Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

D'Artagnan - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
Marzec 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

D'Artagnan - ebook

W powieści wykorzystano postacie i motywy znane z cyklu o muszkieterach Dumasa (Trzej muszkieterowie, W dwadzieścia lat później, Wicehrabia de Bragelonne). Wydarzenia opisywane mają miejsce pomiędzy Trzema muszkieterami a W dwadzieścia lat później.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7991-058-8
Rozmiar pliku: 644 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I. KRÓLOWA, ŻOŁNIERZ I ŁOTR

Drugi czwartek lipca roku 1630 zapisał się złotymi zgłoskami w historii starożytnego miasta Lyon. W dniu tym bowiem zjechał tu cały dwór królewski z Paryża i miasto przybrało szczytne miano drugiej stolicy Francji. Ludwik XIII i kardynał Richelieu, którzy bawili z armią w Sabaudii, wrócili do Grenoble, a królowe wraz z dworem przybyły do Lyonu. Paryż opustoszał, a wszelkie sprawy dworskie zawisły pomiędzy Lyonem i Grenoble, gdyż królowa matka, Maria de Medici sprawowała władzę regentki w czasie wojny, w której król uczestniczył.

Na południe od placu des Terreaux, pomiędzy Saoną z lewej i Renem z prawej strony wznosiły się mury klasztoru sióstr benedyktynek. Potężne budynki, po których został dziś jedynie refektarz, dyszały pełnią towarzyskiego życia; tłumy pięknych pań w różnorodnych kostiumach, rycerze w zbroi i służba snuły się tu od wczesnego rana do późnej nocy. Muszkieterowie strzegli bram. Zabrukowany dziedziniec roił się od pojazdów. Na rzece u stóp prześlicznego ogrodu, otaczającego klasztor, kołysały się złocone barki królewskie. Królowe zamieszkały u gościnnych sióstr.

W jednym z górnych pokoi, przy kominku, w którym ognistymi językami strzelały polana, siedziała kobieta z listem w ręku. Odczytywała go silnie podniecona. Pokój mimo gustownych draperii i pięknych kotar nad łóżkiem nosił cechy pewnej surowości i prostoty, tak nieodzownych w klasztorach. Kobieta mogła liczyć około trzydziestu lat, była więc w rozkwicie swej kobiecości. Ale jej piękne ciało, upudrowane hebanowe włosy i prześliczne ręce czyniły ją młodszą. Dumna twarz owiana była dziwnym smutkiem; majestat, jaki bił od niej, łagodziły uprzejmość i słodycz. Podczas odczytywania listu z jej pełnych życia oczu przebijała groza.

"Aczkolwiek przykro mi jest zakłócać Ci spokój, muszę Cię ostrzec. Pewna, że list ten dojdzie do twych rąk bezpośrednio, piszę otwarcie i proszę Cię o spalenie go po przeczytaniu.

W roku 1624, czyli sześć lat temu, niejaki Franciszek Thounenin był kuracjuszem w Dompt i tam sporządził testament. W następnym roku przewieziono go do Aubain w pobliżu Wersalu, dzięki staraniom mej rodziny, z którą był spokrewniony. Dwa lata temu Thounenin umarł w Aubain. Na krótko przed śmiercią, w czasie wizyty w Dompt uzupełnił testament dopiskiem. Kodycyl - zarejestrowano w Nancy wraz z oryginałem. Ów dodatek, napisany w obliczu śmierci, dotyczył pewnego dziecka. O kodycylu oczywiście nic nie wiedzieliśmy. Thounenin umarł wkrótce.

Dowiedziawszy się o dziecku, zajęliśmy się nim.

Testament został wykradziony z archiwum. Poszukiwania zarządzono natychmiast i wierzę, że dokument zostanie odzyskany i zniszczony. Wątpię, żeby sprawa ta mogła mieć jakikolwiek związek z Tobą. Jest mi bardzo trudno przedsięwziąć cokolwiek - śledzą mnie tu na każdym kroku, podejrzewają moich przyjaciół.

Jeśli możliwe, przyślij mi kogoś, komu mogłabym zaufać. Może nie będę miała już okazji swobodnego pisania do Ciebie, a przecież chciałabym informować Cię o wszystkim i ostrzegać o niebezpieczeństwach.

Zniszcz ten list. Adieu!

Maria"

Autorką listu była Maria de Rohan, księżniczka Chev-reuse, najzdolniejsza i nąjzaciętsza z wrogów kardynała. Kobietą, która odczytywała list, była Anna Austriacka, królowa Francji, najpiękniejsza i najbezsilniejsza z ofiar Richelieugo.

Po przeczytaniu królowa zmięła list i rzuciła go do kominka, a kiedy już tylko popiół został po zwitku papieru, wsparła głowę na ręce i utonęła w głębokiej zadumie.

Dobry Boże, co to wszystko ma znaczyć, o co właściwie im chodzi, jaki nowy cios gotują mi lub moim przyjaciołom? -szeptała Anna. W oczach zaświeciły łzy. I cóż ja biedna mam począć - kogo mam do niej posłać - komu mogę zaufać, skoro nie wolno mi widzieć nikogo na osobności, a i to za specjalnym pozwoleniem.

W tym momencie zapukał ktoś lekko do drzwi. Królowa wyprostowała się, otarła szybko łzy, opanowała wzruszenie. Do pokoju weszła Dona Estafania, jedyna z jej hiszpańskich dam dworu, która pozostała przy niej. Przybyła pokłoniła się nisko i rzekła:

— Wasza Królewska Mość, goniec oczekuje listów. Pani królowa matka prosi, byś własne, o ile są gotowe, razem wysłała.

— Leżą na moim biurku - odpowiedziała królowa. Domyślając się z oficjalnego przemówienia Dony Estafanii, że goniec oczekuje przy drzwiach, dodała. - Ów goniec... azali jest tu, pod ręką?

— Tak, pani. Jest nim pan d'Artagnan. Muszkieter.

— Ach... - szepnęła królowa zaskoczona - czekaj...

Na dźwięk wymienionego nazwiska twarz jej napłynęła krwią. Rumieniec ukrył się dyskretnie pod różem. Możliwe, że pamiętała to nazwisko, a może stanęły jej przed oczyma inne, lepsze dni, może wreszcie przeszyło ją wspomnienie o zmarłym Buckinghamie.

Czy jest sam? - zapytała naraz gwałtownie.

— Tak, pani.

— Proś go. Podaj mi listy. Zamknij drzwi i zostań przy mnie.

Za chwilę d'Artagnan klęczał u stóp królowej, pochylony nad wyciągniętą do niego ręką. Z nabożeństwem dotknął ją ustami. Królowa, uśmiechając się, patrzyła w szczerą twarz rycerza, tak bardzo jej oddanego.

— D'Artagnan, pan odjeżdża do Grenoble?

— Z listami do Jego Królewskiej Mości, Pani.

— Moje są gotowe. Proszę, podaj je, Dono Estafanio.

Królowa podane jej listy wręczyła muszkieterowi. D'Ar-tagnan pokłonił się i schował listy do kieszeni.

— Panie - zagadnęła królowa niepewnym głosem - czy zechciałbyś mi służyć?

D'Artagnan spojrzał na królową zdumiony.

— Moje życie do twych usług, pani zawołał jednym tchem.

— Wierzę ci oświadczyła królowa. Mam powód ku temu, by wierzyć. Posądzają mnie o szybkie zapominanie oddanych mi usług. Lecz d'Artagnan, ja tylko wydaję się zapominać o niektórych rzeczach. - Twarz królowej oblała się znów rumieńcem. - De Bassompierre oświadczył, że służy królowi, swemu panu, i twierdzi, że obowiązkiem szlachcica jest przenosić tę służbę ponad każdą inną.

D'Artagnan pochylił się. Oczy jego na chwilę zapłonęły.

— Pani odparł żywo. Bogu najwyższemu dzięki, że jestem d'Artagnan, a nie de Bassompierre! Marszałek służy królowi, zwykły szlachcic służy królowej. Jeżeli Wasza Królewska Mość posiada najmniejsze zlecenie dla mnie, błagam o nie. Uważam za największe szczęście swego życia być na Twych usługach. Jesteś dla mnie jedyną po Bogu.

Prawda świeciła w oczach młodego człowieka, szczerość przebijała w jego głosie.

— Ach, d'Artagnan! - westchnęła królowa. - Gdybyś ty był na miejscu pana de Bassompierre'a!

— Byłbym wówczas nieszczęśliwy, pani, gdyż on jest z armią, a nie tu.

Królowa spostrzegła znak przestrogi Dony Estafanii.

— Dobrze więc rzekła królowa. Zdjąwszy pierścień z palca, wręczyła go rycerzowi. Zabierz ten pierścionek do Dampierre, wręcz go pani de Chevreuse i powiedz jej, że ja cię posłałam. To wszystko. Ona powierzy ci ustnie pewne wiadomości dla mnie. Jedź, kiedy będziesz mógł, a skoro otrzymasz urlop, wracaj spiesznie. Jestem niezdolna pomóc ci w czymkolwiek, a gdybym próbowała, popadłbyś w podejrzenie.

— D'Artagnan ukląkł, pocałował podane mu palce królowej i wstał.

— Pani wyrzekł z prostotą moje życie, mój honor, moje całe przywiązanie należą do ciebie. Za zaufanie, jakie we mnie położyłaś, dziękuję.

— Za chwilę już go nie było. Królowa oparła się wygodnie w fotelu. Drżąc lekko na ciele, patrzyła wystraszonym wzrokiem na swą damę dworu.

— Ach rzekła półgłosem może postąpiłam nierozważnie. Może źle zrobiłam.

— Nie postąpiłaś źle, Pani, ufając temu młodemu człowiekowi zapewniała ją Dona Estafania. Jego uniform dowodzi jego męstwa, z twarzy jego bije przywiązanie do ciebie. Bądź spokojna, on pojedzie do Dampierre.

Królowa pochyliła głowę.

D'Artagnan, na którego czekał na dziedzińcu osiodłany koń, nie miał czasu, by pożegnać się z. Athoscm w kwaterze muszkieterów. Listy Anny Austriackiej i Marii de Medici były pilne. O ważności ich można było sądzić z tego, że powierzono je oficerowi-gwardziście, a nie zwykłemu gońcowi pocztowemu. Nie pozostawało więc nic innego, jak dosiąść konia i pędzić do Grenoble, gdzie stali na kwaterze król i kardynał. Było popołudnie. D'Artagnan miał dotrzeć do celu podróży na drugi dzień przed północą.

Pięć minut później opuszczał dziedziniec klasztorny, a dziesięć minut potem mijał bramy Lyonu.

Gdy znalazł się już w polu, rozmyślał nad ostatnio przeżytymi chwilami. Zdawało mu się, że kilka minut spędzonych w pokoju królowej było snem. Ależ nie, na dowód rzeczywistości miał pierścionek na palcu. Był to prześliczny szafir, okolony brylancikami To nie był pierścionek dla kawalera. Na piersiach nosił d'Artagnan szkaplerz., ofiarowany mu przez matkę na łożu śmierci. Jadąc, dobył go z zanadrza, umocował pierścionek na łańcuszku i wsunął wraz ze szkaplerzern z powrotem. Jako był rzekł, służba dla królowej była jedyną po Bogu.

„Urlop mi się należy - rozumował w duszy - muszę go otrzymać. Zabiorę ze sobą Athosa i pojedziemy do Dampierre. Jak cudownie wszystko się składa. I pomyśleć tylko, że widziałem ją na własne oczy, dwukrotnie pocałowałem jej rękę, patrzyłem w jej oczy i co najważniejsze, pamiętała o mnie! Że też nie zapomniała. O, ty przeklęty kardynale, tak prześladować anioła z nieba".

D'Artagnan jechał nie bacząc na nic, co się wokół niego działo, jechał w ekstazie wspomnienia tak bliskich chwil szczęścia. Francja wojowała z cesarstwem - z Hiszpanią, Włochami i Sabaudią, jednym słowem ze wszystkimi państwami, które tworzyły cesarstwo Habsburgów. Richelieu i król po walnym zwycięstwie nad Sabaudią wrócili do Grenoble. Obydwie królowe sprowadziły dwór do Lyonu. Ludwik XIII usiłował ściągnąć matkę do Grenoble, by ewentualnie pogodzić ją z kardynałem. Dumna Maria de Medici odmówiła prośbom króla i odmowę tę wiózł właśnie d'Artagnan do króla.

Ponieważ d'Artagnan zmieniał konie na każdej stacji pocztowej, nie oszczędzał ich bynajmniej. Mimo to pośpiech jego był tamowany, a to z powodu błotnistych dróg. Jedyną pociechą dla niego była myśl, że inni na jego miejscu nie osiągnęliby większej szybkości.

Zmrok następnego dnia zastał rycerza o blisko pięć mil od celu podróży. Ostatnia stacja pocztowa nie dopisała mu wypoczętym koniem i musiał jechać dalej na dobrze już przemęczonym wierzchowcu. Biedne zwierzę opadało z sił gwałtownie. D'Artagnan nie zrażał się tym wielce i, poklepując kark konia, dogadywał głośno: „Zdechnij, jeśli już taka twoja wola, ale dowieź mnie do Grenoble przed północą".

Blady księżyc rzucał smugi srebrzystego światła na ciemne wody rzeki Lizery, wdzierał się pomiędzy przydrożne drzewa i rysował fantastyczne cienie na drodze, owitej w tumany kurzu. Droga wiła się serpentyną w górę lub spadała w dół, wreszcie ginęła wyciągniętą linią w lesie. Na jednym z zakrętów jeździec, poczuwszy, że koń pada formalnie z nóg, szarpnął uzdę, jak gdyby chciał go podtrzymać. Dogorywające zwierzę wydało przeraźliwy jęk i utwierdziło rycerza w przypuszczeniach, że są to już ostatnie chwile jego żywota.

Naraz rozległ się strzał z pistoletu, a w kilka chwil później głośniejszy z rusznicy. W ślad za tym rozdarł powietrze okropny krzyk człowieka.

D'Artagnan chwycił za broń i byłby niewątpliwie pospieszył na pomoc, gdyby koń nie odmówił posłuszeństwa. Snadź zwierzę dobywało ostatnich sił, by utrzymać się na nogach. Tymczasem na miejscu wypadku kilka głosów ludzkich nawoływało się i po chwili słychać było tętent kopyt końskich.

„Bandyci - rozumował d'Artagnan - najwidoczniej napadli kogoś przede mną."

Wyczerpany do cna koń uszedł jeszcze kilka kroków i stanął. Nogi mu się rozsuwały, łeb opadał ku ziemi. Jeździec zeskoczył z siodła i skierował kroki w stronę, skąd dochodziły jęki konającego. Domyślał się, że osobą swą wystraszył bandytów. Na pobliskim pagórku dojrzał w świetle księżyca rozciągniętą postać człowieka. Obok stał koń, z zaciekawieniem śledzący zbliżającego się rycerza.

Ranny był nieprzytomny. D'Artagnan pospieszył ku niemu, puścił z zaciśniętej ręki lejce i delikatnie podniósł jego na wpół martwą głowę. Kula przeszyła ciało nieszczęsnego podróżnika, jego ubranie zbroczone było krwią. Nie było dla niego ratunku - umierał. Jasne światło księżyca pozwoliło muszkieterowi przypatrzyć się bliżej twarzy napadniętego. Nie bez obrzydzenia dopatrzył się d'Artagnan w rysach konającego brutalności i fałszu.

„Lokaj w ubraniu swego pana - wypowiedział półgłosem albo łotr".

Widać, głos ludzki dotarł do mózgu nieprzytomnego, gdyż po chwili otworzył oczy i wlepił je w muszkietera. Wargi się lekko poruszyły.

„Odkryłem wszystko - silił się mówić głośno - wszystko! Bassompierre - du Vallon ów fałszywy ksiądz d'Herblay -dowody. Dokument wysłano na przechowanie do Londynu - za lydzień będzie w Paryżu - mamy wszystko, wszystko. A ponad wszystko ona, ona, sama..."

Ledwo dosłyszalny głos umilkł. D'Artagnan zerwał się na równe nogi z przerażeniem.

„Du Vallon - Porthos"! - zakrzyknął - „d'Herblay Aramis"! Cóż to ma znaczyć? Czy ja śnię?

W tej chwili umierający chwycił go kurczowo za nogę, jak gdyby próbował wstać. Przedśmiertnym wysiłkiem zawołał czysto i głośno:

Ojcze Józefie, powiem wszystko. Betstein jest opiekunem dziecka. Fałszywa metryka była sporządzona przez księdza Thounenina. Dziecko jest w klasztorze benedyktynów w St. Satorin. Przeor ma pierścień -- ja postarałem się o duplikat. Ja mam list od d'Herblaya - on został raniony, du Vallon jest zabity - zabrał papiery. - Jego Eminencja musi wiedzieć poślij Montforge'a do Paryża - do Paryża...

Ranny osunął się na ziemię, zakaszlał ciężko, charczał i uspokoił się. W sekundzie oprzytomniał. Spojrzał dzikim wzrokiem na klęczącego nad nim.

— Gdzie jestem? zawołał. - Kto ty jesteś?

— Jestem d'Artagnan, porucznik...

— O Jezu! krzyknął leżący i wyzionął ducha. D'Artagnan powstał. W jednej ręce trzymał złoty sygnet z obcymi mu znakami, w drugiej dwa listy i paczkę zalakowaną kilkoma pieczęciami. Przypatrzył się pieczęci bliżej - była to pieczęć, używana przez Aramisa.

Aramis - Porthos! Oszołomiony tym wszystkim, co słyszał, d'Artagnan oglądał listy. Jednego nie mógł odczytać, ale rozpoznał drobny, wycyzelowany charakter pisma Aramisa. Drugi, krótki, napisany był dostatecznie wielkimi literami, że można go było z łatwością przeczytać. Musiała go pisać osoba bardzo zdenerwowana. Kilka słów pokrywało cały arkusz:

Panie l'Abbe d'Herblay!

Nie pisuj do mnie więcej. Nie odwiedzaj mnie. Nie myśl o mnie. Dla Ciebie umarłam na zawsze.

Maria Michon

„Co u diabła!" - zawołał d'Artagnan. „Maria Michon, wszak to miłość Aramisa, a więc ni mniej ni więcej tylko Chevreuse! Do kaduka! Co też ja tu za odkrycia porobiłem?"

D'Artagnan zbladł jak śmierć, kiedy przypomniał sobie słowa umierającego: Porthos nie żyje - Aramis jest ranny. Athos otrzymał list od Aramisa przed miesiącem. Aramis był wówczas w drodze do Lotaryngii w celach nieznanych. Porthos wystąpił z wojska, ożenił się i zamieszkał gdzieś na prowincji.

Zatopiony w rozmyślaniach d'Artagnan darł w drobne kawałki list Marii Michon i rzucał je w powietrze.

Zapieczętowany pakiet schował do kieszeni - należy go zniszczyć. List zaczął studiować ponownie, ale bez rezultatu -wsunął go również do kieszeni. Pierścień włożył na palec.

„Ciekawe"! - rozmyślał podrażniony - ,Jaką tajemnicę zabrał ten szpieg do grobu? Bassompierre, największy pan we Francji, kochanek tysiąca kobiet - mój biedny, głupiutki, ale uczciwy Porthos - mój krewki, przebiegły intrygant Aramis? I ona - samiuteńka - co ten łotr miał na myśli?"

Nagle przyszła mu do głowy straszna myśl. A może zmarły był jednym ze szpiegów milczącego kapucyna, sekretarza Richelieugo? Człowieka, który zorganizował cały system szpiegowski, bez którego porady Richelieu rzadko kiedy działał. Jego szara eminencja, ojciec Józef le Clerc, pan na Tremblay'u.

— Ona sama - powtórzył d'Artagnan, przypisując tym słowom coraz większe znaczenie. - A ponad to wszystko - ona sama. - Ton, w jakim słowa te były wypowiedziane, więcej mówił, aniżeli same słowa; co on odkrył? O kim on mówił? Co to za dziecko? Kim jest Betstein? D'Artagnan otarł z czoła zimny pot. W każdym razie mówił prawdę - on sam poczynił odkrycia w objęciach śmierci.

Muszkieter rozejrzał się wokół i skierował kroki do swego wierzchowca. Biedne zwierzę stało w tej samej pozycji z rozkraczonymi nogami i łbem przy ziemi. W dalszym ciągu konało. D'Artagnan dobył z torby przy siodle pisma królewskie, wsunął pistolet do pochwy i ruszył do konia zmarłego szpiega.

Wspaniały koń - zauważył. - Najwidoczniej jest to jeden z cudów Opatrzności, o których księża tak często mówią. Ten łotr zginął z ręki innych łotrów w stosownej chwili - kiedy mój koń odmawiał służby. Tak, usadowimy się na siodle i postaramy się, by listy mimo wszystko doszły do rąk króla o północy. Opatrzność bardziej sprzyja dziś Ludwikowi XIII, aniżeli jego ministrowi wojny, przemiłemu Richelieumu.

D'Artagnan dosiadł konia, przekonał się jednak, że poprzednik miał dłuższe nogi, trzeba więc było podciągnąć strzemiona.

— Teraz - mówił, do siebie, poprawiając strzemiona gdyby dobry Athos był na moim miejscu, uznałby za swój obowiązek pospieszyć ze słówkiem do szarej eminencji. Byłoby to bardzo grzecznie i z mojej strony tak postąpić - ale co u licha zawiera list od Aramisa? Nie wygląda mi to na mądrego Aramisa, by powierzał swój kark otwartemu listowi. Dlaczego imię Porthosa jest łączone z nazwiskiem Bassompierre'a? Najbardziej tajemniczym jest mi ów Betstein; kryje on to dziecko, pielęgnuje i jaki to ma związek z przeorem benedyktynów? Niewątpliwie Richelieu odpowiedziałby mi na te wszystkie pytania, ale dla świętego spokoju poszukam odpowiedzi gdzie indziej.

I znów przyszły mu na myśl te znamienne słowa: „a ponad wszystko ona - ona sama!" Odnosił wrażenie, że umierający mówił o kobiecie wysoko postawionej. - E, za daleko się posuwam! - zgromił się d'Artagnan. Zresztą we Francji są dwie królowe. Na pewno sprawa wikła się około jakiejś nowej intrygi Bassompierre'a? Intrygi jego dotyczyły przeważnie wielkich domów i powstawały na tle licznych wyznań miłosnych. Przyszedłszy do takiej konkluzji, muszkieter poweselał.

— Wielki Boże - zawołał głośno - przypisuję zbyt wiele drobnostce. Rzucił jeszcze raz okiem na trupa, przeżegnał się i chwyciwszy konia za lejce, odetchnął z wyraźną ulgą. - Gdybyś tak słów parę dodał do swych rewelacji, mój dobry łotrze! Dziękuję ci zresztą i za to - twoja tajemnica u mnie niby w grobie. - Bywaj! A teraz do Grenoble!

Spiął konia ostrogami i zginął w zamieci kurzu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: