Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Delirium. Opowiadania - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
49,99

Delirium. Opowiadania - ebook

Fantastyczna, porywająca, piękna – „Romantic Times”

Zawrotne tempo, niespodziewane zwroty akcji – „New York Journal of Books”

 

„Nagroda, nagroda, nagroda.

Nagroda za informację.

Jeśli widzisz coś, nie siedź cicho.”

W kraju, w którym miłość uznawana jest za chorobę, tylko nadzieja pozwala przetrwać.

Cierpliwe czekanie w więziennych murach na szansę ucieczki, poświęcenie siebie, by ukochani przeżyli, organizowanie powstania, nieme przyzwolenie na okrutne nakazy – każdy z bohaterów wybrał inny sposób walki o siebie. Jak wiele są w stanie poświęcić, by móc kochać?

Przeczytaj opowiadania ukazujące nieznane dotąd losy Annabel, Hany, Raven i Aleksa!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7515-772-7
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Kiedy byłam mała, w zimie najbardziej lubiłam jazdę na sankach. Zawsze gdy padał śnieg, namawiałam Lenę na spotkanie pod Coronet Hill, tuż po zachodniej stronie Back Cove, po czym razem brnęłyśmy pod górę przez miękkie zaspy świeżego puchu. Nasz oddech zamieniał się w parę, plastikowe sanki sunęły bezgłośnie za nami, a zwisające z drzew sople odbijały słońce i sprawiały, że świat nabierał nowego, oszałamiającego wymiaru.

Ze szczytu pagórka roztaczał się rozległy widok: od niewyraźnej linii niskich, ceglanych budynków skupionych przy nabrzeżu i zatoce, przez pokryte bielą wyspy tuż za linią brzegową – Little Diamond i Peaks z ich wieżyczkami strażniczymi, dalej przez masywne łodzie patrolowe, które brnęły przez szarą breję wody zmieszanej ze śniegiem do innych portów, aż po otwarty ocean, jego odległe światła, migoczące i tańczące tuż nad horyzontem.

– Dzisiaj jadę do Chin! – Mój krzyk mącił ciszę.

Twarz Leny stawała się biała jak śnieg oblepiający jej wyblakłą kurtkę.

– Ciii, Hana! Jeszcze ktoś cię usłyszy.

Nie powinnyśmy rozmawiać o innych krajach ani nawet znać ich nazw. Wszystkie te odległe zakażone miejsca były stracone dla historii – wyniszczone przez zamieszki, pogrążone w chaosie, zrujnowane przez _amor deliria nervosa_.

Ale ja mam sekretną mapę, którą trzymam pod materacem. Znalazłam ją wśród książek odziedziczonych po dziadku. Po śmierci dziadka porządkowi przeszukali jego dobytek, by się upewnić, że nie ma tam nic zakazanego. Ale najwyraźniej przeoczyli złożoną mapę wetkniętą w gruby elementarz, przewodnik po _Księdze SZZ_ dla dzieci. Była to mapa, która musiała być w obiegu w czasach „sprzed”. Nie było na niej muru granicznego wokół Stanów Zjednoczonych, za to widniały inne kraje: było ich więcej, niż można sobie wyobrazić, cały rozległy świat pełen zdeprawowanych, przerażających miejsc.

– Do Chin! – powtarzałam po to tylko, by ją wkurzyć i pokazać, że się nie boję, że ktoś mnie podsłucha: porządkowi, patrol czy ktokolwiek. Poza tym nikogo w pobliżu nie było. Zawsze byłyśmy same na Coronet Hill. Było to bardzo strome wzgórze, do tego usytuowane blisko granicy i domu Killianów, który, jak powiadano, był nawiedzany przez duchy zarażonej pary skazanej na śmierć za stawianie oporu podczas blitzu. W całym Portland było mnóstwo innych, bardziej popularnych miejsc do zjeżdżania. – Albo do Francji. Słyszałam, że Francja o tej porze roku wygląda przepięknie.

– Hana!

– Przecież żartuję, Lena. Nigdzie bym nie pojechała bez ciebie. – Po czym rzucałam się na sanki i odpychałam. Gdy nabierały prędkości, czułam na twarzy rozbryzgiwany śnieg, zimne ukłucia pędzącego powietrza i patrzyłam, jak drzewa po obu stronach rozmazują się w czarne kształty. Za sobą słyszałam krzyki Leny, ale jej głos ginął w huku wiatru, w świście sanek sunących po śniegu oraz w swobodnym śmiechu, który sam wyrywał mi się z piersi. Szybciej, szybciej, szybciej! Serce mi waliło, w gardle zasychało z przerażenia i ekscytacji: pokrywa bieli, potężna masa śniegu napierająca na spotkanie ze mną, gdy zbliżałam się do stóp pagórka...

Za każdym razem wypowiadałam w myślach życzenie, żeby unieść się w powietrze. Żeby pęd wyrzucił mnie z sanek i bym mogła zniknąć w jasnym, oślepiającym, białym grzbiecie śnieżnej fali, która by mnie zgarnęła i wessała do innego świata.

Ale sanki zawsze zwalniały. Zatrzymywały się wśród podskoków i zgrzytów, a ja podnosiłam się, otrzepywałam śnieg z palców i kołnierza kurtki i obracałam się, by popatrzeć na Lenę, która zjeżdżała wolniej i ostrożniej, dotykając stopami ziemi, by zmniejszyć prędkość.

Dziwne, że myślę o tym właśnie teraz, ostatniego lata przed zabiegiem, ostatniego lata, którym mogę się cieszyć jako naprawdę moim. Myślę o jeździe na sankach. Właśnie z tym kojarzy mi się pędzący czas, który nieuchronnie zbliża mnie w stronę września, w stronę dnia, kiedy _amor deliria nervosa_ nie będzie mnie już niepokoić.

To jak jazda na sankach przy zacinającym wietrze. Zapiera mi dech, jestem przerażona, a wkrótce otoczy mnie biel i zostanę wessana do innego świata.

Żegnaj, Hana.

– Doskonałe. – Moja mama dystyngowanie muska usta serwetką i uśmiecha się promiennie do siedzącej po drugiej stronie stołu pani Hargrove. – Absolutnie wyśmienite.

– Dziękuję – odpowiada pani Hargrove, z gracją skłaniając głowę, jak gdyby to ona, a nie jej kucharka, przygotowała kolację. Moja mama zatrudnia gosposię, która przychodzi do nas trzy razy w tygodniu, ale nigdy wcześniej nie znałam rodziny mającej lokajów i pokojówki. Burmistrz Hargrove i jego rodzina mają prawdziwą służbę, która podaje jedzenie, nalewa wodę ze srebrnych dzbanków, dokłada pieczywa i napełnia kieliszki winem.

– Zgodzisz się ze mną, Hana? – Mama odwraca się w moją stronę, rozszerzając nieco oczy, z miną nieznoszącą sprzeciwu.

– Absolutnie doskonałe – powtarzam posłusznie. Mama posyła mi spojrzenie spod półprzymkniętych powiek i wiem, że się zastanawia, czy aby sobie z niej nie kpię. „Doskonałe” to jej ulubione słowo tego lata. „Hana zaprezentowała się na ewaluacji doskonale”. „Hana dostała doskonałe oceny”. „Hana została sparowana z Fredem Hargrove’em, synem burmistrza. Cóż za doskonała partia!” Wprawdzie miała miejsce ta niefortunna sytuacja z jego pierwszą parą... lecz przecież nie zawsze wszystko od razu się układa.

– Co najwyżej przeciętne – rzuca Fred od niechcenia.

Burmistrz Hargrove o mało nie zakrztusza się wodą.

– Ależ Fred! – upomina go zgorszona pani Hargrove.

