Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Dark Elite. Rozpacz. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 czerwca 2025
43,99
4399 pkt
punktów Virtualo

Dark Elite. Rozpacz. Tom 2 - ebook

Jak daleko się posuniesz, żeby poznać prawdę?

Introwertyczna Lucia zgłasza się na kurs wspinaczki. Chce dowieść sobie i innym, że jest w stanie wyjść poza własną strefę komfortu. Na kursie spotyka swojego byłego chłopaka Bena, który także studiuje na elitarnej uczelni Corvina Castle. Znów zaczyna między nimi iskrzyć, co zupełnie nie jest Lucii w smak. Ben należy bowiem do stowarzyszenia studenckiego Fortuna, które – jak podejrzewa dziewczyna – ma coś wspólnego ze śmiercią jej współlokatorki. Czy z pomocą Bena odkryje prawdę? I czy ich miłość dostanie drugą szansę, skoro na przeszkodzie stoi nie tylko przeszłość, lecz także przyszłość? Lucia i Ben muszą się zdecydować: związek czy realizacja osobistych celów?

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8387-990-1
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Lucia

Biało jak okiem sięgnąć. Z uśmiechem przyglądam się łące u swoich stóp. Aż do samej doliny ciągnie się pole niezliczonych narcyzów. Dookoła ich kielichów latają trzmiele. Na horyzoncie majaczą Jezioro Genewskie i panorama Alp. Nie ma dla mnie piękniejszej pory roku.

Opadam plecami na koc i wpatruję się w bezchmurne niebo. Jest niebieskie i bardzo przejrzyste, słońce grzeje mi twarz.

Zamykam oczy, napawam się ciepłem promieni piekących mnie w nos i wsłuchuję w bzyczenie owadów.

Gdzie też podziewa się Ben? Przychodzimy tu co roku właśnie o tej porze. Kiedy pola narcyzów stają w kwiatach, a wiosna zaczyna się na dobre. Jej nadejście jest dla mnie jak zaczerpnięcie powietrza po długim bezdechu. Jak nowy początek. Piękno. Znaczy tyle, ile Ben.

Znów siadam, osłaniam oczy dłonią i spoglądam na ścieżkę. Mieliśmy przyjść tutaj razem, ale Ben chciał jeszcze odebrać młodszą siostrę od koleżanki. Dlatego weszłam tu sama, z koszem piknikowym i kocem. Do tego czasu jednak Ben powinien był już chyba odprowadzić Lotte do domu.

Nerwowo skubię sukienkę w kwiatki. Wiem, jak bardzo podobam się w niej Benowi. Kiedy ją wkładam, nie trwa długo, jak zsuwa mi ramiączka. Wyzwala mnie z miękkiego materiału, po czym całuje każdy milimetr mojego ciała. Zgłębia je tak, jakby widział je po raz pierwszy, chociaż zna mnie – po dwóch latach związku – na wylot, jak własną kieszeń.

Serce w piersi spuchło mi jak balon. To prawdziwe zrządzenie losu, że w dziesiątej klasie uderzyłam Bena drzwiami. Kiedy mnie pokochał, jakbym odnalazła dom. Czuję się przy nim bardziej na miejscu, niż kiedykolwiek będę się czuła w willi mojego ojca.

Na dźwięk kroków ogarnia mnie lęk. Zaraz jednak moje usta wyginają się w uśmiechu. Już tu jest! Z daleka dostrzegam jego rudą czuprynę. Nie jest to taki odcień rudości, który wpada niemal w pomarańcz, jego włosy mają raczej kolor złamanej miedzi. Wiele osób twierdzi, że Ben przypomina Archiego z Riverdale. Ja jednak nie dostrzegam podobieństwa między nim a bohaterem serialu. Dla mnie Ben jest wyjątkowy.

Unoszę rękę i macham, żeby zwrócić na siebie jego uwagę. Kiedy podchodzi bliżej, od razu widzę, że coś się stało. Rozpoznaję to po jego minie. Sposobie, w jaki marszczy czoło. Ułożeniu ust, które nie uśmiechają się – jak zwykle w mojej obecności – tylko zaciskają w wąską kreskę. I po jego oczach. Po bijącym z nich żalu, po braku błysku.

Coś jest nie tak.

Uśmiech gaśnie mi na twarzy. Natychmiast ściska mnie w żołądku. Zrywam się z koca i niemal wywracam kosz z jedzeniem. Biegnę do Bena, sięgam po jego rękę, a on robi unik.

– Ben – mówię stłumionym głosem. – Co się stało?

– Chodź, usiądziemy.

Jakby zwlekając, łapie moją dłoń i ciągnie mnie na koc. Piękno białych narcyzów schodzi na dalszy plan. Nagle słońce przestaje mnie grzać. Robi mi się zimno. Ucisk w żołądku się nasila. Boję się. Co takiego się stało? Przecież dziś rano normalnie rozmawialiśmy przez telefon. Przekomarzaliśmy się i nie mogliśmy się doczekać tej wyprawy. A teraz? Ben wydaje mi się zupełnie do siebie niepodobny.

– Lucio… – zaczyna.

Sprawia wrażenie zrezygnowanego. Tak bardzo, jak przed dwoma laty. Miałam piętnaście lat, wpadłam spóźniona do szkoły i z całej siły trzasnęłam drzwiami wejściowymi. Te napotkały opór. Nigdy nie widziałam tyle krwi, ile trysnęło z nosa Bena. Zachwiał się, a ja złapałam go za rękę. W tym momencie już wiedziałam: chcę jego i tylko jego. Ale po tym incydencie wszystkie moje starannie obmyślane zaloty nie robiły na nim najmniejszego wrażenia. Bądź co bądź, mało brakowało, a złamałabym mu nos. Nie poddawałam się jednak i w końcu udało mi się przebić jego twardy pancerz.

– Przykro mi, ale nie sądzę, żeby to, co jest między nami, miało jakiś sens.

Spadam z obłoków. Łzy natychmiast napływają mi do oczu.

– Że co? Dlaczego?

– Zbytnio się od siebie różnimy, Lu. Nie daję już rady. Nie jeździsz ze mną na turnieje hokeja ani nawet nie chodzisz na imprezy, bo cię nie kręcą, a czasem wręcz napawają lękiem. I jasne, w porządku, ale ja nie chcę dłużej z tego rezygnować. Chcę w pełni korzystać z życia, rozumiesz? Nie zamierzam niczego odpuszczać, chcę się dobrze bawić i realizować swoje cele.

– To znaczy? Nie rozumiem. Przecież do tej pory zawsze udawało nam się znaleźć jakiś kompromis. Twoje turnieje oglądałam na żywo przez internet, a kiedy szedłeś na imprezę, nie kładłam się do późna, żebyś potem mógł do mnie przyjść. Poza tym wcale się od siebie aż tak bardzo nie różnimy, oboje przecież chcemy studiować i…

– Mogłabyś mieć wszystko, ale ty to po prostu odrzucasz.

– Wciąż męczy cię to, że nie interesuje mnie zarządzanie i nie chcę w przyszłości przejąć firmy mojego taty? Myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy.

– To po prostu nie ma dla mnie żadnego sensu. Pewnie nigdy tego nie zrozumiem. – Nabiera powietrza głęboko w płuca. – Dla mnie kariera stoi na pierwszym miejscu. Dlatego nie będę studiować w Genewie.

Chyba się przesłyszałam. Już przed wieloma miesiącami ustaliliśmy, że oboje pójdziemy na Uniwersytet Genewski. Czyżby bez mojej wiedzy złożył papiery na inną uczelnię?

Jednak zanim zdążę go o to zapytać, on mówi dalej:

– I nie mam czasu na związek na odległość. Studia są dla mnie ważne, sama wiesz dlaczego. Muszę dać z siebie wszystko, więc nie mogę… Nie mogę się w kółko miotać między domem a uczelnią, Lu. Muszę mieć wolną głowę, a weekendy poświęcać nauce.

Jestem kulą, uświadamiam sobie. Kulą u jego nogi. Pierwsze łzy opuszczają kąciki moich oczu. Spływają po policzkach, lądują na sukience. Jak krople deszczu. Tylko nie są takie piękne jak one, nie są takie oczyszczające, nie uzdrawiają.

– Do studiów zostało jeszcze kilka miesięcy.

– Wiem, ale tak będzie lepiej. Muszę skupić się na maturze. Jeśli kiepsko ją napiszę, nie dostanę się na uczelnię.

– Na jaką uczelnię? Dlaczego nie w Genewie? Przecież chciałeś tu studiować. Oboje chcieliśmy.

Ben kręci głową.

– Ja… Decyzja już zapadła. Naprawdę bardzo mi przykro. To nie ma związku z tym, co do ciebie czuję.

W mgnieniu oka ból przemienia się we wściekłość.

– Pieprzenie! Gdybyś naprawdę tak mocno mnie kochał, jak zawsze twierdziłeś, toby nam się udało. Na pewno znaleźlibyśmy sposób, żeby przetrwać ten rok, aż skończę szkołę. Nic mnie nie trzyma w Genewie, dobrze o tym wiesz.

– Nie mogę pozwolić, żeby coś mnie rozpraszało.

– A więc ja cię rozpraszam? I tylko tyle?

– Nie, ty…

– I niby dlaczego teraz? – przerywam mu. – Nie dowiedziałeś się przecież wczoraj, że zaczniesz studia rok wcześniej niż ja. Co takiego nagle się zmieniło?

Dosłownie widzę, jak zamyka się w sobie. Jego twarz staje się obca. Ben mnie odcina, odsuwa od siebie, wycofuje się. Podjął już decyzję. Za nas oboje. A ja kompletnie nic nie mogę zrobić. Aż zaczynam szlochać, kiedy dociera to do mnie z całą mocą.

Wszystko ma swój kres. Moje wszystko ma swój kres. Nagle nie mogę złapać tchu, powietrze nie przechodzi mi przez gardło, jakby Ben zaciskał na mojej szyi lasso. I tyle, on mnie rzuca. Kilkoma słowami przekreśla dwa ostatnie lata.

– Przykro mi – powtarza. Tak cicho, z bólem w głosie. On także ma łzy w oczach. Łzy, które jeszcze bardziej doprowadzają mnie do szału. W końcu to jego decyzja. To on mi to robi. Nie ma więc najmniejszego prawa teraz płakać.

Podnosi się z koca, patrzy na mnie z góry.

– Naprawdę dużo bym dał, żeby to miało sens. Ale zbyt się od siebie różnimy.

Zbyt się od siebie różnimy. Te słowa niosą się echem po mojej głowie, zapisują mi się w pamięci, pogrążając moją duszę w najgłębszej ciemności. Nie jestem dla niego właściwą osobą. Coś ze mną jest nie tak. Dlatego nie może dłużej ze mną być.

– Tak będzie lepiej dla nas obojga. Mniej będzie bolało, rozumiesz? Może akurat nie w tym momencie, ale w przyszłości.

Racjonalna decyzja, tak chce mi to przedstawić? Serio?

– Ja… Dziękuję ci za wszystko, Lu. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz.

Czuję, że w tym momencie miarka się przebrała. Tak potwornie mnie to boli, a ból musi znaleźć ujście. Wylewa się ze mnie jak lawa z wulkanu.

– Nie, Ben. Nigdy tego nie zrozumiem! Przenigdy. Bo cię kocham! Ostatnią rzeczą, jaką bym zrobiła, byłoby spisanie ot tak naszego związku na straty. I to jeszcze ponad twoją głową. Ja bym o nas walczyła, zrobiłabym wszystko dla tej miłości. Bo wiem, że dalibyśmy radę. Razem.

Moje tętno wali jak oszalałe, kiedy pełna nadziei czekam na jego reakcję. On jednak tylko smutno się uśmiecha i kręci głową.

– Nie mogę, przykro mi, Lu.

A potem sobie idzie. Z każdym krokiem coraz bardziej się ode mnie oddala, a ja siedzę jak rażona piorunem. Ot, kolorowa plama pośród morza bieli.

Ben schodzi ścieżką, znika między drzewami, nie ma go. Widzę świat jak przez mgłę. Potem coś się dzieje. Moje serce rozpada się na tysiąc kawałków. Jestem pewna, że takie właśnie musi towarzyszyć temu uczucie. Kawałki są tak małe, że nie da się ich pozlepiać. Już nigdy. Rozsypują się po mojej piersi, wbijają w płuca, znikają między narządami; moje serce będzie odtąd już zawsze niekompletne.

Bo czegoś brakuje. Bo nie ma Bena.

Człowieka, który ani trochę mnie nie przypomina, a przez to tym bardziej do mnie pasuje. To moja druga połówka. Zawsze myślałam, że wynika to z tego, że kiedy go poznałam, byłam bardzo młoda. Wciąż zresztą jestem. Ale wiem, że coś takiego zdarza się tylko raz, że nie spotkam już drugiego Bena. Partnera, który rozumie mnie taką, jaka jestem. Który będzie kochać wszystkie moje oblicza. Chociaż no właśnie, czy Ben je kochał?

Szlocham. Przyciskam dłonie do piersi, bo odłamki mojego serca rozrywają mnie od środka. W momencie gdy po raz pierwszy dotknęłam Bena, już to poczułam. Że coś między nami jest. Jakaś więź, chociaż się nie znaliśmy. Ta więź czekała jednak na to, żeby się umocnić. Odnalezienie Bena było najlepszym, co mi się dotąd przydarzyło. A teraz? Siedzę tu, otoczona zwodniczymi kwiatami, i wiele bym dała, żeby nigdy go nie poznać. Żeby nigdy nie doświadczyć, jak smakuje takie szczęście.

Bo jestem pewna, że nigdy więcej nie znajdę kogoś takiego jak Ben.

Biel jak okiem sięgnąć. Kwiaty są rozsiane po całej łące. Nagle nie wydają mi się już piękne. Przypominają odbicie tych milionów odłamków w mojej duszy.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij