Dawna miłość - ebook
Dawna miłość - ebook
Aga jest skromną ekspedientką w jednej z popularnych sieciówek z ubraniami. Ma przystojnego narzeczonego, w którym jest zakochana bez pamięci, i dwie przyjaciółki – Monikę i Ankę. Jej życie – poza tymi dodatkowymi pięcioma kilogramami – jest prawie idealne. Prawie, bo nagle narzeczony proponuje przerwę, a przyjaciółka znika. Wtedy Aga poznaje w pubie przystojnego Miłosza, potem wpada na swojego byłego chłopaka, a potem… No właśnie… Czy faktycznie stara miłość nie rdzewieje?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8289-572-8 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ubłoconym pantoflem otworzył drzwi do sypialni. Ślady ziemi i ciepłego deszczu biegły po prostej, od drzwi wejściowych do pokoju, w którym gwiazdy w MTV Cribs mówią, że „dzieje się magia”.
Pewnym ruchem ściągnął z niej kolorową sukienkę. Została w koronkowej bieliźnie.
W tym momencie pożałowała, że założyła majtki z wysokim stanem. Ich zadaniem było spłaszczenie odstającego brzucha, a nie podniecanie mężczyzny. Przez nie czuła się nieco skrępowana. Wprawdzie bielizna była koronkowa i w miarę seksowna, ale raczej nie na spotkanie mające zakończyć się zbliżeniem.
Przez chwilę przyglądał się jej uważnie, po czym przycisnął ją do ściany, tak samo namiętnie i jednocześnie delikatnie, jak jeszcze kilka minut wcześniej w windzie kamienicy. Mocowała się z guzikami jego koszuli, niestety zbyt nieudolnie i nie udało jej się odpiąć ani jednego. Żeby było szybciej, sam rozpiął pasek i zrzucił spodnie razem z bokserkami, pokazując tym samym, jak bardzo go podnieca. Zrobiło się jej słabo na widok rozmiaru przyrodzenia, a on ujął ją za ramiona i poprowadził do dużego łóżka. Pchnął ją delikatnie i wylądowała w pościeli. Z zatrwożeniem patrzyła w sufit swojego starego mieszkania.
– Cholera, już dawno powinnam je wyremontować – wymamrotała na widok wielkiej plamy na suficie. Nie miała pojęcia, skąd wzięły się brązowe zacieki przypominające twarz Jezusa. Narożniki na styku ścian i sufitu były zaokrąglone. Tak budowało się w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, pomyślała.
Jęknęła, tym razem z rozkoszy. Zamknęła oczy i delektowała się przyjemnymi ruchami mokrego języka między nogami. Ten mężczyzna wie, co robi, pomyślała. Chciała się z nim kochać, tu i teraz, niestety świadomość tego, co zaraz nastąpi, ściągnęła ją na ziemię. Już wcześniej miała wyrzuty sumienia, które nasilały się z każdą sekundą przyjemności.
Co ja wyprawiam? Oszalałam!
Odepchnęła głowę mężczyzny i podciągnęła się poza zasięg jego języka. Spojrzał zaskoczony i lekko wkurzony.
A przecież było jak w filmach. Niezobowiązujący flirt. Ukradkowe spojrzenia znad kieliszka, nieśmiały uśmiech. I to oblizywanie górnej wargi, choć nie wiedziała, czy chciała tym gestem zachęcić go do rozmowy, czy pokazać mu, jak bardzo smakuje jej drink z kurzym żółtkiem. Mężczyzna uznał, że to zielone światło. Podszedł do niej kilka minut po wyjściu Moniki.
– Serio musisz już iść? – Agata nie kryła zniesmaczenia. W ostatnim czasie niespecjalnie mogła liczyć na przyjaciółkę.
– Serio, serio. Jestem zmęczona. Dziś piątek, a mijający tydzień naprawdę dał mi w kość.
Monika pracowała jako manikiurzystka w znanym salonie kosmetycznym w centrum Warszawy.
– Nawet w takim dniu jak dzisiaj? – Łzy napłynęły Agacie do oczu.
– Będzie dobrze. – Przyjaciółka poklepała ją po ramieniu. – Wypij jeszcze ze dwa drinki i też wracaj do domu – poradziła.
Ścisnęła Agatę za ramię, zabrała płaszcz, parasolkę i opuściła lokal.
Polski listopad jest jak jajko z niespodzianką. Nigdy nie wiadomo, co nas czeka – deszcz, śnieg, plucha. A może słoneczko?
– Czego się pani napije? – zapytał, przysiadając się, rosły mężczyzna.
– Mam jeszcze drinka. Dziękuję. – Agata uniosła kieliszek.
– W takim razie, czego jeszcze się pani napije? – Nie poddawał się.
Kochała takie zagrywki. Uwielbiała gonić króliczka, flirtować, zdobywać, choć zazwyczaj na tym etapie odpuszczała i uciekała do domu. Jednak dziś postanowiła pociągnąć grę jak najdłużej.
– W takim razie jeszcze raz to samo. Poproszę. – Uśmiechnęła się.
Na co dzień stykała się z różnymi mężczyznami. Bywało, że jako ekspedientka jednego z najpopularniejszych sieciowych sklepów z ubraniami obsługiwała zabójczych przystojniaków, modeli, a czasem nawet celebrytów. Ten jednak wydał się jej naprawdę intrygujący. Chyba najbardziej zafascynował ją bijący od niego spokój. Oczy miał małe i czarne jak węgielki, czarne proste włosy z przedziałkiem na boku. Był wysoki, na oko blisko metra dziewięćdziesięciu, szczupły, prosty jak struna. Nosił dwudniowy przerzedzony zarost. Miał około trzydziestu pięciu lat i był pewny siebie. Dziś założył czarną koszulę ze srebrnymi guzikami, czarne spodnie, zaprasowane w kant, i mokasyny. Przykuwał uwagę. I z pewnością mógł mieć trzy czwarte dziewczyn w tym barze.
– A pan tak sam? – zagadnęła. – W sensie: samotnie pan pije?
Agata rozejrzała się, by sprawdzić, czy nikt ich nie obserwuje. W zasadzie nie wiedziała po co, bo przecież wyhaczyła go już dawno i wiedziała, że jest sam.
– Owszem. Wpadłem na jedno piwo, ale z jednego zrobiły się już cztery. Plus wciągnął mnie popcorn, który tutaj podają do każdego drinka. – Mężczyzna z uśmiechem włożył do ust prażoną kukurydzę.
– Mieszka pan w okolicy?
– Nie. – Nie wdawał się w szczegóły. – A pani? Warszawianka?
– Tak. Z dziada pradziada. – Nie wiedziała czemu, ale lubiła się tym chwalić. – Mieszkam po drugiej stronie ulicy.
Poczuła zażenowanie własnymi odpowiedziami. W dodatku zawstydzały ją dojrzałość i spokój tego mężczyzny.
– W takim razie dobrze wybrała pani lokal. Zaoszczędzi pani na taksówce. – Uśmiechnął się, a Agata wybuchła śmiechem.
Nie myślała pod tym kątem, choć ostatnio, faktycznie, się jej nie przelewało. Pracowała w sieciówce, zazwyczaj na kasie, pilnowała rozładunku towaru i ubierała manekiny na wystawy. To kochała robić najbardziej. Czasami dorabiała jako stylistka. Miała smykałkę do mody. Mimo małego budżetu potrafiła tak dobrać ciuchy, że wyglądały na niej jak rodem z pokazu mody w Mediolanie.
Przez kolejne pół godziny rozmawiali żarliwie, nie mogąc oderwać od siebie oczu. Ten facet miał to coś, czego nie dawało się zdefiniować.
Gdy dochodziła piąta nad ranem, barmani delikatnie zasugerowali im opuszczenie lokalu. Zaczęli myć podłogi i ustawiać krzesła na stołach. Szybko złapali wspólny język i nawet nie zauważyli, kiedy w naturalny sposób przeszli na ty.
– Odprowadzę cię.
– Nie trzeba, przecież wystarczy, że przejdę przez ulicę. Poradzę sobie, naprawdę. Dziękuję.
– Nalegam.
Skinęła głową. Miała dziwne poczucie bezpieczeństwa i wrażenie, że zna tego mężczyznę od długiego czasu.
Przez całą drogę do domu, czyli przez jakieś siedemset metrów, powtarzała sobie w myślach, że pożegna go przed drzwiami. Jednak tak bardzo ją fascynował! A ten jego spokój tak na nią podziałał, że zaprosiła go do siebie.
– Już prawie szósta – powiedziała. – Może masz ochotę na kawę? Tak na drogę.
Uśmiechnął się kpiąco. Tak samo jak mężczyźni, kiedy słyszą od kobiet, że te nie uprawiają seksu wcześniej niż na trzeciej randce.
– Na kawę to raczej za wcześnie – odparł. – Ale jeżeli masz wódkę i lód, to z przyjemnością napije się czegoś orzeźwiającego.
Pożałowała swojej propozycji. Wiedziała, że popełnia błąd. Jednak fascynacja nowo poznanym mężczyzną wzięła górę. Patrzyła na niego, podnieconego. Patrzyła na jego wilgotne usta. Cholernie ją pociągał, ale był… nieznajomym. A może jakimś psychopatą? Mordercą? Nieziemsko przystojnym psychopato-mordercą?
– Przepraszam. Nie mogę… To znaczy: mogę, ale wolałabym, żebyśmy nie robili nic więcej.
Sama nie wierzyła w to, co mówi. Miała cholerną ochotę poczuć go w sobie. Wiedziała, że okaże się dobrym kochankiem. A poza tym urzekał ją jako człowiek.
Teraz mlasnął i otarł usta dłonią. Spojrzał na budzik na nocnej szafce. Dochodziła siódma.
– Hm. Dziwne masz zwyczaje – powiedział niezadowolony.
Wiedziała, że popełniła błąd. Wiedziała, że nie drażni się mężczyzn w ten sposób.
– Przepraszam, naprawdę bardzo mi głupio. Nigdy mi się to nie zdarzyło. – Skrzywiła się. – Jestem trochę zmęczona. Chciałabym się jeszcze zdrzemnąć, bo na dwunastą idę do pracy. Czy mogę zamówić ci taksówkę?
Minę mężczyzny trzeba by było zobaczyć na żywo, by zrozumieć, dlaczego Agacie zrobiło się głupio. Zmarszczył brwi, a usta wykrzywił w dziwnym grymasie. Ich kącik zadrżał, uwydatniając dołeczek w lewym policzku. Złość przeplatała się ze zdumieniem. Widać było, że walczy ze sobą, by nie wybuchnąć, szybko jednak opanował emocje. Chwycił dłonie Agaty i pocałował czule.
– Jesteś pewna, że nie mogę zostać dłużej? – wyszeptał. – Wiesz, że nie pożałujesz.
Wiedziała. Właściwie to domyślała się, że może to być najlepszy seks, romans jej życia. I nie miałaby nic przeciwko odrobinie przyjemności, gdyby nie te cholerne wyrzuty sumienia.
Teraz, gdy alkohol powoli z niej wyparowywał i zaczynała myśleć coraz trzeźwiej, ganiła się w myślach. Nie dość, że zaciągnęła na chatę obcego gościa, to jeszcze doprowadziła do żenującej i krępującej sytuacji: nagi facet siedział tuż obok, a ona miała na sobie tylko stanik. Cud, że akurat dzisiaj koronkowy.
W głowie Agaty kłębiły się dziesiątki myśli. Pewnie zapamięta moje pantalony, babcine gacie. Dlaczego rano się nie ogoliłam? Pewnie uzna mnie za podpuszczalską. Uff, nie jest z Warszawy, więc może nigdy więcej go nie spotkam. A co, jeśli to psychopata i mnie zgwałci?
Tępo gapiła się na nagiego mężczyznę. Zapomniała o mruganiu. Ale kiedy zorientowała się, że on się jej przygląda i mierzy zachwyconym spojrzeniem każdy centymetr jej ciała, wypaliła:
– Przepraszam, naprawdę chcę, żebyś już poszedł.
Westchnął, ale nie wyglądał na kogoś, kto ma zamiar się ubrać. Opadł plecami na łóżko, a jego penis objawił się w całej okazałości. Najwyraźniej ten facet był pozbawiony uczucia wstydu. Bo i nie miał się czego wstydzić. Może nie miał sylwetki modela i kaloryfera na brzuchu, ale był naprawdę dobrze zbudowany. Na wzgórku od męskości po pępek rosły mu czarne włosy. Były nimi oplecione także jego sutki.
– Do cholery, gdzie ci mężczyźni, o których tyle opowiadają dziewczyny? Ci, którzy po seksie od razu uciekają, ewakuują się do domu, nie chcą zostawać? A ja nie mogę wypędzić obcego dziada, co mi się na łóżku rozkłada. – Agata uwielbiała rozmawiać sama ze sobą. – Masakra! Będę musiała zadzwonić po jakiejś wsparcie, żeby usunąć gościa.
– Poczęstuj mnie chociaż wcześniej wspomnianą kawą. Wypiję i zamówię taksi. – Mężczyzna zaczął się ubierać.
Zaczął od czarnych bokserek, które podkreśliły jego jędrny tyłek. Potem naciągnął spodnie.
– W porządku. – Agata odetchnęła z ulgą.
Wykręciła numer i usłyszała, że taksówka przyjedzie za piętnaście minut. Tyle jeszcze miała trwać ta banalna, żenująca przygoda. A potem jednym kliknięciem nastawiła ekspres i do kubka z napisem „Królowa życia” zaczęła lecieć czarna kawa.
– „Królowa życia”! – Mężczyzna się roześmiał.
Stał oparty o framugę drzwi, już kompletnie ubrany. Trzeba przyznać, że prezentował się naprawdę seksownie i z klasą. Dopiero teraz Agata dostrzegła, że jest nieziemsko przystojny. Włosy miał trochę potargane, usta czerwone od całowania. A wokół ust czerwoną obwódkę. Chyba od francuskiego seksu, pomyślała. W którym był mistrzem.
– Przypomnij mi, złotko – usłyszała – jak się nazywasz?
– Mleko? Cukier?
– Dość niespotykane imiona. – Wyszczerzył równe i białe zęby.
Po raz któryś z kolei jego ironiczny uśmiech i komentarz podniecały ją, zamiast irytować.
Agata również nie potrafiła sobie przypomnieć jego imienia. Coś jej świtało jak przez mgłę. Coś trochę egzotycznego, co skojarzyło się jej z jakimś pisarzem czy artystą. W sumie to nawet się ucieszyła, że nie pamiętają oboje. Może zapomni, że w ogóle się poznali? I już nigdy więcej na siebie nie trafią?
– To jak? Mleko? Cukier?
– Zwykłą czarną – odparł chłodno. – Często sprowadzasz z baru mężczyzn do domu? – Zmienił temat. – Jak rozumiem, byłem okropny? Słabe lizanie cipeczki?
Zarumieniła się.
Upił łyk kawy i rozejrzał się po kuchni urządzonej w stylu skandynawskim – białe szafki z domieszką jasnego drewna. Oparł się o jedną z nich i wyjrzał przez okno. Złote liście opadały z drzew. Deszcz właśnie ustał i powoli wychodziło słońce.
– Więc? W skali od jednego do dziesięciu jak bardzo byłem słabym potencjalnym kochankiem? – zapytał.
– Nie byłeś. To znaczy, to nie tak. Nie o to chodzi. – Zmieszała się Agata.
– Nie? Zatem o co?
– O nic. Było, minęło. Zapomnij. Delektuj się kawą, bo za jakieś siedem minut będzie taksówka.
– Ciekawa z ciebie osoba. Intrygująca, niezwykła. Mało jest takich kobiet.
– Aha, mało kobiet, które zachowują się jak mężczyźni? Wykorzystują i porzucają?
– Nie czuję się wykorzystany. Choć przyznaję, chciałbym.
– Nie jestem aż tak zła, za jaką mnie masz. To nie tak.
– No cóż. Poznanie ciebie było bardzo odświeżające.
Dopił kawę, opłukał kubek i odstawił go na suszarkę.
Agata była zdziwiona. Jak dotąd jeszcze żaden mężczyzna po sobie nie pozmywał.
– No cóż, będę się zbierać, miła nieznajoma.
Podszedł i spojrzał jej głęboko w oczy.
Ręce jej zadrżały; była pewna, że znów poczuje smak jego ust, ale on tylko nachylił się, musnął jej policzek. Przymrużyła oczy i poczuła zapach jego perfum. Mocnych, męskich, lekko sandałowych. Z reklam kojarzyła, że podobnych używają sportowcy. W myślach próbowała wrócić do rozmowy z baru. Próbowała przypomnieć sobie, czym zajmuje się ten facet. Wspominał coś o transporcie czy ochronie.
Na zewnątrz rozległ się warkot silnika. Przyjechała taksówka.
– To po ciebie – powiedziała z wyczuwalną ulgą.
– Domyślam się, jaka będzie odpowiedź – odparł. – Ale nie chcę żałować, że ta przygoda skończyła się w taki sposób. Zobaczymy się jeszcze?
Nawet nie drgnęła. Miała kamienny wyraz twarzy.
– Nie.
– Nie?
– Nie. Za pół roku wychodzę za mąż.
A przynajmniej taką mam nadzieję, dodała w myślach.
– Słucham? – Mężczyzna nie wierzył własnym uszom.
– Mam narzeczonego. To znaczy… Właściwie nie wiem, czy wciąż go mam.
– Jak to? Nie wiesz? Napisałaś mu, że rozłożyłaś nogi przed obcym mężczyzną, ale ten tylko cię wylizał?
– Nie bądź zły i mściwy.
– Nie jestem mściwy. Tak się po prostu nie robi. Nie igra się z uczuciami drugiej osoby.
– Aaa, teraz nie igra się z uczuciami drugiej osoby. A wy, faceci możecie ranić kobiety, wykorzystywać je? Znienacka żądać przerwy, jak w szkole. Dzwonek dzwoni, wakacje, a potem wracamy na lekcje, tak? I to jest okej?
– Twój narzeczony zażądał przerwy?
Agata spuściła głowę. Do oczu napłynęły jej łzy.
– Czyli tak – mruknął jej niedoszły kochanek. – No cóż. Sama wiesz, co to oznacza.
– To może oznaczać dwie rzeczy: albo się wystraszył, bo do ślubu coraz bliżej i chce sobie wszystko przemyśleć, albo nie chce już ze mną być. Albo… Nie wiem, o co chodzi.
– Nie złotko. Powiedzieć ci, kiedy facet chce przerwy?
Kiwnęła twierdząco głową.
– Kiedy chce zjeść ciasto i mieć ciastko. Dymać inną laskę, na legalu, ciebie trzymać w garści, w razie gdyby z tamtą nie wyszło. To dlatego dziś piłaś w barze sama?
– Nie sama – sprostowała Agata. – Była ze mną przez chwilę przyjaciółka. Ale moje dramaty coś ją ostatnio mało interesują. Rano, jak wychodziliśmy z Łukaszem do pracy, pocałował mnie w policzek i powiedział, że musi sobie wszystko przemyśleć, zobaczyć, jak mu będzie beze mnie. I że potrzebuje przerwy. Poprosił mnie, żebym się nie odzywała, że on to zrobi. I uspokajał mnie, że to nie rozstanie, ale przerwa dla sprawdzenia naszych uczuć.
– Czy ty siebie słyszysz?
– Słyszę. – Dopiero teraz do Agaty dotarło, jak to brzmiało. – Idź już, bo odjedzie ci taksówka – dodała.
Nie miała ochoty na towarzystwo. Jedyne czego chciała, to położyć się do łóżka, zapaść się w mięciutką pościel i zasnąć. Zapomnieć o wszystkim i przetrwać rozłąkę z Łukaszem.
Nieznajomy przymrużył oczy, przeczesał dłonią czarne włosy. Pokiwał głową i wyszedł bez słowa, zerkając na do widzenia na smutną twarz Agaty.
Mimo że było już późno, a właściwie wcześnie, bo dochodziła ósma, wyglądała dobrze. Miała lekko rozmazany makijaż, bardzo naturalny, jak zawsze. Jej znakiem rozpoznawczym były idealnie namalowane kreski, _à la_ Sophia Loren czy Brigitte Bardot, i różowe usta. Była bardzo kobieca i zmysłowa, niejeden mężczyzna zwariował na jej punkcie. Przy wzroście około stu sześćdziesięciu centymetrów ważyła jakieś sześćdziesiąt kilogramów, więc miała i na czym usiąść, i czym oddychać. Czarne proste włosy opadały na ramiona, od lat obcięte „na Shazzę”. Przydługa grzywka miała za zadanie ukryć bliznę nad lewą brwią, którą Agata zawdzięczała zabawie w podchody w dzieciństwie.
Wyjrzała przez okno. Nieznajomy, którego imienia nie pamiętała, właśnie otwierał sobie drzwi auta. Kiedy wsiadał, spojrzał w górę, prosto w oczy Agaty, uśmiechnął się i puścił do niej oko. A ruchem głowy zasugerował, że będzie dobrze. Dopiero kiedy zatrzasnął za sobą drzwi, odetchnęła z ulgą.
Co ja najlepszego wyprawiam? Już chyba całkiem zgłupiałam!, skarciła się w myślach.
Odruchowo złapała za telefon, żeby napisać esemesa do Moniki, ale dotarło do niej, że przyjaciółka i tak pewnie oleje jej rozterki. Nie rozumiała dlaczego, ale ostatnio ich kontakty wyraźnie się rozluźniły. Ich znajomość przechodziła różne fazy, jak to u bab. Raz się kochały i były nierozłączne, potem uznawały, że jednak się nienawidzą, i nie gadały ze sobą przez kilka dni. Jednak zawsze były blisko. Zazwyczaj to Agata jako pierwsza wyciągała rękę na zgodę. Poznały się w piaskownicy. Obie mieszkały w podwarszawskich Markach na małym, skromnym osiedlu wolno stojących domów. Ponad trzydzieści lat temu; blokowiska jeszcze nie były modne. Dziewczyny mieszkały po sąsiedzku, przez płot. Monika była o rok młodsza od Agaty, więc ta odgrywała czasami rolę starszej siostry. Na siebie brała lanie czy opieprz, i tak pozostało po dziś dzień. Przyzwyczajona, że co złego, to ona, nawet nie reagowała. W szkole podstawowej były jak papużki nierozłączki. Razem spędzały przerwy i czas po szkole. Agacie przeszło nawet przez myśl, żeby nie zdać; wtedy byłby w jednej klasie, siedziałyby w jednej ławce i miały siebie na wyłączność. Na szczęście pomysł szybko wybili z głowy jej rodzice, tata, który prowadził i prowadzi firmę budowlaną, i mama księgowa. Jej ukochana babcia Irenka zabierała ją na weekendy do Warszawy, gdzie w centrum miała mieszkanie w starej kamienicy. Te weekendy Agata wspominała najprzyjemniej. Chociaż Marki były oddalone o zaledwie dwadzieścia kilometrów, w szkole mogła się chwalić, że była w stolicy. Właśnie tego najbardziej zazdrościła jej Monika. Babcia niechętnie brała je do siebie obie, bo, jak mawiała, „łobuzowały”. Twierdziła, że przy Monice Agata dostawała małpiego rozumu. Może dlatego, że uważała się za gorszą? Jej przyjaciółka od zawsze cieszyła się nienaganną figurą. Była wysoka i chuda. Taki typ dziewczyny, która je jak koń i nigdy nie tyje.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki