- W empik go
Damian - ebook
Damian - ebook
Fenomen Wattpada. Sześćdziesiąt dwa miliony odsłon!
W Damianie tkwiło coś bardzo niepokojącego i osiemnastoletnia Padme zawsze o tym wiedziała. W jego przymrużonych oczach, postawie i obojętności czaił się mrok, coś, czego nikt poza nią nie zauważał.
Obserwowała go od dzieciństwa, byli sąsiadami. Dogłębnie analizowała każdy szczegół na jego temat i nikt nie znał jej tajemnicy, nawet najbliższa przyjaciółka. Wszyscy myśleli, że taka grzeczna dziewczynka jak ona nie ma żadnych sekretów. A jednak miała.
Kiedy po dziewięciu miesiącach nieobecności chłopak wrócił do szkoły, nie był już taki sam. Padme oczywiście od razu to zauważyła. Wyglądał zupełnie inaczej: zaczął nosić skórzaną kurtkę i ciemne dżinsy oraz sprawiał wrażenie, jakby planował coś bardzo złego.
Gdy chłopak zgubił dowód, Padme po raz pierwszy postanowiła wyjść z cienia i nawiązać z nim kontakt. Nie miała pojęcia, jak w ciągu paru krótkich chwil jej spokojne życie diametralnie się zmieni.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8362-820-2 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta historia powstała w 2016 roku jako próba stworzenia czegoś nowego po science fiction. Moi lojalni czytelnicy chcieli otrzymać ją w formie fizycznej i niniejszym ją tutaj prezentuję, z dużym wysiłkiem i miłością, głównie dla nich i, oczywiście, dla każdego, kto chce dać jej szansę. Niniejsza wersja różni się od tej, którą można przeczytać na Wattpadzie, ale obie są ważne. Wszystko opisane w tej powieści jest fikcją i nie odnosi się do żadnej realnej osoby, miejsca, przekonań ani faktów. Zawiera przemoc, drażliwe tematy, nieodpowiedni język, obrazowe przedstawienie morderstwa i odniesienia do niepokojących tematów. Jeśli jesteś niepełnoletni lub wrażliwy na tego rodzaju lekturę, ta książka może nie być dla Ciebie. W żadnym momencie ta historia nie próbuje odzwierciedlać rzeczywistości ani wywierać jakiegokolwiek wpływu. Jej jedynym celem jest rozrywka. Mam nadzieję, że będzie rozrywką dla tych, którzy lubią mroczne historie.
Na zakończenie, proszę, nie naśladuj żadnej z opisanych tutaj postaw lub wiar. Lubię pisać wszelkiego rodzaju historie i nie ograniczam się do jednego gatunku. Mam nadzieję, że jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o mnie i jeśli jesteś zainteresowany moimi innymi książkami, spodobają Ci się one tak samo jak ta. Moi czytelnicy są całym moim światem, jestem szczęśliwa i zaszczycona, że mogę wkraczać w ich życie. A teraz dziękuję za powrót ze mną i wszechświatem Damiána w 2016 roku. Pobudźmy naszą wyobraźnię!To miasteczko nazywa się Asfil. Tutaj każdy skrywa jakieś tajemnice.
I wszyscy pilnują sekretów tego miejsca.
Robią, co się da, by wydawało się normalne. Mówią, że odbywa się tu wiele jarmarków, że jest otoczone ogromnym i cichym lasem prowadzącym do jeziora, że pełno tu restauracji w tradycyjnym stylu, pięknych, wyasfaltowanych ulic, sklepów znanych marek, przystojnych chłopaków chodzących do szkoły średniej oraz pięknych dziewczyn, które przechadzają się ulicami, uśmiechając się i witając każdego.
Nikt nie powie ci, że może ci się tu przytrafić coś złego. Nikt cię nie ostrzeże, że grozi ci jakiekolwiek niebezpieczeństwo.
Nikt nie zdradzi, że na wspomnianych jarmarkach w Asfil gubią się dzieci, a babcie zawsze powtarzają swoim wnukom, by nigdy nie chodziły do lasu. Nikt się nie przyzna, że kiedyś wydarzyło się coś strasznego w jeziorze i że nigdy więcej o tym nie wspomniano. Nikt nie ostrzeże, że restauracje przygotowują potrawy, którym warto bacznie się przyjrzeć, ani że ulice mogą się zamienić w ślepy zaułek. I nikt nawet nie wspomni, że przystojni chłopcy skrywają przerażające sekrety, a piękne dziewczyny w szortach mają zupełnie inny, mroczny świat w swoich głowach.
W Asfil od wieków pulsuje coś złego. Coś złowrogo oddziałuje na każdy kilometr. Coś skrywa się pośród drzew, czając się łakomie i bezlitośnie.
To nie jest dobre miejsce do odwiedzin, a co dopiero do życia.
Tutaj nie wiesz, czy się obudzisz i zdasz sobie sprawę, że coś jest nie tak, czy też pozostaniesz zaślepiony do końca życia.
Nie wiesz, co może ci się stać, jeśli pójdziesz na tę fajną imprezę.
Nie wiesz, kto od miesięcy ukrywa się, wpatrując uparcie w twój dom. Nie wiesz, kim – lub czym – może być twój atrakcyjny sąsiad.
A nawet jeśli odkryjesz wielki sekret – w jakiś niewytłumaczalny sposób – możesz zapomnieć, kim jesteś…
Albo co było prawdziwe.1
MAMY TUTAJ FESTYNY, WI-FI I FACETÓW, NA KTÓRYCH PUNKCIE MOŻNA DOSTAĆ BZIKA
– Musisz zdradzić nam swój najmroczniejszy sekret.
Mogło to zabrzmieć makabrycznie. Mogło to zabrzmieć groźnie. Ale w rzeczywistości była to jedynie zabawna prośba, która wyszła z ust Alicii, jednej z moich najlepszych przyjaciółek. I chociaż tego nie zauważyła, poczułam się nieswojo, bo jaki niby sekret mogłam mieć ja, zwykła osiemnastoletnia dziewczyna, uczennica ostatniej klasy liceum? Jaki sekret mogłaby mieć spokojna, słodka, zupełnie normalna Padme?
Jej odpowiedź prawdopodobnie brzmiałaby: nie ma takiego.
Ale był jeden. Bardzo mroczny.
Oczywiście nie zamierzałam tego powiedzieć, zwłaszcza że tego popołudnia grałyśmy w prawdę albo wyzwanie przy jednym ze stolików naszej ulubionej Ginger Café.
– Znacie wszystkie moje sekrety – powiedziałam, śmiejąc się beztrosko. – Zawsze wam wszystko opowiadam.
Alicia westchnęła i mrużąc oczy, spojrzała na mnie, jakby czekała na coś niespodziewanego. – Tak się nie bawimy – powiedziała. – Powinnaś powiedzieć coś, czego o tobie nie wiemy.
– Ale na serio, nie mam niczego takiego. – Znów się zaśmiałam i przechyliłam głowę na bok. – No chyba że chcesz mi powiedzieć, że myślisz, że mam ciemną stronę.
– Ciemną nie, ale może ukrytą.
Ostatnie zdanie wypowiedziała Eris. Rude włosy, piegi i emanująca groźnym spojrzeniem; była trzecią osobą przy stole. Czytała książkę, podczas gdy Alicia i ja postanowiłyśmy trochę pograć, by zabić czas do rozpoczęcia fajerwerków. Na zewnątrz właśnie świętowano hucznie sierpniowy festyn w Asfil, z różnymi słodkościami, straganami z pamiątkami i muzyką.
To byłoby najlogiczniejsze, bo wtedy wszystko w moim życiu było całkiem normalne: kończyłam ostatni rok liceum, wydawałam pieniądze na nowe ciuchy, myślałam o zbliżających się imprezach i spędzałam popołudnia po szkole wraz z moimi przyjaciółkami gdziekolwiek, gdzie mogłyśmy plotkować, albo po prostu nic nie robić.
Ale nie. Nie miałam żadnej pikantnej tajemnicy do opowiedzenia, mój sekret nie miał nic wspólnego z tym, co ukrywało większość dziewczyn. A przynajmniej nie grzeczne dziewczynki, za jaką uważała mnie Alicia. Pozostała mi więc tylko jedna opcja.
– Nie mam żadnego mrocznego sekretu – skłamałam z pewną obojętnością. – Same wiecie, że jestem tak nudna, na jaką wyglądam.
– Eh, nie możesz dalej tego ciągnąć. – Eris sprzeciwiła się niespodziewanie. – Masz tajemnicę i ja wiem, jaką.
Zastygłam ze słomką truskawkowego koktajlu w połowie drogi do ust. Popatrzyłam na nią zdumiona. Wydawała się bardzo pewna swoich słów, a moje serce mocniej zabiło. Co dokładnie wiedziała? I skąd?
Przez prawie minutę męczyła mnie niepewność.
– Sekretem jest to, że to mnie uważa za swoją najlepszą przyjaciółkę – stwierdziła. Potem wskazała na Alicię trzymającą w ręce swój koktajl czekoladowy. – A ty jesteś na drugim miejscu, więc bardziej mi ufa niż tobie i dlatego nie powie ci nic.
W głębi duszy poczułam ogromny przypływ ulgi. Nic nie wiedziała. Wszystko było w porządku.
Eris zaśmiała się szyderczo. Pomyślałam, że Alicia zrobi małe halo, ponieważ obie zazwyczaj irytowały się nawzajem, więc szybko postanowiłam zmienić temat, obracając butelkę, która stała na środku stołu. Kiedy jej czubek zatrzymał się, wskazując Eris, zauważyłam, że w rzeczywistości Alicia nie odezwała się, bo patrzyła w inny punkt kawiarni z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
– O, nie. Znów Beatrice – westchnęła. – Dlaczego, do diabła, ciągle za nami chodzi?
Rzuciłam okiem. Dziewczyna szukała wolnego stolika, co wydawało się trudnym zadaniem, bo wszystkie były zajęte.
Oczywiście, nikt nie chciał ustąpić jej miejsca, ponieważ Beatrice była osobliwa, cicha i nie miała ani jednego przyjaciela.
To był bardzo dziwny przypadek. Zawsze wydawała się przestraszona, chodziła zgarbiona, jakby chciała się zrobić jak najmniejsza, i nosiła kilka warstw szarych ubrań, które zupełnie jej nie pasowały. Jej włosy były jak słoma, rozczochrane i rozpuszczone, a duże, wyłupiaste oczy patrzyły we wszystkie strony z nutką ostrożności, jakby czekała na coś strasznego.
To prawda, że często pojawiała się w miejscach, które odwiedzałyśmy, co bardzo irytowało Alicię. Twierdziła, że nas śledzi, że robi to, żeby nas obserwować, ale znałyśmy Beatrice od zawsze i ja byłam już przyzwyczajona do jej obecności w większości miejsc. Tylko dwa razy podjęłam próbę rozmowy z nią, a za każdym razem kończyło się to jej jąkaniem i szybkim znikaniem.
– Jesteśmy na festynie, na który może przyjść każdy – zaczęła tłumaczyć Eris. – Ma prawo być, gdzie chce. Nie bierz do siebie zwykłych zbiegów okoliczności.
– Po raz kolejny mówisz mi, że to ja mam problem, zamiast przyznać, że to ona jest wariatką – zaprzeczyła Alicia, wyraźnie poirytowana. – Serio tego nie widzisz? Kupuje te same ciuchy, co my, i ciągle się na nas gapi na korytarzu. Bezczelnie mnie kopiuje, wiem to, bo ma takie same buty, jakie nosiłam w zeszłym miesiącu. Heloł? Stalkerka… – zaakcentowała ostatnie słowo oczywistym tonem, co sprawiło, że Eris zmarszczyła brwi z irytacją. Zawsze miała poważny i wyzywający wyraz twarzy.
– Już ci to mówiłam – kontynuowała Eris, znużona. – Nigdy nie udało się jej dopasować, próbuje się więc na tobie wzorować, bo z jakiegoś głupiego i nielogicznego powodu cię podziwia.
– Wzorować się? – Alicia prychnęła z irytacją. – Ta dziewczyna, gdyby mogła, ściągnęłaby ze mnie skórę, włożyłaby ją jako maskę i przejęłaby moją tożsamość.
Eris zrobiła głęboki wydech, aby nie stracić cierpliwości, i ponownie skupiła się na swoim telefonie, kończąc tym samym temat. W mgnieniu oka Alicia zaczęła kolejny. Z czystej ciekawości ponownie odwróciłam się, aby sprawdzić, czy Beatrice nas obserwuje.
Ale między dwoma czerwonymi balonami, które były przywiązane do wejścia do stołówki, zobaczyłam go.
Cały mój świat się zatrzymał. To był on. Znowu.
Potrzebowałam chwili, by w to uwierzyć. Głos głęboko w tle powiedział nawet: „Nie, to nie on”, ale jego sylwetka, krocząca jakby miała rozpłynąć się w ciemności, była dla mnie nie do pomylenia. Nic się nie zmieniło: apatyczne, ponure spojrzenie, z lekko opadającymi powiekami, jakby był niezmiernie śpiący lub bardzo obojętny na wszystko wokół, zaniedbane, kruczoczarne włosy, czarne oczy i ten nieznośny brak wyrazu na jego twarzy; jednak niektóre jego detale uległy zmianie, na lepsze, bo już nie był tym samym dziwnym, chorowitym chłopcem, którego znałam. Teraz był wysoki i w swoim enigmatycznym stylu – czarna skórzana kurtka, plecione buty i ciemne dżinsy – wyglądał, jakby miał coś bardzo złego w planach.
Chwileczkę. Nie widziałam go od dziewięciu miesięcy. Dokładnie dziewięć miesięcy. To był ten dzień, gdy nie pojawił się już w szkole. Pamiętałam to dobrze, bo kiedy wróciłam do domu, godzinami stałam przy oknie, czekając, aż wejdzie lub wyjdzie ze swojego domu, ale nie stało się to ani tego dnia, ani w kolejnych.
Moje ręce zrobiły się zimne, a serce przyspieszyło. Czułam mieszankę szoku, podniecenia i dezorientacji. W tym momencie prawdziwy głos Alicii, który wciąż rozbrzmiewał, ucichł, a w mojej głowie odbijało się echem to, co powiedziałam chwilę wcześniej o zdradzeniu mojego sekretu.
To był on.
To był chłopak, którego jednocześnie znałam i nie znałam.
Chłopak, o którym myślałam, że dla mojego dobra nie powinnam go nigdy więcej widzieć.
Moja obsesja z dzieciństwa. Moja ulubiona tajemnica. Mój najmroczniejszy sekret. Damián.
2
ACH, I MAMY TEŻ LASY, DO KTÓRYCH NIKT NIE POWINIEN WCHODZIĆ
W rzeczywistości Damián i ja nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego.
Wszystko nas różniło, od stylu bycia po zainteresowania. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi i nigdy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa.
Wszystko zaczęło się w dniu, w którym zaczęłam podejrzewać, że ten nieznany mi chłopak, który mieszkał dwa domy ode mnie, coś ukrywa i że w jego życiu dzieje się coś „złego”.
To było, gdy miałam osiem lat. Byłam chuda jak szczapa, miałam krótkie włosy i dużo energii, zupełnie normalnie jak na ten wiek, ale on, pod stertą czarnych włosów, był tak blady i wynędzniały, że wyglądał, jakby cierpiał na jakąś chorobę. Miał też słaby i smutny wyraz twarzy. Zawsze wyglądał na przygnębionego i zmęczonego, jakby był bliski załamania.
Zaintrygowana, zaczęłam obserwować go podczas zajęć i analizować w wolnym czasie. Zdałam sobie sprawę, że podczas gdy ja chodziłam po okolicy i zachowywałam się dziecinnie, on nawet nie wyglądał przez okno. W szkole z nikim nie rozmawiał, odmawiał jakiegokolwiek gestu z czyjejkolwiek strony, a czasami znikał na chwilę i nagle pojawiał się ponownie. Był cichy. Nigdy nie odrabiał lekcji w grupach, jadł przy osobnym stole, bez towarzystwa, a gdy tylko zadzwonił dzwonek, znikał, jednak nigdy nie widziałam, by wracał do domu. Pewnego dnia zobaczyłam nawet siniaki na jego ramionach, mimo że przeważnie nosił bluzy.
Mój umysł generował setki pytań związanych z tym wszystkim. Z jednej strony te normalne: Co mogło być przyczyną? Czy padł ofiarą czegoś? Czy potrzebował pomocy? Z drugiej strony te dziwne: Co, jeśli to nie było normalne? Co, jeśli wokół niego działo się coś niebezpiecznego? Co mogłoby się stać, gdybym to rozszyfrowała? Brak odpowiedzi nie pozwalał mi zasnąć przez wiele nocy, więc ta niepewność, wiele różnych możliwości, wszystko stopniowo stało się grą umysłową, która bawiła mnie i hipnotyzowała godzinami.
Gra, w którą nie powinnam grać, ponieważ nie była dla mnie zdrowa.
I to właśnie był mój sekret.
Jako dziecko miałam obsesję na punkcie tajemniczości, którą widziałam w Damiánie, a najgorsze było to, że nigdy się z tym nie pogodziłam. Chociaż bardzo starałam się wyrzucić go z pamięci i skoncentrować na swoim zwykłym życiu, czasami kusiło mnie, by zerknąć na niego w nadziei, że coś się w nim zmieni lub że zdołam coś odkryć.
Oczywiście jego świat był zamknięty i zrozumienie powodu jego wyglądu czy zachowania było dla mnie niemożliwe. Poza tym nic się nie zmieniło. Damián nigdy nie przestał się izolować. Nigdy się z nikim nie zaprzyjaźnił ani nie nawiązał kontaktu. Dorastał jako ten sam ponury i tajemniczy chłopak, który nawet nie spoglądał na nikogo, kto przechodził obok niego. Stawiał swoje własne mury, dając całkowicie do zrozumienia: „Nie chcę, żebyś się do mnie zbliżał”, czego zresztą nikt nie miał zamiaru robić.
Nikt oprócz mnie.
– A co to za chłopak, na którego się gapisz? – zapytała nagle Alicia.
Jej głos wyrwał mnie z moich myśli i sprowadził z powrotem do naszego stolika. Byłam wewnętrznie wzburzona i drżałam, a dodatkowo wpatrywałam się w Damiána tak wyraźnie, że zwróciłam na siebie jej uwagę. Teraz czekała na odpowiedź, rozbawiona, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przestraszyłam się, że zaraz wszystko się wyda, że przed całym okresem z nimi spędzałam czas, obserwując dom Damiána z mojego okna.
– Nie zamierzasz mi powiedzieć? – zapytała ponownie Alicia, naprzemiennie spoglądając na nas.
– To nikt – odpowiedziałam szybko.
– To Damián – powiedziała Eris w tym samym czasie co ja.
– Damián czy nikt? – zaśmiała się Alicia.
Eris spojrzała na mnie zaskoczona tą różnicą w naszych odpowiedziach. W tym momencie Damián zaczął iść naprzód. Jak głupia myślałam, że podąża w naszą stronę, ale on minął nasz stolik, nie zwracając zupełnie uwagi na nasze istnienie, przeszedł przez drzwi kawiarni i podszedł do lady, przy której zamawiano kawy.
– Dlaczego chcesz wiedzieć? – zapytała ją Eris.
– Nie wiem, jest słodki – odpowiedziała Alicia z typowym dla siebie uśmiechem pod tytułem: „Wszyscy faceci to gra, którą ja mogę wygrać”. – Czy on właśnie się tu przeprowadził?
– Damián był tu całe życie i chodził do tej samej szkoły co my – odpowiedziała Eris, skupiając się teraz na swoim koktajlu mlecznym.
Byłam trochę zaskoczona, że coś o nim wiedziała, mimo że w Asfil nie było innych szkół. Wszyscy byliśmy skazani na tę samą podstawówkę, gimnazjum i liceum.
Alicia zmrużyła oczy, podejrzewając, że Eris kłamie tylko po to, by ją zdenerwować.
– Naprawdę? Ale ja nie zapominam twarzy, a tej nie ma w moich aktach.
– Jesteś pewna, że twoje akta nie są posortowane według rozmiaru prezerwatywy? – Eris odparła udawanym przyjaznym tonem.
Ta trafiona strzała zmieniła wyraz twarzy Alicii, więc Eris uśmiechnęła się triumfalnie i podniosła koktajl mleczny, jakby wznosiła za coś toast.
– Zamknij się, nie spałam z tyloma facetami, co myślisz – odpowiedziała Alicia i przewróciła oczami. – Powiesz mi, kto to jest, czy sama mam się dowiedzieć?
Zastanawiałam się, czy komuś takiemu jak Alicia, kto był odważny, bezpośredni i niczym nieskrępowany, uda się dowiedzieć czegoś więcej niż mnie udało się podczas wszystkich moich prób, czyli niczego. Moje podejrzenia były zawsze takie same, ale pozostały tylko podejrzeniami, które doprowadziły mnie do rezygnacji.
– Cóż, Damián – zaczęłam mówić, czując się trochę nieswojo w głębi duszy. – Był w naszej klasie aż do zeszłego roku, kiedy rzucił szkołę średnią. Myślałam, że się wyprowadził, ale skoro znów tu jest, to chyba nie.
– Więc zauważyłaś go wcześniej – odpowiedziała Alicia, marszcząc brwi. – Dlaczego nigdy go nie zauważyłam?
– Ponieważ jest bardzo cichy i odizolowany.
– I dlatego, że nigdy nie zabiegał o twoją waginę jak reszta chłopaków – dodała Eris, bardzo technicznie. Alicia zignorowała kpiący komentarz i uśmiechnęła się z niesmakiem.
– Czy on jest jednym z tych dziwaków uczulonych na ludzkość? – Już miałam odpowiedzieć, ale Eris mnie uprzedziła.
– Zawsze miał doskonałe oceny. – Potrafiła rozpoznać, kiedy ktoś był mądrzejszy od innych. – Prawdopodobnie wie więcej od nas i nie lubi tracić czasu na rozmowy z gorszymi od siebie.
– Wcale nie jestem gorsza. – Alicia uniosła brew. – Wszyscy mnie znają.
– Cóż, najwyraźniej Damián nie – stwierdziła jednoznacznie Eris. Alicia chciała jej odpowiedzieć, ale Eris pospiesznie dodała: – Przeszedł niecały metr od tego stolika i w ogóle na ciebie nie spojrzał. Czyli żyje na tym świecie chłopak, który nie jest tobą zainteresowany. Zaakceptuj to i nie rób z tego wielkiej sprawy.
Alicia rzuciła Eris spojrzenie: „Nienawidzę, gdy ciągle to robisz”, a Eris odpowiedziała: „Wiem, ale uwielbiam się z tobą drażnić”.
Zastanawiałam się, co by powiedziały, gdybym przyznała się, że go śledziłam i wymyślałam na jego temat różne absurdalne teorie. Możliwe, że byłyby rozczarowane. Lub też zaczęłyby mnie oceniać.
– To oczywiste, że nie wszyscy muszą cię lubić – wtrąciłam, a ponieważ Alicia nic nie odpowiedziała i wpatrywała się w pustkę, poczułam, że muszę dodać coś pozytywnego: – Ale nie martw się, większość ludzi cię lubi.
– Nieważne, nie lubię dziwaków – mruknęła Alicia i z uśmiechem uniosła podbródek.
Zakończyły temat i przeszły do kolejnego: imprezy, którą organizował Cristian, jeden z chłopaków ze szkoły. Dzięki temu przestały zwracać uwagę na Damiána. Udawałam, że słucham rozmowy, ale ukradkiem zerkałam w stronę okna, przez które widać było sporą część wnętrza kawiarni.
Z naszego miejsca widać było, że wciąż czeka przy ladzie. Byłam zaskoczona jego zmianą. Nie wydawał się już niezgrabny. Na jego ciele widać było oznaki ćwiczeń, a jego spojrzenie pozostawało chłodniejsze i zdystansowane. Nadal był nieco blady i miał ten dziwny, mroczny wyraz twarzy, ale nie było widać już śladu dziwnego nastolatka.
Przypomniałam sobie, że kiedy miałam dziewięć lat, kilka razy poszłam do jego domu, żeby zapytać jego matkę, czy mógłby się ze mną pobawić, ale jej odpowiedź była zawsze taka sama:
– Przykro mi, Damián jest zbyt chory, by wyjść na zewnątrz.
Moja mama powiedziała mi, że na jednym ze spotkań sąsiedzkich matka Damiána wyjaśniła, że miał on jakiś rodzaj anemii, przez którą był zmuszony przebywać w domu. To tłumaczyłoby też jego wygląd, ale nigdy w to nie uwierzyłam. Zawsze podejrzewałam, że to kłamstwo i że wcale nie był chory.
Wziął podany mu kubek i skierował się do wyjścia równie spokojnie jak wszedł. Alicia i Eris więcej na niego nie spojrzały, więc tylko ja zauważyłam, co się stało.
Gdy wkładał portfel do tylnej kieszeni spodni, upuścił dowód osobisty. Niczego nieświadomy szedł dalej w kierunku chodnika, chcąc wmieszać się w tłum ludzi na jarmarku.
O nie.
Jeśli moja obsesja na punkcie Damiána byłaby przełącznikiem, to właśnie znowu się włączyła.
Pomysł przyszedł mi do głowy w jednej chwili, tak nagle, że może był wynikiem mojego zdenerwowania i podekscytowania. Uznałam to za pierwszą świetną okazję, by podejść do niego z uzasadnionym powodem. Mogłam mu powiedzieć: „Hej, zgubiłeś dowód”, a potem dodać: „Swoją drogą wiesz, że jesteśmy sąsiadami od dziecka? Masz ochotę pójść dziś na imprezę?”, choć nie byłam pewna, czy Damián lubi imprezy. Ale skoro prawdopodobnie nikt go na nie nigdy nie zaprosił, nie zaszkodziło spróbować.
Jeśli przeszedł tak drastyczną zmianę fizyczną w ciągu zaledwie jednego roku, być może zmienił również swoje zachowanie. Czy to było możliwe?
Czy to było ryzykowne?
Dlaczego drżałam, czy to z niecierpliwości?
Moja gęsia skórka, zabawa teoriami, moje pytania bez odpowiedzi, wszystko od nowa?
Nie, Padme, nie.
Albo tak. Może. Tak.
Ściągnęłam plecak z oparcia krzesła.
– Muszę wracać do domu – oznajmiłam.
Obie przerwały rozmowę i spojrzały na mnie zaskoczone.
– Ale przecież mamy iść na sztuczne ognie – przypomniała mi Alicia.
– Tak, wrócę wcześniej, obiecuję – odpowiedziałam szybko, żeby żadna z nich nie zdążyła zaprotestować. – Muszę tylko iść po coś.
Eris złapała mnie za przedramię, by mnie powstrzymać.
– Po co?
– Po pieniądze – skłamałam. – Obiecałam mamie, że kupię jej jedno z tych ciast, które robią tylko na jarmarkach. Uwielbia je i jeśli go nie kupię, będzie bardzo zła. Wrócę!
Odeszłam od stolika i schyliłam się w momencie, gdy do kawiarni wchodziła kobieta z dwójką dzieci. Ukradkiem podniosłam dowód osobisty i ruszyłam chodnikiem, starając się zorientować, w którą stronę poszedł Damián.
Nie mogłam okłamywać samej siebie, znów poczułam ten przypływ adrenaliny, który pobudzał mnie do tworzenia teorii i snucia absurdalnych przypuszczeń. Serce biło mi równie szybko i niespokojnie jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat. Nie mogłam pozwolić mu znowu zniknąć bez rozmowy z nim. Musiałam przynajmniej raz zamienić z nim słowo, by zamknąć ten krąg. Musiałam go w końcu poznać.
Nie było łatwo go odnaleźć, bo stragany z jedzeniem i zabawkami były porozstawiane wszędzie, a ulica zamieniła się w morze ludzi bawiących się na jarmarku. Omijałam ich i starałam się nie wpadać na rozstawione stragany ani dzieci, aż udało mi się dostrzec jego ciemne ubranie i kosmyk czarnych włosów kilka metrów przede mną, tuż za zakrętem.
Poruszałam się tak szybko, by nie stracić go z oczu, że nie zwracałam uwagi na drogę, którą podążałam. Nie wiedziałam nawet, dokąd zaprowadzi mnie kilka na wpół rozłożonych i nieużywanych pawilonów festiwalowych, które mijałam…
Aż wreszcie znalazłam się naprzeciw alei.
W Asfil było wiele takich zaułków. Były wąskie, a na końcu nieasfaltowe, łączyły się tym samym z terenami ogromnego lasu, który otaczał miasto. Przez chwilę nie widziałam tam ani śladu Damiána, więc pomyślałam, że pomyliłam drogę, ale kiedy dotarłam do końca, dostrzegłam jego sylwetkę w oddali. Szedł dalej przez trawę i przechodził przez wysadzane drzewami pobocza, które wyznaczały wejście do lasu.
Zaczęłam się zastanawiać dlaczego. Nie było żadną tajemnicą, że las był bardzo niebezpieczny. Wszyscy w Asfil słyszeli o nim i się go bali. Jako dzieci byliśmy ostrzegani, aby nie wchodzić do niego bez opieki kogoś, kto go zna, ponieważ miała istnieć w nim granica, której nikomu nie wolno było przekraczać, nawet licencjonowanym myśliwym.
Punkt zaczynał się przy ogromnym starym dębie. Dalej było już zakazane terytorium, gdyż wokół jeziora zaczynały się gęste, rozległe i pełne labiryntów tereny, tym niebezpieczniejsze, że potrafiące zmylić.
„Las połyka ludzi” – wciąż pamiętałam słowa mojej nieżyjącej już babci.
Damián wiedział o tym, a mimo to wszedł do środka. Znów wzbudziło to we mnie lekkie podejrzenia – co mógłby tam robić? Przypuszczałam dwie rzeczy: albo coś dziwnego, albo spotkanie z przyjaciółmi. Zważając na dziwny charakter Damiána, to drugie wydawało się mało prawdopodobne, a poza tym byłam pewna, że każdy chłopak z Asfil wolałby inne miejsce niż to, więc…
Byłam świadoma, że to, co właśnie przyszło mi do głowy, było złe. Oczywiście, mogłam się mylić i nic nie znaleźć, ale nie mogłam przezwyciężyć pokusy i chęci ustalenia, co zrobi. Żeby jednak nie być taką głupią, wyjęłam komórkę i napisałam wiadomość do Eris, która jako jedyna z całej dwójki nie zrobiłaby afery.
Jeśli nie napiszę do Ciebie ponownie w ciągu 20 minut, powiadom policję, że jestem w lesie.
Następnie skierowałam się w stronę drzew. Zachodzące słońce było właśnie w swojej najpiękniejszej fazie, w jasnym, czerwonawym kolorze z żółtą otoczką. Nadal było wystarczająco jasno, by rozpoznać twarze, ale i tak przyszły mi do głowy dwie inne rzeczy: po pierwsze, że to nie potrwa długo i że jeśli nic nie będę widzieć, wrócę; po drugie, żeby zostawić po sobie ślad, który pomógłby mi wrócić. I akurat miałam w plecaku idealną rzecz, by to zrobić: mnóstwo białych gumek, które Alice zostawiała na biurku i które zawsze dla niej trzymałam. Nie będzie jej ich brakować.
Wyciągnęłam gumki i pocięłam je na małe kawałki, które stopniowo rzucałam na ziemię, wchodząc do lasu. Pachniało ziemią i drewnem. Wokół przeplatały się grube drzewa, które stały w niewielkiej odległości od siebie.
Mijałam krzaki, liczne formacje skalne, zwalone gałęzie i suche kłody. Ani jednej osoby w zasięgu wzroku. Odwróciłam się kilka razy, aby nie zgubić drogi powrotnej, ale też nie widziałam nic dziwnego.
Zatrzymałam się w pobliżu ostatniego kawałka gumki na ziemi. Nie udało mi się nawet wyczuć zapachu koktajlu mlecznego Damiána. Gdziekolwiek poszedł, nie mogłam go już zlokalizować.
Poczułam gorycz porażki i znowu zrobiło mi się trochę głupio, że myślałam, że znajdę odpowiedź. Narzekałam na siebie, że próbuję kontynuować coś, co już się skończyło, i przekonałam siebie, że muszę wrócić do miasteczka, zanim się ściemni, więc zaczęłam podążać ścieżką z powrotem.
Nagle jednak usłyszałam coś dziwnego.
Zatrzymałam się i przerwałam swoje rozważania. Rozejrzałam się, wytężając słuch. Nade mną śpiew ptaków. W dole króliki depczące liście. Mnóstwo leśnych odgłosów, ale to, co usłyszałam, było… było… może to był… głos?
Nie do końca rozumiałam, co mówi, ale byłam pewna, że słyszę mocno zaakcentowane sylaby.
Zaintrygowana, ostrożnie zaczęłam wychodzić zza gęstych drzew, aż nagle dostrzegłam dwójkę ludzi. Ostrożnie, by nie szeleścić liśćmi, zbliżyłam się do jednego z pni, schowałam się za nim i obserwowałam scenę.
Było to dwóch mężczyzn, ale żaden z nich nie okazał się Damiánem. Musieli być kilka lat starsi ode mnie, ale ich nie znałam. Pierwszy miał na sobie fioletowy trencz, a drugi brązowy skórzany płaszcz. Z ich postawy i gniewnych wyrazów twarzy wynikało, że pierwszy z nich skarżył się na coś, ale z mojej odległości nie mogłam wyraźnie usłyszeć powodów.
Cóż, dyskusja wyglądała bardzo interesująco, ale to nie była moja sprawa. Znów chciałam wrócić…
Zanim jednak zdążyłam się oddalić, nastąpiła całkowita zmiana sytuacji. Mężczyzna w fioletowym trenczu gwałtownie popchnął drugiego na jedno z drzew, a żeby go przytrzymać, przycisnął przedramię do jego szyi.
Od tego momentu wszystko działo się w tempie, które mnie sparaliżowało: z imponującą, niemal nienaturalną zwinnością mężczyzna wyciągnął nóż z kurtki i z ogromną siłą wbił go w prawe oko drugiego mężczyzny.
Na krzyk bólu, który rozległ się w lesie, grupa ptaków poderwała się do lotu. Strugi krwi spłynęły po twarzy mężczyzny, od oczodołu aż po skórę szyi. Myślałam, że zaraz umrze, że ostrze przebiło mu mózg, ale on próbował walczyć z napastnikiem, pragnąc się wydostać. Zadawał ciosy, zadrapania, uderzenia, które choć były silne, nie ogłuszały przeciwnika. Próbował go nawet kopnąć, ale bez skutku. Napastnik był silniejszy, wyższy i miał potężniejszą postawę, więc obracał ostrzem noża zawzięcie i bezlitośnie.
Moje ręce pokrył zimny pot, a umysł był przytłoczony tym, co właśnie zobaczyłam. Mimo to nie krzyknęłam. Pierwszą moją reakcją było schowanie się tyłem do pnia drzewa. Czy to mądre posunięcie? Nie wiedziałam, ale nie chciałam, żeby napastnik mnie złapał, bo przecież stojąc tam, byłam jedynym świadkiem i, co logiczne, kolejną ofiarą.
Pomyślałam.
Jeśli zacznę biec, zauważy mnie.
Gdybym narobiła hałasu, też by mnie zobaczył.
Oddychając szybko, przechyliłam głowę na bok, by przeanalizować sytuację. Ofiara leżała nieruchomo, jej twarz była nierozpoznawalna i zalana krwią. Zabójca wyrwał nóż z oka i upuścił ciało na ziemię, powodując łomot. Następnie gwałtownym ruchem, niczym zwierzę, niemal bezgłośnie, odwrócił się w moim kierunku.
Szybko schowałam się za pniem. Serce waliło mi w uszach. W głowie powtarzałam: „Cholera, cholera, cholera”. Zastanawiałam się, czy mnie zauważył i czy jeśli dotrę na policję i wszystko im opowiem, to mi uwierzą. Przesłuchaliby mnie i chcieli wiedzieć, co robiłam w lesie bez przewodnika lub licencji łowieckiej, a ja musiałabym im powiedzieć, że tak naprawdę śledziłam mojego sąsiada.
I brzmiałoby to głupio. Wzięliby mnie za wariatkę.
Nagle zauważyłam, że mój ostatni kawałek gumki zniknął. Wydałam z siebie ciche, przerażone sapnięcie. Ani skrawka gumki w zasięgu wzroku.
Jak, u licha… Jak miałam wrócić? Rozglądałam się wszędzie. W oddali nie było widać żadnych zarysów miasta.
Zanim zdążyłam cokolwiek wymyślić, usłyszałam szelest liści. Myślałam, że potrwa krótko, ale dźwięki sugerowały, że zabójca stawiał powolne, drapieżne kroki.
Zdesperowana, rozejrzałam się po otoczeniu w poszukiwaniu czegoś, czym mogłabym się obronić. Nie znalazłam niczego, co mogłoby uratować mi życie, jednak kilka metrów dalej dostrzegłam zbocze i przyszło mi do głowy, że być może, jeśli udałoby mi się przykucnąć i dotrzeć do niego, mogłabym zsunąć się w dół i zniknąć z pola widzenia. Było to dość ryzykowne, ale w tym momencie opcje zawęziły się do zrobienia czegoś lub zostania zadźganą na śmierć, tak jak to miało miejsce w przypadku nieznajomego.
Szelest ustał.
Czekałam. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała.
Zdecydowałam się podjąć ryzyko i ruszyć.
Lekko się skuliłam, wciąż przylegając do pnia. Nabrałam odwagi i ruszyłam do przodu w tej ograniczonej pozycji. Zrobiłam to szybko, przytłoczona silnym i zatrważającym uczuciem, że mężczyzna pobiegnie w moją stronę i mnie złapie. Kiedy dotarłam do krawędzi zbocza, pomyślałam, że na pewno do tego nie dojdzie, bo może niezbyt wysoki wzrost pomógł mi pozostać niezauważoną?
Ale wtedy usłyszałam głos:
– Hej, ty!
A mój wewnętrzny głos krzyknął: „Biegnij”!
Po pierwszym kroku prędkość świata nagle dla mnie wzrosła. Upadłam na ziemię na tyłek i zsunęłam się w dół zbocza. Kiedy dotarłam na sam dół, natychmiast wstałam i zaczęłam biec bez żadnego konkretnego celu. Może nie miałam jak się bronić, ale starałam się nie dać złapać.
Gdy biegłam, widziałam białe kropki w powietrzu. Wciągałam powietrze przez usta wielkimi haustami. Wokół mnie przemykały drzewa, wszystkie takie same, wszystkie potencjalnie niebezpieczne. Próbowałam wyciągnąć telefon komórkowy, aby wezwać pomoc, ale starając się jednocześnie obserwować drogę i sięgać do kieszeni, potknęłam się i upadłam twarzą na ziemię.
Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie kamieniem w podbródek. Gorzki smak krwi wypełnił moje usta. Pieczenie sygnalizowało mi, że zadrapałam sobie również nogę. Próbując wstać, zauważyłam, że mój plecak utknął w plątaninie korzeni otoczonych kawałkami kłód. Szarpałam go, ale gdy nie udało mi się go odczepić, postanowiłam go zostawić. Chwyciłam telefon i biegłam dalej.
Nie minęło wiele czasu, gdy zobaczyłam coś w oddali. Podchodząc bliżej, zauważyłam, że to Chata. Drewno było matowe, a okna nienaruszone. Otaczała ją góra skał i głazów, które sprawiały wrażenie pułapki. Przy drzwiach wisiała drewniana tabliczka z napisem: „Przewodnik łowiecki”.
Dotarłam do drzwi i zaczęłam w nie walić. Nie chciałam krzyczeć, żeby zabójca mnie nie usłyszał, więc po prostu waliłam bez opamiętania. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że drewno jest stare i spróchniałe, dopóki moja pięść nie przebiła go na wylot, a drzwi rozwaliły się, uwalniając chmurę drobinek kurzu i trocin.
Nie wiedziałam, czy wejść. Wahałam się tak bardzo, że obejrzałam się za siebie z zamiarem obrania innej ścieżki. Wtedy zobaczyłam sylwetkę stojącą na szczycie jednego z głazów. Promienie słońca z tyłu sprawiały, że była ona niemożliwa do rozpoznania i złowieszcza. Czy to był on? Czy mnie widział?!
Kierując się instynktem przetrwania, weszłam do Chaty.
Moja nadzieja na znalezienie pomocy zniknęła w jednej sekundzie.
W środku nie było nikogo, jedynie strużki światła wpadające przez okna i zniszczony dach. Pachniało pleśnią i wilgotnym drewnem. Stare, podarte i pokryte kurzem meble wyglądały jak rozkładające się zwłoki. Wnętrze było opustoszałe.
Spojrzałam na swój telefon. Trzęsły mi się ręce. Wybrałam alarmowy dziewięćset jedenaście, ale gdy tylko przyłożyłam telefon do ucha, połączenie zostało przerwane. Nie było zasięgu. Z nadzieją zaczęłam szukać odpowiedzi na wiadomość, którą wcześniej wysłałam do Eris.
Jeśli nie napiszę do Ciebie ponownie w ciągu 20 minut, powiadom policję, że jestem w lesie.
Wiadomość nie dotarła ze względu na brak zasięgu.
Ruszyłam korytarzem z zamiarem znalezienia jednego z tylnych okien, by wyjść drugą stroną. Kiedy wchodziłam do jednego z pokoi, pod moimi stopami zaskrzypiała drewniana podłoga. Łóżko nie miało materaca, wszędzie były pajęczyny, a gruba, poplamiona i zakurzona zasłona zakrywała jedyne okno. Kiedy ją odsunęłam, zobaczyłam solidną kamienną ścianę. Nie dało się wydostać.
Weszłam do drugiego pokoju. Tam sytuacja się powtórzyła. Tym razem okno było zablokowane przez skały otaczające Chatę.
Próbowałam coś wymyślić, choć zachowywałam się chaotycznie i kręciło mi się w głowie, dyszałam, czoło miałam zlane lodowatym potem, ręce mi się trzęsły.
Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić.
Nagle jednak usłyszałam skrzypienie zawiasów drzwi. Ktoś właśnie je otwierał.
Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się we wszystkich kierunkach. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się w moim polu widzenia, były drzwi do piwnicy. Tak, najgorsze miejsce w horrorach, które oglądałam, ale jedyne dostępne w tym momencie, więc udałam się w tamtym kierunku.
Ruszyłam w dół po schodach. Echo odbijało się pod moimi pospiesznymi krokami, jakby stopnie miały się zawalić. Było tam bardzo ciemno i śmierdziało zgnilizną, ale wszystko, czego potrzebowałam, to się ukryć. Albo cóż, gdybym znalazła coś do obrony, to też by wystarczyło. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam, jak używać czegokolwiek jako broni. Mogłabym zaatakować, by spróbować się obronić, ale nie chciałam być do tego zmuszona…
Nie było tam jednak żadnej broni ani ostrych przedmiotów, nawet śrubokrętu. Gdy tylko włączyłam latarkę telefonu komórkowego, zobaczyłam kilka rzędów półek z puszkami farby i pustymi pudełkami. W tle stare, zniszczone drzwi. Przyszło mi do głowy, że może to być wyjście do innego miejsca, a może ślepy zaułek. Jeśli to drugie, to było już po mnie, ale nie traciłam nadziei, dopóki nie miałam noża wbitego w oko.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je.
Lodowaty prąd przeszył moją skórę.
A potem zobaczyłam tylko ciemność.