Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Dawny przyjaciel - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
22 października 2021
Ebook
34,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dawny przyjaciel - ebook

Jeden z największych zagranicznych bestsellerów autorki Revved, Revived i Rivera!

Minęło dwanaście lat, od kiedy Tru Bennett ostatni raz widziała swojego najlepszego przyjaciela Jake’a Wethersa, a on złamał jej serce… Teraz kobieta musi przeprowadzić z nim wywiad. Wątpi, że mężczyzna w ogóle ją pozna.

Natomiast ona doskonale wie, kim obecnie jest Jake Wethers – wytatuowanym, niepokornym, notorycznie pakującym się w kłopoty i niesamowicie seksownym wokalistą jednego z najsłynniejszych zespołów muzycznych na świecie.

Dobrze, że serce Tru jest przygotowane na spotkanie z rockmanem. Dziewczyna ma chłopaka, Willa. Razem planują wspólną przyszłość. Przecież przyjaciel z dzieciństwa, który nawet pewnie jej nie pamięta, nie może tego zepsuć. Prawda?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8178-745-1
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Dzwoni telefon. Odbieram go, siadając jednocześnie przy biurku i upijając łyk kawy.

– Trudy Bennett.

– Tru, tu Vicky. Zbierz szybko swój zgrabny tyłeczek i biegnij do mojego biura. Musimy pogadać.

– Okej, daj mi pięć minut. – Odkładam słuchawkę.

Vicky jest moją szefową i właścicielką gazety, dla której pracuję – „Etiquette”.

Jestem dziennikarką muzyczną. A „Etiquette” jest… no cóż, to magazyn o modzie.

Jestem zatem dziennikarką muzyczną pracującą dla gazety o modzie.

To była pierwsza i jedyna oferta pracy, jaką dostałam po ukończeniu studiów z zakresu dziennikarstwa muzycznego. Od zawsze moimi dwiema największymi miłościami w życiu były – i nadal są – muzyka i pisanie. Dokładnie w takiej kolejności. Więc kiedy po skończeniu szóstej klasy szukałam dla siebie studiów, nie musiałam długo zastanawiać się nad ich wyborem.

To miała być tymczasowa praca, zanim dostanę jakiś etat w czasopiśmie w stylu „New Musical Express” albo „Rolling Stone”. Minęło jednak sześć lat, a ja nadal jestem tutaj.

Do moich obowiązków w „Etiquette” należy pisanie recenzji nowych albumów, opisywanie znanych zespołów i piosenkarzy oraz przeprowadzanie wywiadów.

Jestem całkiem niezłą pisarką, a jeśli chodzi o muzykę – jestem najlepsza. Mój tata jest muzykiem, więc dorastałam w takim otoczeniu. Od urodzenia mnie tym karmił.

Praca w magazynie modowym nie jest pracą moich marzeń, ale bardzo lubię Vicky. Zaprzyjaźniłyśmy się. Kiedy zaczynałam, byłam tylko felietonistką, ale Vicky chciała, żebym tu została, więc pozwoliła mi zrobić z mojej kolumny całą stronę. Nalegałam na to.

To był dla mnie szczęśliwy dzień.

Strona funkcjonuje już od roku i muszę przyznać, że została dobrze przyjęta przez czytelników.

Jedynym mankamentem mojej pracy jest to, że muszę się trzymać mainstreamu, bo tego oczekują czytelniczki „Etiquette”.

Nie jestem zwolenniczką muzyki dziewczęcej, no może poza Adele, którą uwielbiam, ale generalnie moimi typami są raczej muzyka rockowa i alternatywna. I o tym chciałabym pisać w moich artykułach – o zespołach rockowych, metalowych, indie i innych nowych odkryciach.

Chciałabym opowiadać o kapelach, o których nikt nie słyszał, a na które natknęłam się w klubach. Takich, które zasługują, by dać im szansę na zaistnienie.

Na szczęście ostatnio wielu zespołom rockowym udało się przebić do mainstreamu i wejść do Top 40, więc teraz dziewczyny czytające „Etiquette” słuchają właśnie takiej muzyki, a ja mogę o tym pisać. Ale to nadal główny nurt, a ja chciałabym pisać o nieprzetartych szlakach.

No cóż, na razie muszę się trzymać nurtu easy listening¹.

Ale kto wie, może kiedyś?

Włączam mojego Maca, biorę kolejny łyk kawy i parzę się przy tym w język. Wstaję, by przejść przez nasz redakcyjny korytarz do biura Vicky.

Kiedy tam przybywam, drzwi są już otwarte, a ona rozmawia przez telefon.

Zauważa mnie i z szerokim uśmiechem zaprasza do środka. Siadam na krześle naprzeciwko jej biurka.

Vicky jest olśniewająca. Powiedziałabym, że jest po czterdziestce – chociaż nigdy nie udało mi się namówić jej, by zdradziła mi swój wiek, a wierzcie mi, że próbowałam. Ale niezależnie od tego, ile ma lat, wygląda na trzydziestolatkę i mogę mieć tylko nadzieję, że w jej wieku będę wyglądała tak samo dobrze.

Ma długie do ramion blond włosy, ścięte na boba. Jej figura jest fantastyczna i nie mam pewności, czy wszystko w niej jest dziełem matki natury. Uwielbiam ją. Jest rozsądna. Ma ogromne poczucie humoru. Jest też niesamowitą pisarką i kobietą sukcesu.

Vicky zaczynała swoją karierę jako dziennikarka w pewnym czasopiśmie. Tam poznała swojego męża. Był bogatym, starszym biznesmenem. Bardzo staroświeckim, takim, który nie akceptował pracujących kobiet. Miały siedzieć w domu z dziećmi. Vicky bardzo go kochała, więc zrezygnowała dla niego z kariery.

Pobrali się i wtedy okazało się, że Vicky nie może mieć dzieci. Od tej pory ich małżeństwo nie należało do najszczęśliwszych.

Ona była dla niego żoną-trofeum. A on był nałogowym oszustem.

Zmarł dziesięć lat temu na atak serca i pozostawił Vicky wielki majątek. Jego biznes nadal się kręci. Nie bardzo wiem, czym się zajmował, chyba to coś związanego z akwizycją. Nie jestem pewna i Vicky chyba też nie. Mają zarząd i prezesa, który wszystkim zarządza, więc kiedy jej mąż zmarł, Vicky postanowiła się w to nie mieszać. Zamiast tego, wzięła część pieniędzy, które jej zostawił, i wróciła do swojej pierwszej miłości, czyli do dziennikarstwa. To wtedy założyła „Etiquette”.

Jest to niewielka gazeta, miesięcznik, który ma pięćset tysięcy czytelników.

Ledwo wiąże koniec z końcem. Vicky niewiele na nim zarabia, robi to, bo to kocha i chce mieć jakieś zajęcie.

Jest zdeterminowana, aby odnieść sukces, a ponieważ zaryzykowała i dała mi pracę, kiedy nikt inny nie chciał, a także dlatego, że kocham ją do szaleństwa, ja również jestem zdeterminowana, aby pomóc jej spełnić to marzenie.

Jest błyskotliwą, pełną życia kobietą, która miała gówniane życie i zasługuje na szczęście. Sukces tego magazynu sprawi, że będzie szczęśliwa.

A kto wie, może pewnego dnia, kiedy magazyn się rozrośnie, pozwoli mi się odłączyć i stworzyć do niego wkładkę muzyczną?

No dobra, pomarzyć wolno.

Tymczasem moja szefowa kończy rozmowę, rozłącza się i uśmiecha do mnie. Jej wielkie orzechowe oczy lśnią i już wiem, że do czegoś zmierza.

– Co? – pytam podejrzliwie.

– Jake Wethers – mówi, a właściwie podśpiewuje to nazwisko.

Moje serce zamiera. Brakuje mi tchu.

Jake Wethers, jedna z największych gwiazd muzyki rockowej na świecie, główny wokalista odnoszącej ogromne sukcesy grupy rockowej, The Mighty Storm.

A także, dawno temu, mój najlepszy przyjaciel.

Jako dzieciaki byliśmy sąsiadami. Chodziliśmy razem do szkoły i byliśmy nierozłączni do czasu, kiedy przeprowadził się z rodzicami do Ameryki. Mieliśmy wtedy po czternaście lat.

Był również największą miłością mojego życia. Oczywiście nie miał o tym pojęcia, a ja byłam zrozpaczona, kiedy wyjechał.

Nie mam ani jednego wspomnienia z dzieciństwa, w którym nie byłoby Jake’a.

Kiedy wyjechał, by zamieszkać z rodziną tysiące kilometrów stąd, przysięgaliśmy sobie, że pozostaniemy w kontakcie. Ale to było dwanaście lat temu, kiedy dzieciaki nie miały jeszcze dostępu do Internetu ani telefonów komórkowych. To były rzeczy zarezerwowane wyłącznie dla dorosłych i to tych, którzy mieli więcej pieniędzy niż moja rodzina czy rodzina Jake’a.

Pisaliśmy, rozmawialiśmy przez telefon, ale potem przestał dzwonić, a listy przychodziły coraz rzadziej, aż w końcu całkiem przestały.

Pisałam do niego jeszcze przez jakiś czas, ale nie odpisywał, więc też odpuściłam.

Długo miałam złamane serce przez Jake’a Wethersa. I jeśli mam być szczera, to chyba nigdy się do końca nie zagoiło.

Przez sześć lat nie widziałam go i nie słyszałam o nim. Dopiero sześć lat temu…

Byłam na drugim roku studiów i mieszkałam z moją, po dziś dzień najlepszą przyjaciółką, Simone. Oglądała, popularny wtedy, sobotni program muzyczny. Ja leczyłam kaca, jak przez większość dni, i właśnie szłam z kuchni do salonu z kubkiem kawy, kiedy zobaczyłam na ekranie Jake’a, który patrzył mi prosto w oczy.

Dorósł, wyglądał nieco inaczej, ale to był on.

Zakryłam rękami usta i upuściłam kubek na podłogę. Kawa się rozlała, ale nie zwracałam na to uwagi. Stałam tam jak w transie i patrzyłam, jak śpiewa razem ze swoim zespołem.

Słyszałam o tym nowym, szybko zdobywającym popularność zespole – The Mighty Storm. Nawet słyszałam ich piosenki w radiu, ale nigdy dotąd nie widziałam żadnych zdjęć członków zespołu, aż do teraz.

Simone była oczywiście bardzo zainteresowana tym, dlaczego właśnie zmieniłam wystrój naszego salonu na mocno kawowy, więc usiadłam z nią i opowiedziałam jej moją historię z Jakiem. Po czym obie natychmiast poszłyśmy do mojego pokoju, by wygooglować informacje na jego temat.

To, że Jake został muzykiem, miało sens. Kochał muzykę tak samo jak ja.

Wiedziałam, że ma dobry głos, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak świetnym jest wokalistą.

Od tamtej pory obserwowałam jego karierę. Widziałam, jak wznosi się na wyżyny. Widziałam również jego upadki.

Nadal mi na nim zależało; przez dużą część mojego życia był moim najlepszym przyjacielem. Dzieliliśmy się wszystkim.

Ale nie jestem już w nim zakochana. To skończyło się lata temu. A poza tym, co nastolatki mogą wiedzieć o miłości?

Jedną z rzeczy, których nigdy nie robię, jest opowiadanie ludziom o tym, że znałam Jake’a w dzieciństwie.

Ogólnie rzecz biorąc, jestem skrytą osobą i wydaje mi się, że mówienie ludziom, że dobrze go znałam, brzmiałoby jak przechwałki. Gdyby moi znajomi i przyjaciele dowiedzieli się, że byliśmy ze sobą blisko, chcieliby znać szczegóły. A są takie rzeczy z przeszłości Jake’a, o których wiem, że nie chciałby się nimi z nikim dzielić. Więc, aby uniknąć tego, że coś mi się wymsknie, wolę udawać, że nigdy go nie znałam i że jestem po prostu zwyczajną fanką TMS.

Poza tym… wiem, że to zabrzmi głupio, ale rozmawianie o Jake’u byłoby jak dzielenie się nim.

Jest teraz znany całemu światu, a ja nie chcę dzielić się Jakiem, jakiego znałam, bo… cóż… z tego, co widzę i co czytam w wiadomościach, Jake nie jest już tym chłopakiem, którego znałam kiedyś.

Jest teraz ucieleśnieniem gwiazdy rocka.

Jedyną osobą, której opowiedziałam o Jake’u jest Simone, no i oczywiście moi rodzice też go znają i… och, no dobrze, powiedziałam też Vicky, ale to był pijacki błąd.

W zeszłym roku straszliwie spiłam się na firmowym przyjęciu bożonarodzeniowym i z nieznanych mi przyczyn, bardzo alkoholowych, popełniłam ten fatalny błąd, mówiąc Vicky, że kiedyś znałam Jake’a.

A kiedy mówię fatalny, nie chodzi o to, że powiedziała komuś o mojej znajomości z nim. Nie, nie. Chodzi o to, że odkąd dowiedziała się, że byliśmy kumplami, ciągle jęczy mi za plecami, żebym się z nim skontaktowała, żeby przeprowadzić ekskluzywny wywiad dla „Etiquette”.

Kompletnie przeoczyła to, że już się z nim nie przyjaźnię i to od dwunastu lat. Nie mogę tak po prostu zadzwonić do niego i poprosić o wywiad.

Ona uważa, że mogę. Twierdzi, że Jake się ucieszy, kiedy mnie usłyszy. Wiem, że mówi tak tylko dlatego, żeby zachęcić mnie do kontaktu z nim.

Ale ja się nigdy z nim nie skontaktuję. Uważam, że jeśli chciałby się ze mną spotkać, to już dawno sam by się do mnie odezwał.

Szczerze mówiąc, sądzę, że już o mnie zapomniał. Zajął się innymi, ważniejszymi sprawami i dla nas obojga byłoby niezręcznie, gdybym tak znienacka pojawiła się w jego życiu z prośbą o wywiad.

Zrobiłam co mogłam, aby wyjaśnić to Vicky, ale do niej nic nie dociera, więc teraz jestem na etapie unikania jej, kiedy tylko gdzieś pojawi się jego nazwisko.

– Ziemia do Tru! Słyszałaś choć słowo z tego, co do ciebie powiedziałam? – Vicky pstryka palcami, starając się zwrócić na siebie moją uwagę. Zdaję sobie sprawę, że chyba trochę odpłynęłam.

Rumienię się.

– Umm… nie, wybacz. – Przygryzam wargę. – Po prostu cała ta sprawa z Jakiem… Wiem, że chcesz, żebym się z nim skontaktowała, ale ja po prostu nie mogę…

Unosi swoją perfekcyjnie wypielęgnowaną dłoń do góry, aby mnie uciszyć.

– Cóż, gdybyś mnie słuchała, moja droga, usłyszałabyś, że nie potrzebuję twojej pomocy w zdobyciu zgody na wywiad z Jakiem Wethersem.

Szczerzy się jak dzieciak, któremu wydaje się, że właśnie zobaczył prawdziwego Świętego Mikołaja w Harrodsie.

Szlag, że też musiałam się tak zamyślić!

Prostuję się na krześle.

– M-masz wywiad z Jakiem?

Kiwa z dumą głową.

– Jak? – Jestem w szoku. Wstrzymuję powietrze.

Jake jest znany z tego, że nie udziela wywiadów. To jeden z powodów, dla którego Vicky tak bardzo na mnie naciskała. Wyłączność.

On bardzo dba o swoją prywatność. Kiedy już musi się wypowiedzieć dla celów PR, mówi wyłącznie o swojej muzyce. Nigdy o sobie.

Co jest dość zabawne, biorąc pod uwagę styl jego życia – w wielu aspektach bardzo publiczny – picie, używki… kobiety.

Vicky wierci się na krześle i lekki grymas wykrzywia jej twarz.

– Cóż, nie ma znaczenia, jak go dostałam – po prostu się udało, a ty przeprowadzisz ten wywiad.

– Co?! – Prawie przewracam się razem z krzesłem.

– Nie bądź taka zaskoczona. Jesteś moją najlepszą dziennikarką, Tru, i… no, cóż… jesteś moją jedyną dziennikarką muzyczną. No i masz tę niesamowitą więź z Jakiem, dorastaliście razem, na miłość boską! Otworzy się przed tobą bardziej niż przed kimkolwiek innym. Możesz zdobyć dla nas coś wyjątkowego, wyłączność.

– Nie, nie, nie. – Gwałtownie potrząsam głową. – Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł.

Mogę być dziennikarką, ale mam też to coś, co się nazywa moralnością. Nie mam zamiaru rozsmarowywać wnętrzności Jake’a w prasie w imię dobrego tytułu na okładce.

– Tru, to wspaniały pomysł, a my tego bardzo potrzebujemy. – Jej zazwyczaj gładkie czoło marszczy się. – Sprzedaż nam leci, a taki ekskluzywny wywiad z Jakiem Wethersem da nam kopa, na który czekamy.

Ech. Ma rację. Dla gazety to będzie dobre. Nie, wróć. Dla gazety to będzie rewelacyjne.

Muszę jedynie zrobić świetny wywiad z Jakiem i jednocześnie zachować moje morale.

Ja pierdolę! Czy to się dzieje naprawdę? Serio, mam po tylu latach znowu spotkać się z Jakiem?

Przez moje ciało przebiegają nerwowe dreszcze.

On mnie pewnie nawet nie będzie pamiętał. Minęło dwanaście lat.

– Dobra, zrobię to.

– Moja dziewczynka. – Vicky uśmiecha się i klaszcze w dłonie.

– Gdzie i kiedy?

– Jutro, o dziesiątej, w hotelu The Dorchester.

– Jutro? – Kolejny, jeszcze większy, nerwowy spazm wstrząsa moim ciałem.

– Jest w Wielkiej Brytanii tylko na kilka dni. To jedyne okienko, jakie mamy.

– Okej… czy mam dzwonić po Jima, żeby poszedł ze mną? – Jim jest naszym fotografem.

Potrząsa głową.

– Żadnych zdjęć. Użyjemy starej prasówki. Będziesz tam solo, księżniczko.

Cholera. Miałam nadzieję na wsparcie.

Przełykam nerwowo ślinę i kiwam głową.

– Dobra.

– Nie denerwuj się tak, dasz sobie świetnie radę. Ach, masz tu kopię nowego albumu. – Podnosi z biurka płytę CD i czyta. – Creed… ooo… – podśpiewuje. – W każdym razie, posłuchaj jej sobie przed spotkaniem. Tylko pamiętaj, to nie jest jeszcze wydane, więc wiesz….

– Nie puszczę pary z ust. – Biorę od niej płytę i zaczynam wychodzić z jej biura.

– Założę się, że będzie zachwycony, kiedy cię zobaczy – rzuca śpiewnym tonem.

Spoglądam na nią przez ramię, robię minę i pokazuję język.

Śmieje się.

– No dobra, jak będziesz robić takie miny, to nie będzie.

Uśmiecham się i z moją nową płytą The Mighty Storm i ciężarem wywiadu na barkach, wychodzę z jej biura.

Siadam ciężko na krześle przy swoim stanowisku pracy i patrzę na płytę, którą trzymam w dłoniach.

Okej, jutro o dziesiątej rano zobaczę się z Jakiem po dwunastu latach.

Z Jakiem Wethersem, mężczyzną, który kiedyś był chłopcem, którego kochałam.

Z Jakiem Wethersem, największą gwiazdą rocka i najbardziej pożądanym mężczyzną na świecie, a ja nie mam najbledszego pojęcia o co go zapytać.

Wkładam płytę do odtwarzacza w moim Macu, zakładam słuchawki i zaczynam słuchać muzyki sączącej mi się do uszu.

Wyciągam załączoną książeczkę i zaczynam przeglądać listę utworów, po czym idę na koniec i czytam dedykacje.

Jest tam jedna osoba, którą bez wątpienia znam, a której ten album jest między innymi dedykowany.

Współtwórca albumu, który został zatytułowany jego imieniem – Jonny Creed.

Jonny był najlepszym przyjacielem Jake’a, gitarzystą w zespole i jego partnerem biznesowym. Trochę ponad rok temu zginął w wypadku samochodowym.

Samochód Jonny’ego rozbił się o barierkę i stoczył w dół stromego wąwozu w LA, niedaleko miejsca, w którym mieszkał.

Widziałam zdjęcia w wiadomościach następnego dnia po wypadku. Z jego auta nic nie zostało.

Nie miał żadnych szans.

W wypadku nie brały udziału inne pojazdy. Autopsja wykazała w jego krwi ilość alkoholu daleko poza dopuszczalną normą, zaś poziom narkotyków mógł powalić małego konia. Przynajmniej tak to przedstawiono.

Wypadek zdarzył się późną nocą i policja twierdziła, że Jonny mógł gwałtownie skręcić, by ominąć jakieś zwierzę, które wyskoczyło mu przed maskę, albo mógł zasnąć za kierownicą z powodu sporej ilości alkoholu i narkotyków wykrytych w jego krwi. Ale nie ma dowodów na potwierdzenie żadnej z tych teorii.

Prasa spekulowała nad samobójstwem, ale rzecznicy zespołu stanowczo temu zaprzeczyli. Nie było też żadnych dowodów na to, że Jonny miał depresję.

Miał dobre życie. Był na szczycie. Miał po co żyć.

Zespół bardzo źle zniósł jego śmierć. A Jake jeszcze gorzej. Prasa opisywała jego ból, by cały świat mógł go zobaczyć.

Jake rzucił się w alkohol i narkotyki, a potem, osiem miesięcy po śmierci Jonny’ego, na scenie w Japonii zaliczył fatalną wtopę.

To był pierwszy koncert zespołu od śmierci Jonny’ego. Jake był wrakiem człowieka. Ledwo mógł mówić, a co dopiero śpiewać. Kiedy tłum zaczął okazywać swoje niezadowolenie ze słabego występu, nawymyślał im. Kiedy próbowali go przekrzyczeć, rozpiął spodnie i oddał mocz na scenę.

Został aresztowany za publiczne obnażanie się.

Widziałam fragmenty tego koncertu. Bolało mnie serce, gdy na to patrzyłam.

To nie był Jake, jakiego przez lata oglądałam w prasie. A tym bardziej nie był to Jake, jakiego pamiętałam i kochałam.

Zatracił się w żalu i próbował go zdusić alkoholem i narkotykami. W tym jednym momencie stracił nad sobą kontrolę.

To mogło zrujnować jego karierę.

Na szczęście dla niego tak się nie stało. Jeśli w ogóle, to tylko podniosło jego status i świat zaczął mieć jeszcze większą obsesję na jego punkcie.

Jest największym bad-boyem sceny rockowej.

Jake został ukarany grzywną za swoje zachowanie w Japonii i wydalony z kraju. Później poszedł na odwyk do zamkniętego ośrodka.

Spędził tam cztery miesiące, wyszedł miesiąc temu i od tamtej pory nie udziela się publicznie.

Wiem jednak, że wkrótce się to zmieni, stąd ten wywiad, ponieważ zespół ma do wydania i wypromowania album, który Jake i Jonny nagrali razem.

Przez jakiś czas fani martwili się, że po śmierci Jonny’ego zespół się rozpadnie. W końcu jednak po tym jak Jake wyszedł z odwyku TMS wydało informację prasową, z której wynikało, że zespół był życiem i miłością Jonny’ego, a ten ostatni album, jego spuścizna, był jego najlepszym dotychczasowym dziełem. Przyznali, że jeśli nie wydadzą tego albumu, Jonny najprawdopodobniej wróci i skopie im tyłki za to, że teraz odchodzą.

I to nie jest cynizm z mojej strony, ja po prostu rozumiem biznes muzyczny i cóż… w zasadzie zespół jest tym, co utrzymuje wytwórnię muzyczną na wysokim poziomie, a Jake jest właścicielem wytwórni, z którą TMS są związani; jeśli jest to w ogóle możliwe, aby podpisać kontrakt z własnym zespołem.

Ale zasadniczo, jeśli wytwórnia upada z powodu rozpadu zespołu, to wielu ludzi zostaje bez pracy.

Kiedy TMS zaczynało swoją działalność, podpisali kontrakt z małą wytwórnią Rally Records, ale w miarę jak zespół szybko się rozrastał, stając się jednym z najszybciej rozwijających się zespołów w historii i bijąc rekordy sprzedaży na całym świecie, byli w zasadzie fenomenem, Jake również rósł w siłę. On i jego koledzy szybko przerośli małą wytwórnię, z którą się związali.

Jest bardzo dobrze udokumentowane, że Jake, jak na swój młody wiek, jest cwanym biznesmanem i wielkim profesjonalistą. Pomijam tu oczywiście jego uzależnienie od narkotyków i alkoholu oraz incydent ze szczaniem na tłum. Powszechnie wiadomo również, że jest cholernie trudny we współpracy.

Podobno kiedyś prasa zacytowała jego słowa: „Kiedy jesteś najlepszy, jak ja i tak jak ja dajesz z siebie wszystko, dlaczego masz nie oczekiwać tego samego od innych?”.

Mogę w to uwierzyć, bo to bardzo przypomina mi Jake’a, którego znałam. Nigdy nie umiał trzymać języka za zębami i nie przebierał w słowach.

Więc kiedy zespół stał się już zbyt popularny dla Rally, odeszli z wytwórni i wykupili swój kontrakt.

Nigdy nie podano za ile. Ale nie mam wątpliwości, że mogli sobie na to pozwolić.

Mówi się, że majątek Jake’a jest szacowany na trzysta milionów dolarów i ciągle rośnie. Podobno tylko w zeszłym roku zarobił dziewięćdziesiąt milionów.

Kiedy odeszli z Rally, Jake i Jonny wspólnie założyli TMS Records, umieścili zespół w wytwórni i odtąd podpisywali kontrakty również z innymi rozwijającymi się zespołami i muzykami.

Tak przynajmniej było do czasu śmierci Jonny’ego.

Po jego śmierci, połowa udziałów przeszła, na pogrążonych w żałobie, rodziców. Mówi się, że Jake je wykupił, zgodnie z ich życzeniem, ponieważ było to dla nich zbyt bolesne, aby w jakikolwiek sposób angażować się w działalność wytwórni po stracie Jonny’ego.

Więc teraz Jake jest jedynym właścicielem TMS Records. I, jak słyszałam w wiadomościach, nawet będąc na odwyku, prowadził firmę zdalnie.

Ale niestety to nie talent Jake’a do łączenia muzyki i interesów jest na pierwszych stronach tabloidów.

Pomijając akcję z sikaniem w Japonii, był już na tapecie z powodu picia, imprezowania i wielkiej słabości do kobiet. Ciężko pracuje, ale jeszcze ciężej się bawi. Traktuje dziewczyny tak, jak większość ludzi traktuje drobniaki. Umawia się z najpiękniejszymi aktorkami, modelkami i piosenkarkami świata. Lista ciągnie się bez końca.

Ostatnio trochę o nim przycichło z powodu leczenia. Ale teraz wrócił, jest czysty i gotowy do odzyskania swojego miejsca w prasie i na listach przebojów.

Pewnie dlatego Vicky udało się zdobyć ten wywiad.

Jake będzie chciał pokazać, że znowu jest na topie. O dziwo, od czasu incydentu w Japonii popularność Jake’a i TMS jeszcze wzrosła.

Fani kochają go za jego ekscentryczne zachowanie. Faceci chcą być nim, a kobiety chcą się z nim pieprzyć… większość chce być tą, która ujarzmi nieposkromionego Jake’a Wethersa.

Tamtej nocy w Japonii Jake zdobył nieśmiertelność jako bóg rocka, za którego ludzie zawsze go uważali, stawiając go w szeregu z innymi, mimo że miał dopiero dwadzieścia sześć lat.

To szalone – opuścił Wielką Brytanię w wieku czternastu lat, cztery lata później podpisano z nim kontrakt, a w wieku dwudziestu lat zaczął już zdobywać wielką popularność.

Szybka kariera. I tak się zastanawiam – jeśli to wszystko osiągnął w ciągu ośmiu lat, to wyobraźcie sobie, co będzie w stanie osiągnąć na rynku muzycznym za dwadzieścia lat.

Ale poza tym wszystkim, poza blaskiem i pieniędzmi, kiedy patrzę na jego zdjęcia, widzę mojego starego przyjaciela, Jake’a Wethersa. Chłopaka, z którym spędzałam wieczory przy filmie i pizzy. Faceta, który pomógł mi pochować Fudge’a, mojego króliczka, gdy ten zdechł. I który siedział ze mną, trzymając mnie za rękę przez cały dzień, kiedy płakałam po jego stracie.

Minęło tak dużo czasu, tak dużo czasu spędziliśmy osobno, nasze życia podążyły różnymi ścieżkami. Co będziemy mieli sobie do powiedzenia? Czy cokolwiek? Czy będzie mnie w ogóle pamiętał?

Nagle moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu. Ściągam słuchawki i odbieram.

– Trudy Bennett.

– Cześć, piękna.

Rozpływam się. To mój ukochany, cudowny, blondwłosy, niebieskooki, inteligentny chłopak, Will.

Jestem z nim od dwóch lat. Po raz pierwszy spotkałam go na uniwersytecie, ale nic się wtedy między nami nie wydarzyło. Później, po skończeniu studiów, nie widziałam go, aż do pewnego dnia, dwa lata temu, kiedy wpadłam na niego podczas naszego wypadu na miasto z Simone. Od tamtej pory jesteśmy razem.

– Cześć, kochany.

– Jesteśmy umówieni na kolację?

– Jasne – mówię z uśmiechem.

– Cudownie, przyjadę po ciebie o siódmej.

– Do zobaczenia.

Rozłączam się z Willem i gapię się w monitor. Wchodzę na Google i zaczynam szukać zdjęć Jake’a.

Klikam na jedno i powiększam je na cały ekran. Ma gołą klatę i jest absolutnie piękny.

Ma szczupłą, ale umięśnioną sylwetkę, wąskie biodra i czarne włosy wygolone po bokach a dłuższe na górze, które układa wysoko i niedbale.

U każdego innego faceta ta fryzura wyglądałaby głupio, ale nie u niego. On wygląda w niej doskonale. Jego niebieskie oczy, zadziwiająco podobne do koloru oceanu, kontrastowały z czarnymi włosami.

Odkąd pamiętam, zawsze miał na nosie te urocze piegi. Teraz, w jakiś sposób, jeszcze bardziej uwydatniają one jego wspaniałą osobowość bad-boya.

Jest pokryty tatuażami. Są one tak samo znane jak jego muzyka i wybryki.

Prawe ramię ma całe w tatuażowym rękawie. Na lewym przedramieniu, na wewnętrznej stronie, ma wytatuowane litery: „TMS”, ale dla mnie najbardziej charakterystyczny jest jego tatuaż na klatce piersiowej. Rozciąga się na całej jego szerokości i zaczyna się tuż pod obojczykiem.

I wear my scars, they don’t wear me².

Czasami zastanawiam się, na ile to stwierdzenie jest prawdziwe.

Patrząc wstecz, nie wiem dokładnie kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jestem zakochana w Jake’u. Chyba zawsze byłam.

Mama mówiła, że kiedy byliśmy maluchami, to łaziłam za nim jak mały szczeniak.

Jake i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi – byliśmy tak blisko, jak to możliwe. I wiem, że to było wszystko, czego on chciał i kiedykolwiek widział we mnie. Zawsze był poza moją ligą.

Myślę, że najsmutniejszą rzeczą dla mnie, choć może z perspektywy czasu najlepszą, było to, że kiedy zdałam sobie sprawę z głębi moich uczuć do Jake’a, on odszedł.

Zadziwiające dla mnie jest to, jak Jake teraz postępuje z kobietami. Jest praktycznie męską dziwką, a kiedy był młodszy, dziewczęta w ogóle go nie interesowały.

Wtedy wszystko kręciło się wokół muzyki. Myślę, że to nas łączyło. To i jeszcze inne rzeczy. Złe rzeczy, które przydarzyły się Jake’owi w życiu.

On był zawsze mocno związany z muzyką, tak samo jak ja, a to wszystko dzięki mojemu tacie.

Tata w latach osiemdziesiątych był gitarzystą w małym zespole rockowym The Rifts.

Od najmłodszych lat byłam karmiona muzyką. Tę miłość tata przekazał również Jake’owi. Myślę, że dla mojego taty Jake był synem, którego nigdy nie miał.

Moje życie różniło się od życia moich rówieśników. Kiedy ich rodzice śpiewali im Twinkle Little Star, mój tata uczył mnie słów do (I Can’t Get No) Satisfaction.

Wychowałam się na piosenkach The Rolling Stones, Dire Straits, The Doors, Johnny’ego Casha, Fleetwood Mac, Eagles i wielu innych tego typu zespołach.

Mama starała się to zrównoważyć, ale tata zawsze żył i oddychał muzyką i miał tak wielki wpływ na moje życie, że nie miała z nim szans. Oczywiście kocham moją mamę, ale to ojca absolutnie uwielbiam.

Więc z powodu tych różnic, a wierzcie mi – było ich sporo, nigdy nie umiałam wpasować się w środowisko dzieci w szkole. Tak samo jak Jake.

Żyliśmy we własnym świecie, a kiedy wyjechał, długo dryfowałam w samotności.

Tata nauczył mnie grać na pianinie, próbował też z gitarą, ale do tego nie umiałam się przekonać. Za to dla Jake’a gitara była jak przedłużenie ręki. Na siódme urodziny tata podarował mu jego pierwszą gitarę sześciostrunową.

Zawsze powtarzał, że Jake jest urodzonym muzykiem, więc jego sukces nie jest chyba dla niego zaskoczeniem.

Tata jest naprawdę dumny z jego kariery.

Zawsze mi powtarzał, że powinnam się z nim skontaktować, ale olewałam go, więc nie ma mowy, żebym zadzwoniła do niego z informacją, że jutro się z nim spotykam. Pewnie chciałby pójść ze mną…

To będzie takie nierealne, zobaczyć Jake’a po takim czasie.

Zamykam zdjęcie i otwieram kolejne. Widzę zbliżenie jego twarzy. Wpatruję się w nie i znajduję bliznę na podbródku. Tę, która rozciąga się na całej linii szczęki. Nie jest już tak widoczna jak kiedyś, a może teraz zakrywa ją makijażem.

Wiem o Jake’u więcej niż ktokolwiek inny. Wiem o niewygodnych sprawach z jego przeszłości, które udało mu się ukryć przed resztą świata.

Nagle przychodzi mi do głowy pewna myśl. Może nie będzie chciał się ze mną spotkać? Może chce zostawić za sobą to życie, które tutaj wiódł i dlatego zerwał ze mną kontakt? Może ja i Wielka Brytania, przypominamy mu o czasie, o którym wolałby zapomnieć?

Miał dość trudne dzieciństwo. Jego tata Paul poszedł do więzienia, kiedy on sam miał ledwie dziewięć lat. Suzie, mama Jake’a, kilka lat później poślubiła wspaniałego faceta o imieniu Dale. Był architektem, przeniesionym z siedziby firmy w Nowym Jorku do pracy nad długofalowym projektem w Manchesterze, gdzie mieszkaliśmy. Kiedy Jake miał czternaście lat, jego ojczym dostał awans wraz z propozycją powrotu do siedziby w Nowym Jorku i przyjął ją.

Sześć tygodni później Jake’a już nie było. A moje serce zostało złamane.

Z ciężkim westchnieniem zamykam Google i twarz Jake’a znika z mojego monitora.

Zmuszam się do otwarcia Worda, by przygotować sobie pytania na jutro, zanim pójdę na kolację z Willem.

Nigdy nie chodzę na wywiady nieprzygotowana. Zwłaszcza, jeśli wspomniany wywiad ma być z moim starym przyjacielem i miłością mojego życia.ROZDZIAŁ 2

Jakoś udało mi się wymyślić listę pytań odpowiednich na jutrzejsze spotkanie z Jakiem. Wracam do domu, stawiam torebkę na stolik kawowy, zsuwam kurtkę z ramion i rzucam ją na sofę, a potem ściągam buty.

Simone jest w kuchni. Mieszkamy w skromnym, dwupokojowym mieszkaniu na parterze w Camden, które wynajmujemy od kuzyna Simone, który jest deweloperem. Marc i Simone bardzo się przyjaźnią, dlatego mamy bardzo przyzwoity czynsz. Inaczej nigdy nie mogłybyśmy sobie na nie pozwolić.

Wchodzę do domu przy akompaniamencie gotującej się wody w czajniku.

– Chcesz? – pyta, wskazując na puszkę z kawą.

– Chętnie, dzięki.

Biorę z szafki paczkę herbatników, a Simone wręcza mi moją kawę. Z ciasteczkami pod pachą idę za nią do naszego niewielkiego salonu.

Siadam obok niej na sofie i kładę herbatniki pomiędzy nami.

– Jak ci minął dzień – pytam, przeżuwając ciastko.

To wstęp do rozmowy o Jake’u.

Jak ci minął dzień, Simone? Co u mnie, pytasz? No cóż, jutro rano mam wywiad z Jakiem Wethersem – po czym następują piski i krzyki Simone. No dobra, moich trochę też.

– Dobrze – rzuca i zakłada sobie swoje blond włosy za ucho. – W zasadzie to świetnie. – Odwraca się przodem do mnie i siada po turecku. – Zdobyliśmy Pennersów.

– Poważnie?

– Tak! A potem Daniel zaprosił mnie do swojego biura i poinformował mnie, że dostaję awans na kierownika działu!

– Aaaaaaa! – krzyczę.

– Wiem! – odkrzykuje.

– To cudownie, Simone! Jestem taka szczęśliwa z twojego powodu! I bardzo dumna! – Obejmuję ją ramieniem, starając się nie rozlać kawy.

Simone pracuje w agencji reklamowej. Od wielu miesięcy pracowała nad zdobyciem kontraktu z firmą Penners, więc wiem, jakie to jest dla niej ważne. Kocha swoją pracę i, jak właśnie udowodniła, jest w tym świetna.

Jest również oszałamiająco piękna i nie ma pojęcia, jakie wrażenie robi na mężczyznach. Ma piękne, długie blond włosy, niebieskie oczy i kremową skórę.

Jest miła, życzliwa i przekochana, a ja oddałabym za nią życie.

– Musimy to uczcić – mówię z entuzjazmem, a z każdym słowem jeszcze bardziej się nakręcam. – Umówiłam się co prawda na kolację z Willem, ale odwołam. Wystroimy się, pójdziemy na drinka do Mandarin...

– Nie. – Macha mi przed nosem ręką. – Nie możesz odwołać Willa.

– Mogę i zrobię to.

– Wariatka. – Szturcha mnie stopą w nogę i chichocze.

– I za to mnie kochasz – szczerzę się do niej.

– Wcale nie.

– Nie przejmuj się, on zrozumie. Will jest bardzo wyrozumiały. – Biorę kolejny kęs herbatnika, który kruszy mi się na bluzkę. Strzepuję okruszki ręką. – Dzisiejsze spotkanie to nic wielkiego, mieliśmy tylko razem zjeść kolację. Mówię serio – idziemy świętować. Już dzwonię do Willa.

Szczerze powiedziawszy, chętnie się dzisiaj napiję, bo cała jestem spięta przed jutrzejszym wywiadem z Jakiem, a Simone jest moją najlepszą towarzyszką do kieliszka.

– Jesteś pewna?

– Zdecydowanie – uśmiecham się.

– No to zdecydowanie idziemy.

Odstawiam kawę i sięgam do torby po telefon.

Czeka na mnie SMS od Vicky:

Powodzenia jutro, moja droga. Jak skończysz z Jakiem przyjdź prosto do mojego biura, chcę znać WSZYSTKIE szczegóły ;)

Zabawna, uśmiechnięta buźka. Jezu, ona sprawia, że to brzmi jak pieprzona randka.

Za każdym razem, kiedy o tym myślę, zalewa mnie fala gorąca.

Chryste, Tru, wyluzuj.

A: Jake jest poza twoją ligą, zawsze był.

B: To tylko wywiad.

C: Masz cudownego chłopaka o imieniu Will, którego właśnie zamierzasz spławić.

Opadam na oparcie sofy i wybieram numer Willa.

– Hej, skarbie – grucha w słuchawkę. – Wszystko okej?

– Tak, w porządku… tak się tylko zastanawiam… bardzo będziesz wkurzony, jak odwołam naszą dzisiejszą kolację? Simone pozyskała dzisiaj ważnego klienta, nad którym pracowała od miesięcy, a na dodatek dostała awans na kierownika działu! Więc pomyślałam, że powinnam pójść z nią to oblać.

– Jasne, nie mam nic przeciwko temu. Idźcie, bawcie się. I pogratuluj Simone ode mnie. To co, przekładamy na jutro, skarbie?

– Zdecydowanie.

– Kocham cię.

– Ja ciebie też.

Rozłączam się i rzucam telefon na stolik.

– Zbieraj się – mówię, uśmiechając się do Simone. – Bo dzisiaj ja i ty – świętujemy!

***

Biorę szybki prysznic i myję włosy. Suszę je i prostuję prostownicą.

Moje włosy są ciemne, grube i naturalnie kręcone… w głównej mierze niesforne. Nie obcinam ich, noszę je długie, żeby móc je prostować. Tę dziką szopę odziedziczyłam po mamie. Jest Portorykanką. Tata jest Anglikiem.

I nie, nie wyglądam jak J.Lo. Chciałabym. No, może mój tyłek jest tak samo wielki jak jej.

Moi rodzice spotkali się, kiedy tata koncertował po Ameryce ze swoim zespołem The Rifs. Mama była na pierwszym roku studiów. Przeprowadziła się do San Francisco z Puerto Rico, żeby pójść na studia. Dla niej i dla jej rodziny to było wielkie wydarzenie – jako pierwsza z rodziny poszła na studia.

Mój tata miał koncert na jej kampusie i to była miłość od pierwszego wejrzenia. Całe cztery dni, które tata spędził w San Francisco, byli nierozłączni.

Kiedy wyjechał w dalszą trasę, utrzymywali kontakt. Sześć tygodni później okazało się, że mama jest w ciąży. Ze mną.

Miała wtedy tylko osiemnaście lat, tata miał dwadzieścia trzy i mieli przed sobą całe życie.

Tata wrócił do San Francisco i musieli podjąć decyzję.

Powiedzieli, że nigdy nie rozważali pozbycia się mnie, więc jedno z nich musiało z czegoś zrezygnować.

Albo tata z muzyki, albo mama ze studiów.

Mama rzuciła studia.

Powiedziała mojemu tacie, że teraz najważniejsze jest dla niej bycie matką, bo sama straciła swoją, kiedy była bardzo mała.

Przekazała nowiny swojemu ojcu i zaczęła się walka. Dał jej ultimatum. Albo ja i mój tata, albo jej rodzina.

Wybrała nas.

Wyrzekł się jej. Cała rodzina się od niej odcięła.

Więc wyjechała z San Francisco, zostawiając tam swoje marzenia i pojechała w trasę z moim tatą i The Rifs, żeby spełniać jego sny.

Starali się poukładać sobie to wszystko w trasie, ale niemowlę nie mogło żyć w takich warunkach, więc w końcu tata podjął decyzję o odejściu z zespołu. Wrócili do Anglii, do Manchesteru, skąd pochodzi mój tata i tam się pobrali.

Przez pierwsze dwa lata mojego życia wszyscy mieszkaliśmy z dziadkami w ich domu, dopóki rodzice nie zarobili na swój własny dom.

I wtedy zostaliśmy sąsiadami z Jakiem.

Czasami myślę, że z mojego powodu tata nie osiągnął wielkiego sukcesu, a mamie zabrałam szansę na karierę. Żadne z nich nigdy nie dało mi tego odczuć i wiem, że złościliby się, że w ogóle tak myślę. Ale głównie chodzi mi o tatę. Wiem, jak bardzo kocha muzykę i jak musiało mu być trudno ją porzucić.

Maluję rzęsy mascarą, nakładam złoty cień na powieki, który doskonale pasuje do moich brązowych oczu, i pociągam usta bladoróżowym błyszczykiem. Decyduję się na czarną sukienkę maxi. Wsuwam stopy w srebrne szpilki i biorę kopertówkę z łańcuszkiem, do której wkładam pieniądze i błyszczyk.

Rzucam ostatnie spojrzenie na siebie w lustrze. Nieźle, Tru. Może nie jest idealnie, ale nie jest źle.

Spotykam Simone w korytarzu.

– Wyglądasz cudownie – mówię. Ma na sobie krótką jasnoniebieską, rozkloszowaną sukienkę.

Potrząsa biodrami.

– Tak samo jak ty, sexy.

– A to mnie nazywasz wariatką. – Potrząsam głową ze śmiechem. – Masz klucze?

Brzęczy nimi w powietrzu.

– Dobra, idziemy.

Simone zamyka drzwi na klucz i wychodzimy w noc, kierując się do naszego lokalnego miejsca spotkań, baru Mandarin, gdzie serwują najlepsze na świecie drinki.

Jak na czwartkowy wieczór, jest tam zaskakująco dużo ludzi. Zamawiamy dzbanek margarity i siadamy przy wolnym stoliku.

Nalewam nam drinki do szklanek.

Podnoszę swój i mówię:

– Za moją cudowną i bardzo mądrą przyjaciółkę. Przejmij kiedyś tę firmę!

Chichocząc, stukamy się szklankami.

Biorę łyk drinka. Alkohol spływa mi do gardła. Tego właśnie potrzebowałam.

– Co słychać w „Etiquette”? – pyta Simone.

Parskam śmiechem.

Dobra, zaczyna się…

– Ja, hmm… jutro przeprowadzam wywiad z Jakiem Wethersem.

Jest zaskoczona, co widać, bo otwiera usta formując z nich idealne „O”.

– Tak. Dokładnie. – Kiwam głową.

Zaczyna krzyczeć, przyciągając parę spojrzeń.

– Sorry – mówi zażenowana.

Śmieję się z niej.

– Okej – mówi, uspokajając się i wachlując sobie twarz. – Jest jakiś szczególny powód, dla którego mówisz mi o tym dopiero teraz?

– Twój awans. To jego dzisiaj świętujemy. Nie chciałam, żeby rozmowa o Jake’u to przyćmiła.

– Hmm… – Rzuca mi głupie spojrzenie. – Nie mam nic przeciwko temu, żeby Jake Wethers przebijał moje awanse, choćby codziennie. – Błyska oczami.

Przewracam swoimi.

– Jak udało wam się umówić na wywiad? Zakładam, że to nie twoja zasługa.

– Vicky.

– Jak, do diabła, udało jej się zdobyć wywiad z Jakiem? Powołała się na ciebie, żeby się zgodził?

Przez chwilę rozważam jej słowa.

Potrząsam głową.

– Nie zdradziła mi jak, ale nie, nie sądzę. Moje nazwisko w niczym by jej nie pomogło.

Simone robi minę, którą zawsze przywołuje na twarz, gdy tylko pojawia się temat Jake’a, a ja sugeruję, że on się mną już nie interesuje.

To nie znaczy, że rozmawiamy o nim jakoś często czy coś.

– Założę się, że będzie w siódmym niebie, kiedy cię zobaczy. Wie, że to ty będziesz przeprowadzała wywiad?

Wie?

– Nie jestem pewna. – Wzruszam ramionami. – Jego ludzie będą znali moje nazwisko, ale szczerze wątpię, żeby on się interesował tym, kto będzie z nim rozmawiał… i wcale nie będzie zachwycony, Simone, nie widzieliśmy się przez dwanaście lat. Już dawno o mnie zapomniał.

– Tak, na pewno – mówi, biorąc kolejny łyk. – Bo pierwszą miłość tak łatwo zapomnieć.

– Nie byłam jego pierwszą miłością! – wykrzykuję.

– Byłaś piękną dziewczyną z sąsiedztwa. – Wzrusza ramionami. – Oczywiście, że byłaś jego pierwszą miłością.

Potrząsam głową i patrzę na nią z rozpaczą.

– Przestań – mówi z uśmiechem i dolewa mi drinka, a potem sobie. – Wygląda na to, że świętujemy dzisiaj dwa sukcesy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: