- W empik go
Dark - ebook
Dark - ebook
Ona szuka partnera, który będzie potrafił zaspokoić jej potrzeby. On nie spuszcza z niej wzroku.
Skyler jest dziennikarką sportową. Chociaż spełnia się zawodowo, w życiu prywatnym odczuwa pustkę. Niestety mimo wielu prób nie potrafi znaleźć tego jedynego – mężczyzny, z którym związek byłby uzależniający, który naprawdę by ją pociągał. Wszystko się zmienia, gdy Skyler instaluje aplikację rozrywkową dla dorosłych i zaczyna rozmawiać z NIM.
Mężczyzna zdaje się doskonale odgadywać jej pragnienia i na nie odpowiadać. Jednak z czasem Skyler odkrywa przerażającą prawdę: Jayden wcale nie mieszka w innym stanie, za to czai się w mroku, nieustannie ją obserwuje, śledzi każdy jej krok. Jego sieć wokół niej zaciska się coraz mocniej. Kobieta próbuje się od niego uwolnić, ale on jej na to nie pozwala. Jest gotów posunąć się do brudnego szantażu, byle ją przy sobie zatrzymać. Czy to przypadek, że tajemniczy stalker spełnia wszystkie jej najskrytsze fantazje? Kto tak naprawdę kryje się pod maską po drugiej stronie ekranu? Czy z tej obsesji może narodzić się prawdziwe uczucie, które oparte będzie na wzajemnym zaufaniu?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-505-1 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Krzywię się, patrząc na siebie w lustrze po przebudzeniu. Moje oczy są spuchnięte jak u żaby. Nakładam tonę ujędrniającego kremu na powieki, bo to ten dzień, kiedy muszę pojawić się w redakcji na kolegium i wyglądać jak człowiek.
Redaktor naczelny będzie pytać mnie o postępy, których nie poczyniłam, i o tematy, które zamierzam poruszyć w kolejnym numerze.
Mam jedynie pomysły na wywiad z piłkarzem, który doznał kontuzji, oraz relację z meczu towarzyskiego.
Prostuję włosy, jednocześnie wkurzając się na grzywkę, która wpada mi do oczu. Od razu chwytam telefon i wybieram numer do fryzjera, żeby umówić się na dzisiaj po kolegium w redakcji. Skoro i tak będę w mieście, mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Pięć minut przed czasem wchodzę przez drzwi sali na pierwszym piętrze narożnej kamienicy. To tutaj odbywają się nasze cotygodniowe spotkania, które z Ann nazywamy spowiedzią. Na środku gigantycznego słonecznego pokoju stoi długi stół konferencyjny z zaślepkami, z których można wyciągnąć kable do podładowania sprzętu. Przez okna widać pieszych czekających na zielone światło, mobilną kawiarnię oraz przebiegającą przez ulicę Ann. Uśmiecham się pod nosem na widok jej różowej sukienki i wysokich szpilek, w których okrąża trąbiące samochody. Szalik w róże powiewa za nią jak welon, w dłoniach trzyma kawę dla naszego przełożonego.
Za plecami czuję chłodny powiew, kiedy drzwi się otwierają. Odwracam się i zaciskam usta. Do środka wkracza dumnym krokiem Evan Brown, zwany przeze mnie Evanem B. W rozwinięciu Evanem Bałwanem. Nie lubimy się, a to dlatego, że na każdym kroku przypomina mi, że kobiety nie tylko nie powinny pisać o sporcie, ale i go uprawiać. W ogóle uważa, że wszystkie powinnyśmy siedzieć w domu i czekać z obiadem na mężów, masować im stopy bądź robić za podnóżki.
Evan założył dziś granatową koszulę z krótkim rękawem i czarne spodnie. Wkłada dłoń do kieszeni i posyła mi bezczelny uśmiech, który wkurza mnie jeszcze bardziej niż jego ulizane włosy. Wypastowane buty prawie nie wydają dźwięku na szarej wykładzinie, kiedy się zbliża.
– Co tam, Skye? – zagaduje z pozoru przyjaznym tonem. – Nie mieli więcej brokatu w Walgreens?
To nasza miejska drogeria. Evan pije oczywiście do mojej połyskującej marynarki i rozświetlacza na policzkach. W moim mniemaniu nie wyglądam tandetnie, ale ten tekst w jego ustach i wredne spojrzenie sprawiają, że zaczynam czuć się jak natapirowana dziwka, którą tirowcy odwiedzają w lesie. On tak na mnie patrzy. Z pogardą. Jakbym miała mu paść do stóp.
Posyłam mu kwaśny uśmiech.
– Mieli, zostawiłam dla ciebie. Posyp się, może to pomoże ci zabłysnąć na kolegium.
Wargi drżą mu z irytacji. Wkurwia go, że kobieta mu potrafi odpyskować. Zmarszczka na czole oznacza, że intensywnie myśli nad odpowiedzią. Patrzę na niego wyzywająco. Nie ma szansy się odegrać, bo do środka wchodzą Mark, nasz redaktor naczelny, Ann z policzkami zarumienionymi od pośpiechu oraz pozostali dziennikarze, którzy będą się dziś spowiadać.
Krzesła szurają, kiedy zajmujemy miejsca. Evan, ku mojemu niezadowoleniu, wybiera to naprzeciwko mnie. Będę musiała znosić dyskomfort jego spojrzenia przez kolejne czterdzieści minut.
Mark opiera dłonie na masywnym biurku, skanując wzrokiem notatki na tablecie. Na palcu serdecznym widnieje zmatowiała obrączka. To idealny przykład małomiasteczkowego taty, który zaraz po pracy jedzie odebrać córki ze szkoły, a potem zawozi je na tenisa. Zaciska usta pod wąsami, bębniąc palcami w blat i wiem, że to nie oznacza niczego dobrego.
Mam nadzieję, że pójdzie szybko. Otwieram pokrywę laptopa i wyciągam mój notes z zapiskami. Nie mam zbyt dużo do powiedzenia, wszystko i tak pamiętam, ale jakoś tak profesjonalniej się czuję z laptopem. Poza tym potrzebuję pretekstu, żeby się odgrodzić od człowieka, który w oczach ma obietnicę mordu.
Ann posyła mi krzepiący uśmiech, siadając obok redaktora, i również otwiera swój laptop. Dzięki niej łatwiej mi przetrwać wojnę, którą toczę z Bałwanem. Pozostali dziennikarze wyglądają tak jak ja – woleliby się zająć pracą niż tutaj siedzieć.
Patrzę na skrzynkę odbiorczą i zastygam z kursorem na najnowszym tytule maila. Powiadomienie z Ekstremum, informuje, że czeka na mnie nowa wiadomość. Jayden czegoś ode mnie chce. Unosząc brwi, zastanawiam się, czy to jeszcze coś z nocy, czy napisał rano. Powiadomienie przyszło minutę temu, ale przypuszczam, że może być opóźnione. Miałam więcej nie wchodzić na tamtą aplikację, ale… pokusa jest zbyt silna.
Nie mogę zebrać myśli. Przecież nie otworzę wiadomości w biały dzień w pracy.
– Skye? – Głos Marka sprowadza mnie z powrotem na ziemię.
– Tak?
Evan posyła mi arogancki uśmieszek. Uwielbia, kiedy jestem zdezorientowana. Biorę się w garść.
– Do końca tygodnia masz artykuł na biurku – obiecuję.
– Dobrze, bo mam dla ciebie coś nowego – mówi poważnym tonem, patrząc na mnie znad okularów.
Mina Evana rzednie, na moje usta z kolei wpełza zwycięski uśmiech.
– Doskonale – mówię. – Co takiego?
– Napiszesz artkuł o trojaczkach. Kobieta już jest w szpitalu.
Widzę, jak w oczach Evana błyska triumf, który w akompaniamencie słów Marka wytrąca mnie z równowagi. Mrugam z niedowierzaniem, zastanawiając się, czy redaktor z kimś mnie nie pomylił.
– Zajmuję się sportem – przypominam dobitnie.
– Nie mam ludzi – odpowiada Mark ze smutkiem, który niestety wydaje mi się autentyczny.
– Może ci korona z głowy nie spadnie – szepcze Evan jadowicie.
Posyłam mu miażdżące spojrzenie.
– Jutro jadę na mecz. Nie mogę czatować w szpitalu – protestuję oburzona.
– To tylko mecz towarzyski – pociesza mnie Evan, po czym puszcza do mnie oko. Doprowadza mnie swoim bezczelnym zachowaniem do białej gorączki. Mam ochotę chwycić laptop i rozbić mu na głowie.
Przez resztę spotkania wymieniamy się gromiącymi spojrzeniami. Nienawidzę go. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kobieta urodzi dzisiaj.
Kiedy wszyscy wstają z miejsc, Mark prosi, żebym została.
Evan po raz ostatni przygląda mi się, jakbym była karaluchem pod jego butem, i wychodzi.
– Chcę, żebyś zajmowała też innymi tematami – daje jasny komunikat, trzymając ręce na biodrach. Patrzy na mnie opiekuńczym wzrokiem znad zsuwających się okularów. – Wiem, że sport to dzięki tacie twój konik, ale potrzebuję rąk do pracy przy tematach społecznych.
Zaciskam usta w wąską linię. Pamiętam dzień, w którym przyjmował mnie do pracy. Wówczas każde z nas postawiło jasno swoje oczekiwania i się zgodziliśmy. Czemu teraz to zmienia?
– Zrobię ten materiał, ale w przyszłości przydzielaj je komu innemu.
Mark mówi, że przyszłość naszej gazety stoi pod znakiem zapytania, wiele spraw przenosimy do internetu i że on potrzebuje klikanych nagłówków. Wzdycham, po czym wychodzę ze zwieszoną głową.
Mimo nieprzyjemnej sytuacji nie zapominam o czekającej na mnie wiadomości. Mam ochotę jak najszybciej otworzyć laptop i to sprawdzić. Oczywiście nie zrobię tego w redakcji, więc idę do łazienki. Wyjmuję telefon z torebki i sprawdzam pocztę. Niestety nie znajduję tego, co napisał Jayden. Muszę podążyć za linkiem, natychmiast wyświetla mi się opcja, żeby zainstalować aplikację. Ikonka jest dyskretna. Zastanawiam się chwilę, przygryzając paznokieć. W końcu ciekawość wygrywa.
Moja klatka piersiowa faluje z powodu zdenerwowania sytuacją podczas kolegium. Opieram się o ścianę i przygryzam wargę, odczytując najnowsze wiadomości.
Jayden: Dzień dobry, Skye. Myślałem o Tobie w nocy.
Jayden: Wyspałaś się?
Ostatnia wiadomość dochodzi do mnie właśnie w tym momencie. Zastanawiam się, kto ma czas w ciągu dnia siedzieć w tej aplikacji. Co on robi na co dzień, z czego żyje? Może jest bezrobotnym chłopakiem, siedzącym na garnuszku rodziców? Nie pasuje mi to do niego.
Nie wiem nawet, ile ma lat. Może jest w wieku mojego ojca? Mimo że obiecałam sobie skasować tę apkę, jestem nim zaintrygowana.
Skye: Jestem w pracy. Nie mogę teraz.
Jayden: Czas na przerwę.
Skye: Jestem w redakcji…
Jayden: Nie przeszkadza mi to. Znajdź ustronne miejsce.
Jayden: Chcę Ci coś pokazać. Teraz…
Patrzę i nie wierzę w to, co widzę. Mam wrażenie, że jest niecierpliwy i zły na mnie. Sama nie wiem, czego mogę się spodziewać. Wbrew temu, co zawsze robiłam, ściszam telefon i wchodzę do kabiny. Zamykam za sobą zasuwkę, czując narastające pobudzenie i niepokój. Moje serce wali niemiłosiernie mocno, kiedy odpisuję.
Skye: Już.
Wysyła zdjęcie, które się ładuje. Spodziewam się, że zaraz zobaczę penisa. Ze wstrzymanym oddechem otwieram załącznik. Widzę nadgarstek ręki z zegarkiem na tle wyrzeźbionego brzucha. Podciąga koszulkę, której kawałek trzyma w zębach. Kropelki potu spływają po lekko opalonej klatce piersiowej. Zdjęcie jest zrobione z góry i niestety nie widzę twarzy. Jego ciało jest po prostu doskonałe. Poniżej twardych splotów mięśni i tej pociągającej linii włosów dostrzegam pasek czarnych spodni i czarne adidasy z fioletowym, odblaskowym znaczkiem. Natychmiast zapominam o problemach w pracy.
Skye: Fajny zegarek.
Jayden wysyła mi całe linie śmiejących się emotek.
Skye: Co Cię tak bawi?
Jayden: Nic takiego. Jesteś słodka.
Skye: Bo?
Jayden: Chyba Ci się troszkę spodobałem…
Skye: Po czym wnioskujesz?
Jayden: Po tym, że nie zwróciłaś uwagi na najważniejszą rzecz na zdjęciu. Dam Ci jeszcze jedną szansę.
Przecież zareagowałam normalnie… Nie napisałam, że ślinię się do jego apetycznej klaty ani że mam ochotę zbadać podbrzusze językiem. Muszę przyznać, że takie myśli przyszły mi do głowy. Otwieram jeszcze raz zdjęcie i analizuję dokładniej. Z tyłu widzę przekrzywiony znak drogowy, w tle rozmazane góry. Mężczyzna dba o kondycję, wysłał mi zdjęcie z porannego joggingu. Dopiero teraz dociera do mnie, że to smart watch, na którym wyświetla się wysokie tętno i rekordowa prędkość w czasie. Ponad trzy mile w czternaście minut? To wynik godny olimpijczyka. Jayden porusza się szybko jak kometa. Muszę przyznać, że robi wrażenie.
Skye: Brawo. Ładny wynik!
Jayden: Dziękuję.
Skye: Dlaczego kazałeś mi znaleźć ustronne miejsce?
Jayden: Bo zaraz wchodzę pod prysznic i miałem nadzieję na…
Gwałtowne podniecenie uderza mnie jak spadająca gwiazda, ale nie mogę przecież uprawiać seksu przez czat w pracy. Słyszę, jak do łazienki ktoś wchodzi. Zaciskam oczy, bo natychmiast wyobrażam sobie, że to mężczyzna w kapturze. Szuka mnie i chce mnie tu dorwać. Wbrew temu, czego pragnie moje ciało, odpisuję:
Skye: Muszę wracać do pracy. Później porozmawiamy.
Później porozmawiamy? Dlaczego tak napisałam? Wychodzę z kabiny i patrzę w lustro nad umywalkami. Jestem czerwona jak burak, a moje oczy błyszczą nienaturalnie. Całe moje ciało jest napięte i pobudzone. Telefon brzęczy, ogłaszając kolejną wiadomość. Biję się z myślami. W końcu ciekawość znowu wygrywa. Otwieram ją.
_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_