która przebywała lub raczej panowała w ich mieście.
Serenady, kocie muzyki, nocne burdy to był zwyczajny tryb życia, którego jednostajność urozmaicały od czasu do czasu porwania żon lub córek, kradzieże lub pobicia. Przybywszy do Salamanki, don Juan strawił kilka dni na oddawaniu listów polecających do przyjaciół ojcowskich, na składaniu wizyt profesorom, zwiedzaniu kościołów i oglądaniu relikwii. W myśl zalecenia ojca wręczył jednemu z profesorów dość okrągłą sumkę do rozdziału między niezamożnych uczniów. Hojność ta spotkała się z żywym poklaskiem i zyskała mu od razu wielu przyjaciół.
Don Juan pałał wielką żądzą nauki. Zamierzał słuchać jak ewangelii wszystkiego, co wychodzi z ust profesorów; aby nie stracić nic, chciał się umieścić jak najbliżej katedry. Wszedłszy do sali, gdzie miał się odbyć wykład, spostrzegł puste miejsce bardzo blisko profesora, jak właśnie pragnął. Usiadł. Jakiś szkolarz, brudny, nie uczesany, odziany w łachmany, jaktylu ich jest po uniwersytetach, podniósł na chwilę oczy znad książki, aby je zwrócić na donJuana z wyrazem tępego zdumienia. – Siadacie tutaj – rzekł niemal z przerażeniem – czy nie wiecie, że tu siada zazwyczaj don Garcja Navarro? Don Juan odparł, że zawsze słyszał, iż miejsce należy do pierwszego, który je zajmie, i żewobec tego, że było puste, sądził, iż może usiąść, zwłaszcza o ile don Garcja nie polecił sąsiadowi, aby mu je zatrzymał. – Jesteście obcy,jak widzę – rzekł szkolarz – i bawicie tu od niedawna, skoro nie znaciedon Garcji. Wiedzcie tedy, że to jest człowiek naj…Tu szoklarz zniżył głos, jak gdyby się lękał, aby go nie usłyszeli studenci.-Don Garcja to straszny człowiek! Biada temu, kto go obrazi! Cierpliwość jego jest krótka, a rapier długi; bądźcie pewni, że jeśli ktoś siądzie na miejscu, gdzie don Garcja usiadł dwarazy, to wystarczy, aby wynikła zwada: jest bardzo drażliwy i obraźliwy. Kiedy ma z kim napieńku, wyzywa go i kładzie trupem. Ostrzegłem was; zrobicie, co się wam spodoba. Don Juanowi wydało się dzikie,aby don Garcja miał pretensję zajmować najlepsze miejsca, nie zadając sobie trudu zdobycia ich swoją pilnością. Zarazem widział, iż wielu studentów przygląda mu się bacznie; czuł, jak bardzo byłoby upokarzające opuścić tę ławkę, skoro raz na niej usiadł. Z drugiej strony, wcale nie miał ochoty, ledwo przybywszy, wchodzić w zwadę, zwłaszcza z człowiekiem tak niebezpiecznym, na jakiego wyglądał don Garcja. Wahał się, nie wiedział, na co się zdecydować, i siedział wciąż machinalnie na tym samym miejscu, kiedy wszedł jakiś student i skierował się prosto ku niemu.- Oto don Garcja – rzekł sąsiad. Ów Garcja był to młody człowiek, szeroki w barach, silnie zbudowany, z ogorzałą cerą,dumnym spojrzeniem i wzgardliwą twarzą. Kaftan,niegdyś czarny, był bardzo wytarty, płaszcz dziurawy; na tym wszystkim wisiał długi złoty łańcuch. Wiadomo, że od niepamiętnych czasów studenci Salamanki i innych hiszpańskich uniwersytetów mieścili punkt honoru w tym, aby chodzić obdarci, chcąc tym prawdopodobnie okazać, że prawdziwa zasługa umie się obyć bez czczego blasku. Don Garcja zbliżył się do ławki, gdzie don Juan siedział jeszcze, i kłaniając mu się bardzo dwornie, rzekł: – Mości studencie, jesteś tu nowo przybyłym, mimo to imię twoje jest mi dobrze znane. Ojcowie nasi byli wielkimi przyjaciółmi; jeśli raczysz pozwolić, i synowie będą nimi również.Tak mówiąc, podał rękę don Juanowi z najserdeczniejszą miną w świecie. Don Juan, który spodziewał się zgoła innego początku, przyjął skwapliwie uprzejmość don Garcji i odpowiedział, że przyjaźń takiego jak on kawalera będzie dlań zaszczytem. – Nie znasz jeszcze Salamanki – ciągnął don Garcja – jeśli zechcesz wziąć mnie za przewodnika, z rozkoszą pokażę ci wszystko, od cedru do hyzopu. Następnie, zwrócił się do szkolarza siedzącego obok don Juana: – Nuże, Perico – rzekł – zabieraj się stąd. Czy myślisz, że taki cham jak ty to odpowiednie towarzystwo dla szlachetnego don Juana Marany? To mówiąc, pchnął go szorstko i sam zajął miejsce, które szkolarz skwapliwie opuścił. Skoro wykład się skończył, don Garcja dał swój adres nowemu przyjacielowi i zaprosił godo siebie. Następnie,pozdrowiwszy go poufale dłonią, wyszedł, drapując się z wdziękiem wpłaszcz dziurawy jak sito. Don Juan, trzymając książki pod pachą, zatrzymał się w krużganku, przyglądając się starym napisom zdobiącym mury kolegium, kiedy spostrzegł, iż szkolarz, który przemówił dońpierwszy, zbliża się, jak gdyby również chcąc obejrzeć napisy. Skinąwszy mu głową, abyokazać, że go poznaje, don Juan chciał, odejść, ale szkolarz przytrzymał go za płaszcz.-Szlachetny don Juanie – rzekł – jeśli cię nic nie nagli, czy byłbyś łaskaw udzielić mi chwili rozmowy?- Chętnie – odparł don Juan i oparł się o filar – słucham. Perico obejrzał się na wszystkie strony niespokojnie, jak gdyby się obawiał, że go ktoś śledzi, po czym zbliżył się do don Juana, szepcąc mu do ucha. Don Juanowi wydała się taostrożność zbędna, gdyż w dużym krużganku gotyckim nie było w tej chwili nikogo.- Czy mógłbyś mi powiedzieć, szlachetny don Juanie – spytał po chwili milczenia szkolarz cichym i niemal drżącym głosem – czy mógłbyś mi powiedzieć, czy ojciec twój znał w istocie ojca don Garcji Navarro? Don Juan uczynił gest zdumienia.- Wszak słyszałeś, że don Garcja powiedział to przed chwilą.
– Tak – odparł szkolarz jeszcze bardziej zniżając głos – ale czy słyszałeś kiedy od ojca, iż znał pana Navarro?
– Owszem, niewątpliwie; byli razem na wojnie przeciw Maurom.
– Doskonale; ale czy słyszałeś, aby ten szlachcic miał…syna?
– Co prawda, nigdy nie zwracałem zbytniej uwagi na to, co ojciec mój mówił w tej mierze…Ale na co te pytania? Czy don Garcja nie jest synem szlachetnego pana Navarro?…Byłżeby bękartem?
– Klnę się niebem, nie rzekłem nic podobnego – wykrzyknął przerażony szkolarz, zaglądając za filar, o który wspierał się don Juan. – Chciałem was tylko spytać, czy nie znacie dziwnej historii, którą wielu ludzi opowiada o tym don Garcji.
– Ani słowa.
– Powiadają…zważcie, powtarzam jedynie to, co słyszałem…powiadają, że don Diego Navarro miał syna, który licząc sześć czy siedem lat, zapadł na chorobę ciężką, a tak dziwną, że lekarze nie wiedzieli, jakiego lekarstwa się imać. Ojciec, który miał tylko to jedno dziecko, ofiarował wota w wielu kaplicach, dał choremu dotykać relikwii, wszystko na próżno. Zrozpaczony,rzekł jednego dnia…(tak mnie zapewniano) rzekł jednego dnia, patrząc na obraz św.Michała:
– Skoro ty nie możesz ocalić mego syna, spróbuję, czy ten, którego depczesz nogami, nie będzie miał więcej mocy.