Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Daylight - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Daylight - ebook

Siedemnastoletnia Lullaby Daniels od trzech lat mieszka w Seattle z matką, gdyby jednak to do niej należała decyzja, od razu przeniosłaby się do ojca. Właśnie zbliżają się wakacje i w końcu dziewczyna zyska możliwość, by spędzić czas z ukochanym rodzicem.

W małym miasteczku Bullhead City, gdzie mieszka jej tata, już pierwszego wieczoru Lu poznaje Cole’a Mayersa. Chłopak jest synem najlepszego przyjaciela jej ojca. Na początku między nastolatkami nie pojawia się nić porozumienia – Cole jest skryty i niechętny do rozmów, a na co dzień trzyma się na uboczu. Lullaby jednak pragnie go poznać i wkrótce zaczynają spędzać ze sobą więcej czasu. Dziewczyna uśmiecha się, gdy go widzi, a on łapie się na tym, że myśli o niej zdecydowanie częściej, niż powinien.

Kiedy Lu się dowiaduje, że Cole nienawidzi wschodów słońca, proponuje mu układ. Jeśli chłopak kiedykolwiek się zakocha, zostaną nad jeziorem do samego rana.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8362-979-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Usiadłam przy oknie zaledwie kilka minut temu, a już zdążyłam się pogubić w liczeniu kropli deszczu uderzających o parapet.

Stuk.

Stuk.

Stuk.

Właśnie dlatego nienawidziłam Seattle. To miasto sprawiało, że każdego dnia miałam wrażenie, jakby kawałek mojej duszy umierał. Na moje nieszczęście nie była to szybka egzekucja, tylko powolne i bolesne konanie.

Potrzebowałam słońca, dobrych ludzi i swobody. Ten ponury padół nie mógł mi zaoferować żadnej z tych rzeczy, więc od prawie dwóch miesięcy codziennie kreśliłam czerwony krzyżyk w wiszącym na ścianie kalendarzu. Robiłam to dlatego, że każdy kolejny dzień zbliżał mnie do wyjazdu do Bullhead City.

Do taty.

Tam, gdzie moje miejsce.

– Lullaby? – usłyszałam przez drzwi głos matki.

– We własnej osobie – odparłam niechętnie i podniosłam się z siedziska pod oknem.

Wsunęłam dłonie do tylnych kieszeni spodni, z wyczekiwaniem wpatrując się w drzwi, w których za moment miała stanąć mama.

Gdy tylko weszła do pomieszczenia, rozejrzała się po jego wnętrzu niemal z obrzydzeniem. Nie to, że miałam bałagan, w żadnym wypadku. Uwielbiałam porządek. Jej wzrok jednak zawsze wędrował na wielką korkową tablicę, do której przypięłam zdjęcia ze wszystkich podróży i wycieczek, na które kiedyś zabierał mnie tata.

– Jack przyjedzie jutro, możesz zacząć się pakować – oznajmiła. – Właśnie rusza od siebie, więc pewnie dojedzie nad ranem.

– Już? – Czułam, jak rytm mojego serca przyspieszył. – Miał być dopiero za dwa dni.

– Ale będzie jutro. – Zmierzyła mnie gniewnym spojrzeniem, które po chwili zniknęło, zastąpione przez udawaną troskę. – Nie zapomnij o nowej kurtce, którą ci kupiłam – dodała nieco cieplejszym, ale wciąż wymuszonym tonem.

– Mamo, jadę do Arizony, tam jest upał – westchnęłam. Atmosfera robiła się gęsta, jak za każdym razem, gdy próbowałam rozmawiać z nią dłużej niż minutę.

– Racja. – Wyprostowała zgrabną sylwetkę, po czym odrzuciła idealnie ułożone włosy na plecy. – Dobrze, to się pakuj. Obiad będzie za godzinę.

Po tych słowach odwróciła się z zamiarem wyjścia, a mnie, nie wiedzieć czemu, coś ruszyło. Zrobiłam krok do przodu i przełknęłam ślinę, siląc się na wypowiedzenie słów, które w normalnej rodzinie nie byłyby niczym nadzwyczajnym.

– Będę tęsknić, mamo – powiedziałam tak cicho, że nie miałam pewności, czy dźwięk moich słów w ogóle do niej dotarł.

Przystanęła w miejscu, trzymając dłoń na klamce, i zerknęła na mnie przelotnie. Nie odpowiedziała. W pokoju zapanowała kompletna cisza, a potem mama zniknęła w korytarzu.

Wybacz, że nie jestem córką, o której chciałabyś opowiadać koleżankom.

W milczeniu wróciłam na siedzisko pod oknem i wypuściłam z płuc całe powietrze. Przyłożyłam głowę do szyby, modląc się w duchu, by podczas tegorocznych wakacji wydarzyło się coś, co pozwoliłoby mi zostać u taty.ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lullaby

Kończyłam jeść owsiankę, gdy na podjeździe rozbrzmiał dźwięk klaksonu. Ten sygnał sprawił, że moje usta od razu rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Pospiesznie wstałam od stołu i pobiegłam pod drzwi, przy których stała średniej wielkości walizka.

– Na pewno masz wszystko? – upewniała się mama, uważnie mierząc mnie wzrokiem.

– Na pewno. – Posłałam jej ciepły uśmiech, po czym zaczęłam wiązać trampki i podwijać nogawki nieco zbyt długich jeansów.

Gdy w końcu się wyprostowałam, wcisnęłam jasne włosy za uszy i chwyciłam bagaż. Zmarszczyłam brwi, gdy zauważyłam, że mama nawet nie drgnęła. Cały czas stała oparta o framugę drzwi prowadzących do kuchni, a ręce założyła na klatce piersiowej.

– Nie przywitasz się z tatą? – zapytałam z nadzieją, choć dobrze wiedziałam, że odpowiedź była oczywista.

– Nie ma takiej potrzeby.

Postanowiłam nie drążyć tematu. Chciałam po prostu wsiąść do samochodu i zapomnieć o tym, że za dwa miesiące będę musiała tu wrócić.

– No to idę. – Wygładziłam rękawy koszuli w szkocką kratę, a następnie przeniosłam wzrok na mamę. – Do zobaczenia, mamo.

– Uważaj na siebie – odparła cicho, by chwilę później odwrócić się i wrócić do przygotowywania sobie śniadania.

Zacisnęłam usta, próbując ulżyć negatywnym emocjom, które wzbudzała we mnie jej postawa. Miałam niespełna siedemnaście lat i nie byłam w stanie przypomnieć sobie nawet jednego momentu, w którym mnie przytuliła. Ale byłam już dużą dziewczynką i nie potrzebowałam jej miłości, by czuć się wartościowym człowiekiem.

Nie myśląc dłużej o tym, co zostawiałam za sobą, wyszłam przed dom, a mój wzrok od razu wylądował na pikapie, który wiele lat temu był czerwony. Jednak słońce zrobiło swoje i dziś po tym kolorze zostały tylko drobne ślady.

– Moja mała marzycielka! – wydarł się ojciec, sprawnie odbijając się od maski starego grata, którym po mnie przyjechał.

– Tato, przestań, nie mam już dziesięciu lat. – Przewróciłam oczami na dźwięk określenia, którym niegdyś ciągle mnie nazywał. Nie czekałam jednak ani sekundy dłużej, tylko podbiegłam do niego i uwiesiłam się na jego ramionach.

– Ale wyrosłaś – stwierdził po dłuższej chwili czułego powitania.

Uniósł brwi, przesuwając wzrokiem po mojej twarzy. Mogłabym przysiąc, że w jego lewym oku zakręciła się łza.

– Gdybym nie widział, jak wychodzisz z tego domu, to chyba bym nie uwierzył, że jesteś moją małą Lu.

– To tylko trzy lata, aż tak się nie zmieniłam – prychnęłam, a kącik moich ust powędrował ku górze. – Ale ty chyba tak. Czekaj, czekaj… – Wysunęłam dłoń w stronę jego głowy. – Czy to siwy włos? – Dotknęłam jego jasnej czupryny, przybierając sztucznie zdziwioną minę, a on pstryknął mnie w nos.

– Już nie bądź taka zabawna – parsknął z rozbawieniem, po czym pokręcił głową. – Daj mi walizkę i ruszamy. Po drodze będziemy mieli szmat czasu na rozmowy. – Puścił mi oczko i wrzucił moją torbę na pakę.

Podróż mijała lepiej, niż mogłam sobie wyobrazić. Uwielbiałam rozmawiać z tatą, nigdy nie kończyły nam się tematy, a działo się tak głównie dlatego, że byliśmy tacy sami. Mogliśmy godzinami dyskutować o podróżach, o krajach, które chcielibyśmy zobaczyć, i o marzeniach.

Ojciec od zawsze był marzycielem. Wolnym duchem. Odziedziczyłam po nim te cechy i właśnie one były jednymi z powodów, przez które mama miała do mnie stosunek… jaki miała.

– Za godzinę zjedziemy do jakiegoś motelu, Lu – oznajmił tata, gdy wrócił do samochodu po krótkim postoju na stacji. – Powoli zaczynam się robić zmęczony, jestem w trasie od wczoraj.

– Chciałam ci to zaproponować, bo niedługo faktycznie zaśniesz za kierownicą – odparłam, popijając colę. – Zjedźmy szybciej, nie wytrzymasz godziny.

Tata zerknął na mnie bokiem, by chwilę później się uśmiechnąć i pokręcić głową.

– Jesteś już na tyle dorosła, że mnie pilnujesz. – Wsunął papierosa między wargi, po czym na nowo odpalił silnik. – Lullaby? – Niespodziewanie obrócił się w moją stronę, a jego flanelowa koszula zafalowała na wieczornym wietrze. – Jak ci było z mamą przez te trzy lata, co?

Przełknęłam ślinę, słysząc to pytanie. W mojej głowie natychmiast zrodziła się zagwozdka, czy powinnam być szczera. Nasłuchałam się wystarczająco dużo ich kłótni i z jednej strony wolałabym uniknąć kolejnych, a z drugiej… ja i tata zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, nie kłamaliśmy ani nie serwowaliśmy sobie jedynie fragmentów prawd.

– Możesz być ze mną szczera – ponaglił i wyjechał na drogę.

Poprawiłam tyłek na miękkim siedzeniu, głośno chrząkając.

– Cóż, wiesz, jaka jest mama – podjęłam niepewnie. – Czasami bywa ciężko. – Wzruszyłam ramionami i przeniosłam wzrok na horyzont, do którego mozolnie zbliżało się zachodzące słońce.

– Wiem – westchnął, po czym wypuścił dym z płuc. – Ale mimo wszystko mama cię kocha, pamiętaj o tym.

– Kocha? – Czułam, że zaraz wybuchnę. – Wiesz, co mi oznajmiła w zeszłym miesiącu? – Spojrzałam na tatę z szeroko otwartymi oczami. – Powiedziała, że gdybym się nie urodziła, to byłaby kimś. Powiedziała, że zniszczyłam jej życie.

Gdy wypowiedziałam te słowa, poczułam pewnego rodzaju ulgę. Nikomu o tym nie mówiłam. Do cholery, nawet gdybym chciała, to nie miałabym komu. W Seattle nie poznałam nikogo, kogo mogłabym obdarzyć wystarczająco dużym zaufaniem. Wszystkie problemy i troski dusiłam w sobie jak w słoiku i pomimo wagi tych słów cieszyłam się, że teraz nie były już tylko moje.

– Co, do ku… – W momencie przekleństwa z całej siły wcisnął klakson. Robił tak, gdy byłam mała i nie chciał, żebym poznała wulgarne słowa.

– Tato, nie musisz tego robić – zaśmiałam się, mimo ciężkiej atmosfery.

– W sumie racja. – Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z troską. – Często mówiła ci takie rzeczy? – Zmarszczył brwi, a źrenice jego zielonych oczu lekko się rozszerzyły.

– Nie aż tak często… Ale zdarzało się. Tato. – Posłałam mu wymowne spojrzenie. – Nie chcę psuć nam nastroju, nie rozmawiajmy o tym. A przynajmniej nie teraz, dobrze? Cieszę się, że teraz jestem z tobą i znowu zamieszkamy razem, przynajmniej na wakacje.

Przez krótką chwilę milczał, w końcu jednak głęboko nabrał tchu i odrzucił do tyłu kosmyki jasnych włosów, które nieustannie spadały mu na twarz. Przeniósł wzrok z powrotem na drogę, a kilka sekund później znów zaczął mówić.

– Wrócimy do tematu zaraz po twojej imprezie powitalnej – oznajmił, a ja od razu poczułam się zaciekawiona. – Nie myśl, że o tym zapomnę – dodał poważniejszym tonem.

– Imprezie powitalnej? – Uniosłam brwi. – Kontynuuj. – Rozparłam się wygodniej na siedzeniu, założyłam ręce na klatce piersiowej i czekałam na to, co powie dalej.

– Poznasz mojego przyjaciela, Rogera. Ma syna mniej więcej w twoim wieku, na pewno się dogadacie – opowiadał z ekscytacją. – Chciałem jakoś uczcić to, że przyjeżdżasz, a Roger zaproponował ognisko u nich. Mieszkają w kamperze, niedaleko jeziora Mohave.

– Dostanę piwo? – zapytałam z uśmiechem.

– Ja ci dam piwo. – Zmierzył mnie surowym wzrokiem, w którym mimo wszystko tańczyły iskierki rozbawienia. – Piankę dostaniesz, jak będziesz grzeczna. – Puścił mi oczko, a samochód zaczął zwalniać. – Spójrz na znak, jeszcze cztery mile i dojedziemy do motelu.

– A ten Roger… – kontynuowałam. – Długo się znacie?

– Dwa lata – odparł. – Poznałem go niedługo po tym, jak wprowadziłem się do Bullhead City.

– A syn? Jakiś fajny? Jak ma na imię? – Wymownie poruszałam brwiami, śmiejąc się pod nosem.

– Działasz mi dzisiaj na nerwy, Lu – zganił mnie, lecz optymizm szybko powrócił na jego twarz. – Ma siedemnaście lat i ma na imię Cole. A czy fajny? Nie mnie oceniać, sama sprawdzisz.

– Chętnie sprawdzę – droczyłam się z nim. Oboje wiedzieliśmy, że żartuję, ale i tak lubiłam go wkurzać.

Na mój ostatni głupi komentarz nawet nie odpowiedział, tylko prychnął i szeroko otworzył oczy.

Niedługo później wjechaliśmy na parking przy motelu. Miejsce nie wyglądało na luksusowe ani nawet przeciętne, ale nie przeszkadzało mi to. Ważne, żebyśmy mieli gdzie się wykąpać i wyspać.

Wysiadłam z samochodu i ruszyłam za tatą w stronę recepcji. Starsza pani podniosła głowę znad gazety i posłała nam ciepły uśmiech.

– To córka? – zagaiła do ojca. – Bardzo podobna, jak dwie krople wody – stwierdziła pogodnie. – Czego wam potrzeba?

– Pokój dwuosobowy na jedną noc, z łazienką i dwoma łóżkami, jeśli można – poinformował tata, na co staruszka znów się uśmiechnęła i ściągnęła ze ścianki z haczykami jeden kluczyk.

– Bardzo proszę, to będzie czterdzieści dolarów – podsumowała cicho. Była naprawdę wiekowa i miałam wrażenie, że samo mówienie sprawiało jej trudność. – Czujcie się jak u siebie, nie mamy wielu gości. – Zgarnęła z blatu banknoty, które podał jej tata, po czym wróciła do czytania gazety.

Pospiesznie skierowaliśmy się w stronę pokoju. Byłam wykończona całym dniem jazdy i marzyłam tylko o tym, żeby się położyć. Tata z kolei niemal słaniał się na nogach. Nie spał od prawie dwóch dni i nawet nie byłam w stanie sobie wyobrazić, jak bardzo pragnął miękkiej kołdry.

Weszliśmy do środka, a ja od razu padłam na jedno z łóżek.

– Lu, weź najpierw prysznic – powiedział tata, a ja wsunęłam się bliżej zagłówka.

– Rano, tato, padam na twarz. Też powinieneś się położyć – wybełkotałam. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, moje ciało zostało opanowane przez zmęczenie do takiego stopnia, że odpłynęłam, gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki.

ROZDZIAŁ DRUGI

Lullaby

– Daj głośniej, kocham ten kawałek. – Wyciągnęłam dłoń w stronę radia, które w samochodzie ojca było absolutnie nietykalne. Jedyną osobą mogącą dotykać tego „cacka” był on sam.

Klepnął mnie w rękę, a ja od razu się zaśmiałam.

– Dobra, nie dotykam, ale daj głośniej. – Uniosłam ręce w geście kapitulacji i pokręciłam głową.

Poranny wiatr rozwiewał moje włosy, a z głośników płynęła jedna z moich ukochanych piosenek – Carolina Harry’ego Stylesa.

– Lubię tego gościa, dobrze śpiewa – stwierdził tata, rzucając okiem na radio.

– Prawda? Od zawsze go uwielbiam. – Przymknęłam powieki i wróciłam do wsłuchiwania się w muzykę.

Pogrążałam się we własnym świecie i czułam, jak robi się coraz cieplej, co zwiastowało fakt, że wjechaliśmy już do Arizony. A to oznaczało, że niedługo będziemy na miejscu. Nie mogłam się doczekać, a coś w środku mówiło mi, że znów mogę być sobą.

Znów mogłam czuć się wolna i szczęśliwa, tak, jak kiedyś.

Ze snu wybudziło mnie klepnięcie w ramię. Powoli otworzyłam oczy, a przed nimi ukazał się niewielki drewniany domek.

– Zasnęłam? – zapytałam zdezorientowana. Nie miałam pojęcia, kiedy straciłam czujność. – Niech to szlag, nie widziałam wjazdu do miasta – zaczęłam marudzić, wsuwając włosy za uszy.

– Spokojnie, jeszcze nie raz go zobaczysz – odparł tata i wyskoczył z samochodu. Ściągnął z paki moją walizkę, po czym otworzył mi drzwi od strony pasażera i podał rękę. – Zapraszam, droga córko. – Puścił mi oczko, a ja zeskoczyłam na żwirową ziemię.

Rozejrzałam się w milczeniu.

Było pięknie.

Dom taty nie był duży, ale również nie za mały. Moim zdaniem idealny dla naszej dwójki. Albo trójki, gdyby w końcu kogoś sobie znalazł.

Wyblakłe drewno dodawało mu uroku. Na ganku stał mały stolik i stara drewniana huśtawka, a tuż obok dwa złożone leżaki. Spojrzałam za siebie i dostrzegłam wodę. A niech to, dom taty znajdował się przy samej rzece Kolorado. W ogródku nie działo się zbyt wiele, co wcale mnie nie dziwiło; jakoś nie mogłam sobie wyobrazić ojca pielęgnującego rośliny. Postanowiłam, że sama się tym zajmę, gdy tylko się zadomowię.

Upał palił skórę mojej głowy, przez co powoli robiło mi się słabo. Będę musiała na nowo przyzwyczaić się do pustynnego klimatu.

Bo moja noga więcej nie postanie w Seattle. Choćbym miała urządzić protest i przywiązać się łańcuchami do tego suchego drzewka po lewej stronie.

– I jak? – spytał tata, ruszając w stronę wejścia. – Nie wygląda jak twój dom w Seattle, ale chyba nie jest tak źle, co?

– Seattle to nie jest mój dom – sprostowałam i przełknęłam ślinę. – A tu jest idealnie, tato. – Posłałam mu uśmiech, a on odpowiedział mi tym samym.

Weszliśmy do środka. Wnętrze domu wyglądało dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Niewielka i nie do końca posprzątana kuchnia, salon z telewizorem, kanapą i stolikiem na środku, jedna z dwóch łazienek, a do tego schody na piętro, gdzie prawdopodobnie znajdował się pokój dla mnie. Tata opisywał mi swój dom, gdy rozmawialiśmy przez telefon, a moja bujna wyobraźnia pozwoliła mi zwizualizować go sobie niemal tak, jak faktycznie wyglądał.

Nie zdążyliśmy nawet napić się wody, gdy ktoś zapukał do drzwi.

– Dopiero weszliśmy… – Głębokie westchnięcie wydostało się z ust taty.

– Kto to? – zapytałam zaciekawiona.

– Pewnie Lily i jej córka – odparł znudzony i podszedł do drzwi. Otworzył je zamaszyście, a ja od razu spojrzałam na dwie kobiety stojące w progu.

– Zobaczyłam samochód na podjeździe i pomyślałam, że już przyjechaliście, więc przyszłyśmy się przywitać – zaczęła piękna brunetka, mniej więcej w wieku mojego ojca. Trzymała w rękach ogromną miskę przykrytą folią aluminiową. – Zrobiłam sałatkę z kurczakiem i kukurydzą, pewnie jesteście głodni po podróży. – Uśmiechnęła się nieśmiało, wlepiając wzrok w tatę.

Zanim ten zdążył odpowiedzieć, krok w moją stronę zrobiła jej córka. Wyglądała na kogoś w podobnym wieku do mnie, miała piękne brązowe włosy, w których ukrywało się kilka jasnych pasemek, i niesamowicie duże niebieskie oczy. Była jak laleczka, a w dodatku uśmiechała się od ucha do ucha. Zaledwie w ciągu sekundy naszło mnie przeczucie, że się polubimy.

– Ty na pewno jesteś Lullaby? – Wyciągnęła w moją stronę ręce i bez wahania przytuliła do siebie, wchodząc tym samym do środka. – Jestem Miley, będziemy mieszkać obok siebie. – Przygryzła usta, po czym przyjrzała mi się uważnie. Dałabym sobie rękę uciąć, że przez jej twarz przeleciał przebiegły uśmieszek. Znałam takie uśmiechy, bo sama ich używałam. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co od razu mi się spodobało.

– Lu, miło cię poznać – odparłam optymistycznie, a mój wzrok powędrował na Lily, która wciąż stała w progu i wpatrywała się w miskę. – Wejdźcie, zjemy razem – zaproponowałam, gestem zapraszając mamę Miley do środka.

– Nie chcemy się narzucać – zaprotestowała nieśmiało.

– Nie narzucacie się, cieszymy się, że przyszłyście. Prawda, tato? – Zerknęłam na ojca, który stał zamyślony obok mnie, wciąż trzymając rękę na klamce otwartych drzwi.

– Co? Tak, jasne, wchodźcie. – Potrząsnął głową, by przywołać się do porządku, a chwilę później złapał za rączkę mojej walizki. – Rozgośćcie się, a ja tylko skoczę zanieść walizkę na górę – dodał, po czym zniknął na schodach.

Lily i Miley weszły za mną do kuchni, w rogu której stał stół i cztery krzesła. Spojrzałam na Lily, która wyglądała na lekko zawstydzoną. Już w pierwszym momencie, gdy ją zobaczyłam, wiedziałam, że z pewnością była nieśmiałą kobietą. Zakładałam, że przyjście do nas było dla niej ogromnym wyzwaniem.

Miałam nosa do ludzi. Często wiedziałam, kto jest kim, zaledwie po pierwszym spotkaniu.

– Długo znacie tatę? – zagaiłam, szukając w szufladach sztućców.

– Odkąd się wprowadził – odparła Miley. – Twój tata to fajny gość, tylko taki trochę skryty.

– Skryty? – zapytałam z niedowierzaniem i zmarszczyłam brwi. O moim ojcu można było powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że był skryty.

– Później pogadamy. – Miley szepnęła wprost do mojego ucha, ściągając w tym samym czasie dwa kubki z haczyków za mną. Sięgnęła po nie tylko po to, by jej mama nie słyszała, co mówiła.

Poczułam się zaciekawiona.

Niedługo później dołączył do nas tata. Wspólnie zasiedliśmy do stołu, a ja od razu rzuciłam się na sałatkę, którą przyniosła Lily, bo byłam cholernie głodna. Początkowo panowała trochę niezręczna atmosfera, jednak razem z Miley szybko zdusiłyśmy ten problem, dyskutując o miejscach, które dziewczyna chciała mi pokazać w mieście. Po dłuższym czasie nawet jej mama postanowiła włączyć się do rozmowy.

– Planujesz zostać u taty na stałe czy tylko na wakacje? – Odłożyła widelec na talerz i spojrzała na mnie z uśmiechem.

Zerknęłam na ojca, a on spojrzał mi prosto w oczy.

– Chciałabym zostać na stałe, ale na razie w planach są tylko wakacje – odpowiedziałam cicho, przypominając sobie o tym, że w sumie byłam w tym domu jedynie gościem.

Po skończonym posiłku umyłyśmy z Miley naczynia, a tata i Lily pogrążyli się w krótkiej rozmowie o jakimś targu, na który zgodził się zawieźć kobietę w przyszłą sobotę.

– Daj mi swój numer. – Miley szturchnęła mnie w ramię i rozciągnęła usta w uśmiechu. – Zabiorę cię w piątek nad jezioro, znajomi planują małe ognisko.

Przygryzłam usta i bez wahania wystukałam numer na ekranie jej telefonu. Dziewczyna puściła mi sygnał, bym i ja miała kontakt do niej. Niedługo później ona i jej mama wróciły do siebie, a ja zostałam sama z tatą.

– Twój pokój jest na górze, obok jest też mała łazienka, mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedział, ściągając flanelową koszulę ze spoconych pleców.

– Tato? – zagaiłam. – Lily jest śliczna, prawda? Wygląda na bardzo miłą. – Uniosłam brwi, a w tym samym momencie kilka kosmyków włosów uciekło mi z koczka, którego niemrawo spięłam przed porannym opuszczeniem motelu.

– Nie zaczynaj, mała. – Wyciągnął w moją stronę palec. – Leć na górę i trochę odpocznij, bo wieczorem jedziemy do Rogera. Pozmywam gary do końca i sam chwilę się prześpię – dodał, przenosząc wzrok na cztery kubki, o których zapomniałyśmy z Miley.

– Tak jest, szeryfie – odparłam zadowolona. Ruszyłam w stronę schodów, jednak po drodze zatrzymałam się i używając takiego samego tonu jak on, gdy mówił o rozmowie na temat mamy, powiedziałam: – Ale wrócimy do tematu Lily. Jeśli nie teraz, to po imprezie powitalnej.

Zostawiłam go z tymi słowami i skierowałam się do pokoju, w którym od dziś miałam zamieszkać.

Rozpakowałam walizkę, zawiesiłam ubrania w szafie i poszłam zobaczyć łazienkę. Po powrocie ułożyłam poduszki na łóżku wedle własnego uznania oraz zrobiłam kilka innych rzeczy, które wypada zrobić po wprowadzeniu się do nowego miejsca. Pokój był niewielki, ale przytulny. Miał jasnożółte ściany, wśród których znajdowało się tylko kilka mebli. Nie potrzebowałam niczego więcej; sam widok za oknem sprawiał, że czułam się jak najszczęśliwsza nastolatka na świecie.

Po krótkim prysznicu postanowiłam uciąć sobie drzemkę. Znając tatę, nie wrócimy z ogniska zbyt szybko, dlatego wolałam być wyspana. I tak właściwie… Byłam ciekawa, jaki jest Cole. Miałam nadzieję, że w Bullhead City uda mi się poznać trochę nowych ludzi i z kimś się zaprzyjaźnić. Łudziłam się, że jeśli będę miała dużo przyjaciół, ojcu będzie trudniej odwieźć mnie z powrotem do Seattle.

ROZDZIAŁ TRZECI

Lullaby

Dawno nie wyglądałam tak dobrze. Moje włosy w końcu nie były spuszone od przeraźliwej wilgoci panującej w Seattle i nawet moja twarz wyglądała jakoś lepiej.

Wygładziłam materiał zwiewnej sukienki i popędziłam na dół. Mój wzrok od razu powędrował na tatę, który pakował do plecaka pieczywo, sosy i trochę mięsa.

– Jak wyglądam? – zapytałam, teatralnie odrzucając włosy na plecy.

Ojciec spojrzał na mnie z uznaniem i pokręcił głową.

– Jak moja piękna, prawie dorosła córka – stwierdził pewnie, prostując postawną sylwetkę. – Jesteś śliczna, marzycielko – dodał, po czym wrócił do przygotowań do wyjścia.

Zajęłam się rozczesywaniem świeżo umytych włosów i wkładaniem butów. Białe trampki pasowały do wszystkiego, uwielbiałam je nosić.

Gdy oboje byliśmy w pełni gotowi, tata przepuścił mnie w drzwiach, a ja pospiesznie zajęłam miejsce pasażera w jego starym pikapie.

– Mam nadzieję, że Cole pokaże ci jezioro. Jest piękne, szczególnie wieczorem – zaczął, jednak odnosiłam wrażenie, że nie o jeziorze chciał rozmawiać.

– O co ci chodzi, tato? – Uniosłam brew. Wiedziałam, kiedy próbował zacząć jakiś temat okrężną drogą.

– Posłuchaj, Lu, Cole to miły chłopak, oboje jesteście młodzi, przed wami całe wakacje, pewnie spędzicie razem trochę czasu i różnie może być, być może się sobie spodobacie albo coś – mówił nieskładnie, a ja miałam ochotę się roześmiać. Czyli do tego zmierzała ta rozmowa. – Masz prawie siedemnaście lat, mama na pewno rozmawiała z tobą o bezpiecznym…

– Nie, tato – ucięłam. – Mama nie rozmawiała ze mną o bezpiecznym seksie, ale wiem wszystko na ten temat. Boisz się, że będziesz musiał odwieźć mnie do niej w ciąży? – Zagryzłam usta, próbując zachować powagę, co nie było łatwe, gdy obserwowałam jego subtelne zakłopotanie.

– Nie boję się, ale chciałbym, żebyś była wszystkiego świadoma. Też byłem w twoim wieku i wiem, jakie rzeczy wpadają wtedy do głowy. – Wzruszył ramionami, a chwilę później wyjechał na wąską ulicę.

– Nie musisz się martwić. Po pierwsze, wiem, jak się zabezpieczać – zaczęłam wymieniać. – Po drugie, nie będę szukać chłopaka, skoro mam tu zostać tylko na wakacje, a po trzecie… Jeszcze nigdy z nikim nie spałam i na razie nie planuję tego zmieniać.

Tata zerknął na mnie bokiem. Nauczył mnie ogromnej otwartości, więc nigdy nie mieliśmy problemu z rozmawianiem na żaden temat, dlatego nie czułam skrępowania z powodu tego, co powiedziałam. Poczułam się dobrze, gdy zobaczyłam ulgę malującą się na jego twarzy.

Uśmiechnął się i przytaknął.

– No, to dorosłą rozmowę mamy za sobą, teraz możemy świętować – westchnął i choć sam uczył mnie, bym nie wstydziła się rozmawiać o tym, co ludzkie, chyba się cieszył, że przerobiliśmy temat antykoncepcji i mieliśmy go już z głowy.

Pole, na którym znajdował się kamper Rogera i Cole’a, było stosunkowo blisko jeziora. Wpatrywałam się przed siebie i jeśli dobrze szacowałam odległość, nie dzieliło nas od niego więcej niż pięć minut spacerkiem.

– Chodź, Lu – ponaglił mnie tata, gdy za bardzo pogrążyłam się we własnych myślach.

Ruszyłam do przodu z uśmiechem na ustach. Chwilę później w naszą stronę obrócił się mężczyzna w średnim wieku. To prawie pewne, że był nieco starszy od taty. Miał ciemne włosy i brodę, a szeroki uśmiech maskował szorstkie rysy twarzy.

– Jack, mówiłeś, że masz córkę, a przyprowadziłeś anioła! – krzyknął pogodnie i podszedł do nas. – Miło mi cię poznać, Lullaby, nazywam się Roger Mayers. Gdzieś tutaj krząta się mój syn, Cole. Na pewno zaraz przyjdzie. – Zabrał ode mnie siatkę z napojami, po czym wskazał na tlący się po lewej stronie ogień. – Usiądźcie, ognisko prawie rozpalone, więc tylko rozpakuję wszystko i możemy zaczynać.

Zgodnie z poleceniem Rogera usiedliśmy na białych plastikowych krzesłach, tuż obok ogniska. Czułam podekscytowanie na samą myśl o spędzaniu wieczoru w taki sposób. Ognisko, kiełbaski, zachodzące słońce i zapach nocnego powietrza to jedne z rzeczy, które od zawsze uwielbiałam.

– To mój syn, Cole – odezwał się nagle Roger, na co obróciłam głowę w jego stronę.

Zazwyczaj moje emocje nie były aż tak porywcze, lecz w tej samej sekundzie, gdy spojrzałam na chłopaka, przełknęłam ślinę i miałam wrażenie, że zaschło mi w gardle. Stał przede mną i nie robił absolutnie nic, ale w jego spojrzeniu było coś, co nie pozwalało oderwać od niego wzroku.

– Jestem Lullaby Daniels. – Powoli wstałam, wyciągając dłoń w jego stronę.

– Cole Mayers. – Niemal niezauważalnie uniósł kącik ust i podał mi rękę.

Potrząsaliśmy swoimi dłońmi zdecydowanie dłużej, niż powinno się to robić. Patrzyłam na niego, a on na mnie, choć z jego obecnego wyrazu twarzy nie mogłam zbyt wiele wyczytać. W końcu chrząknęłam, wysunęłam palce z jego dłoni i wróciłam na swoje miejsce.

– Dziękuję za zaproszenie – powiedziałam głośno. – Pięknie tu macie. – Chciałam jakoś zagaić rozmowę, by uspokoić umysł.

Dlaczego, na wszystkie świętości, poczułam się skrępowana? Ludzie nigdy mnie nie zawstydzali.

– Możecie wpadać nawet codziennie. – Roger nadział na kijek kiełbaskę, po czym podał mi go powoli. – Masz, Lullaby, możesz upiec honorową imprezową kiełbasę jako nasz gość specjalny – oznajmił, na co mój tata parsknął śmiechem.

– Skąd ty bierzesz te teksty, co? – Zaśmiał się ponownie, kręcąc przy tym głową.

W tym samym czasie Cole obszedł ognisko i zajął miejsce na krześle obok mnie. Dotarł do mnie morski zapach, prawdopodobnie jego perfum. Chłopak był na tyle wysoki, że na ogrodowym krzesełku wyglądał komicznie – ledwie się na nim mieścił.

Ciemne, lekko kręcone włosy pozostawały w nieładzie, o który zadbał wieczorny wiatr. Blask ogniska odbijał się w jego dużych zielonych oczach, podkreślając jednocześnie ostre rysy twarzy, które wyraźnie odziedziczył po ojcu. Miał na sobie jasne jeansy z dziurami i białą koszulkę z krótkim rękawem. Z szyi zwisały mu dwa rzemyki z zawieszkami, których kształty nie do końca widziałam, oraz srebrny łańcuszek. Jego nadgarstki były oplecione rzemykowymi bransoletkami, a jeden z palców zdobił srebrny sygnet.

– Słyszysz mnie? – wyrwał mnie z zamyślenia jego donośny głos.

– Co mówiłeś? – Uśmiechnęłam się, karcąc w myślach za to, jak perfidnie się w niego wpatrywałam.

– Pytałem, czy masz ochotę na sos czosnkowy? – Kiwnął głową, wyciągając w moją stronę plastikową butelkę.

– Jasne, dzięki – odparłam i zabrałam ją od niego, po czym przeniosłam wzrok na kijek, który trzymałam w dłoniach.

Przez jakiś czas siedzieliśmy w milczeniu, wsłuchując się jedynie w luźną rozmowę naszych ojców. W końcu jednak ci zwrócili na nas uwagę.

– Cole, pokażesz Lullaby jezioro, jak skończymy jeść? – zapytał syna Roger, gryząc przy tym kawałek chleba posmarowanego musztardą.

Chłopak uniósł głowę znad telefonu i zerknął przelotnie na mnie, a później na ojca. Nie wyglądał na zainteresowanego pokazywaniem mi okolicy.

– Jasne, tato – zgodził się cicho, po czym wrócił do wpatrywania się w ekran smartfona.

Ostatecznie zjadłam znacznie więcej niż zazwyczaj. Czułam, jak mój brzuch robił się wzdęty i to właśnie był znak, żeby odłożyć na bok kolejny kawałek pieczonego kurczaka.

– Idziemy? – zapytał nagle Cole. Odezwał się po raz pierwszy, odkąd zgodził się zaprowadzić mnie nad jezioro.

– Idziemy – przytaknęłam i podniosłam się z krzesła. – Tato, idziemy nad jezioro – zwróciłam się do ojca, na co ten skinął głową.

– Idźcie, tylko nie siedźcie długo.

Posłałam mu uśmiech i ruszyłam za chłopakiem, który zdążył się już oddalić o kilka kroków. Dopiero gdy szłam tuż obok niego, zauważyłam, jak bardzo był wysoki. Miałam wrażenie, że gdybyśmy rozmawiali, to w którymś momencie zaczęłaby mnie boleć szyja od ciągłego trzymania głowy w górze.

– Mieszkasz tu od zawsze? – zagaiłam, próbując przełamać panującą wokół nas ciszę.

Cole wsunął ręce do kieszeni spodni, po czym przystanął. Zanim odpowiedział, obejrzał się za siebie. Zobaczył, że jesteśmy już wystarczająco daleko od naszych ojców, i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Wsunął jednego do ust, a chwilę później przeniósł wzrok na mnie.

– Od zawsze – oznajmił. – Chcesz? – Wyciągnął paczkę w moją stronę.

– Nie, dzięki, nie palę – powiedziałam pewnie. – Więc… – kontynuowałam, starając się wymyślić kolejne pytanie, dzięki któremu rozmowa mogłaby się kleić – czym się interesujesz?

Przez chwilę szliśmy w milczeniu, a moje pytanie wisiało w powietrzu bez odpowiedzi. W końcu Cole westchnął i wypuszczając dym z ust, zaczął mówić.

– Trochę rysuję, trochę gram na gitarze, trochę grzebię w samochodach. A ty? – Zerknął na mnie, a ja poczułam się zainteresowana. Miło było słyszeć, że miał tyle pasji.

– Lubię śpiewać, robić zdjęcia… – wymieniałam, jednocześnie zastanawiając się, co mogłabym dorzucić do tej listy. – Całkiem sporo czytam, no i uwielbiam rośliny. Kiedy mieszkałam z tatą, miałam ich mnóstwo.

– Mieszkałaś wcześniej z Jackiem? – Wydawał się zaciekawiony.

Jezioro było coraz bliżej, a ja nie mogłam się zdecydować, czy powinnam patrzeć na nie, czy na niego.

– Prawie całe życie. – Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie. – Trzy lata temu zamieszkałam z mamą w Seattle.

Cole nie odpowiedział, tylko wyrzucił niedopałek na ziemię i szedł dalej przed siebie. Gdy byliśmy wystarczająco blisko wody, stanęliśmy w miejscu, a ja się rozejrzałam.

– Jak pięknie… – wymknęło mi się natychmiast.

– Po czasie się przyzwyczajasz i już nie robi takiego wrażenia – stwierdził. – Ale fakt, jest całkiem ładne.

Tylko tereny takie jak ten miały do zaoferowania gwiazdy widoczne na niebie. W dużych miastach praktycznie ich nie było. Spaliny, smog, wysokie budynki i sztuczne światła miasta sprawnie maskowały takie widoki. Tutaj było inaczej. W miejscach takich jak to, natura grała pierwsze skrzypce.

Znów milczeliśmy, a ja postanowiłam o coś zapytać.

– Chciałbyś się wybrać w piątek na ognisko? – Przeniosłam wzrok na Cole’a, który beznamiętnie wpatrywał się przed siebie.

Uniósł brwi i spojrzał na mnie, po czym kiwnął głową.

– Kto będzie? – zapytał.

– Nie mam pojęcia, zaprosiła mnie Miley. Może ją znasz? Miley Stevens – odparłam i usiadłam na wielkim kamieniu tuż obok nas. Od razu poklepałam miejsce obok siebie, na co chłopak niepewnie zmierzył mnie wzrokiem. Po chwili namysłu usiadł, choć zachował bezpieczny dystans.

– Każdy ją zna. – Wzruszył ramionami. – Wszędzie jej pełno.

– Dzisiaj ją poznałam, mieszka obok. Wydawała się bardzo miła.

– Jest miła – potwierdził. – Ale ognisko chyba sobie daruję, nie lubię tłumów. – Spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął.

– Jasne, rozumiem. – Spuściłam wzrok pod ciężarem jego spojrzenia. Denerwowały mnie te jego oczy, przez które nie mogłam się skupić. Zazwyczaj nie miałam takich problemów.

– Powinniśmy wracać, bo jeśli się zasiedzimy, to znowu wypiją o kilka piw za dużo. – Po tych słowach podniósł się na równe nogi i wyciągnął rękę, by pomóc mi wstać.

To było miłe, niewielu chłopaków tak robiło. Co prawda myślałam, że posiedzimy nad jeziorem nieco dłużej, uznałam jednak, że jak na pierwszy raz, nie było tak źle. Otrzepałam sukienkę i ruszyłam za nim. Podczas drogi powrotnej nie rozmawialiśmy, jednak cisza, która nas dzieliła, nie była już tak niezręczna, jak na początku. Choć znałam go zaledwie kilka godzin, mogłam śmiało stwierdzić, że był raczej zamknięty w sobie. Więcej milczał, niż mówił, a mimika jego twarzy nawet w najmniejszym stopniu nie zdradzała tego, o czym myśli.

– O, już jesteście – rzucił tata, gdy stanęliśmy nad ogniskiem. – Bardzo dobrze, bo jeszcze godzinka i musielibyśmy wracać piechotą, Roger namawiał mnie na nalewkę.

– No na pewno – odparłam, szeroko otwierając oczy. – Żadnej nalewki, jedziemy do domu. – Puściłam mu oczko i kiwnęłam głową, zapraszając go w stronę samochodu.

– Widzisz, jak mnie pilnuje? – zwrócił się do Rogera. – Ale faktycznie, będziemy się zbierać, wpadniemy jutro – stwierdził i z westchnieniem podniósł się z krzesła.

– Jutro? – zapytałam od razu.

– Tak, marzycielko, mamy z Rogerem ostatnie kilka dni wolnego, w poniedziałek otwieramy naszą nową firmę – oznajmił, a ja od razu się ucieszyłam.

Zamieszkałam z mamą głównie dlatego, że tata miał problem ze znalezieniem stałej pracy. Myśl o tym, że teraz będzie inaczej, sprawiła, że w moim sercu natychmiast zaczęła się tlić nadzieja na to, że będę mogła z nim zostać na stałe.

– Firmę? Jaką firmę? – Błądziłam spojrzeniem między nimi.

– Właśnie, dlaczego nic o tym nie wiem? – wtrącił Cole, na co od razu na niego spojrzałam. Zmarszczył brwi, mierząc ojca niespokojnym wzrokiem.

– Dopiero dziś rano wszystko dopiąłem – odparł jego ojciec. – W poniedziałek otwieramy warsztat samochodowy – dodał dumnie i zbił piątkę z moim tatą.

Przyłożyłam dłoń do ust, na które mimowolnie cisnął się uśmiech.

– O mój Boże! – krzyknęłam. – To cudownie!

– W weekend opowiemy wam wszystko ze szczegółami. Nie chciałem ci dzisiaj zawracać głowy, dopiero przyjechałaś – powiedział tata i objął mnie ramieniem. – Idziemy, wpadniemy jutro pod wieczór – rzucił w stronę Rogera i jego syna, a ja im pomachałam.

Cole kiwnął w naszą stronę, a jego ojciec nie omieszkał wstać, żeby wyściskać mnie na pożegnanie.

Niedługo później siedziałam w pikapie. Gdy tata zajął miejsce obok mnie, od razu szturchnęłam go w ramię i pokręciłam głową.

– Tato, w końcu będziesz miał stałą pracę – zaczęłam podekscytowana. – Wiesz, co to znaczy? Będę mogła z tobą zostać.

– Spokojnie, Lu, najpierw wszystko musi się udać. – Jego poważny ton nieco zgasił moją ekscytację. – Tym razem chcę zrobić wszystko na poważnie – dodał, zerkając na mnie z troską. – Chcę się postarać dla ciebie, córeczko.

Bez słowa po prostu go przytuliłam. Czułam, jak łzy próbowały wedrzeć się pod moje powieki, gdy uświadomiłam sobie wartość jego słów.

– Wiem, że nie byłem dobrym ojcem, nie potrafiłem o ciebie zadbać – kontynuował drżącym głosem, gdy wtulił się w moje ramię.

– Tato, przestań. – Odsunęłam się delikatnie i wbiłam w niego spojrzenie. – Jesteś najlepszym tatą, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Będę trzymać za ciebie kciuki i jestem pewna, że ci się uda.

Przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu. W końcu pogłaskał mnie po głowie, wypuszczając z płuc całe powietrze.

– Kocham cię, Lu – powiedział, a następnie obrócił się i złapał za kierownicę. – Starczy tych czułości, bo zaraz będę płakał – prychnął, na co się zaśmiałam.

W tym samym momencie telefon, który wcześniej zostawiłam w schowku, wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyciągnęłam urządzenie i odblokowałam ekran.

– Może zawiozę cię jutro do centrum? Kupisz sobie nasiona do ogródka – zapytał tata, a ja uniosłam wzrok.

– Chyba nie będziesz musiał się fatygować. Miley właśnie do mnie napisała i pyta, czy skoczymy jutro do miasta.

– Pewnie, jedźcie. Ale to i tak was podrzucę.

Posłałam mu uśmiech, po czym rozsiadłam się wygodnie na siedzeniu.

Jeden dzień w Bullhead City przyniósł mi więcej szczęścia niż ostatnie trzy lata w Seattle razem wzięte.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: