Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Dekalog playboya - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
42,90

Dekalog playboya - ebook

Bartek jest czterdziestoletnim playboyem dumnym z własnej firmy, żony, córki i dziewczyny. Uważa się za króla życia, któremu wszystko zawsze się udaje, kobiety do niego lgną, a koledzy chcą być nim. Jego jedynym zmartwieniem są regularne wizyty nielubianej teściowej. Rzeczywistość zaczyna się zmieniać, gdy podążając za własnym dekalogiem, stopniowo traci wszystko, na czym dotychczas mu zależało. Przechodzi drogę od bohatera do zera. Czymże byłby jednak playboy bez kobiet u swojego boku? Alina – wierna żona, która nie umie gotować, na ubrania wydaje dziesiątki tysięcy złotych i sporo czasu spędza w swojej snobistycznej galerii sztuki. Jessica – kochanka, która wie, że do serca mężczyzny trafia się przez żołądek i dziki seks BDSM. Anastazja – płomienna piękność, kusicielka skrywająca swoją prawdziwą twarz. Roza – przyjaciółka, kobieta idealna, była prostytutka. Sarna – tajemnicza striptizerka, przykładna pani pedagog, wielbicielka książek i Marilyn Monroe. „Dekalog playboya” to komedia erotyczna, która nie tylko rozpali twoje zmysły, lecz także spowoduje niekontrolowane wybuchy śmiechu.

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-8290-324-9
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DEKALOG
PLAYBOYA

1. Nie miej bogów cudzych ponad sobą

2. Nie pamiętaj imion kochanek swoich, nie warto

3. Pamiętaj, aby dzień przelewu święcić

4. Nie czcij pamięci damskiego boksera, a swoją matkę kochaj

5. Nie zabijaj, jeśli masz to spartaczyć

6. Nie cudzołóż ponad siły

7. Nie kradnij

8. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw temu, kto i tak jest już na dnie

9. Pożądaj tylko ładne dziewczyny kumpli swoich

10. A brzydkie w ostateczności

PS. Nie płacz, gdy spadniesz na dno1. Nie miej bogów cudzych ponad sobą

W piątek wieczorem jak zawsze pojechałem do Ud Szeroko Zamkniętych, żeby napić się nieprzyzwoicie drogiej, chrzczonej wódki i popatrzyć na kilka zgrabnych tyłeczków w majteczkach w różowe groszki.

Klub go-go na Klasztornej był moim ulubionym miejscem na relaks i jak dotąd nigdy mnie nie zawiódł.

Tego dnia, w którym ją poznałem, również bawiłem się przednio. Panie striptizerki grały swoimi ciałami na wrażliwych strunach mojej duszy. Barman polewał hojniej niż zazwyczaj, a Rudy zwymiotował na stanik mojej ulubionej tancerki. No może to ostatnie zdarzenie byłoby trochę niefortunne, gdyby pięknej Angelinie nie zaczęła pomagać nieznana mi dotąd szatynka. Podszedłem więc do dziewczyny zaciekawiony i błyskotliwie powiedziałem:

– Nie widziałem cię tu wcześniej.

– Jak dotąd pracowałam tutaj tylko w środy. Dzisiaj zastępuję chorą koleżankę – odparła lakonicznie i wciąż wycierała biust ponętnej brunetki.

– Jak masz na imię? – spytałem, nie do końca wiedząc, skąd moje zainteresowanie tą w sumie przeciętną dziewczyną.

Może i miała ładną twarz, a co najważniejsze, duże piersi, ale była stanowczo zbyt pulchna jak na mój gust. Nie mogłem jednak przestać wpatrywać się w jej zmysłowe, karminowe usta i figlarny pieprzyk nad nimi.

– Sarna – odparła.

Zaśmiałem się krótko. Rozbawiła mnie.

– Chodzi mi o twoje prawdziwe imię, a nie o pseudonim artystyczny.

– Dla wszystkich, którzy mnie znają, jestem po prostu Sarną – odpowiedziała prostolinijnie.

– Ja nie jestem wszyscy! – krzyknąłem z oburzeniem.

– Dla mnie wyglądasz na takiego samego jak inni. A jak ty masz na imię? – zagadnęła, obrzucając mnie oceniającym spojrzeniem spod gęstych, podkręconych zalotnie rzęs.

– Dla ciebie Alfa – prychnąłem zdegustowany bezczelnością dziewczyny.

– Dlaczego? – zapytała bez większego zainteresowania.

– Bo będę twoim samcem alfa, a ty moją samicą – oznajmiłem, powoli cedząc słowa.

Sarna wzdrygnęła się i popatrzyła na mnie jak na całkowitego kretyna.

– Nie mam zamiaru być twoją betą – odpowiedziała z pogardliwym uśmiechem na ustach.

Rozczarował mnie jej poziom dedukcji.

– A kto twierdzi, że miałabyś być betą? – spytałem z niesmakiem. – Ja poluję wyłącznie na samice alfa.

– Mów dalej – odparła w końcu zaciekawiona.

Zerknąłem na Angelinę, która przysłuchiwała się naszej rozmowie z widoczną obawą rysującą się na jej pięknej buzi aniołka. Zapewne przestraszyła się, że konkurentka zgarnie jej przyszłe napiwki.

– Z chęcią opowiem ci więcej, jeśli dasz się zaprosić na drinka – wyszeptałem z zadziwiającą jak na mnie nadzieją w głosie.

– Nie piję w pracy – oznajmiła i odwróciła głowę.

Już miała odejść, gdy zapytałem:

– To może po pracy?

– Nie mogę spoufalać się z klientami.

Ta odpowiedź akurat bardzo mi się spodobała. Ceniłem sobie etykę zawodową. Tym bardziej chciałem poznać tę dziewczynę.

– Nie jestem klientem – powiedziałem głupio.

– Właśnie pijesz naszą firmową wódkę – skomentowała krótko.

– Już nie – odparłem i wylałem całego swojego drinka.

Pech chciał, że oblałem przy tym żonę właściciela Ud Szeroko Zamkniętych.

Nie minęła chwila, a ochroniarze tego kulturalnego przybytku siłą wyprowadzali mnie na zewnątrz. Zdążyłem jeszcze na koniec wykrzyczeć:

– Będę na ciebie czekał jutro…!

Niestety nie dane mi było dokończyć, gdyż jeden z osiłków walnął mnie w głowę i powiedział:

– Zamknij się już, Romeo.

Następnego dnia oczywiście zapomniałem o całym zajściu.

Prowadziłem własną firmę budowlaną i nie miałem czasu myśleć o każdej pannie, która wpadła mi w oko.

Lubiłem kobiety, i to bardzo. Ich kształtne ciała, jędrne tyłeczki i wpatrzone we mnie maślanym wzrokiem oczęta były moim sposobem na regenerację po pracy. Ceniłem sobie higienę życia psychicznego.

Moim typem kobiety od zawsze była filigranowa brunetka z dużym biustem. Nigdy się z tym nie kryłem. Każdej napotkanej przeze mnie dziewczynie cierpliwie tłumaczyłem, że liczy się dla mnie tylko wygląd i jestem płytki jak kałuża. Oczywiście miałem ogromne powodzenie wśród płci pięknej. Koledzy patrzyli na mnie z zazdrością w oczach i pytali, jak ja to robię. Tłumaczyłem im więc oczywistą oczywistość.

– Jestem – odpowiadałem wówczas.

Byłem przystojny we własnym mniemaniu, zarabiałem spore pieniądze i byłem bardzo pewny siebie. Z tym człowiek po prostu się rodzi. Zwierzęcy magnetyzm i te sprawy. Posiadanie porsche i kupowanie drogich prezentów też robiło swoje. Co tu dużo opowiadać – byłem królem życia w średnim wieku.

Miałem żonę Alinę, córkę Malwinę i dziewczynę Jessicę. Byłem bardzo dumny ze swojej rodziny. Sąsiedzi uważali nas za wzór cnót, a dla mnie był to po prostu układ idealny. Moje wszystkie potrzeby były zaspokajane.

Nagle usłyszałem donośne trzaśnięcie drzwiami, które przerwało mi pisanie.

– Tato! Tato! Taaatoooo! – darła się moja pierworodna.

– Czego chcesz?! – odkrzyknąłem zniecierpliwiony.

Już tyle razy tłumaczyłem moim kobietkom, że od dwudziestej pierwszej do dwudziestej drugiej każdego dnia to mój czas na odpoczynek i pisanie pamiętnika.

– Żuczku – dodałem łagodniej.

– Mama nie pozwala mi iść na dyskotekę z Werą! – krzyknęła zbulwersowanym głosem i ze złością odgarnęła złocistą grzywkę z oczu.

– Zgadzam się z mamą – odparłem i na powrót chwyciłem za długopis.

– Dlaczego mi to robisz? – spytała przejmującym tonem. – Niszczysz mi życie!

– Malwina, masz piętnaście lat! – wykrzyknąłem w końcu lekko zdenerwowany.

– Ty jak byłeś w moim wieku, to poszedłeś już do pracy – odbiła pałeczkę sprytnie.

– Wtedy były inne czasy…

– Jestem już prawie dorosła! – wrzasnęła dobitnie.

– Nie chcę po prostu, żeby ktoś cię skrzywdził – odparłem polubownie. – Dla mnie zawsze pozostaniesz moją małą księżniczką – wyszeptałem i wyciągnąłem do niej ręce, żeby przyszła się do mnie przytulić.

– Nie jestem już dzieckiem, tato! – wysyczała. Patrzyła na mnie z wyraźnym niesmakiem malującym się w jej lekko skośnych oczkach.

– Dla mnie zawsze będziesz moim dzieckiem. Jesteś moją jedyną córką, Malwino, i jak się urodziłaś, to obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żebyś nigdy nie była smutna…

– Teraz jestem smutna i zła!

– Obiecałem sobie też, że będę cię chronił przed cwaniaczkami, którzy myślą tylko o jednym.

– Takimi jak ty? – spytała ironicznie.

– Malwina! – warknąłem wściekły i wstałem gwałtownie od biurka, ale mojej księżniczki już nie było.

– Cholera – szepnąłem i ponownie usiadłem na swoim ulubionym obrotowym fotelu.

Co ja mam z tą córką? Co jest nie tak z tymi dziećmi? Ja w jej wieku na pewno taki nie byłem.

Zaraz jednak zapomniałem o tej małej kłótni, gdyż zobaczyłem SMS od Jessiki.

Jessica: Jestem rozpalona i wilgotna. Dlaczego cię tu jeszcze nie ma?

Mmm. Moja mała kocica. Najchętniej już gnałbym do mojego czerwonego, sportowego samochodu, żeby jak najszybciej znaleźć się w jej ciasnej szparce…

Niestety nie mogłem.

Nazajutrz miałem ważne spotkanie z nowym deweloperem. Od tej rozmowy zależało to, czy podpiszę kontrakt na budowę osiedla w Konstancinie. Praca zawsze była dla mnie najważniejsza, a moje ambicje sięgały wysoko. Może jeszcze nie postawiłem luksusowych willi na Wilanowie, ale już od lat budowałem swoją pozycję na rynku nieruchomości w Warszawie.

Bartek: Nie mogę przyjechać, żabciu, chociaż bardzo bym tego chciał. Jutro mam ważną kolację biznesową.

Odpisałem mojej ropusze i sięgnąłem po karafkę z ciętego kryształu, żeby nalać sobie Johnnie Walkera.

Po kilku sekundach przyszedł SMS. Upiłem spory łyk whisky, delektując się jej bogatym smakiem, a następnie niespiesznie sięgnąłem po telefon, żeby odczytać wiadomość.

Jessica: W niedzielę! Takie kity to sobie możesz wciskać swojej Alince!

Skrzywiłem się z niesmakiem. Cała Jessica – wybuchła gniewem, zanim zdążyła pomyśleć. W innych sytuacjach uwielbiałem jej ognisty temperament, szczególnie w łóżku, ale teraz mnie rozzłościła.

Bartek: Taką mam pracę. To bardzo ważny klient. Współpraca z nim byłaby przełomem w mojej karierze. Więc jeśli życzy sobie, żebym spotkał się z nim w niedzielę o osiemnastej, to spotkam się z nim w niedzielę o osiemnastej! Zrozumiałaś?

Jessica: Zrozumiałam. Nie unoś się tak ☹.

No, teraz już lepiej…

Bartek: Gdyby nie ta praca, to nie byłoby mnie stać na rozpieszczanie ciebie. A wiesz o tym, że kocham cię rozpieszczać.

Jessica: Mnie? A kto niedawno kupił Alinie nowy dom? XD

Krew mnie zalała.

Bartek: Po pierwsze to jest MÓJ dom, nie Aliny, a po drugie to kto zapłacił za twoje studio tatuażu? Chcesz być niewdzięczna? Chcesz, żebym pożałował swojej inwestycji?

Jessica: Nie gniewaj się, misiu. Wiesz, że ja czasem nie myślę. Zachowuję się tak wyłącznie dlatego, że cię kocham i jestem o ciebie zazdrosna. Chciałabym cię mieć całego tylko dla siebie.

Przewróciłem oczami, gdy ujrzałem nagłą zmianę w jej sposobie pisania. Jessica potrafiła przejść od wściekłości do uległości w mniej niż minutę. Szczególnie wtedy, gdy sprawa dotyczyła jej oczka w głowie, a mianowicie zakupionego przeze mnie salonu tatuażu U Igły, w którym wcześniej była jedynie szarą pracownicą. Tam też poznałem ją pewnego dnia, gdy zapragnąłem zrobić sobie rękaw.

Bartek: Też cię kocham, żabciu. Uważaj tylko, żebyś nie zamieniła się w Alinę, żebym nie musiał cię wymienić na nowszy model.

Zażartowałem.

Jessica: Nie porównuj mnie do tej starej histeryczki!

Ech, kobiety. Alina też kiedyś tak mówiła o mojej byłej.

Bartek: To nie dawaj mi powodów do porównań. A teraz wyślij mi swoje cycuszki i cipeczkę. Chcę mieć dobre sny.

Wysłałem ostatni SMS, po czym rozsiadłem się wygodnie w fotelu, dopijając ostatni łyk mojej ulubionej whisky. Nie minęło pięć minut, a na wyświetlaczu komórki pojawiła się wiadomość z parą dorodnych melonów i kwiatem lotosu wytatuowanym nad wzgórkiem łonowym mojej weekendowej dziewczyny. Poczułem przyjemne wibracje mojego budzącego się ciała, gdy usłyszałem cichy stukot szpilek o podłogę. Podniosłem głowę i zobaczyłem stojącą nieopodal mnie Alinę.

– W samą porę, kochanie – powiedziałem.

Podjechałem do niej na krześle i posadziłem ją na swoich kolanach. Komórkę miałem już w tylnej kieszeni spodni.

– Co ty taki pobudzony? – spytała ze śmiechem, ocierając się swoim jędrnym tyłeczkiem o moją męskość.

– Na twój widok, kochanie – odparłem i zacząłem delikatnie pieścić językiem płatek jej ucha.

– Malwina już śpi. Trochę powrzeszczała, trochę popłakała, ale w końcu dała za wygraną i poszła spać – powiedziała i wtuliła się we mnie.

– Przejdzie jej. Jest kochana, ale to jednak nastolatka. Nie mówmy teraz o tym – wyszeptałem i uścisnąłem mocno piersi mojej żony.

Alina zamruczała jak kotka i odwróciła się w moją stronę. Przysiadła na mnie, ściskając swoimi kolanami moje biodra, i zaczęła mnie delikatnie całować. Natychmiast dopasowałem się do jej ruchów warg i języka, ale po chwili chciałem więcej. Zawsze chciałem więcej. Moje usta stały się bardziej zachłanne. Wplotłem palce w czarne pukle jej włosów, by przytrzymać jej twarz jeszcze bliżej. Nasze gorące oddechy splatały nas ze sobą, a serca wybijały głośne staccato.

– Kocham cię – szepnęła w moje wargi.

– Kocham cię – odparłem.

Następnie złapałem ją za pośladki i zaniosłem do naszego łóżka. Położyłem delikatnie na pościeli i patrzyłem przez moment na ciemne włosy rozrzucone wokół zarumienionej twarzy. Alina zerkała na mnie z rozchylonymi ustami, a jej piersi unosiły się gwałtownie. Magiczną chwilę przerwały jej niecierpliwe ręce, które rozpinały różową, jedwabną bluzkę.

– Pozwól, że ja to zrobię – powiedziałem, powoli odpinając pozostałe guziki.

Spod cienkiego materiału wyłonił się biały, koronkowy stanik. Zdjąłem go trzema wprawnymi ruchami i odrzuciłem na podłogę.

– Są piękne – wyszeptałem i zacząłem ssać jasnoróżowe sutki.

Alina wczepiła palce w moje włosy i rozkosznie jęczała. Uwielbiałem ten dźwięk.

Kreśliłem językiem niewielkie kółka na jej czułych brodawkach, zsuwając dłoń najpierw po jej talii, a później wypukłości biodra. Szukałem guzika u jej spodni, coraz bardziej zniecierpliwiony. W końcu oderwałem się od jej piersi i szybko zdjąłem białe dżinsy, które pięknie podkreślały jej tyłek. Zaraz za nimi przez pokój pofrunęły koronkowe figi.

Zostawiłem ją na chwilę nagą i drżącą z ekscytacji, by się rozebrać. Alina usiadła na łóżku i zaczęła iść na czworaka w moim kierunku. Jak mała kotka. Patrzyła na mnie wyzywająco, ale wyglądała przy tym uroczo z jej twarzyczką porcelanowej lalki.

Pomimo mijających lat wciąż niesamowicie działała na mnie jej uroda. Miała długie do pasa, falowane, kruczoczarne włosy, bladą cerę, duże oczy i malutkie czerwone usteczka w kształcie serca. Zachowała też figurę nastolatki, a jej piersi nadal były pełne i sterczące. Zawsze byłem dumny z urody mojej żony. Uwielbiałem się z nią kochać.

Podszedłem do niej wolnym krokiem, pochyliłem się nad nią i liznąłem jej nosek.

– Fuj! – zwołała i walnęła mnie swoją małą piąstką w pierś. – Zachowuj się!

– Przepraszam, skarbie – wyszeptałem.

Następnie złapałem ją za nogi, rozchyliłem jej kolana i zacząłem ze smakiem lizać jej muszelkę. Nie musiałem długo czekać, by usłyszeć, jak z trudem wciąga powietrze. W odpowiednim momencie uciskałem palcem jej różowy guziczek i szybkimi ruchami doprowadziłem jej ciało do wrzenia.

Nie czekając dłużej, wszedłem w nią z cichym odgłosem ulgi i wdzierałem się w jej gorące, wyczekujące ciało. Na początku kochałem się z nią powoli, z czasem coraz szybciej, by spotęgować nasze doznania. W końcu osiągnąłem spełnienie. Wysunąłem się z niej, ciężko oddychając, by dojść do siebie. Gdy po chwili zobaczyłem, że jej twarz wciąż jest spięta w oczekiwaniu, wsunąłem w nią dwa palce i intensywnymi ruchami doprowadziłem do orgazmu.

Pocałowałem żonę w czubek głowy i spojrzałem na podświetlany zegarek. Była dwudziesta trzecia. Trochę późno. Jutro będę niewyspany. Mimo to nie żałowałem udanego seksu. Moim obowiązkiem jako męża było dbać o żonę w sypialni.

Żeby zaoszczędzić trochę czasu, wzięliśmy wspólny prysznic, a następnie położyliśmy się do łóżka cudownie odprężeni. Jutro będzie mój wielki dzień.

Następnego ranka nic nie szło po mojej myśli. Najpierw Rudy wydzwaniał do mnie, by po raz setny upewnić się, że budowa osiedla w Konstancinie nie przekracza możliwości naszej firmy, przez co zjadłem zimne śniadanie. Później w kuchni zatkał się zlew i musiałem udawać, że znam się na hydraulice, a następnie pół dnia użerałem się z moją księgową. Wstrętne babsko od całych miesięcy nie dawało mi spokoju. Z Rudym ciągle się sprzeczaliśmy o to, czy Zofii bardziej doskwiera staropanieństwo czy menopauza.

Przez to wszystko na godzinę przed umówionym spotkaniem wciąż byłem niegotowy.

– Cholera! Gdzie jest mój krawat? – zawołałem, chodząc wokół pokoju i zapinając guziki mojej białej koszuli od Calvina Kleina.

Alina popatrzyła na mnie z politowaniem, zakładając diamentowy kolczyk.

– Który? Masz ich chyba ze dwadzieścia.

– Ten klasyczny, szary, który dałaś mi na gwiazdkę pięć lat temu – powiedziałem podenerwowany.

– Masz na myśli ten? – spytała, wskazując palcem materiał przywiązany do rzeźbionej, drewnianej gałązki będącej częścią zagłówka.

Pewnie tkwił tam od naszego ostatniego seksu BDSM. Alina zgadzała się na podobne ekscesy tylko wtedy, gdy udało jej się znaleźć kupca na kolejny autorski obraz. Niestety sytuacje te nie zdarzały się zbyt często.

Podszedłem do łóżka i odwiązałem mój szczęśliwy krawat. Jak można było się spodziewać – był cały pomięty.

– Muszelko, mogłabyś mi go wyprasować? – spytałem niewinnym głosem.

– Mogę, mogę, ale nie nazywaj mnie tak więcej. Wiesz, że tego nie znoszę – powiedziała, biorąc do ręki krawat i idąc szybko w kierunku deski do prasowania.

– Nie rozumiem dlaczego. Przecież wiesz, że kocham twoją muszelkę.

– A ty wiecznie tylko o jednym – odparła, marszcząc uroczo swój nosek.

– Nie przeszkadzało ci to, gdy pieściłem ostatnio twoją perełkę – wyszeptałem jej do uszka, a następnie klepnąłem ją mocno w tyłek.

– Bartek! Opanuj się! To spódnica Chanel! – wydarła się i zaczęła przygładzać jedwabny materiał, który wdzięcznie opinał jej krągłości.

Potem pomogła mi zawiązać krawat.

– Właśnie! O to miałem zapytać. Gdzie ty się tak wystroiłaś? – zagadnąłem trochę zaintrygowany.

Nagle przyszła mi do głowy straszna myśl.

– Tylko nie mów, że zapomniałem o kolejnej wizycie tej starej wiedźmy.

– Bartek, ile razy ci mówiłam, żebyś nie mówił tak o mojej matce? – spytała, patrząc na mnie spod zmrużonych powiek.

To spojrzenie zawsze przyprawiało mnie o gęsią skórkę.

– Nie moja wina, że jest starą, złośliwą, upierdliwą, nachalną, bezczelną…

– Pamiętaj, że ona mnie urodziła. Bez niej nie miałbyś mnie.

– Wspaniałą, kochaną, do serca przyłóż kobietą – dodałem szybko.

– No teraz lepiej – powiedziała i dała mi słodkiego buziaka.

– Więc mama dzisiaj przyjeżdża nas odwiedzić? – spytałem, modląc się w duchu, żeby moja kolacja biznesowa przeciągnęła się jak najdłużej.

– Nie – odparła moja luba ze śmiechem. – Idę z Camille do opery na Draculę.

– O! A to ciekawe. Czyżby spotykała się teraz z dyrygentem albo z autorem muzyki? – dywagowałem kpiąco.

– Nie. Ona po prostu kocha klasykę grozy, a ja i tak już dawno miałam ochotę iść do opery. Chociaż po prawdzie to Camie umawia się teraz z mężczyzną, który jest choreografem i reżyserem tego spektaklu.

– Wiedziałem! – odparłem i nie potrafiłem powstrzymać się od śmiechu. – A co się stało z portugalskim Bradem Pittem?

– Nie uwierzysz, ale okazał się gejem. Camille była zrozpaczona. Cały tydzień płakała, zanim poznała Krzysztofa – powiedziała przejętym głosem moja żona.

– A nie mówiłem? – spytałem zadowolony z siebie. – Ja zawsze mam rację.

– A kiedy to niby nam mówiłeś, że Julio jest gejem?

– Nic wam nie mówiłem, żebyście mi oczu nie wydrapały, ale swoje wiedziałem. Zauważyłaś, że nigdy nie odwracałem się do niego tyłem?

– Bartek! – krzyknęła zdegustowanym tonem Alina.

– No co? Zawsze mi powtarzasz, że mam seksowny tyłek – broniłem się.

– Bo masz. Gdyby nie on, już dawno bym cię zostawiła. Nie znaczy to jednak, że każdy homoseksualny mężczyzna będzie się na ciebie od razu rzucał. Domenico zawsze powtarza, że od pierwszego spotkania wiedział, iż jesteś ciepłą kluską. Zarzeka się, że gdybyś nawet był ostatnim mężczyzną na tej planecie, to i tak by się z tobą nie umówił – powiedziała ze śmiechem.

– Jego strata – fuknąłem. – Twój przyjaciel zwyczajnie nie ma gustu.

– Domenico po prostu woli czarnoskórych – rzekła ugodowo. – Dla mnie zawsze byłeś prawdziwym macho – wyszeptała i ugryzła mnie w wargę.

– Proszę, nie dręcz mnie – jęknąłem, czując wzwód. – Zaraz mam spotkanie.

– Bardzo jesteś zestresowany? – spytała mnie z troską. – Wiem, że od dzisiejszej kolacji wiele zależy. Dzięki temu dealowi The Vision może stać się nowym pionierem na rynku nieruchomości.

– Moja firma dostanie się na ten szczyt prędzej czy później – odparłem dumnie. – Ale wolałbym, żeby to było wcześniej – dodałem cicho.

– Uda ci się. Jesteś najlepszy w tej branży – powiedziała z niezachwianą pewnością w głosie.

– Wiem – odparłem.

Alina popatrzyła na mnie z dumą i przytuliła się do mojej piersi.

– A moja mamusia przyjeżdża w poniedziałek – dodała ze złośliwym uśmiechem.

– Super! – jęknąłem.

– Nie marudź – wyszeptała. Następnie wspięła się na palce i pocałowała mnie namiętnie. Smakowała czekoladowym brownie, które jadła na podwieczorek.

Nagle poczułem wibrację w okolicy mojego rozporka, a po chwili zadźwięczały pierwsze nuty Don’t stop me now. Odsunąłem się niechętnie od mojej żony.

– Znowu ta twoja przeklęta komórka! – wyburczała z pretensją w głosie. – To już siódme połączenie dzisiaj! Powiedz Rudemu, żeby poszedł się pieprzyć!

– Doskonały pomysł. Niestety nie ma z kim. Mam tylko nadzieję, że to nie Zofia. Przysięgam ci, kochanie, że ta baba działa mi bardziej na nerwy niż twoja…

– Niż kto? – spytała, patrząc na mnie spod przymrużonych rzęs.

Szybko wyjąłem telefon ze spodni i odebrałem połączenie.

– Ptysiu! W końcu odebrałeś! Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. – Usłyszałem wesołe paplanie.

– Roza! Dobrze cię słyszeć! – wykrzyknąłem, po czym odwróciłem się od urażonego spojrzenia mojej żony i wyszeptałem:

– Prosiłem cię, żebyś nie mówiła do mnie Ptysiu.

– Nie wygłupiaj się, Ptysiu – odparła ze śmiechem.

– To znowu Rozalia? – spytała z pretensją w głosie Alina. – Czego od ciebie chce?

– O słyszę Alinę! Pozdrów ją ode mnie – zawołała moja przyjaciółka.

– Roza cię pozdrawia – przekazałem, odwracając się z powrotem w stronę żony.

– Jak miło – odszepnęła moja królewna. Wyszła z pokoju i trzasnęła drzwiami.

Popatrzyłem za nią, wznosząc oczy ku niebu.

– Dobra, Bartek. Mów mi zaraz, jak sprawy stoją. O co chodzi z tym deweloperem? Dostaniesz ten kontrakt?

– Muszę go dostać. Nie ma innej możliwości. Za czterdzieści minut mam z nim spotkanie. Nie mam więc czasu…

– Niczym się nie przejmuj – weszła mi w słowo Roza. – Pamiętaj, że jesteś najlepszy. Po prostu się nie denerwuj. Wiesz, że twój urok osobisty działa cuda, tylko musisz zapanować nad stresem.

– Wiem, wiem – przerwałem jej zniecierpliwiony. Nie lubiłem rozmawiać o swoich ułomnościach.

– A tak z innej beczki. Kupiłeś już Alinie prezent na rocznicę? – spytała zaciekawiona.

– Jezu! Na śmierć zapomniałem – odparłem przerażony.

– Spokojnie, Ptysiu! Przecież zostało jeszcze dużo czasu.

– Co ja mam jej kupić? Przecież Alina ma już wszystko. Znowu wybiorę coś, co jej się nie spodoba. Jej matka będzie mieć kolejny temat do narzekań. „Bartek nie ma gustu… Bartek niczego o tobie nie wie… Bartek się nie stara…” – zacząłem przedrzeźniać moją teściową.

– Myślę, że przesadzasz – odpowiedziała. – Dla Aliny najważniejsze będzie to, że o niej pamiętasz. Najlepszy będzie prezent podarowany od serca.

– Nie znasz Aliny, a tym bardziej jej matki – burknąłem.

– Mylisz się. Znam twoją żonę. Nie różni się zbytnio od innych kobiet. My, dziewczyny, jesteśmy prostolinijne. Pragniemy miłości i poczucia bezpieczeństwa.

– Alina prostolinijna, dobre sobie – odparłem rozbawiony.

– Bartek, wyluzuj! Niepotrzebnie narzucasz na siebie presję. W młodości nie znałam większego luzaka od ciebie. Teraz ciągle jesteś spięty. Co się z tobą stało?

– Rodzina Czartoryskich się stała – wymamrotałem.

– Co powiedziałeś? Nie usłyszałam. Możesz powtórzyć?

– Nie. To nic takiego. Roza, kocham cię, ale muszę już kończyć!

– Jasne. Powodzenia, Ptysiu! – wykrzyknęła na do widzenia i rozłączyła się.

Westchnąłem głośno i wsunąłem telefon z powrotem do kieszeni spodni. Następnie włożyłem marynarkę, wziąłem do ręki aktówkę i poszedłem w stronę przedpokoju. Po drodze rozglądałem się w poszukiwaniu mojej żony, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Alina z trudem znosiła moją przyjaźń z Rozalią. Od lat była o nią zazdrosna. No cóż… Kobiety. Nigdy ich nie zrozumiem.

Wyszedłem przed dom i wciągnąłem głęboko powietrze do płuc. Było chłodne, wrześniowe popołudnie. Niebo zakrywały brudnoszare chmury, gdzieniegdzie tylko przebijały się wątłe promienie anemicznego słońca. Przynajmniej nie padało. Miałem już serdecznie dość nieustannego deszczu, chlapy i wszechobecnego błota.

Niedawno przeprowadziliśmy się z centrum Warszawy na obrzeża Wilanowa. Całe dotychczasowe życie spędziłem w mieszkaniach. Byłem przyzwyczajony do wygody, którą dają bloki i strzeżone osiedla. Moja żona jednak zawsze marzyła o swojej willi z dużym ogrodem, więc oczywiście, gdy tylko udało mi się odłożyć odpowiednią sumę, postanowiłem spełnić jej zachciankę. W końcu Alina była moją księżniczką.

Starałem się nie przejmować zbytnio tym, że moje mokasyny z włoskiej skórki cielęcej ciągle były uwalone błotem. Liczyło się to, że moja córka będzie mogła oddychać świeżym powietrzem, a Alina wreszcie posadzi swoje kwietne rabatki. Mogłem się trochę przemęczyć dla dobra rodziny. Mój pies Jackson jak zwykle powitał mnie radosnym szczekaniem. Niestety nie miałem teraz czasu na to, żeby się z nim podroczyć. Nie mogłem się spóźnić na spotkanie. Dzisiejsza kolacja miała na zawsze odmienić moje życie. The Vision w końcu miało się stać ważnym graczem na rynku nieruchomości. Nie mogłem tego spieprzyć.

Nie denerwuj się, Bartek. Tylko się nie denerwuj. Powtarzałem sobie to zdanie jak mantrę. Dasz sobie radę. Później jednak wracały natrętne myśli. A co, jeśli nie dam sobie rady? Tyle osób na mnie liczy. Mam już czterdzieści lat. Gdy ojciec Aliny był w tym wieku, jego firma była dwukrotnie większa od mojej. Moja teściowa uwielbiała o tym wspominać przy naszych znajomych. Nie! Nie będę teraz o tym myśleć. Nie mogę się rozpraszać. Skupiłem się więc na pracy i zacząłem sobie podśpiewywać pod nosem We are the champions… Ta piosenka działała na mnie kojąco. Uspokajała mnie i pobudzała do działania jednocześnie.

Wyjąłem z marynarki pilot do bramy i wcisnąłem przycisk. Oczywiście znowu nie zadziałał. Cholerne żelastwo działało automatycznie niestety tylko w teorii. W praktyce mechanizm psuł się tak często, że niemal codziennie musiałem otwierać bramę kluczykiem. Znów będę musiał zadzwonić do pana złotej rączki, żeby reanimował to dziadostwo. Ze złością wyciągnąłem kluczyk z kieszeni spodni, żeby szybko otworzyć tę nieszczęsną bramę. Niestety, nie wiedziałem w jaki sposób, ale maleńki przedmiot wyślizgnął się z mojej ręki i wylądował po drugiej stronie bramy. Cholera! Dlaczego akurat dzisiaj mnie to spotyka?

Kucnąłem, wsunąłem rękę pomiędzy metalowe drążki i rozpaczliwie starałem się dosięgnąć kluczyka. Bezskutecznie. Wstałem więc i zacząłem gorączkowo myśleć nad tym, co powinienem teraz zrobić. Może mógłbym zadzwonić po kogoś? Może po Rudego? Ale zanim on tu przyjedzie, będę już spóźniony. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Odwróciłem głowę i zobaczyłem wysoką blondynkę, która szła sobie spokojnie poboczem. Był to nieoczekiwany uśmiech losu, gdyż mieszkałem na odludziu. Niedawno nabyta przeze mnie willa znajdowała się pod samym lasem i najczęstszymi istotami, które można było tutaj spotkać, były wiewiórki.

– Złotko! Mogłabyś tutaj podejść!? – zawołałem.

Kobieta popatrzyła w moim kierunku zapewne zdezorientowana i odkrzyknęła:

– Mówisz do mnie?!

– Tak! Jestem oczarowany twoim widokiem, a także potrzebuję pomocy – odparłem radośnie.

Blondynka po chwili wahania podeszła do mnie wolnym krokiem i zatrzymała się kilka metrów przed pechową bramą.

– Czy coś się stało? – spytała cicho.

Spoglądała na mnie podejrzliwie spod gęstych rzęs. Nie widziałem dobrze jej twarzy, gdyż na głowie miała kaszkiet, spod którego wydostawały się jasne włosy, uroczo zaplątane w wełniany, stary szalik.

– Nic takiego. Po prostu niezdara ze mnie. Wypadł mi kluczyk od bramy i teraz nie mogę się stąd wydostać, a powinienem już być w drodze na ważne spotkanie – powiedziałem niedbale. – Czy mogłaby pani poszukać tego małego ustrojstwa? Byłbym niezwykle wdzięczny.

Dziewczyna wpatrywała się we mnie przez dłuższy czas z trochę nieobecnym spojrzeniem, po czym kucnęła w jesiennych liściach i zaczęła przeszukiwać podjazd. Po chwili znalazła moją zgubę. Wyprostowała się i bez słowa podała mi kluczyk przez bramę. Gdy metalowy przedmiot wylądował na mojej dłoni, nasze ręce się dotknęły, a mnie przeszedł dziwny prąd. Spojrzałem na kobietę zaskoczony i zobaczyłem jej zakłopotanie. Dziewczyna szybko cofnęła swoją dłoń i odwróciła się ode mnie, planując odejść.

– Zaczekaj – powiedziałem. – Chciałbym ci podziękować. Jestem Bartek, a ty? – spytałem.

Nieznajoma odwróciła się w moją stronę i znów przyglądała mi się bez słowa. Poczułem się troszkę urażony jej chłodnym zachowaniem. Zwykle inaczej działałem na kobiety.

– Mogłabyś tutaj podejść? Nie gryzę! Otworzę tylko bramę, żebyśmy mogli swobodnie porozmawiać – mówiąc to, przekręciłem szybko kluczyk i z całej siły szarpnąłem za metalowe przęsła.

Dziewczyna stała ciągle w tym samym miejscu i milczała. Wpatrywała się w swoje znoszone trampki. Jedną stopą uderzała nerwowo o ziemię.

– Jeszcze raz dziękuję za pomoc. Jak masz na imię, cudowna Wonder Woman? – spytałem.

Podniosła gwałtownie głowę i spojrzała na mnie. W końcu mogłem się jej przyjrzeć. Miała piękne, regularne rysy twarzy, ale jej cera była poszarzała, a oczy podkrążone. Wyglądała, jakby nie spała dobrze od wielu dni, a być może nawet tygodni. Była przemęczona i wychudzona. Wręcz tonęła w wełnianym zmechaconym płaszczu i niebieskich spodniach z dziurami. Wydawała się tak drobna i krucha. Może była schorowana?

– Czy wszystko w porządku? – spytałem z troską. – Może mógłbym pani jakoś pomóc?

Dziewczyna wpatrywała się we mnie ze smutkiem w oczach. Otworzyła usta i już chciała coś odpowiedzieć, lecz po chwili na powrót je zamknęła.

– Tak. Ja… – szepnęła, ale przerwała w połowie wypowiedzi i spuściła wzrok. – Nie. Ja… Muszę już iść. Przepraszam – dopowiedziała i szybko odeszła.

To było dziwne. Nie miałem jednak czasu, żeby się nad tym dłużej zastanowić. Spotkanie miało się rozpocząć za dwadzieścia minut. Pobiegłem więc w stronę garażu i wyjechałem moim porsche w miasto.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: