Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czyste pożądanie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
10,99

Czyste pożądanie - ebook

Arlie Banks szła na rozmowę kwalifikacyjną w Kane Foods z nadzieją i obawą. Nadzieją, że trudny okres w jej życiu dobiegnie końca. Obawą, że w Kane Foods znają powód jej rozstania z poprzednią firmą. Nie wiedziała, że Samuel Kane, kolega z dawnych czasów, a teraz prezes firmy, ma wobec niej pewne plany. Ani tego, że jej zauroczenie Samuelem obudzi się na nowo...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8342-076-9
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

To nie był dobry czas, by wracać myślą do tamtego pocałunku. Co prawda od tamtej pory minęło dziesięć lat, lecz Arlington Banks wciąż czuła jego smak. Karmelowy słód piwa przemyconego na imprezę w liceum. Metaliczny i ostry smak adrenaliny. Wciąż czuła palce tamtego chłopaka na swoim ciele i ciarki od stóp do głów. Teraz, po dekadzie, znaleźli się w tym samym budynku.

Zerknęła ukradkiem na swoje odbicie w metalowych drzwiach windy i wcisnęła niesforny kosmyk do koka, który upinała godzinami, by wyglądał na upięty bez wysiłku. Obróciła głowę w jedną, a potem w drugą stronę i uznała, że starannie nakładany makijaż wygląda nieskazitelnie, choć drzwi windy dzieliły jej odbicie na pół.

Tak zresztą się czuła – podzielona. Z jednej strony wiedziała, że zgoda na rozmowę kwalifikacyjną z Samuelem Kane’em, prezesem Kane Foods International, była pewnie najgorszą decyzją w jej życiu. Z drugiej miała świadomość, że w jej sytuacji to najlepsze rozwiązanie.

Sytuacja. Okoliczności. Dość oględne określenie nieznośnego chaosu, jaki ostatnio przeżywała.

Wbijając paznokcie w dłonie, patrzyła na zmieniające się numery: dwanaście, trzynaście, czternaście. Jeszcze dziesięć i dotrze na piętro, gdzie znajdują się biura dyrekcji. Gdy winda się zatrzymała, Arlie wzięła głęboki oddech z nadzieją, że ściśnięty do bólu żołądek przestanie ją boleć. Tak się nie stało. Wysiadła na dwudziestym czwartym piętrze, odwróciła się i stanęła naprzeciwko wysokich oszklonych drzwi.

Kane’owie nigdy nie słynęli z powściągliwości. A w każdym razie w ciągu piętnastu lat, gdy ich znała. Kiedy zbliżyła się do drzwi, odezwał się dzwonek i drzwi automatycznie się otworzyły. Arlie powściągnęła mimowolne westchnienie.

Przed nią była posadzka z trawertynu. Łuk schodów zdobiła rzeźbiona balustrada z kutego żelaza. Wiszący nad nią żyrandol przywodził na myśl wirującą masę odłamków kryształu. Wysoki sufit pomalowano w wyciszającym błękicie, na którym unosiły się pierzaste chmury i baraszkowała gromadka cherubinów. Oddane biegle pędzlem architektoniczne detale sprawiały wrażenie wyrzeźbionych w kamieniu.

Arlie uczyła się o hiperrealistycznym malarstwie na kursie z historii sztuki w college’u.

_Trompe l’oiel_. Iluzja, by oszukać oko.

Wiedziała, że Kane’owie byli zdolni także do innych oszustw. Nie miała pojęcia, jak długo stała z rozdziawioną buzią, gdy kobiecy głos przywrócił ją do rzeczywistości.

- Pani Banks, prawda?

Oderwała wzrok od sufitu i przy ścianie dostrzegła biurko. Za ogromnym blatem z lakierowanego inkrustowanego drewna siedziała drobna brunetka w okularach od modnego projektanta. Mała tabliczka na fazowanym brzegu informowała, że nazywa się Evelyn Norris i jest recepcjonistką.

- Tak, mam…

- Spotkanie z panem Kane’em o dziewiątej – dokończyła Evelyn. – Pani Westbrook mnie poinformowała.

- Z Samuelem Kane’em – dodała Arlie. Oby tylko nie wylądowała w gabinecie niewłaściwego Kane’a. Choć trudno powiedzieć, by istniał ten właściwy.

- Tak, widzę. – Evelyn przeniosła wzrok na ekran dużego monitora. – Proszę usiąść, powiem mu, że pani już jest.

- Oczywiście. – Arlie poprawiła pasek torebki na ramieniu. W przestronnym lobby stukot jej obcasów brzmiał niczym wystrzał z broni palnej.

Cały strój, nie tylko buty, wybierała z dużą starannością. Wąska, ale niezbyt obcisła ołówkowa spódnica. Dopasowana, ale nie przesadnie, biała bluzka z dekoltem w kształcie V. Najwięcej problemów sprawiła jej fryzura. Stojąc przed lustrem, przeklinała swoje gęste włosy o barwie pszenicy. Uznała, że rozpuszczone wyglądałyby niechlujnie. Ostatecznie wybrała kok.

Siadając na kremowej skórzanej kanapie, wyjęła z torebki telefon i odszukała mejla, który wywrócił jej świat do góry nogami.

„Szanowna Pani,

piszę do Pani w imieniu Samuela Kane’a, który prosił, bym Panią poinformowała o wakacie na stanowisku starszego stylisty żywności w Kane Foods International. Na początek pensja wynosić będzie 85 000 dolarów rocznie plus dodatki. Gdyby była Pani zainteresowana, proszę się do nas odezwać w najbliższym dogodnym terminie.

Pozdrawiam, Charlotte Westbrook,

Asystentka Parkera Kane’a”.

Parker Kane. Widząc to imię i nazwisko, Arlie omal nie usunęła wiadomości. Dobrze pamiętała patriarchę rodu Kane’ów. Jego zimne niewzruszone spojrzenie. Cienkie wargi, na których nigdy nie zagościł uśmiech. Ciągłe przypomnienia, że jako córka kucharki Kane’ów zajmuje niższą pozycję społeczną.

Samuel Kane to całkiem inna bajka. Najstarszy z trojga rodzeństwa, ledwie o godzinę starszy od brata bliźniaka Masona, był kujonem, który został multimilionerem i prezesem. To imię i słowa „Gdyby była Pani zainteresowana” ostatecznie pomogły jej podjąć decyzję. Czytała to zdanie jakieś siedemdziesiąt osiem razy.

To nie samym wakatem była zainteresowana, choć praca odpowiadała jej kwalifikacjom. Ważne było to, by pod koniec miesiąca nie zastanawiać się, który rachunek zapłacić, żeby dłużej nie obsługiwać bogatych biznesmenów, którzy jednocześni gapili się na nią i ją obrażali. Była zainteresowana poukładaniem swojego życia po katastrofie minionych sześciu miesięcy.

- Pan Kane ma kilka minut spóźnienia – poinformowała Evelyn. – Prosił, żebym przekazała pani szczere przeprosiny.

Jakby któryś z Kane’ów był zdolny do szczerości. Na przykład Mason Kane, brat Samuela. Zadufany, popularny i uparty nie dawał jej spokoju od chwili, gdy przekroczyła próg prywatnej szkoły, do której razem uczęszczali. Niektórzy w Lennox Finch Academy pobijali rekordy sportowe. Inni trafiali na listę najlepszych uczniów.

Czym wyróżniała się Arlie w tych czcigodnych murach? Była jedyną dziewczyną, która oparła się urokowi, jaki przypisywał sobie Mason Kane. Przez cztery długie lata zapraszał ją na randkę w coraz bardziej twórczy sposób, i za każdym razem go odtrącała. Cały ten czas jej uwaga była skupiona na nieśmiałym i poważnym Samuelu, w którym kochała się żarliwie i rozpaczliwie.

- Nie ma sprawy – zapewniła recepcjonistkę i sięgnęła znów do torby, z której wyjęła oprawione w skórę portfolio. Gdy przeglądała lśniące fotografie z książek kucharskich, magazynów poświęconych kulinariom i reklam, poczuła dumę, która pozwoliła jej swobodniej odetchnąć.

Szklanki z mrożoną herbatą, których widok budził pragnienie. Idealne średniokrwiste steki, różowe soki na doskonale białych talerzach. Pieczony brokuł w żywej zieleni z grubą morską solą na chrupiących koronach.

Kiedyś była w tym dobra. Mało kto jednocześnie stylizował i fotografował jedzenie. Ta myśl była balsamem dla otwartej rany powstałej po utracie wymarzonej pracy. Pogłębionej faktem, że sama się do tego przyczyniła.

- Pan Kane prosi. – Evelyn wstała i obeszła biurko, delikatnie pochylając głowę.

Ruszyły szybkim krokiem do kolejnej windy. Evelyn przyłożyła swoją kartę do małego czarnego panelu, po czym nacisnęła jedyny przycisk. Pojechały do góry.

- Jesteśmy. – Evelyn przytrzymała drzwi, puszczając Arlie pierwszą.

Legendarne dwudzieste piąte piętro bardziej przypominało luksusowe mieszkanie niż biuro. Drewniany parkiet. Wełniane perskie dywany. Pokoje z unikatowymi witrynami pełnymi dzieł sztuki.

Na wprost windy za stolikiem, na którym stało sporo zdjęć, wisiało ogromne lustro w złotej ramie. Popychana falą nostalgii pospieszyła w stronę stolika, po drodze omal się nie przewracając w butach na wysokich szpilkach.

Kane’owie skaczący na koniach. Kane’owie pozujący z psami czystej rasy. Kane’owie trzymający wysoko zwłoki kaczek i gęsi. Rodzeństwo Kane’ów przed gigantycznym kominkiem otoczonym przez kamienne lwy. Arlie, która była jedynaczką, zawsze fascynowała idea rodzeństwa. Patrząc teraz na zdjęcia, poczuła znajome ukłucie tęsknoty. Pamiętała, jak nieżyjąca już pani Kane tłumaczyła jej, że wybrała imiona dla swoich dzieci z ulubionych powieści detektywistycznych. Jedyna córka nosiła imię Marlowe, bracia bliźniacy Mason i Samuel.

A oto i on, Samuel, którego poznała, kiedy mieli po trzynaście lat. Zielonooki ciemnowłosy chłopiec w okularach zawsze stał trzydzieści centymetrów od rodzeństwa. Arlie założyłaby się o swojego Nikona D6, że w schowanej za plecami ręce trzymał książkę.

- Pani Banks? – Evelyn była gdzieś w połowie korytarza, kiedy zdała sobie sprawę, że zgubiła Arlie.

- Bardzo przepraszam. – Arlie zawróciła.

- Gabinet pana Kane’a – oznajmiła Evelyn, po czym trzy razy zapukała w drewniane drzwi.

- Proszę! – odezwał się z odrobiną irytacji głos z drugiej strony. Evelyn delikatnie nacisnęła ozdobną klamkę i zajrzała do środka. – Pani Banks do pana.

- Proszę.

Evelyn ścisnęła łokieć Arlie, dodając jej odwagi. Serce Arlie tłukło się o żebra jak ptak w klatce. W pierwszej chwili, widząc Samuela stojącego za biurkiem wielkości wagonu towarowego, pomyślała, że zamiast portfolio powinna była przynieść kask. Bo gdy spotkała się z nim wzrokiem, nogi omal się pod nią nie ugięły. Tysiące razy wyobrażała sobie tę scenę, przygotowywała się do niej. Jak zwykle bez skutku. Samuel Kane, którego sobie wyobrażała, był starszą wersją cichego nastolatka. Wysoki i szczupły, być może ze śladem zakoli. W garniturze rozpoznawalnej marki.

Co do garnituru się nie myliła.

Marynarka wisiała na błyszczącym mahoniowym wieszaku po lewej stronie biurka, więc mogła podziwiać jasnoniebieską koszulę podkreślającą szerokie ramiona i mięśnie, które zawdzięczał godzinom spędzonym na siłowni. Spinka w kształcie lwa przytrzymywała szafirowy krawat. Jasnobrązowy skórzany pasek podkreślał talię. Dopasowane spodnie w prążek opinały długie nogi.

No i ta twarz.

W niejedno popołudnie, gdy przychodziła do Fair Weather, rezydencji Kane’ów, by pomóc matce w kuchni, wynajdowała preteksty, by ukradkiem zerknąć na Samuela, który ukrywał się w bibliotece, gdzie na stoliku w stylu regencji leżała sterta książek. Przypatrywała się z ukrycia, jak przewracał strony i w regularnych odstępach czasu palcem wskazującym lewej ręki poprawiał okulary.

Jako młody chłopak z pełnymi wargami, wyraźnymi kośćmi policzkowymi i ciemnymi, opadającymi na czoło lokami, miał w sobie niemal poetycką wrażliwość. Włosy i wargi się nie zmieniły, ale lata i testosteron wyrzeźbiły ostrzej rysy twarzy.

- Arlie Banks – odezwał się, wychodząc zza biurka. – Dziękuję, że się pofatygowałaś.

Nie zdawała sobie sprawy, że zamarła w drzwiach, dopóki nie pokonał dzielącej ich odległości. Gdy znalazł się dość blisko, by poczuła zapach jego mydła i płynu po goleniu, wyciągnął rękę. Po sekundzie wahania wsunęła w nią spoconą dłoń, zaskoczona tym, że gdy zacisnął na niej palce, poczuła silny dreszcz.

- Nie ma za co. – Starała się mówić spokojnie, patrząc w jego zielonozłote oczy, które odziedziczył po matce. – Dziękuję, że o mnie pomyślałeś.

- To nie ja. – Wskazał jej fotel naprzeciwko biurka.

- Aha. – Starała się zignorować ukłucie rozczarowania.

- To Marlowe. – Samuel zajął miejsce za biurkiem.

- Aha. – To była najbardziej inteligentna odpowiedź, na jaką było ją stać.

Marlowe Kane chodziła do klasy niżej i reprezentowała wyższy poziom towarzyskiego wyrafinowania niż Samuel. W liceum głównie ją ignorowała. Nikt nie był bardziej zszokowany niż Arlie, gdy odkryła, że Marlowe zamieniła pompony cheerleaderki na dyplom MBA i stanowisko rewidenta księgowego w Kane Foods International.

- Wspomniała, że byłaś dyrektorem artystycznym „Gastronomie” i niedawno opuściłaś firmę.

Kropla potu spłynęła po żebrach Arlie. W duchu modliła się, by nie dopytywał o szczegóły.

- Owszem.

Samuel pochylił się do przodu, światło z wysokich okien za plecami ozłociło czubek jego głowy.

- Dlaczego?ROZDZIAŁ DRUGI

Dzięki umiejętności trafnej oceny ludzi Samuel zarobił dla Kane Foods miliony dolarów. Drgnięcie brwi, skrzywienie warg, nerwowe spojrzenie w bok – to oznaki słabości. A tę można wykorzystać.

W tym momencie twarz Arlie zdradzała wewnętrzną walkę. Owszem, odgadnięcie jej reakcji przychodziło mu z większym trudem, niż się spodziewał. Nie dlatego, że jej duże błękitne oczy utrudniały skupienie się na interesach. Nie dlatego, rzecz jasna, że owładnęła nim niepojęta chęć, by wyciągnąć z jej koka spinki i zobaczyć, jak włosy opadają na plecy. Tak jak wtedy, gdy mieli siedemnaście lat.

- Dlaczego odeszłam z „Gastronomie”? – powtórzyła.

- Właśnie o to pytam.

Odrobinę szerzej otworzyła oczy i w taki sposób przygryzła dolną wargę, że Samuel miał wrażenie, iż jego spodnie stają się za ciasne. Strach. Czuł zapach strachu Arlie mimo jej perfum, hipnotyzującej mieszanki woni polnych kwiatów, deszczu i jedwabiu.

- Między mną a szefem marketingu pojawiły się niemożliwe do pokonania różnice artystyczne. – Poprawiła się, naciągając spódnicę na kolana.

Skłamała. Ktoś inny mógłby poczuć wyrzuty sumienia. Samuel zadał jej pytanie nie fair. Nie dlatego, że odpowiedź była znacząca dla ich rozmowy. Dlatego że nie była.

Arlie Banks już miała tę pracę. W chwili, gdy weszła do jego gabinetu, wiedział, że będzie idealna. Nie jako starsza stylistka, choć jego śledztwo pokazało, że doskonale się do tego nadaje. Była idealna do roli w scenariuszu, jaki wymyślił, by pozbyć się z firmy Masona, uganiającego się za spódniczkami darmozjada.

Powód, dla którego to robił, był równie prosty co ważny: chciał usunąć brata z firmy, którą on zbudował, a brat niszczył. Ten ranek tylko utwierdził go w tym postanowieniu. Mason jak zwykle nie pokazał się na rozmowie, którą mieli prowadzić.

Przez całe dwadzieścia minut Samuel kazał Arlie czekać w holu, a sam w gabinecie gotował się ze złości. Lekka irytacja rozrosła się do wściekłości, gdy stojący w rogu zegar cichymi metalicznymi kliknięciami odmierzał czas. Przez całe życie Samuel czekał na brata bliźniaka.

To się zaczęło w dniu ich narodzin, gdy Samuel spędził pierwszą godzinę życia w pokoju dziecięcym, podczas gdy rodzice i mała armia pielęgniarek zachęcała Masona, by w końcu się pojawił. W czasach liceum Samuel siedział w fotelu kierowcy ich wspólnego samochodu, zaś Mason na tylnym siedzeniu obściskiwał swoje nastoletnie admiratorki.

W minionym tygodniu Samuel wpadł w szał. Mason spóźnił się pół godziny na spotkanie z ważnym inwestorem, o którego Samuel zabiegał przez dwa lata. On też odpowiadał za wynegocjowanie umowy, a jednak ich ojciec pogratulował zwycięstwa Masonowi. Tak jak wiele razy wcześniej. Niektóre rzeczy się nie zmieniają.

Arlie Banks jednak zdecydowanie się zmieniła.

Pamiętał, jak biegała po Fair Weather. Energiczna chłopczyca. Beztroska i bezpretensjonalna. Kompletnie nieświadoma, że jego brat bliźniak żałośnie się w niej podkochuje. Samuel również przeżył krótkie oczarowanie jej osobą. Kobieta, która teraz siedziała naprzeciwko niego, mogła każdego mężczyznę zredukować do męskiego hormonu. Choć talię miała wciąż tak wąską jak wtedy, gdy siedziała przed nim na lekcji angielskiego, jej szytą na miarę spódnicę i bluzkę wypełniały teraz kuszące krągłości.

Mason Kane już nie żył. Jedno spojrzenie na Arlie i złamie korporacyjną zasadę: Zero romansów w firmie.

- Rozumiem, że różnice artystyczne mogą stanowić problem – rzekł Samuel świadomy, że trochę za długo zwlekał z odpowiedzią. – Tutaj to nie powinno być problemem, bo znasz naszego szefa marketingu. To mój brat Mason.

- Ach tak? – Zdziwienie zastąpiło troskę na twarzy Arlie, na moment pokazując mu dziewczynę, którą znał.

- Tak – odrzekł. – Prawdę mówiąc, miał tu z nami być.

- Czy to nie Arlie Banks?

Samuel podniósł wzrok.

- Nie strzelaj. – Mason wszedł do gabinetu, zdjął z ramienia teczkę Louisa Vuittona, położył ją na stole i uniósł ręce. – Utknąłem w korkach.

Akurat, pomyślał Samuel. Jeśli korki to imię długonogiej blondynki kilka lat młodszej od Masona.

- Tak się cieszę, że udało ci się zaszczycić nas swoją obecnością – zakpił Samuel, nie wstając.

Jak człowiek, który bierze co chce bez pytania, Mason przysunął krzesło blisko Arlie.

- Co straciłem?

Być może dlatego, że znała ich obu, Samuel zastanawiał się, jak ich teraz widzi. Byli bliźniakami jednojajowymi, a jednak nawyki, jakich nabrali przez trzydzieści lat, zaczęły rozmywać podobieństwo. Wyrzeźbione ciało Samuela stanowiło świadectwo precyzyjnej rutyny; każdego ranka spędzał w siłowni godzinę. Mason miał muskulaturę uczestnika imprez na basenie, a do tego piękną opaleniznę.

Zdawało się, że Arlie docenia ten efekt. Czubkiem języka zwilżyła wargi i zwróciła nogi w stronę Masona. Samuel zdusił irytację. Przecież tego właśnie chciał.

- Ile to czasu minęło? – spytał Mason, przeczesując palcami rozwiane włosy.

- Dwanaście – odparła. – Plus minus.

Dwanaście lat, pięć miesięcy i dziesięć dni. Nie, Samuel nie liczył. Po prostu przypadkiem ostatni raz widzieli Arlie w dniu, gdy ukończyli liceum. To był jedyny raz, gdy Samuel udawał brata, wykorzystując ich podobieństwo. Z powodów, o których nie miał odwagi myśleć.

- Jakim cudem wyglądasz, jakbyś miała dwadzieścia lat i ani dnia więcej? – Mason pochylił się, udając, że bacznie przygląda się Arlie.

Samuel omal nie przewrócił oczami. Nie doliczyłby się, ile razy z ust brata płynęły te właśnie słowa – w restauracjach, barach, na imprezach służbowych.

- Miło się wspomina dawne dobre czasy – podjął Samuel – ale może powinniśmy zadać pani Banks kilka pytań dotyczących jej kwalifikacji.

- Pani Banks? – przedrzeźniał go Mason. – Strasznie formalnie zwracasz się do kogoś, kto widział cię nago.

Bardziej temperamentny Facet przeskoczyłby biurko i udusił Masona jego własnym krawatem od Armaniego. Samuel mógłby spokojnie żyć kolejne trzydzieści lat, nie wspominając upokorzenia, które przeżył w dniu szesnastych urodzin. Jeśli sądzić z policzków Arlie, które zalały się rumieńcem, jej wspomnienia były równie żywe.

- Och, wyluzuj, Samciu – rzekł Mason, posługując się znienawidzonym przez Samuela przydomkiem, który nadał mu w pierwszej klasie. – My tylko nadrabiamy zaległości.

Przyciskając czubek palca wskazującego do kącika oka, Samuel odchrząknął i usiadł prosto.

- Nasza firma postanowiła rozszerzyć działalność i zająć się też tak zwaną zdrową żywnością. W tym celu musimy przyjąć inne podejście marketingowe niż do tej pory.

- Mój chorobliwie pedantyczny brat usiłuje powiedzieć, że potrzebujmy kogoś, kto sprawi, że wszyscy zapomną, że od połowy dziewiętnastego wieku handlowaliśmy głównie tuczącym niezdrowym jedzeniem.

- Kane Foods od tysiąc osiemset trzydziestego czwartego roku zapewnia rodzinom produkty żywnościowe wysokiej jakości – podjął Samuel.

- Dysponując zaledwie pięcioma dolarami i samodzielnie skleconym wózkiem – ciągnął Mason ironicznym tonem – Damien Hetherington O’Kane stworzył biznes, który teraz przynosi dwadzieścia sześć miliardów rocznie. Zanim się obejrzymy, wyciągniesz czarno-białe zdjęcie ciągutek. – Wzniósł oczy do nieba. – Jezu, mówisz jak ojciec.

To zirytowało Samuela jeszcze bardziej.

Parker Kane, patriarcha rodu i honorowy prezes Kane Foods International, człowiek, który był idolem Samuela, a którego Mason ignorował od chwili pojawienia się na świecie, bezpodstawnie Masona faworyzował. Samuel czuł się tym zażenowany. Od czasu do czasu zażenowani byli także członkowie zarządu i kierownictwa, którzy wysłuchiwali górnolotnych przeprosin Parkera i uzasadnień, jakie znajdował dla spóźnialstwa i nieobecności Masona.

- Mam doświadczenie w kierunkowych przesunięciach marki. – Po raz trzeci, odkąd weszła do gabinetu, Arlie zaczesała kosmyk włosów za ucho. Samuel zrozumiał, że czuje się nieswojo.

- Chętnie usłyszę więcej na ten temat. – Mason podparł brodę na ręce. Gdyby Samuel go nie znał, pomyślałby, że naprawdę się przysłuchuje.

- W Stride Global zaczęliśmy od produkcji preparatów witaminowych, a potem przeszliśmy do napojów energetycznych i żelowych plastrów na kaca.

- To rzeczywiście zmiana – rzekł Mason, nie dając Samuelowi szansy.

Był taki czas, co prawda krótki, gdy wypowiedzieliby to zdanie jednocześnie. To zjawisko związane z bliźniakami jednojajowymi zanikło w okresie dojrzewania. Razem z silnym instynktem starszego brata, by chronić młodszego.

- Owszem – odparła. – Muszę przyznać, że stylizowanie małych foliowych pakiecików było nie lada wyzwaniem. Pomogło nam podkreślanie, że w naszych produktach nie ma GMO. – Mason skinął głową, udając zamyślonego.

Samuel wstał i obszedł biurko.

- Pozwól, że o coś spytam.

Arlie się wzdrygnęła. Interesujące.

- Zbliża się Supply Side West, największa w roku impreza gromadząca producentów zdrowej żywności.

- Słyszałam o tym. – Arlie spojrzała mu w oczy i równie szybko uciekła wzrokiem.

Bardzo interesujące.

- Pojawią się tam ważni dla nas partnerzy, więc chcielibyśmy zaznaczyć swoją obecność. Czy mogłabyś nam w tym pomóc?

- Oczywiście – odparła trochę za szybko.

- Oczywiście to nie tylko praca – zauważył Mason. – Słyszałem od ważnej osoby, że zorganizujemy kilka imprez dla klientów, które mogłyby skorzystać na twoim udziale.

- Chodzi o kwestie artystyczne? – spytała.

- Powiedzmy, że chodzi o pewną energię. – Szeroki uśmiech Masona pokazywał jeden z wielu powodów, z których bracia nie byli już identyczni. Miał malutką bliznę w kąciku ust, która srebrzała, kiedy się uśmiechał.

- Chętnie zaspokoję obie potrzeby. – Uśmiech Arlie był równie promienny co Masona.

Samuel przygryzł wnętrze policzka aż do bólu.

- Arlie Banks – odezwał się, nie lubiąc się za swój pompatyczny ton. – Z przyjemnością zaproponujemy ci pozycję starszego stylisty żywności.

Krzywy uśmiech Masona wskazywał, że chętnie by jej zaproponował inne pozycje. Dobry znak. Dobry, a jednocześnie potwornie irytujący.

- Przyjmuję. – Arlie wstała i wyciągnęła rękę.

Mason chwycił dłoń Arlie i uścisnął ją z entuzjazmem.

- Cieszę się, że mamy cię na pokładzie.

Samuel tylko kiwnął głową. Ponieważ był w stanie przywołać dotyk jej skóry, ilekroć tego pragnął. Ponieważ tamtego wieczoru, udając brata, całował Arlie Banks.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: