Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Daleko od siebie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Daleko od siebie - ebook

Alicja, studentka polonistyki, jest zakochana w Antku. Na drodze do szczęścia staje Konrad. Ukochany postanawia wyjechać za granicę. Basia, adeptka weterynarii, wprowadza się do Mateusza z nadzieją na stworzenie cudownego związku. Podejmuje jednak decyzje, które mogą wszystko zmienić. Joanna, koleżanka Alicji z uczelnianej ławy, nie wierzy w miłość Tomasza. Los pomaga jej zrozumieć, co jest źródłem wątpliwości. Czy kobietom uda się zaufać sobie i swym partnerom?
Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-968-5
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Kolejny raz spojrzała przez okno. Uśmiechnęła się mimo woli, ale od razu powściągnęła usta, bo nie chciała, aby ktokolwiek zauważył jej rozkojarzenie. Czekała na słowa magistra, które pozwoliłyby w końcu opuścić salę wykładową.

— Dziękuję państwu, widzimy się za tydzień.

Harmider wywołany odsuwaniem krzeseł i swobodnymi rozmowami wyzwolił w Alicji stłumioną niecierpliwość. Chwyciła w pośpiechu kurtkę i ruszyła do drzwi. Niemal w locie potrąciła po drodze Joannę.

— Przepraszam — rzuciła z porozumiewawczym uśmiechem, wiedząc, że przed nią nie musi niczego ukrywać.

— Czeka? — zapytała przyjaciółka, znając oczywiście odpowiedź.

— Tak, lecę, bo mi tam zamarznie.

Alicji już nie było. W tym momencie nie myślała ani o literaturze baroku, ani o pozostawionej w sali Joannie, która chyba miała zamiar z nią porozmawiać. Tak, na pewno tak było, widziała to w jej oczach, udała jednak, że nie dostrzega kryjącego się w ich głębi przygnębienia. Odrzuciła wyrzuty sumienia, obiecując sobie solennie, że wszystko naprawi później. To znaczy następnego dnia. Teraz zawładnęło nią tylko jedno pragnienie.

Przez ostatnie minuty zajęć siedziała jak na rozżarzonych węglach. Antek stał przed gmachem uniwersytetu już od jakiegoś czasu. Obserwowała go, rozkoszując oczy wysoką, lekko pochyloną sylwetką mężczyzny. Przyjechał po nią, czekał niecierpliwie, spoglądając co jakiś czas w górę. Zadzierając w górę głowę, pewnie miał nadzieję, że wypatrzy swą dziewczynę w którymś ogromnym oknie. Widziała, że było mu zimno, bo potupywał nogami i co chwilę szczelniej otulał się grubym, wełnianym szalikiem. Nie ma co się dziwić, przecież to koniec stycznia, wyjątkowo mroźnego w tym roku.

Lekko zbiegała ze schodów, wyobrażając sobie promienny uśmiech na jej widok. Cieszyła się całą sobą, każdą cząsteczką swego ciała. Nie mogła się doczekać jego mocnych ramion i ciepłego oddechu, który za chwilę miała poczuć na swej twarzy. Do pokonania zostały jeszcze ostatnie stopnie. Nie wiadomo, jak to się stało, że nie zauważyła przed sobą doskonale jej znajomej muskularnie zbudowanej postury. Wpadła na mężczyznę zupełnie zaskoczona. Mogłaby przysiąc, że wyrósł przed nią jak spod ziemi, choć było to przecież niemożliwe. Musiał tam stać wcześniej. To ona zaślepiona wyobrażeniami o błysku radości w oczach swej miłości nie dostrzegła przeszkody na drodze.

— Konrad? — wydukała zaraz po tym, jak obiła się o jego tors.

Mężczyzna trzymał ją za ramię. Gdy się zorientowała, że to robi, z nieukrywaną odrazą odtrąciła jego rękę i odsunęła na bok.

— Spieszysz się?

— Jak widać — rzuciła, wykrzywiając usta. Nie miała zamiaru z nim rozmawiać. Zrobiła unik i już kierowała się do wyjścia.

Cała się trzęsła. I to nie tylko dlatego, że na niego wpadła, ale też z tego powodu, że znalazła się tak blisko człowieka, którego od jakiegoś czasu usilnie unikała, a o którym wspomnienie wciąż wywoływało w niej burzę. Myślała, że już się uwolniła z tych uczuć na tyle, aby nie doznawać przeszywającego całe ciało bólu. A tu znów dopadł ją zapach mężczyzny wzmocniony charakterystycznym niskim tembrem jego głosu, który jeszcze kilka tygodni temu wprawiał ją w fazę uniesienia i dawał przekonanie o przeżywaniu chwil szczęścia. Skutecznie tłumiła w sobie wspomnienie tamtego okresu, nie chcąc cierpieć z powodu zawodu i zawstydzenia, że tak dała mu się zwieść.

— Alicja! Poczekaj! — Konrad krzyknął za nią, nie dając za wygraną.

Odwróciła się, przybierając minę osoby zupełnie niewzruszonej spotkaniem.

— Naprawdę się spieszę.

— Widzę… Czy moglibyśmy porozmawiać?

— Porozmawiać? Teraz? Tu?

— Tak myślałem… — zawiesił głos, uważnie badając jej reakcję. — Ale jeśli nie możesz teraz, to może kiedy indziej? W poniedziałek?

— Wszystko sobie wyjaśniliśmy. — Dziewczyna zrobiła mały kroczek w stronę mężczyzny, jakby chciała, aby dobrze ją zrozumiał.

Dla niej jednak ważniejsze było to, aby nikt nie usłyszał, o czym rozmawiają. Nie pozostawali sami w uczelnianym holu. Kątem oka dostrzegła, że po schodach zbiegł właśnie Tomasz, który obrzucił ich wzrokiem wyrażającym absolutny brak zainteresowania, co zdziwiło Alicję przyzwyczajoną do tego, że kolega z roku wobec niej nigdy nie jest obojętny. Z góry powoli schodziła również Joanna, której spojrzenia tak bardzo nie chciała kolejny raz oglądać, bo przecież przed momentem przed nim umknęła, tłumiąc niewygodne poczucie winy. Że też na jej drodze musiał stanąć Konrad. Nie mogła pozwolić na takie widowisko. Zrobiła gest wymownie pokazujący, że zamierza jak najszybciej odejść.

— Proszę, choć na krótko — Konrad wykrzesał z siebie wręcz błagalny ton.

Gdy zorientowała się, że mężczyzna ponownie przytrzymuje jej ramię, miała ochotę zrzucić jego rękę. Jednak utkwiony w niej proszący wzrok nieoczekiwanie zmieniły zamiar kobiety na tyle skutecznie, że zatrzymała się w półobrocie.

Niełatwo było zapomnieć o rozmowie, którą przeprowadzili kilka tygodni temu, gdy po świątecznej przerwie pojawił się na uniwersytecie. Alicja wiedziała wówczas, że związek z Konradem jest definitywnie skończony. On też powinien mieć tego świadomość. Przecież wszystko znalazło swój finał jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Zniszczył ich relacje, pogrzebał plany o wspólnej przyszłości. Ukrywał przed Alicją, że spotyka się ze swoją dawną miłością, Malwiną, która co prawda była mężatką, ale borykała się z życiowymi problemami. Nie przyznał w porę, że wciąż utrzymuje z nią kontakt i nie wspomniał słowem o tym, że podczas wakacyjnego pobytu w Anglii doszło do sytuacji, której owocem mogło być oczekiwane przez dziewczynę dziecko. Dla dumnej, przekonanej o szczerości uczuć chłopaka, w którym się bez pamięci zakochała, Alicji Dobrzyckiej poznawanie długo skrywanych przez Konrada tajemnic było prawdziwą udręką. Nie chciała tego robić, wierząc naiwnie, że powinna kierować się zaufaniem. Bo przecież na nim buduje się związki. Tomasz, który znał jej chłopaka lepiej od niej, bo też pochodził z Barlinka i w Szczecinie mieszkał z nim w jednym akademickim pokoju, podsuwał koleżance z roku masę wątpliwości, które ta skutecznie odrzucała, wylewając złość na „posłańca złych wieści”. Z czasem jednak kolejne odsłony niedomówień rzucały coraz więcej cienia na nieskazitelne wyobrażenie o Konradzie i doprowadziły do ujawnienia prawdy. W jej obliczu ukochany spadł z piedestału księcia z bajki. W oczach Alicji związek, który miał być oparty na szczerości, dojrzałości i dawać jej upragnione poczucie bezpieczeństwa, rozbił się w drobny mak. Tak drobny, że nie było czego zbierać.

Konrad widział to zupełnie inaczej. Nie czuł się winny. W każdym razie nie tak jak postrzegała to Alicja. Dla niego sytuacja była klarowna i prosta. Nie uważał, że zdradził dziewczynę, bo przecież, gdy przebywał z Malwiną w Anglii, właściwie jeszcze nie znał studentki ze Szczecina. Nie mówił jej o spotkaniach ze swoją byłą miłością tylko dlatego, że od razu wiedział, że Ala będzie snuć jakieś domysły. A on chciał tylko mieć pewność, że Malwina poradzi sobie ze znalezieniem mieszkania w niełatwej dla niej chwili, tym bardziej, że jej niedojrzały do roli opiekuna mąż wolał hulać z kumplami. Nie przyznał co prawda, że dopóty, dopóki z całą stanowczością nie oświadczyła mu, że ojcem dziecka, które nosi pod sercem, jest na pewno jej mąż, nie mógł mieć pewności, co z tego wyniknie. Wiedział, że gdyby okazało się inaczej, nie zostawiłby Malwiny. Tego jednak nie miał zamiaru nikomu ujawniać.

Po feriach świątecznych, gdy Konradowi w końcu udało się spotkać z Alicją, miał nadzieję, a nawet pewność możliwości wyjaśnienia jej, że od momentu, gdy się z nią związał, nie zbliżył się do Malwiny na tyle, aby mogła poczuć zazdrość. Sądził, że dąsy szczecinianki rozpłyną się wraz z upływem dni. Dostała przecież wystarczająco dużo czasu, aby ochłonąć, zrozumieć i przestać się wygłupiać.

Rozmowa z Alicją potoczyła się jednak zupełnie inaczej. Studentka polonistyki przyszła na uczelnię w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Już na pierwszy rzut oka było widać, że ten niebieskooki blondyn nie był jej obojętny. Konradowi nie umknęło, że nieznajomego mężczyznę rozpierała duma, gdy czule żegnał się z kobietą przed budynkiem uniwersytetu.

Był wściekły. Nie spodziewał się tego po Alicji. To, że nie chciała z nim rozmawiać, nie wpuściła do domu, nie odbierała od niego telefonów było w miarę usprawiedliwione. Wiedział, że duma kobiety wymuszała wręcz takie manifestowanie emocji. Dając jej na to przyzwolenie, był jednak przekonany, że po upływie czasu serce Alicji zmięknie. Nie podejrzewał, że tak szybko się pocieszy. To dlatego rozmowę zaczął od oskarżeń. Rozjuszony tym, co zobaczył, zarzucił ją pytaniami o to, z kim się właśnie pożegnała przed drzwiami, od kiedy go zwodziła i jak miała śmiałość twierdzić, że to on ją zdradził, skoro sama nie była uczciwa. Nie potrafił się opanować, krzyczał, zaciskał pięści, co dla oszołomionej napadem agresji Alicji było gwoździem do trumny ich relacji. Jakichkolwiek relacji.

Rozmawiali wtedy dokładnie w tym samym miejscu, w holu. Dziewczyna w duchu dziękowała losowi, że przez ten moment pozostawali tam niemal sami, przynajmniej w odległości kilkunastu metrów. Nie zniosłaby świadomości, że ktokolwiek usłyszałby zarzuty Konrada, choć z drugiej strony nie mogła być pewna, że tak nie było. Każde kolejne słowo opętanego gniewem chłopaka uderzało w jej oszołomione ciało spiętrzonymi falami gorąca — oburzenia i gniewu, ale nie dawała tego po sobie poznać. Zachowywała kamienną twarz, zbierając i porządkując w głowie tornada myśli. W pewnej chwili otworzyła usta, żeby przerwać tyradę Konrada. Ten to zauważył i rzeczywiście przerwał, mając chyba nadzieję, że usłyszy coś, co go uspokoi. Alicja jednak nie miała zamiaru tłumaczyć mu się ze swoich poczynań. Wzięła głęboki wdech, przymknęła na chwilę oczy, szukając sił, by wyartykułować odpowiedź.

— I właśnie dlatego nie mogliśmy być razem — odparła w końcu. Odwróciła się na pięcie i z posągową miną ruszyła w głąb długiego korytarza, w stronę gromadki studentów czekających przed salą na rozpoczęcie zajęć.

Zostawiła wzburzonego Konrada ze słowami, które długo nie mogły mu wyjść z głowy. Zacisnął szczękę i z energią napędzaną wściekłością, również na samego siebie, bo nie tak miało być, wbiegł na piętro, przeskakując naraz po kilka stopni.

Alicja wolnym krokiem minęła studentów pierwszego roku polonistyki, ledwo dostrzegając ich zaciekawione spojrzenia, i skierowała się do toalety. Zamknęła drzwi od kabiny i dopiero wtedy dała upust emocjom. Zalała się potokiem łez. Płakała jednak bezgłośnie, łkała, tłumiąc szloch wyrywający się z rozszarpanego serca.

Nie sądziła, że właśnie tak rozpocznie się ten nowy etap jej życia. Wiedziała, że spotkanie z Konradem nie będzie dla niej łatwe, ale nawet w najczarniejszych scenariuszach nie malowała takiej sceny. Nie podejrzewała, że usłyszy od niego słowa oskarżeń o dwulicowość, które ubodły najmocniej. Jak mógł! Jakim prawem! I to kto?! Kolejny raz poczuła się przez niego upokorzona i zbrukana.

Najgorsze, że w tym wszystkim było skrzętnie ukrywane przez dziewczynę na dnie duszy ziarnko prawdy.

Gdy zrzuciła z siebie ciężar żalu po rozstaniu z Konradem i pozwoliła na to, aby do głosu doszło jej serce, gdy poczuła na sobie spojrzenie zakochanego w niej Antka i w końcu pozwoliła na odwzajemnienie tego błysku w oczach, a później z utęsknieniem przyjęła jego gorące wargi na swe spragnione pocałunku usta, zrozumiała, że to właśnie on dawał jej poczucie akceptacji i bezpieczeństwa, że przy nim mogła być sobą, nikogo nie udawać, że to w jego oczach była piękna i pożądana nawet wówczas, gdy nie siliła się na oryginalność i wyjątkowość. O nim myślała, z nim chciała się dzielić problemami i jego wizyt wyczekiwała. Pojęła, że czuła to już wcześniej, ale tłumiła w sobie rodzące się powoli uczucie, bo przecież Antek pojawił się w jej życiu jako wakacyjne zauroczenie Basi, przyjaciółki z Lublina. Zauroczenie, które Alicja najpierw usilnie próbowała wybić jej z głowy. A później ona sama związała się z Konradem, a Antek co jakiś czas znikał bez wieści na długie tygodnie.

Zastanawiała się nawet, jak by to było, gdyby nie zawiodła się na pewnym siebie studencie dziennikarstwa. Czy odkryłaby w sobie miłość do Antka?

Pojawił się na jej drodze nie bez powodu. Może właśnie musiała najpierw wpaść w sidła zakochania się w Konradzie, aby potrafić docenić prostotę miłości? Nie od razu to rozumiała. Dane jej było przeżyć fajerwerki, szał uniesień, by w końcu odkryć, że prawdziwe uczucie najbliższe jest normalności, codzienności i przede wszystkim autentyczności.

Myślała o tym tam wtedy w kabinie toalety, siedząc na podłodze i opierając głowę o ścianę. To wówczas zrozumiała, że Konrad wysysał z niej poczucie wartości i pewność, że jest wystarczająco dobra. Miał w sobie coś takiego, co wywoływało w niej konieczność permanentnego starania się, aby coś w sobie zmienić, poprawić, udoskonalić. Jak on to robił, że pomimo wypowiadanych szeregu słów podziwu dla jej osoby wzbudzał w niej poczucie niedosytu, który za wszelką cenę pragnęła zniwelować, czymś uzupełnić?

Obmyła twarz zimną wodą, wzięła kilka głębokich oddechów, osuszyła łzy i postanowiła powrócić do życia bez balastu złych emocji. Spojrzała w lustro, by uśmiechnąć się do odbicia. Zajrzała sobie w głęboko oczy i nie od razu odzyskała pewność, że jest gotowa, aby już wyjść z toalety. Zrobiła to jednak po chwili. Zawsze tak działała. Słabość trzeba stłumić w zarodku. Raźnym krokiem ruszyła do sali, w której od kilku minut trwały ćwiczenia.

Od tamtej pamiętnej rozmowy z Konradem nie zamieniła z nim ani słowa. Skutecznie unikała mężczyzny na uczelnianych korytarzach. On chyba robił to samo, bo rzeczywiście się nie spotkali, co wydawało się dość dziwne. Gdy więc wyrósł przed nią i poprosił o spotkanie, przemknęło jej przez myśl, że coś się wydarzyło, coś w nim zmieniło. Nie miała pojęcia, co sądzić o Konradzie łagodnie błagającym o chwilę rozmowy.

— W poniedziałek w bufecie? — zadała to pytanie, nie do końca będąc pewną, czy pyta siebie, czy mężczyznę.

— Doskonale.

— Kończę zajęcia o szesnastej — powiedziała, od razu żałując swej zgody na spotkanie. Miała wrażenie, że nie ma kontroli nad wydobywającymi się z jej ust słowami, nie potrafiła jednak wykrzesać z siebie ani krzty woli, aby się z nich wycofać.

— Jasne. Będę czekał. — Uśmiechnął się z zadowoleniem.

Na pożegnanie niedbale machnęła ręką i szybko zbiegła z ostatnich schodów prowadzących do wyjścia. Z trudem otworzyła masywne drzwi, przytrzymała je ręką, głęboko zaczerpnęła lodowate powietrze i odwróciła głowę w stronę Antka. Przymrużyła delikatnie oczy, chroniąc je przed promieniami styczniowego słońca. Stał tam, gdzie zapamiętała. Ucieszył się na jej widok, podbiegł i otulił ramieniem. Wiedziała, że tak ją przywita. Tak właśnie miało być. Poczuła błogość i radość płynącą z jego bliskości, cała reszta miała przestać się liczyć. Gdyby nie to, co przed chwilą zrobiła… Zamknęła oczy, nie chcąc, aby zdradziły ją rosnące z sekundy na sekundę wątpliwości i wyrzuty sumienia.Rozdział 2

Ta niedziela zapowiadała się na wyjątkową. Alicja czekała na nią od tak dawna. Do domu Dobrzyckich miała przyjechać Basia. Rysą na tej wspaniałej wieści było to, że jedynie na kilka godzin.

Serdeczna przyjaciółka, mieszkająca w Lublinie, zawitała do Szczecina na dwa dni. Właśnie odwiedzała swoje wujostwo, które uroczyście obchodziło okrągłą rocznicę ślubu. Na tę okoliczność zaprosiło do siebie najbliższą rodzinę. Do Jerzego i Zosi przyjechali więc Włodek, jego brat, i Jagoda. Basia, ich jedyna córka, miała zabrać ze sobą do cioci i wujka Mateusza z Justynką, młodszą siostrą niedawno odzyskanego ukochanego, ale w ostatnim momencie plany uległy zmianie, ponieważ nastolatka złapała jakąś paskudną infekcję. Właściwie to dobrze się złożyło, bowiem wielokilometrowa podróż pociągiem z Lublina do Szczecina byłaby pierwszą tak daleką dla Justynki, co budziło niepokój Mateusza. Nie wiedział przecież, jak jego przyrodnia siostra, którą znał raptem od kilku miesięcy, gdy została oddana pod jego opiekę przez umierającą matkę dziewczyny, zniesie jazdę turkoczącym pojazdem, czy uda jej się zasnąć w kuszetce. Decyzję o rezygnacji z wyprawy podjął więc bez zastanowienia. Musiał zająć się siorbiącą nosem siostrą, a poza tym weekend mógł poświęcić na dokończenie remontu mieszkania.

Do Szczecina przybyli więc we troje — rodzice Basi i ona sama. W sobotę wszyscy ucztowali w restauracji Ryga, a w niedzielę lublinianka mogła w końcu odwiedzić Alicję.

Młoda kobieta nie posiadała się z radości. Przygotowywała się na to spotkanie pełna entuzjazmu i planów na przyjacielskie pogaduchy. Tak dawno się nie widziały. Co prawda nie ustępowały w namiętności opisywania swych najważniejszych kart życia w obszernych listach słanych nawzajem do siebie tak często, jak tylko im się udawało, ale mimo wszystko bardzo tęskniły za zwyczajnymi babskimi opowieściami, w których mogłyby wyrazić całymi sobą wszelkie radości, uniesienia serc, ale też lęki, czy skrywane wątpliwości. Od ostatniej wizyty Basi minęło kilka długich i niezwykle bogatych w rewolucyjne zmiany w życiorysach młodych kobiet miesięcy. Miały co nadrabiać.

Alicja od rana szykowała ciasto, sałatki i przekąski, chcąc zapewnić sobie później czas tylko dla Basi. Miały zamknąć się w jej pokoju i spokojnie wygadać. Ale to nie wszystko, co ją ekscytowało. Alicji udało się kupić bilety do Teatru Współczesnego na ponoć wspaniale odgrywaną sztukę „Iwona, księżniczka Burgunda”. Polowała na nie, aż w końcu przed kilkoma tygodniami kupiła ostatnie trzy. Wtedy jeszcze nie wiedziała o odwiedzinach przyjaciółki z Lublina. Wybierała się do teatru z Antkiem i Arkiem. Ten ostatni jednak zrezygnował, gdy tylko usłyszał, że akurat na ten dzień przyjedzie do siostry Basia, i w związku z tym Alicja była gotowa wycofać się z wyjścia do teatru, aby nie skrócić sobie czasu spędzonego z przyjaciółką. Była niezmiernie wdzięczna bratu za jego gest, tym bardziej, że chłopak wcześniej zdążył ucieszyć się z propozycji odwiedzenia teatru i zobaczenia sztuki, o której mówił cały Szczecin. Była pewna, że chciał zobaczyć na scenie piękną Kasię Bujakiewicz. Udawał, że młoda aktorka grająca jakąś tam damę dworu w ogóle go nie interesuje. Wiernie przecież adorował Hanię, rudowłosą koleżankę z roku Alicji, dlatego nie mógł pozwolić sobie na potwierdzenie prześmiewczych insynuacji starszej siostry. Ta jednak wiedziała swoje.

Basia jak zawsze była witana w domu Alicji jak najbliższa rodzina. Od progu została najpierw wyściskana przez przyjaciółkę i jej mamę, panią Krystynę, a następnie zaskoczona radosnymi podskokami coraz to starszej Ani, oczka w głowie rodu Dobrzyckich, która też nie mogła doczekać się zapowiadanej wizyty.

— Pozwól mi chociaż zdjąć płaszcz.- Lublinianka zaśmiewała się, przyjmując czułe powitania dziewczynki. Pochyliła się do niej i uściskała. — Co kolejne moje odwiedziny jesteś coraz wyższa. Chyba, gdy przyjadę następnym razem, nie będziesz musiała do mnie podskakiwać — żartowała. — Przywiozłam coś dla ciebie. Wyszukałam na jarmarku. — Basia wręczyła sześciolatce paczuszkę. — Zobacz, co jest w środku.

Ania przykucnęła, odrzuciła do tyłu warkoczyki splecione z jasnych włosów i zręcznym ruchem rozwinęła prezent. Jej oczom ukazała się szmaciana lalka.

Dziewczynka aż westchnęła z wrażenia wywołanego miękkością tkaniny, feerią kolorów pięknych kwiecistych motywów wymalowanych na stroju, w który ubrana była złotowłosa lalka. Obejrzała się na mamę, chcąc podzielić się z nią radością. Ta skinęła na córeczkę i chwyciła za rękę.

— Piękny prezent. Podziękuj Basi.

Krystyna wiedziała, że przyjaciółki mają jedynie kilka godzin dla siebie. Nie zamierzała zabierać im ani minuty.

— Gdy zgłodniejecie, dajcie znać. Nastawię ziemniaki — dopowiedziała, uśmiechając się porozumiewawczo. Kochała, gdy w jej domu rozbrzmiewały głosy młodych, radosnych ludzi.

*

— Kto by pomyślał, że tak to się ułoży. Ciosałaś mi kołki na głowie, nie chciałaś zaufać mojej intuicji, a ja od razu wiedziałam, że jest wspaniałym facetem — Basia uśmiechnęła się do wspomnień sprzed kilku miesięcy. Szczecinianka wtedy niechętnie słuchała zachwytów nad Antkiem, którego Basia poznała w pociągu, gdy podróżowała do nadodrzańskiego miasta. Jak ona wtedy walczyła! Jak próbowała ostudzić emocje Basi, w obawie, że ta zadurzy się w chłopaku! I co? Sama wpadła w sidła miłości po uszy.

— Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. — Alicja siedziała na kanapie cała w pąsach.

Obydwie od jakiegoś czasu wtulone w poduszki i owinięte ciepłymi kocami dzieliły się przeżyciami ostatnich tygodni, siedząc na przepastnej sofie w przytulnym pokoiku rozświetlonym jedynie lampką nocną stojącą na stoliku. Młoda gospodyni raz jeszcze opowiedziała przyjaciółce o swoich i Antkowych sercowych perypetiach. Odkryła zakamarki duszy i z onieśmieleniem wyszeptała, że się tak cudownie zakochała. Czuła przy tym drżenie w każdej nawet najmniejszej cząsteczce swego ciała, potrafiła bowiem emocjonalnie przeżywać, nie umiała jednak swobodnie o tym mówić. Aby na głos wypowiedzieć słowa uzewnętrzniające jej głębokie uczucia, musiała mieć przed sobą kogoś, komu bezgranicznie ufała. Basia była jedną z nielicznych, którą mogła nazwać powiernicą najskrytszych tajemnic.

— Jak dobrze, że zakochałaś się właśnie w Antku.

Lublinianka wyczuła w nim dobrego człowieka. Wtedy sama była w jakimś amoku. Usilnie starała się zapomnieć o Mateuszu. Alicja wiedziała, że te próby były nieudolne i zupełnie nietrafione, dlatego wybijała jej z głowy przygodnego znajomego z pociągu. Jej rozwaga i chłodne myślenie nieraz irytowały Basię, ale tylko przez chwilę, bo później okazywało się, że wybawiały ją z wielu kłopotów. Tak było i tym razem.

Całe szczęście nie dała się ponieść chwili i znajomość z Antkiem skończyła się tak szybko jak zaczęła. Trzeba uczciwie przyznać, że to nie ona o tym wtedy zadecydowała. Teraz widziała to dokładnie. Ależ się przed nim wygłupiła tym zabieganiem o zainteresowanie. Powinna być rozsądniejsza. No tak, bo przecież ona… Ona przez cały czas kochała jedynie Mateusza. Dziś z perspektywy czasu myśli, że i Alicja, i Antek od razu to wiedzieli.

— A dziś wszyscy w trójkę idziemy do teatru.

Młoda gospodyni zaczęła się serdecznie śmiać.

— Wyobraź sobie, że wczoraj powiedział dokładnie to samo. Myślę, że się tym stresuje.

— Trochę mnie to nie dziwi.

— Mnie też nie. — Bawiło ją wyobrażenie Antka stającego przed nimi dwiema. Po chwili jednak się zasępiła. — Basia, ale ty…? Nie masz nam za złe…?

— No coś ty. Ani ciut ciut. — Złożyła palce, by zapewnić o prawdziwości swych słów. — Miałaś wtedy rację. Dzięki twojemu racjonalnemu myśleniu nie popełniłam kolejnego błędu. Jak miałabym dziś patrzeć Mateuszowi w oczy, gdyby wtedy… Nie, nie, nie chcę nawet o tym myśleć. Wszystko potoczyło się tak, jak powinno.

Alicja odetchnęła. Była pewna, że Basia nie ma do niej żalu, ale usłyszenie tego kolejny raz było jej potrzebne. Tym bardziej, że za kilka godzin spotkają się we troje.

— A ty i Mateusz? Zalałam cię opowieściami o sobie. Teraz czas na ciebie.

— Niewiele mogę ci powiedzieć. Od czasu, gdy wszystko sobie wyjaśniliśmy, upłynął raptem miesiąc. Dla mnie bardzo pracowity, bo po zdjęciu gipsu musiałam nadrobić zaległości na studiach. Sporo dałam radę zrobić podczas tego przymusowego siedzenia w domu, mam na myśli pracę nad projektem, ale gdy odzyskałam sprawność nogi, musiałam zdać zaległe kolokwia, zebrać zaliczenia i nawet już złożyć dwa pierwsze w tym semestrze egzaminy. Z Mateuszem widujemy się jedynie w weekendy. Ale to się wkrótce zmieni. — Basia wyciągnęła rękę w kierunku stolika po filiżankę z kawą zaserwowaną przez gospodynię wraz z pysznym sernikiem z morelami. — Jest szansa, że za tydzień się w końcu do niego przeprowadzę.

Alicja spojrzała na przyjaciółkę, nie kryjąc zaskoczenia.

— Taką podjęliśmy decyzję. Powróciliśmy do naszych planów sprzed rozstania. Moje mieszkanie wynajmiemy, a ja zamieszkam z Mateuszem. I z Justynką.

Przyjaciółka uśmiechnęła się ciepło, choć w sercu czuła nieokreślony niepokój. Od momentu, gdy przed kilkoma tygodniami spojrzała na zdjęcie Basi z Mateuszem i stojącą pomiędzy nimi nastoletnią siostrą mężczyzny, zastanawiała się nad ich przyszłością.

— A jak…? — zawiesiła głos, układając sobie w głowie pytanie.

— Jak mi się układa z Justynką? — Basia wybawiła ją z kłopotu. — Trudno powiedzieć. Widziałyśmy się kilka razy. Mateusz zabrał siostrę z nami do kina, raz na spacer po parku. Było bardzo przyjemnie. Myślę, że się polubiłyśmy.

— Ale wiesz, chodzi mi o to… — Alicja szukała odpowiednich słów — czy cię zaakceptowała. Jak przyjmuje wasze plany wspólnego zamieszkania?

— Cieszy się. Bardzo. Mateusz twierdzi, że dopytuje, kiedy w końcu się do nich wprowadzę. Ekscytuje się remontowanym dla niej pokojem. Byliśmy nawet razem wybierać nowe meble. Wiem, o co ci chodzi. O to, że ma zespół Downa.

Alicja potaknęła, oddychając z ulgą, bo nie wiedziała, jak zapytać o to, co ją nurtowało najbardziej.

— Myślisz, że nie dam rady?

— Nie, skądże — zapewniła. — Nie o to mi chodziło. Po prostu bardzo mało wiem o osobach z zespołem Downa. Przepraszam, nie chciałam, żebyś pomyślała, że nie dasz rady.

Basia pokiwała głową ze zrozumieniem.

— Przyznam, że dotąd niewiele interesowałam się osobami z tym schorzeniem, a właściwie w ogóle się nie interesowałam — ciągnęła Alicja.

— Ja też.

— Jestem na siebie zła. Dotąd żyłam tak, jakbym nie zauważała, że gdzieś obok są ludzie niepełnosprawni. Że w ogóle istnieją. I wiesz, co spostrzegłam? Że tych niepełnosprawnych po prostu nie widać. Siedzą w domach, są odizolowani od reszty społeczeństwa, zamknięci na życie. Nie wydaje ci się, że coś tu jest nie tak? — Spojrzała na gościa, szukając potwierdzenia. — Ostatnio próbowałam trochę się doedukować, bo my — dumni, zdrowi ludzie końca dwudziestego wieku — podkreśliła z ironią — nic o nich nie wiemy. Niestety, pomimo dobrych chęci dotarłam do ściany milczenia. O osobach z zespołem Downa trudno cokolwiek znaleźć. Istne tabu.

— Wiem, sama zaczęłam robić to samo. Choć… — Basia zawiesiła głos. W pełni zgadzała się z Alą, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że nie jest przygotowana na krok, na który się zdecydowała. — Jedynie zaczęłam — podkreśliła. — Mateusz stał się moimi oczami i uszami. Bardzo dużo opowiada mi o Justynce — dodała już dużo pewniej. — Chce przygotować mnie do naszego wspólnego życia. Ona jest, jak by to powiedzieć… zwyczajną nastolatką. No prawie. Gdyby nie chorowitość, nadwrażliwość… Może bardziej egzaltowaną. Ale wiesz, ja też taka bywam, a raczej bywałam, czas przecież dorosnąć, nie powinno mi to więc doskwierać. Myślę, że ułożymy sobie nasze życie. Jestem dobrej myśli. Justynka bardzo szybko zaakceptowała nową sytuację, tak mi się w każdym razie wydaje. Mateusza pokochała jakby znała go od urodzenia.

— Akurat to mnie nie dziwi. Mateusz na pewno obdarował ją tym samym.

— Nawet nie wiesz jak bardzo. Okazał się bardzo dobrym bratem.

— I człowiekiem — dodała, podziwiając w duchu mężczyznę, który z oddaniem zaoferował opiekę nad przyrodnią siostrą po śmierci jej matki, jedynej opiekunki.

— Jestem szczęściarą. — Basia uśmiechnęła się do swoich myśli. — Straszliwie go kocham.

Alicja z uwagą wsłuchiwała się w każde słowo przyjaciółki. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ta chciała powiedzieć coś jeszcze. I wcale nie to, co wyrzekła po chwili.

— Ją ubierasz do teatru? — Basia dopiero w tym momencie zauważyła, że na drzwiach szafy wisi długa suknia.

Gospodyni wyrwana z głębokiego zamyślenia przytaknęła z zadowoleniem. Ach, nie mogła się doczekać, kiedy ją włoży. Kilka dni temu sprawiła sobie taki kobiecy prezent i sama była nim zauroczona. Na domiar tego, gdy przymierzyła sukienkę poprzedniego wieczoru i pokazała w niej Antkowi, poczuła jak rozpaliła wyobraźnię mężczyzny. Dziś zamierzała zrobić to powtórnie.

— Piękny jest jej szafirowy kolor — Basia szczerze się zachwyciła. — I krój. Na pewno doskonale podkreśli twoją figurę. — Spojrzała na uśmiechającą się do niej brązowooką Alicję. — Ja idę w tym, w czym jestem. — Skromnie wskazała na swój czarny żakiet i krótką spódnicę w tym samym kolorze. Jedynym jasnym elementem jej stroju była błękitna koszula z falbankami.

— Wyglądasz bardzo dobrze. Przyznam, że lepiej niż w czasie wakacji.

— Jak to?

— Do twarzy ci z miłością.Rozdział 3

Niepewnie zatrzymała się w progu uczelnianego bufetu. Nie powinna tu przychodzić. Co ją podkusiło, żeby się umawiać z Konradem?

Jeszcze nie ochłonęła po wczorajszym cudownym wieczorze spędzonym w teatrze razem z Antkiem i Basią. Przez cały długi dzień spędzony na uniwersytecie myślami była z nimi dwojgiem, z którymi ostatniej doby przeżyła kilka wspaniałych godzin, by po raz kolejny przekonać się, że przyjaźń to wspaniały dar, który można otrzymać od nielicznych. W najśmielszych wyobrażeniach nie domyślała się nawet, że Basia i Antek, oboje na początku nieznacznie stremowani swym spotkaniem, okażą się tak zgraną parą. Czuła się z nimi doskonale. W niepamięć poszły wakacyjne zawiedzione nadzieje i niezrealizowane wspólne plany, a na ich miejscu pojawiła się swoboda, która łączy jedynie starych, dobrych przyjaciół.

I jeszcze ta sztuka. Powaliła ją na kolana. Anna Augustynowicz intrygowała każdym wyreżyserowanym przez siebie elementem. Jej oryginalność dopełniała gra aktorów niepozwalająca na najkrótszą chwilę zwolnienia się z uwagi. Co to był za wieczór duchowych doznań! Zakończony spacerem przyjaciół po Wałach Chrobrego, a później, niestety, tęsknym pożegnaniem z Basią, która na noc wróciła do domu wujka i cioci, by dziś wyruszyć w drogę powrotną do Lublina.

Teraz ona, Alicja, powinna biec na dworzec, by raz jeszcze choć na chwilę spotkać się z Basią, a nie stać tu, w progu uczelnianego bufetu.

Czekał na nią przy tym samym co wtedy stoliku. Najpierw pomyślała, że to nawet dobrze, po chwili jednak wspomnienie tamtych doznań, podczas rozmowy przy nim kilka tygodni temu, znów boleśnie do niej dotarło. To wówczas podjęła decyzję. Wiedziała, że już nic jej nie zmieni, ale samo wspomnienie rodziło niewytłumaczalny ból w ciele i duszy. Zrobiła krok w tył, bo przemknęła jej myśl, że popełnia błąd. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna tu przychodzić.

Konrad odwrócił się i spotkał z jej spłoszonym spojrzeniem. Zauważył wahanie kobiety, dlatego zerwał się z krzesła, uniemożliwiając jej ucieczkę.

— Pięknie wyglądasz.

Nie myliła się. Mogła być pewna, że usłyszy te słowa, gdy do niego podejdzie. Zebrała się, by na nowo wzbudzić w sobie tę hardość, którą czuła zanim przed momentem w siebie zwątpiła. Pozwoliła sobie na doznanie satysfakcji, potwierdzające w duchu przekonanie, że zna go na wskroś. Zawsze taksował ją swoim wzrokiem i wydawał opinię. Teraz też to zrobił, ale tym razem wywołując inny do zamierzonego efekt.

— Zmiana fryzury to zapowiedź zmian w twoim życiu?

— O tym chciałeś ze mną porozmawiać?

Zajęła miejsce przy stoliku. Założyła nogę na nogę i delikatnie przeniosła na mężczyznę, siadającego naprzeciw niej, niewiele mu mówiący wzrok. Poruszył się na krześle, zdradzając narastającą niepewność.

— Nie, ale trudno być obojętnym na taki widok — objął ją swym spojrzeniem.

„Nie wątpię” — pomyślała, ale ugryzła się w język, choć tego właśnie chciała. Chciała, aby się nią zachwycał, aby żałował i cierpiał tak jak ona. Jak ona jeszcze niedawno.

Antek zatrzymał w niej wiarę w miłość. Sama nie wie, jak to się mogło tak szybko stać. Czuła to, choć nie do końca rozumiała. Nie dowierzała. Łapała się na tym, że wciąż szuka potwierdzenia uczuć — swoich i jego. Czuła też coś, co w chwilach szczerości przed samą sobą mocno ganiła — chęć odwetu. Nie przyznawała się, że pielęgnowała ją w skrytości duszy. Chyba właśnie dlatego, że to marne uczucie odnalazło w niej sprzymierzeńca, umówiła się z Konradem i pragnęła podczas tego spotkania pięknie wyglądać, wzbudzić w nim żal i tęskonotę.

Fryzurę zmieniła już wcześniej. Podcięła włosy do ramion i po raz pierwszy w życiu je zafarbowała. Nie zdecydowała się na rewolucyjną zmianę, bo z natury była przecież szatynką. Ciemną szatynką o mocno kasztanowym odcieniu. Teraz jednak ich barwa stała się głębsza, czekoladowa. Dobrze się w niej czuła. Miała wrażenie, że ta nowa odsłona jeszcze bardziej podkreślała brązowy kolor oczu. Lubiła je, a najbardziej kochała słuchać o intrygującym błysku, ukrytych w nich iskrach i przepastności. Tylko Antek potrafił tak rozprawiać o tym, jak się w nich zatopił już wtedy na dworcu, gdy się poznali, choć wówczas spoglądała na niego gniewnie i wojowniczo. Mówił, że śnił i marzył, aby dane mu było zobaczyć w nich zupełnie co innego.

Alicja siedziała naprzeciw Konrada, który wciąż mierzył ją wzrokiem. Nie wiedziała, jak długo trwała ta chwila, ale znów poczuła się jak podczas jakiegoś egzaminu. Miała świadomość, że go zdała, ale im dłużej trwał, tym mniej jej się podobał. Znów przemknęło jej przez myśl, że musiała być totalnie zamroczona, gdy pozwalała mu na takie szowinistyczne ocenianie jej wyglądu. A ona, by sprostać stawianym przez mężczyznę wyzwaniom, czyniła starania, by czymś nowym zaskoczyć. Cieszyła się jak dziecko jego aprobatą kryjącą się w przymrużonych oczach i charakterystycznym grymasie ust. Zemdliło ją, gdy uświadomiła sobie, że znów to robiła. Poczuła ukłucie w sercu. Wstyd? Upokorzenie? Nie tylko. Wygrało niedowierzanie, że raz jeszcze na to pozwoliła.

Konrad chrząknął, poprawił się na krześle, prostując i sadowiąc wygodnie. Czyżby usłyszał jej myśli?

— Miałaś rację. To nie było w porządku.

Alicja wpatrywała się w mężczyznę, nie dając po sobie poznać, co zaprząta jej myśli.

— Rozumiem, że nie miałaś ochoty ze mną rozmawiać. Zweryfikowałem wszystko. Wiem, że z twojego punktu widzenia wyglądało to tak, jakbym cię oszukiwał.

— Z mojego punktu widzenia?

— Nie, nie tak chciałem powiedzieć. — Oparł łokcie na stoliku. Poprawił włosy gestem, który doskonale znała. — Nie miałem zamiaru cię okłamywać. Po prostu nie chciałem cię skrzywdzić, nie chciałem, abyś snuła domysły i bała się, że to coś między nami zmieni.

— Dlatego uznałeś, że należy mnie oszukiwać?

— No właśnie. Znów używasz tego słowa.

Podniosła brwi.

— Chciałem cię chronić. — Wysunął rękę w jej kierunku tak, jakby zamierzał dotknąć jej dłoni. Alicja odruchowo odchyliła się na krześle.

— Chronić? Przed czym? Przed prawdą? — zapytała, siląc się na zachowanie spokoju. Sama jednak usłyszała drżenie głosu.

— Przed niepewnością, wątpliwościami… Przecież gdybyś się nie dowiedziała, to byś tego wszystkiego nie przeżyła… A ja i Malwina to daleka przeszłość, w ogóle bez znaczenia. W każdym razie bez znaczenia dla naszego związku — Konrad wypuszczał z siebie słowa, starając się, aby trafiły do kobiety. Musiał ją przekonać.

— Zupełnie inaczej rozumiemy pewne pojęcia.

— Może. Ale przecież było nam ze sobą dobrze, przyznaj. Wiele nas łączyło.

— Obawiam się, że jednak nie tak wiele.

Konrad chciał gwałtownie zaoponować, ale obawiał się, że spłoszy dziewczynę. Znał ją dość dobrze, a poza tym miał plan. Wiedział, że jedynie łagodnością może dotrzeć do kobiety. Przysunął się nieznacznie i powiedział miękko:

— Alicja, proszę, spróbuj na to spojrzeć moimi oczami.

Próbowała. Gdyby tylko wiedział jak usilnie. Czyniła to wiele razy. Nieprzespane noce oddały jej sporo swego czasu na przeanalizowanie wszystkiego wielokrotnie. Za każdym razem dochodziła do jednego wniosku. Nie można usprawiedliwić kilkutygodniowych kłamstw pragnieniem niesprawiania bólu. To tak nie działa.

Pokręciła przecząco głową.

— Wciąż nic nie rozumiesz — odparła półgłosem.

Nieprzejednanie dziewczyny nie podobało się Konradowi. Był przekonany, że to wszystko przez tego całego Antka. Tomek opowiedział mu o wszystkim. O chłopaku słyszał już wcześniej od Alicji, ale to przecież miał być jakiś amant Baśki. Wspominała o nim kilka razy. Tak, pamiętał, że odwiedzał ją, że uratował życie jej siostrze, nie podejrzewał jednak, że Alicja mogłaby z nim…

— Chodzi o tego twojego Antka?

Alicja poczuła, jak zasycha jej w ustach. Całą siłą woli próbowała opanować drżenie mięśni nóg. Zacisnęła palce dłoni na udach, mając nadzieję, że mężczyzna tego nie zauważy.

— Nie — wykrztusiła.

Czuła, jak serce gwałtownie przyspieszyło wybijanie rytmu życia.

— Mój Antek, jak go nazywasz, nie ma nic wspólnego z tym, co myślę o twoim zachowaniu i o tobie w ogóle. Nie rozumiesz albo nie chcesz zrozumieć, że bez względu na twoje intencje, w które nawet jestem w stanie uwierzyć, sprawiłeś, że straciłam do ciebie zaufanie. Bezpowrotnie. I właśnie dlatego nie mogę z tobą być. Dziwię się, że znów ci to tłumaczę. A Antek… — zawiesiła głos, odzyskując pewność siebie. Uśmiechnęła się łagodnie na samo wspomnienie chłopaka. Była z siebie zadowolona. W końcu spokojnie wyartykułowała to, co powinna, bez ubierania tego w słowa żalu i pretensji.

Konrad wbijał w Alicję przenikliwe spojrzenie.

— Nie zrozum mnie źle, ale myślę, że sama siebie oszukujesz. — Zmrużył oczy. — Z nim, oczywiście — dopowiedział.

Alicja poczuła, jakby dostała w twarz.

— Nie słyszałaś, że kaca nie leczy się klinem. Poza tym Tomek mówił, że on pracuje w pogotowiu, a ty przecież… — kontynuował, korzystając z konsternacji dziewczyny.

— On ma na imię Antek — weszła mu w słowo. W środku cała wrzała. — To po pierwsze. A po drugie, to nie jest żaden klin. A po trzecie, co oznacza, że się oszukuję, z nim?

— Nie obrażaj się — Konrad pomiarkował, że przesadził. Miał uważać na to, co mówi, ale przyświecał mu też cel i musiał doprowadzić go do końca. Wiedział, że kolejnej szansy już nie dostanie. — Przepraszam, nie miałem na myśli niczego złego. Naprawdę — próbował ją ułagodzić. — Po prostu… przecież my… — Dotarły do niego pioruny słane mu przez kobietę. — Chciałem jedynie powiedzieć, że marnujesz się na polonistyce. Ja sam mam zamiar zmienić uczelnię, wyjechać do Gdańska. Rozmawialiśmy o tym. Pamiętasz? Mówiłaś, że Uniwersytet Szczeciński nie jest szczytem twoich marzeń. Moglibyśmy razem się stąd wynieść.

Zdumienie dziewczyny osiągnęło rozmiary, których wcześniej nigdy w sobie nie odkryła.

— Moglibyśmy zacząć wszystko od nowa. Powinnaś zmienić i uczelnię, i kierunek, bo niby kim będziesz po polonistyce? — mówił coraz zapalczywiej, pochylając się nad stolikiem. — Alicja, to naprawdę dobry pomysł. Przemyślałem wszystko.

— Wszystko? — powtórzyła głucho.

— Posłuchaj. Możemy odciąć się od dotychczasowego życia, możemy razem studiować, wynająć mieszkanie. Razem — ty i ja. Taki wyjazd da nam nowe możliwości, szeroki wachlarz perspektyw. Gdańsk to okno na świat. Moja siostra jest bardzo zadowolona. Zresztą sam sprawdzałem już, jak tam jest. Mam kumpla, który studiuje w Trójmieście. I on, i Karolina pomogą nam na początku się zorganizować — rozkręcił się na dobre.

— Konrad, co ty w ogóle mówisz? — Alicja była wzburzona i oszołomiona zalewem usłyszanych słów.

— Rozumiesz doskonale — powoli odchylił się do tyłu. — Proszę tylko, abyś spokojnie to przemyślała. — Znów wydawał się opanowany.

— Ty tak poważnie?

— Bardzo poważnie.

W sercu mężczyzny mieszała się niecierpliwość i nadzieja, że dziewczyna chociaż zastanowi się nad tym, co usłyszała. Nie liczył na to, że od razu przyjmie jego propozycję, wiedział, że musi dać jej czas. Zaplanował sobie zasianie w niej pragnienia zmian. Ziarna miały trafić na podatny grunt i wzrastać.

— I uznałeś, że zostawię tu swoje życie, Antka…?

Zaszumiało mu w uszach. Tego jednak nie zamierzał słuchać. Mogła sobie darować. Był absolutnie pewien, że ten cały Antek pojawił się obok dziewczyny tylko po to, aby dać jej możliwość uknucia zemsty. Przemielił w ustach zbierające się słowa gniewu.

— Przemyślałem wszystko i jestem przekonany, że o niektórych wydarzeniach możemy po prostu zapomnieć.

Ściągnęła mocno brwi. Zdołała już opanować drżenie ciała.

— Jesteś w błędzie. Nie jestem w stanie zapomnieć.

Alicja powoli się podniosła. Może mógł złapać ją za dłoń, może mógł próbować zatrzymać. Zdawał sobie jednak sprawę, że to nie przyniesie oczekiwanego efektu. Wtedy też nie dało. Była uparta i tak cholernie dumna. To przecież właśnie ta cecha tak go w niej intrygowała. Teraz wolałby, aby była inna, choć przez moment.

Nie wykonał żadnego gestu. Z trudem powstrzymywał grymas twarzy, który zdradziłby jego emocje. Nie chciał, aby zauważyła, że jest wściekły.

— Niepotrzebnie się upierasz. Możesz żałować — rzucił najłagodniej jak tylko potrafił.

Spojrzał jeszcze raz w jej oczy. W mig zrozumiał, że kobieta nie zareaguje.Rozdział 7

Przywitał się z nią dość chłodno, ledwie musnął ustami rozpalony emocjami policzek kobiety. Gdy wszedł do pokoju, nie usiadł na kanapie, jak zazwyczaj, a zajął miejsce w fotelu. Spodziewała się tego, że będą zachowywać rezerwę, wydawało jej się, że była na nią przygotowana. Nic bardziej mylnego.

Nie mogła doczekać się, gdy przyjdzie, ale w tym momencie pożałowała, że jednak się pojawił. Miał prawo być na nią zły, ale jego powściągliwość jawiła się jak powiew mroźnego powietrza, który pozbawiał ją życia. Czuła, że w miarę upływu chwil milczenia ze stanu gorączkowego oczekiwania, poprzez łzawe wzburzenie, które z trudem pohamowywała, przechodziła w stan narastającego w niej gniewu. Musiała go powstrzymać, choć najchętniej wybuchłaby teraz płaczem i wykrzyczała pretensje do całego świata.

No, ale właściwie po co? Co by to zmieniło? Antek nie powinien być ich adresatem, bo przecież nie zrobił nic, czym by sobie zasłużył na eskalację złych emocji. Zdawała sobie z tego doskonale sprawę.

— Myślałem o tym wszystkim — wydusił w końcu. — O nas — dodał.

Przytaknęła, wyrównując swój oddech.

Powinna powiedzieć mu to samo, ale gula w gardle nie przestawała rosnąć. Widziała, że jest spięty. Z trudem przełykał ślinę i nie patrzył na nią jak zazwyczaj. W ogóle na nią nie spoglądał. Jego oczy gdzieś uciekały lub chowały się między ściągniętymi brwiami.

— Nie powinienem naciskać — wykrztusił z siebie. — Niepotrzebnie o tym wspomniałem. Nie można nikogo zmusić do odwzajemnienia uczuć.

— Ale, ale to nie tak — szybko zaoponowała. Była mu wdzięczna, że w ten sposób zaczął rozmowę. Obawiała się przecież, że usłyszy coś odmiennego. — Antek, ja jestem pewna swoich uczuć. Do ciebie — powiedziała, mocno akcentując ostatnie słowo. — Do niczego mnie nie zmuszałeś.

Spojrzał na nią z niejaką ulgą, ale i z niedowierzaniem. Na pewno chciał usłyszeć te słowa.

— Znasz mnie — kontynuowała. — Zawsze byłam z tobą szczera. Wydawało mi się, że to widzisz. Nie sądzisz chyba, że cokolwiek bym udawała?

— Nie udajesz, ale też… — zawahał się — nie jesteś otwarta.

Alicja pochyliła głowę. Nie miała nic na swoje usprawiedliwienie.

— Nie chodzi mi o to, żebyś robiła coś na siłę. Przemyślałem naszą ostatnią rozmowę i doszedłem do wniosku, że muszę to uszanować. Jestem gotów poczekać.

Uśmiechnęła się do niego.

— I właśnie dlatego jest mi z tobą dobrze — powiedziała, wyciągając rękę.

Chwycił ją za dłoń i przesiadł się na kanapę. Otulił ramieniem, co było dla Alicji balsamem na serce. Pragnęła zgody i poczucia bezpieczeństwa. Przymknęła powieki, opierając się o jego ramię.

— Dobrze, że zadzwoniłeś, że przyjechałeś. Strasznie się bałam, bo bardzo mi zależy… Po prostu tęskniłam.

— Ja też. Pewnie bardziej — wyszeptał i złożył na jej czole ciepły pocałunek.

— Nie powinieneś mieć żadnych wątpliwości. — Spojrzała mu prosto w oczy i położyła drżącą dłoń na jego policzku.

Przymknął powieki, delikatnie się uśmiechając, po czym pochylił się nad dziewczyną. Tym razem odszukał jej usta, by wtopić się w nie i zaspokoić pragnienie bliskości.

Nie słyszeli już nic poza swymi gorącymi oddechami i biciem serc. Zapamiętani w namiętności z trudem się od siebie oderwali, gdy usłyszeli pukanie do drzwi pokoju.

Ania zajrzała z dziecięcą radością wymalowaną na pogodnej twarzyczce.

— Antek, mamusia pyta, czy zjesz zupę.

— Z chęcią — odpowiedział, nieznacznie odsuwając się od Alicji, która w ekspresowym tempie zdążyła już od niego odskoczyć.

— To chodź! — rzuciła dziewczynka, wycofując się z pokoju.

— Chodź — powtórzyła młoda kobieta. — Też z chęcią zjem, bo nie udało mi się nic przekąsić po powrocie z uczelni. Nie byłam głodna, a teraz poczułam ssanie w żołądku — tłumaczyła, poprawiając włosy.

— Też poczułem głód, choć niekoniecznie na zupę — powiedział niedwuznacznie, raz jeszcze przyciągając dziewczynę do siebie.

— Przestań — strofowała go. — Drzwi są otwarte. Ktoś zobaczy. — Broniła się tylko pozornie, bo jednocześnie oddawała mu łapane w pośpiechu pocałunki.Rozdział 16

Joanna od jakiegoś czasu była markotna. Alicja domyślała się, że musi chodzić o Tomasza. Nie było go od kilku dni na uczelni. Ponoć z powodów rodzinnych musiał pozostać dłużej w Barlinku. Coś się jednak musiało stać. Permanentne zamyślenie Joanny mówiło samo za siebie.

Wychodziły właśnie z budynku uczelni.

— Może przejdziemy się na Turzyn? — zaproponowała.

— Na Turzyn? — Joanna nieprzytomnie spojrzała na przyjaciółkę.

— Tak, chcę kupić w zielarskim bratka i krwawnik. Pomyślałam, że przy okazji możemy sobie pochodzić i może coś nam tam jeszcze rzuci się w oczy. Na przykład jakaś ciekawa książka w tej budzie z używanymi?

— No dobrze — niechętnie przytaknęła studentka. — W końcu na to dostajemy stypendium. — Uśmiechnęła się nieprzekonująco.

— Otóż to. Ostatnio udało nam się z „Królem szczurów”, prawda? Przeczytałam jednym tchem. Może i dziś coś upolujemy. Chciałabym trafić na Kirsta.

— Powinnyśmy raczej polować na jakieś tomiska z historii literatury. — Joanna próbowała zażartować.

— Na to też, ale niekoniecznie dzisiaj. Sprawmy sobie frajdę. Chyba potrzebujesz jej bardziej niż kiedykolwiek.

Przyjaciółka drgnęła. Nieznacznie odwróciła głowę, nie chcąc przyznać się do tego, co działo się w jej głowie i duszy.

— Dlaczego bardziej? — zapytała niewinne, nie umiejąc jednak ukryć drżenia głosu.

— No przestań. Przecież widzę, że coś się dzieje. Od poniedziałku jesteś nieswoja.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: