Daleka droga do Rzymu - ebook
Daleka droga do Rzymu - ebook
Włoski biznesmen Metteo Valenti chce otworzyć w Anglii nowy hotel. Po spotkaniu na lotnisko odwozi go kobieta, Keira Ryan. Matteo nie ma zaufania do kobiet kierowców, a bardzo mu zależy, by zdążyć na rodzinne przyjęcie w Rzymie. Jakby na potwierdzenie jego obaw napotykają na trudności – śnieżyca uniemożliwia dalszą jazdę. Muszą przenocować w przydrożnym pensjonacie, gdzie jest tylko jedno wolne łóżko…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4486-2 |
Rozmiar pliku: | 698 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Panie Valenti?
Łagodny kobiecy głos przeniknął do świadomości Mattea. Nawet nie starał się ukryć rozdrażnienia, gdy lekko przekrzywił głowę opartą o skórzany zagłówek luksusowej limuzyny w stronę, z którego dobiegał głos. Myślał o ojcu. Zastanawiał się, czy rzeczywiście zamierzał on spełnić groźbę wypowiedzianą tuż przed wyjazdem Mattea do Rzymu. A jeśli tak, to czy mógł jakoś temu zapobiec. Westchnął ciężko, zdając sobie sprawę z tego, że więzy krwi znaczyły więcej niż każde inne. To niestety była prawda. Gdyby nie byli spokrewnieni, nie tolerowałby wielu zachowań swojego ojca. Równie trudne byłoby wyrzeczenie się go. Nie wyobrażał sobie odejść bez słowa i nigdy więcej do niego nie wracać, nawet myślami. Poczuł ciężar w sercu. Chyba że ojciec pierwszy wyrzekłby się jego.
– Panie Valenti – powtórzyła kobieta.
Matteo zacisnął usta, dając wyraz narastającej irytacji. Nie tylko dlatego, że gardził ludźmi, którzy nie potrafili dostrzec, że nie ma ochoty na rozmowę. Cały ten wyjazd układał się nie po jego myśli. Nie dość, że do tej pory nie znalazł ani jednego hotelu, który warto byłoby kupić, na nerwy działała mu także ta drobna kobieta siedząca za kierownicą.
– Cos’ hai detto? – zapytał i dopiero po chwili przypomniał sobie, że ona nie mówi po włosku, a on jest daleko od domu, w samym centrum angielskiej prowincji, w towarzystwie wynajętego kierowcy, którym tym razem okazała się kobieta.
Kiedy po raz pierwszy się widzieli, dostrzegł szczupłą sylwetkę i błękitne oczy, w których malowało się zaskoczenie. Najpierw chciał zażądać wymiany. Nigdy wcześniej nie miał do czynienia z kobietą w roli szofera. Nie miał też ochoty na żadne eksperymenty. Przypomniał sobie, że ostatnią rzeczą, o jakiej teraz marzył, byłyby oskarżenia o seksizm.
Nozdrza kształtnego, arystokratycznego nosa poruszyły się, gdy zerknął we wsteczne lusterko, napotykając wpatrzone w niego oczy.
– Co mówiłaś? – poprawił się, przechodząc z powrotem na angielski.
Kobieta odchrząknęła i lekko obróciła się na siedzeniu tak, że widział teraz jej twarz z profilu. Na czoło nasuniętą miała czapkę z daszkiem, której nie zdejmowała także za kierownicą.
– Mówiłam, że nadchodzi załamanie pogody.
Matteo odwrócił się w stronę bocznej szyby i popatrzył na ciemniejące z sekundy na sekundę niebo. Duże płatki śniegu targane wiatrem tworzyły wiry przypominające miniaturowe tajfuny. Tak był zajęty swoimi myślami, że nawet nie zauważył, kiedy zaczęło padać. Teraz z trudem można było dostrzec za oknem cokolwiek poza kawałkiem jezdni i rozciągającymi się wokół polami, chociaż w zamieci nawet tego nie był pewien.
– Dojedziemy na czas? – zapytał zaniepokojony.
– Mam nadzieję, że tak.
– Masz nadzieję? – powtórzył głucho. – Co to jest w ogóle za odpowiedź? Nie rozumiesz, że mam na dziś zarezerwowany lot?
– Tak, panie Valenti. Ale to prywatny samolot. Zaczekają na pana.
– Wiem, że to prywatny samolot, ponieważ jestem jego właścicielem – warknął zniecierpliwiony. – Muszę być dziś na przyjęciu w Rzymie i nie zamierzam się spóźnić ani minuty.
Keira z trudem stłumiła westchnienie i spróbowała skoncentrować się na prowadzeniu samochodu. Poza kilkumetrowym fragmentem widocznym za przednią szybą, jezdnia niemal zupełnie zginęła w zamieci. Musiała zachować ostrożność, a przede wszystkim spokój. Matteo Valenti był najważniejszym klientem, jakiego do tej pory zdarzyło jej się wozić. Cokolwiek mówił, nie wolno jej było stracić opanowania. Była jedyną kobietą zatrudnioną w firmie i do tej pory dostawała różnego rodzaju mniejsze zlecenia, żeby zdobyć doświadczenie. Odbierała i dostarczała pilne przesyłki, odwoziła dzieci ze szkół do okazałych domów na przedmieściach Londynu. Ale nawet najzamożniejsi z jej dotychczasowych klientów nie mogli się równać bogactwem z kimś takim jak Matteo Valenti.
Szef podkreślał wiele razy, że włoski miliarder po raz pierwszy skorzystał z usług jego firmy i Keira ma zrobić wszystko, co w jej mocy, aby został stałym klientem. Oczywiście, to było miłe, że wybrał akurat Luxury Limos, ale Keira nie była naiwna. Gdyby nie zapełniony grafik przed świętami i fakt, że zdecydował się na wyjazd w ostatniej chwili, szef na pewno wybrałby na jej miejsce kogoś bardziej doświadczonego. Mówił, że Matteo Valenti szuka hotelu, który mógłby kupić. Jak do tej pory odwiedzili Kent, Sussex i Dorset. Najbardziej oddalony Devon zostawili na koniec. Gdyby Keira miała jakikolwiek wpływ na ten wyjazd, zaplanowałaby trasę zupełnie inaczej, i to nie tylko ze względu na wzmożony przed świętami ruch na drogach.
Patrzyła prosto przed siebie, rozpamiętując zakończoną przed chwilą rozmowę. Pracowała już z mężczyznami i dla mężczyzn. Znała mnóstwo ich słabostek i fanaberii, bo te, jak się okazało, nie były zarezerwowane wyłącznie dla kobiet. Szybko się nauczyła, że akceptację klientów płci męskiej najłatwiej zyskać, nie zwracając na siebie uwagi. Między innymi dlatego nosiła krótko ścięte włosy, rzadko się malowała i nie zakładała ubrań, które mogłyby przyciągnąć męskie spojrzenia. Pogodziła się ze swoim wyglądem chłopczycy. Świetnie pasował do jej charakteru. Zauważyła, że mężczyźni, którzy przestawali dostrzegać w niej kobietę, byli spokojniejsi, a także mniej skłonni do krytyki czy wręcz wyżywania się na pracownikach. Na jej nieszczęście, Matteo Valenti nie chciał się podporządkować prawu serii. Nigdy w życiu nie miała do czynienia z bardziej nerwowym klientem.
Choć to nie do końca była prawda. Keira zacisnęła palce na kierownicy, niechętna przyznać nawet przed sobą, jaki był prawdziwy powód, dla którego czuła się skrępowana obecnością swojego klienta. Nie miałaby odwagi powiedzieć nikomu, że już sam widok Mattea Valentiego, zbliżającego się do samochodu, niemal ściął ją z nóg. Charyzma? Urok osobisty? Oszałamiająco przystojna twarz i męskie ruchy? Cokolwiek to było, Keira poczuła ekscytację i strach równocześnie. Popatrzyła w niesamowicie ciemne, czekoladowe oczy i poczuła, że mogłaby zatonąć w ich spojrzeniu. Z uwagą przyglądała się kruczoczarnym, lekko falowanym włosom, rozmyślając nad tym, jak bardzo miękkie są w dotyku. Oczywiście, były to czyste fantazje. Nie miała żadnej szansy, by się tego dowiedzieć. Po paru minutach od krótkiego powitania, straciła resztki nadziei na to, by nowy klient chciał ją chociaż potraktować przyjaźnie. A to dlatego, że okazał się niecierpliwy, uparty i przesadnie krytyczny.
Patrzył na nią z mieszaniną lekceważenia i obrzydzenia, jakby nie wierzył, że w ogóle ma prawo jazdy. Zapytał ją nawet, czy nie czuje się niepewnie za kierownicą tak dużego samochodu, ale nie zareagowała, udając, że nie usłyszała pytania. A teraz znowu wściekał się, jakby to była jej wina, że zaczął sypać śnieg.
Zerknęła w górę na ciężkie, ołowiane chmury wiszące nad nimi. Jej serce przeszył niepokój, gdy zobaczyła w lusterku sceptycznie przymrużone oczy Mattea Valentiego.
– Gdzie jesteśmy? – zapytał.
Keira rzuciła okiem na mapę systemu nawigacyjnego.
– Wydaje mi się, że w okolicach Dartmoor.
– Wydaje ci się? – rzucił kpiąco.
Keira zacisnęła tylko usta. Na szczęście Matteo, wpatrzony w boczną szybę, nie poświęcał jej wiele uwagi. Inaczej z pewnością dostrzegłby, że jest zdenerwowana.
– Nawigacja od czasu do czasu traci sygnał – wyjaśniła.
– Nie uważasz, że powinnaś mnie o tym poinformować?
Była zmęczona tym czepianiem się i już miała odwarknąć, że on raczej nie jest ekspertem od brytyjskiej prowincji. Szczególnie że do tej pory bywał w Anglii sporadycznie, o czym sam jej powiedział na początku podróży. A może był przekonany, że fakt bycia mężczyzną dawał mu przewagę, niezależnie od kompletnego braku wiedzy o rejonie, w którym się znajdowali.
– Przez cały czas rozmawiał pan przez telefon. Nie chciałam przeszkadzać. Zresztą sam pan powiedział…
– Co powiedziałem?
– Że chciałby pan wracać malowniczą trasą.
Matteo zmarszczył czoło. Naprawdę tak powiedział? Był, co prawda, mocno zaabsorbowany rozważaniami o tym, jak załatwić sprawę z ojcem, ale nie przypominał sobie, by kazał sobie urządzić jakąś wycieczkę turystyczną, szczególnie że już w trakcie wyjazdu zdecydował, że zrezygnuje z inwestowania na prowincji. Może po prostu przytaknął, kiedy zasugerowała, żeby zjechać z zatłoczonej przed świętami autostrady.
Chwilę się nad tym wszystkim zastanawiał i ostatecznie uznał, że dalsze docinki nie przyniosą żadnego efektu, a mogły wręcz pogorszyć sytuację. Jego zdaniem kobiety, zarówno te, jakie spotykał w pracy, jak i poza pracą, były na tyle nieprzewidywalne, że lepiej było nie przekraczać pewnej granicy. Nie znosił łez i bezradności. Jak ognia unikał scen. Lubił, by życie toczyło się bez niespodzianek i na takich warunkach, jakie sam ustalił.
Pomyślał o Donatelli, która będzie czekać na niego na przyjęciu. Biorąc pod uwagę zawieruchę za oknem, nie było nawet cienia szansy, by pojawił się na nim niespóźniony, o ile w ogóle się pojawi. Niemal widział rozczarowanie w pięknych zielonych oczach, gdy Donatella pojmie, że ich kilka dotychczasowych randek nie zakończy się upojną nocą w luksusowym rzymskim hotelu. Cóż, będzie musiała jeszcze trochę poczekać.
– Po prostu dowieź nas bezpiecznie na miejsce. Nic wielkiego się nie stanie, jeśli nie pojawię się na przyjęciu. Chcę dotrzeć do domu na święta w jednym kawałku. Możemy się tak umówić?
Keira kiwnęła głową, ale jej struchlałe serce biło w tej chwili jak szalone. Byli w tarapatach, i to poważnych. Wycieraczki nie nadążały z oczyszczaniem szyb. Musiała zwolnić, tak że jechali może trzydzieści kilometrów na godzinę. Ledwo co widziała za szybą i żałowała, że w ogóle zdecydowała się zjechać z autostrady. Być może staliby teraz w korku, ale przynajmniej nie byliby na odludziu.
Dziwiło ją, że Matteo Valenti w ogóle zdecydował się na podróż samochodem. Wyobrażała go sobie raczej w helikopterze, aż do chwili, gdy ją poinformował, że woli przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Jak się dobrze zastanowić, wiedziała o nim całkiem sporo. Na przykład, że nie lubi kawy ze stacji benzynowych i wolałby głodować, niż zatrzymać się na posiłek w przydrożnym barze. Że woli ciszę od nadawanych w radiu piosenek świątecznych, które powtarzały się co jakiś czas i męczyły monotonią. Nie miał jednak nic przeciwko, gdy przełączyła stację na muzykę klasyczną. Musiało mu się to chyba nawet podobać, bo w lusterku zauważyła, że przymknął oczy i przez jakiś czas trwał w bezruchu.
Na widok neonu z napisem „Najlepszy pensjonat w Dartmoor” Keira zwolniła. Problem polegał na tym, że nie była przyzwyczajona do towarzystwa takich mężczyzn jak Matteo Valenti, a ich wspólna podróż uświadomiła jej, że nie była w tym odczuciu osamotniona. Miała okazję obserwować reakcje ludzi, ilekroć Matteo Valenti opuszczał limuzynę, by obejrzeć kolejny hotel wystawiony na sprzedaż. Widziała, jak kobiety z obsługi wodziły za nim oczami, a mężczyźni schodzili z drogi. Ale Keira, która spędziła z nim więcej czasu niż wszystkie te przypadkowe osoby, wiedziała, że pod perfekcyjnym wyglądem kryło się mroczne i groźne wnętrze. Czyż nie na tym właśnie polegał sekret jego charyzmy?
Nie powinna teraz tracić czasu na tego rodzaju rozważania. Musiała się zastanowić, co robić dalej. Śnieżna zamieć nie dawała za wygraną. Widoczność malała, a na nieodśnieżanej drodze coraz trudniej było jej manewrować samochodem. W takich warunkach łatwo było o błąd, a nawet najmniejszy mógł mieć poważne konsekwencje.
Poczuła, że samochód zwalnia, a koła kręcą się w miejscu. Zjechała na pobocze i zatrzymała auto. Tu ze zdumieniem stwierdziła, że ani za nimi, ani przed nimi nie widać świateł żadnego innego samochodu. Byli zupełnie sami. Zerknęła w lusterko, z którego patrzyły na nią pełne wściekłości oczy klienta.
– Co się dzieje?
– Zatrzymaliśmy się – powiedziała i przekręciła kluczyk, modląc się o uruchomienie silnika.
– To widzę. Pytam, dlaczego stoimy?
Keira przełknęła ślinę. Musiał przecież widzieć, dlaczego, ale chciał, żeby powiedziała to sama, by znowu mógł zwalić całą winę na nią.
– To ciężki samochód. Napadało dużo śniegu. Jesteśmy na lekkim wzniesieniu i…
– I co? – zapytał zniecierpliwiony.
Obracające się w miejscu koła i próby ruszenia ze skręconą kierownicą nic nie dały.
– Trzeba będzie wezwać służby drogowe albo zaczekać do rana. Jest powyżej zera. Jeśli przestanie padać, śnieg stopnieje.
Nie było sensu zaprzeczać faktom.
Matteo kiwnął głową, przezwyciężając w sobie chęć sformułowania jadowitej riposty. Szkoda było czasu na rozmyślanie o tym, dlaczego nie zaufał instynktowi i nie zażądał mężczyzny na fotelu szofera. Taki przynajmniej by wiedział, co robi. Tymczasem jego kierowcą była drobna kobietka, która wyglądała tak, jakby nie była w stanie zapanować nad kierownicą roweru, a co dopiero ogromnej limuzyny. Wróci do tego tematu później, gdy zażąda odszkodowania od firmy. Teraz jednak najważniejsze było, by wydostać się z tego pustkowia.
– Gdzie dokładnie jesteśmy? – powiedział powoli, jakby zwracał się do dziecka.
Popatrzyła na nawigację. Upłynęło kilkanaście sekund, zanim się odezwała.
– Znów nie ma sygnału, ale sądzę, że gdzieś na krańcu Dartmoor.
– Jakieś miasta w pobliżu?
Pokręciła głową.
– Nic. Do najbliższego będzie ze dwadzieścia mil.
– Przesiądź się – powiedział, rozpinając pas.
– Dokąd? – zapytała zaskoczona.
– Na fotel pasażera – niemal wrzasnął i pchnął drzwi, napotykając opór zaspy, która zdążyła utworzyć się wokół pojazdu. – Ja będę prowadził.
Gdy zasiadł za kierownicą, w jego włosach dostrzegła topniejące grube płatki śniegu.
– Tylko nie za dużo gazu – ostrzegła, widząc, jak uruchamia silnik.
– Nie potrzebuję lekcji od kogoś tak niekompetentnego jak ty.
Spróbował ruszyć, ale samochód tylko kołysał się w miejscu, buksując kołami o śliskie podłoże. Wrzucił wsteczny bieg, obracał kołem kierownicy na wszystkie strony, by koła złapały przyczepność, ale nic to nie dawało. Utknęli na dobre.
– Brawo – powiedział ze złością, której nie umiał dłużej ukrywać. – Udało ci się zgubić w najbardziej nieprzyjaznym regionie kraju i o najgorszej porze roku, tuż przed świętami. Gratuluję!
– Tak mi przykro.
– Przeprosiny na nic się zdadzą.
– Na pewno zwolnią mnie z pracy – wyszeptała, bardziej do siebie niż do niego.
– Zwolnią, jak im o wszystkim opowiem. O ile wcześniej nie zamarzniesz tu na śmierć – warknął. – Na miejscu twojego szefa w ogóle bym cię nie zatrudnił, ale twoja kariera obchodzi mnie w tej chwili najmniej. Musimy się zastanowić, co dalej.
Keira otworzyła schowek na rękawiczki, by wyjąć stamtąd swój telefon, ale grymas na jej twarzy, gdy popatrzyła na ekran, mówił sam za siebie.
– Nie ma sygnału.
– Co ty powiesz? – udał zdziwienie i przybliżył twarz do szyby, wypatrując śladów cywilizacji.
– Naprawdę nie ma tu żadnej wioski?
Pokręciła powoli głową.
– Parę minut temu mijaliśmy pensjonat. Nieduży. Taki, w którym można się przespać i rano zjeść śniadanie.
– Wiem, do cholery, co to pensjonat. Pracuję w branży hotelowej. Jak daleko?
– Chyba około mili stąd. Ale w tych warunkach to i tak dłuższa wędrówka.
Matteo jeszcze raz wyjrzał za okno. Znajdowali się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Nie chodziło już nawet o to, że nie zdąży na samolot, przegapi przyjęcie i rozczaruje Donatellę. Tu chodziło o przeżycie. Spacer w takiej zamieci mógł się skończyć co najmniej odmrożeniami. Alternatywą było pozostać w samochodzie i przeczekać do rana. W samochodzie pewnie były jakieś koce. Przez pewien czas mogliby też korzystać z włączonego ogrzewania. A najlepszą metodą byłoby przytulić się do siebie. Uśmiechnął się ponuro, rozważając tę myśl najwyżej przez dwie sekundy. Nie zamierzał tu siedzieć bezczynnie.
Spojrzeniem otaksował ubranie swojej towarzyszki. Granatowy uniform z wąskimi spodniami w kant i dopasowaną marynarką nie wyglądał na praktyczny, a na pewno nie nadawał się na spacer w taką pogodę. Będzie musiał oddać jej swój płaszcz, a samemu zmarznąć na kość. Westchnął ciężko.
– Nie masz pewnie żadnej cieplejszej odzieży ze sobą?
Twarz Keiry rozjaśniła się na chwilę.
– Mam anorak w bagażniku.
– Anorak? – zdziwił się.
– Nieprzemakalna kurtka z kapturem – wyjaśniła, zdejmując czapkę. Przeczesała palcami krótkie ciemne kosmyki, lśniące w słabym świetle lampki umieszczonej w podsufitce.
Matteo poczuł się rozdrażniony niepewnym uśmiechem, jaki mu posłała. Czyżby się spodziewała nagrody za spakowanie kurtki w podróż?
– Ubierz się. Poszukamy tego pensjonatu. Nie będziemy tu marznąć przez całą noc.