Dark Heart (wydanie specjalne) - ebook
Dark Heart (wydanie specjalne) - ebook
Wydanie specjalne! Pierwszy tom serii „Heart”!
Octavia Smith nie chciała wiele od życia — tylko spokoju i świeżego startu. Ale pewnej nocy, wracając przez park, znajduje ciało swojej siostry.
W tym samym czasie w mieście pojawia się Axel — chłopak z przeszłością, której nikt nie chce znać. Brutalny, bezwzględny, nieuchwytny. Ludzie mówią, że nie ma sumienia. A może tylko dobrze je ukrywa?
Gdy ich ścieżki się krzyżują, świat Octavii zaczyna się chwiać. A to dopiero początek.
Książka 18+
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-587-6 |
| Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostrzeżenie
Uwaga!
Poniższy tekst jest fikcyjny i nie ma na celu propagowania żadnych szkodliwych zachowań.
Zanim zdecydujesz się kontynuować lekturę, prosimy o zapoznanie się z poniższymi ostrzeżeniami.
Tekst, który zaraz przeczytasz, porusza bardzo trudne tematy i może wywołać silne emocje, szczególnie u osób wrażliwych na kwestie związane z przemocą, zabójstwem oraz emocjonalnymi kryzysami.
Zawiera on opisy cierpienia wewnętrznego bohaterów, ich zmagań z własnymi demonami, a także sytuacji, które mogą być wyzwaniem psychologicznym.
Fikcyjność:
1. Przypominamy, że wszystko, co opisane w tej książce, jest wytworem wyobraźni autora. Żadne z przedstawionych zdarzeń nie ma rzeczywistego odzwierciedlenia w życiu ani nie ma na celu gloryfikowania czy normalizowania szkodliwych zachowań. Celem jest jedynie zgłębianie emocji i przeżyć bohaterów, a nie promowanie destrukcyjnych działań.
Bezpieczeństwo emocjonalne:
2. Część z nas może przechodzić przez trudne chwile w życiu, a literatura nie powinna być powodem, by czuć się jeszcze gorzej. Zrozumienie, że fikcja jest tylko wyobrażeniem autora, a nie rzeczywistością, może pomóc w uniknięciu wpływu tej opowieści na nasze własne życie.
Wsparcie:
3. Istnieją liczne organizacje, linie pomocowe oraz terapeuci, którzy oferują wsparcie w takich sytuacjach. Nie bój się szukać pomocy — jesteś ważny, a Twoje zdrowie i bezpieczeństwo są najistotniejsze.
Pamiętaj, że nie jesteś sam/a: Nawet jeśli czujesz się osamotniony/a w swoich zmaganiach, ważne jest, by wiedzieć, że są ludzie, którzy cię wspierają. Zrozumienie, że przemoc wobec siebie lub samobójstwo nie są odpowiedzią na problemy, może być pierwszym krokiem w odzyskaniu kontroli nad własnym życiem. Zawsze możesz sięgnąć po pomoc.
Przestroga:
4. Nie wolno powtarzać żadnych przedstawionych w książce czynności! Przemoc, zabójstwa i myśli samobójcze to poważne problemy, które wymagają profesjonalnej interwencji. W przypadku, gdy masz jakiekolwiek trudności z radzeniem sobie z emocjami przedstawionymi w książce, bardzo ważne jest, by natychmiast poszukać wsparcia. Pamiętaj, że Twoje zdrowie psychiczne ma ogromne znaczenie i masz prawo do poczucia bezpieczeństwa.
Pomoc dostępna dla Ciebie:
W Polsce możesz skontaktować się z Telefonem Zaufania dla Dzieci i Młodzieży pod numerem 116 111, dostępnym 24 godziny na dobę.
Możesz skontaktować się również z Centrum Wsparcia dla Osób w Kryzysie Psychicznym pod numerem 800 70 2222.
W wielu krajach dostępne są różne organizacje i linie wsparcia, w tym także linie anonimowej pomocy kryzysowej. Poszukaj lokalnych numerów telefonów i usług, które są dostępne w Twoim kraju.Prolog
„Życie to chaos, a my jesteśmy w nim uwięzieni”.
Zima tego roku była wyjątkowo mroźna.
Śnieg padał od samego rana, a na ulicach panował ten szczególny, świąteczny spokój. W naszym domu, mimo braku rodziców, atmosfera była przyjemna i pełna radości. W kuchni pachniało cynamonem i wanilią, bo właśnie piekłyśmy pierniczki na Boże Narodzenie.
Ava, jak zwykle, zasiadła przy stole, zajadając się chipsami, podczas gdy ja przygotowywałam herbatę.
— Ava, chcesz herbatę? — zapytałam, nie odrywając wzroku od garnka z wrzątkiem, do którego wrzucałam torebki herbaty.
— Tak — odpowiedziała, a jej głos niósł się z salonu. Była typową nastolatką, która potrafiła siedzieć godzinami na kanapie, nie robiąc nic poza objadaniem się przekąskami.
Zalałam herbatę do świątecznych kubków, które już od kilku tygodni stały na stole w kuchni.
To były te same kubki, które mama zawsze wyciągała na Święta. Miały w sobie coś magicznego, coś, co przypominało mi o beztroskich latach dzieciństwa. Wzięłam napary do rąk i ruszyłam w stronę salonu.
Ava siedziała na kanapie, patrząc na telewizor, a jej dłonie nieustannie sięgały po kolejne chipsy. Była już starsza, ale nadal miała ten sam sposób spędzania wolnego czasu, co kiedyś. Zawsze śmiała się, że to najlepszy sposób na życie — zero zmartwień, pełne relaksu.
— No, wigilia za trzy dni, a nasi rodzice wracają niebawem — oznajmiła z radością, wstając, by przyjąć kubek herbaty.
Uśmiechnęłam się lekko, czując tę przyjemną atmosferę. Czułam, że nasza rodzina może znowu poczuć się jak kiedyś.
— Nie myśl, że coś ci kupią, jesteś już za stara — zażartowałam, siadając obok niej na kanapie. Przewróciła oczami, szturchając mnie lekko.
— Mam dopiero dziewiętnaście lat! — odpowiedziała, ale wiedziałam, że mimo tego, jak bardzo chciała uchodzić za dorosłą, nie mogła ukryć radości, jaka pojawiła się w jej oczach na myśl o prezentach. Ja z kolei, choć miałam osiemnaście lat, byłam już w fazie, w której zaczynałam patrzeć na święta bardziej poważnie. W końcu, te dni miały coś magicznego — coś, czego nie mogłam zignorować.
Zaśmiałam się, a jej odpowiedź była tylko pretekstem do kolejnego żartu.
— Stara Ava, babciu, mogę tak ci mówić? — zapytałam, a ona natychmiast rzuciła mi poduszką, celując w moją głowę.
— Zaraz tę herbatę wsadzę ci w… — zaczęła grozić, ale przerwała, gdy zadzwonił telefon.
To był nasz brat, Kian. Gdy tylko zobaczyłam jego imię na ekranie, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Choć był starszy od nas o dwa lata, zawsze potrafił rozładować atmosferę.
— Co tam, braciszku? — zapytałam, przełączając rozmowę na głośno mówiący, by Ava też mogła go usłyszeć.
— Stęskniłaś się? — usłyszałam jego wesoły głos, pełen żartu.
— Oczywiście, Ava też — odpowiedziałam, a Ava zaśmiała się, wiedząc, że Kian zawsze miał w sobie tę lekkość, która nas rozśmieszała.
— Kocham was i będę za godzinę. Rodzice już są? — zapytał, a ja pokręciłam głową.
— Jeszcze nie — odpowiedziałam, ale w tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
— Czekaj, nie rozłączaj się, idę otworzyć — powiedziałam radośnie, wstając z kanapy. Wtedy znowu usłyszałam głos Kiana:
— Dobra, tylko nie piszcz, bo mi bębenki popękają.
Zaśmiałam się i pomknęłam do drzwi. Gdy je otworzyłam, na progu stało dwóch mężczyzn w mundurach. Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje, bo nie wyglądali jak przedstawiciele żadnych służb, których spotkanie mogło być częścią mojego codziennego życia. Mieli poważne wyrazy twarzy, a jeden z nich, ten starszy, patrzył na mnie w sposób, który od razu wzmocnił moje niepokój.
— Dobry wieczór, czy pani nazywa się Octavia Smith? — zapytał jeden z nich, spoglądając na mnie.
Serce zabiło mi szybciej, ale nadal nie byłam w stanie zrozumieć, o co chodzi.
— T-tak, a o co chodzi? — zapytałam, czując, jak niepokój zaczyna narastać w moim brzuchu.
Spojrzałam w kierunku telefonu, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kian odpowiedział na pewno po drugiej stronie, z jakimś cichym dźwiękiem, którego nie potrafiłam rozpoznać.
Starszy mężczyzna spojrzał na mnie i ponownie wypowiedział słowa, które wstrząsnęły moim światem.
— Pani rodzice zginęli w wypadku.
I wtedy poczułam, jak czas na chwilę staje.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam, że moja krew zamarza w żyłach, a powietrze staje się grube i ciężkie. W głowie miałam tylko jedno słowo: co?!
W tym samym momencie na telefonie usłyszałam wrzask Kiana:
— Co?!
I wtedy wszystko zaczęło się sypać.
Czułam, jak moje serce zaczyna walić coraz mocniej, a w oczach pojawiają się łzy.
Słowa, które usłyszałam, nie miały sensu. Rodzice. Moja mama, mój tata — odeszli. I nie potrafiłam sobie z tym poradzić.
Zaczęłam się chwiać, a świat wokół mnie wydawał się rozmazywać. W tym samym momencie poczułam na ramieniu delikatną rękę Avy, która już stała za mną. Wszystko zaczęło się dziać za szybko, jakby rzeczywistość pędziła wokół mnie z prędkością światła.
— Kian, nie… to niemożliwe — wyszeptałam, łzy zaczęły spływać mi po policzkach.ROZDZIAŁ 2
„Genialnie Octavia, jak zawsze w centrum gówna”
„Byliśmy różni, ale co na to nasze serca?”
♕Axel♕
— Musiałeś to zrobić, stary? — pyta z zażenowaniem Oliver, kiedy mijamy dziewczynę, którą ochlapałem. Ona odwraca się w naszą stronę i pokazuje mi środkowy palec. Wygląda na naprawdę wkurzoną, ale nie zamierzam się tym przejmować.
— No co, lubię zabawę — odpowiadam lekceważąco, nie zwracając uwagi na jej gniew. Czasem trzeba sobie po prostu ulżyć.
— Akurat ta była ładnie ubrana — dodaje Dylan, patrząc na mnie z miną, jakby był zmartwiony.
— Zamknij się — rzucam, wstrzymując wzrok na ulicy, a nogi kieruję w stronę Isabell. Gdzie do cholery się zapodziała? Przechodzimy obok jakichś knajp, tłum się miesza, a ja mam tylko jedno w głowie: muszę ją znaleźć.
— Gdzie ta twoja suka jest? — pytam, wciąż wkurwiony, bo opóźnia się już o kilka minut. Zawsze to robi, zawsze.
— Uważaj na słowa, bo cię… — zaczyna mówić Dylan, ale przerywa mu mój telefon. Isabell. To ona. Na chwilę odwracam wzrok, by odebrać.
— Gdzie jesteś do cholery? — warczę przez słuchawkę, nie mając ochoty na uprzedzenia.
— Koło akademika — odpowiada chłodnym głosem, jakby nic się nie stało, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Nie tracąc czasu, ruszam w jej stronę, wciąż z przekonaniem, że będzie się znowu spóźniać. I faktycznie, widzę ją już z daleka. Stoi, oparta o barierkę, z miną, która mówi wszystko: znowu czekała na mnie, ale wcale nie była zadowolona.
Wsiada, od razu rzuca:
— Ileż można czekać, królewiczu?
— Przepraszam, królowo, ale mówi się, gdzie się czeka, a nie „przyjedź i nara” — odpowiadam, z trudem tłumiąc wściekłość. Czasami nie wiem, jak wytrzymuję z nią w jednym samochodzie.
— Po chuj w ogóle wróciłeś? — pyta, patrząc na mnie z irytacją. Ja parskam, bo wiem, że teraz nie będzie łatwo.
— Co, nie tęskniłaś? Widzisz, że Dylan ci źle robił, skoro… — zaczynam, ale przerywa mi.
— Za Dylanem tęskniłam, za tobą nie — mówi z wyraźnym przekonaniem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — Wiesz, że każdy uciekł z uczelni? — dodaje z niesmakiem.
— No przecież wróciłem, to nie mogło być inaczej — odpowiadam, bez większego entuzjazmu. W końcu, mimo wszystko, wróciłem. Niezależnie od tego, co ona o tym myśli.
— Kto został? — pytam, chcąc sprawdzić, kto jeszcze tu jest, kto trzymał się tej samej śmierdzącej rzeczywistości przez ostatnie miesiące.
— Brown, Evans, Wilson, Taylor i ktoś tam jeszcze… A, i Smith — wyznaje Isabell. W mojej głowie zapala się czerwona lampka. Smith? To nie może być przypadek.
— Smith? — pytam, zaskoczony i zaniepokojony.
— Tak, a co? — odpowiada, nie rozumiejąc moich wątpliwości.
— No obudź się, przecież przez Smithów musieliśmy siedzieć dłużej w kryjówce, bo nas oskarżyli za ten wypadek — przypomina mi Oliver, który wciąż nie może pogodzić się z tym, co się wtedy stało.
— Ale że co, to może być ich córka? — pyta Isabell, jakby próbowała to sobie poukładać w głowie. Oczywiście nie ma pojęcia, jak bardzo to skomplikowane.
— Chuj wie. A imię pamiętasz? — pytam, bo czuję, że to kluczowe.
— Nie, bo mówili tylko „Smith” i tyle — odzywa się, jakby to miało wystarczyć.
— Jeśli to młoda Smith, to wiesz, że mamy przejebane. Oskarżą nas za coś, czego nie zrobiliśmy — rzuca wściekły Dylan, który zaczyna już widzieć, gdzie to zmierza.
— Nie zrobi tego, ale musimy ją mieć na uwadze. I przede wszystkim jutro zjawić się na tym nudnym wykładzie — odpowiadam, starając się nie dać ponieść emocjom. Sprawy się komplikują, ale musimy być przygotowani na wszystko.
— Dobra, to dawajcie na wyścigi za miasto — rzuca podekscytowana Isabell, jakby to miało rozweselić naszą grupę. Tak, jakby wyścigi mogły rozwiązać nasze problemy.
Kiedy kieruję się za miasto, wciąż mam w głowie jedno pytanie: kim właściwie są Smithowie i dlaczego nas wrabiali? Dwa lata temu wybuchła afera, w której policjant Smith i jego żona zostali potrąceni przez czarne auto. Od razu padło podejrzenie, że to my, bo tylko my robiliśmy takie wybryki. Na szczęście, nie mieli dowodów, ale i tak musieliśmy siedzieć w kryjówce przez dodatkowe dwa lata. Ktoś nas chciał wrobić, ale tej osoby nigdy nie znaleźliśmy. Dziś wciąż szukam tej osoby, ale dobrze się ukrywa.
Pięć minut później
Docieramy wszyscy na wyścigi. Strefa jest już pełna hałasu, samochody ryczą, a w powietrzu unosi się zapach spalin i benzyny. Tłum krzyczy, ludzi jest całkiem sporo, a w powietrzu czuć ekscytację. Wszyscy są gotowi na akcję.
— Axel, Axel wrócił! — słyszę za sobą znajomy głos, a odwracając się, widzę Thomasa, który przebija się przez tłum. Uśmiecham się na jego widok, bo wiem, że to właśnie dzięki niemu wróciłem tutaj w odpowiednim momencie. Thomas to prawdziwy brat, zawsze wiedział, co się dzieje i nie zawiódł. Czułem się bezpiecznie, kiedy on był obok.
— Thomas, stęskniłeś się? — pytam, z lekkim żartem, uśmiechając się szeroko.
— Wiesz, że tak — odpowiada, podchodząc do mnie z szerokim uśmiechem. Zawsze potrafił sprawić, że czułem się jak u siebie. — Wiesz, jak to jest. Czasami człowiek tęskni za dobrym towarzystwem, a ty nie pojawiałeś się przez jakiś czas. Czułem się trochę osamotniony.
W jego głosie można wyczuć tęsknotę, ale i ulgę, że wróciłem. I choć nie mówił tego wprost, wiedziałem, że oboje czujemy, że bez siebie trochę to nie to samo.
— To jest Layla, a Layla to Axel — mówi, wskazując na dziewczynę obok.
Kiedy spojrzałem na nią, zauważyłem, że ma około sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, drobną sylwetkę, z rudymi włosami, które rzucały się w oczy. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, a jej zielone oczy błyszczały, jakby były pełne tajemnic. Właśnie taka dziewczyna przyciąga wzrok.
— Hej, miło cię poznać — rzucam, wymieniając z nią skinienie głowy.
Layla odpowiada tym samym gestem, ale czułem, że coś w jej oczach się zmienia, jakby była ciekawa, kim naprawdę jestem. Kiedy Thomas wprowadził nas w temat, poczułem się nieco skrępowany, jakby oboje próbowali mnie ocenić.
— To twoja dziewczyna? — pytam, zaskoczony. Thomas zawsze był bardzo wybredny, jeśli chodziło o kobiety, a Layla… Cóż, była inna. To mnie zaintrygowało.
Thomas śmieje się cicho, patrząc na nią z miłym uśmiechem, jakby w końcu odnalazł kogoś, kto pasowałby do jego wymagań.
— Tak, a ty sam? — pyta, nieco prowokacyjnie, jakby nie spodziewał się mojej odpowiedzi.
— A co, ślepy jesteś? — mruczę pod nosem, lekko uśmiechając się, choć nadal mam w głowie inne sprawy. Ktoś tu ma naprawdę ostre pytania, a ja nie zamierzam dawać odpowiedzi na wszystko. W końcu to nie jego sprawa.
— Jak się nazywa córka Smithów? — pytam, zmieniając temat. Zmieniając ton, czuję, jak niepokój zaczyna narastać w moich myślach.
Thomas unika mojego wzroku na moment, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.
— A po co ci to? — pyta, patrząc na mnie z zaciekawieniem, ale nie ma w tym niczego przyjaznego. Raczej coś w rodzaju „Dlaczego chcesz wiedzieć?”.
— Kurwa, odpowiedz! — warczę, wściekły, bo wiem, że to może być kluczowe. W tej sytuacji nie ma miejsca na tajemnice. Odpowiedzi muszą paść natychmiast.
Thomas wzdycha i przez chwilę milczy, jakby rozważał, co powinien powiedzieć, a potem mówi, jakby niechętnie.
— Nie wiem, wiem, że ino jest Ava, najstarszy brat Kian, a najmłodsza nie wiem, nikt nie mówił o niej, ale podobno to zadziora. I nie pogrywa się z nią, bo po śmierci starych nie może dość do siebie. Szuka sprawcy, po prostu mamy małą inspektor na karku. — Oznajmia to tak, jakby była to najprostsza rzecz do opowiedzenia.
Moje brwi marszczą się z zainteresowania. To zaczyna nabierać tempa. Smithowie, cała ta sprawa, a teraz jeszcze młoda Smith… Nie mogę pozwolić, żeby to przeszło bez echa.
— Muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej — odpowiadam cicho, ale z determinacją w głosie. Coś w tej historii mnie niepokoi. Muszę poznać więcej szczegółów.
— Zajmować miejsca! — krzyczy ktoś z tłumu, a ja odwracam się, by zauważyć, że wyścigi zaczynają się zaraz.
Skręcam wzrok na samochód. Mój jest gotowy. Znam ten moment — adrenalina już zaczyna krążyć w żyłach. Poczucie prędkości, rywalizacji, dominacji.
Siadam za kierownicą, przekręcam kluczyk i słyszę potężny warkot silnika. Samochód gotów do akcji. Podnoszę rękę, daję znak i ruszamy z piskiem opon. Zostawiam tego leszcza z tyłu w mgnieniu oka, a mój samochód czuję jak przedłużenie siebie. Jestem na czołowej pozycji, pędzę jak szalony, czuję, że to moje terytorium. Zakręt, kolejny zakręt, ale nie zwalniam. Silnik ryczy, jak zwierzę w klatce. Tylko ja i on, ten gość, którego auto w porównaniu do mojego to malutki sopel lodu. Jego samochód nie ma szans.
Mijam go na końcowej prostej, czuję to. Wyrównuję, wciskam gaz do dechy. Szybciej, jeszcze szybciej. W końcu przekraczam linię mety. Oklaski, piski, wrzaski. Tłum wokół mnie, tłum ludzi, którzy nagle chcą być częścią tego.
— Spierdalać z tymi zdjęciami! — rzucam przez ramię, zirytowany, kiedy banda napalonych dziewczyn zaczyna się cisnąć wokół mnie z telefonami. Czuję się jak w klatce. Tego nie potrzebuję.
Zaczynam się przeciskać przez tłum. Jestem zły, bo ta cała szopka nie ma sensu. W tym momencie dostrzegam go — ten chłopak, który wysiadł z auta. Patrzy na mnie, ale nie podchodzi. Lustruję go wzrokiem. Ktoś znajomy, ktoś, kto przypomina mi jedną z tych starych historii, ale teraz nie mam czasu na wspomnienia. Po prostu odchodzę.
Koniec wrażeń na dziś.
✿Octavia ✿
Siedzę w swoim pokoju, przewijając bez końca social media, ale po chwili orientuję się, że wszystko jest takie samo — nudne i nieciekawe. Wkurzona rzucam telefon na łóżko, aż odbija się od poduszki i ląduje na podłodze. Zamiast dalej tracić czas, postanawiam zrobić coś bardziej sensownego. Podchodzę do mojej biblioteczki, biorę pierwszą lepszą książkę z półki i zaczynam czytać. Zanurzałam się w niej na kilka godzin. Po piątym rozdziale wybucham śmiechem, by chwilę później wpaść w łzy. Znowu. Typowa Octavia Smith. Kiedy zaczynam snuć monolog płaczu i śmiechu, przerywa mi Kian, który pojawia się w drzwiach.
— Czego? — pytam, zerkając na niego, a on stoi obok mnie, oparty o framugę drzwi.
— Zamiast powiedzieć „cześć” czy „hej”, to „czego”? — burczy, a ja nie mogę się powstrzymać i śmieję się na cały głos. Uwielbiam to, jak czasami potrafi być taki… szorstki.
— Dobrze, więc cześć, braciszku — odpowiadam, a on przewraca oczami.
Zawsze miał taki gest, jakby był zmęczony moimi żartami, ale wiedział, że i tak nie zamierzam przestać.
— Wychodzę z domu, mój kolega przyjdzie, ale nie zwracaj uwagi, bo weźmie teczkę ode mnie z pokoju i wyjdzie — oznajmia, a ja kiwam głową, wciąż śledząc wzrokiem każdy jego ruch.
— Jasne, spoko — odpowiadam, nie wstając z łóżka, choć w mojej głowie zaczyna się rodzić niepokój. Zawsze coś w tym jego zachowaniu było dziwnego. Kian był zawsze tak poukładany, zachowywał pozory, jakby wszystko było w porządku. Zbyt porządnie, jak na moje gusta.
Kiedy tylko drzwi się zamykają, moje serce zaczyna bić szybciej. Niezależnie od tego, ile razy sobie obiecywałam, że nie będę wtrącać się w sprawy Kiana, coś w środku podpowiada mi, że powinnam sprawdzić, co kryje się w tej teczce. Przebiegam po pokoju, zatrzymuję się przy jego biurku i już wiem, że nie odpuszczę. Moja ręka automatycznie sięga po czarną teczkę, która leży na blacie, odruchowo ją podnoszę. W mojej głowie pojawiają się pytania, których nie potrafię stłumić.
Wzdrygam się, gdy otwieram ją i zaczynam przeglądać zawartość. To, co znajduje się w środku, sprawia, że wciągam gwałtownie powietrze. Zdjęcia. Porośnięte kurzem, porozrzucane w chaotycznym bałaganie. Zastanawiam się, co tu robią. Wśród nich widzę kilka dziewczyn, chłopaków, zdjęcia wyścigów… Wszystko jakieś takie… podejrzane. Ale to, co wstrząsa mną najbardziej, to zdjęcie Isabell. Rozpoznaję ją od razu. Moja ręka zatrzymuje się w pół drogi, czuję, jak serce bije mi szybciej. A potem… Widzę coś, co sprawia, że muszę głęboko wziąć oddech. Narkotyki.
— Kian… Diler? — szepczę do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. To niemożliwe. To nie może być prawda. Mój brat, który zawsze trzymał się z dala od takich spraw… Ten poukładany chłopak z dobrego domu, który zawsze stawiał na pierwszym miejscu zasady. Zaczynam czuć, jak coś ściska mnie w żołądku. To, co odkrywam, jest absolutnym szokiem.
Zanim zdążę zareagować, słyszę trzask. Moje serce staje.
— Cholera, to jego kolega! — myślę, a panika ogarnia mnie od stóp do głów. Moje dłonie zaczynają się pocić. Zamykam teczkę w pośpiechu i błyskawicznie wślizguję się do szafy. Wstrzymuję oddech, jakby to miało mnie uratować.
Słyszę, jak drzwi do pokoju powoli się uchylają. W środku serce wali mi tak mocno, że czuję, jakby miało wyskoczyć z piersi. Chłopak wchodzi do pokoju. Jest zbyt blisko. Zbyt głośno. Jego kroki na podłodze brzmią jak grom. Moje ciało drży w szafie, a ja mam wrażenie, że za chwilę umrę ze strachu. Siedzę ściśnięta, jak w klatce, zastanawiając się, czy on mnie słyszy. Jak długo będę w stanie utrzymać się w tej ukrytej pozycji? Zatrzymuje się. Jest cisza. Cholera, nie wiem, jak długo to wytrzymam. Ale on tylko lustruje pokój, po czym zaczyna maszerować w stronę drzwi. W końcu wychodzi, a ja wstrzymuję oddech z ulgi. Słyszę, jak schodzi na dół, a potem znikają kroki. Chyba wyszedł.
Natychmiast wyskakuję z szafy. Nie mogę uwierzyć, że udało mi się przejść przez to całe szaleństwo. Ale teraz muszę sprawdzić więcej. Szybko biegnę do jego biurka. Szukam dalej, ale oprócz kabli, notatek i kilku luźnych papierów, nic szczególnego nie znajduje. Przeszukuję szafki, ale są puste. Otwieram kolejną szafę, ale w niej tylko ubrania. Kiedy już mam się poddać, zauważam coś dziwnego — pod łóżkiem jest mała, metalowa szkatułka. Moje ręce zaczynają drżeć, kiedy ją wyciągam. Otwieram ją w pośpiechu i serce zamarza mi w piersi. Narkotyki. I do tego mają oznaczenie „K”.
„K”? Mój brat to oznacza własnym imieniem? To chyba żart, to nie może być prawda.
W moich oczach pojawia się pustka, ale nie mogę zatrzymać się na tym. Muszę wiedzieć więcej. Szybko przekopuję szafę, otwieram szuflady, szukam w ubraniach. W końcu moje palce trafiają na coś w kieszeni jego skórzanej kurtki. To kartka. Biorę ją do rąk i otwieram.
„Jutro, za miastem, facet ciemno ubrany.”
Dreszcz przebiega przez moje ciało, a ja stoję w miejscu, niemal sparaliżowana. Co to wszystko znaczy? Co się dzieje z moim bratem?
W końcu otrząsam się i wybiegam z pokoju. Biegnę do siebie, zamykam drzwi na klucz i zsuwam się na ziemię. Oddycham szybko, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Mój brat… był narkomanem i gangsterem? To niemożliwe. To wszystko wydaje się jak z koszmaru.ROZDZIAŁ 3
„Ruda siksa”
„Czasem nie wiemy o tym, że osoby bliskie, które znamy, są inni, niż nam się wydaje”
✿Octavia ✿
Po wczorajszych wydarzeniach mam mętlik w głowie.
Coś, co zaczęło się od jednego prostego odkrycia, zmieniło wszystko. Moje ręce wciąż drżą, a myśli kłębią się w głowie, nie dając mi spokoju. Wciąż nie powiedziałam bratu o tym, co znalazłam w jego pokoju. Wiedziałam, że jeśli się dowie, to czeka mnie niezła awantura. A poza tym… nie jestem gotowa na to, żeby wyjawić mu coś, co może rozbić naszą rodzinę.
Dzisiaj postanowiłam, że będę milczeć.
_Na razie._
Zatrzymuję wzrok na pustym talerzu, który stoi przede mną na stole. Nie zauważyłam, że nie zjadłam śniadania, a teraz przypomniałam sobie, że spędziłam pół dnia na rozmyślaniach, pogrążona w myślach, które nie dawały mi spokoju. W moim umyśle wciąż przewijają się obrazy tego, co odkryłam w teczce Kiana — narkotyki, zdjęcia… wszystko to kręci się w mojej głowie, jak kręgi na wodzie.
Nagle słyszę głos brata.
— Octavia? — Jego głos przerywa moje zamyślenia. Odwracam wzrok, czując się, jakbym została przyłapana na czymś złym. Jego spojrzenie wpada w moje, i przez chwilę nie potrafię się ruszyć.
— No? — pytam cicho, starając się ukryć niepokój, który wzbiera we mnie. Spoglądam na Ave, moją starszą siostrę, która siedzi naprzeciwko mnie przy stole.
— Dlaczego nie jesz? — Ava patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem, a ja czuję, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
Kian wciąż wpatruje się we mnie, jakby próbował odczytać coś z mojego wyrazu twarzy.
Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy, i w tym przypadku czułam, jak jego wzrok dociera do samego dna moich myśli. Znowu ten niepokój. Znowu to poczucie, że coś jest nie tak, ale nie mogę tego jeszcze wyjaśnić.
Zimny dreszcz przebiega przez mój kręgosłup, a włoski na moich rękach się jeżą. Po tym wszystkim, co odkryłam, czuję, że coś się zmieniło, ale nie wiem, co. Jego spojrzenie jest zbyt przenikliwe, zbyt obce, jakby zauważył, że coś ukrywam. Jakbym była widoczna w każdej sekundzie, jakby nie było sposobu, by się ukryć.
— Nie jestem głodna, muszę iść już na zajęcia — mówię w końcu, starając się utrzymać spokojny ton.
Słyszę, jak moje słowa brzmią jak kłamstwo, jakby nie pasowały do rzeczywistości. Wstaję od stołu, czując, że jeśli jeszcze chwilę tu zostanę, oszaleję. Po prostu muszę uciec. Dziś postawiłam na spodnie. Po wczorajszym wykładzie, kiedy profesorka pogroziła mi palcem za moją zbyt krótką spódnicę, postanowiłam, że już nigdy więcej.
Mam dość tych idiotycznych uwag.
— Będziesz na obiad? — pyta Ava, patrząc na mnie z delikatnym, niemal dziecinnym wyrazem twarzy.
— Raczej tak. I dziś idę do klubu — odpowiadam, starając się zabrzmieć, jakbym nie miała wcale tego wszystkiego na głowie. Jakbym nie miała na sobie ciężaru, który mi ciąży.
Czuję, że coś we mnie pęka, ale nie chcę się przyznać. Nie teraz.
— Nie pozwalam — wtrąca Kian, w jego głosie nie ma cienia wahania. To rozkaz. Chłodny, niepodważalny.
I w tym momencie czuję, jak we mnie coś pęka.
Coś, czego nie chciałam, ale co powoli zaczyna przejmować kontrolę nad moimi decyzjami. Moje serce zaczyna bić szybciej, nie chcę tego słuchać. Zawsze był ten sposób, w jaki próbował trzymać nas wszystkich w szachu. Kian nie rozumiał, że ja już nie jestem małą dziewczynką, która go słucha.
— Ale ja mam dwadzieścia lat i nie proszę cię o pozwolenie — wypalam ostro, nie patrząc mu w oczy.
Zaskoczenie w jego oczach jest widoczne. Wzrok Avy również jest pełen konsternacji, jakby nie rozumiała, co się dzieje.
Ona chyba nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Kian wygląda, jakby nie wiedział, jak zareagować. Patrzy na mnie, a ja czuję, jak cała ta sytuacja rozrywa moje wnętrze na kawałki. Dlaczego nigdy nie mogę po prostu żyć?
— Nie patrzcie tak, każdy z nas jest dorosły, nianiek nie potrzebujemy — mówię zgryźliwie, starając się ukryć ból, który czuję. Ale w moich słowach jest coś, czego nie potrafię do końca zrozumieć. Jest coś, co nie pasuje do mnie. Jakaś pusta desperacja w głosie.
— Ja cię nie patrzę po co nar… — Gryzę się w język, kiedy zauważam, że powiedziałam coś za dużo.
Kian patrzy na mnie z brwiami zmarszczonymi w niezadowoleniu, jakby nie rozumiał, co się dzieje.
— Co ma? — pyta Ava, zdezorientowana moimi słowami.
— Narty, widziałam na korytarzu — kłamię szybko, bo nie wiem, co innego powiedzieć.
To najbardziej idiotyczna wymówka, ale w tej chwili jedyna, która mi przychodzi do głowy.
Ava patrzy na mnie, a jej wzrok mówi wszystko. Wie, że coś jest nie tak, ale nie ma pojęcia, co. Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
— Jakie narty? — pyta, a ja czuję, jak moja twarz robi się czerwona. Wiem, że kłamstwo się nie trzyma kupy, ale teraz nie mam już wyboru. Muszę uciekać.
— No narty, stały koło schodów, o nie ma już ich — rzucam w pośpiechu, starając się uniknąć kolejnych pytań.
Kian nadal patrzy na mnie, jakbym była idiotką, i to dosłownie. A ja czuję, że z każdą minutą tracę kontrolę nad tym wszystkim, co wokół mnie się dzieje.
— Dobrze się czujesz? — pyta Kian, a jego głos jest pełen troski, ale ta troska jest tak irytująca, że ledwo powstrzymuję się od wybuchu.
— No, wyśmienicie, a co? — odpowiadam, starając się brzmieć przekonująco. Ale czuję, że to tylko kolejna kłamliwa warstwa, którą na siebie nakładam, żeby ukryć prawdę.
— Mam wrażenie, że jesteś chora — mówi, zbliżając się nieco, jakby chciał dotknąć mojego czoła, ale ja szybko się cofam.
— Ze mną dobrze, lecę — rzucam, biorąc torbę i wychodząc z domu, nie oglądając się za siebie.
Wychodząc, słyszę tylko krótkie:
— Pa.
Ale nie odpowiadam.
Przechodzę przez drzwi, czując, jak każda sekunda oddala mnie od domu i tego, co tam zostawiłam. Na przystanku czekam na autobus, czując, jak adrenalina krąży w moich żyłach.
Mój umysł wciąż jest mętny, ale wiem jedno — muszę wrócić do tego wszystkiego, co zaczęłam odkrywać. Muszę poznać prawdę.
Przystanek, jak zwykle, jest pełen studentów, którzy pędzą w stronę uczelni, niczym stado piskląt zmierzające w kierunku gniazda. Przewijają się różne twarze, ale ja nie zwracam na nie uwagi.
Jestem tu, ale jakby mnie nie było. W moich myślach wciąż krąży obraz Kiana i teczki, którą otworzyłam bez zastanowienia. Pamiętam ten moment, to było wczoraj — ten zapach starego papieru i plastikowych okładek, który teraz przyprawia mnie o dreszcze.
Zdjęcia, narkotyki, a przede wszystkim to poczucie, że mój brat jest zamieszany w coś, czego nie potrafię pojąć.
Narkotyki?
On?
Zawsze był tym, który trzymał się z daleka od wszelkich nielegalnych spraw. Przynajmniej tak mi się wydawało. A teraz…
Wsiadam do autobusu, opieram głowę o szybę i wpatruję się w mijające budynki. Mój umysł jest rozbity na kawałki, jakby starał się połączyć coś, czego nie da się poskładać. W końcu dojeżdżam na uczelnię, od razu kieruję się w stronę budynku, czując, jak każda sekunda oddala mnie od domu i od tego, co tam zostawiłam.
— Octavia, hej kochana! — nagle słyszę głośny i serdeczny głos Mii. Rzuca mi się na szyję z takim entuzjazmem, jakby nie widziała mnie przez rok, a nie tylko przez kilka godzin. Uśmiech Mii jest zawsze zaraźliwy, jak promień słońca w pochmurny dzień. Cieszę się, że jest, ale nie potrafię tego poczuć. Po prostu nie potrafię. Nie teraz.
— Cześć — odpowiadam jej, próbując, by mój ton brzmiał naturalnie. Jednak w moim głosie, nawet jeśli tego nie zauważam, brzmią nuty zmęczenia. Mia patrzy na mnie z zaciekawieniem, jakby zauważyła, że coś jest nie tak. Może dostrzega coś w moich oczach, czego ja sama nie chcę zobaczyć?
Zanim zdążę cokolwiek dodać, Mia bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę sali wykładowej. Kiedy przechodzimy przez korytarz, widzę dwie dziewczyny, które siedzą na końcu. Jedną z nich od razu rozpoznaję — to Isabel, ta tajemnicza i nieco mroczna dziewczyna, która zawsze wydaje się być otoczona jakąś dziwną aurą. Jej spojrzenie jest chłodne, jakby przeszła przez coś, czego reszta świata nie może pojąć. Isabel, z jej nieugiętą postawą, nigdy nie była osobą, która szukała towarzystwa, a jej zachowanie zawsze mnie intrygowało, a jednocześnie niepokoiło.
A ta druga dziewczyna, rudowłosa, niska, wygląda równie mrocznie. Czuje się, jakby do tej grupy pasowała idealnie, jakby obie były częścią jakiejś ukrytej drużyny, której nie znam. Zastanawiam się, skąd ona się wzięła. Wcale jej tu nie widziałam wcześniej. A jednak teraz jest.
— Kto to? — pytam Mii, choć odpowiedź już krąży mi w głowie. Moje intuicje podpowiadają mi, że ta rudowłosa dziewczyna ma coś wspólnego z Isabel, ale nie wiem, co to takiego. Czegoś mi brakuje, jakby czegoś miały mi nie powiedzieć, jakby nie chciały, żebym wiedziała.
Mia rzuca tylko niepewne spojrzenie na dziewczyny, które już zdążyły usiąść na końcu sali.
— Nie wiem, chyba dołączyła — mówi, a ja czuję w jej głosie lekkie zaniepokojenie, jakby nie była pewna, co o tym sądzić. Mia, mimo że jest moją przyjaciółką, nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji. To, co widzę w jej oczach, to mieszanka ciekawości i niepewności. Ale nie pyta dalej. Ja też nie mam zamiaru dopytywać.
Zresztą, nie chcę teraz angażować się w nowe relacje, szczególnie z kimś, kto wygląda na równie zamkniętą osobę jak Isabel.
Gdy wchodzimy do sali, Isabel i jej towarzyszka siadają na samym końcu, jakby świadomie unikały kontaktu z innymi.
Patrzę na nie przez chwilę, czując, jak moja ciekawość rośnie.
Może to tylko moje wyobrażenie, ale mam wrażenie, że one coś wiedzą.
Może są tu, bo muszą być.
Może mają związek z tym, co odkryłam w pokoju Kiana, ale nie potrafię tego zrozumieć.
Siedzę na swoim miejscu, ale nie mogę przestać o nich myśleć. Słyszę, jak wchodzi profesorka, jej elegancki, stanowczy krok odbija się echem w sali. Przerywa moje rozmyślania, a ja, jak na zawołanie, przełączam się na tryb ucznia. Wykład zaczyna się na poważnie, ale moje myśli nie przestają krążyć wokół tych dziewczyn. Czy to możliwe, że są częścią większego planu?
Czy mają coś wspólnego z tym, co działo się wczoraj?
Uczę się słuchać, ale nie potrafię skupić się na wykładzie. Ciągle wracam do tego, co odkryłam w teczce Kiana, do tego, co znalazłam w jego pokoju. I nie wiem, co mam zrobić. Czuję, jakbym stała na rozdrożu, a każda droga prowadzi w nieznane. Czy powinnam zapytać Kiana? A może po prostu udawać, że nic się nie stało?
Czuję się, jakbym dryfowała w kierunku nieznanego, i nie wiem, czy w ogóle jestem gotowa odkryć, co naprawdę się dzieje.
Pięć minut później
Nastała chwila ciszy, przerywana tylko szumem piór po kartkach. W sali było niemal słychać, jak każdy oddech zostaje wstrzymany w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. To było jak bomba zegarowa — czułam to w powietrzu.
Profesorka zaczęła odczytywać nazwiska.
— Smith — mówi profesorka. Jej głos jest spokojny, ale jednocześnie wyczuwam w nim jakiś niepokój. Może to przez ten dziwny nastrój, który zapanuje zaraz po tej konfrontacji.
— Jestem — mruczę pod nosem, nie podnosząc wzroku. Moje myśli są daleko, nie w tej sali. W głowie mam jeszcze obraz tej śmiesznej kłótni z wczoraj i własną frustrację, którą teraz trzeba rozładować.
— Stick — mówi profesorka, i tym razem zrywa się rudowłosa dziewczyna, której imię brzmi równie dziwnie, jak jej zachowanie. Stick… Cóż, nazwa pasuje.
— Jestem — odpowiada bezceremonialnie, a jej głos brzmi z przekąsem. Prycha, jakby na każdy oddech kpiła ze wszystkich dookoła.
Nauczycielka przestaje patrzeć w komputer i zdejmując okulary z nosa, rzuca na nią badawcze spojrzenie.
— Bawi cię coś? Chcesz wyjść na korytarz? — pyta, jej głos jest już bardziej szorstki. Rudowłosa wyraźnie to wyczuwa.
— Pani chyba powinna wyjść i ochłonąć, co? Lata już nie służą, prawda? — rzuca w stronę profesorki, a w sali rozlega się głośny śmiech. Reszta studentów od razu podłapuje żart, zaczynają chichotać, jakby to była jakaś szkolna komedia. I choć część ludzi bawi się świetnie, to ja nie potrafię się śmiać. Widzę w oczach nauczycielki rosnącą złość.
— Cisza! — wybucha nauczycielka, a jej ręka uderza o biurko, powodując, że moja reakcja to wzdrygnięcie się. To prawdziwy huk. Ktoś z tylnego rzędu śmieje się nerwowo.
— Zamknijcie się do cholery! — wrzeszczy, a jej krzyk przeszywa powietrze. Cała klasa milknie, ale ja czuję, że ciśnienie rośnie.
Co za pizda, myślę. Będzie się na nas drzeć, zamiast porozmawiać z tą rudą siksą, która zaczęła całą tę zabawę.
W tym momencie wybucham.
Cały stres, cały gniew, który trzymam w sobie przez ostatnie dni, teraz wycieka. Wstaję z miejsca, czując, jak moje dłonie się zaciskają w pięści.
— Może pani powinna wypierdalać stąd, i to w podskokach — rzucam, a moje słowa brzmią ostro jak noże. Widzę, jak profesorka wytrzeszcza oczy w zaskoczeniu, ale w głębi duszy czuję ulgę. Może i ryzykuję, ale nie mogę już dłużej milczeć.
I po coś się Smith odezwała? Mój umysł szaleje. Zanim zdążę się zastanowić, już wiem, że wylecę ze studiów. Zrobiłam to, a teraz muszę ponieść konsekwencje. Cholera.
— Do dyrektora! — mówi nauczycielka, a jej głos przypomina dzwonek alarmowy. W tym samym momencie rudowłosa dziewczyna, ta, która wywołała całą tę dramę, bezczelnie odpowiada.
— Niech pani idzie do niego, podobno macie schadzkę. — Jej słowa trafiają w punkt. Wyczuwa, że nauczycielka jest rozbita, więc nie waha się dorzucić swoje przysłowiowe trzy grosze. Cała klasa parska śmiechem. I choć większość jest z niej rozbawiona, nie czuję się częścią tej zabawy. Moje serce bije szybciej. Przecież to może być koniec mojego pobytu na uczelni.
— Obydwie idziecie! — wrzeszczy nauczycielka, a z jej oczu wycieka gniew. Wciąż patrzy na mnie, ale już wiem, że to bez sensu. W tej chwili cała sala wybucha śmiechem.
Nie wiem, czy śmiać się z tego wszystkiego, czy po prostu załamać. Tak, teraz mam dość tego, co się dzieje. Muszę pokazać, że nie jestem tą grzeczną Octavią.
Siadam z powrotem na swoje miejsce, czując mieszankę satysfakcji i niepokoju. Tak, może i miałam rację, ale teraz mam świadomość, że mogłam zaszkodzić sobie bardziej, niż to sobie wyobrażałam.
— Po co ja się odzywałam? — pytam samej siebie. Ale mimo tego, mam dziwną satysfakcję. To była jedyna chwila, kiedy nie musiałam być tą „słodką dziewczynką” o blond włosach i ładnych oczach. Po raz pierwszy w życiu poczułam się naprawdę sobą.
Mia patrzy na mnie z szokiem.
— Coś ty narobiła? — rzuca, jej głos pełen jest zaskoczenia i niedowierzania. Próbuję odpowiedzieć, ale zanim zdążę coś powiedzieć, słyszę za plecami głos.
— Ej, Blondyna.
Nie zwracam uwagi na pierwszą część, ale wyczuwam, że to ona. Ta rudowłosa, która wytrwała do końca.
Odwracam się, a ona wlepia we mnie spojrzenie, które zmienia się w coś mrocznego. Jej psiapsiółka siedzi obok niej i czeka, jakby obserwowała każdą moją reakcję.
— Czego? — warczę, moje serce bije szybciej, a dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. W powietrzu czuję elektryczność. Co się teraz wydarzy?
Ruda unosi brwi, jakby była rozbawiona.
— Co tak ostro, jak masz na imię? — pyta, jej ton wyraźnie szyderczy. Wie, że ma przewagę.
— A co, książkę piszesz? Chuj ci do tego — rzucam w odpowiedzi. Moje słowa są ostre i pełne gniewu. Rudowłosa parska śmiechem, jej towarzyszka wstaje, ale ruda ją powstrzymuje jednym gestem.
— Siedź, ten mały pies chce właśnie tego — oznajmia, a ja czuję, jak moje serce zaczyna szybciej bić. To chyba nie może się dobrze skończyć.
Wstaję z miejsca, moje ciało reaguje na te słowa. Złość jest teraz jak wrząca woda, gotowa wybuchnąć.
— Jak mnie nazwałaś? — pytam przez zaciśnięte zęby, czując, jak adrenalina zalewa moje żyły.
Ruda patrzy na mnie przez chwilę, po czym wstaje, jej wyraz twarzy zmienia się w coś bardziej agresywnego.
— Psem, a co, głucha jesteś, to idź do laryngologa — prycha, a ja czuję, jak coś pęka w moim umyśle.
Zbliżam się do niej, moje kroki są szybkie, pewne, jakby cały świat zwolnił. Zbliżam się, nie chcąc dać jej szansy na ucieczkę.
Zamachnęłam się, a moje palce poczuły twardy opór jej skóry. — Ty ruda suko — wymamrotałam, a w następnej chwili uderzyłam ją w policzek. To był impuls, czysta złość. Czułam, jak moje ciało jest wypełnione gniewem, a wszystko, co trzymałam w sobie przez ostatnie dni, wylało się w tej jednej chwili. Jednak nie byłam w stanie przewidzieć tego, co stanie się później.
Zanim zdążyłam odsunąć rękę, jej psiapsiółka była przy mnie, jak błyskawica. Jej ręka trafiła na moje ramię, jednym ruchem obaliła mnie na ławkę, a w następnej chwili poczułam zimne ostrze przylegające do mojej skóry. Moje serce zabiło głośniej, jakby chciało wyrwać się z piersi. Czułam ciężar jej ciała na moim, a ostrze scyzoryka dotykało mojego boku, nieprzyjemnie, ale nie wbiło się w skórę.
Nie powiem, że nie poczułam strachu. Byłam przerażona. W tej chwili poczułam, jak mocno się boję, ale nie pozwalałam, by to wyczuła. Musiałam udawać, że to nic, że jestem twarda, że nie dam się złamać. Bo przecież byłam twarda, prawda? Wewnętrznie pokręciłam głową, starając się zapomnieć o emocjach, które zaczynały mnie przytłaczać.
— Przeproś — jej głos był spokojny, ale miał w sobie coś przerażającego, jakby wydobywał się z czeluści piekła. To był diabelski ton, który zmusiłby każdego do zawahania się, ale nie mnie.
— Nie ma takiej opcji — syczałam przez zaciśnięte zęby.
Serce biło mi jak młotem, ale nie chciałam dać jej satysfakcji. Miałam wrażenie, że każdy z nas czeka na to, kto pierwszy się złamie. Nie będę to ja.
Mia próbowała podbiec, jej krok był szybki i pewny. Chciałam jej odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszałam jej słowa, które były jak cios w brzuch.
— Odejdź, a ty zapamiętaj sobie: na drugi raz, ta jebana profesorka znajdzie twoje zwłoki tutaj. Zrozumiano? — Jej głos podnosił się z każdą chwilą, a w oczach miała coś, co sprawiało, że zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę jestem w stanie wyjść z tej sytuacji cało.
— Nie, nie boję się ciebie — rzucam beznamiętnie, chociaż w środku czułam, jak rośnie wola przetrwania. Zaczęłam myśleć o tym, jak łatwo mogłabym paść ofiarą tej sytuacji. Ale nie, nie teraz. Nie teraz.
— Ty chyba nie wiesz, kim jestem i z kim się zadaję — oznajmia, patrząc na mnie jak na kogoś, kogo można zgnieść jednym słowem. W jej oczach błyszczy pewność siebie, jakby wiedziała, że ma przewagę.
— Chuj mnie obchodzi, z kim, dla mnie jesteś zwykłym psem — odpowiadam, starając się, by moje słowa brzmiały mocno. Nie mogłam jej pokazać, jak bardzo się bałam. Moje serce, które jeszcze przed chwilą biło w rytm niepokoju, teraz szalało w mojej piersi, jakby wciąż próbowało wyrwać się z tej sytuacji.
I wtedy ona reaguje. Nie wiem, czy zdążyła się wkurzyć na moją odpowiedź, czy może chciała mnie po prostu ukarać za ten brak szacunku, ale jej ruch był szybki. Rozcina mi rękę jednym ruchem. Przerażający ból przeszył moje ciało, a z miejsca, w którym poczułam ostrze, zaczęła wypływać krew. Czułam, jak krew kapie na podłogę, plamiąc ławkę.
Zatkało mnie. Ból był silny, ale starałam się nie dać po sobie poznać, że czuję. Syczałam, czując, jak krew zaczyna ściekać po mojej dłoni, ale nie robiłam nic, by zatrzymać tę scenę. Przede wszystkim nie chciałam dać jej satysfakcji. Ani trochę.
— Pożałujesz tego — powiedziałam cicho, ale na tyle wyraźnie, by dotarło to do niej. I wtedy, jakby nic się nie stało, wstałam, czując, że nogi ledwo mnie trzymają.
Nie było żadnej chwili na zastanowienie się. Wyszłam z sali.
Mijając profesorkę, która wychodziła na korytarz, prawie wpadłam na nią. Dyrektor stał tuż obok niej. Spojrzał na mnie, jakby widział coś dziwnego w moim zachowaniu.
— Co się pani stało? Halo! — krzyczy dyrektor, widać w jego oczach konsternację. Chciałby, żebym tłumaczyła się z tej sytuacji, ale ja nie zamierzam tego robić.
— Gówno — odpowiadam chłodno, a potem biegnę do łazienki.
Wszyscy patrzą na mnie zdezorientowani, ale nie próbują nic powiedzieć. Dobrze, że milczą. Bo wiem, że ja zajebię każdego, każdego, kto stanie mi na drodze.
I choć w tej chwili niczego nie rozumiem, mam wrażenie, że to, co się stało, to dopiero początek. Śmierć moich rodziców i wszystko, co z tym związane, to coś, co nie pozwoli mi spać. To coś, co muszę rozwiązać, by pomścić ich straty.
Zaczynam przypominać sobie słowa, które Mia mi kiedyś powiedziała. „Sama się przekonasz, podobno zabili tutaj jedną dziewczynę i uciekli czytery lata temu, żeby sprawa przycichła”.
I teraz wiem, że to wszystko jest prawdą.
Axel wrócił. I jego ludzie. Gangsterzy, którzy nie boją się zabić każdego, kto stanie im na drodze.
A dla Nowego Jorku rozpętało się piekło.
I to właśnie ja będę tego piekła częścią.
Uwaga!
Poniższy tekst jest fikcyjny i nie ma na celu propagowania żadnych szkodliwych zachowań.
Zanim zdecydujesz się kontynuować lekturę, prosimy o zapoznanie się z poniższymi ostrzeżeniami.
Tekst, który zaraz przeczytasz, porusza bardzo trudne tematy i może wywołać silne emocje, szczególnie u osób wrażliwych na kwestie związane z przemocą, zabójstwem oraz emocjonalnymi kryzysami.
Zawiera on opisy cierpienia wewnętrznego bohaterów, ich zmagań z własnymi demonami, a także sytuacji, które mogą być wyzwaniem psychologicznym.
Fikcyjność:
1. Przypominamy, że wszystko, co opisane w tej książce, jest wytworem wyobraźni autora. Żadne z przedstawionych zdarzeń nie ma rzeczywistego odzwierciedlenia w życiu ani nie ma na celu gloryfikowania czy normalizowania szkodliwych zachowań. Celem jest jedynie zgłębianie emocji i przeżyć bohaterów, a nie promowanie destrukcyjnych działań.
Bezpieczeństwo emocjonalne:
2. Część z nas może przechodzić przez trudne chwile w życiu, a literatura nie powinna być powodem, by czuć się jeszcze gorzej. Zrozumienie, że fikcja jest tylko wyobrażeniem autora, a nie rzeczywistością, może pomóc w uniknięciu wpływu tej opowieści na nasze własne życie.
Wsparcie:
3. Istnieją liczne organizacje, linie pomocowe oraz terapeuci, którzy oferują wsparcie w takich sytuacjach. Nie bój się szukać pomocy — jesteś ważny, a Twoje zdrowie i bezpieczeństwo są najistotniejsze.
Pamiętaj, że nie jesteś sam/a: Nawet jeśli czujesz się osamotniony/a w swoich zmaganiach, ważne jest, by wiedzieć, że są ludzie, którzy cię wspierają. Zrozumienie, że przemoc wobec siebie lub samobójstwo nie są odpowiedzią na problemy, może być pierwszym krokiem w odzyskaniu kontroli nad własnym życiem. Zawsze możesz sięgnąć po pomoc.
Przestroga:
4. Nie wolno powtarzać żadnych przedstawionych w książce czynności! Przemoc, zabójstwa i myśli samobójcze to poważne problemy, które wymagają profesjonalnej interwencji. W przypadku, gdy masz jakiekolwiek trudności z radzeniem sobie z emocjami przedstawionymi w książce, bardzo ważne jest, by natychmiast poszukać wsparcia. Pamiętaj, że Twoje zdrowie psychiczne ma ogromne znaczenie i masz prawo do poczucia bezpieczeństwa.
Pomoc dostępna dla Ciebie:
W Polsce możesz skontaktować się z Telefonem Zaufania dla Dzieci i Młodzieży pod numerem 116 111, dostępnym 24 godziny na dobę.
Możesz skontaktować się również z Centrum Wsparcia dla Osób w Kryzysie Psychicznym pod numerem 800 70 2222.
W wielu krajach dostępne są różne organizacje i linie wsparcia, w tym także linie anonimowej pomocy kryzysowej. Poszukaj lokalnych numerów telefonów i usług, które są dostępne w Twoim kraju.Prolog
„Życie to chaos, a my jesteśmy w nim uwięzieni”.
Zima tego roku była wyjątkowo mroźna.
Śnieg padał od samego rana, a na ulicach panował ten szczególny, świąteczny spokój. W naszym domu, mimo braku rodziców, atmosfera była przyjemna i pełna radości. W kuchni pachniało cynamonem i wanilią, bo właśnie piekłyśmy pierniczki na Boże Narodzenie.
Ava, jak zwykle, zasiadła przy stole, zajadając się chipsami, podczas gdy ja przygotowywałam herbatę.
— Ava, chcesz herbatę? — zapytałam, nie odrywając wzroku od garnka z wrzątkiem, do którego wrzucałam torebki herbaty.
— Tak — odpowiedziała, a jej głos niósł się z salonu. Była typową nastolatką, która potrafiła siedzieć godzinami na kanapie, nie robiąc nic poza objadaniem się przekąskami.
Zalałam herbatę do świątecznych kubków, które już od kilku tygodni stały na stole w kuchni.
To były te same kubki, które mama zawsze wyciągała na Święta. Miały w sobie coś magicznego, coś, co przypominało mi o beztroskich latach dzieciństwa. Wzięłam napary do rąk i ruszyłam w stronę salonu.
Ava siedziała na kanapie, patrząc na telewizor, a jej dłonie nieustannie sięgały po kolejne chipsy. Była już starsza, ale nadal miała ten sam sposób spędzania wolnego czasu, co kiedyś. Zawsze śmiała się, że to najlepszy sposób na życie — zero zmartwień, pełne relaksu.
— No, wigilia za trzy dni, a nasi rodzice wracają niebawem — oznajmiła z radością, wstając, by przyjąć kubek herbaty.
Uśmiechnęłam się lekko, czując tę przyjemną atmosferę. Czułam, że nasza rodzina może znowu poczuć się jak kiedyś.
— Nie myśl, że coś ci kupią, jesteś już za stara — zażartowałam, siadając obok niej na kanapie. Przewróciła oczami, szturchając mnie lekko.
— Mam dopiero dziewiętnaście lat! — odpowiedziała, ale wiedziałam, że mimo tego, jak bardzo chciała uchodzić za dorosłą, nie mogła ukryć radości, jaka pojawiła się w jej oczach na myśl o prezentach. Ja z kolei, choć miałam osiemnaście lat, byłam już w fazie, w której zaczynałam patrzeć na święta bardziej poważnie. W końcu, te dni miały coś magicznego — coś, czego nie mogłam zignorować.
Zaśmiałam się, a jej odpowiedź była tylko pretekstem do kolejnego żartu.
— Stara Ava, babciu, mogę tak ci mówić? — zapytałam, a ona natychmiast rzuciła mi poduszką, celując w moją głowę.
— Zaraz tę herbatę wsadzę ci w… — zaczęła grozić, ale przerwała, gdy zadzwonił telefon.
To był nasz brat, Kian. Gdy tylko zobaczyłam jego imię na ekranie, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Choć był starszy od nas o dwa lata, zawsze potrafił rozładować atmosferę.
— Co tam, braciszku? — zapytałam, przełączając rozmowę na głośno mówiący, by Ava też mogła go usłyszeć.
— Stęskniłaś się? — usłyszałam jego wesoły głos, pełen żartu.
— Oczywiście, Ava też — odpowiedziałam, a Ava zaśmiała się, wiedząc, że Kian zawsze miał w sobie tę lekkość, która nas rozśmieszała.
— Kocham was i będę za godzinę. Rodzice już są? — zapytał, a ja pokręciłam głową.
— Jeszcze nie — odpowiedziałam, ale w tym momencie usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi.
— Czekaj, nie rozłączaj się, idę otworzyć — powiedziałam radośnie, wstając z kanapy. Wtedy znowu usłyszałam głos Kiana:
— Dobra, tylko nie piszcz, bo mi bębenki popękają.
Zaśmiałam się i pomknęłam do drzwi. Gdy je otworzyłam, na progu stało dwóch mężczyzn w mundurach. Nie od razu zrozumiałam, co się dzieje, bo nie wyglądali jak przedstawiciele żadnych służb, których spotkanie mogło być częścią mojego codziennego życia. Mieli poważne wyrazy twarzy, a jeden z nich, ten starszy, patrzył na mnie w sposób, który od razu wzmocnił moje niepokój.
— Dobry wieczór, czy pani nazywa się Octavia Smith? — zapytał jeden z nich, spoglądając na mnie.
Serce zabiło mi szybciej, ale nadal nie byłam w stanie zrozumieć, o co chodzi.
— T-tak, a o co chodzi? — zapytałam, czując, jak niepokój zaczyna narastać w moim brzuchu.
Spojrzałam w kierunku telefonu, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Kian odpowiedział na pewno po drugiej stronie, z jakimś cichym dźwiękiem, którego nie potrafiłam rozpoznać.
Starszy mężczyzna spojrzał na mnie i ponownie wypowiedział słowa, które wstrząsnęły moim światem.
— Pani rodzice zginęli w wypadku.
I wtedy poczułam, jak czas na chwilę staje.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam, że moja krew zamarza w żyłach, a powietrze staje się grube i ciężkie. W głowie miałam tylko jedno słowo: co?!
W tym samym momencie na telefonie usłyszałam wrzask Kiana:
— Co?!
I wtedy wszystko zaczęło się sypać.
Czułam, jak moje serce zaczyna walić coraz mocniej, a w oczach pojawiają się łzy.
Słowa, które usłyszałam, nie miały sensu. Rodzice. Moja mama, mój tata — odeszli. I nie potrafiłam sobie z tym poradzić.
Zaczęłam się chwiać, a świat wokół mnie wydawał się rozmazywać. W tym samym momencie poczułam na ramieniu delikatną rękę Avy, która już stała za mną. Wszystko zaczęło się dziać za szybko, jakby rzeczywistość pędziła wokół mnie z prędkością światła.
— Kian, nie… to niemożliwe — wyszeptałam, łzy zaczęły spływać mi po policzkach.ROZDZIAŁ 2
„Genialnie Octavia, jak zawsze w centrum gówna”
„Byliśmy różni, ale co na to nasze serca?”
♕Axel♕
— Musiałeś to zrobić, stary? — pyta z zażenowaniem Oliver, kiedy mijamy dziewczynę, którą ochlapałem. Ona odwraca się w naszą stronę i pokazuje mi środkowy palec. Wygląda na naprawdę wkurzoną, ale nie zamierzam się tym przejmować.
— No co, lubię zabawę — odpowiadam lekceważąco, nie zwracając uwagi na jej gniew. Czasem trzeba sobie po prostu ulżyć.
— Akurat ta była ładnie ubrana — dodaje Dylan, patrząc na mnie z miną, jakby był zmartwiony.
— Zamknij się — rzucam, wstrzymując wzrok na ulicy, a nogi kieruję w stronę Isabell. Gdzie do cholery się zapodziała? Przechodzimy obok jakichś knajp, tłum się miesza, a ja mam tylko jedno w głowie: muszę ją znaleźć.
— Gdzie ta twoja suka jest? — pytam, wciąż wkurwiony, bo opóźnia się już o kilka minut. Zawsze to robi, zawsze.
— Uważaj na słowa, bo cię… — zaczyna mówić Dylan, ale przerywa mu mój telefon. Isabell. To ona. Na chwilę odwracam wzrok, by odebrać.
— Gdzie jesteś do cholery? — warczę przez słuchawkę, nie mając ochoty na uprzedzenia.
— Koło akademika — odpowiada chłodnym głosem, jakby nic się nie stało, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Nie tracąc czasu, ruszam w jej stronę, wciąż z przekonaniem, że będzie się znowu spóźniać. I faktycznie, widzę ją już z daleka. Stoi, oparta o barierkę, z miną, która mówi wszystko: znowu czekała na mnie, ale wcale nie była zadowolona.
Wsiada, od razu rzuca:
— Ileż można czekać, królewiczu?
— Przepraszam, królowo, ale mówi się, gdzie się czeka, a nie „przyjedź i nara” — odpowiadam, z trudem tłumiąc wściekłość. Czasami nie wiem, jak wytrzymuję z nią w jednym samochodzie.
— Po chuj w ogóle wróciłeś? — pyta, patrząc na mnie z irytacją. Ja parskam, bo wiem, że teraz nie będzie łatwo.
— Co, nie tęskniłaś? Widzisz, że Dylan ci źle robił, skoro… — zaczynam, ale przerywa mi.
— Za Dylanem tęskniłam, za tobą nie — mówi z wyraźnym przekonaniem, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. — Wiesz, że każdy uciekł z uczelni? — dodaje z niesmakiem.
— No przecież wróciłem, to nie mogło być inaczej — odpowiadam, bez większego entuzjazmu. W końcu, mimo wszystko, wróciłem. Niezależnie od tego, co ona o tym myśli.
— Kto został? — pytam, chcąc sprawdzić, kto jeszcze tu jest, kto trzymał się tej samej śmierdzącej rzeczywistości przez ostatnie miesiące.
— Brown, Evans, Wilson, Taylor i ktoś tam jeszcze… A, i Smith — wyznaje Isabell. W mojej głowie zapala się czerwona lampka. Smith? To nie może być przypadek.
— Smith? — pytam, zaskoczony i zaniepokojony.
— Tak, a co? — odpowiada, nie rozumiejąc moich wątpliwości.
— No obudź się, przecież przez Smithów musieliśmy siedzieć dłużej w kryjówce, bo nas oskarżyli za ten wypadek — przypomina mi Oliver, który wciąż nie może pogodzić się z tym, co się wtedy stało.
— Ale że co, to może być ich córka? — pyta Isabell, jakby próbowała to sobie poukładać w głowie. Oczywiście nie ma pojęcia, jak bardzo to skomplikowane.
— Chuj wie. A imię pamiętasz? — pytam, bo czuję, że to kluczowe.
— Nie, bo mówili tylko „Smith” i tyle — odzywa się, jakby to miało wystarczyć.
— Jeśli to młoda Smith, to wiesz, że mamy przejebane. Oskarżą nas za coś, czego nie zrobiliśmy — rzuca wściekły Dylan, który zaczyna już widzieć, gdzie to zmierza.
— Nie zrobi tego, ale musimy ją mieć na uwadze. I przede wszystkim jutro zjawić się na tym nudnym wykładzie — odpowiadam, starając się nie dać ponieść emocjom. Sprawy się komplikują, ale musimy być przygotowani na wszystko.
— Dobra, to dawajcie na wyścigi za miasto — rzuca podekscytowana Isabell, jakby to miało rozweselić naszą grupę. Tak, jakby wyścigi mogły rozwiązać nasze problemy.
Kiedy kieruję się za miasto, wciąż mam w głowie jedno pytanie: kim właściwie są Smithowie i dlaczego nas wrabiali? Dwa lata temu wybuchła afera, w której policjant Smith i jego żona zostali potrąceni przez czarne auto. Od razu padło podejrzenie, że to my, bo tylko my robiliśmy takie wybryki. Na szczęście, nie mieli dowodów, ale i tak musieliśmy siedzieć w kryjówce przez dodatkowe dwa lata. Ktoś nas chciał wrobić, ale tej osoby nigdy nie znaleźliśmy. Dziś wciąż szukam tej osoby, ale dobrze się ukrywa.
Pięć minut później
Docieramy wszyscy na wyścigi. Strefa jest już pełna hałasu, samochody ryczą, a w powietrzu unosi się zapach spalin i benzyny. Tłum krzyczy, ludzi jest całkiem sporo, a w powietrzu czuć ekscytację. Wszyscy są gotowi na akcję.
— Axel, Axel wrócił! — słyszę za sobą znajomy głos, a odwracając się, widzę Thomasa, który przebija się przez tłum. Uśmiecham się na jego widok, bo wiem, że to właśnie dzięki niemu wróciłem tutaj w odpowiednim momencie. Thomas to prawdziwy brat, zawsze wiedział, co się dzieje i nie zawiódł. Czułem się bezpiecznie, kiedy on był obok.
— Thomas, stęskniłeś się? — pytam, z lekkim żartem, uśmiechając się szeroko.
— Wiesz, że tak — odpowiada, podchodząc do mnie z szerokim uśmiechem. Zawsze potrafił sprawić, że czułem się jak u siebie. — Wiesz, jak to jest. Czasami człowiek tęskni za dobrym towarzystwem, a ty nie pojawiałeś się przez jakiś czas. Czułem się trochę osamotniony.
W jego głosie można wyczuć tęsknotę, ale i ulgę, że wróciłem. I choć nie mówił tego wprost, wiedziałem, że oboje czujemy, że bez siebie trochę to nie to samo.
— To jest Layla, a Layla to Axel — mówi, wskazując na dziewczynę obok.
Kiedy spojrzałem na nią, zauważyłem, że ma około sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, drobną sylwetkę, z rudymi włosami, które rzucały się w oczy. Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem, a jej zielone oczy błyszczały, jakby były pełne tajemnic. Właśnie taka dziewczyna przyciąga wzrok.
— Hej, miło cię poznać — rzucam, wymieniając z nią skinienie głowy.
Layla odpowiada tym samym gestem, ale czułem, że coś w jej oczach się zmienia, jakby była ciekawa, kim naprawdę jestem. Kiedy Thomas wprowadził nas w temat, poczułem się nieco skrępowany, jakby oboje próbowali mnie ocenić.
— To twoja dziewczyna? — pytam, zaskoczony. Thomas zawsze był bardzo wybredny, jeśli chodziło o kobiety, a Layla… Cóż, była inna. To mnie zaintrygowało.
Thomas śmieje się cicho, patrząc na nią z miłym uśmiechem, jakby w końcu odnalazł kogoś, kto pasowałby do jego wymagań.
— Tak, a ty sam? — pyta, nieco prowokacyjnie, jakby nie spodziewał się mojej odpowiedzi.
— A co, ślepy jesteś? — mruczę pod nosem, lekko uśmiechając się, choć nadal mam w głowie inne sprawy. Ktoś tu ma naprawdę ostre pytania, a ja nie zamierzam dawać odpowiedzi na wszystko. W końcu to nie jego sprawa.
— Jak się nazywa córka Smithów? — pytam, zmieniając temat. Zmieniając ton, czuję, jak niepokój zaczyna narastać w moich myślach.
Thomas unika mojego wzroku na moment, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.
— A po co ci to? — pyta, patrząc na mnie z zaciekawieniem, ale nie ma w tym niczego przyjaznego. Raczej coś w rodzaju „Dlaczego chcesz wiedzieć?”.
— Kurwa, odpowiedz! — warczę, wściekły, bo wiem, że to może być kluczowe. W tej sytuacji nie ma miejsca na tajemnice. Odpowiedzi muszą paść natychmiast.
Thomas wzdycha i przez chwilę milczy, jakby rozważał, co powinien powiedzieć, a potem mówi, jakby niechętnie.
— Nie wiem, wiem, że ino jest Ava, najstarszy brat Kian, a najmłodsza nie wiem, nikt nie mówił o niej, ale podobno to zadziora. I nie pogrywa się z nią, bo po śmierci starych nie może dość do siebie. Szuka sprawcy, po prostu mamy małą inspektor na karku. — Oznajmia to tak, jakby była to najprostsza rzecz do opowiedzenia.
Moje brwi marszczą się z zainteresowania. To zaczyna nabierać tempa. Smithowie, cała ta sprawa, a teraz jeszcze młoda Smith… Nie mogę pozwolić, żeby to przeszło bez echa.
— Muszę się dowiedzieć o niej czegoś więcej — odpowiadam cicho, ale z determinacją w głosie. Coś w tej historii mnie niepokoi. Muszę poznać więcej szczegółów.
— Zajmować miejsca! — krzyczy ktoś z tłumu, a ja odwracam się, by zauważyć, że wyścigi zaczynają się zaraz.
Skręcam wzrok na samochód. Mój jest gotowy. Znam ten moment — adrenalina już zaczyna krążyć w żyłach. Poczucie prędkości, rywalizacji, dominacji.
Siadam za kierownicą, przekręcam kluczyk i słyszę potężny warkot silnika. Samochód gotów do akcji. Podnoszę rękę, daję znak i ruszamy z piskiem opon. Zostawiam tego leszcza z tyłu w mgnieniu oka, a mój samochód czuję jak przedłużenie siebie. Jestem na czołowej pozycji, pędzę jak szalony, czuję, że to moje terytorium. Zakręt, kolejny zakręt, ale nie zwalniam. Silnik ryczy, jak zwierzę w klatce. Tylko ja i on, ten gość, którego auto w porównaniu do mojego to malutki sopel lodu. Jego samochód nie ma szans.
Mijam go na końcowej prostej, czuję to. Wyrównuję, wciskam gaz do dechy. Szybciej, jeszcze szybciej. W końcu przekraczam linię mety. Oklaski, piski, wrzaski. Tłum wokół mnie, tłum ludzi, którzy nagle chcą być częścią tego.
— Spierdalać z tymi zdjęciami! — rzucam przez ramię, zirytowany, kiedy banda napalonych dziewczyn zaczyna się cisnąć wokół mnie z telefonami. Czuję się jak w klatce. Tego nie potrzebuję.
Zaczynam się przeciskać przez tłum. Jestem zły, bo ta cała szopka nie ma sensu. W tym momencie dostrzegam go — ten chłopak, który wysiadł z auta. Patrzy na mnie, ale nie podchodzi. Lustruję go wzrokiem. Ktoś znajomy, ktoś, kto przypomina mi jedną z tych starych historii, ale teraz nie mam czasu na wspomnienia. Po prostu odchodzę.
Koniec wrażeń na dziś.
✿Octavia ✿
Siedzę w swoim pokoju, przewijając bez końca social media, ale po chwili orientuję się, że wszystko jest takie samo — nudne i nieciekawe. Wkurzona rzucam telefon na łóżko, aż odbija się od poduszki i ląduje na podłodze. Zamiast dalej tracić czas, postanawiam zrobić coś bardziej sensownego. Podchodzę do mojej biblioteczki, biorę pierwszą lepszą książkę z półki i zaczynam czytać. Zanurzałam się w niej na kilka godzin. Po piątym rozdziale wybucham śmiechem, by chwilę później wpaść w łzy. Znowu. Typowa Octavia Smith. Kiedy zaczynam snuć monolog płaczu i śmiechu, przerywa mi Kian, który pojawia się w drzwiach.
— Czego? — pytam, zerkając na niego, a on stoi obok mnie, oparty o framugę drzwi.
— Zamiast powiedzieć „cześć” czy „hej”, to „czego”? — burczy, a ja nie mogę się powstrzymać i śmieję się na cały głos. Uwielbiam to, jak czasami potrafi być taki… szorstki.
— Dobrze, więc cześć, braciszku — odpowiadam, a on przewraca oczami.
Zawsze miał taki gest, jakby był zmęczony moimi żartami, ale wiedział, że i tak nie zamierzam przestać.
— Wychodzę z domu, mój kolega przyjdzie, ale nie zwracaj uwagi, bo weźmie teczkę ode mnie z pokoju i wyjdzie — oznajmia, a ja kiwam głową, wciąż śledząc wzrokiem każdy jego ruch.
— Jasne, spoko — odpowiadam, nie wstając z łóżka, choć w mojej głowie zaczyna się rodzić niepokój. Zawsze coś w tym jego zachowaniu było dziwnego. Kian był zawsze tak poukładany, zachowywał pozory, jakby wszystko było w porządku. Zbyt porządnie, jak na moje gusta.
Kiedy tylko drzwi się zamykają, moje serce zaczyna bić szybciej. Niezależnie od tego, ile razy sobie obiecywałam, że nie będę wtrącać się w sprawy Kiana, coś w środku podpowiada mi, że powinnam sprawdzić, co kryje się w tej teczce. Przebiegam po pokoju, zatrzymuję się przy jego biurku i już wiem, że nie odpuszczę. Moja ręka automatycznie sięga po czarną teczkę, która leży na blacie, odruchowo ją podnoszę. W mojej głowie pojawiają się pytania, których nie potrafię stłumić.
Wzdrygam się, gdy otwieram ją i zaczynam przeglądać zawartość. To, co znajduje się w środku, sprawia, że wciągam gwałtownie powietrze. Zdjęcia. Porośnięte kurzem, porozrzucane w chaotycznym bałaganie. Zastanawiam się, co tu robią. Wśród nich widzę kilka dziewczyn, chłopaków, zdjęcia wyścigów… Wszystko jakieś takie… podejrzane. Ale to, co wstrząsa mną najbardziej, to zdjęcie Isabell. Rozpoznaję ją od razu. Moja ręka zatrzymuje się w pół drogi, czuję, jak serce bije mi szybciej. A potem… Widzę coś, co sprawia, że muszę głęboko wziąć oddech. Narkotyki.
— Kian… Diler? — szepczę do siebie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. To niemożliwe. To nie może być prawda. Mój brat, który zawsze trzymał się z dala od takich spraw… Ten poukładany chłopak z dobrego domu, który zawsze stawiał na pierwszym miejscu zasady. Zaczynam czuć, jak coś ściska mnie w żołądku. To, co odkrywam, jest absolutnym szokiem.
Zanim zdążę zareagować, słyszę trzask. Moje serce staje.
— Cholera, to jego kolega! — myślę, a panika ogarnia mnie od stóp do głów. Moje dłonie zaczynają się pocić. Zamykam teczkę w pośpiechu i błyskawicznie wślizguję się do szafy. Wstrzymuję oddech, jakby to miało mnie uratować.
Słyszę, jak drzwi do pokoju powoli się uchylają. W środku serce wali mi tak mocno, że czuję, jakby miało wyskoczyć z piersi. Chłopak wchodzi do pokoju. Jest zbyt blisko. Zbyt głośno. Jego kroki na podłodze brzmią jak grom. Moje ciało drży w szafie, a ja mam wrażenie, że za chwilę umrę ze strachu. Siedzę ściśnięta, jak w klatce, zastanawiając się, czy on mnie słyszy. Jak długo będę w stanie utrzymać się w tej ukrytej pozycji? Zatrzymuje się. Jest cisza. Cholera, nie wiem, jak długo to wytrzymam. Ale on tylko lustruje pokój, po czym zaczyna maszerować w stronę drzwi. W końcu wychodzi, a ja wstrzymuję oddech z ulgi. Słyszę, jak schodzi na dół, a potem znikają kroki. Chyba wyszedł.
Natychmiast wyskakuję z szafy. Nie mogę uwierzyć, że udało mi się przejść przez to całe szaleństwo. Ale teraz muszę sprawdzić więcej. Szybko biegnę do jego biurka. Szukam dalej, ale oprócz kabli, notatek i kilku luźnych papierów, nic szczególnego nie znajduje. Przeszukuję szafki, ale są puste. Otwieram kolejną szafę, ale w niej tylko ubrania. Kiedy już mam się poddać, zauważam coś dziwnego — pod łóżkiem jest mała, metalowa szkatułka. Moje ręce zaczynają drżeć, kiedy ją wyciągam. Otwieram ją w pośpiechu i serce zamarza mi w piersi. Narkotyki. I do tego mają oznaczenie „K”.
„K”? Mój brat to oznacza własnym imieniem? To chyba żart, to nie może być prawda.
W moich oczach pojawia się pustka, ale nie mogę zatrzymać się na tym. Muszę wiedzieć więcej. Szybko przekopuję szafę, otwieram szuflady, szukam w ubraniach. W końcu moje palce trafiają na coś w kieszeni jego skórzanej kurtki. To kartka. Biorę ją do rąk i otwieram.
„Jutro, za miastem, facet ciemno ubrany.”
Dreszcz przebiega przez moje ciało, a ja stoję w miejscu, niemal sparaliżowana. Co to wszystko znaczy? Co się dzieje z moim bratem?
W końcu otrząsam się i wybiegam z pokoju. Biegnę do siebie, zamykam drzwi na klucz i zsuwam się na ziemię. Oddycham szybko, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Mój brat… był narkomanem i gangsterem? To niemożliwe. To wszystko wydaje się jak z koszmaru.ROZDZIAŁ 3
„Ruda siksa”
„Czasem nie wiemy o tym, że osoby bliskie, które znamy, są inni, niż nam się wydaje”
✿Octavia ✿
Po wczorajszych wydarzeniach mam mętlik w głowie.
Coś, co zaczęło się od jednego prostego odkrycia, zmieniło wszystko. Moje ręce wciąż drżą, a myśli kłębią się w głowie, nie dając mi spokoju. Wciąż nie powiedziałam bratu o tym, co znalazłam w jego pokoju. Wiedziałam, że jeśli się dowie, to czeka mnie niezła awantura. A poza tym… nie jestem gotowa na to, żeby wyjawić mu coś, co może rozbić naszą rodzinę.
Dzisiaj postanowiłam, że będę milczeć.
_Na razie._
Zatrzymuję wzrok na pustym talerzu, który stoi przede mną na stole. Nie zauważyłam, że nie zjadłam śniadania, a teraz przypomniałam sobie, że spędziłam pół dnia na rozmyślaniach, pogrążona w myślach, które nie dawały mi spokoju. W moim umyśle wciąż przewijają się obrazy tego, co odkryłam w teczce Kiana — narkotyki, zdjęcia… wszystko to kręci się w mojej głowie, jak kręgi na wodzie.
Nagle słyszę głos brata.
— Octavia? — Jego głos przerywa moje zamyślenia. Odwracam wzrok, czując się, jakbym została przyłapana na czymś złym. Jego spojrzenie wpada w moje, i przez chwilę nie potrafię się ruszyć.
— No? — pytam cicho, starając się ukryć niepokój, który wzbiera we mnie. Spoglądam na Ave, moją starszą siostrę, która siedzi naprzeciwko mnie przy stole.
— Dlaczego nie jesz? — Ava patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem, a ja czuję, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
Kian wciąż wpatruje się we mnie, jakby próbował odczytać coś z mojego wyrazu twarzy.
Mówią, że oczy są zwierciadłem duszy, i w tym przypadku czułam, jak jego wzrok dociera do samego dna moich myśli. Znowu ten niepokój. Znowu to poczucie, że coś jest nie tak, ale nie mogę tego jeszcze wyjaśnić.
Zimny dreszcz przebiega przez mój kręgosłup, a włoski na moich rękach się jeżą. Po tym wszystkim, co odkryłam, czuję, że coś się zmieniło, ale nie wiem, co. Jego spojrzenie jest zbyt przenikliwe, zbyt obce, jakby zauważył, że coś ukrywam. Jakbym była widoczna w każdej sekundzie, jakby nie było sposobu, by się ukryć.
— Nie jestem głodna, muszę iść już na zajęcia — mówię w końcu, starając się utrzymać spokojny ton.
Słyszę, jak moje słowa brzmią jak kłamstwo, jakby nie pasowały do rzeczywistości. Wstaję od stołu, czując, że jeśli jeszcze chwilę tu zostanę, oszaleję. Po prostu muszę uciec. Dziś postawiłam na spodnie. Po wczorajszym wykładzie, kiedy profesorka pogroziła mi palcem za moją zbyt krótką spódnicę, postanowiłam, że już nigdy więcej.
Mam dość tych idiotycznych uwag.
— Będziesz na obiad? — pyta Ava, patrząc na mnie z delikatnym, niemal dziecinnym wyrazem twarzy.
— Raczej tak. I dziś idę do klubu — odpowiadam, starając się zabrzmieć, jakbym nie miała wcale tego wszystkiego na głowie. Jakbym nie miała na sobie ciężaru, który mi ciąży.
Czuję, że coś we mnie pęka, ale nie chcę się przyznać. Nie teraz.
— Nie pozwalam — wtrąca Kian, w jego głosie nie ma cienia wahania. To rozkaz. Chłodny, niepodważalny.
I w tym momencie czuję, jak we mnie coś pęka.
Coś, czego nie chciałam, ale co powoli zaczyna przejmować kontrolę nad moimi decyzjami. Moje serce zaczyna bić szybciej, nie chcę tego słuchać. Zawsze był ten sposób, w jaki próbował trzymać nas wszystkich w szachu. Kian nie rozumiał, że ja już nie jestem małą dziewczynką, która go słucha.
— Ale ja mam dwadzieścia lat i nie proszę cię o pozwolenie — wypalam ostro, nie patrząc mu w oczy.
Zaskoczenie w jego oczach jest widoczne. Wzrok Avy również jest pełen konsternacji, jakby nie rozumiała, co się dzieje.
Ona chyba nigdy nie widziała mnie w takim stanie. Kian wygląda, jakby nie wiedział, jak zareagować. Patrzy na mnie, a ja czuję, jak cała ta sytuacja rozrywa moje wnętrze na kawałki. Dlaczego nigdy nie mogę po prostu żyć?
— Nie patrzcie tak, każdy z nas jest dorosły, nianiek nie potrzebujemy — mówię zgryźliwie, starając się ukryć ból, który czuję. Ale w moich słowach jest coś, czego nie potrafię do końca zrozumieć. Jest coś, co nie pasuje do mnie. Jakaś pusta desperacja w głosie.
— Ja cię nie patrzę po co nar… — Gryzę się w język, kiedy zauważam, że powiedziałam coś za dużo.
Kian patrzy na mnie z brwiami zmarszczonymi w niezadowoleniu, jakby nie rozumiał, co się dzieje.
— Co ma? — pyta Ava, zdezorientowana moimi słowami.
— Narty, widziałam na korytarzu — kłamię szybko, bo nie wiem, co innego powiedzieć.
To najbardziej idiotyczna wymówka, ale w tej chwili jedyna, która mi przychodzi do głowy.
Ava patrzy na mnie, a jej wzrok mówi wszystko. Wie, że coś jest nie tak, ale nie ma pojęcia, co. Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
— Jakie narty? — pyta, a ja czuję, jak moja twarz robi się czerwona. Wiem, że kłamstwo się nie trzyma kupy, ale teraz nie mam już wyboru. Muszę uciekać.
— No narty, stały koło schodów, o nie ma już ich — rzucam w pośpiechu, starając się uniknąć kolejnych pytań.
Kian nadal patrzy na mnie, jakbym była idiotką, i to dosłownie. A ja czuję, że z każdą minutą tracę kontrolę nad tym wszystkim, co wokół mnie się dzieje.
— Dobrze się czujesz? — pyta Kian, a jego głos jest pełen troski, ale ta troska jest tak irytująca, że ledwo powstrzymuję się od wybuchu.
— No, wyśmienicie, a co? — odpowiadam, starając się brzmieć przekonująco. Ale czuję, że to tylko kolejna kłamliwa warstwa, którą na siebie nakładam, żeby ukryć prawdę.
— Mam wrażenie, że jesteś chora — mówi, zbliżając się nieco, jakby chciał dotknąć mojego czoła, ale ja szybko się cofam.
— Ze mną dobrze, lecę — rzucam, biorąc torbę i wychodząc z domu, nie oglądając się za siebie.
Wychodząc, słyszę tylko krótkie:
— Pa.
Ale nie odpowiadam.
Przechodzę przez drzwi, czując, jak każda sekunda oddala mnie od domu i tego, co tam zostawiłam. Na przystanku czekam na autobus, czując, jak adrenalina krąży w moich żyłach.
Mój umysł wciąż jest mętny, ale wiem jedno — muszę wrócić do tego wszystkiego, co zaczęłam odkrywać. Muszę poznać prawdę.
Przystanek, jak zwykle, jest pełen studentów, którzy pędzą w stronę uczelni, niczym stado piskląt zmierzające w kierunku gniazda. Przewijają się różne twarze, ale ja nie zwracam na nie uwagi.
Jestem tu, ale jakby mnie nie było. W moich myślach wciąż krąży obraz Kiana i teczki, którą otworzyłam bez zastanowienia. Pamiętam ten moment, to było wczoraj — ten zapach starego papieru i plastikowych okładek, który teraz przyprawia mnie o dreszcze.
Zdjęcia, narkotyki, a przede wszystkim to poczucie, że mój brat jest zamieszany w coś, czego nie potrafię pojąć.
Narkotyki?
On?
Zawsze był tym, który trzymał się z daleka od wszelkich nielegalnych spraw. Przynajmniej tak mi się wydawało. A teraz…
Wsiadam do autobusu, opieram głowę o szybę i wpatruję się w mijające budynki. Mój umysł jest rozbity na kawałki, jakby starał się połączyć coś, czego nie da się poskładać. W końcu dojeżdżam na uczelnię, od razu kieruję się w stronę budynku, czując, jak każda sekunda oddala mnie od domu i od tego, co tam zostawiłam.
— Octavia, hej kochana! — nagle słyszę głośny i serdeczny głos Mii. Rzuca mi się na szyję z takim entuzjazmem, jakby nie widziała mnie przez rok, a nie tylko przez kilka godzin. Uśmiech Mii jest zawsze zaraźliwy, jak promień słońca w pochmurny dzień. Cieszę się, że jest, ale nie potrafię tego poczuć. Po prostu nie potrafię. Nie teraz.
— Cześć — odpowiadam jej, próbując, by mój ton brzmiał naturalnie. Jednak w moim głosie, nawet jeśli tego nie zauważam, brzmią nuty zmęczenia. Mia patrzy na mnie z zaciekawieniem, jakby zauważyła, że coś jest nie tak. Może dostrzega coś w moich oczach, czego ja sama nie chcę zobaczyć?
Zanim zdążę cokolwiek dodać, Mia bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę sali wykładowej. Kiedy przechodzimy przez korytarz, widzę dwie dziewczyny, które siedzą na końcu. Jedną z nich od razu rozpoznaję — to Isabel, ta tajemnicza i nieco mroczna dziewczyna, która zawsze wydaje się być otoczona jakąś dziwną aurą. Jej spojrzenie jest chłodne, jakby przeszła przez coś, czego reszta świata nie może pojąć. Isabel, z jej nieugiętą postawą, nigdy nie była osobą, która szukała towarzystwa, a jej zachowanie zawsze mnie intrygowało, a jednocześnie niepokoiło.
A ta druga dziewczyna, rudowłosa, niska, wygląda równie mrocznie. Czuje się, jakby do tej grupy pasowała idealnie, jakby obie były częścią jakiejś ukrytej drużyny, której nie znam. Zastanawiam się, skąd ona się wzięła. Wcale jej tu nie widziałam wcześniej. A jednak teraz jest.
— Kto to? — pytam Mii, choć odpowiedź już krąży mi w głowie. Moje intuicje podpowiadają mi, że ta rudowłosa dziewczyna ma coś wspólnego z Isabel, ale nie wiem, co to takiego. Czegoś mi brakuje, jakby czegoś miały mi nie powiedzieć, jakby nie chciały, żebym wiedziała.
Mia rzuca tylko niepewne spojrzenie na dziewczyny, które już zdążyły usiąść na końcu sali.
— Nie wiem, chyba dołączyła — mówi, a ja czuję w jej głosie lekkie zaniepokojenie, jakby nie była pewna, co o tym sądzić. Mia, mimo że jest moją przyjaciółką, nigdy nie potrafiła ukryć swoich emocji. To, co widzę w jej oczach, to mieszanka ciekawości i niepewności. Ale nie pyta dalej. Ja też nie mam zamiaru dopytywać.
Zresztą, nie chcę teraz angażować się w nowe relacje, szczególnie z kimś, kto wygląda na równie zamkniętą osobę jak Isabel.
Gdy wchodzimy do sali, Isabel i jej towarzyszka siadają na samym końcu, jakby świadomie unikały kontaktu z innymi.
Patrzę na nie przez chwilę, czując, jak moja ciekawość rośnie.
Może to tylko moje wyobrażenie, ale mam wrażenie, że one coś wiedzą.
Może są tu, bo muszą być.
Może mają związek z tym, co odkryłam w pokoju Kiana, ale nie potrafię tego zrozumieć.
Siedzę na swoim miejscu, ale nie mogę przestać o nich myśleć. Słyszę, jak wchodzi profesorka, jej elegancki, stanowczy krok odbija się echem w sali. Przerywa moje rozmyślania, a ja, jak na zawołanie, przełączam się na tryb ucznia. Wykład zaczyna się na poważnie, ale moje myśli nie przestają krążyć wokół tych dziewczyn. Czy to możliwe, że są częścią większego planu?
Czy mają coś wspólnego z tym, co działo się wczoraj?
Uczę się słuchać, ale nie potrafię skupić się na wykładzie. Ciągle wracam do tego, co odkryłam w teczce Kiana, do tego, co znalazłam w jego pokoju. I nie wiem, co mam zrobić. Czuję, jakbym stała na rozdrożu, a każda droga prowadzi w nieznane. Czy powinnam zapytać Kiana? A może po prostu udawać, że nic się nie stało?
Czuję się, jakbym dryfowała w kierunku nieznanego, i nie wiem, czy w ogóle jestem gotowa odkryć, co naprawdę się dzieje.
Pięć minut później
Nastała chwila ciszy, przerywana tylko szumem piór po kartkach. W sali było niemal słychać, jak każdy oddech zostaje wstrzymany w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. To było jak bomba zegarowa — czułam to w powietrzu.
Profesorka zaczęła odczytywać nazwiska.
— Smith — mówi profesorka. Jej głos jest spokojny, ale jednocześnie wyczuwam w nim jakiś niepokój. Może to przez ten dziwny nastrój, który zapanuje zaraz po tej konfrontacji.
— Jestem — mruczę pod nosem, nie podnosząc wzroku. Moje myśli są daleko, nie w tej sali. W głowie mam jeszcze obraz tej śmiesznej kłótni z wczoraj i własną frustrację, którą teraz trzeba rozładować.
— Stick — mówi profesorka, i tym razem zrywa się rudowłosa dziewczyna, której imię brzmi równie dziwnie, jak jej zachowanie. Stick… Cóż, nazwa pasuje.
— Jestem — odpowiada bezceremonialnie, a jej głos brzmi z przekąsem. Prycha, jakby na każdy oddech kpiła ze wszystkich dookoła.
Nauczycielka przestaje patrzeć w komputer i zdejmując okulary z nosa, rzuca na nią badawcze spojrzenie.
— Bawi cię coś? Chcesz wyjść na korytarz? — pyta, jej głos jest już bardziej szorstki. Rudowłosa wyraźnie to wyczuwa.
— Pani chyba powinna wyjść i ochłonąć, co? Lata już nie służą, prawda? — rzuca w stronę profesorki, a w sali rozlega się głośny śmiech. Reszta studentów od razu podłapuje żart, zaczynają chichotać, jakby to była jakaś szkolna komedia. I choć część ludzi bawi się świetnie, to ja nie potrafię się śmiać. Widzę w oczach nauczycielki rosnącą złość.
— Cisza! — wybucha nauczycielka, a jej ręka uderza o biurko, powodując, że moja reakcja to wzdrygnięcie się. To prawdziwy huk. Ktoś z tylnego rzędu śmieje się nerwowo.
— Zamknijcie się do cholery! — wrzeszczy, a jej krzyk przeszywa powietrze. Cała klasa milknie, ale ja czuję, że ciśnienie rośnie.
Co za pizda, myślę. Będzie się na nas drzeć, zamiast porozmawiać z tą rudą siksą, która zaczęła całą tę zabawę.
W tym momencie wybucham.
Cały stres, cały gniew, który trzymam w sobie przez ostatnie dni, teraz wycieka. Wstaję z miejsca, czując, jak moje dłonie się zaciskają w pięści.
— Może pani powinna wypierdalać stąd, i to w podskokach — rzucam, a moje słowa brzmią ostro jak noże. Widzę, jak profesorka wytrzeszcza oczy w zaskoczeniu, ale w głębi duszy czuję ulgę. Może i ryzykuję, ale nie mogę już dłużej milczeć.
I po coś się Smith odezwała? Mój umysł szaleje. Zanim zdążę się zastanowić, już wiem, że wylecę ze studiów. Zrobiłam to, a teraz muszę ponieść konsekwencje. Cholera.
— Do dyrektora! — mówi nauczycielka, a jej głos przypomina dzwonek alarmowy. W tym samym momencie rudowłosa dziewczyna, ta, która wywołała całą tę dramę, bezczelnie odpowiada.
— Niech pani idzie do niego, podobno macie schadzkę. — Jej słowa trafiają w punkt. Wyczuwa, że nauczycielka jest rozbita, więc nie waha się dorzucić swoje przysłowiowe trzy grosze. Cała klasa parska śmiechem. I choć większość jest z niej rozbawiona, nie czuję się częścią tej zabawy. Moje serce bije szybciej. Przecież to może być koniec mojego pobytu na uczelni.
— Obydwie idziecie! — wrzeszczy nauczycielka, a z jej oczu wycieka gniew. Wciąż patrzy na mnie, ale już wiem, że to bez sensu. W tej chwili cała sala wybucha śmiechem.
Nie wiem, czy śmiać się z tego wszystkiego, czy po prostu załamać. Tak, teraz mam dość tego, co się dzieje. Muszę pokazać, że nie jestem tą grzeczną Octavią.
Siadam z powrotem na swoje miejsce, czując mieszankę satysfakcji i niepokoju. Tak, może i miałam rację, ale teraz mam świadomość, że mogłam zaszkodzić sobie bardziej, niż to sobie wyobrażałam.
— Po co ja się odzywałam? — pytam samej siebie. Ale mimo tego, mam dziwną satysfakcję. To była jedyna chwila, kiedy nie musiałam być tą „słodką dziewczynką” o blond włosach i ładnych oczach. Po raz pierwszy w życiu poczułam się naprawdę sobą.
Mia patrzy na mnie z szokiem.
— Coś ty narobiła? — rzuca, jej głos pełen jest zaskoczenia i niedowierzania. Próbuję odpowiedzieć, ale zanim zdążę coś powiedzieć, słyszę za plecami głos.
— Ej, Blondyna.
Nie zwracam uwagi na pierwszą część, ale wyczuwam, że to ona. Ta rudowłosa, która wytrwała do końca.
Odwracam się, a ona wlepia we mnie spojrzenie, które zmienia się w coś mrocznego. Jej psiapsiółka siedzi obok niej i czeka, jakby obserwowała każdą moją reakcję.
— Czego? — warczę, moje serce bije szybciej, a dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści. W powietrzu czuję elektryczność. Co się teraz wydarzy?
Ruda unosi brwi, jakby była rozbawiona.
— Co tak ostro, jak masz na imię? — pyta, jej ton wyraźnie szyderczy. Wie, że ma przewagę.
— A co, książkę piszesz? Chuj ci do tego — rzucam w odpowiedzi. Moje słowa są ostre i pełne gniewu. Rudowłosa parska śmiechem, jej towarzyszka wstaje, ale ruda ją powstrzymuje jednym gestem.
— Siedź, ten mały pies chce właśnie tego — oznajmia, a ja czuję, jak moje serce zaczyna szybciej bić. To chyba nie może się dobrze skończyć.
Wstaję z miejsca, moje ciało reaguje na te słowa. Złość jest teraz jak wrząca woda, gotowa wybuchnąć.
— Jak mnie nazwałaś? — pytam przez zaciśnięte zęby, czując, jak adrenalina zalewa moje żyły.
Ruda patrzy na mnie przez chwilę, po czym wstaje, jej wyraz twarzy zmienia się w coś bardziej agresywnego.
— Psem, a co, głucha jesteś, to idź do laryngologa — prycha, a ja czuję, jak coś pęka w moim umyśle.
Zbliżam się do niej, moje kroki są szybkie, pewne, jakby cały świat zwolnił. Zbliżam się, nie chcąc dać jej szansy na ucieczkę.
Zamachnęłam się, a moje palce poczuły twardy opór jej skóry. — Ty ruda suko — wymamrotałam, a w następnej chwili uderzyłam ją w policzek. To był impuls, czysta złość. Czułam, jak moje ciało jest wypełnione gniewem, a wszystko, co trzymałam w sobie przez ostatnie dni, wylało się w tej jednej chwili. Jednak nie byłam w stanie przewidzieć tego, co stanie się później.
Zanim zdążyłam odsunąć rękę, jej psiapsiółka była przy mnie, jak błyskawica. Jej ręka trafiła na moje ramię, jednym ruchem obaliła mnie na ławkę, a w następnej chwili poczułam zimne ostrze przylegające do mojej skóry. Moje serce zabiło głośniej, jakby chciało wyrwać się z piersi. Czułam ciężar jej ciała na moim, a ostrze scyzoryka dotykało mojego boku, nieprzyjemnie, ale nie wbiło się w skórę.
Nie powiem, że nie poczułam strachu. Byłam przerażona. W tej chwili poczułam, jak mocno się boję, ale nie pozwalałam, by to wyczuła. Musiałam udawać, że to nic, że jestem twarda, że nie dam się złamać. Bo przecież byłam twarda, prawda? Wewnętrznie pokręciłam głową, starając się zapomnieć o emocjach, które zaczynały mnie przytłaczać.
— Przeproś — jej głos był spokojny, ale miał w sobie coś przerażającego, jakby wydobywał się z czeluści piekła. To był diabelski ton, który zmusiłby każdego do zawahania się, ale nie mnie.
— Nie ma takiej opcji — syczałam przez zaciśnięte zęby.
Serce biło mi jak młotem, ale nie chciałam dać jej satysfakcji. Miałam wrażenie, że każdy z nas czeka na to, kto pierwszy się złamie. Nie będę to ja.
Mia próbowała podbiec, jej krok był szybki i pewny. Chciałam jej odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszałam jej słowa, które były jak cios w brzuch.
— Odejdź, a ty zapamiętaj sobie: na drugi raz, ta jebana profesorka znajdzie twoje zwłoki tutaj. Zrozumiano? — Jej głos podnosił się z każdą chwilą, a w oczach miała coś, co sprawiało, że zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę jestem w stanie wyjść z tej sytuacji cało.
— Nie, nie boję się ciebie — rzucam beznamiętnie, chociaż w środku czułam, jak rośnie wola przetrwania. Zaczęłam myśleć o tym, jak łatwo mogłabym paść ofiarą tej sytuacji. Ale nie, nie teraz. Nie teraz.
— Ty chyba nie wiesz, kim jestem i z kim się zadaję — oznajmia, patrząc na mnie jak na kogoś, kogo można zgnieść jednym słowem. W jej oczach błyszczy pewność siebie, jakby wiedziała, że ma przewagę.
— Chuj mnie obchodzi, z kim, dla mnie jesteś zwykłym psem — odpowiadam, starając się, by moje słowa brzmiały mocno. Nie mogłam jej pokazać, jak bardzo się bałam. Moje serce, które jeszcze przed chwilą biło w rytm niepokoju, teraz szalało w mojej piersi, jakby wciąż próbowało wyrwać się z tej sytuacji.
I wtedy ona reaguje. Nie wiem, czy zdążyła się wkurzyć na moją odpowiedź, czy może chciała mnie po prostu ukarać za ten brak szacunku, ale jej ruch był szybki. Rozcina mi rękę jednym ruchem. Przerażający ból przeszył moje ciało, a z miejsca, w którym poczułam ostrze, zaczęła wypływać krew. Czułam, jak krew kapie na podłogę, plamiąc ławkę.
Zatkało mnie. Ból był silny, ale starałam się nie dać po sobie poznać, że czuję. Syczałam, czując, jak krew zaczyna ściekać po mojej dłoni, ale nie robiłam nic, by zatrzymać tę scenę. Przede wszystkim nie chciałam dać jej satysfakcji. Ani trochę.
— Pożałujesz tego — powiedziałam cicho, ale na tyle wyraźnie, by dotarło to do niej. I wtedy, jakby nic się nie stało, wstałam, czując, że nogi ledwo mnie trzymają.
Nie było żadnej chwili na zastanowienie się. Wyszłam z sali.
Mijając profesorkę, która wychodziła na korytarz, prawie wpadłam na nią. Dyrektor stał tuż obok niej. Spojrzał na mnie, jakby widział coś dziwnego w moim zachowaniu.
— Co się pani stało? Halo! — krzyczy dyrektor, widać w jego oczach konsternację. Chciałby, żebym tłumaczyła się z tej sytuacji, ale ja nie zamierzam tego robić.
— Gówno — odpowiadam chłodno, a potem biegnę do łazienki.
Wszyscy patrzą na mnie zdezorientowani, ale nie próbują nic powiedzieć. Dobrze, że milczą. Bo wiem, że ja zajebię każdego, każdego, kto stanie mi na drodze.
I choć w tej chwili niczego nie rozumiem, mam wrażenie, że to, co się stało, to dopiero początek. Śmierć moich rodziców i wszystko, co z tym związane, to coś, co nie pozwoli mi spać. To coś, co muszę rozwiązać, by pomścić ich straty.
Zaczynam przypominać sobie słowa, które Mia mi kiedyś powiedziała. „Sama się przekonasz, podobno zabili tutaj jedną dziewczynę i uciekli czytery lata temu, żeby sprawa przycichła”.
I teraz wiem, że to wszystko jest prawdą.
Axel wrócił. I jego ludzie. Gangsterzy, którzy nie boją się zabić każdego, kto stanie im na drodze.
A dla Nowego Jorku rozpętało się piekło.
I to właśnie ja będę tego piekła częścią.
więcej..