Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czyśćcowe dusze - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czyśćcowe dusze - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 205 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Cy­ce­ro gdzieś po­wia­da (zda­je mi się, w trak­ta­cie "O na­tu­rze bo­gów "), że ist­nia­ło wie­lu Jo­wi­szów: Jo­wisz na Kre­cie, inny w Olim­pii, inny jesz­cze in­dziej; tak iż nie ma w Gre­cji nie­co znacz­niej­sze­go mia­sta, któ­re by nie mia­ło swo­je­go Jo­wi­sza. Ze wszyst­kich tych Jo­wi­szów uczy­nio­no jed­ne­go, któ­re­go ob­da­rzo­no łącz­nie wszyst­ki­mi przy­go­da­mi jego imien­ni­ków. To tłu­ma­czy ową nie­sły­cha­ną ilość zdo­by­czy mi­ło­snych, przy­pi­sy­wa­nych temu bogu.

To samo za­mie­sza­nie pa­nu­je w spra­wie don Ju­ana, oso­bi­sto­ści, któ­ra, co do roz­gło­su, nie­wie­le ustę­pu­je Jo­wi­szo­wi. Sama Se­wil­la po­sia­da kil­ku don Ju­anów; wie­le in­nych miast chlu­bi się swo­im. Każ­dy miał nie­gdyś swo­ją od­ręb­ną le­gen­dę. Z cza­sem wszyst­kie sto­pi­ły się w jed­no.

Mimo to, sko­ro się przyj­rzeć z bli­ska, ła­two wy­róż­nić cząst­kę każ­de­go z nich lub bo­daj roz­róż­nić dwóch spo­śród tych bo­ha­te­rów, a mia­no­wi­cie: don Ju­ana Te­no­rio, któ­re­go, jak wia­do­mo, po­rwał ka­mien­ny po­sąg, i don Ju­ana de Ma­ra­na, któ­re­go ko­niec był zgo­ła od­mien­ny.Opo­wia­da­ją na jed­ną mo­dłę ży­cie ich obu; róż­ne są je­dy­nie roz­wią­za­nia. Są za­koń­cze­nia na wszyst­kie gu­sty, jak w sztu­kach Du­ci­sa, któ­re koń­czą się do­brze lub źle, we­dle wraż­li­wo­ści czy­tel­ni­ków.

Co do praw­dzi­wo­ści tej hi­sto­rii lub tych dwóch hi­sto­rii, jest ona nie­wąt­pli­wa i wiel­ce by ob­ra­ził miej­sco­wy pa­trio­tyzm se­wil­lian,kto by po­da­wał w wąt­pli­wość ist­nie­nie tych dwóch hul­ta­jów, któ­rzy za­mą­ci­li ge­ne­alo­gię naj­szla­chet­niej­szych ta­mecz­nych ro­dów.Po­ka­zu­ją tam cu­dzo­ziem­com pa­łac don Ju­ana Te­no­rio, a ża­den mi­ło­śnik sztu­ki nie opu­ścił z pew­no­ścią Se­wil­li, nie zwie­dziw­szy ko­ścio­ła Mi­ło­sier­dzia. Uj­rzał tam grób ka­wa­le­ra de Ma­ra­na, z tym na­pi­sem, po­dyk­to­wa­nym przez po­ko­rę lub, je­śli kto chce, przez py­chę: Aqui yace el peor hom­bre que fua en el mun­do .Jak moż­na wo­bec tego wąt­pić? Praw­da,iż opro­wa­dziw­szy was po tych dwóch za­byt­kach, ci­ce­ro­ne opo­wie wam jesz­cze, jak don Juan (nie wia­do­mo któ­ry) uczy­nił szcze­gól­ne pro­po­zy­cje Gi­rol­dzie, owej brą­zo­wej fi­gu­rze, któ­ra wzno­si się na mau­re­tań­skiej wie­ży ka­te­dral­nej, i jak je Gi­rol­da przy­ję­ła; jak don Juan, prze­cha­dza­jąc się, pod­ocho­co­ny wi­nem, po le­wym brze­gu Gwa­dal­ki­wi­ru, po­pro­sił o ogień czło­wie­ka,któ­ry szedł pra­wym brze­giem pa­ląc cy­ga­ro, i jak ra­mię pa­lą­ce­go (był to nie kto inny, tyl­ko dia­beł we wła­snej oso­bie) wy­dłu­ży­ło się tak, że prze­by­ło rze­kę i po­da­ło cy­ga­ro don Ju­ano­wi, któ­ry za­pa­lił odeń swo­je, ani mru­gnąw­szy okiem i nie ko­rzy­sta­jąc z prze­stro­gi, tak był za­twar­dzia­ły.

Pra­gną­łem wy­dzie­lić każ­de­mu don Ju­ano­wi cząst­kę, jaka mu przy­pa­da ze wspól­ne­go skarb­ca nie­go­dzi­wo­ści i zbrod­ni. W bra­ku lep­szej me­to­dy sta­ra­łem się opo­wie­dzieć o don Ju­anie de Ma­ra­na, moim bo­ha­te­rze, je­dy­nie te przy­go­dy, któ­re nie przy­na­le­żą, pra­wem "za­sie­dze­nia ", don Ju­ano­wi Te­no­rio, tak zna­ne­mu u nas dzię­ki ar­cy­dzie­łom Mo­zar­ta i Mo­lie­ra.

Hra­bia don Car­los de Ma­ra­na był to je­den z naj­bo­gat­szych i naj­sza­cow­niej­szych ma­gna­tów w Se­wil­li. Po­cho­dził ze zna­ko­mi­te­go rodu,w woj­nie zaś prze­ciw zbun­to­wa­nym Mau­rom do­wiódł, że nie od­ro­dził się od męż­nych przod­ków. Po ujarz­mie­niu Al­pu­za­rów wró­cił do Se­wil­li ze szra­mą na czo­le oraz z wiel­ką licz­bą dzie­ci wzię­tych do nie­wo­li, któ­re to dzie­ci,daw­szy je wprzód ochrzcić, sprze­dał z zy­skiem do chrze­ści­jań­skich do­mów. Rany jego, nie oszpe­ciw­szy go zgo­ła, nie prze­szko­dzi­ły mu się spodo­bać pa­nien­ce z do­bre­go domu, któ­ra dała mu pierw­szeń­stwo wśród wiel­kiej licz­by za­lot­ni­ków. Z tego mał­żeń­stwa uro­dzi­ło się zra­zu kil­ka có­rek, z któ­rych jed­ne wy­szły za mąż, inne wstą­pi­ły do klasz­to­ru. Don Car­los de

Ma­ra­na roz­pa­czał, iż nie ma dzie­dzi­ca na­zwi­ska, kie­dy uro­dze­nie syna prze­peł­ni­ło go ra­do­ścią i po­zwo­li­ło mieć na­dzie­ję, że jego sta­ro­żyt­ny ma­jo­rat nie przej­dzie na bocz­ną li­nię.

Don Juan, ów syn tak upra­gnio­ny i bo­ha­ter tej wia­ry­god­nej hi­sto­rii, psu­ty był przez ojca i mat­kę, jak przy­sta­ło na je­dy­ne­go spad­ko­bier­cę wiel­kie­go na­zwi­ska i wiel­kiej for­tu­ny.Od dziec­ka był nie­mal sa­mo­wład­nym pa­nem swo­ich czy­nów; nikt w pa­ła­cu oj­cow­skim nie ośmie­lił mu się sprze­ci­wić. Tyle tyl­ko, iż mat­ka pra­gnę­ła, aby był po­boż­ny jak ona, oj­ciec zaś chciał, aby syn jego był dziel­ny jak on. Mat­ka ła­ko­cia­mi i piesz­czo­ta­mi skła­nia­ła dziec­ko do ucze­nia się li­ta­nii, ró­żań­ców, wszyst­kich obo­wiąz­ko­wych i nad­obo­wiąz­ko­wych mo­dłów. Usy­pia­ła go czy­ta­jąc mu ży­wo­ty świę­tych. Z dru­giej stro­ny oj­ciec uczył syna pie­śni o Cy­dziei o Ber­nar­dzie del Car­pio, opo­wia­dał mu o bun­cie Mau­rów i za­chę­cał, aby się cały dzień ćwi­czył w rzu­ca­niu oszcze­pem, strze­la­niu z ręcz­nej ku­szy lub zgo­ła z musz­kie­tu do lal­ki ubra­nej za Mau­ra, któ­rą ka­zał usta­wić w ogro­dzie.

W oł­ta­rzy­ku hra­bi­ny de Ma­ra­na znaj­do­wał się ob­raz, ma­lo­wa­ny w su­chym i twar­dym sty­lu Mo­ra­le­sa, a przed­sta­wia­ją­cy męki czyść­co­we. Wszyst­kie ro­dza­je mę­czar­ni, ja­kie ma­larz mógł wy­ro­ić, od­da­ne były z taką do­kład­no­ścią, że sam wiel­ki In­kwi­zy­tor nie mógł­by nic przy­ga­nić.

Du­sze czyść­co­we znaj­do­wa­ły się w wiel­kiej piw­ni­cy, któ­ra mia­ła w gó­rze okien­ko. Sie­dząc przy tym otwo­rze, anioł po­da­wał rękę du­szy opusz­cza­ją­cej kaźń, gdy tuż obok sę­dzi­wy­męż­czy­zna, trzy­ma­ją­cy w zło­żo­nych rę­kach ró­ża­niec, mo­dlił się wiel­ce żar­li­wie.Czło­wiek ten był to fun­da­tor ob­ra­zu, któ­ry ka­zał spo­rzą­dzić dla ko­ścio­ła w Hu­esca. W cza­sie po­wsta­nia Mau­ro­wie pod­pa­li­li mia­sto; ko­ściół padł ofia­rą znisz­cze­nia, ale ob­raz cu­dem oca­lał. Hra­bia Ma­ra­na wziął go do domu i ozdo­bił nim oł­ta­rzyk żony. Za­zwy­czaj mały Ju­anek, ile­kroć wszedł do po­ko­ju mat­ki, stał dłu­go za­pa­trzo­ny w ten ob­raz, któ­ry prze­ra­żał go i przy­ku­wał za­ra­zem. Nie mógł zwłasz­cza ode­rwać oczu od czło­wie­ka, któ­re­mu wąż wy­ja­dał wnętrz­no­ści, gdy on sam wi­siał za że­bra na ha­kach nad go­re­ją­cym ogni­skiem. Ob­ra­ca­jąc z trwo­gą oczy ku okien­ku, pa­cjent zda­wał się bła­gać ofia­ro­daw­cę o mo­dli­twę, któ­ra by mu oszczę­dzi­ła tylu cier­pień. Hra­bi­na nie za­nie­dba­ła za każ­dym ra­zem ob­ja­śnić syna, iż ten nie­szczę­śnik cier­pi męki za to, że nie uczył się po­rząd­nie ka­te­chi­zmu, żar­to­wał so­bie z księ­dza lub był roz­tar­gnio­ny w ko­ście­le. Du­sza,któ­ra ula­ty­wa­ła do raju,była to du­sza krew­nia­ka ro­dzi­ny Ma­ra­na, któ­ry miał z pew­no­ścią ja­kieś grzesz­ki na su­mie­niu; ale hra­bia Ma­ra­na mo­dlił się zań, dał spo­ro gro­sza księ­żom, aby go wy­ku­pić z mę­czar­ni ognio­wych i osią­gnął tę sa­tys­fak­cję, iż wy­pra­wił du­szę krew­nia­ka do nie­ba, nie po­zwa­la­jąc jej dłu­go mar­ko­cić w czyść­cu. Po­myśl tyl­ko,Ju­an­ku – do­da­wa­ła hra­bi­na – że ja może będę kie­dyś tak cier­pia­ła i spę­dzę mi­lio­ny lat w czyść­cu, je­śli ty nie bę­dziesz pa­mię­tał o mszach, aby mnie wy­ba­wić! Jak by to­by­ło okrut­nie zo­sta­wić tam mat­kę, któ­ra cię wy­kar­mi­ła! Wów­czas chłop­czy­na pła­kał; o ile miał parę re­alów w kie­sze­ni, da­wał je pierw­sze­mu kwe­sta­rzo­wi, któ­ry się na­wi­nął ze skar­bon­ką, za du­sze czyść­co­we ".Kie­dy wszedł do po­ko­ju ojca, wi­dział pan­ce­rze po­gię­te od kuł, kask, któ­ry hra­bia Ma­ra­na­miał przy zdo­by­ciu Al­me­rii i któ­ry za­cho­wał ślad sie­kie­ry mu­zuł­mań­skiej; lan­ce,sza­ble mau­re­tań­skie, sztan­da­ry zdo­by­te na nie­wier­nych zdo­bi­ły tę kom­na­tę. Ten bu­łat – mó­wił hra­bia – wy­dar­łem Ka­die­mu Wa­jer­skie­mu, któ­ry ude­rzył mnie nim­trzy­krot­nie, nim po­zba­wi­łem go ży­cia. Ten sztan­dar nie­śli po­wstań­cy z Góry El­wir­skiej. Wła­śnie spu­sto­szy­li chrze­ści­jań­ską wio­skę; nad­bie­głem z dwu­dzie­sto­ma ry­ce­rza­mi.Czte­ry ra­zy­pró­bo­wa­łem się we­drzeć w ich ba­ta­lion,aby zdo­być ten sztan­dar;czte­ry razy mnie od­par­to. Za pią­tym uczy­ni­łem znak krzy­ża,krzyk­ną­łem: Po­ma­gaj,świę­ty Ja­ku­bie!" i ru­ną­łem w sze­re­gi po­gan. A wi­dzisz ten kie­lich zło­ty w moim her­bie? Herszt Mau­rów ukradł go w ko­ście­le, gdzie do­pu­ścił się ty­sięcz­nych be­ze­ceństw. Ko­nie jego ja­dły owies na oł­ta­rzu, a żoł­nie­rze­ro­zw­łó­czy­li ko­ści świę­tych. Łotr ka­zał so­bie po­dać w tym kie­li­chu sor­bet mro­żo­ny. Do­pa­dłem go w chwi­li, gdy przy­kła­dał do ust po­świę­co­ne na­czy­nie. Za­nim krzyk­nął Ałła!, gdy na­pój był jesz­cze w jego gar­dzie­li, cią­łem tego psa tę­gim mie­czem w wy­go­lo­ną gło­wę, tak że­klin­ga opar­ła się aż o zęby. Na pa­miąt­kę tej świę­tej po­msty król po­zwo­lił mi no­sić zło­ty kie­lich w her­bie. Mó­wię ci to, Ju­an­ku, abyś opo­wie­dział swo­im dzie­ciom i aby wie­dzia­ły, cze­mu twój herb róż­ni się nie­co od her­bu twe­go dziad­ka, don Die­ga, któ­ry wi­dzisz nad jego por­tre­tem. Tak pę­dząc ży­cie mię­dzy de­wo­cją a woj­ną, dzie­ciak tra­wił czas na stru­ga­niu krzy­ży­ków lub, uzbro­jo­ny w drew­nia­ną sza­bel­kę, ćwi­czył się w sa­dzie na me­lo­nach, któ­re wy­obra­ża­ły dlań gło­wy Mau­rów. Ma­jąc lat osiem­na­ście, don Juan dość li­cho czy­tał po ła­ci­nie, do­sko­na­le słu­żył do mszy i wła­dał ra­pie­rem – jed­ną ręką lub obu­rącz – le­piej od sa­me­go Cyda. Oj­ciec jego, uwa­ża­jąc iż spad­ko­bier­ca rodu Ma­ra­nów wi­nien po­siąść jesz­cze i inne ta­len­ty, po­sta­no­wił wy­słać go do Sa­la­man­ki. Przy­go­to­wa­nia do tej po­dró­ży nie za­ję­ły wie­le cza­su. Mat­ka dała mu mnó­stwo ró­żań­ców, szka­ple­rzy i po­świę­ca­nych me­da­li­ków. Na­uczy­ła go też wie­lu mo­dlitw, bar­dzo po­moc­nych w róż­nych oko­licz­no­ściach. Don Car­los dał mu szpa­dę, któ­rej rę­ko­jeść, wy­kła­da­ną sre­brem, zdo­bi­ły her­by ro­dzin­ne; przy czym rzekł: – Do­tąd ży­łeś je­dy­nie z dzieć­mi; obec­nie przyj­dzie ci żyć z ludź­mi. Pa­mię­taj,że naj­cen­niej­szy skarb szlach­ci­ca to jego ho­nor; a twój ho­nor, to ho­nor Ma­ra­nów. Niech ra­czej zgi­nie­ostat­ni po­to­mek na­sze­go domu, niż­by ho­nor jego miał ścier­pieć jaką pla­mę!Weź tę sza­blę: ona cię obro­ni, je­śli cię ktoś za­cze­pi. Nig­dy nie do­by­waj jej pierw­szy; ale pa­mię­taj, iż przod­ko­wie twoi wkła­da­li ją do po­chwy nie wprzó­dy, aż osią­gnę­li zwy­cię­stwo i po­mstę. Tak opa­trzo­ny bro­nią du­cho­wą i do­cze­sną, po­to­mek Ma­ra­nów wsiadł na ko­nia i opu­ścił­sie­dzi­bę oj­ców. Uni­wer­sy­tet w Sa­la­man­ce był wów­czas w peł­ni chwa­ły. Nig­dy ucznio­wie jego nie byli licz­niej­si ani mi­strzo­wie bar­dziej ucze­ni; ale nig­dy też oby­wa­te­le tyle nie cier­pie­li od zu­chwal­stwa nie­po­skro­mio­nej mło­dzie­ży, któ­ra prze­by­wa­ła lub ra­czej pa­no­wa­ła w ich mie­ście.

Se­re­na­dy, ko­cie mu­zy­ki, noc­ne bur­dy to był zwy­czaj­ny tryb ży­cia, któ­re­go jed­no­staj­ność uroz­ma­ica­ły od cza­su do cza­su po­rwa­nia żon lub có­rek, kra­dzie­że lub po­bi­cia. Przy­byw­szy do Sa­la­man­ki, don Juan stra­wił kil­ka dni na od­da­wa­niu li­stów po­le­ca­ją­cych do przy­ja­ciół oj­cow­skich, na skła­da­niu wi­zyt pro­fe­so­rom, zwie­dza­niu ko­ścio­łów i oglą­da­niu re­li­kwii. W myśl za­le­ce­nia ojca wrę­czył jed­ne­mu z pro­fe­so­rów dość okrą­głą sum­kę do roz­dzia­łu mię­dzy nie­za­moż­nych uczniów. Hoj­ność ta spo­tka­ła się z ży­wym po­kla­skiem i zy­ska­ła mu od razu wie­lu przy­ja­ciół.

Don Juan pa­łał wiel­ką żą­dzą na­uki. Za­mie­rzał słu­chać jak ewan­ge­lii wszyst­kie­go, co wy­cho­dzi z ust pro­fe­so­rów; aby nie stra­cić nic, chciał się umie­ścić jak naj­bli­żej ka­te­dry. Wszedł­szy do sali, gdzie miał się od­być wy­kład, spo­strzegł pu­ste miej­sce bar­dzo bli­sko pro­fe­so­ra, jak wła­śnie pra­gnął. Usiadł. Ja­kiś szko­larz, brud­ny, nie ucze­sa­ny, odzia­ny w łach­ma­ny, jak­ty­lu ich jest po uni­wer­sy­te­tach, pod­niósł na chwi­lę oczy znad książ­ki, aby je zwró­cić na don­Ju­ana z wy­ra­zem tę­pe­go zdu­mie­nia. – Sia­da­cie tu­taj – rzekł nie­mal z prze­ra­że­niem – czy nie wie­cie, że tu sia­da za­zwy­czaj don Gar­cja Na­var­ro? Don Juan od­parł, że za­wsze sły­szał, iż miej­sce na­le­ży do pierw­sze­go, któ­ry je zaj­mie, i że­wo­bec tego, że było pu­ste, są­dził, iż może usiąść, zwłasz­cza o ile don Gar­cja nie po­le­cił są­sia­do­wi, aby mu je za­trzy­mał. – Je­ste­ście obcy,jak wi­dzę – rzekł szko­larz – i ba­wi­cie tu od nie­daw­na, sko­ro nie zna­cie­don Gar­cji. Wiedz­cie tedy, że to jest czło­wiek naj…Tu szo­klarz zni­żył głos, jak gdy­by się lę­kał, aby go nie usły­sze­li stu­den­ci.-Don Gar­cja to strasz­ny czło­wiek! Bia­da temu, kto go ob­ra­zi! Cier­pli­wość jego jest krót­ka, a ra­pier dłu­gi; bądź­cie pew­ni, że je­śli ktoś sią­dzie na miej­scu, gdzie don Gar­cja usiadł dwa­ra­zy, to wy­star­czy, aby wy­ni­kła zwa­da: jest bar­dzo draż­li­wy i ob­raź­li­wy. Kie­dy ma z kim na­pień­ku, wy­zy­wa go i kła­dzie tru­pem. Ostrze­głem was; zro­bi­cie, co się wam spodo­ba. Don Ju­ano­wi wy­da­ło się dzi­kie,aby don Gar­cja miał pre­ten­sję zaj­mo­wać naj­lep­sze miej­sca, nie za­da­jąc so­bie tru­du zdo­by­cia ich swo­ją pil­no­ścią. Za­ra­zem wi­dział, iż wie­lu stu­den­tów przy­glą­da mu się bacz­nie; czuł, jak bar­dzo by­ło­by upo­ka­rza­ją­ce opu­ścić tę ław­kę, sko­ro raz na niej usiadł. Z dru­giej stro­ny, wca­le nie miał ocho­ty, le­d­wo przy­byw­szy, wcho­dzić w zwa­dę, zwłasz­cza z czło­wie­kiem tak nie­bez­piecz­nym, na ja­kie­go wy­glą­dał don Gar­cja. Wa­hał się, nie wie­dział, na co się zde­cy­do­wać, i sie­dział wciąż ma­chi­nal­nie na tym sa­mym miej­scu, kie­dy wszedł ja­kiś stu­dent i skie­ro­wał się pro­sto ku nie­mu.- Oto don Gar­cja – rzekł są­siad. Ów Gar­cja był to mło­dy czło­wiek, sze­ro­ki w ba­rach, sil­nie zbu­do­wa­ny, z ogo­rza­łą cerą,dum­nym spoj­rze­niem i wzgar­dli­wą twa­rzą. Ka­ftan,nie­gdyś czar­ny, był bar­dzo wy­tar­ty, płaszcz dziu­ra­wy; na tym wszyst­kim wi­siał dłu­gi zło­ty łań­cuch. Wia­do­mo, że od nie­pa­mięt­nych cza­sów stu­den­ci Sa­la­man­ki i in­nych hisz­pań­skich uni­wer­sy­te­tów mie­ści­li punkt ho­no­ru w tym, aby cho­dzić ob­dar­ci, chcąc tym praw­do­po­dob­nie oka­zać, że praw­dzi­wa za­słu­ga umie się obyć bez czcze­go bla­sku. Don Gar­cja zbli­żył się do ław­ki, gdzie don Juan sie­dział jesz­cze, i kła­nia­jąc mu się bar­dzo dwor­nie, rzekł: – Mo­ści stu­den­cie, je­steś tu nowo przy­by­łym, mimo to imię two­je jest mi do­brze zna­ne. Oj­co­wie nasi byli wiel­ki­mi przy­ja­ciół­mi; je­śli ra­czysz po­zwo­lić, i sy­no­wie będą nimi rów­nież.Tak mó­wiąc, po­dał rękę don Ju­ano­wi z naj­ser­decz­niej­szą miną w świe­cie. Don Juan, któ­ry spo­dzie­wał się zgo­ła in­ne­go po­cząt­ku, przy­jął skwa­pli­wie uprzej­mość don Gar­cji i od­po­wie­dział, że przy­jaźń ta­kie­go jak on ka­wa­le­ra bę­dzie dlań za­szczy­tem. – Nie znasz jesz­cze Sa­la­man­ki – cią­gnął don Gar­cja – je­śli ze­chcesz wziąć mnie za prze­wod­ni­ka, z roz­ko­szą po­ka­żę ci wszyst­ko, od ce­dru do hy­zo­pu. Na­stęp­nie, zwró­cił się do szko­la­rza sie­dzą­ce­go obok don Ju­ana: – Nuże, Pe­ri­co – rzekł – za­bie­raj się stąd. Czy my­ślisz, że taki cham jak ty to od­po­wied­nie to­wa­rzy­stwo dla szla­chet­ne­go don Ju­ana Ma­ra­ny? To mó­wiąc, pchnął go szorst­ko i sam za­jął miej­sce, któ­re szko­larz skwa­pli­wie opu­ścił. Sko­ro wy­kład się skoń­czył, don Gar­cja dał swój ad­res no­we­mu przy­ja­cie­lo­wi i za­pro­sił godo sie­bie. Na­stęp­nie,po­zdro­wiw­szy go po­ufa­le dło­nią, wy­szedł, dra­pu­jąc się z wdzię­kiem wpłaszcz dziu­ra­wy jak sito. Don Juan, trzy­ma­jąc książ­ki pod pa­chą, za­trzy­mał się w kruż­gan­ku, przy­glą­da­jąc się sta­rym na­pi­som zdo­bią­cym mury ko­le­gium, kie­dy spo­strzegł, iż szko­larz, któ­ry prze­mó­wił doń­pierw­szy, zbli­ża się, jak gdy­by rów­nież chcąc obej­rzeć na­pi­sy. Ski­nąw­szy mu gło­wą, aby­oka­zać, że go po­zna­je, don Juan chciał, odejść, ale szko­larz przy­trzy­mał go za płaszcz.-Szla­chet­ny don Ju­anie – rzekł – je­śli cię nic nie na­gli, czy był­byś ła­skaw udzie­lić mi chwi­li roz­mo­wy?- Chęt­nie – od­parł don Juan i oparł się o fi­lar – słu­cham. Pe­ri­co obej­rzał się na wszyst­kie stro­ny nie­spo­koj­nie, jak gdy­by się oba­wiał, że go ktoś śle­dzi, po czym zbli­żył się do don Ju­ana, szep­cąc mu do ucha. Don Ju­ano­wi wy­da­ła się tao­stroż­ność zbęd­na, gdyż w du­żym kruż­gan­ku go­tyc­kim nie było w tej chwi­li ni­ko­go.- Czy mógł­byś mi po­wie­dzieć, szla­chet­ny don Ju­anie – spy­tał po chwi­li mil­cze­nia szko­larz ci­chym i nie­mal drżą­cym gło­sem – czy mógł­byś mi po­wie­dzieć, czy oj­ciec twój znał w isto­cie ojca don Gar­cji Na­var­ro? Don Juan uczy­nił gest zdu­mie­nia.- Wszak sły­sza­łeś, że don Gar­cja po­wie­dział to przed chwi­lą.

– Tak – od­parł szko­larz jesz­cze bar­dziej zni­ża­jąc głos – ale czy sły­sza­łeś kie­dy od ojca, iż znał pana Na­var­ro?

– Owszem, nie­wąt­pli­wie; byli ra­zem na woj­nie prze­ciw Mau­rom.

– Do­sko­na­le; ale czy sły­sza­łeś, aby ten szlach­cic miał…syna?

– Co praw­da, nig­dy nie zwra­ca­łem zbyt­niej uwa­gi na to, co oj­ciec mój mó­wił w tej mie­rze…Ale na co te py­ta­nia? Czy don Gar­cja nie jest sy­nem szla­chet­ne­go pana Na­var­ro?…Był­że­by bę­kar­tem?

– Klnę się nie­bem, nie rze­kłem nic po­dob­ne­go – wy­krzyk­nął prze­ra­żo­ny szko­larz, za­glą­da­jąc za fi­lar, o któ­ry wspie­rał się don Juan. – Chcia­łem was tyl­ko spy­tać, czy nie zna­cie dziw­nej hi­sto­rii, któ­rą wie­lu lu­dzi opo­wia­da o tym don Gar­cji.

– Ani sło­wa.

– Po­wia­da­ją…zważ­cie, po­wta­rzam je­dy­nie to, co sły­sza­łem…po­wia­da­ją, że don Die­go Na­var­ro miał syna, któ­ry li­cząc sześć czy sie­dem lat, za­padł na cho­ro­bę cięż­ką, a tak dziw­ną, że le­ka­rze nie wie­dzie­li, ja­kie­go le­kar­stwa się imać. Oj­ciec, któ­ry miał tyl­ko to jed­no dziec­ko, ofia­ro­wał wota w wie­lu ka­pli­cach, dał cho­re­mu do­ty­kać re­li­kwii, wszyst­ko na próż­no. Zroz­pa­czo­ny,rzekł jed­ne­go dnia…(tak mnie za­pew­nia­no) rzekł jed­ne­go dnia, pa­trząc na ob­raz św.Mi­cha­ła:

– Sko­ro ty nie mo­żesz oca­lić mego syna, spró­bu­ję, czy ten, któ­re­go dep­czesz no­ga­mi, nie bę­dzie miał wię­cej mocy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: