Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Demokracja? A niby gdzie? - cz.2 Porządek - ebook

Format:
EPUB
Data wydania:
1 października 2025
40,00
4000 pkt
punktów Virtualo

Demokracja? A niby gdzie? - cz.2 Porządek - ebook

Porównując wypowiedzi Cycerona, Kołłątaja czy treści listów z poprzednich epok z obecnym postrzeganiem świata i wyrażaniem myśli przez posłów w Parlamencie RP i UE – trudno tych posłów odebrać inaczej niż esencję motłochu na poziomie najgłębszego rynsztoka, jakiego świat miał nieszczęście doświadczyć. Wychwalają swoją pseudo demokrację pod niebiosa, bo gnój w jakim się paplają, daje im władzę, sławę i jeszcze bardziej pompuje ich ego, i tak już napompowane do granic. Skala, z jaką dzisiejszy świat prowadzi od zerowej wiedzy ekonomicznej i obywatelskiej, po zezwierzęcanie obyczajów od szkół poczynając, zasługuje na największą pogardę. Tylko dzięki dobrej znajomości historii i książek jak ta, mamy możliwość sobie uświadomić, jakie śmietnisko budujemy.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Inne
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368349375
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP
CZY ZGA­DZA­CIE SIĘ Z TYM, ŻE PIE­NIĄ­DZE RZĄ­DZĄ ŚWIA­TEM?

Mo­ney ma­kes the world go ro­und

śpie­wała Liza Min­nelli (pier­wot­nie mu­si­cal Ca­ba­ret Joe Ma­ste­roffa)

Czy wy, dro­dzy czy­tel­nicy, zga­dza­cie się z tą mak­symą? Je­żeli tak, to nie ma ta­kiej szansy, aby inne pań­stwa nie wy­ko­rzy­sty­wały mniej­szych, je­żeli im się dzia­ła­nia umoż­liwi. Ży­jemy w świe­cie, w któ­rym uza­leż­nia­nie od sie­bie – na przy­kład in­nych państw od ro­syj­skiego gazu, cho­ciaż złe to jed­no­cze­śnie jest na­tu­ralne i ludz­kie. Ta­kie wy­ko­rzy­sty­wa­nie jest też oczy­wi­stą kon­se­kwen­cją sła­bo­ści, ama­torsz­czy­zny i nad­mier­nego lub nie­za­bez­pie­czo­nego pra­wem za­ufa­nia.

Bu­dżet pań­stwa roku 2024/25 pi­kuje w dół, dług bu­dże­towy ro­śnie jak ni­gdy, a spółki skarbu pań­stwa szo­rują po dnie i po­grą­żają się w dłu­gach, prze­kra­cza­ją­cych zdol­no­ści spłaty. W czerwcu 2025, wy­dano 80% bu­dżetu prze­zna­czo­nego dla służby zdro­wia. Nie moż­li­wo­ści, aby tego ro­dzaju oko­licz­ność nie prze­ło­żyła się na Wasz sta­tus ży­ciowy i wy­so­kość Wa­szego wy­na­gro­dze­nia.

Druga księga wy­da­nia pt. „De­mo­kra­cja? A niby gdzie?”, ma na celu przed­sta­wić Wam skalę, w ja­kiej po­zba­wia­nie Was praw re­pu­bliki praw wy­ni­ka­ją­cych z de­mo­kra­cji i in­nych za­pi­sów Kon­sty­tu­cyj­nych, prze­kłada się na nisz­cze­nie pol­skiej go­spo­darki – a w efek­cie koń­co­wym na stan za­moż­no­ści wa­szych go­spo­darstw. Go­spo­darka funk­cjo­nuje jak si­nu­so­ida – wzra­sta i opada. Cza­sem jest to po pro­stu czas wojny i po­koju, a cza­sem nor­malna re­ak­cja rynku – ana­lo­giczna do wy­kre­sów Fi­bo­nac­ciego. Fi­nal­nie, obo­wiąz­kiem każ­dej wła­dzy wy­ni­ka­ją­cym z wa­szych praw re­pu­bliki, jest tak przy­go­to­wać ry­nek w okre­sie wzro­stów, aby re­ce­sja lub za­wi­ro­wa­nia na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej były dla Was jak naj­mniej szko­dliwe. Bu­do­wa­nie sil­nego rynku po­lega na jego od­por­no­ści na za­bu­rze­nia. Silny ry­nek, poza swoją siłą go­spo­dar­czą, opiera się o po­li­tykę władz, która nad­wyż­kami bu­dże­to­wymi za­bez­pie­cza przy­szłość, a nie fi­nan­suje nowe ra­dy­kalne ide­olo­gie.

Je­żeli opie­ramy ry­nek o kon­cerny i upa­dek jed­nego z nich po­wo­duje re­ce­sję, to ry­nek silny nie jest (vide upa­dek Leh­mana). Uod­par­nia­nie rynku na re­ce­sje po­lega na wielu rze­czach. Jed­nym z nich jest ogra­ni­cza­nie ilo­ści urzę­dów i firm mało pro­duk­tyw­nych. Ta­kich firm, które w przy­padku re­ce­sji upa­dają jako pierw­sze (np. pod­mioty za­pro­wa­dza­jące re­gu­la­cje ochrony przy­rody w fir­mach, pod­mioty ob­słu­gu­jące do­ta­cje UE, itp.). Oczy­wi­ście, od­por­ność bu­duje się także po­przez za­bez­pie­cze­nie mi­li­tarne, czy stwo­rze­nie za­ple­cza fi­nan­so­wego jak re­zerwy wa­lut i złota. Rzecz w tym, że to nie ko­niecz­nie działa w de­mo­kra­cji, a szcze­gól­nie w de­mo­kra­cjach to­ta­li­tar­nych. Pol­ska do roku 2015 zo­stała nie­mal roz­bro­jona i zli­kwi­do­wano zde­cy­do­waną więk­szość jed­no­stek woj­sko­wych. W la­tach 2015-2023, Pol­ska zna­la­zła się w czo­łówce świa­to­wej w kwe­stii wzro­stu za­bez­pie­cze­nia i pro­duk­cji zbro­je­nio­wej, a re­zerwy złota zwięk­szono 5-cio krot­nie. Jed­nak wła­dza jaka na­de­szła w roku 2023 – ogra­ni­cza naj­bar­dziej do­cho­dową pro­duk­cję zbro­je­niową na tyle, na ile jest to tylko moż­liwe, a mimo gwał­tow­nego wzro­stu cen, wy­datki zmniej­szono o 4 mld. zło­tych.

Przy­czyn ta­kich ne­ga­tyw­nych może być wiele. Może to być wpływ pod­mio­tów ob­cych i zo­bo­wią­za­nia w sto­sunku do nich. Może to być także nie­udol­ność w za­rzą­dza­niu go­spo­darką – świet­nie pro­spe­ru­jące do­tąd firmy pań­stwowe z ryn­ków mo­no­po­lo­wych i stra­te­gicz­nych, rap­tem za­częły przy­no­sić straty. Ogra­ni­cze­nie zbro­je­nia ar­mii i li­kwi­da­cja klas woj­sko­wych w szko­łach, to szyb­kie wy­co­fa­nie spo­rych za­so­bów. A za­tem bu­dżet pań­stwa, któ­rego wpływy do roku 2015 wa­hały się w gra­ni­cach 300 mld, zł. rocz­nie, w la­tach 2015-23 wzrósł do ca. 600 mld. zł – od roku 2024 dra­stycz­nie ma­leje, a de­fi­cyt bu­dże­towy sięga re­kor­do­wego 50% wpły­wów, gdzie kre­dyt nie jest wy­da­wany na in­we­sty­cje które przy­niosą pie­nią­dze, a na fi­nan­so­wa­nie roz­bu­do­wa­nych władz, mi­ni­ster­stwa rów­no­ści, za­bez­pie­cze­nia nie­le­gal­nej imi­gra­cji, etc.

Dla lżej­szego zro­zu­mie­nia co po­nie­któ­rych za­gad­nień, nie­które z po­szcze­gól­nych roz­dzia­łów, za­wie­rają QR-code, który otwiera au­tor­ski ka­nał w por­talu YouTube, gdzie do­dat­kowo, moż­liwe przy­stęp­nie, za­gad­nie­nia te są wy­ja­śnione.

Przy­kła­dowy QR-code, który od­nosi się do obu­rze­nia jak pre­zen­tują osoby, które oka­zują swój sprze­ciw do umiesz­cza­nia na­pi­sów na pol­skiej fla­dze.

ROZDZIAŁ I
PRO­TE­STY, STRAJK KO­BIET, STRAJK NA­UCZY­CIELI – A DE­MO­KRA­CJA GDZIE?

Co do za­sady, lu­dzie pro­te­stują z po­wodu po­czu­cia krzywdy. Cza­sem dla­tego, że tylko wy­daje im się, iż ich prawa są ła­mane. Cza­sem po pro­stu chcą coś uzy­skać po­wo­łu­jąc się na ła­ma­nie praw, które nie są ła­mane, jed­nak war­tość tego ro­dzaju pro­te­stów jest żadna – chyba że pro­te­stu­jący ocze­kują ich ła­ma­nia lub ce­lem pro­te­stu jest oba­le­nie wła­dzy, a nie sto­so­wa­nie prawa. Wów­czas ich me­ry­to­ryczna war­tość, nie ma żad­nego zna­cze­nia.

Z gruntu w pań­stwie prawa, wszel­kiego ro­dzaju pro­te­sty ogra­ni­czają się ra­czej wy­łącz­nie do po­glą­dów. Tam gdzie de­mo­kra­cja, re­pu­blika i kon­sty­tu­cja są sto­so­wane, upo­mi­na­nie się o swoje prawa w for­mie pro­te­stu ra­czej nie ma miej­sca, po­nie­waż prawo jest sto­so­wane. Je­żeli ta­kie rze­czy się dzieją, czyli wy­ko­rzy­sty­wa­nie pro­te­stów wy­łącz­nie w ra­mach walki po­li­tycz­nej i co gor­sza od­no­szą sku­tek – ustrój który na to po­zwala, jak­kol­wiek go na­zwiemy – na pewno nie jest de­mo­kra­cją.

Dla przed­mio­to­wych roz­wa­żań przyj­mijmy jed­nak opcję, że pro­test ma wno­sić coś war­to­ścio­wego – na przy­kład bro­nić praw pro­te­stu­ją­cych. Aby pro­te­sty miały ja­ki­kol­wiek sens (inny niż oba­le­nie władz dla ide­olo­gii, lub były je­dy­nie do­dat­ko­wym za­ję­ciem dla za­bi­cia nudy), aby wno­siły coś wię­cej poza an­ta­go­ni­zmami – mu­szą być pro­fe­sjo­nal­nie przy­go­to­wane. Je­śli pro­test ogra­ni­czy się do ha­seł an­ty­rzą­do­wych za­miast sku­pić się na jego sed­nie w sen­sie lo­gicz­nym czy peł­nej świa­do­mo­ści z kon­se­kwen­cji wpro­wa­dze­nia po­stu­la­tów, zo­sta­nie spro­wa­dzony wy­łącz­nie do walki po­li­tycz­nej i wła­dze ta­ko­wego po­waż­nie nie po­trak­tują. Aby pro­test miał sens, bio­rący w nim udział mu­szą mieć pełną świa­do­mość wszyst­kich oko­licz­no­ści w spra­wie, ina­czej mogą so­bie po­krzy­czeć wy­łącz­nie dla lep­szego sa­mo­po­czu­cia, tu­dzież dla na­kar­mie­nia ne­ga­tyw­nej pro­pa­gandy i opar­tego na ne­ga­cji elek­to­ratu. Może to mieć istotny wy­miar po­li­tyczny, na­to­miast ni­czego ży­ciu oby­wa­teli czy po­szcze­gól­nych grup spo­łecz­nych oby­wa­teli Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej nie zmieni.

Strajk ko­biet

Ni­niej­sza pu­bli­ka­cja zu­peł­nie nie jest od opo­wia­da­nia się po któ­rejś ze stron sporu abor­cyj­nego czy in­nego świa­to­po­glądu. Całe moje ży­cie bez reszty jest po­chło­nięte go­spo­darką i wszyst­kim, co się z nią wiąże. Wtrą­ca­nie się w tego ro­dzaju dys­puty by­łoby zu­peł­nym nie­po­ro­zu­mie­niem z mo­jej strony, więc nie za­bie­ram głosu w spra­wach, w któ­rych nie po­tra­fię udo­wod­nić ra­cji. Świa­to­po­glądy nie są kształ­to­wane na pod­sta­wie do­wo­dów i w kwe­stiach świa­to­po­glą­do­wych wszy­scy mają ra­cję.

Jedna strona po­wie: „Moje ciało, więc sama de­cy­duję, co z nim zro­bię”.

Druga od­po­wie: „Swoje ciało to mo­żesz na­wet po­ciąć, ob­lać wrząt­kiem i wrzu­cić pod kom­bajn; ale od cu­dzego ciała trzy­maj swój rzeź­nicki nóż z da­leka”.

I tak w kółko. Tego ro­dzaju dys­ku­sje z uwagi na ich wąt­pliwą war­tość me­ry­to­ryczną są zde­cy­do­wa­nie nie dla mnie. Nic mi do nich i gwoli ja­sno­ści po­glądy tej spra­wie – za swo­bodą abor­cyjną czy prze­ciwko niej ‒ wo­bec że­la­znych za­pi­sów Kon­sty­tu­cji RP, nie mają żad­nego zna­cze­nia (szcze­gól­nie dla go­spo­darki). Ja ro­zu­miem że są dwie strony prze­ciwne i obie strony mają ocze­ki­wa­nia zwią­zane z ide­olo­gią i po­glą­dami. Rzecz w tym, iż po­glądy są od tego aby je gło­sić a nie od tego, aby je trak­to­wać jak wy­kład­nię prawa. Je­żeli jest od­wrot­nie, two­rzą się pre­ce­densu spro­wa­dza­jąc na­sze prawa do fik­cji.

Strajk ko­biet był jed­nak o tyle cie­ka­wym pro­te­stem, że:

- miał swoje kon­se­kwen­cje prze­kła­da­jące się na nas wszyst­kich.
- po­sia­dał zwo­len­ni­ków, któ­rzy są jed­no­cze­śnie prze­ciw­ni­kami pro­te­stu.

Za­nim jed­nak to wy­ja­śnię, uznajmy pewne oczy­wi­sto­ści.

Po pierw­sze. Ha­sło pro­te­stu: „Wy­bór, nie za­kaz” jest ty­pową, nie­do­pra­co­waną hi­po­kry­zją. Na­sze re­alia, to ogromna skala:

- na­ra­sta­ją­cej la­wi­nowo liczby na­ka­zów i za­ka­zów wspie­ra­nych przez śro­do­wi­sko le­wi­cu­ją­cych ak­ty­wi­stów,
- le­wi­co­wego po­par­cia da imi­gra­cji is­lam­skiej, w któ­rej prawa ko­biet prak­tycz­nie nie ist­nieją, w po­rów­na­niu z pra­wami ja­kie ko­bie­tom przy­znała kon­ser­wa­tywny świat Eu­ropy.

W tych re­aliach, ha­sło: „wy­bór nie za­kaz” brzmi co naj­mniej hu­mo­ry­stycz­nie. A już bio­rąc pod uwagę, że obrońcy praw ko­biet, jed­no­cze­śnie gor­li­wie ocze­kują po­zba­wia­nia ich praw przy­słu­gu­ją­cych z ty­tułu praw­nego nada­nia dziecku czło­wie­czeń­stwa od mo­mentu po­czę­cia – nie spo­sób zro­zu­mieć co ten cho­choli ta­niec ma na celu. Jakby za­sto­so­wać ta­niec desz­czu, aby po­wstrzy­mać deszcz – ni­czego prócz anar­chii. Fakt, że tego ro­dzaju ra­dy­ka­lizm mamy wpro­wa­dzić wy­łącz­nie dla­tego, że po­trze­buje tego le­wi­cowa ide­olo­gia, jest mó­wiąc wprost – śmie­chu warte.

Po dru­gie. Główne ha­sło pro­te­stu, czyli: „pie­kło ko­biet” – brzmi nie mniej żar­to­bli­wie. Je­ste­śmy w Stre­fie Schen­gen, a gra­nice są otwarte. Abor­cja to te­raz za­bieg ci­śnie­niowy, który trwa może 15 mi­nut i kosz­tuje ja­kieś 200 zło­tych. Każda oby­wa­telka Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej może wsiąść wie­czo­rem w po­ciąg, obu­dzić się rano w Wil­nie, Bra­ty­sła­wie, Ber­li­nie, Pra­dze albo Me­dyce i wy­ko­nać za­bieg we­dle uzna­nia i po­trzeb. Bi­let na po­ciąg do Ber­lina kosz­tuje około 300 zło­tych, a au­to­stop może 160 zło­tych. Wszy­scy do­brze o tym wie­dzą. Przy dworcu głów­nym w Ber­li­nie jest dzie­więć ga­bi­ne­tów gi­ne­ko­lo­gicz­nych. Nie bez po­wodu. Kon­duk­torki czy ma­szy­nistki, się tam nie ob­słu­gują. Ra­czej „tu­rystki”, które czę­sto od razu po za­biegu, lecą do cen­trum han­dlo­wego albo pod Bramę Bran­den­bur­ską zro­bić so­bie zdję­cia na pro­fil spo­łecz­no­ściowy, albo wra­cają do Pol­ski na tyle szybko, aby wy­glą­dało że wra­cają pro­sto z pracy. We Lwo­wie są trzy ośrodki le­cze­nia bez­płod­no­ści. Au­to­bus kosz­tuje 140 zło­tych. Je­dziesz, pła­cisz 100 do­la­rów, kła­dziesz się na stół – 15 mi­nut i po spra­wie. Nikt nie pró­buje zmie­niać Wa­szego świa­to­po­glądu ani nie pyta, ile czasu je­ste­ście w ciąży. Do den­ty­sty jest trud­niej tra­fić, a wi­zyta jest droż­sza i bo­le­śniej­sza. Z ca­łym sza­cun­kiem, ale pie­kło to nie jest.

Je­żeli pro­te­stu­jący tak bar­dzo się oba­wiają, że ko­bitka spod sie­dlec­kiej wsi nie trafi na po­ciąg do Ber­lina (choć z dzi­siej­szej wsi to na­wet na Po­li­ne­zję tra­fiają), to pro­te­stu­jący mogą jej po­móc taki do­jazd zor­ga­ni­zo­wać. Je­żeli sprawa do­ty­czy, po­wiedzmy, czte­ry­stu osób rocz­nie – to czter­dzie­ści z nich może być ze wsi. Rzecz w tym, że pro­te­stu­jący nie gło­szą, iż one nie chcą do Ber­lina – tylko że chcą swo­body abor­cyj­nej. Me­dia na­gła­śniają, że „straj­ku­jący” to część spo­łe­czeń­stwa, która szuka po­koju, do­broci, sza­cunku, mi­ło­ści i tym po­dob­nych – a wy­cho­dzi, że to tylko zwy­kli za­wo­dowi „pro­te­sta­cze” wy­po­sa­żeni we flagi z pio­ru­nem na awer­sie i tę­czą na re­wer­sie.

Fakt jest jed­nak taki, że stan prawny okre­ślony w Kon­sty­tu­cji RP z roku 1997, jest naj­lep­szym z moż­li­wych roz­wią­zań dla dwóch stron świa­to­po­glą­do­wego sporu. Każdy do­stał to, czego chciał – jedna strona za­ka­zała abor­cji, a druga strona i tak tej abor­cji do­ko­nuje. Sy­tu­acja per­fek­cyjna i nie­zwy­kle rzadko w spo­rach spo­ty­kana, po­nie­waż osią­ga­jąca kon­sen­sus nie­mal bez ustępstw! Trzeba do­je­chać do Ber­lina czy Lwowa, ow­szem. To jest ten dra­mat? Lu­dzie gło­szący ha­sła o mi­ło­ści i po­koju wy­ko­rzy­sta­liby tę oko­licz­ność. Nie szu­ka­liby wra­żeń i an­ta­go­ni­zmów na pro­te­stach. Tym bar­dziej, że wul­gar­ność i or­dy­nar­ność nie na­leżą do cech wraż­li­wych na mi­łość i po­ro­zu­mie­nie. No­ta­bene, w straj­kach w roku 1980 wal­czono o wol­ność, nie­pod­le­głość i chleb, gi­nęli w nich lu­dzie, a jed­nak nie były zwul­ga­ry­zo­wane. Szcze­gól­nie że nie­gdyś w Pol­sce na­wet nie znano wul­ga­ry­zmów – nie­mal wszyst­kie są sło­wami ro­syj­skimi i przy­szły do Pol­ski wraz z bol­sze­wi­zmem. Kul­tura za­chod­nia je roz­po­wszech­niła, więc fak­tycz­nie strajki ko­biet bar­dzo wy­dat­nie ten bol­sze­wizm kul­ty­wują. Je­żeli wy­cho­dzimy na ulicę w obro­nie ko­go­kol­wiek, to słu­chają nas na tyle, na ile ope­ru­jemy ar­gu­men­tami i je­ste­śmy zmo­ty­wo­wani wraż­li­wo­ścią na krzywdę, a nie po­stawą „any”, sty­mu­lo­waną pro­pa­gandą.

Sto ty­sięcy znisz­czo­nych firm i ro­dzin czyni krzywdę. Pięć mi­liar­dów li­trów ście­ków w Wi­śle mie­sięcz­nie wy­rzą­dza krzywdę. Znisz­cze­nie prze­my­słu fu­trzar­skiego, pa­pier­ni­czego, sa­mo­cho­do­wego, pro­duk­cji stali ko­lo­ro­wej – krzyw­dzi. Ko­lejna po­wódź do­ko­nana za sprawą braku zbior­ni­ków re­ten­cyj­nych – czyni krzywdę. Sto ty­sięcy lu­dzi wy­rzu­co­nych z do­mów – to prze­ogromna krzywda, cier­pie­nie, zwięk­sza­nie liczby ofiar wojny, sa­mo­bój­stwa i roz­pacz. Je­żeli TA­KIE krzywdy nas nie wzru­szają i nie je­ste­śmy skłonni pro­te­sto­wać w obro­nie spraw ludz­kich, bo za dzia­ła­niami, które do­pro­wa­dzają do cier­pień, stoją dzia­ła­cze uko­cha­nej par­tii czy ide­olo­gia, a osoby od­po­wie­dzialne cie­szą się sta­tu­sem ho­no­ro­wych war­sza­wia­ków, to nikt my­ślący nie uwie­rzy, że krzywda czy ludz­kie łzy ro­bią na kim­kol­wiek ze strony le­wi­co­wej wra­że­nie. Nikt ni­gdy nie bę­dzie miał więc wąt­pli­wo­ści, czym są umo­ty­wo­wane tego ro­dzaju pro­te­sty.

Ana­lo­gicz­nie jest ze straj­kiem ko­biet. Nikt nie ma wąt­pli­wo­ści, że po­ten­cjalne matki są tu istotne na tyle, na ile wkom­po­no­wują się w po­li­tyczną stronę sporu. Gdy w kon­se­kwen­cji po­stu­la­tów, ko­biety zo­staną po­zo­sta­wione same so­bie i bez gro­sza, ża­den z tych za­wo­do­wych „pro­te­sta­czy” na­wet nie spoj­rzy w ich stronę i ko­biety owe, skoń­czą jak miesz­kańcy te­re­nów za­la­nych. Pro­te­sta­cje blo­ku­jący bu­dowę zbior­ni­ków re­ten­cyj­nych, wy­bory wy­grali – miesz­kańcy ich nie ob­cho­dzą.

Rzecz w tym, iż „prawo swo­body wy­boru”, jest nieco bar­dziej skom­pli­ko­wane niż wy­ma­chi­wa­nie rę­kami przez bandę krzy­ka­czy. Prawa wy­boru nie da się przy­znać jed­nej ze stron, bo mamy de­mo­kra­cję. Albo wszy­scy, albo nikt. A je­żeli wszy­scy, to na­leży się ono rów­nież pło­dowi i ojcu. Płód oczy­wi­ście wy­po­wie­dzieć się nie może, ale Ko­deks ro­dzinny i opie­kuń­czy mówi o „dziecku po­czę­tym, nie­na­ro­dzo­nym”, więc w każ­dym przy­padku jego miej­sce zaj­muje ku­ra­tor. Je­żeli uznamy, że płód to nie jest czło­wiek (co wy­ma­ga­łoby zmiany Kon­sty­tu­cji, a tego do­ko­nać się nie da), to uwol­nimy la­winę kon­se­kwen­cji, na przy­kład dziecko utraci ochronę pań­stwa. Ozna­cza to, że je­żeli ktoś po­zbawi ko­bietę płodu w spo­sób si­łowy, nie od­po­wie za mor­der­stwo, tylko za… sam nie wiem co, ale nie­mal nie po­nie­sie kon­se­kwen­cji, chyba że ko­bieta po­nie­sie uszczer­bek na zdro­wiu. Je­żeli płód to nie czło­wiek, to nie może on być w ża­den spo­sób chro­niony fi­nan­sowo (ubez­pie­cze­niem, fun­du­szem po­wier­ni­czym, za­bez­pie­cze­niem ma­jąt­ko­wym i tym po­dob­nymi). Każdy przy­szły oj­ciec, je­żeli bę­dzie chciał uciec z ma­jąt­kiem przed ewen­tu­al­nymi ali­men­tami, zrobi to w spo­sób sku­teczny. Prawo wy­boru ozna­cza wresz­cie, że rów­nież oj­ciec może de­cy­do­wać o tym, czy dziecko ma się uro­dzić. Ten świa­to­po­gląd może do­pro­wa­dzić do abor­cji si­ło­wej, z urzędu, a je­żeli matka jed­nak uro­dzi, cho­ciaż oj­ciec nie wy­razi zgody, to nie bę­dzie miała prawa ani do ali­men­tów, ani do żad­nych in­nych rosz­czeń.

Prawo wy­boru dla matki nie ozna­cza zwol­nie­nia z prawa wy­boru dla ojca. On rów­nież po­siada prawo do de­cy­zji i pierw­szeń­stwo do prze­ję­cia opieki nad dziec­kiem. Je­żeli matka re­zy­gnuje ze swo­jego prawa, to nie­ko­niecz­nie ozna­cza to, że sto­su­jąc prawo wy­boru, może ona do­ko­nać abor­cji czy in­nej czyn­no­ści bez zgody ojca… Może to także ozna­czać dla niej kło­poty, je­żeli po­roni, a nie bę­dzie miała do­wo­dów, że po­ro­niła w spo­sób na­tu­ralny. Kon­se­kwen­cji może być mnó­stwo, a po­śród nich po­zba­wie­nie ali­men­tów na przy­kład trzy­dzie­stu ty­sięcy sa­mot­nych ma­tek. Kon­se­kwen­cją wpro­wa­dze­nia prawa swo­body wy­boru może być rów­nież od­szko­do­wa­nie dla męż­czyzn – prze­cież cho­dzi rów­nież o zrów­na­nie praw ko­biet z pra­wami męż­czyzn. Już w tej chwili ty­siące z nich albo prze­stało pła­cić ali­menty (chcą mieć wy­bór), albo będą szu­kali drogi praw­nej, aby nie pła­cić. W końcu swój cel osią­gną, po­nie­waż dzi­siej­szy ra­dy­ka­li­zu­jący się świat rów­no­ści ob­rał taki wła­śnie kie­ru­nek. Ko­niec koń­ców cały ten pro­test to ty­powe pod­cie­ra­nie tyłka szkłem. Znisz­czyć wszystko, byle osią­gnąć cel ide­olo­giczny.

Czy obec­nego braku kon­se­kwen­cji praw­nej i ba­ła­ganu można było nie ru­szać? Nie. Je­ste­śmy w Unii Eu­ro­pej­skiej. Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny wcze­śniej mógł la­tami trzy­mać taką skargę na półce – a te­raz nie może, bo Try­bu­nał Spra­wie­dli­wo­ści może nas za to uka­rać. Skoro Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny pro­fe­sora An­drzeja Rze­pliń­skiego sprawy nie po­dej­mo­wał, na­leży wnio­sko­wać, że nie roz­pa­trzyłby skargi w spo­sób od­mienny niż Try­bu­nał Kon­sty­tu­cyjny Ju­lii Przy­łęb­skiej. Gdy­bać pod pu­bliczkę czy po­li­tykę to na­wet sę­dzio­wie mogą do woli i w róż­nych kwe­stiach, ale nie ta­kich, które roz­kła­dają prawo ko­dek­sowe i orzecz­nic­two, a w przy­padku abor­cji do­dat­kowo nie za­cho­wują cią­gło­ści praw­nej w prze­pi­sach.

Pro­te­stu­jąc, mu­simy być świa­domi wszyst­kich kon­se­kwen­cji swo­ich rosz­czeń. Kwe­stie które wy­mie­ni­łem, są tylko za­dat­kie skali pro­ble­mów, ja­kie mogą na­dejść. Po­zba­wie­nie ali­men­tów lub/i od­szko­do­wa­nie dla ojca, je­żeli zo­sta­nie mu ode­brane prawo wy­boru, może być ich po­cząt­kiem. Wszyst­kie te kwe­stie, które koń­czą się po­zba­wia­niem praw czy to praw dzieci „które są w dro­dze” czy to praw oj­ców czy ma­tek, któ­rych bez­pie­czeń­stwo prze­sta­nie być za­bez­pie­czone – jest zde­cy­do­wa­nym ła­ma­niem praw de­mo­kra­tycz­nych, każ­dej z grup i każ­dego osobno.

Tym­cza­sem zrów­na­nie praw ozna­cza, że je­żeli matka ze względu na pracę za­wo­dową po­święci dziecku za mało czasu lub nie bę­dzie mu mo­gła za­pew­nić ta­kiego stan­dardu ży­cia jak oj­ciec, to dziecko zo­sta­nie matce ode­brane.

Chcia­łaś, to się nie dziw, że do­sta­łaś…

Mak­syma wła­sna

Nota bene we­dług le­wi­co­wej ide­olo­gii, je­żeli „dziecko w dro­dze”, które ma dwa ty­go­dnie – nie jest dziec­kiem i na­leżą mu się prawa ta­kie jak piłce do rugby albo pile spa­li­no­wej, a nie czło­wie­kowi. A za­tem, skoro nie mo­żemy usta­na­wiać praw które chro­nią jego przy­szłość, to dla­czego eg­ze­kwuje się od nas ob­ostrze­nia, które za­bez­pie­czają przy­szłość śro­do­wi­ska na­tu­ral­nego? A w czym, prze­pra­szam, dziecko jest gor­sze, a śro­do­wi­sko lep­sze?

Strajk na­uczy­cieli

Rola na­uczy­ciela w spo­łe­czeń­stwie jest bar­dzo istotna i ten za­wód, o ile jest wy­ko­ny­wany rze­tel­nie, zde­cy­do­wa­nie za­słu­guje na wyż­szy sza­cu­nek niż za­wód ban­kowca, urzęd­nika czy przed­się­biorcy. Za­do­wo­le­nie na­uczy­ciela z pracy i z wy­na­gro­dze­nia po­winno być na­szym ce­lem sa­mym w so­bie. W tej spra­wie wy­ja­śnijmy so­bie jed­nak, że na­uczy­ciele mu­szą przede wszyst­kim tych pie­nię­dzy chcieć a nie tylko mó­wić, że ich chcą. Rosz­cze­nia, strajki i pro­te­sty są uza­sad­nione wów­czas, gdy są pod­parte ar­gu­men­tami po­ukła­da­nymi w pe­wien lo­giczny ciąg. Aby po­pra­wić sta­tus na­uczy­ciela, mu­simy naj­pierw ogra­ni­czyć do mi­ni­mum nic nie­warte krzy­kac­two i wy­ko­rzy­sty­wa­nie na­uczy­cieli do walk po­li­tycz­nych czy zwy­kłej pro­pa­gandy. Do­piero wtedy bę­dziemy mo­gli się sku­pić na tym, jak osią­gnąć cel wy­so­kiego sta­tusu dla przed­sta­wi­cieli tego za­wodu.

Na po­czą­tek sami na­uczy­ciele mu­szą zro­zu­mieć, w ja­kim świe­cie żyją. Otóż je­ste­śmy w Unii Eu­ro­pej­skiej, co ozna­cza że cały sys­tem fi­nan­so­wa­nia jest pod­po­rząd­ko­wany re­gu­la­cjom z Bruk­seli. Pol­ski sys­tem fi­skalny, struk­tura sa­mo­rzą­dów i fi­nan­so­wa­nie po­sia­dają pewne ce­chy i my jako Pol­ska nie mamy praw­nych moż­li­wo­ści funk­cjo­no­wa­nia w spo­sób ode­rwany od roz­wią­zań po­zo­sta­łych kra­jów UE (bu­dowę sys­temu oma­wiam w in­nym roz­dziale). Ge­ne­ral­nie kie­ru­nek roz­woju fi­skal­nego UE jest taki, aby ogra­ni­czać wpływy do bu­dże­tów państw człon­kow­skich z po­datku do­cho­do­wego, a za­stę­po­wać je sze­re­giem po­dat­ków i opłat po­no­szo­nych przez oby­wa­teli. Ozna­cza to także ten­den­cję do zmniej­sza­nie wy­dat­ków wszę­dzie tam, gdzie tylko jest to moż­liwe. Dla­tego ob­sługa me­dyczna w szpi­ta­lach miej­skich i po­wia­to­wych ma być fi­nan­so­wana z bu­dże­tów miast i po­wia­tów. Można udzie­lić szpi­ta­lowi do­ta­cji na wy­po­sa­że­nie, ale koszty stałe w szpi­ta­lach lo­kal­nych mają być zdjęte z bu­dżetu pań­stwa. Szkol­nic­two, po­dob­nie jak wiele in­nych branż, zo­stało zde­cen­tra­li­zo­wane, czyli na­uczy­ciel szkoły pod­sta­wo­wej wy­na­gro­dze­nie otrzy­muje z gminy. Koszty wy­na­gro­dze­nia na­uczy­ciela szkoły śred­niej, je­żeli szkoła nie jest spe­cja­li­styczna -od­de­le­go­wane są do po­wiatu. Skarb Pań­stwa je­dy­nie do­tuje gminy we­dług wskaź­nika za­trud­nie­nia, choć nie wia­domo jak długo ten stan się utrzyma. Bruk­sela w każ­dej chwili może zli­kwi­do­wać tego ro­dzaju do­ta­cje. Kil­koma de­cy­zjami może na przy­kład zmu­sić pol­ski rząd do wpro­wa­dze­nia po­datku ka­ta­stral­nego.

Ko­niec koń­ców pre­ten­sje o wyż­sze wy­na­gro­dze­nie dla na­uczy­cieli wy­dają się śmieszne już u sa­mych pod­staw z uwagi na to, że są kie­ro­wane wy­łącz­nie do pol­skiego rządu, choć za wy­na­gro­dze­nie na­uczy­cieli od­po­wiada gmina lub po­wiat. Bu­dżet pań­stwa jed­nostki sa­mo­rządu te­ry­to­rial­nego je­dy­nie do­tuje. Pod­sta­wową ce­chą de­cen­tra­li­za­cji jest to, że na­uczy­ciel otrzy­mu­jący wy­na­gro­dze­nie z gminy swoje pre­ten­sje po­wi­nien zgła­szać do gminy. Kwe­stią czasu jest, kiedy na­uczy­ciele zgła­sza­jący fi­nan­sowe rosz­cze­nia usły­szą taką wła­śnie od­po­wiedź. Aku­rat pra­wi­cowy rząd RP od­po­wie­dzial­ność przyj­mo­wał. Jak bę­dzie z in­nymi wła­dzami nie wiemy, choć jest to stan­dard eu­ro­pej­ski. W ten spo­sób na przy­kład rząd Fran­cji może mieć pro­blem ze straj­kami ka­dry uni­wer­sy­tec­kiej, ale już nie z pre­ten­sjami ka­dry szkol­nic­twa pod­sta­wo­wego lub śred­niego, bo ewen­tu­alne rosz­cze­nia na­uczy­cieli ode­śle do sa­mo­rzą­dów. Nie­mniej z ka­drą uni­wer­sy­tecką także pro­blemu ra­czej nie ma, gdyż uni­wer­sy­tety w Eu­ro­pie Za­chod­niej fi­nan­sują się w stop­niu od mi­ni­mum 30% do 100% same i pro­blem zo­stał zli­kwi­do­wany. W ten spo­sób zneu­tra­li­zo­wano bar­dzo wiele za­gro­żeń straj­ko­wych i w Pol­sce nie­wąt­pli­wie na­stąpi to samo.

Zwróćmy te­raz uwagę, że struk­tura fi­nan­so­wa­nia w Unii Eu­ro­pej­skiej cał­ko­wi­cie li­kwi­duje kla­syczny mo­del fi­skalny, w któ­rym mia­sta utrzy­mują się z po­dat­ków. Mia­sta, or­ga­ni­za­cje i grupy spo­łeczne, żeby mieć pie­nią­dze, bez­względ­nie mu­szą in­we­sto­wać i za­ra­biać. To ozna­cza, że sta­tus pła­cowy na­uczy­ciela jest za­leżny od sku­tecz­no­ści in­we­sty­cji i zwrotu z tych in­we­sty­cji po­dej­mo­wa­nych przez mia­sta. Żeby na­uczy­ciel otrzy­mał więk­sze wy­na­gro­dze­nie, każde mia­sto musi in­we­sto­wać, w co się tylko da. Dla­tego lot­ni­ska, porty, ter­mi­nale, za­go­spo­da­ro­wa­nie od­pa­dów, woda, ga­le­rie han­dlowe i cały mo­no­pol Nie­miec czy Fran­cji są w ręku miast.

Tym­cza­sem nie za­uwa­ży­łem żad­nych na­uczy­cieli go­to­wych do dzia­ła­nia, gdy był po­trzebny ich pod­pis pod pro­te­stem prze­ciwko sprze­daży miej­skiej firmy do­star­cza­ją­cej wodę i cie­pło do miesz­kań na Po­mo­rzu, czyli spółki GPEC Gdańsk, która ow­szem za­ra­bia na pod­wyżki, ale dla na­uczy­cieli w Ros­to­cku. Blo­kada sprze­daży wy­ma­gała ja­kichś dwu­dzie­stu ty­sięcy pod­pi­sów, a uzbie­rano je­dy­nie pięć ty­sięcy. Co wię­cej, strajk na­uczy­cieli był ak­tyw­nie wspie­rany przez Zwią­zek Na­uczy­ciel­stwa Pol­skiego. Na­uczy­ciele od szes­na­stu lat wspie­rają ten sam za­rząd Związku, a ten dys­po­nuje ogrom­nymi ma­jąt­kami, z któ­rych na­uczy­ciele nic nie mają. Ma­jątki po or­ga­ni­za­cjach przed­wo­jen­nych i te prze­ka­zane w cza­sach ko­mu­ni­zmu po­winny pod­no­sić na­uczy­cie­lom wy­na­gro­dze­nie choćby o 400 zło­tych do pen­sji, nie­stety ta moż­li­wość jest przez Zwią­zek kon­cer­towo mar­no­tra­wiona.

Tego ro­dzaju sys­tem, to jest po­sia­da­nie ma­jąt­ków i ak­ty­wów, które można wy­ko­rzy­stać ku więk­szym za­rob­kom, tra­fił się na­uczy­cie­lom przy­pad­kowo, ale jest bar­dzo ty­po­wym na­rzę­dziem w sys­te­mie fi­skal­nym UE, który mówi ja­sno: Chce­cie wię­cej pie­nię­dzy, to je za­rób­cie. Tym­cza­sem na­uczy­ciel nie ma kom­plet­nie nic z ma­jąt­ków, któ­rymi dys­po­nuje ZNP i nic nie wska­zuje, aby mu to prze­szka­dzało. Po­wiem wię­cej, on na­wet daje tej sy­tu­acji pełne po­par­cie. Jego rola w pro­te­stach ogra­ni­cza się do trans­pa­ren­tów: „Rzą­dzie, daj, bo ja chcę”.

Oczy­wi­ście na­uczy­ciele mogą so­bie pro­te­sto­wać prze­ciwko rzą­dowi, że ten nie do­tuje gmin więk­szymi kwo­tami na wy­na­gro­dze­nia, ale jak dla mnie jest je­dy­nie kwe­stią czasu, kiedy na­uczy­ciele cał­ko­wi­cie zejdą pod skrzy­dła sa­mo­rzą­dów. Na­leży za­ło­żyć, że wła­dza le­wi­cowa po­prosi o ta­kie sta­no­wi­sko Ko­mi­sję Eu­ro­pej­ską, zwali pro­blem na Bruk­selę i po spra­wie. Pro­te­sty na­uczy­cieli się skoń­czą, po­nie­waż pro­blem nie bę­dzie pro­ble­mem władz RP.

Je­dyną szansą na więk­sze wy­na­gro­dze­nia dla na­uczy­cieli jest taka oko­licz­ność, w któ­rej gminy będą ce­cho­wały się wy­soką przed­się­bior­czo­ścią i ren­tow­no­ścią przed­się­wzięć. Po­pie­ra­nie stron­nictw po­li­tycz­nych, które cha­rak­te­ry­zują się wy­prze­dażą, a nie in­we­sto­wa­niem – na­karmi ich ide­olo­gicz­nie, ale w ża­den spo­sób i w żad­nym tego słowa zna­cze­niu nie po­prawi sta­tusu na­uczy­ciela.

Mó­wiąc wprost:

Nie chcia­łeś, to się nie dziw, że nie do­sta­łeś.

Mak­syma wła­sna

mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij