-
W empik go
Dante: studja nad Komedją Bozką - ebook
Dante: studja nad Komedją Bozką - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 332 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Żadnemu może z wielkich poetów, przedstawicieli przeszłości, słuszniej się nie należy jak Dantemu to nadużyte określenie – że sobą, całą uosabia epokę; – żaden w istocie, prócz Homera, nie wcielił tak swego wieku, jego charakteru, jenijuszu i wiedzy, jak wielki wieszcz florencki – I'altissimo poeta.
Żaden też z chrześciańskich poetów nowej ery nie jest nadeń bardziej chrześciańskim, wybitniej synem tego świata, który na gruzach pokruszonej starożytności się wznosi. – Postać to tak wielka, takim obleczona majestatem jenijuszu, cierpienia, potęgi ducha i serca potęgi, że nad nią aż do naszych czasów w dziejach umysłu ludzkiego nie znajdujemy ani większej, ani powszechną zgodą, wieków jednogłośniej uznanej.II.
Podróżny, który z równin naszych i zielonych pagórków ciszą obwianych po raz pierwszy dostaje się do tych krajów których grzbiet połamały kataklyzmy i spiętrzyły w massy olbrzymie wiekuistemi pokryte śniegami – gdy ujrzy na ciemnym szafirze nieba te białością swą olśniewające szczyty, nie dowierza swym oczom, zdają mu się widmami i chmurami. Takim snem poetycznym zjawia się Montblanc w srebrnym swym płaszczu, a kto chce dostać się do jego wierzchołka, często drogę życiem przypłaca.
Wrażenie Alp tych czynią olbrzymy, które po nad tłumy wzniosły się jenijuszem nieśmiertelnym, im także by je zbadać, życie potrzeba poświęcić. Każda szczelina, każdy strumień, każda skała, składa się na ten świat dziwny, wielki, straszny i wdzięczny, niepodobien niczemu, w sobie cały. W literaturze wieków Dante jest jedną z tych gór niedostępnych.III.
Dante jest to samoistnie budząca się poezya chrześciańska, która się zjawia od razu w całym blasku – nieprześcignionym do dziś dnia.
Osobliwym a nieszczęśliwym trafem w literaturze narodu wzrosłego serdecznem poślubieniem całej chrześciańskiej idei, na tej ziemi, która broniła ewangelii nietylko mieczem, ale całym swym żywotem, – w Polsce długo jest głucho o Dancie. Aż do ostatnich niemal czasów imie jego nam obce, wielka pieśń nieprzyswojona i nieznana. W epoce w której nas łączą najściślejsze z Włochami stosunki, gdy młodzież nasza kształci się w Padwie, poeci przekładają poemata i uczą się na ich wzorach – ledwie jedną pobieżną znajdujemy wzmiankę dowodzącą, że imie nieśmiertelnego wieszcza – do nas dobiegło. – Jest to faktem tem trudniejszym do wytłumaczenia, że nigdzie może Bozka Komedja lepiej pojętą i ocenioną by być nie mogła, jak u nas. Tymczasem aż do XIX wieku Dante pozostaje nam prawie zupełnie nieznanym, i gdy inne narody jak wspólną własność chrześciaństwa przyswajają sobie to arcydzieło, usiłując wniknąć w jego ducha, badają piękności i rozsłaniają tajemnice, gdy gdzieindziej całe księgozbiory stanowi już literatura Dantejska – my ledwie się jeszcze uczemy imienia wieszcza.
Do dziś dnia mamy zaledwie jeden zupełny, nie bez wielkich zalet, przekład Juljana Korsaka, kilka prób niedokończonych, a całkiem zbywa nam prawie na studjach własnych nad tą epopeją, której badanie starczy na zapełnienie życia człowieka.IV.
Tak wielostronnie pięknem i wielkiem jest to dzieło, tak w sobie wiele zamyka, że zbliżenie się doń, nie rozczarowanie, ale coraz większy zapał obudza. Lekceważyć Dantego ten tylko może, kto go nie zna, lub zaznał z dalekiego o nim rozgłosu.
Blizko sześćset lat dzieli nas od tej epoki w której, w boleściach wygnania, w ucisku ojczyzny wielki poeta wyśpiewał Komedją Bożą. – Zaraz po zgonie tułacza rozpoczęto ze czcią religijną wpatrywać się w nią i badać spuściznę nieśmiertelną którą po sobie zostawił – literatura więc Dantejska urosła ogromnie, a przedmiot zdaje się na oko wyczerpanym. W istocie jednak tak nie jest. Jak wszystko prawdziwie piękne i nacechowane piętnem jenijuszu, Komedja Dantego dostarcza do dziś dnia nowych myśli i coraz jaśniejszych promieni.
Z obawą przystępujemy do tego przedmiotu, którego rozmiar i ważność czujemy; skłania do tego nadzwyczajna piękność i wielkość dzieła z jednej, małe jego u nas rozpowszechnienie z drugiej strony.
Nie potrafiemy wyczerpnąć całego zadania, ale się nam może uda wskazać drogi, zachęcić do poznania największej z epopei nowszych czasów.V.
Dante, powiedzieliśmy, przedstawia nam sobą, całą epokę, to też bez bliższego poznania czasów, w których żył, cierpiał i wieszczył, poznać go i ocenić nie podobna.
Cała ta mglista przestrzeń kilku wieków, w których nowa społeczność kształci się, urabia, przetrawia na swą korzyść resztki starożytnej wiedzy i cywilizacyi – dotąd w ogóle mało jest znana, a była nie słusznie wzgardzoną.
Długo imieniem wieków barbarzyńskiej ciemnoty nazywano te czasy, osłaniające kolebkę nowej ery. Nawykliśmy uśmiechać się z jej nauki, z form suchych, z naiwnych ale pełnych żywotności utworów – które zjawiają się rzadko wpośród ciężkich walk wszelkiego rodzaju, jakie narody odbywać muszą, zdobywając posady przyszłości.
W istocie nie jest przynęcającem badanie tych początków rodzącego się światła, od X. do XIII. wieku, ale przedmiot to jako Studjum historyczne niezmiernej wagi.
W łonie tego pozornego zamętu, acz jeszcze nie wyraźnie ukształtowane zjawiają się zarodki tego wszystkiego, co ma w XV. i XVI. tak bujnie rozkwitać. Wieki te są pradziadami cywilizacyi odrodzenia, a pod ubogą i szorstką ich suknią, biją rycerskie serca, nieustannego trudu niepokojem.
Zajmującem też nad wyraz wszelki jest dochodzenie dróg jakiemi szła ludzkość do zawiązania węzła między światami dwoma, do pojednania tradycij pogańskich z nauką chrześcijańską. Cała praca duchowa, po większej części niewidzialna, odbywająca się wśród tych ciemności od X do XIII wieku, ma właśnie za główne zadanie, z resztek tradycij starożytnych, zdobyć spuściznę dla chrześcijańskiego świata.
Ale w jakże trudnych okolicznościach odbywa się ta mozolna praca około posad przyszłości!
Począwszy od X wieku, widziemy wszędzie, jakby pozostałość po przeszłym zamęcie – boje, rozterki, walki bez samowiedzy celu, ale z których niezłomne prawo postępu wyradza niespodzianie co ma mu posługiwać i ludzkość pchnąć na nowe tory. Nie raz pycha i żądza panowania małego bohatera oczyszcza drogę wielkiej prawdzie; – przy dogorywającym blasku starego cesarstwa, które jednoczyło ludy – wybija się tu i owdzie chętka samoistności, odosobnienia, ambicya jednostek, która nie wie iż jest narzędziem przyszłej swobody. To nawet co się nam wydaje błędem lub trafem, prowadzi wedle niezbłaganego prawa rozwoju ludzkości… do opatrznego skutku i końca, zawsze ku lepszemu, ku wyżynom. Ale drogi przez które się idzie ku nim, są ciężkie.
W tym osławionym Xym wieku, który nam po sobie zostawił tylko ślady pracy umysłowej Arabów, na chwilę zdających się chcieć przejąć spuściznę Grecij i Rzymu, – dzieła Konstantego Porfyrogenety, który z miłości dla nauki i sztuki, rządy państwa zaniedbywał, – wreście kroniki, jak Flodoardową i Luitpranda, – w tym dziesiątym wieku już nie jest ani tak ciemno, ani tak dziko, – jak się niegdyś dziejopisom zdawało.
Nauka, miłość światła, tradycije cywilizacij, chronią, się wprawdzie w ciaśniejsze koła – przechowywane są, przez niewielu, ale Znicz ten święty nie gaśnie. Zostaje zawsze iskra na ołtarzu, z której dłoń wieku i jenijuszu ogień rozpalić potrafi.
Wiek ten dziesiąty, do wspólnej pracy ludów cywilizowanych, razem z chrześcijany powołuje Słowian, Czechy, Polskę i Ruś. Północ skandynawska rozświeca się także. Potrzeby nawracania zmuszają, do nauki języków dotąd wzgardzonych i są pierwszą, do kształcenia ich pobudką.VI.
Z łona puszcz Germanij, wychodzi na pole czynu naród niemiecki, do długich walk powołany – pierwsze jego pieśni tchną walką o podbój świata.
Ważą się losy, wśród upadku greckiego państwa, zamierającego powoli jakby snem przedgrobowym – wśród zwycięztw Turków i Arabów, wpośród bezsilnych starań o odbudowanie cesarstwa rzymskiego w Europie – przyszłość wyrabia się tajemnicza, niepochwycona. Jedenasty wiek, epoka wojen krzyżowych – pracuje także dla przyszłości, gromadzi jej nasiona; nie pozostają, one bez wpływu nawet na piśmiennictwo późniejsze. Tymczasem oświeceńsze umysły, zaprzątają zawsze jeszcze kwestje religijno-filozoficzne. W tej epoce, religij od filozofij oddzielić jeszcze nie można. Teologija jest polem na którem umysł ludzki porusza się aby nie odrętwiał. W uczuciu religijnem, którem wieki te są przejęte całe życie ich się jednoczy – ono im główną nadaje cechę. Wiara dźwiga narody, do największych ofiar podbudza, roznamiętnia do czynów bohaterskich, wyradza walki płodne, ale nie daje też wygasać ideom wielkim, zasadom nieśmiertelnym, które z chropawej łupiny rozwić się i bujno rozrosnąć mają. Te na pozór drobnostkowe spory realistów z nominalistami, które się nam dziś zdala, gdy zgasła myśl co je ożywiała, martwemi i czczemi wydają, – są jakby gymnastyką myśli, krzepiącą ją, nie dającą jej otrętwieć. Z drugiej strony wiek to, w którym języki młode, poczuwają swe prawa do życia. To co nie dawno jeszcze barbarzyńskiem uznawane, miało tylko prawo umierać i być pochłoniętem a wzgardzonem – wypowiada się już żyjącem i do życia zdolnem. Fenomen to znaczący, który zwiastuje narodzenie się nowej idei. W świecie pogańskim cesarstwo, Rzym, jego język i obyczaj pochłaniał wszystko; teraz ideą chrześcijańską równouprawnione do życia, poczuwają się w sobie narody i o wyswobodzenie, o samoistność domagają. Reforma społeczna, którą od jednostki poczęło chrześcijaństwo, dosięga idei państwowej.
Język łaciński pozostaje zawsze wielkim mistrzem i wzorem – ale jego dzieci i wychowance upominają się o wydzielenie spuścizny, i odbierają ją same.
Praca około cywilizacij, która była przywilejem jednej mowy Rzymu i Cezarow – praca duchowa poczyna się dzielić. Toż samo zwiastuje iż cywilizacyjnych swych celów ludzkość innemi chce poszukiwać drogami, aby łatwiej do nich doszła.
Zjawienie się języków nowych, jest pierwszem wykluciem się idei narodowości.VII.
W dwunastym wieku już to życie umysłowe, które jest celem i końcem ludzkości na ziemi, coraz rozwija się silniej, coraz żywszem bije tętnem. Ma ono wszystkie cechy młodzieństwa swego; rzuca się z zuchwalstwem i potęgą młodości na zadania najniedostępniejsze, na kwestije pozaświatowe; skrzydłami Ikara, nim poznało ziemię – chce niebios dosięgnąć. Najzawilsze teologiczne badania zajmują umysły i roznamiętniają tłumy, – religija jest zawsze jeszcze głównym placem szermierki umysłu ludzkiego.
Imiona Abellard'a, Piotra Lombardo, Arnolda z Brescij, św. Bernarda; zjawienie się sekt Albigensów i Waldensów, zwiastunów wczesnych protestantyzmu, poświadczają, o tem.Żywot wiekuisty z żywotem ziemskim tworzą jeszcze jednę, spójną całość i wiara panuje tym wiekom.
Obok pisarzy teologicznych, mnoży się też liczba kronikarzy i historyków – poezija w języku ludu wszędzie próbuje sił swoich, aby nic do tego chóru nie brakło, obok rozpraw najwznioślejszej treści, dotyczących istoty Boga i natury człowieka, – ożywa się już ironija, śmieje szyderstwo, budzi satyra zjadliwa i bezlitosna wołająca o reformy obyczaju zgodne z nauką wiary.
Rozbudzenie do pracy ducha już w tym wieku jest uderzającym, zapowiada ono postępy dalsze, których nic powstrzymać nie może. – Wiedza i nauka powoli przekraczają mury klasztorów i w różnych postaciach przenikają w społeczeństwo chciwie ich spragnione.
Odrodzenie to wszędzie zarówno w Europie czuć się daje, na północy w Skandynawij, we Francij trubadurów, w Anglij, w Niemczech, na dworze Komnenów, u Arabów studijujących Galena i komentujących Arystotelesa, w literaturze rabbinicznej, która ma swego Benjamina z Tudeli.
Obok tych młodzieńczych entuzjazmów, niezbłagane szyderstwo, to może najciekawszy duchowy fenomen tego wieku. Literatura urzędowa poważna, stanowi tylko połowę tego życia dwutwarzego epoki. Daleko mniej znana dziś, a więcej rozpowszechniona naówczas, krążyła w odpisach po klasztorach i dworach satyra protestująca w imie idei chrześcijańskiej przeciwko obyczajom pogańskim. Ze zbiorów Grimma i Schmellera, Wright'a i Dumeril'a można ją cokolwiek poznać. Sztuka która jeszcze ani pojęła ani doścignęła ideału, już pod wrażeniem tych usposobień wieku skłania się ku przedwczesnej karykaturze. Portyki świątyń i karty psałterzów okrywają się szyderstwy z tej społeczności, która, spierając się o niepościgłe prawdy wiekuiste, do życia ich zastosować nie chce.
To poczucie fałszu i nielogiczności rozbudza się naprzód w massach, objawia bezkształtnie, przechodzi niemal wzgardzone – ale trwa i rośnie pokątnie aż je w XVI wieku silniejsze umysły, śmielsze dłonie, pochwycą jako oręż do walki.VIII.
Wiek XIII. w którego drugiej połowie urodził się Dante, jest dalszem a coraz bujniejszem rozwinięciem pracy w poprzednim rozpoczętej. Naprzeciw zepsutemu społeczeństwu, którego obyczajów wiara oczyścić nie mogła – protestuje zawsze taż satyra nielitościwie przez usta żaczków i młodzieży, – ale silniej jeszcze nad nich, życiem ubóstwa, pokory, wyrzeczenia się samego siebie, wyczłowieczeniem, posunięciem do krańców ostatecznych spełnienia przepisów ewangelij – protestują św. Franciszek z Asyżu i Dominik.
Pierwszy szczególniej jest jakby odnowicielem prawdy, bo wcieleniem żywota wedle nauki ewangelij, posuniętego prawie za kres mocy ludzkiej. Naprzeciw zbytkom i rozpuście stawi się dobrowolne ubóstwo, szczęśliwa nędza, zwycięztwo ducha nad pokonanem ciałem.
Mnożą się szkoły, księgi i jenijusze, nauka wyrasta z jakichś niedostrzeżonych odrobin, które od wielkiego kataklyzmu rozproszone leżały. Tłumy uczniów, chciwych wiedzy, zalegają przedsienia uniwersytetów, których liczba się pomnaża.
Miłość nauki staje się niemal gorączką; młodzież uboga spędza noce na słomie u drzwi sal, aby słuchać wykładu mistrza; płynie tysiącami do tych źródeł światła, a zadania, które dziś nikogo nie roznamiętniała, rzekłbym nawet nie obchodzą, zadania natury istnienia, żywota pozaświatowego, losu i przeznaczeń człowieka, przyrody i władz ludzkich, zadania najsuchsze, najoderwańsze, budzą zapał aż do extazy posunięty, polemikę aż do nienawiści rozpalającą.
Jest to zaprawdę cechą wieku, który dla przyszłości pracuje.
Wiek też to św. Tomasza z Akwinu, Alberta Wielkiego, Duns
Skota, naostatek za mało dotąd znanego Rogera Bakona, któremu dopiero nowe badania przywróciły sławę należną.
Sam on jeden ze św. Tomaszem, już by z wieku tego stygmat barbarzyństwa zetrzeć był zdolnym.
Obok zdumiewającej nauki i metody Tomasza, uniwersalność Bakona w trzech jego wielkich ułamkowo nam znanych dziełach zawarta, jest na ten wiek prawie nie wytłumaczoną.
W głównem Opus majus, Bakon już zakłada podstawy przyszłości, domagając się swobody dla umysłu a jako metodę zalecając doświadczenie.
Wspominamy tu o nim szczególniej dla togo, że Tomasz z Akwinu w kwestijach teologicznych a Bakon w naukowych, wyświecają nam i tłumaczą niezmierną uczoność naszego poety, zdającego się wiek swój prześcigać a w istocie będącego tylko idealnem jego dziecięciem.IX.
Wśród tego rozświtu nowej ery, gdy Włochy rozbite i rozerwane w walkach gwelfów i gibellinów pożerają się same, a mimo strumienie wylanej krwi mają jeszcze dosyć siły by tworzyć nową sztukę i nowe pieśni – przychodzi na świat jenijusz, który tę epokę ma w sobie najpełniej wyrazić. Historya człowieka jest tu tak niezbędnym komentarzem dzieła, że mówić o Bozkiej Komedij nie dając poznać jej twórcy, byłoby niemożliwem.
Poemat ten to wiek XIII cały i Dante cały. Nie jest to już owa pieśń Homera i Wirgiljusza, z po za której nie widać ich twórcy, pieśń bez cechy własnej śpiewaka, która zarówno dziełem jednego i dziesięciu być może – a w istocie jest utworem narodu nie jednostki. Tu, głównym bohaterem człowiek, wieszcz poczuwający się do godności swej mimo chrześcijańskiej pokory, nie wahający się na barki swe włożyć brzemienia całego epopei nieba i ziemi.
Od poematów starożytnych do tego pierwszego chrześcijańskiego – olbrzymia przestrzeń – niezmierna obojga różnica.
W tamtych występował zbiorowy człowiek, zbiorowy jenijusz wieku w którym jednostka tonęła poświęcona całości; w którym narody były jednolitemi bryłami – tu, staje człowiek pojedyńczy, odkupiona przez Chrystusa jednostka swobodna, poczuwająca się do odrębnego życia.
Jest to poemat nowej ery, której godłem – wyswobodzenie umysłu, przekonań, czynów, poddanych nie woli człowieka ale prawu Bożemu.X.
W najpiękniejszej z dolin cudownej Italij, u kwiecistych brzegów Arno, gdzie na wzgórzu wznoszą się gruzy starej Fesuli, a poniżej roztaczają mury i wieże miasta kwiatów i pieśni, urodził się wieszcz wieku. Kwiaty i pieśni Florencyi wyrosły długo krwią podlewane.
Zburzona okrutnie przez Juljusza Cezara, Fesula zmienia się w bogatą i świetną Florencyą. Oparła się ona Gotom, ale bicz boży Atylla obrócił ją w popiół i gruzy.
Podniosła się znowu i zakwitła, uszedłszy napadu Longobardów, ale w łonie jej, z bogactw i sił zbytku wyrosły nienawiści braterskie. Rozdział ludności, której różne klassy, imieniem i mniemanem pochodzeniem rozdwajać się i panować sobie chciały – niemal u kolebki już widoczny, charakteryzuje dzieje grodu. Zbytek ten żywotności, ilekroć na zewnątrz wylać się nie może, we własnem łonie rodzi walki zabójcze. Pod rozmaitemi nazwami, ostatecznie jako gwelfy i gibelliny, Florentczycy w nieustannym boju i bezładzie, szukają napróżno podpory u obcych, u papieżów i cesarstwa, by jedno z tych stronnictw z pomocą bodaj obcą zwyciężyć mogło. Na nieszczęście zwycięztwo sprzyja na przemiany, chwilowo jednym i drugim, nikt stanowczo góry wziąć nie może, a każdy rok tej walki rzuca w nią nasiona nowe nienawiści, pobudki zemsty, długi krwi nieopłacone. W pośrodku tego miasta wież i zamczysk obronnych, na którego ulicach ciągłe staczano boje, którego każdy kamień był chlubną lub sromotną pamiątką, – lud, patrycyusze, podróżni, legaci papiezcy, cudzoziemskie książęta, musieli przejeżdżać zbrojno i czuwać od zasadzek. Kościelne progi zaledwie mogły powstrzymać zaciętych zapaśników.
Wszystko w tych waśniach gorączkowych brało udział aż do niewiast i dzieci, aż do mnichów i wyrobnika. Dzwony kościelne biją zarówno zwołując na modlitwę i na trwogę. Rzadki dzień wytchnienia. Dziś górą jedni a zwyciężeni idą wygnańcami tułać się po miastach i wsiach sąsiednich; drudzy jutro zwycięzcy na odwet palą, pałace i niszczą domostwa, rabują skarbce i ścinają wczorajszych tryumfatorów. W początku XIII wieku (1215) sceną godną Shakespearowskiego dramatu poczyna się ta wojna braterska.
Piękny panicz Buondelmonti ma zaślubić młodą patrycjuszkę Amidei. Rodziny się zgodziły, ogłoszono małżeństwo przyszłe.
Jednego dnia urodziwy młodzian przejeżdża konno pod oknami pałacu Donatich. Na balkonie stoi matka i córka zakwefiona. Buondelmonti podniósł głowę.
– Hej! hej! messer Buondelmonti zawołała nań z balkonu niewiasta, jakążeś to sobie wybrał żonę? Taki rycerz jak wy, mogłby się sobie o piękniejszą postarać.
Patrz! jam dla ciebie moją córkę chowała!
To mówiąc matka odsłania zarumienione dziewczę – cud piękności.
Buondelmonti oczarowany, rozmiłowany, łamie dane słowo i postanawia poślubić córkę Signory Donati.
Rodzina Amidei, przeważne mająca wpływy – oburzona naradza się nad ukaraniem zdrajcy.
Mosca Lamberti przerywa długie narady – Cosa fatta capo ha! woła w uniesieniu. Działać należy nie radzić.
I gdy w poranek dnia wielkiejnocy, cały w bieli i we złocie, na białym koniu, piękny Buondelmonti z Oltra-Arno przez most przejeżdża, tłum zwolenników Amideich napada go zbrojny, z mieczami, ściąga z konia i zabija.
Ten mord gwałtowniej jeszcze rozdziera miasto na dwa obozy. Domy zmieniają się w twierdze, drogi obstawiają, zasadzkami. Na chwilę zwyciężają gibellini , potem znów wracają, gwelfy.
Lud obiera sobie wodza a gmina korzystając z zatargów miedzy możnemi, przychodzi do władzy. Część gibellinów trzymająca z Manfredem, synem Fryderyka II., wyżeniona z Florencij, szuka przytułku w Siennie. Walka rozciąga się po za mury miasta na grody przyległe. Ale krótko trwa tryumf gwelfów, którzy straszną ponoszą klęskę pod Montaperti. Florencija przechodzi znowu w ręce gibellinów i gwelfy wygnane zyskują sprzymierzeńca w Karolu Andegaweńskim.
Z różnem szczęściem toczy się ta zajadła walka, aż do upadku Manfreda.XI.
Wśród tych bojów, we cztery miesiące po Manfreda śmierci, w Maju roku 1265, przychodzi na świat nasz poeta.
Był on potomkiem starej a możnej rodziny florenckiej Elizeów, wiodącej się od rzymskich przybyszów. Imie Alighierich w początku XII wieku przybrał naddziad jego, ożeniony z dziedziczką tego nazwiska.
Narodzenie wieszcza, wedle legendy, zapowiada się we śnie jego matce, która śni o dziecinie karmiącej się liśćmi laurowemi.
Syn możnych rodziców, pierwsze nauki pobierał Dante we Florencij, której szkół nie brakło, ' urządzonych jak one wówczas były wszędzie, i w siedmiu działach zamykających co pospolitemu człowiekowi znać i wiedzieć było potrzeba. Studja te, jak wiadomo, rozpoczynały się grammatyką a kończyły na astronomij i muzyce.
Wiemy z samego Dantego, iż jednym z jego mistrzów był Brunetto Latini, człek lekki, płochy, zepsuty, pełen wad, ale umysłu niepospolitego; więcej może Francuz niż Włoch charakterem. Dante mieści go, niestety – w piekle, mimo wielkiego serca, miłości i wdzięczności, jakie czuł dla niego. W jego usta kładzie przepowiednie swój przyszłości – jemu przyznaje wszczepienie wiary w nieśmiertelność dzieł wielkich.
Prawie u progu tego życia poety – które już samo jest poematem – spotykamy i tego drugiego mistrza, co po Brunettim nauczyć go miał cierpieć, wierzyć, żyć światłem, duchem, niebem. Tym nauczycielem była miłość a tłumaczem jego – nadziemska istota, Beatryx.XII.
Mówiąc o tem uczuciu, które w całem życiu Dantego i w jego poemacie tak przeważne zajmuje miejsce, a główną, ich jest dźwignią – musiemy się zostanowić, czem była miłość w tamtych wiekach i co tem imieniem zwano.
Jesteśmy od tej epoki i wyobrażeń jej w istocie daleko dalej, niżeli się nam zdaje, a miłości tej… uczucia zrodzonego z pojęć czysto chrześcijańskich, które podnosiło człowieka i uświęcało go, prawie pojąć też dziś nie umiemy. W świecie starożytnym to co nosiło miłości imie, ograniczało się namiętnością cielesną, było szałem, fantaziją, pragnieniem nasycenia – i daje się określić mniej więcej świetną i wyszukaną rozpustą zmysłową. Miłość ta w młodości przybierająca barwy świeże i poetyczne – na starość stawała się ohydną i zwierzęcą.
W świecie tym i niewiasta też cale inne zajmowała miejsce, była ona sługą, powiernicą, przyjaciółką, kochanką, gospodynią – ale nie stała się jeszcze człowiekiem równym mężowi; namiętności z ideału strącały ją do roli upodlonej bachantki.
Niewiasta swobodna, dopełniająca człowieka, mająca swem ukazaniem się na scenie zmienić społeczność całą, stworzyć świat nowy – rodzi się dopiero z chrześcijaństwem. Prototypem jej jest ideał – dziewica matka Boga. Od czci tego ideału niewiasty poczyna się uświęcenie, podniesienie, wyswobodzenie kobiety, która nawet matką na czole powinna nosić dziewictwo cnoty, promień niewinności.
Z kobietą nową zmienia się miłość dla niej – z namiętności staje się uczuciem, czcią, niemal ubóstwieniem piękna ciała i ducha zarazem, czystości i świętości.
Nic lepiej odmalować nie potrafi miłości tej idealnej, platonicznej, podnoszącej się aż do mistycznych dusz ślubów, nad historją Dantego i Beatrysy, skreśloną przez niego samego w Vita Nuova. Tą epoką nowego rozpoczętego żywota jest dlań pierwsze na Beatrysę wejrzenie.
Dante był naówczas dziesięcioletnim chłopakiem, Beatryx ośmioletnią dzieweczką. Ujrzał ją na uroczystości wiosennej, wśród wesołego grona, skromnie różowo ubraną. Widok jej raził go jak piorunem "duch mój przerażony, pisze – drżał wszystkiemi tętny, jakby czuł nadchodzącego i zwiastującego się bóstwa potęgę. Ecce Deua fortior me, qui veniens dominabitur mihi Oto Bóg silniejszy nademnie, który przychodzi by mną zawładnął. "
Cała ta księga, która nosi tytuł: Żywot Nowy (Vita nuova) poświęcona jest dziejom uczucia najczystszego, kryjącego się z sobą, nieśmiejącego wypowiedzieć, noszonego w duszy jak skarb najdroższy i stanowiącego w istocie drugie jakby życie odrębne, wcale niespojone z rzeczywistością. Wypadki tej miłości są tak proste, tak raczej nieznaczące iż wielkie tylko i przepotężne uczucie mogło je podnieść do znaczenia jakiego nabierają w tej księdze.
Dla ludzi co nie są w stanie podnieść się do pojęcia tej miłości – historya to prawie dziecinna. Drugi raz spotyka Dante Beatryx już osiemnastoletnim młodzieńcem, całą w śnieżnej bieli, idącą ulicą wpośrodku dwóch drugich niewiast. Beatryx pozdrawia go tak mile, iż Dante, do którego po raz pierwszy przemówiła w życiu, zachwycony, upojony jej pięknością – ucieka, szuka samotności aby się tym obrazem napawał.
W tem odosobnieniu ma widzenia i ekstazy, miłość jego wylewa się w ślicznych i wdzięcznych sonetach, tej formie włoskim ulubionej poetom, łączącej w sobie powagę poematu ze wdziękiem piosenki.
Sonet zaprzyjaźnia go z drugim młodzieńcem, poetą Guido Cavalcanti.
Dziwne to zaprawdę, trwożliwe uczucie Dantego, przez całe niemal życie Beatrysy jak najstaranniej się ukrywa. Poeta widocznie rozkochany udaje, iż przedmiotem jego miłości jest inna niewiasta, ażeby drogiej swej tajemnicy nikomu nawet domyśleć się nie dać. – Ma w tem rozkosz jakąś by uwielbienie swe dla niej zakryć przed oczyma wszystkich, a nawet przed tą, która jest celem miłości. –
Ażeby zrozumieć, co on nazywa miłością, przytoczyć trzeba co Dante odpowiada przyjacielowi, który go pyta – co miłość?
"Miłość a serce szlachetne – to jedno. Ona bez niego wszak istnieć nie może. – Jako rozumna dusza bez rozumu."–
W innym sonecie powiada, że gdy na nią patrzał, nie miał w świecie nieprzyjaciela, kochał wszystkich, przebaczał całemu światu – i o cokolwiekby go był wówczas kto spytał, nie umiałby nic innego odpowiedzieć, nad ten jeden wyraz – Miłość.
W Convito (I. 2) obawiając się, aby o uczucie ziemskie z fałszywego wykładu swych poezyi pomówionym nie był, powiada jeszcze wyraźniej:
– "Lękam się, aby mnie nie posądzono o namiętność wielką, która w pieśniach mych zdaje się panować nademną – ale ohyda ta ustaje, gdy zważycie słowa moje – pokazują one, że nie namiętność mną powodowała – ale cnota. "
Miłość więc dla Dantego, to było uszlachetnienie, to było, że użyję wyrazu naszego poety – wyanielenie człowieka.XIII.
Beatryx zajmuje w istocie rolę przewodniczki cnoty w życiu poety i jego poemacie – prowadzi go do niebios. W zjawisku tem nie ma nic ziemskiego, jest to objaw Boży – wiodący do Boga. Bez niej nie byłoby poematu… Ona jest widzeniem niebios i aniołów; króluje pieśni, która na cześć jej jest wyśpiewaną.
Napróżnoby w Beatrysie chciano upatrywać uosobienie jakieś – postać zmyśloną, – tysiączne świadectwa dowodzą rzeczywistości tego idealnego zjawiska.
Stosunek tych dwojga istot jest dziwny, jak uczucie które je łączy. Dante prawie jej unika, nie śmie przybliżyć się do niej… czci obraz jej w samotności, zapisuje ilekroć ją spotyka; przeczuwa myśli, naostatek przewiduje zgon jej.
Zamążpójście Beatrysy nie zmienia tego uczucia ani je osłabia, śmierć go nie niszczy. (Nawiasowo dodać należy, iż historycznie zamążpójście to dowiedzionem nie jest).
Czytając Vita novella, zdawałoby się z tego zaprzątnienia miłością, iż życie Dantego w tej epoce upływać całe musiało na bezczynnem rozmyślaniu i ekzaltacyi.
Tak przecież nie jest – życie nowe idzie w parze z trudem powszedniego żywota i nie przeszkadza do spełnienia jego obowiązków.
Wszystko to dla nas jest jeśli nie mało pojętnem, to do wytłumaczenia trudnem… nie zwykliśmy dziś do podziału człowieka na pospolitego i nadziemskiego. Uczucia nasze są gwałtowniejsze a mniej trwałe, pochłaniają człowieka, palą się ogniem słomianym. – Tu miłość czysta, nie ziemska, cicha, mająca w sobie coś anielskiego, trwa jak skarb w łonie pogrzebiony – do zgonu.
Historja żywej Beatrysy cała jest w sonetach i objaśnieniach do nich w Vita nuova – pogrobowa w wielkim poemacie. Związek tych dwóch utworów, z których pierwszy mało jest znanym – dla zrozumienia obojga konieczny.
To co Leonardo Aretino zebrał o młodości Dantego, – same wzmianki w Bozkiej Komedji, dowodzą że się nie usuwał od życia czynnego, że obracał się w kole młodych rówienników, dzielił ich zabawy, i spełniał obowiązki jakie nań obywatelstwo wkładało.
W bitwie pod Campaldino znajdujemy go uzbrojonym, walczącym w pierwszych szeregach, narażonym na największe niebezpieczeństwa. O bitwie tej sam Dante pisze w jednym z doszłych do nas listów swoich – dodając iż brał w niej udział.
W r. 1290 umarła ubóstwiana Beatryx, żal po jej zgonie głęboki, mający całemu towarzyszyć życiu, nie wstrzymał go od stawienia się do nowej walki pod Caprona. Może być, iż szukał pociechy, zapomnienia w gwałtownych wzruszeniach i niebezpieczeństwie na jakie się wystawiał.
Wkrótce potem rodzina, lękając się zapewne aby miłość i smutek nazbyt od życia nie oderwały, skłoniła go do zaślubienia Gemmy Donati. Ale małżeństwo to, o którem milczy poeta, które przyjął jako obowiązek a dźwigał jak ciężar, nie mogło być Szczęśliwem, choć zdaje się dosyć długo trwałem. – W końcu węzeł ten musiał stargać, nie mogąc go rozerwać i pozostał samotnym.XIV.
Życie publiczne osładzało mu gorycze domowego; oceniony przez swych współobywateli jako prawy i zdolny, używanym był do licznych poselstw, na dwory rzymski, neapolitański, do różnych miast włoskich, do Karóla Martella itp.
Rozmiary tej pracy nie dozwalają nam wchodzić w bliższe szczegóły tych posług spełnionych szczęśliwie i prawie zawsze pomyślnym uwieńczonych skutkiem.
Długie lata spokoju, dostatki nagromadzone przez Florentczyków, szczęście które im służyło, uzuchwaliło i zepsuło nowe pokolenie. Ze zbytku sił niezużytych zrodziły się znowu w rzeczypospolitej rozterki, podziały, waśnie i boje.
Możni i lud stanęli przeciwko sobie jako nieprzyjaciele – stare wspomnienia podnieciły pożar wojny domowej.
Lud powstał przeciwko patrycjuszom, którzy szczęśliwemu wypadkowi może zawdzięczali iż po ucieczce Giano della Bella nie padli zgnieceni przez tłumy. Skutkiem nowych waśni, gwelfowie podzielili się na czarnych i białych.
Rodzi się tu naturalnie pytanie, do jakiego stronnictwa należał Dante, znajdując się wpośród społeczeństwa roznamiętnionego, w którem pozostać obojętnym zdaje się niepodobieństwem.
Z pism Dantego i z jego życia wnoszono, iż był początkowo z gwelfami, później z gibellinami. W istocie ma się inaczej. Dante w tym wieku namiętności i wyłączności politycznych okazał się wyższym nad swój wiek i spółczesnych. Niebył on ani gwelfem ani gibellinem, czarnym ani białym, był wiernem dziecięciem Florencyi, kochającym kraj, pragnącym dlań zgody i spokoju.
Nie jest to prosty domysł wyciągniony z pojęcia o charakterze wieszcza, ale rzecz udowodniona współczesnemi świadectwy.
W obu obozach szanował on ludzi przekonań szczerych, chęci poczciwych; w obu nienawidził tych co dla swej ambicyi poświęcali ojczyznę i mącili wodę dla własnej korzyści. Żaden ze współczesnych i najbliższych Dantego komentatorów i biografów nie śmie go przedstawić jako zaślepionego i oddanego jednemu stronnictwu. Takie poślubienie interesów partyi nie przystało ludziom serca i zasad – jest to niewola, której poddać się mogą, tylko ci, co swej godności nie czują, ani sobą władną. We wszystkich epokach ludzi stałych przekonań widziemy niezależnemi i odosobnionemi, niewiążącemi się ze stronnictwy, niedającemi uwięzić formułą chwilową. Takim się nam okazuje Dante.
Jeden z późniejszych jego biografów, Balbo, dziwi się a wytłumaczyć sobie nie umie, jak mógł na przemiany żyć z gwelfami i z gibellinami w zgodzie, przyjaźnić się zjednemi i drugiemi. Upatruje on wtem niemal chwiejność jakąś w zasadach. Tak być nie mogło i nie było.
Dante kochał swą Italią, kochał ojczysty gród miłością, która w poemacie tryska strumieniem gorącym, wprost z żółcią przepełnionego serca. Mówiąc o nich, znajduje wyrazy tak namaszczone, tak przejmujące jak Jeremiaszowe treny, podnosi się do wyżyn, na które tylko miłość wznieść może. Ale dla tego że kocha ojczyznę, zbawienia jej szuka nie w ludziach i stronnictwach, ale w zasadach i ideach.XV.
Stan ówczesnych Włoch, wspomnienia dawnej wielkości Rzymu, nareście idee wieku, kazały zbawienia szukać w silnej władzy monarchicznej, któraby była stróżem porządku powszechnego, nie ścieśniając swobód pojedyńczych gmin i grodów.
Włochy rozbite, poszarpane, o które dobijali się przybysze obcy, w których władza papieżów za słaba była by utrzymać pokój (choć go zawsze mogła zakłócić) – w idei Dantego wyrażonej w traktacie o Monarchij i w listach – potrzebowały silnej dłoni coby je zjednoczyć mogła.
Już naówczas zjednoczenie to było pragnieniem i ideałem.
Odbudowanie cesarstwa rzymskiego wedle ówczesnych pojęć i stanu, jedno tylko mogło to zjednoczenie i uspokojenie zapewnić. Pragnąc jedności Włoch Dante, był gorliwym zwolennikiem wskrzeszenia cesarstwa, za szkodliwy i zgubny uważając podział władzy pomiędzy cesarzem a papieżem, który rozstrój i nieład utrwalał.
Nie ofiarą swobód zdobytych przez pojedyńcze gminy, chciał on spokój okupić, ale pojmował że porządek da się pogodzić z niemi, byleby wódz naczelny stał silnie na straży prawa.
To posłannictwo Boże przyznawał on cezarom, mającym uspokoić Włochy, pohamowaniem swawoli chwilowo przeważających a burzliwych stronnictw.
Wedle idei swojego wieku był on za zjednoczeniem Włoch i za prawem przeciwko sile zwierzęcej a chciał władzę zlać w namaszczone ręce, któreby obok miecza poświęconego, szalę sprawiedliwości trzymały.
W ostatniem rozpadnięciu się Florentczyków na czarnych i białych gwelfów, Dante pozostał po stronie umiarkowanych i chociaż zdaje się że Donati (Czarni) byli rodziną jego żony, trzymał ze stronnictwem Cerchich, które mniej się okazało gwałtownem.
BESTSELLERY
- EBOOK16,99 zł
- EBOOK16,99 zł
- Wydawnictwo: Liber ElectronicusFormat: EPUB MOBIZabezpieczenie: Watermark VirtualoKategoria: Klasyka"Jądro Ciemności" Josepha Conrada (Józefa Teodora Korzeniowskiego) odsłania mroczną twarz kolonializmu, uosabianą przez postać bezwzględnego i całkowicie wyzutego z człowieczeństwa handlarza Kurtza...2,99 złEBOOK2,99 zł
- EBOOK16,99 zł
- EBOOK3,84 zł