Fred mruga do mnie porozumiewawczo. Spuszczam głowę, aby ukryć uśmiech.

– Żartuję, mamo. Było przepyszne, jak zwykle. Ale może Hana jest już zmęczona dyskusjami o jakości zielonego groszku?

– Jesteś zmęczona, Hano? – Pani Hargrove najwyraźniej nie zrozumiała ironii. Zwraca ku mnie swoje szkliste spojrzenie. Teraz to Fred próbuje ukryć uśmiech.

– Nie, wcale – odpowiadam, starając się, by zabrzmiało to szczerze. To moja pierwsza kolacja u Hargrove’ów, a przez ostatnie tygodnie rodzice nieustannie wbijali mi do głowy, jak ważne jest to, żeby mnie polubili.

– Może zabierzesz Hanę do ogrodu? – proponuje burmistrz Hargrove, odsuwając się od stołu. – Pewnie trochę to potrwa, zanim podadzą kawę i deser.

– Nie, nie.

Ostatnią rzeczą, jakiej pragnę, to zostać z Fredem sam na sam. Owszem, jest miły, a dzięki informacjom, jakie dostałam na jego temat od komisji ewaluacyjnej, jestem przygotowana do rozmowy o jego zainteresowaniach (golf, kino i polityka), ale mimo to denerwuję się w jego towarzystwie. Jest starszy ode mnie, wyleczony, a do tego już raz był sparowany. Wszystko w nim – od błyszczących srebrnych spinek do mankietów po włosy równo zaczesane wokół jego kołnierzyka – sprawia, że czuję się przy nim jak dziecko, głupie i niedoświadczone.

Ale Fred zdążył już wstać.

– To świetny pomysł – oznajmia. Podaje mi rękę. – Chodź, Hana.

Ociągam się. To dziwne dotykać obcego mężczyzny tutaj, w jasno oświetlonym pokoju, przy rodzicach, którzy obserwują mnie beznamiętnie – ale oczywiście Fred Hargrove jest moją parą, więc nie ma w tym nic złego. Chwytam jego dłoń, a on podciąga mnie do góry. Jego ręka jest sucha i bardziej szorstka w dotyku, niż się spodziewałam.

Wychodzimy z jadalni na wyłożony drewnianą boazerią korytarz. Fred gestem zaprasza mnie, żebym poszła przodem, i źle się czuję ze świadomością tego, że mnie obserwuje, ze świadomością jego bliskości i zapachu. Jest postawny. Wysoki. Wyższy niż Steve Hilt.

Od razu karcę się w myślach za to porównanie.

Po wyjściu na werandę z tyłu domu odsuwam się od Freda i z ulgą stwierdzam, że nie podąża za mną. Opieram się o balustradę i spoglądam na rozległy, udrapowany czernią krajobraz ogrodu. Małe, misternie rzeźbione żelazne lampy oświetlają brzozy i klony, kraty spowite przyciętymi pnączami róż i rabatki krwistoczerwonych tulipanów. Świerszcze cykają gardłowo. Powietrze pachnie mokrą ziemią.

– Tu jest pięknie! – wyrywa mi się.

Fred siada na podwieszanej ławce z jedną nogą opartą o kolano drugiej. Jego twarz jest skryta w cieniu, ale czuję, że się uśmiecha.

– Mama lubi pracę w ogrodzie. Choć mam wrażenie, że tak właściwie to lubi wyrywać chwasty. Przysięgam, czasami myślę, że sadzi chwasty tylko po to, by móc je wyrywać.

Nic nie odpowiadam. Słyszałam pogłoski, że państwo Hargrove są blisko związani z przewodniczącym Ameryki Wolnej od Delirii, jednej z najpotężniejszych w kraju organizacji walczących z chorobą. Nic dziwnego, że lubi wyrywać chwasty, pozbywać się brzydkich, płożących się roślin, które kalają jej idealny ogród. Tego właśnie pragnie również AWD – zupełnego wyplenienia choroby, wyrwania jej z korzeniami, pozbycia się raz na zawsze tych okropnych, mrocznych, wyniszczających emocji, których nie da się okiełznać ani kontrolować.

Czuję, jakby coś twardego i ostrego utkwiło mi w gardle. Przełykam ślinę i ściskam poręcz balustrady, znajdując ukojenie w jej surowości i masywności.

Powinnam być wdzięczna. To powiedziałaby mi mama. Fred jest przystojny, bogaty i wydaje się całkiem miły. Jego ojciec jest najbardziej wpływową osobą w Portland, a on sam przygotowuje się do objęcia stanowiska po nim. Ale to jakoś nie pomaga – ścisk w mojej piersi i gardle nie odpuszcza.

Fred ubiera się jak jego ojciec.

Moje myśli natychmiast biegną do Steve’a – do jego szczerego śmiechu, długich, opalonych palców wędrujących w górę mojego uda – ale szybko odpędzam tę wizję.

– Wiesz, Hana, ja nie gryzę – odzywa się Fred lekkim tonem. Nie wiem, czy ma to być zaproszenie, bym podeszła bliżej, ale nie ruszam się z miejsca.

– Nie znam cię – odpowiadam. – I nie przywykłam do rozmów z chłopakami. – To akurat nie jest do końca prawdą, w każdym razie nie od czasu, kiedy Angelica odkryła istnienie podziemia, ale oczywiście on nie ma o tym pojęcia.

Fred rozkłada ręce.

– Jestem jak otwarta księga. Co chciałabyś wiedzieć?

Odwracam wzrok. Mam do niego mnóstwo pytań. Co lubiłeś robić, zanim zostałeś wyleczony? Jaka jest twoja ulubiona pora dnia? Jaka była twoja pierwsza para i co poszło nie tak? Ale żadnego nie wypada mi zadać. Zresztą i tak by mi nie odpowiedział – albo odpowiedział wyuczonym frazesem.

Kiedy Fred uświadamia sobie, że nie zamierzam się odezwać, wzdycha i wstaje.

– Ty natomiast stanowisz dla mnie zupełną zagadkę. Jesteś bardzo ładna. Pewnie też inteligentna. Lubisz biegać i byłaś przewodniczącą klubu dyskusyjnego. – Podchodzi do mnie i opiera się o balustradę. – To wszystko, co wiem.

– I nic poza tym nie ma – odpowiadam z naciskiem. Gula w gardle stale mi rośnie. Chociaż słońce zaszło już godzinę temu, wciąż jest bardzo gorąco. Łapię się na tym, że się zastanawiam, co porabia teraz Lena. Zbliża się godzina policyjna, więc pewnie siedzi w domu i czyta książkę albo gra w coś z Grace.

– Inteligentna, ładna i nieskomplikowana – mówi Fred z uśmiechem. – Doskonała.

Doskonała. Znowu to słowo: słowo wytrych – dławiące, duszące.

Moją uwagę przykuwa jakiś ruch w ogrodzie. Jeden z cieni naprawdę się porusza – i zanim zdążę ostrzec Freda, spomiędzy drzew wyłania się mężczyzna z wielkim, wojskowym karabinem. Wtedy z mojej piersi wyrywa się krzyk. Fred odwraca się i zaczyna się śmiać.

– Nie martw się – mówi. – To tylko Derek. – Gdy nie przestaję się gapić, wyjaśnia mi: – Jeden z ochroniarzy taty. Wzmocniliśmy niedawno ochronę. Krążą pogłoski... – Urywa w pół zdania.

– Pogłoski o czym? – pytam zniecierpliwiona.

Fred unika mojego spojrzenia.

– Pewnie to rozdmuchane – oznajmia bez emocji. – Ale niektórzy twierdzą, że ruch oporu rośnie w siłę. Nie wszyscy wierzą, że Odmieńcy – krzywi się, gdy wypowiada to słowo, jak gdyby sprawiało mu to ból – zostali wytępieni podczas blitzu.

Ruch oporu. Odmieńcy. Zaczynam czuć w całym ciele świerzbienie, jak gdybym została podłączona do prądu.

– Mój ojciec oczywiście w to nie wierzy – kończy Fred beznamiętnie. – Ale lepiej dmuchać na zimne, prawda?

Znowu nie odpowiadam. Zastanawiam się, co by zrobił Fred, gdyby wiedział o podziemiu, o tym, że spędziłam lato na zakazanych, koedukacyjnych koncertach i imprezach na plaży. Zastanawiam się, co by zrobił, gdyby wiedział, że zaledwie w zeszłym tygodniu pozwoliłam chłopakowi się pocałować, pozwoliłam mu dotykać swoich ud, a moje usta wędrowały po jego obojczyku – wszystko to potępiane i zakazane.

– Chciałabyś wejść głębiej do ogrodu? – pyta lekkim tonem Fred, jak gdyby wyczuwając, że temat mnie zaniepokoił.

– Nie – odpowiadam tak szybko i stanowczo, że widzę na jego twarzy zaskoczenie. Biorę wdech i zmuszam się do uśmiechu. – To znaczy... muszę skorzystać z toalety.

– Pokażę ci, gdzie jest łazienka – mówi Fred.

– Nie, nie trzeba. – I znowu nie jestem w stanie ukryć nerwowości w moim głosie. Przerzucam włosy na jedno ramię, każę sobie wziąć się w garść i ponownie się uśmiecham, tym razem szerzej. – Zostań tutaj i korzystaj z pięknego wieczoru. Sama trafię.

– A do tego samodzielna – dodaje Fred ze śmiechem.

W drodze do łazienki słyszę pomruk głosów dobiegających z kuchni – zakładam, że to służący Hargrove’ów, i już mam zamiar iść dalej, kiedy dochodzi do mnie, jak pani Hargrove wymawia nazwisko Tiddle. Serce mi się ściska. Czyżby rozmawiali o rodzinie Leny? Podchodzę bliżej drzwi, które są lekko uchylone, pewna, że musiałam się przesłyszeć.

Ale wtedy odzywa się moja mama.

– No cóż, nigdy nie chciałam, żeby mała Lena wstydziła się z powodu reszty swojej rodziny. Jedno czy dwa zepsute jabłka...

– Jedno czy dwa zepsute jabłka mogą oznaczać, że całe drzewo jest zepsute – oznajmia nieprzejednanym tonem pani Hargrove.

A więc one rzeczywiście mówią o Lenie. Zalewa mnie taka złość, że przez chwilę wyobrażam sobie, jak otwieram kopniakiem drzwi, prosto w twarz pani Hargrove, z tym jej głupim uśmiechem.

– To naprawdę przemiła dziewczyna. – Nie ustępuje mama. – Ona i Hana są od dzieciństwa nierozłączne.

– Jest pani dużo bardziej wyrozumiała niż ja – odpowiada pani Hargrove. „Wyrozumiała” w jej ustach brzmi jak „naiwna” albo „głupia”. – Ja nigdy nie pozwoliłabym Fredowi zadawać się z kimś, kogo rodzina została tak... skażona. Krew nie kłamie, nieprawdaż?

– Choroba nie rozprzestrzenia się poprzez krew – mówi moja mama łagodnie, a ja chciałabym teraz sięgnąć przez drzwi i ją uściskać. – To stara teoria.

– W starych teoriach tkwi często dużo prawdy – ripostuje pani Hargrove. – Poza tym tak właściwie nie znamy wszystkich czynników, czyż nie? Z pewnością narażenie od wczesnego dzieciństwa na...

– Oczywiście, oczywiście – przerywa jej mama. Czuję, że pragnie udobruchać panią Hargrove. – To wszystko jest bardzo skomplikowane, przyznaję. Harold i ja po prostu woleliśmy, by sprawy toczyły się naturalnie. Czuliśmy, że nadejdzie moment, gdy ich drogi po prostu się rozejdą. Dziewczynki zbytnio różnią się od siebie, w ogóle niewiele je łączy. Właściwie jestem zaskoczona, że ich przyjaźń przetrwała tak długo. – Mama milknie, a ja czuję ból w płucach, jak gdybym zanurzyła się w lodowatej wodzie. – I w sumie wychodzi na to, że mieliśmy rację – ciągnie mama. – Tego lata prawie ze sobą nie rozmawiały. Więc widzi pani, wszystko dobrze się skończyło.

– Cóż, przyznaję, że to ogromna ulga.

Zanim zdążę się poruszyć czy zareagować, drzwi kuchenne otwierają się przede mną. Mama wydaje z siebie cichy okrzyk, ale pani Hargrove nie wygląda na zaskoczoną ani zawstydzoną.

– Hana! – szczebiocze z uśmiechem. – W samą porę. Zaraz podadzą deser.

Gdy wróciliśmy do domu i znalazłam się sama w swoim pokoju, po raz pierwszy tego wieczoru poczułam, że jestem w stanie normalnie oddychać.

Przyciągam krzesło do okna. Jeśli przycisnę twarz do szyby, mogę dostrzec dom Angeliki Marston. Z rozczarowaniem stwierdzam, że w jej oknie nie pali się światło. A ja muszę coś ze sobą zrobić. Czuję pod skórą jakieś świerzbienie, prąd, nerwowość. Muszę gdzieś wyjść, muszę się ruszyć.

Podchodzę do łóżka i sięgam po leżącą na nim komórkę. Jest późno – po jedenastej – ale przez chwilę zastanawiam się, czy nie zadzwonić do Leny. Nie rozmawiałyśmy dokładnie od ośmiu dni, od tamtej imprezy w Roaring Brook Farms. Musiały ją przerazić muzyka i ludzie: chłopcy i dziewczyny, nieleczeni, razem. Wyglądała na przerażoną. Spoglądała na mnie, jak gdybym była zarażona.

Otwieram telefon i wstukuję pierwsze trzy cyfry jej numeru. A potem zatrzaskuję klapkę. W końcu zostawiłam jej już kilka wiadomości – dwie albo trzy, i na żadną nie oddzwoniła.

Poza tym pewnie już śpi, a ja tylko obudziłabym jej ciotkę Carol, która pomyśli sobie, że coś się stało. I nie mogę powiedzieć Lenie o Stevie Hilcie – nie chcę jej przestraszyć. Zresztą na tyle, na ile ją znam, mogłaby na mnie donieść. Nie mogę jej też powiedzieć, co teraz czuję: że moje życie powoli zacieśnia się wokół mnie, jak gdybym szła przez kolejne pokoje, z których każdy jest mniejszy od poprzedniego. Powie mi tylko, że powinnam się cieszyć i być wdzięczna za moje wyniki w ewaluacji.

Rzucam telefon na łóżko. Niemal natychmiast zaczyna brzęczeć: nowa wiadomość. Serce mi skacze. Tylko kilka osób zna mój numer – i tylko kilka osób w całym mieście ma komórki. Chwytam telefon i otwieram klapkę. To podskórne świerzbienie sprawia, że ręce mi się trzęsą.

Wiedziałam. Wiadomość od Angeliki.

_Nie mogę spać. Mam dziwne koszmary: stałam na rogu Washington i Oak Street i 15 królików chciało mnie zaprosić na herbatę. Nie mogę się doczekać wyleczenia!_

Wszystkie nasze wiadomości o podziemiu muszą być zaszyfrowane, ale ta jest całkiem łatwa do odgadnięcia. Spotykamy się na rogu Washington i Oak Street za piętnaście minut.

Idziemy na imprezę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: