Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Czyste zło. Róża Wielopolska. Tom 1 - ebook

Data wydania:
11 marca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Czyste zło. Róża Wielopolska. Tom 1 - ebook

To o pomysłowej i niezwykle sprytnej prywatnej detektyw Róży Wielopolskiej, której głównym zajęciem jest śledzenie niewiernych małżonków. Jak to jednak w życiu bywa, czasami nawet niechcący znajdujemy się w niewłaściwym miejscu i nieodpowiednim czasie. W taki właśnie sposób pani detektyw zostaje wplątana w intrygę, której głównymi aktorami są wrocławski gangster o pseudonimie Szczęka, tajemnicza kobieta z brązowym jamnikiem, piękna pani kardiolog i policja.

"Szybka i wciągająca, przeczytana po mistrzowsku, na pewno sięgnę po kolejną część." -. opinie słuchaczki audiobooka.

Polecamy również drugi tom "Święte zło" w cyklu o detektyw Róży Wielopolskiej.

Tomasz Wandzel – Autor, który ma na swoim koncie powieści sensacyjne, kryminalne, obyczajowe oraz historyczne. Polecamy również „Chłopiec z Kresów” - powieść wstrząsająca, wzruszającą - i prawdziwa, cykl o komisarzu Andrzeju Papaju, „Hycel” oraz „Dom w chmurach”.

Tomasz Wandzel jest wielokrotnym stypendystą różnych instytucji, wspierających rozwój kultury m.in. Marszałka Województwa Pomorskiego oraz Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Mieszka w Prabutach, które często pojawiają się w jego twórczości. Zawodowo pracuje jako copywriter.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-67494-84-7
Rozmiar pliku: 652 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kilka minut po dwudziestej trzeciej drzwi mieszkania na dziewiątym piętrze uchyliły się z lekkim skrzypnięciem. Wysoki, postawny mężczyzna wyszedł na korytarz i nie zapalając światła, przez dłuższą chwilę nasłuchiwał. Nie słysząc żadnych podejrzanych dźwięków. ruszył w dół betonowymi schodami. Mimo ostrożności, z jaką pokonywał kolejne półpiętra, jego kroki odbijały się echem na klatce schodowej. Z kilku mijanych mieszkań dochodziły odgłosy telewizora, rozmów, a w jednym przypadku – płacz małego dziecka.

Wychodząc z bloku, zlustrował okolicę. Przed budynkiem było pusto, podobnie jak na usytuowanym między wieżowcem a wybudowanym niedawno marketem parkingu. Deszcz padał nieustannie, choć meteorolodzy zapewniali, że wkrótce przestanie. Mężczyzna przyśpieszył, omijając tłuste, smoliste kałuże rozsiane po nierównym chodniku. Podszedł do niskiego, sportowego samochodu zaparkowanego między furgonetką firmy budowlanej a oplem kombi należącym do małżeństwa mieszkającego na tym samym piętrze co on. Mimo postury rzymskiego gladiatora zwinnie zajął miejsce za kierownicą. Potężne, umięśnione ciało ledwie mieściło się w ciasnym wnętrzu auta. Wiedział, że dla jego fizjonomii właściwszy byłby SUV albo terenówka. Cóż z tego, skoro sportowe samochody były jedną z wielu jego słabości. Uwielbiał szybkość i to w każdym wydaniu. Szybka jazda, szybkie życie, szybkie dziewczyny.

Wnętrze auta pachniało skórą i orientalnymi perfumami o mocnych korzennych nutach. Mężczyzna uwielbiał oba te zapachy. Dzięki nim stawał się wyjątkowy. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął prostokątną kopertę. Rozchylił ją i wyjął ze środka płaską kartę pamięci. Kopertę wrzucił do schowka przy siedzeniu pasażera. Następnie wcisnął przycisk przy swoim zagłówku. Usłyszał ciche kliknięcie i zagłówek otworzył się, ukazując niewielką skrytkę. Mężczyzna umieścił w niej kartę, a następnie ścisnął obie połówki zagłówka. Ponownie usłyszał kliknięcie i skrytka została zamknięta. W momencie gdy miał zapalić silnik, dostrzegł światła jakiegoś samochodu wjeżdżającego na parking. Zastygł z uniesioną z dłonią gotową błyskawicznie przekręcić kluczyk, gdyby to było konieczne. Chwilę później pod wejście do bloku podjechała biała taksówka. Mężczyzna odetchnął z ulgą, poczekał, aż samochód odjedzie i dopiero wtedy wyjechał na ulicę.

Ruch na placu Grunwaldzkim był niewielki. Skręcił w stronę centrum. Jechał z przepisową prędkością, choć wystarczyły zaledwie nieco ponad trzy sekundy, by ważące ponad tonę auto osiągnęło prędkość stu kilometrów. Jeździł bez konkretnego celu przez ponad pół godziny, obserwując, czy nikt go nie śledzi. Dzisiejsze spotkanie zaplanował z najdrobniejszymi szczegółami. Teoretycznie wiedziały o nim dwie osoby, a mianowicie on i kobieta będąca zleceniodawcą. Jednak doświadczenie nakazywało zachować jak najdalej idącą ostrożność. Nie wiedział przecież, czy kobieta nie miała jakiegoś wspólnika.

Uznawszy, że nikt nie siedział mu na ogonie, ruszył na południe. Minął oświetlony gmach Opery Wrocławskiej i Arkady będące jedną z wizytówek stolicy Dolnego Śląska. W oddali dostrzegł strzelistą sylwetkę Sky Tower, czyli najwyższego biurowca w Polsce. Po kilku minutach jazdy skręcił w boczną uliczkę nieopodal Parku Południowego. Jadąc powoli, przeczesywał wzrokiem pogrążoną w ciemności ulicę. Nieliczne latarnie tylko nieznacznie rozrzedzały atrament nocy.

Mężczyzna nazywał się Andrzej Bilski i we wrocławskim światku przestępczym mówiono na niego Szczęka. Zaparkował samochód na niewielkim parkingu obok wejścia do parku. Zgasił silnik, otworzył schowek i wyjął szarą kopertę. Z nieukrywanym obrzydzeniem spojrzał na zdjęcia, które przed kilkoma godzinami wydrukował na domowej drukarce. Jakość fotografii pozostawiała wiele do życzenia. Ale przecież nie był zawodowym fotografem, tylko bokserem. Jednak to, o co chodziło zleceniodawcy, widać było doskonale. Dodatkowo cyfrowe wersje zdjęć znajdowały się na przenośnej pamięci USB. Z pewnością każdy, kto zawodowo trudnił się fotografią, mógł z nimi zrobić dosłownie wszystko.

„Po cholerę komuś takie fotki?” – pomyślał, ostatni raz przeliczając zdjęcia.

Wiedział, że po świecie chodzi wielu popaprańców, zboczeńców i wariatów, których kręcą takie rzeczy. Ale kobieta, z którą spotkał się kilka tygodni wcześniej, nie przypominała sfiksowanej dewiantki seksualnej. Średniego wzrostu, o lekko rubensowskiej figurze i starannym makijażu mogła przyciągać spojrzenia mężczyzn. Modna fryzura i zadbane paznokcie w błękitnych odcieniach uzupełniały jej atrakcyjność.

Ocenił ją na jakieś trzydzieści pięć lat. No może ciut więcej. Spotkanie umówił jeden z jego zaufanych przyjaciół. O ile w świecie przestępczym można mówić o czymś takim jak zaufanie czy przyjaźń. Znał takich, co szli na układy i wystawiali kumpli – a to glinom, a to konkurencji.

Zanim wysiadł z samochodu, przypomniał sobie spotkanie ze zleceniodawcą. Kobieta czekała na niego przy Moście Katedralnym. Ubrana w markowe sportowe ciuchy wyglądała na pewną siebie i mającą pieniądze. Brązowy jamnik, który był znakiem rozpoznawczym zawarczał, gdy Szczęka podszedł bliżej.

– Proszę się nie bać, nie gryzie – powiedziała uspokajająco i ruszyła uliczką prowadzącą do wrocławskiej katedry. – Janusz powiedział, że jest pan w stanie zrealizować każde zlecenie – rzuciła, gdy minęli pomnik kardynała Bolesława Kominka.

Dla przypadkowego obserwatora wyglądali jak para znajomych lub małżeństwo, które w styczniowe przedpołudnie wybrało się z psem na spacer. Jamnik biegł to kilka metrów przed nimi, to znowu zostawał w tyle.

– Nie biorę mokrej roboty – uprzedził.

Już kilka razy otrzymywał propozycję zorganizowania jakiemuś mężowi lub żonie nieszczęśliwego wypadku i zawsze odmawiał. Nigdy nikogo nie zabił, chociaż krążyło wiele historii o tym, jak gołymi pięściami zatłukł na śmierć kilku konkurentów. Owszem, potrafił jednym ciosem rozwalić facetowi szczękę, od czego wzięła się jego ksywka. Byli tacy, których znokautował do nieprzytomności, ale nikogo nie pozbawił życia.

– Chodzi o coś innego – wyjaśniła kobieta, zapalając papierosa.

Szczęka słuchał szczegółów i nie wierzył własnym uszom. Tak odjechanej roboty jeszcze nigdy nie wykonał. Ba, nawet nie słyszał o nikim, kto wziąłby tak perwersyjne zlecenie. Gdy skończyła mówić, spojrzała na Szczękę łagodnym wzrokiem człowieka mającego wyłącznie dobre intencje. A jednak on zobaczył w tych jasnoniebieskich oczach coś zupełnie innego i nie umiał tego nazwać inaczej niż czyste zło.

– Podejmie się pan tego? – zapytała spokojnym tonem, jakby chodziło o zrobienie zakupów czy odśnieżenie podjazdu przed domem. Jego interesy w ostatnim czasie nie szły tak dobrze jak wcześniej. A życie, zwłaszcza w luksusie, kosztowało. Gdyby nie pilna potrzeba zdobycia większej forsy niezbędnej do zrealizowania pewnych planów, odmówiłby natychmiast.

– Trzydzieści tysięcy złotych – rzucił po chwili zastanowienia.

Zlecenie było niecodzienne, więc postanowił wyśrubować stawkę. Wyszedł z założenia, że jeśli jej zależy, to zapłaci.

– Dobrze – zgodziła się, nie próbując nawet zbić ceny.

– No i będzie zaliczka. Powiedzmy dwadzieścia procent – dodał, wyczuwając uległość nieznajomej.

Kobieta wyjęła z torebki plik banknotów, odliczyła potrzebną sumę i wręczyła Szczęce.

– Tu ma pan wszystkie potrzebne materiały. Zdjęcia, adresy zamieszkania, adres szkoły – powiedziała i podała mu kopertę. – Ile to panu zajmie? – zapytała, zapinając jamnika na smyczy.

– Jak będzie po wszystkim, dam znać Januszowi – zapowiedział, chowając pieniądze oraz kopertę do kieszeni kurtki.

Skinęła tylko głową i bez słowa odeszła w kierunku Bulwaru Odrzańskiego. Szczęka odprowadził jej sylwetkę wzrokiem. Tym razem pies szedł posłusznie przy nodze właścicielki.

Spojrzał na zegarek, do umówionego spotkania brakowało jeszcze kilku minut. Zakleił kopertę i wysiadł z samochodu. Wokół panowała cisza. Pobliskie domy były ciemne. Nieliczne latarnie rozpraszały wilgotny mrok. Ruszył wolno parkową aleją. Kobieta wyznaczyła spotkanie przy niewielkim stawie w Parku Południowym o pierwszej w nocy. Nie było to niczym dziwnym w jego profesji. Jasność dnia, obecność i spojrzenia przypadkowych świadków nie sprzyjały ciemnym interesom. Kiedyś usłyszał, jak znany polityk z mównicy sejmowej powiedział: „Ja, przede wszystkim, wystąpię w obronie nocy, bo jest powiedzenie, że noc jest przyjaciółką kochanków i złodziei”.

Wilgotna mgła snuła się nisko nad ziemią. Na szczęście przestało padać. Zimna marcowa noc nie zachęcała do spacerów. Gdyby nie biznes, Szczęka nie ruszyłby się z ciepłego mieszkania. Postawił kołnierz skórzanej ocieplanej kurtki, dłonie schował do kieszeni i przyśpieszył kroku. Grube podeszwy butów cicho chrzęściły na mokrym żwirze. Gdzieś niedaleko odezwał się jakiś nocny ptak. Przeszedł po łukowatym moście nad kanałem doprowadzającym wodę do stawu. Po prawej stronie minął zamkniętą na głucho restaurację i muszlę koncertową, w której latem organizowano koncerty. Okrążył staw i wszedł na półkolisty taras widokowy.

Znał doskonale każde miejsce w parku. Wychował się zaledwie kilka przecznic od niego. To tutaj przychodził z ojcem na sanki, a z babcią karmił dzikie kaczki zimujące na stawie. Na tarasie nie było nikogo. Oparł się plecami o metalową balustradę i nasłuchiwał. Wiatr kołysał bezlitośnie koronami drzew.

Szczęka nie lubił wiosny, jesieni, a tym bardziej zimy. Jedynie akceptował lato i to pod warunkiem, że było upalne. Już jakiś czas temu postanowił na dłużej wyjechać do Hiszpanii. Lubił tamtejsze plaże, rozgrzane południowym słońcem, ciepłe morze i kobiety o gorącym temperamencie. Wszystko doskonale obmyślił. Mieszkanie, które kupił kilka lat temu wynajmie, a z systematycznie odkładanej forsy wystarczy na dłuższy czas przyzwoitego życia w hiszpańskich warunkach.

„A może baba się rozmyśliła?” – pomyślał porzucając marzenia o przyszłości.

Zerknął na zegarek, było pięć po pierwszej. Dwa dni wcześniej próbował wypytać Janusza co to za jedna.

– Szczęka im mniej wiesz, tym lepiej – zbył go kumpel.

Tak czy owak, nawet jeśli kobieta nie przyjdzie, zarobił sześć tysiaków, a sprawa z tymi smarkaczami nie kosztowała go zbyt wiele zachodu. Miał już odejść, gdy usłyszał kroki w jednej z alejek. Chwilę później zobaczył niską postać ubraną na czarno. Obok na smyczy szedł jamnik.

– Coś mi wypadło – przeprosiła kobieta i od razu poprosiła o zdjęcia. Szczęka podał jej szarą kopertę. Rozerwała ją jednym ruchem. Przyświecając sobie smartfonem, pobieżnie obejrzała zawartość.

– Dobra robota – przyznała z zadowoleniem.

Z kieszeni wyjęła plik banknotów. Szczęka szybko przeliczył pieniądze i bez pożegnania odszedł w stronę, gdzie zostawił samochód. Śpieszył się do domu. Laska, z którą mieszkał od paru tygodni, obiecała, że po powrocie zrobi mu takie rzeczy, że teraz, gdy o tym myślał, robiło mu się gorąco.

Kobieta poczekała, aż Szczęka zniknie za zakrętem i dopiero wtedy ruszyła jedną z parkowych alejek. Dotarła do pętli tramwajowej i wsiadła do nocnego tramwaju. Była jedyną pasażerką. Wysiadła osiem przystanków później. Minęła mały zadrzewiony skwer i weszła do jednego z czteropiętrowych bloków.

Nie zdejmując kurtki ani butów, podeszła do biurka, na którym stał laptop. Wcisnęła do gniazda USB otrzymany pendrive i z niecierpliwością czekała na pokaz slajdów. Zdjęcia nie wyglądały na zrobione ręką profesjonalisty, ale tak właśnie miało być. Przedstawiały dokładnie to, czego oczekiwała. Zadowolona wyłączyła komputer, zdjęła ubranie i poszła do łazienki. Stojąc pod prysznicem, obmyślała kolejny krok swojego planu. Czuła, jak ciepła czysta woda zmywa z jej twarzy łzy.

***

Mężczyzna stał ukryty między kontenerem na śmieci a dużym dębem. Najbliższe latarnie znajdowały się kilkadziesiąt metrów od jego kryjówki. W panujących ciemnościach nie było możliwości, aby go zauważyć. To dawało mu sporą przewagę. Rozcierając zmarznięte dłonie w ogrodniczych gumowanych rękawiczkach, bacznie obserwował całą ulicę. Nie wiedział, z której strony nadejdzie jego cel. Mijały minuty, ale właściciela granatowego BMW nie było widać.

Nagle go zauważył. Wysoka barczysta postać wyszła z bocznej nieoświetlonej alejki.

„Cwany gość. Wszedł głównym wejściem, ale wolał wrócić bocznym” – pochwalił w myślach zachowanie mężczyzny, którego śledził, od kiedy tamten opuścił swoje mieszkanie na Placu Grunwaldzkim.

O pomyłce nie mogło być mowy. Facet szedł wolnym, pewnym krokiem. Nieznacznie obracał głowę w lewo i prawo, wypatrując potencjalnego zagrożenia. Mężczyzna przy kontenerze mocniej zacisnął palce na rękojeści wąskiego, długiego na trzydzieści centymetrów noża. Jego ostrze było bardziej precyzyjne niż skalpel. Raptem cel się zatrzymał. Był jakieś dwadzieścia metrów od samochodu. Mężczyzna z nożem zamarł w bezruchu. Pomyślał, że tamten jakimś cudem go zauważył. Ale gość tylko wyciągnął z kieszeni telefon.

– Maleńka będę za jakieś pół godziny, więc grzej wyrko i załóż coś sexy – polecił władczym tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Chwilę później zakończył rozmowę i wyraźnie rozluźniony podszedł do samochodu. Człowiek przy kontenerze odetchnął z ulgą. Wiedział, że musi zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie. Szczęka właśnie otwierał drzwi, gdy usłyszał za sobą ruch. Zareagował natychmiast. Błyskawicznie obrócił się na pięcie, oparł plecami o samochód i przygotował pięści do odparcia ataku. Jednak przeciwnik był szybszy.

Nóż z niewiarygodną łatwością, która zaskoczyła nawet samego mordercę, przeciął grubą skórzaną kurtkę, polarową bluzę i zagłębił się między żebra. Zabójca przekręcił ostrze tak, jak to widział na dziesiątkach filmów. Szczęka z zawodową dokładnością wyprowadził prawy sierpowy. Facet, który go zaatakował, sięgał mu ledwie do ramion. Cios, gdyby tylko dosięgnął przeciwnika, powaliłby go na ziemię. Na ringu wiele razy takim trafieniem nokautował rywali. Napastnik jednak odczytał jego intencje i zrobił unik. A może to Szczęka walcząc z silnym bólem, nie był dość szybki. Pięść trafiła w próżnię. Szczęka spróbował jeszcze uderzyć z lewej, ale ręka już go nie słuchała.

Poczuł dziwną słabość w całym ciele. Obraz przed oczami falował, tracił ostrość. Nawet ból w lewym boku ustąpił. Z nieporęcznością niemowlaka, który przewraca się w łóżeczku, upadł bezwładnie na zimny beton obok samochodu. Zabójca sprawnymi ruchami przeszukał leżące ciało. Zabrał kluczyki, telefon komórkowy, a następnie wsiadł do samochodu i szybko odjechał.

Kilka minut później pędził pustą o tej porze ulicą Powstańców Śląskich w stronę centrum. W czasie jazdy pobieżnie przetrząsnął schowek naprzeciw siedzenia pasażera, ale niczego ciekawego nie znalazł. Był przekonany, że to czego szuka, jest gdzieś w samochodzie.

Musiał jeszcze załatwić jedną sprawę. Zaparkował obok wieżowca. Tylko w kilku oknach paliło się światło. Podszedł do drzwi wejściowych i używając wytrycha, otworzył je w kilka sekund. Wrócił po pięciu minutach. Trzymany w ręku laptop rzucił na siedzenie pasażera i ruszył w dalszą drogę.

Po przejechaniu trzydziestu kilometrów skręcił w mniej uczęszczaną drogę. Potem wjechał do lasu i zaparkował na niewielkiej polanie. Miejsce było na tyle dyskretne, że spokojnie mógł przystąpić do działania. Bez pośpiechu, skrupulatnie przeszukiwał samochód, rozcinając tapicerkę, demontując plastikowe elementy wykończenia.

Dwie godziny później znalazł miniaturowy schowek ukryty w zagłówku. Wewnątrz leżała płaska, kwadratowa karta pamięci. Zostawił auto i na piechotę wrócił do asfaltowej szosy. Pierwotnie planował podpalenie samochodu, ale łuna mogłaby kogoś zainteresować. A ostatnie, czego teraz potrzebował, to przypadkowe spotkanie z policją lub strażą pożarną, zwłaszcza że musiał na piechotę dojść do oddalonego o pięć kilometrów parkingu, gdzie zostawił samochód.

Pokonał prawie połowę drogi, gdy zaczęło padać. Było mu to na rękę, deszcz skutecznie zatrze większość śladów. Na parking dotarł zupełnie mokry. Mimo ulewy rozebrał się do naga, wszystkie ubrania schował do foliowego worka na śmieci. Otworzył bagażnik, gdzie leżał komplet czystej odzieży. Ubrał się szybko, wziął małą saperkę, worek z ubraniami i odszedł kilkadziesiąt metrów w gęsty las. Ziemia była miękka. Wykopanie dołu zajęło mu zaledwie kilka minut. Wrzucił do niego foliowy worek, laptop oraz nóż. Zasypał ziemią, przyklepał i przysypał mokrymi liśćmi. Odetchnął z ulgą, marzył o papierosie, ale wiedział, że ta przyjemność musi poczekać.

***

Róża kolejny raz spacerowała po domu, który wkrótce miał być jej własnością. W pustych, świeżo odmalowanych pokojach pachniało farbą, a jej kroki odbijały się echem. Jasne, pastelowe kolory nie przypadły jej do gustu. Preferowała mocne nasycone barwy. Dom zbudowano trzy lata temu. Projekt nie wyróżniał się niczym szczególnym na tle pozostałych nieruchomości w okolicy. Parterowy, z użytkowym poddaszem na planie prostokąta. Większą część parteru przeznaczono na salon, tylko trochę mniejszy od ich całego mieszkania, w którym teraz mieszkali. Resztę powierzchni zajmowała kuchnia, gabinet, łazienka i garaż. Na piętrze urządzono dwie sypialnie, łazienkę oraz garderobę. Pozostała część poddasza nie była jeszcze wykończona. To właśnie tam Michał zamierzał urządzić pracownię. Największym minusem domu była lokalizacja. Do centrum Wrocławia, gdzie Róża miała swoje biuro, jechało się w najlepszym wypadku czterdzieści minut. Największą zaletą była zaś cena. Jak na tak duży dom z zadbanym ogrodem podejrzanie atrakcyjna.

Właśnie ta niska cena nie dawała Róży spokoju. Wyjaśnienia pośrednika, że dom sprzedaje spadkobierca właścicieli i bardzo mu się śpieszy, nie do końca ją przekonały. Z zawodowego nawyku sprawdziła biuro pośrednictwa oraz dokumenty. Wszystko było w porządku. Nieruchomość nie była obciążona hipoteką, nikt nie był w niej zameldowany. Mimo pewnej niechęci do zmiany miejsca zamieszkania musiała przyznać rację mężowi, który bez przerwy powtarzał: „Kochanie, to doskonała okazja”.

Upewniwszy się, że formalnie wszystko jest w porządku, dała za wygraną i przestała drążyć ten temat. Otworzyła duże drzwi prowadzące z salonu na taras. Wilgotne marcowe powietrze wdarło się do środka.

W sąsiednim pokoju Michał wypytywał pośrednika. Interesowało go wszystko od izolacji, jaka została zastosowana przy fundamentach, a na strukturze dachówki kończąc. Zachowywał się niemal jak policjant przesłuchujący podejrzanego. Zachodziła w głowę, po co on to robi. Przecież jedyne, na czym się znał, to malarstwo. Nawet wbicie gwoździa w ścianę traktował jak wyprawę na tygrysy. Dzwonek jej telefonu zabrzmiał wyjątkowo głośno w pustym wnętrzu.

– Słucham, Róża Wielopolska – powiedziała, odchodząc od wyjścia na taras.

– Nazywam się Anna Nowak, chciałam umówić termin spotkania w sprawie usług, jakie pani oferuje – usłyszała spokojny głos w słuchawce.

Sądząc po głosie kobieta miała około czterdziestu lat, czyli tyle, ile mniej więcej wynosiła średnia wieku jej klientek.

– Pani Anno, proszę dokonać rezerwacji przez stronę biura – odpowiedziała.

Róża miała wypracowane procedury, których przestrzegała i o których informowała na swojej stronie internetowej. Jedną z nich była internetowa rezerwacja terminów spotkań.

– Próbowałam, ale najbliższy wolny termin jest za dwa tygodnie, a ja tak długo czekać nie mogę – powiedziała, a w tonie rozmówczyni Róża wyczuła zdenerwowanie, ale było tam coś jeszcze.

– Dobrze, pani Anno, proszę napisać na adres podany na stronie. Jak przyjadę do biura, to postaram się znaleźć jakiś wcześniejszy termin.

– Kochanie, już wszystko wiem – oznajmił Michał tonem gliniarza, który właśnie wydusił z przesłuchiwanego wszystkie jego tajemnice.

– Skończyłeś już przesłuchiwać tego biedaka?– zapytała na tyle cicho, by pośrednik tego nie usłyszał.

– Przecież muszę wiedzieć co kupuję – zaprotestował mąż, robiąc urażoną minę. – Więc tak, ten dom będzie służył nawet naszym wnukom – zaczął Michał, rozwodząc się nad zaletami nieruchomości, która niebawem miała być ich własnością.

Róża słuchała z pozornym zainteresowaniem. Wspomnienie o wnukach uznała za dobry żart. Przecież oni nawet dzieci nie mieli.

Jeszcze tego samego popołudnia podpisali umowę wstępną, wpłacili zaliczkę i zamieścili ogłoszenie o sprzedaży poprzedniego mieszkania. Gdy Róża dotarła do biurowca, dochodziła szesnasta. Wbiegła schodami na dwunaste piętro. Robiła tak zawsze. Nie żeby miała jakiś lęk przed windami. Zwyczajnie dbała o kondycję, a pokonanie dwunastu kondygnacji traktowała jak dodatkowe ćwiczenie. Weszła do biura, zdjęła kurtkę i zlustrowała pomieszczenie. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak, jak zostawiła w piątek wieczorem. Ciężkie, skórzane trapery, odpowiednie na wiosenną pogodę, zamieniła na czarne pantofle bardziej pasujące do biura. Podeszła do leżącego na biurku laptopa i dokładnie go obejrzała. Przy prawej krawędzi pokrywy urządzenia zobaczyła krótki włos. Dostrzegła go tylko dlatego, że wiedziała, gdzie ma patrzeć.

Mimo że do ochrony komputera zastosowała trzy poziomy zabezpieczeń, to sięgnęła również po nieco staroświeckie metody, które – jak pokazało życie – wciąż się sprawdzały. Gdyby ktoś jakimś cudem zwiódł ochronę budynku, sforsował drzwi jej biura i zechciał obejrzeć lub skopiować zawartość laptopa, z pewnością nie zwróciłby uwagi, że podczas otwierania urządzenia z pokrywy spadłby mały, cienki włos. Zdawała sobie sprawę, że zawsze ktoś mógł po prostu ukraść komputer. Ale i na to znalazła rozwiązanie. Miniaturowy nadajnik GPS zamontowany w twardym dysku pozwalał zlokalizować laptop.

Usiadła na obrotowym fotelu z wysokim oparciem i włączyła komputer. Najpierw wpisała ośmiocyfrowy kod. W następnym kroku podała cztery losowo wybrane przez system znaki z dwunastoznakowego hasła. Na koniec przyłożyła opuszek palca wskazującego do czytnika linii papilarnych. Dopiero wtedy uruchomił się system.

Profilaktycznie przeskanowała wszystkie dyski oraz nowo pobrane wiadomości. Nie było ich zbyt wiele. Dwa zapytania o przebieg spraw, powiadomienie z banku o nowych wpłatach i wiadomość od pani Anny Nowak. Sprawdziła terminarz i odpisała, proponując spotkanie nazajutrz o dziewiątej. Zwykle zaczynała pracę około południa, ale następnego dnia musiała dostarczyć pośrednikowi wypis z księgi wieczystej ich mieszkania.

Z szuflady biurka wyjęła czystą płytę DVD i zgrała materiały dla pani Dominiki, jedynej klientki umówionej na dzisiejsze popołudnie. Nie było tego dużo. Trzy zdjęcia jej męża z kochanką zrobione w restauracji, dwa na parkingu, jak całują się w jego samochodzie oraz jedno w recepcji hotelu, gdzie spędzili upojny weekend. Facet nawet specjalnie nie kamuflował swojego romansu. Spotykał się z kochanką w restauracji oddalonej kilka przecznic od swojego mieszkania.

Fakt, że oboje pracowali w tej samej firmie jakoś Róży nie zdziwił. Ba, nawet potwierdził to, o czym mówiły statystyki, że prawie połowa skoków w bok jest efektem relacji zawodowych. Na ogół wszystko zaczynało się niewinnie. Żarty, lekki flirt podczas wyjazdu integracyjnego, a kończyło w łóżku.

Róża podejrzewała, że statystyki dotyczące zdrad są mocno zaniżone. Przecież wiele takich zdarzeń miało charakter jednorazowy. Do niej zgłaszały się kobiety podejrzewające mężów o romanse trwające tygodniami, miesiącami, a nawet latami. Mimo że tylko nieliczne żony podejrzewające mężów o zdradę decydowały się na zaangażowanie prywatnego detektywa, na brak zleceń nie mogła narzekać.

Owszem, zdarzały się również inne sprawy. Kilka razy zlecano jej odnalezienie nieuczciwego wspólnika, który ulotnił się z walizką pieniędzy. Poszukiwała nastolatki, która zrobiła sobie niezapowiedziane wakacje od bogatych i wiecznie zapracowanych rodziców. Ale głównie żyła z niewierności.

Płytę i rachunek na ponad cztery tysiące schowała do koperty. Pani Dominika pracowała na kierowniczym stanowisku w jednym z dużych banków, więc z pewnością było ją stać na luksus wynajęcia kogoś, kto dostarczy jej dowodów na niewierność małżonka.

Z biura wyszła kilka minut po dziewiętnastej. Przestronne korytarze biurowca były puste i ciche. Zazwyczaj w ciągu dnia panował tu duży ruch. W budynku mieściło się kilka dużych i kilkadziesiąt małych firm. Gdy zbiegała do podziemnego garażu, echo odbijało na klatce schodowej jej kroki. Ruszyła do swojego opla zaparkowanego w głębi. W połowie drogi usłyszała za sobą odgłos zapalanego silnika. Po chwili minęła ją duża terenowa toyota z przyciemnianymi szybami.

***

Zapraszamy do zakupu pełnej wersjiPOLECAMY RÓWNIEŻ

Tomasz Wandzel

- _Chłopiec z Kresów – historia prawdziwa
_
- _Hycel
_
- _Dom w chmurach_
- _Blanka L – Sława, pieniądze i seks_
- _Kłamstwa i sekrety – historia Róży Wittelsbach_
- _Chwila prawdy – niewiarygodna historia Krystyny Górskiej_
- _Chłopiec, który przeżył Auschwitz – historia prawdziwa_
- _Grzeczna dziewczynka_
- _Żółty długopis_
- _Córka zakonnika_
- _Zwłoki przy molo._

Komisarz Andrzej Papaj

- _Dotrzeć do prawdy_, tom 1
- _Uciec od prawdy_, tom 2.

Róża Wielopolska

- _Czyste zło_, tom 1
- _Święte zło_, tom 2.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: