Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Czystka - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 września 2025
42,99
4299 pkt
punktów Virtualo

Czystka - ebook

Ból, który zadajesz, wróci do Ciebie

Nadeszła pora na czystkę… Pod szkołę podstawową w Skoczowie ktoś porzuca odciętą dziecięcą stopę. W Gliwicach odnalezione zostają zwłoki okaleczonego mężczyzny. Kolejne makabryczne zbrodnie wychodzą na światło dzienne, społeczeństwo ogarnia panika, a policja rozkłada ręce.

Nikt nie może czuć się bezpieczny.

W cieniu czai się ktoś, kto zna najskrytsze ludzkie grzechy. Ktoś, kto postanowił wymierzyć sprawiedliwość według własnych, bezlitosnych reguł.

Już wkrótce Maria, nauczycielka matematyki, Tomasz, właściciel firmy budowlanej, i Karolina, projektantka gier komputerowych, zostaną wciągnięci w przerażającą grę, której stawką jest życie. Morderca urządzi krwawe widowisko, a kara dosięgnie każdego, kto ma coś na sumieniu.

A ty… czy na pewno jesteś bez winy?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8423-045-9
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Kiedy podchodzę do drzwi, słyszę, jak rozmawiają, i nawet przez drzwi czuję ich strach. Napawam się tą chwilą, ale wiem, że nie mogę dłużej czekać. Za dużo jeszcze jest do zrobienia. Otwieram drzwi, a na twarzy mam maskę śmierci. Nie rejestruję nawet krzyków, które zaczęły do mnie dochodzić. Wiem, że nikt ich nie usłyszy. Stoję za nimi, krzesła są odwrócone w stronę ściany, na której widnieje napis: „Ból, który zadajesz, wróci do ciebie”. Zapalam lampę, a światło tworzy na ścianie piękny obraz przedstawiający dwie osoby siedzące na krzesłach, a wokół ich głów widnieją dwie pętle przypominające stryczek. Po mojej lewej stronie znajduje się kobieta w średnim wieku, natomiast po prawej mała dziewczynka. Jestem niczym w transie. Po paru minutach stania i napawania się widokiem wracam na ziemię i ich słowa zaczynają do mnie docierać. Dziewczynka płacze przywiązana do krzesła, starsza kobieta krzyczy, żeby ją wypuścić, ciągle pada pytanie „dlaczego?”. Odwracam krzesło starszej kobiety i patrzę jej prosto w oczy. Nie może uciec wzrokiem, ponieważ jej głowa jest unieruchomiona, a powieki zostały wycięte. Wie, że patrzy w oczy diabłu.

– Czy wiesz, dlaczego tu jesteś? – pytam spokojnym głosem.

– Nie. Wypuść nas! – krzyczy.

– Zastanów się. Dlaczego nie masz powiek?

– Nie wiem – odpowiada.

– Kto siedzi na drugim krześle?

– To moja córka. Wypuść nas. Nic nie zrobiłyśmy.

– Masz rację, nic nie zrobiłyście – potwierdzam sarkastycznym tonem.

Teraz podchodzę do drugiego krzesła i obracam je, aby matka widziała córkę przez cały czas. Nie będzie mogła się odwrócić. Z kieszeni wyciągam nóż myśliwski i robię dwa długie nacięcia na udach dziewczynki, z których zaczyna lecieć krew. Dziewczynka krzyczy z bólu i przerażenia. Matka też krzyczy, żebym przestał. Widok krwi, która otula nogę dziewczynki, jest dla mojej duszy lekarstwem. Biorę pilota do ręki, naciskam przycisk „włącz odtwarzanie” i gaszę światło. Matka i córka patrzą z przerażeniem na to, co pojawiło się na ekranie, a ja czuję obrzydzenie. Wpadam w furię i nie traktuję ich jak ludzi. Biorę sól i wsypuję ją w rany tego czegoś, czym stała się ta dziewczynka. Słyszę jej krzyk, a to poprawia mi humor.

– Co się teraz wydarzy? – pytam.

Zanoszą się takim płaczem, że nie umieją wydobyć z siebie żadnego słowa. Słychać szloch. Podchodzę do szafki i wyciągam siekierę. Uderzam dwukrotnie w stopę dziewczynki, aż połowa zostaje oddzielona od reszty ciała. Nie zostało dużo czasu. Czas na finał. Ściągam maskę, biorę do rąk kanister z benzyną i oblewam dziewczynkę, po czym odpalam zapałkę i wciskam w jej ranę w udzie. Dziewczynka krzyczy i próbuje się wyrwać, tak samo jak matka. Krzesła są jednak nieruchome, ponieważ zostały wstawione w szyny blokujące. Matka patrzy, jak jej dziecko płonie. To jest najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek zobaczyłem w swoim życiu. Wychodzę za drzwi, ale wszystko obserwuję dzięki kamerom zamontowanym w pomieszczeniu. Piję kawę i czekam, aż benzyna się wypali. Pomieszczenie jest zabezpieczone, nic poza nim się nie zapali. Kiedy dziewczynka już odeszła i trafiła do piekła, wtedy wracam do pomieszczenia. Do pojemnika chowam niespaloną stopę. Matka znowu krzyczy. Nie słucham jej, tylko podaję dożylnie leki usypiające. W tym czasie rozpoczynam sprzątanie tego miejsca.

Dziewczynka została podzielona na mniejsze części, osobno głowa, nogi i ręce. Tułów z kończynami znalazł się w worku, natomiast głowa pozostała jako trofeum. Zapach spalonej skóry tego diabła był dla mnie kojący.

Kiedy matka dziewczynki się budzi, już nie siedzi na krześle, lecz jest przywiązana łańcuchami do stołu. Odwraca głowę w lewą stronę i w odległości trzydziestu centymetrów widzi głowę swojej córki. Wymiotuje. Teraz to ona zacznie cierpieć. Biorę siekierę i zaczynam uderzać w jej kończyny. Rozpoczynam od lewej stopy. Kiedy udaje mi się już jej pozbyć, przechodzę nad kolano. Sprawia mi to taką przyjemność, że nie słyszę jej krzyków i nie wiem, w którym momencie odeszła z tego świata. Wiem, że czuła dużo bólu, ponieważ przed ostatnią drogą dostała zastrzyk z adrenaliny. Kiedy wszystkie kończyny zostały oddzielone od tułowia, przeszedłem do głowy. Było to moje drugie trofeum i mam nadzieję, że nie tylko moje. W jednym pojemniku znalazła się połowa stopy córki i stopa matki. Resztę matki zapakowałem do worka z ciałem córki i posprzątałem pomieszczenie. Nie został ani jeden ślad krwi.ROZDZIAŁ 1

Maria

Maria przeciągnęła się, patrząc na zegarek, który stał obok jej łóżka. Zobaczyła, że jest godzina czwarta trzydzieści. Na dworze było jeszcze ciemno, ale ona lubiła wstawać wcześnie i patrzeć, jak dzień budzi się do życia. Mieszkała w drewnianym domku w lesie oddalonym dziesięć kilometrów od Skoczowa. Od kiedy się tu przeprowadziła, uważała, że spełniła swoje największe marzenie. Brak sąsiadów, cisza, spokój, słychać tylko śpiew ptaków, a zapach lasu był wyczuwalny w całym domu. Drzewa otulały go z każdej strony. W środku znajdowała się mała kuchnia, która była wystarczająca dla osoby mieszkającej samotnie, oraz nieduży salon, w którym można było usiąść przy kominku na fotelu, gdzie Maria spędzała dużo czasu na czytaniu książek. Obok stała niewielka sofa i stolik. Klimatu dodawała lampa wykonana z tykwy, przypominająca kształtem różdżkę maga. Na górze znajdował się pokój, w którym było wielkie okrągłe okno z grubym parapetem wyłożonym poduszkami i kocem, aby w zimowe dni móc podziwiać piękną aurę przy zielonej herbacie. Stało tam jeszcze łóżko, a obok okna w zaciemnionym miejscu – biurko, przy którym Maria uwielbiała pracować. Nad blatem wisiał piękny krajobraz z górami pokrytymi śniegiem. Na ścianie po lewej stronie biurka znajdowały się tablica kredowa oraz tablica suchościeralna. Były to niezbędne przedmioty potrzebne Marii, która uczyła matematyki w szkole podstawowej.

Domek miał jeszcze taras, na którym aktualnie znajdowała się Maria. Przykryta kocem, z filiżanką zielonej herbaty i miską owsianki, obserwowała, jak ziemia nabiera kolorów. Patrzyła na liście drzew, które stawały się wyraziście zielone. Rozczesywała swoje długie blond włosy, które sięgały jej do pasa. Jej oczy były błękitnego koloru. Znajomi dziwili się, że była sama. Czas mijał, aż w końcu nadeszła pora, aby się ubrać i pojechać do pracy. Drogi nigdy nie były zakorkowane, ale nigdy nie lubiła się spóźniać, dlatego zawsze wyjeżdżała dużo wcześniej, a w szkole przed lekcjami, jeżeli na drodze nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, rozwiązywała sudoku.

Dzień zapowiadał się normalnie. Minęły już trzy lekcje, które były dla niej wielką frajdą, ponieważ uwielbiała uczyć matematyki i patrzeć, jak dzieci się rozwijają. Pierwszy raz prowadziła klasę jako wychowawczyni, co dawało jej dużo radości. Czwarta lekcja tego dnia to lekcja wychowawcza. Na początku zaczęli rozmawiać o problemach klasowych oraz o zbliżającym się balu szkolnym. Po omówieniu najważniejszych spraw nauczycielka przystąpiła do kontroli obecności. Wszystko było w porządku, dopóki nie doszła do Pauliny. Nie lubiła tej małej wrednej dziewczynki, ponieważ dokuczała wszystkim dzieciom w klasie, a jednego ucznia nawet pobiła kijem. Jej matka nie widziała w tym problemu i tłumaczyła, że córka została sprowokowana. Sprawa na policji ucichła, ponieważ kobieta była wysoko postawioną osobą. Dlatego nieobecność Pauliny od trzech tygodni nie dziwiła jej zbytnio, ponieważ wiedziała, że obie miały wyjechać na wakacje w trakcie roku szkolnego i matka z góry usprawiedliwiła jej nieobecność przez dwa tygodnie. Ale nie przez trzy. Dlatego Maria postanowiła po lekcji zadzwonić do jej mamy. Niestety ta nie odbierała telefonu, więc napisała SMS-a, aby skontaktowała się z nią w sprawie nieobecności córki.

Mijały dni, a Paulina Woksz nadal nie chodziła do szkoły, a z matką nie było żadnego kontaktu. Maria zgłosiła to dyrektorce, której to nie zdziwiło, ponieważ tak się zdarzało już nie pierwszy raz. Marię to zaniepokoiło, mimo że cieszyła ją nieobecnością dziewczynki w szkole, ponieważ uczniowie byli milsi dla siebie oraz bardziej pomocni. Każdego dnia, gdy siadała w oknie swojego domku, rozmyślała, dlaczego dziewczynka mająca wszystko, czego zapragnie, jest tak niesympatyczną osobą. Może brak czasu ze strony matki? Z tego, co wiedziała, ojciec Pauliny zostawił je, kiedy dziewczynka miała cztery lata. Dziwiło ją to, że ten człowiek miał tak stalowe nerwy, że wytrzymał aż tyle. Pomimo informacji od dyrektorki, że tak już bywało, nauczycielka postanowiła skontaktować się z sekretarką matki dziewczynki następnego ranka.

Te dni przeminęły jej tak szybko, że nie umiała cieszyć się tym, co ją otaczało. To było dziwne. Zdarzyło się to jej pierwszy raz, od kiedy tu zamieszkała. To przez tę dziewczynkę coś wydawało się nie w porządku, a może to z powodu zbyt wielu przeczytanych książek? Tak jak postanowiła poprzedniego wieczoru, z samego rana skontaktowała się z sekretarką matki dziewczynki. Po telefonie była wściekła. Okazało się, że kobieta zadzwoniła do pracy, że przedłuża urlop, ale od nauczycielki córki nawet nie odbierze telefonu, nie mówiąc już o odpisaniu na wiadomości. Wredna małpa, pomyślała Maria, ale jaka matka, taka córka. Dyrektorka miała rację, najlepiej się tą sprawą nie przejmować. Paulina będzie musiała nadrobić zaległości i to będzie jej problem. Takie postawienie sprawy pozwoliło Marii powrócić do normalnego życia. Postanowiła już sobie nie zawracać głowy tą dziewczynką i cieszyć się, że w jej klasie zapanowała lepsza atmosfera.

Kiedy dojechała do szkoły, wyciągnęła notatnik, w którym zapisywała miejsca, jakie chciała odwiedzić. Zobaczyła, że na liście znajduje się Sanktuarium Świętego Mikołaja w Pierśćcu. Zajęcia miała dzisiaj do piętnastej, dlatego od razu po lekcjach udała się odwiedzić to miejsce. Ze Skoczowa do Pierśćca droga minęła jej bardzo szybko. Sanktuarium wyglądało bardzo okazale z zewnątrz, natomiast w środku tylko główne wejście było otwarte, ale wnętrze trzeba było podziwiać zza drugich drzwi, które były zamknięte. Pomodliła się i poprosiła Boga o spełnienie jej pragnień, ponieważ wierzyła, że pierwsza wizyta w nowym kościele daje jej możliwość poproszenia Boga o kolejne dary, potrzebne jej na co dzień. Kiedy miała dziewiętnaście lat, nie wiedziała, co chce robić w życiu, i błagała Boga w nowym kościele o wskazanie jej drogi. Nie spodziewała się, że trzy dni później wyląduje w szpitalu z podejrzeniem niewydolności serca. Poczuła się bardzo źle i udała się do lekarza. Badanie EKG wykazało niewydolność serca. Lekarz po obejrzeniu wyników zadzwonił po karetkę, a Maria nie mogła już opuścić placówki i została przetransportowana do szpitala. Spędziła tam cztery dni. To był dar od Boga – okazało się, że podczas badania urządzenie do EKG zostało źle podpięte i Maria jest całkowicie zdrowa. W szpitalu poznała starszą kobietę, która zajmowała się domem przez całe życie, ale w wolnym czasie lubiła się uczyć matematyki. Sprawiało jej to wielką frajdę i z radością poznawała świat, którego cała konstrukcja jest oparta na liczbach. Pani Ewa tylko opowiadała Marii o tym, czego się nauczyła, ale jej opowieści były tak wspaniałe, że matematyka zaczęła się wydawać Marii czymś pięknym. Kontakt utrzymywały jeszcze przez parę miesięcy aż do śmierci pani Ewy. Przez ten czas Maria tak zainteresowała się matematyką, że postanowiła pójść na studia, aby zostać nauczycielką. Chciała, aby inne dzieci mogły spotkać taką panią Ewę wcześniej niż ona i zobaczyły, że matematyka może być piękna, a nie – tak jak ona zawsze myślała – że jest najgorszym i najstraszniejszym przedmiotem. Tak też się stało, spełniła marzenie o byciu nauczycielem, a dzieci ją bardzo lubiły i z chęcią uczyły się matematyki. Była z siebie dumna. Podczas nauki na studiach, aby utrwalać materiał, pomagała innym studentom, ale też młodszym osobom w nauce. To sprawiało jej większą radość niż sama nauka, jeśli osoby, którym pomagała, rozumiały to i miały uśmiech na twarzy. Zrozumiała wtedy, że ona tak naprawdę nie uczy matematyki, tylko daje szczęście.

Tomasz

W tym samym czasie, kiedy Maria wracała z Pierśćca, Tomasz Pils wściekał się, że jego pracownik spóźnia się już trzecią godzinę, a na dodatek nie odbiera telefonu. Mieli do skończenia ostatni etap pracy, resztę załogi oddelegował już do innego zlecenia, a on i Marek Piewgo mieli wprowadzić ostatnie poprawki w domu. Tomasz sam pracował na miejscu. Pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja. Marek zawsze jest punktualny, do pracy przychodzi trzeźwy, czego nie można powiedzieć o reszcie załogi, to jego najlepszy pracownik. Może coś mu się stało? – zastanawiał się Tomek i skarcił się w myślach, że wcześniej na to nie wpadł. Przerwał pracę i pobiegł do samochodu. Budynek był do wykończenia w Ostropie, dzielnicy Gliwic, a Marek mieszkał na osiedlu Sikornik. Te dwa miejsca dzieliło zaledwie sześć kilometrów. Tomasz szybko się tam znalazł. Na miejscu zaparkował samochód na parkingu. Wysiadł i poszedł w stronę klatki, w której mieszkał Marek. Na szczęście drzwi wejściowe były otwarte. Wszedł na pierwsze piętro i zapukał do drzwi mieszkania numer pięć. Żadne odgłosy nie dochodziły ze środka, zapukał więc ponownie. Znowu nic. Zaczął walić pięściami. Wtedy uchyliły się drzwi obok i zza nich wyłoniła się kobieta.

– Dlaczego pan tak wali? – zapytała.

– Szukam Marka. Nie mam z nim kontaktu.

– Nie musi pan walić. Wyszedł wczoraj rano i nie wrócił. Nie ma tam nikogo – odpowiedziała kobieta bez żadnych emocji i wróciła do siebie.

Tomek chciał sprawdzić, czy Marek nie zostawił telefonu w domu, dlatego zadzwonił do niego. Sygnał był, ale nie było słychać dzwonka ze środka. Marek mieszkał sam, więc nic więcej nie można było zrobić. Może to właśnie był ten pierwszy raz, kiedy przeholował z alkoholem i nie stawił się do pracy, pomyślał szef. Wrócił więc na budowę i sam dokończył pracę. Zajęło mu to o wiele dłużej, ale poradził sobie, ponieważ nie chciał wprowadzać zamieszania w załodze. Po pracy Tomek jeszcze parokrotnie starał się skontaktować z pracownikiem, niestety bez rezultatu.

Wrócił do domu i opowiedział całą sytuację żonie, która zasugerowała mu, żeby zadzwonił na policję, ponieważ Marek pracował już u nich tyle lat i nigdy nie zdarzyła się taka sytuacja. Mąż uspokoił ją i powiedział, że jeżeli jutro też nie przyjdzie do pracy, to zgłosi jego zaginięcie.

Następnego dnia Tomek wyszedł wcześniej z domu, aby przed pracą sprawdzić, czy Marka nie ma w jego mieszkaniu i dopytać się, co się stało. Dzwonienie domofonem nie przyniosło skutku. Może już wyszedł do pracy, zastanowił się szef. Udał się na plac Piastów, gdzie miała się stawić cała załoga, aby kontynuować pracę w pobliskim budynku. Kiedy wybiła siódma rano, brakowało tylko jednego pracownika. Tomasz był zdziwiony, reszta załogi też, ponieważ mogli się tego spodziewać po każdym, ale nie po Marku. Tomek uspokoił wszystkich, rozdysponował pracę na cały dzień i powiedział, że musi załatwić pewną sprawę. Chciał udać się na policję, ale nie miał do niej zaufania. Zrezygnował z tego pomysłu i wrócił do załogi, aby zapytać ich o Marka. Od przedwczoraj nikt nie miał z nim kontaktu. Tomek wiedział, że nikt go nie okłamał, ponieważ mieli do siebie wielkie zaufanie i traktowali się jak rodzina. Ponadto był on wysoki, dobrze zbudowany i łysy z wielkim tatuażem swojego psa Afiego na lewym barku. Pracownicy uważali go za dobrego kolegę, ale nie przekraczali granic, które istniały pomiędzy szefem a pracownikiem. Tomek organizował dla nich i ich rodzin wspólne grille, za dobrze wykonaną pracę umiał solidnie nagrodzić, a kiedy ktoś spartaczył robotę, brał go na bok i z troski pytał najpierw, czy wszystko jest w porządku, a dopiero później zastanawiał się, dlaczego praca jest źle zrobiona. Bardzo często na początku słyszał od żony, że jest za dobry dla pracowników, że zaczną to wykorzystywać, ale po czasie zmieniła zdanie, kiedy zobaczyła, jakich dobrych ma ludzi i że może na nich polegać. Raz na jakiś czas ktoś przesadził z alkoholem i następnego dnia nie stawił się do pracy. Tomek wiedział, że w tej branży tak jest, i był zadowolony, że u niego zdarza się to bardzo rzadko.

Tomek jednak zgłosił sprawę na policję. Sam też próbował znaleźć Marka, ale nie miał żadnego tropu. W tym samym czasie, gdy Tomek był na komisariacie, Maria otrzymała telefon od asystentki matki Pauliny, że straciła z nią kontakt.

Karolina

Karolina Moląg mieszkała w Gliwicach, ale tego ranka udała się do Warszawy. Chciała odwiedzić koleżankę z liceum, która przeprowadziła się do stolicy, aby studiować analizę danych. Karolina, niska dziewczyna o rudych włosach i zielonych oczach, była bardzo skryta, dlatego Daria była jej jedyną znajomą, z którą utrzymywała dłuższy kontakt. Po liceum łączyła je wspólna pasja – obie uwielbiały programować i się w tym dopełniały. W liceum stworzyły razem program, za który zostały wyróżnione. Pasją Karoliny było pisanie gier, budowanie robotów oraz zwierzęta. Charytatywnie pomagała w przeróżnych przytuliskach. Z tego powodu wytatuowała sobie na lewym ramieniu psa i człowieka, którzy siedzą naprzeciwko siebie i patrzą sobie w oczy. Ponadto bez laptopa nie ruszała się nigdzie. Kiedy czuła, że ma go przy sobie, wiedziała, że jest bezpieczna. Karolina w przeciwieństwie do Darii spędzała wieczory przy laptopie i na czytaniu książek. Jej biblioteczka była bardzo okazała i różnorodna, na półkach znajdowały się pozycje z psychologii, programowania oraz całe kolekcje kryminałów i fantastyki. Kiedy spojrzała na zegarek, okazało się, że Daria spóźniała się już piętnaście minut. To akurat jej nie zdziwiło, ponieważ Daria pomimo wielkiego talentu lubiła nadużywać alkoholu i spóźniać się na spotkania. Zaczęła się jednak zastanawiać, czy na pewno przyszła w dobre miejsce. Popatrzyła przed siebie i zobaczyła Muzeum Żołnierzy Wyklętych na ulicy Rakowickiej, czyli tam, gdzie się umówiły. Próbowała się kilka razy dodzwonić do przyjaciółki, niestety bez skutku. Nie wiedziała, gdzie Daria teraz mieszka, ponieważ niedawno się przeprowadziła do nowego mieszkania.

Karolina zawsze podziwiała Darię, piękną blondynkę z włosami sięgającymi jej do szyi. Żaden mężczyzna nie mógł przejść obok jej brązowych, hipnotyzujących oczu obojętnie, uroku dodawały jej także okulary. Na prawym przedramieniu wytatuowała sobie różę. Nauka wchodziła jej do głowy bez problemu. Dlatego kiedy aplikowała na studia magisterskie do Warszawy, nie obawiała się, że się nie dostanie, ponieważ wiedziała, że jest bardzo dobrą programistką. Ekonomię oraz ekonometrię, z którą nigdy nie miała do czynienia, przerobiła sama, gdyż warunkiem dostania się na te studia była znajomość tych dziedzin. Karolina sprawdziła media społecznościowe, czy przyjaciółka jest gdzieś aktywna, ale nigdzie nie była dostępna. Napisała do niej wiadomości na wszystkich portalach i zadzwoniła, ale znowu bez sukcesu. Postanowiła, że znajdzie jakąś kawiarnię, żeby tam poczekać. Chodziła i szukała, ale otwierano je dopiero od dziewiątej lub nawet od jedenastej. Cieszyła się, ponieważ gdy tak spacerowała, zrobiło jej się cieplej i minęło znowu trochę czasu. Wróciła na miejsce, ale przyjaciółki nadal nie było. Czyżby Daria ją wystawiła? Czasami się spóźniała, fakt, ale żeby ją wystawić? To nie wchodziło w grę. Przez myśl przeszło jej, aby zadzwonić do jej mamy i poprosić ją o nowy adres, ale wiedziała, że jej mama była przewrażliwiona i we wszystkim widziała od razu tragedię. Nie chciała jej dodawać stresu, którego i tak miała dużo, ponieważ bardzo cierpiała, że jej córka wyjechała na studia do Warszawy.

Karolina postanowiła zostać dwa dni w stolicy, aby zwiedzić ciekawe miejsca. Tego samego dnia, kiedy Daria nie przyszła na spotkanie, Karolina wieczorem zdecydowała się zobaczyć Pałac Kultury i Nauki. Stojąc pod nim, zastanawiała się, dlaczego przyjaciółka się nie zjawiła. Przecież to ona zachęcała ją do przyjazdu. Przychodziły jej dziwne myśli do głowy. Karolina żyła w dwóch światach – jeden był rzeczywisty i normalny, a drugi istniał w grach, które tworzyła. To ona wymyślała przeróżne zwroty akcji, które były związane z magią, gdyż jej ulubionymi postaciami byli magowie. Utożsamiała się z nimi, ponieważ zawsze postrzegała ich jako osoby znające swoją wartość i niepotrzebujące aprobaty innych. Karolina zawsze uważała, że nic nie potrafi – to ją różniło od magów. Dlatego zainteresowała się psychologią, żeby dowiedzieć się, co jej dolega. Po latach czytania o tym zrozumiała, że zaczęło się to jeszcze w szkole podstawowej, gdyż była bardzo dobrą uczennicą, którą wyśmiewano, ponieważ rozumiała rzeczy, które dla innych wydawały się z innego wymiaru. Dlatego odcięła się od ludzi i wolała samotność. Dopiero niedawno odkryła, że te wydarzenia pozwoliły jej się rozwinąć i poszerzyć swoją wiedzę – nie traciła czasu na imprezy, których i tak nie lubiła. Pewność siebie natomiast nadal była na tym samym, niskim poziomie. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego taka fajna dziewczyna jak Daria się z nią zadaje.

Mijały dni. Karolina poświęciła ten czas na zwiedzanie Warszawy, ponieważ z Darią nadal nie było kontaktu. Postanowiła więc zadzwonić do jej mamy, czy może wie, co się z córką dzieje. Po rozmowie była wstrząśnięta. Daria nie odzywała się do matki już od ponad pięciu dni. Dlatego była przerażona, kiedy Karolina do niej zadzwoniła.

Mama Darii zgłosiła na policji zaginięcie córki.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij